Facebook - konwersja
Przeczytaj fragment on-line
Darmowy fragment

Korona się dzieli - ebook

Wydawnictwo:
Format:
EPUB
Data wydania:
1 maja 2025
20,19
2019 pkt
punktów Virtualo

Korona się dzieli - ebook

A gdyby polska nigdy nie upadła? W alternatywnej Warszawie roku 2025 młody historyk odkrywa, że rzeczywistość nie jest tak jednoznaczna, jak nas uczono. Istnieją światy równoległe, gdzie historia Polski potoczyła się zupełnie inaczej. Gdy granice między wymiarami zaczynają się zacierać, losy tych światów znajdą się w jego rękach. Porywająca opowieść o potędze wyborów, które kształtują nie tylko przyszłość, ale i przeszłość.

Kategoria: Proza
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8414-404-6
Rozmiar pliku: 2,2 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

_DLA MOJEGO DZIADKA, HENRYKA —_

_Którego opowieści na dobranoc były lepsze niż niejeden serial i trzymały mnie w napięciu do ostatniego słowa. W dzieciństwie nauczyłem się od niego więcej niż z niejednej książki, a jego mądrość i wyobraźnia towarzyszą mi do dziś. Mam tylko nadzieję, że ta powieść spodobałaby mu się, choć w połowie tak bardzo, jak ja pokochałem jego historie._

_DZIĘKUJĘ ZA MAGIĘ, DZIADKU._

_„Ja, żołnierz Królewskich Sił Rzeczypospolitej, przysięgam wiernie służyć Koronie Jagiellońskiej, bronić jej nieprzerwanej suwerenności i strzec jej odwiecznych granic._

_Dochowam honoru polskiego wojownika, jak czynili to husarze pod Wiedniem i obrońcy Wału Wschodniego. Stanę nieugięcie w obronie Złotej Karty i królewskiego sztandaru, pod którym orły nasze dumnie się wznoszą._

_Dla Ojczyzny i Króla gotów jestem przelać krew i oddać życie bez wahania, jak czynili to moi przodkowie przez stulecia nieprzerwanych zwycięstw._

_Niech światło fuzji mnie prowadzi przez mroki niepewności, a duchy bohaterów Rzeczypospolitej dodają mi siły w godzinie próby._

_Przysięgam strzec ciągłości naszej wielkiej historii, która nigdy nie została złamana ani przerwana, od Piastów, przez Jagiellonów, aż po dzień dzisiejszy._

_Tak mi dopomóż Bóg.”_

— _ROTA PRZYSIĘGI ŻOŁNIERSKIEJ KORONY JAGIELLOŃSKIEJ_PROLOG

_„PRZESZŁOŚĆ NIGDY NAPRAWDĘ NIE ODCHODZI. ŻYJE W NASZEJ KRWI.”_

Zima roku 2010 była wyjątkowo surowa w Warszawie, lecz profesor Jan Sobieski ledwie odczuwał chłód, pracując całą noc w swoim prywatnym gabinecie. Śnieg osiadał na parapetach, a światła fuzyjne bijące z centrum miasta rzucały eteryczny, błękitny poblask, sprawiając, że płatki zdawały się migotać wewnętrzną energią. Biurko profesora tonęło w chaosie starych ksiąg i cyfrowych tabletów pełnych obliczeń kwantowych, a w samym jego centrum leżał mały metalowy dysk, który co jakiś czas pulsował światłem w rytmie bijącego serca Jana.

—_ To gdzieś tam jest_ — wyszeptał do siebie ochrypłym głosem, nie wypoczywając od wielu godzin. — _Wzór jest nie do pomylenia._

Na głównym ekranie widniała złożona sieć zdarzeń historycznych, promieniująca z centralnego punktu opisanego jako _„Wiedeń, 1683”_. Linie wpływu — niektóre ciągłe, inne przerywane, oznaczające prawdopodobieństwo, nie pewność — rozciągały się z tego punktu do dziesiątek kolejnych wydarzeń historycznych. Reformy Oświecenia i Sejm Niemy roku 1717. Konstytucja 3 Maja, 1791. Błyskawiczna klęska hitlerowskich Niemiec w 1939. Każde z tych zdarzeń ukazane było nie tylko jako fakt historyczny, lecz jako matematyczne prawdopodobieństwo, które urzeczywistniło się z precyzją przekraczającą wszelką statystykę.

Jan dopasował parametry swojego modelu Rezonansu Historiograficznego, dodając niedawno odszyfrowane zmienne z prywatnej korespondencji króla Jana III z ojcem Marco Aviano po bitwie pod Wiedniem. Algorytm przeliczył dane, potwierdzając to, co Jan podejrzewał od lat, lecz czego nigdy dotąd nie potrafił udowodnić.

Nieprzerwana suwerenność Polski przeczyła rachunkowi prawdopodobieństwa. Ścieżka historyczna od Wiednia do czasów obecnych stanowiła anomalię statystyczną tak głęboką, że nie dało się jej wyjaśnić konwencjonalną historiografią.

To nie było tylko mało prawdopodobne. To było matematycznie niemożliwe.

Chyba że…

Jan sięgnął po wiekowy, metalowy dysk, którego powierzchnia zdawała się oddychać wzorami — zmiennymi, żywymi, reagującymi na każde spojrzenie — matematycznymi formułami, które nie miały prawa istnieć w XVII wieku. Rodzinna relikwia przekazywana z pokolenia na pokolenie w rodzinie Sobieskich, opatrzona tajemniczymi ostrzeżeniami i instrukcjami.

_Korona się dzieli. Trzy nici, nie jedna._

Gdy jego palce dotknęły dysku, znajome ciśnienie narosło za skroniami. Jan rzucił się do szuflady po stabilizator neuronowy, lecz było za późno. Ból głowy przeobraził się w coś znacznie głębszego — przesunięcie percepcji, które w ostatnich miesiącach badań przytrafiało mu się coraz częściej.

Gabinet pozostał widoczny, lecz nałożyła się nań inna przestrzeń — pokój podobny, lecz subtelnie zmieniony. Oświetlenie fuzyjne zastąpiła zwykła elektryczność. Za oknem nie majaczyła już panorama Warszawy zdominowanej przez wieże fuzyjne, lecz bardziej konwencjonalna architektura. Ekrany cyfrowe nie ukazywały ciągłej linii polskiej suwerenności, lecz dokumenty historyczne ukazujące coś nie do pomyślenia: rozbiory Polski i jej zniknięcie z mapy Europy na sto dwadzieścia trzy lata.

I po drugiej stronie tej wymiarowej zasłony spoglądał na niego… on sam. Nie do końca ten sam — ten Jan Sobieski miał twardsze rysy, nosił inne piętno życia, jakby przeżył inną historię. Zamiast akademickiej togi — strój użytkowy, bardziej przystający do wojskowego historyka niż profesora.

Nie padło żadne słowo — bariera oddzielająca ich światy uniemożliwiała komunikację głosem. A jednak zrozumienie przepływało bez trudu — pojęcia przenosiły się bezpośrednio pomiędzy wersjami tej samej świadomości.

_Teraz widzisz. Zaburzenie._

Jan cofnął się przerażony tą myślą — nie wiedział, czy pochodziła od jego alternatywnej wersji, czy też powstała w jego własnym umyśle w odpowiedzi na tę niemożliwą wizję.

_Zaburzenie? To jest historia. Moja historia. Nieprzerwana suwerenność Polski od Wiednia._

Oblicze drugiego Jana stężało — wyraz pogardy zmieszanej z gorzkim uporem.

_Statystyczna niemożliwość. Błąd kwantowy podtrzymywany przez technologiczną ingerencję. Naturalny bieg dziejów wymaga upadku Polski, jej rozbiorów, jej walki i późniejszego odrodzenia._

Jan zrozumiał — ta wersja jego samego nie tylko obserwowała inną rzeczywistość. Tamten Jan ją oceniał. Potępiał polską ciągłą suwerenność jako kosmiczny błąd, który należy naprawić. Co gorsza — wydawał się aktywnie dążyć do jego _„naprawienia”_.

_Zbliża się konwergencja. Bariery słabną. Jedna nić musi stać się głównym splotem._

Wizja rozpadła się nagle, a rzeczywistość powróciła gwałtownie i boleśnie. Jan znowu był sam w gabinecie, dysząc ciężko, ściskając stabilizator w zbielałych palcach. Ale wiedza o tym, co zobaczył — o tym, co to oznaczało dla przeszłości i przyszłości Polski — pozostała.

Drżącymi dłońmi stworzył zaszyfrowaną kopię zapasową swoich badań i umieścił ją na izolowanym kwantowo krysztale danych. Jeśli jego obliczenia były poprawne, jeśli anomalie statystyczne w polskiej historii naprawdę stanowiły formę odchylenia od głównej linii czasu, jak sugerował jego model — to to, czego właśnie doświadczył, było czymś więcej niż halucynacją czy symptomem neurologicznym.

To był pierwszy kontakt z alternatywną wersją rzeczywistości. Rzeczywistością, w której Polska upadła pod Wiedniem, została rozebrana i okupowana, a potem z trudem i przelaną krwią, wyrwała się z okowów niewoli i odzyskała niepodległość.

A tamten Jan Sobieski, wypruty z wiary i nadziei, chciał unicestwić świat, który nie znał cierpienia jego narodu — jakby tylko ból nadawał historii sens.

Jan musiał kogoś powiadomić, ostrzec. Królewskie Towarzystwo Historyczne odrzuciłoby jego wnioski i ostrzeżenia jako akademicką przesadę w najlepszym razie, w najgorszym jako paranoiczne urojenia. Urząd Regulacyjny Fuzji potrafił pojąć złożoność kwantowych zależności, ale brakowało mu czegoś więcej niż danych — zrozumienia, czym ta historia naprawdę była. Jan potrzebował kogoś, kto łączył precyzję naukowca z wrażliwością kronikarza.

Rodzina królewska. Tylko oni posiadali zarówno wiedzę o granicach technologii fuzyjnej, jak i ciągłość dziedzictwa, która pozwalała dostrzec, co było naprawdę zagrożone.

Jan rozpoczął pisanie wiadomości do prywatnego sekretarza Korony, prosząc o pilne spotkanie. W miarę jak pisał, dysk na jego biurku pulsował coraz szybciej — jakby w odpowiedzi na jego decyzję.

Na zewnątrz śnieg sypał coraz gęściej, przesłaniając wieże fuzyjne — symbol polskiej dominacji technologicznej. Te wieże oznaczały więcej niż tylko źródło energii — były fizycznym przejawem ciągłości rozwoju, który rozpoczął się w roku 1933, gdy Albert Einstein zbiegł do Polski. Cudu naukowego, który uczynił z narodu bez klęski światowe supermocarstwo.

Cudu, który — według jego obliczeń — nigdy nie powinien był się wydarzyć.

Trzy dni później profesor Jan Sobieski został odnaleziony martwy w swoim uniwersyteckim gabinecie, pochylony nad biurkiem jakby po prostu zasnął przy pracy. Oficjalny raport medyczny wskazywał na wylew krwi do mózgu — tragiczny, ale nie całkiem nieoczekiwany koniec dla człowieka, który przez całe życie zmagał się z ciężkimi migrenami.

Oficjalne akta ostatecznie uznały jego śmierć za wynik zdrady — rzekomej próby zafałszowania przeszłości dla własnej korzyści. Plama na nieskazitelnym dotąd nazwisku rodu Sobieskich.

Nie wspomniano w nim jednak o spotkaniu, które miało miejsce dzień wcześniej we wschodniej bibliotece Pałacu Królewskiego. Trzy godziny, jakie Jan Sobieski spędził z księżniczką Anną Jagiellońską, przedstawiając dowody na istnienie teorii nazwanej przez niego _„Rezonansem Historiograficznym”_ — koncepcji sugerującej, że polska historia nie była jedynie nieprawdopodobnym ciągiem szczęśliwych zdarzeń, lecz alternatywą wobec bardziej _„prawdopodobnej”_ linii czasu, w której naród upadł, został rozebrany i dopiero później odzyskał niepodległość.

Nie wspomniano również o utajnionych aktach stworzonych po spotkaniu — dostępnych wyłącznie rodzinie królewskiej oraz wybranym oficerom wywiadu Korony. Dokumentach zawierających terminy takie jak _„Paradoks Koronny”_, _„skażenie linii czasu”_ oraz _„progi konwergencji harmonicznej”._

Ani słowem nie wspomniano o małym, metalowym dysku odnalezionym w dłoni Jana w chwili jego śmierci — artefakcie, który natychmiast przejęły Służby Koronne. Został on zdeponowany w kwantowo odizolowanej komorze, głęboko w aneksie Archiwów Królewskich, pod czujnym okiem księżnej Heleny Radziwiłł — Królewskiej Opiekunki Archiwów.

I z całą pewnością nie wspomniano o dziwacznej frazie powtarzającej się w prywatnych notatkach Jana z coraz większą intensywnością w ostatnich tygodniach jego życia:

_„Korona się dzieli. Trzy nici, nie jedna.”_

Piętnastoletni Oskar Sobieski stał w bezruchu przy trumnie ojca, przyjmując kondolencje od akademików i przedstawicieli rządu z godnością, jakiej oczekiwano od potomka jednego z najstarszych polskich rodów. Jego matka Magdalena kurczowo trzymała go za ramię — żal wyniszczył jej twarz przez ostatni tydzień od śmierci Jana. Wokół nich zima w Warszawie trwała nieprzerwanie, wieże fuzyjne pulsowały niezmiennie na tle szarego nieba, a ich błękitna poświata odbijała się od śnieżnego puchu pokrywającego cmentarz.

— _Twój ojciec był wybitnym badaczem_ — mruknął starszy profesor, którego nazwiska Oskar nie potrafił sobie przypomnieć. — _Jego praca nad rozpoznawaniem wzorców historycznych wyprzedzała konwencjonalną metodologię o całe dekady._

Oskar skinął głową, słysząc podobne frazesy już co najmniej kilkanaście razy. Żaden z tych uczonych nie wspomniał o oskarżeniach o zdradę, które towarzyszyły aktowi zgonu — twierdzeniach, że jego ojciec próbował fałszować dokumentację historyczną, podważać ciągłość suwerenności Polski, której badaniu poświęcił całe życie.

Oskarowi nie mieściło się to w głowie. Jego ojciec był zafascynowany prawdą historyczną — wręcz opętany. W ostatnich miesiącach ta obsesja przybrała na sile, trzymając go po nocach przy pracy, której sens opisywał tylko w mglistych, niepokojących słowach. Coś o statystycznych anomaliach w rozwoju od Wiednia do czasów współczesnych.

Gdy żałobnicy zaczęli się rozchodzić, podszedł do niego mężczyzna, którego Oskar nie znał. Był wysoki, o sylwetce zdradzającej lata służby wojskowej, choć ubrany w cywilny, elegancki garnitur. Włosy — przyprószone siwizną — przystrzyżone krótko, jakby nawyk nie zanikł mimo munduru dawno odwieszonego do szafy. Cienka blizna ciągnęła się wzdłuż lewej szczęki, ale to nie ona przykuwała uwagę. To oczy — bladoniebieskie, zimne jak tafla lodu i równie przeszywające. Patrzyły nie na Oskara, lecz przez niego.

— _Oskar Sobieski_ — powiedział mężczyzna, głosem zaskakująco miękkim jak na swój postawny wygląd. — _Wyrazy współczucia z powodu śmierci ojca._

— _Dziękuję, proszę pana_ — odpowiedział odruchowo Oskar. — _Obawiam się, że nie…_

— _Komandor Jan Lisowski, Wywiad Koronny._ — Mężczyzna nie wyciągnął ręki, tylko uważnie przyglądał się Oskarowi wzrokiem, który zdawał się wydobywać informacje samym spojrzeniem. — _Z twoim ojcem łączyły mnie… zawodowe kontakty w ostatnich tygodniach jego życia._

Oskar zesztywniał, natychmiast czujny. Obecność oficera wywiadu Korony na pogrzebie ojca mogła oznaczać tylko jedno — że zarzuty zdrady nie były czystą formalnością.

— _Mój ojciec nie był zdrajcą_ — powiedział cicho, świadom delikatnego stanu matki, rozmawiającej nieopodal z dalszą rodziną.

— _Nie był_ — zgodził się Lisowski, ku zaskoczeniu Oskara. — _Choć oficjalne zapisy muszą na razie sugerować inaczej._

Niedopowiedziane słowa zawisły między nimi jak ciężar. Zanim Oskar zdążył poprosić o wyjaśnienie, Lisowski mówił dalej.

— _Miewasz migreny, prawda? Jak twój ojciec._

Nieoczekiwana zmiana tematu wytrąciła Oskara z równowagi.

— _Skąd pan to wie?_

— _Wrażliwość neuronowa bywa dziedziczna._ — Spojrzenie Lisowskiego nie odrywało się od jego twarzy, jakby coś kalkulował. — _Zauważyłeś, że nasilają się w ostatnich miesiącach? Może towarzyszy im nietypowa percepcja? Chwile, w których rzeczywistość wydaje się… podwójna?_

Oskar poczuł ciarki — nie z zimna, lecz z rodzącego się w nim niepokoju. Skąd ten człowiek mógł wiedzieć o zwidach, które towarzyszyły jego najgorszym bólom głowy? O tych przelotnych momentach, kiedy wydawało mu się, że widzi… coś innego. Inną Warszawę. Innych ludzi. Inną historię.

Epizody, o których nie mówił nikomu — bojąc się, że to symptomy tej samej choroby psychicznej, która rzekomo doprowadziła ojca do zdrady.

Lisowski jakby czytał to w jego oczach.

— _Twój ojciec rozumiał, co się z nim dzieje — co dzieje się z jego percepcją. Zaczynał dostrzegać powiązania, których inni nie potrafili zauważyć._ — Sięgnął do wewnętrznej kieszeni płaszcza i wyjął niewielkie urządzenie, które Oskar od razu rozpoznał — stabilizator neuronowy, choć bardziej zaawansowany niż ten, który przepisał mu lekarz.

— _To teraz należy do ciebie_ — powiedział, wciskając urządzenie w dłoń chłopaka. _— Użyj go, gdy wizje zaczną Cię przytłaczać. Gdy zrobi się za głośno w środku, to cię trochę wyciszy. Tyle, ile trzeba, żeby nie stracić równowagi._

— _Nie rozumiem_ — przyznał Oskar, choć niemal odruchowo schował aparat do kieszeni.

— _Zrozumiesz, gdy nadejdzie pora._ — Na twarzy Lisowskiego pojawił się cień czegoś, co mogło uchodzić za współczucie.

_— Twój ojciec natknął się na coś, co nie powinno było ujrzeć światła. Coś, co wystraszyło ludzi, którzy zwykle nie boją się niczego. Uznał, że świat ma prawo wiedzieć. Oni — że jeszcze nie. Jego badania zamknięto, zapieczętowano. Ale nie zniszczono. Bo nawet oni nie potrafili tego wymazać._

Spojrzał na rozchodzących się żałobników, ściszając głos jeszcze bardziej:

— _Gdy dorośniesz, gdy twoje zdolności się rozwiną, znajdzie się dla ciebie miejsce w służbie Koronie. Rola, którą tylko ktoś z twoją… szczególną percepcją będzie mógł wypełnić._

Zanim Oskar zdołał zapytać cokolwiek więcej, Lisowski odwrócił się, rzucając ostatnie zdanie przez ramię:

— _Twoja rodzina służy Polsce od Wiednia, Oskarze Sobieski. Ta służba trwa — choć nie zawsze w sposób, który odnotowuje historia._

Oskar patrzył, jak komandor znika wśród nagich zimowych drzew cmentarza, a jego umysł buzował od pytań, których jeszcze nie potrafił nawet sformułować. Co odkrył jego ojciec? O jakich _„zdolnościach”_ mówił Lisowski? Jaką rolę mógłby on sam odegrać w służbie Koronie?

I co najbardziej niepokojące — jaki związek z tym wszystkim miały te przelotne, przerażające chwile, gdy rzeczywistość zdawała się dzielić, ukazując mu Polskę, która podążyła zupełnie inną drogą dziejową?

Gdy matka zawołała go do samochodu pogrzebowego, Oskar poczuł ciężar stabilizatora neuronowego w kieszeni — cięższy, niż powinien być, jakby niósł nie tylko masę metalu, lecz brzemię wiedzy i odpowiedzialności, której piętnastoletni Oskar jeszcze nie pojmował.

Wieże fuzyjne Warszawy pulsowały niezmiennie w oddali, ich błękitny blask przypominał o technologicznym prymacie i nieprzerwanej suwerenności Polski. A jednak — po raz pierwszy w swoim młodym życiu — Oskar zaczął się zastanawiać, czy ta ciągłość rzeczywiście była tak absolutna, jak twierdziły szkolne podręczniki.

Czy mogły istnieć pęknięcia w samych fundamentach rzeczywistości, widoczne tylko dla tych o odpowiednim rodzaju percepcji?

Odpowiednim rodzaju krwi?
mniej..

BESTSELLERY

Menu

Zamknij