Facebook - konwersja
Przeczytaj fragment on-line
Darmowy fragment

KOROSADOWICZ. Biografia do końca górska - ebook

Wydawnictwo:
Format:
EPUB
42,00
4200 pkt
punktów Virtualo

KOROSADOWICZ. Biografia do końca górska - ebook

Korosadowicz. Biografia do końca górska – opowieść o życiu wśród Tatr

Korosadowicz. Biografia do końca górska to poruszająca książka autorstwa Wojciecha Bajaka, która przedstawia fascynującą historię życia Zbigniewa Korosadowicza – człowieka gór, taternika, alpinisty, nauczyciela i założyciela Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego. To pierwsza tak kompleksowa biografia Zbigniewa Korosadowicza, pokazująca nie tylko jego osiągnięcia, lecz także wartości, którym pozostał wierny przez całe życie.

Już od najmłodszych lat Tatry były dla Korosadowicza czymś więcej niż tylko pasją – były jego światem. To właśnie wśród szczytów dorastał, hartował charakter i uczył się odwagi, pokory oraz odpowiedzialności. Co istotne, góry stały się dla niego szkołą życia i przestrzenią, gdzie zrozumiał, czym jest służba drugiemu człowiekowi.

Kim był Zbigniew Korosadowicz?

Zbigniew Korosadowicz to postać kluczowa w historii polskiego ratownictwa górskiego. Był nie tylko znakomitym wspinaczem i pedagogiem, ale przede wszystkim wizjonerem. Założył TOPR – Tatrzańskie Ochotnicze Pogotowie Ratunkowe, którym przez wiele lat kierował jako Naczelnik. Jego zaangażowanie w rozwój struktur ratownictwa, tworzenie procedur oraz kształtowanie etosu ratownika do dziś stanowi fundament bezpieczeństwa w polskich górach.

Co więcej, Korosadowicz aktywnie uczestniczył w wyprawach nie tylko w Tatry, ale również w Alpy Szwajcarskie i góry Atlasu. Każda z tych wypraw była nie tylko wyzwaniem fizycznym, lecz także duchową podróżą – formą kontemplacji, próbą zrozumienia siebie i otaczającego świata.

Biografia z pasją i dokumentacyjną dokładnością

Książka Korosadowicz. Biografia do końca górska to nie tylko sucha relacja faktów. To bogato udokumentowana i emocjonalna opowieść, która wciąga czytelnika od pierwszych stron. Autor – Wojciech Bajak – z niezwykłą dbałością o detale i kontekst historyczny przedstawia nie tylko działania bohatera, ale i ducha epoki, w której żył. Dzięki temu publikacja nabiera wyjątkowego charakteru.

Co ważne, książka została objęta patronatem przez takie instytucje jak Muzeum Sportu i Turystyki w Warszawie, Radio Kraków, czasopismo "Taternik" oraz portale podhale24.pl i portalgórski.pl.

Dla kogo jest ta książka?

Ta biografia górska jest lekturą obowiązkową dla:

  • miłośników Tatr i górskiej przyrody,
  • pasjonatów historii polskiego alpinizmu,
  • osób zainteresowanych rozwojem ratownictwa górskiego w Polsce,
  • czytelników poszukujących inspirujących życiorysów i postaci z misją.

Co równie istotne, książka poruszy tych, którzy tęsknią za światem, w którym wartości takie jak odwaga, poświęcenie i miłość do natury stanowiły fundament codzienności.

Dlaczego warto przeczytać tę książkę?

Zanurz się w opowieść o człowieku, który całe swoje życie związał z górami – ich pięknem, potęgą i grozą. Poznaj historię Zbigniewa Korosadowicza – postaci, która zasłużenie przeszła do historii nie tylko jako wybitny taternik, ale także jako człowiek z krwi i kości, który nie bał się wyzwań i żył zgodnie z własnym kodeksem wartości.

Na zakończenie warto dodać: Korosadowicz. Biografia do końca górska to książka, która nie tylko dokumentuje życie jednego człowieka, ale również oddaje hołd całemu pokoleniu pionierów górskich ścieżek – ludzi, którzy nie bali się patrzeć w stronę szczytów i iść własną drogą – do końca. Do końca górską.

 

 

Kategoria: Biografie
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-67898-06-5

FRAGMENT KSIĄŻKI

WSTĘP

Wiele legend wyrosło już ze skalistej, twardej gleby Podhala. Dawniej w podaniach ustnych i przyśpiewkach przekazywano sobie szumne opowieści o zbójnikach, pasterzach, łowcach, zielarzach oraz poszukiwaczach skarbów. Później miejsce tych postaci zajęli już sportowcy, taternicy, narciarze, ratownicy. Ich historie bywały zaś raczej utrwalane na kartkach papieru. Dzięki temu Stanisław Zieliński w książce „W stronę Pysznej” mógł pokusić się o spostrzeżenie, że gdyby wszystkie publikacje o Tatrach ustawić w pionie, to wysokość tego bloku przewyższyłaby nawet rozmiar wierchów.

Upływające dni, miesiące, lata, a wraz z nimi także pokolenia tylko garstce wybrańców z tych podań pozwoliły jednak cieszyć się wieczną estymą. Tryby dziejów pozostawiły im status legend. Inni zostali odarci ze sławy po swoich dokonaniach. Całe Podhale śpiewa piosenki o Janosiku, który nawet nie był stąd, lecz z Orawy. A ile osób pamięta o rodzimych zbójnikach z tego regionu – Wojtku Matei, Tatarze Myśliwcu, Mardułach? Klimek Bachleda nazywany jest „królem przewodników tatrzańskich”. Jego imię nosi ulica w Zakopanem, czy Koło Przewodników Tatrzańskich. A taki Jędrzej Wala, który był nauczycielem fachu dla Klimka? Nie wiadomo nawet gdzie, ani kiedy rozstał się z tym światem. Takich przykładów jest sporo w każdej z tatrzańskich dziedzin.

Pewnego dnia natknąłem się na ogłoszenie autorstwa znanego zakopiańskiego historyka Wojciecha Szatkowskiego na portalu Watra.pl: Są zakopiańskie postaci, o których pamięć przetrwała wśród zakopiańczyków, w publikacjach i na fotografiach. W pamięci kolejnych pokoleń. Są też tacy ludzie, którzy, z różnych powodów, poszli w zapomnienie. Wśród nich trzeba wymienić Zbigniewa Korosadowicza. Szukając danych, zdjęć tego człowieka – jakże zasłużonego dla naszego miasta – natrafiłem na dziwną, niezrozumiałą pustkę niepamięci. Dlatego zwracam się do zakopiańczyków za pośrednictwem Serwisu Watra o to, by pomogli w poszukiwaniu informacji o Korosadowiczu. Za każdą z nich będę niezwykle wdzięczny.1

Ta „pustka niepamięci” jest rzeczywiście zastanawiająca. Postać bohatera bez trudu skojarzyłem z nazwiskiem wybitym białymi literami na niebieskiej okładce przewodnika po Tatrach, stojącego na półce w moim rodzinnym domu. Tam na jednej z pierwszych stron znajduje się biogram autora. Kilka zdań opisu jasno wyjaśnia, że był czas, gdy Zbigniew Korosadowicz dzierżył miano najlepszego taternika latem, najlepszego taternika zimą oraz polskiego rekordzisty w Alpach. Potem stał na czele Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego. W 1945 r. prowadził też słynną akcję ratunkową na Zwierówce. Działał w kilku organizacjach, rysował mapy, które zrewolucjonizowały krajową kartografię i napisał wiele artykułów. Wydawałoby się, że to dostatecznie dużo, by stawiano go w jednym rzędzie z największymi tatrzańskimi legendami sportu wspinaczkowego, prawda? Tymczasem ta „pustka niepamięci” sprawiła, że z wielkich wyczynów Zbigniewa Korosadowicza pozostały już tylko okruchy wspomnień, z których trzeba było nieco pracy, aby utkać logiczną historię. Na szczęście trafił na okres, gdy nie żałowano stron w prasie na opisy dokonań taterników.

Będzie to zatem opowieść o jednym z najlepszych przedwojennych taterników, o jego korzeniach i początkach w Tatrach; o świetnych przejściach, ale też zuchwałych próbach, zakończonych porażkami w nieraz bardzo dramatycznych okolicznościach. Będzie to opowieść o pionierskich wyjazdach w Alpy i rywalizacji z europejską czołówką. Będzie to opowieść o odkrywaniu gór Atlasu. Będzie to opowieść o Tatrzańskim Ochotniczym Pogotowiu Ratunkowym i trudnych akcjach ratunkowych. Będzie to opowieść o niełatwych wyborach, a jeszcze trudniejszych czasach. Będzie to opowieść o żmudnej pracy. Opowieść o partnerach, towarzyszach, uczniach, rywalach, wrogach, sukcesach, porażkach, trudnych decyzjach oraz skomplikowanych czasach. Będzie tu dużo tatrzańskiej skały, zakopiańskiej atmosfery, alpejskiego śniegu i słońca Afryki. Będzie tu blask sławy i poczucie zapomnienia. Z tak wielu, pogmatwanych i odległych wątków utkane było bowiem życie Zbigniewa Korosadowicza.

Życzę przyjemnej lektury,

Wojciech BajakBÓJKA Z SYNEM GENERAŁA

Kiedy u progu śnieżnej zimy na przełomie 1907 i 1908 roku cesarsko-królewski urzędnik w Krakowie spisywał akt narodzin nowego obywatela, z monotonii wypełniania kolejnych rubryk, mogła go trochę wyrwać pozycja przeznaczona na nazwisko. Korosadowicz nie było bowiem typowe dla tego regionu. Długie, nieco egzotyczne nawet w brzmieniu, przez końcówkę zdawało się spuścizną po przodkach ze wschodnich kresów. Niektórzy przedstawiciele tego rodu istotnie wywodzili jego korzenie właśnie od wołyńskiej szlachty, posługującej się herbem Rawicz2. Podanie to ma swoje słabe punkty. Takiej familii nie wymienia w swoim herbarzu Tadeusz Gajl. Wcale ta historia o arystokracji w drzewie genealogicznym nie musi mimo wszystko stać na półce z legendami. Wśród zakrętów losu i małej wprawności urzędników, doszło wszak przynajmniej do jednej nieplanowanej, a udokumentowanej zmiany pisowni tego nazwiska na przestrzeni wieków.

Pierwsze potwierdzone ślady bytności tego rodu prowadzą jednak nie na Wołyń, ani pod Tatry, ani chociaż do podnóża wzgórza wawelskiego, lecz ku Górom Pieprzowym. Daleko tym obłym pagórom do potęgi najwyższych karpackich wierchów. Niewielkie pasmo wyrasta maksymalnie około 200 metrów nad Kotliną Sandomierską, leżącą w widłach Wisły i Sanu. W księgach parafialnych Koprzywnicy i Klimontowa – dwóch miasteczek z tego regionu – nie tak trudno dostrzec posiadaczy nazwiska „Kurosad”. Jednym z nich był urodzony w 1784 roku właśnie w Klimontowie Józef. Z małżeństwa z rok starszą Katarzyną (z domu Wróblewską) doczekał się pokaźnej gromadki dzieci – czterech synów oraz siedmiu córek.

Drugi w kolejności z tego licznego rodzeństwa cechował się wyjątkowym pechem do niespójności w dokumentach. Według trzech różnych zaświadczeń kościelnych miał on na imię Jacenty, Hiacynt lub Jacek. Pod pierwszym z tych imion figuruje w akcie ślubu zawartym w 1832 roku w rodzinnej miejscowości z Jadwigą Danielecką z Łęgonic Sandomierskich (dziś to już Łęgonice Małe). Akurat ta postać w drzewie genealogicznym stanowi poszlakę, że mogło być coś na rzeczy z herbem, bo Danieleccy to spolszczona familia szlachecka Dangelów, a mezalianse w XIX wieku nie były przecież zbyt częste.

Pracował on jako nauczyciel. Na dłużej osiadł zaś z żoną jakieś 100 kilometrów od Sandomierza, w Radoszycach (obecnie powiat konecki). Tu doczekali się czwórki dzieci. O ile córka Jadwigi i Jacentego, Honorata występuje nadal w dokumentach jako „Kurosad”, jej bracia, czyli Aleksander, Marceli i Wiktor stanowią już pierwsze pokolenie „Korosadowiczów”. Fakt, że ten zapis dotyczy akurat trójki męskich potomków, pozwala przypuszczać, iż carski urzędnik mógł do stworzenia otczestwa3 użyć właśnie nazwiska, zamiast imienia ojcowskiego. Środkowy z tego tercetu braci, urodzony 7 lipca 1849 roku, w dokumentach parafii w rodzinnych stronach matki, w Przysusze, został określony nawet jako „Wiktor Kurosadowicz, syn Hiacynta i Jadwigi”. W późniejszych latach ugruntowała się już forma „Korosadowicz”.

Wiktor ożenił się z pochodzącą z tych samych stron Wincentyną Agnieszką Strzelecką córką Antoniego i Honoraty z Bielińskich. Z tego małżeństwa przyszło na świat pięcioro dzieci. W ostatnim dniu maja 1872 roku rodzina powiększyła się o drugiego syna. Na chrzcie nadano mu imiona Edmund Feliks. Zdaje się, że familia dość często zmieniała miejsce zamieszkania. O ile on i starszy brat Krystian Józef przyszli na świat w Cieklińsku, a zostali ochrzczeni w parafii w Lipie, to dwoje młodszego rodzeństwa urodziło się już w Czermnie. Natomiast akt zgonu ich siostry Eufemii, wystawiła w 1879 roku warszawska parafia Świętej Trójcy na Powiślu, podobnie jak akt urodzenia w 1883 roku najmłodszej z sióstr – Feliksy. Wcześniej w Warszawie osiedlili się też dwaj bracia Wiktora – Aleksander i Marceli.

Los nie poskąpił Edmundowi talentów plastycznych. Jako nastolatek trafił do stołecznej Klasy Rysunkowej, stworzonej przez słynnego malarza Wojciecha Gersona. Wkrótce porzucił jednak grafikę i jako kierunek kształcenia obrał rzeźbę oraz cyzelerstwo. W arkana tego zawodu wprowadzał go sam profesor Jan Kryński. Zdolny uczeń pewnie wkrótce zostałby uznanym artystą warszawskich salonów, ale na drodze do zaszczytów nastolatkowi stanął... zwykły spacer w Ogrodzie Saskim. W czasie wyjścia do reprezentacyjnego parku przypadkowo wdał się w ożywioną dyskusję z synem carskiego generała. Spotkanie przeistoczyło się dość nieoczekiwanie w pospolitą bójkę. Edmund Korosadowicz mocno zdzielił przeciwnika w twarz i korzystając z zamieszania uciekł. W mieście rozpoczęły się szeroko zakrojone poszukiwania „bandyty”. Biorąc pod uwagę koneksje poszkodowanego, za taki czyn młodemu rzeźbiarzowi groziło nawet wieloletnie więzienie. Do zaprzepaszczenia takiego talentu nie chciał dopuścić jednak przyjaciel rodziny Korosadowiczów, znany malarz Józef Chełmoński. Dał on chłopcu adres do swojego znajomego cyzelera z Krakowa – Józefa Nałęcza Hakowskiego. Była to kusząca opcja. Rzecz działa się bowiem w 1889 roku, więc Kraków leżał jeszcze w innym kraju, Austro-Węgrzech, gdzie władza znienawidzonych carskich urzędników nie sięgała. Siedemnastolatek wybrał się więc w pośpiechu w daleką drogę pod Wawel.

Na upragnioną, galicyjską stronę dostał się przez zieloną granicę. Hakowski przyjął zaś polecanego przez sławnego artystę adepta sztuki cyzelerskiej, dał mu schronienie i zaczął nauczać zawodu – Był to okres bardzo intensywnej pracy, gdyż Hakowski umiał dużo wymagać – pisała Ewa Zagórska w artykule „Mistrz zapomnianej sztuki” dla „Dziennika Polskiego”4. W tym czasie wspólnie wykonali kilka prac jak: płaskorzeźba w srebrze „Przyjęcie Żydów do Polski”, „Rejtan”, „Kościuszko pod Racławicami”, czy „Tarcza Ruska”. Czas ten okazał się jednak owocny nie tylko ze względu na pracę, ale też na zawarte znajomości.

– Prócz powyżej wymienionych: Mireckiego, Łęczyńskiego, Synmajera, Henryka Stattlera (Stasia i Julcia), Grabowskiego, Gadomskiego, Jabłońskiego, Matejki, Gryglewskiego, Bryniarskiego, pracował Adam Stattler, czasem Korosadowicz z Dzikowa (protegowany hrabiego Tarnowskiego)5 – tak przedstawiał kolegów szkolnych Jana Matejki w książce wspomnieniowej Mieczysław Treter. Ciężko stwierdzić o którego z Korosadowiczów mogło chodzić. Okres ten wypadał na lata 50. XIX wieku. Wiekiem do tego opisu pasowałby może najstarszy z trójki synów Jacentego – Aleksander. Od wybitnego malarza dzieliło go wszak tylko pięć lat. Ponadto wspomniany Dzików, gdzie urzędował hrabiowski ród Tarnowskich herbu Leliwa, znajdował się akurat 20 kilometrów od rodzinnego gniazda Kurosadów – Klimontowa. Również w samych Końskich i nieodległym Stąporkowie Tarnowscy mieli swoje posiadłości, a w tych okolicach osiadł przecież Jacenty. Możliwe wykształcenie w artystycznym kierunku, tłumaczyłoby też znajomość rodziny z Józefem Chełmońskim, dzięki której młody Korosadowicz przedostał się do Krakowa.

Nawet jeśli to tylko kilka wyjątkowych splotów okoliczności, bratankowi Aleksandra, Edmundowi, już na pewno udało się w poznać w czasie terminowania u swego mistrza wybitnego malarza. Po latach wspominał, że dzięki praktykom u Hakowskiego cieszył się wyjątkowymi względami blisko zaprzyjaźnionego z cyzelerem Jana Matejki i ta znajomość mocno zaważyła na całej jego przyszłości. Właśnie sam słynny malarz namówił bowiem Edmunda Korosadowicza na uzupełnienie wykształcenia w krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych u profesorów Floriana Cynka i Alfreda Dauna. Kontakty tam zawarte sprawiły, że wkrótce zaś opuścił Hakowskiego i zdołał przenieść się do Wiednia pod skrzydła profesora Heena wykładającego w słynnej Kunstgewerbeschule (rodzaj zawodowej szkoły artystycznej). W stolicy Austrii uczył się też u profesorów Schwarza i Waschmanna6.

Reszta najbliższej rodziny, ojciec oraz rodzeństwo, pozostała w zaborze rosyjskim. Wkrótce po wyjeździe Edmunda do Galicji, w 1891 roku, zmarła jego matka Wincentyna. Wiktor Korosadowicz ożenił się powtórnie w Warszawie z Domicelą Lisiecką. Z tego małżeństwa na świat przyszedł przyrodni brat rzeźbiarza – Zygmunt, młodszy od niego o ćwierć wieku. Cyzeler po ukończeniu austriackiej uczelni w 1897 roku osiadł zaś na stałe w Krakowie.

***

Chyba nie najgorzej wiodło mu się w wyuczonym fachu. W ciągu kilkunastu lat od przybycia z Warszawy zdołał ugruntować swoją pozycję. Przynajmniej na początku w sporej mierze zawdzięczał to renomie swego nauczyciela. Jeszcze długi czas po zakończeniu nauki podpisywał się w reklamach jako „Edmund Korosadowicz – art. rzeźbiarz i cyzeler (uczeń artysty rzeźbiarza śp. Józefa Hakowskiego). Wykonuje w srebrze, złocie i bazie prace w zakres artystycznego cyzelerstwa i rzeźbiarstwa, wchodzące jako to: Płaskorzeźby, figury, portrety, medaliony, wyroby galanteryjne, odlewy w brązie, srebrze i innych metalach – Artykuły Kościelne jak: kielichy monstrancye i lichtarze (sposobem en réponse) – Restauruję antyki”7. Po zmarłym w maju 1897 roku mistrzu w spadku otrzymał też kilkadziesiąt młoteczków i dłut. Służyły mu one aż do śmierci.

Klientów raczej nie brakowało. Znanych jest sporo jego samodzielnych prac z początków XX wieku jak: srebrny kielich mszalny wykonany dla Karola Homolacsa, który potem znalazł się na I Wystawie Sztuki Kościelnej w Krakowie w 1911 roku, puszka kościelna projektu Stanisława Dębickiego, czy złoty puchar dla ks. Stanisława Spisa projektu Józefa Hakowskiego.

Największą sławę przyniosła mu jednak działalność na Wawelu. Już w 1899 roku Gazeta Olsztyńska donosiła o wykonanej we współpracy z Franciszkiem Kopaczyńskim rzeźbie orła, umieszczonej potem na kopule zamku królewskiego: – Zamówiono u artystów rzeźbiarzy panów Korosadowicza i Kopaczyńskiego olbrzymiego orła polskiego, całego z miedzi, pozłacanego i platynowanego który będzie główną ozdobą kopuły zamku królów polskich na Wawelu. Od strony północnej będzie już z daleka widocznym8. Widocznie jego praca znalazła uznanie, skoro nie brakowało kolejnych zamówień ze strony gospodarzy zamku. Edmund Korosadowicz brał udział w 1902 roku w renowacji ołtarza w Kaplicy Zygmuntowskiej – Podjął pracę artystyczną krakowski cyzeler Korosadowicz, uczeń zmarłego znakomitego mistrza Hakowskiego. Artysta miał trudne zadanie z powodu nadzwyczaj delikatnego rysunku ozdób ramy renesansowej, mającej 180 cm długości, a 94 cm wysokości. Wyrzeźbił wszakże w srebrze z całą dokładnością misterny rysunek ramy ozdobionej na 4 rogach emblematami Zygmuntowskimi, kutymi w srebrze – opisywała Gazeta Lwowska9 Autorem tego projektu był znany na Podhalu, dyrektor Zakopiańskiej Szkoły Przemysłu Drzewnego – Stanisław Barabasz.

W 1907 roku „Nowa Reforma” informowała zaś, że Korosadowicz w czasie Wystawy Budowlanej w Krakowie zaprezentował fragment wykonanej przez siebie kraty z Wawelu oraz „nadto szereg robót artystycznych wykonanych w ostatnich latach”10. Trzy lata później stworzył brązową balustradę wokół sarkofagu królowej Jadwigi ufundowaną przez hrabiego Karola Lanckorońskiego, a projektowaną przez Kazimierza Wyczyńskiego. Spod jego rąk wyszła krata kaplicy Szafrańców, srebrna trumienka Wincentego Kadłubka, pięć smoków kutych w blasze miedzianej i jeszcze kilka innych rzeźb w srebrze na Zamku Wawelskim. „Wielka ilustrowana encyklopedia powszechna” (WIEP) z 1929 roku podaje w jego biogramie: Wykonał na zlecenie kardynała Puzyny liczne prace dla Katedry krakowskiej (srebrne lichtarze, bronzowa balustrada pomnika królowej Jadwigi, krata bronzowa kaplicy Radziwiłłów it.d.). Dla kościoła w Lipowej wykonał monstrancję, prócz tego z pracowni K. wyszły liczne medale i plakiety portretowe („Sędzimir, „Jodłowski“, „Górecki“, „Kowalski–1, „Wyspiański–, „Daun“.)11. Należał więc w pierwszych latach XX wieku do wyjątkowo wziętych artystów.

***

Edmund Korosadowicz początkowo często zmieniał pracownie. W różnych latach na przełomie XIX i XX wieku reklamował w prasie swe usługi na ulicy Radziwiłłowskiej 25, Kołłątaja 9, Tarłowskiej 4, Tenczyńskiej 6, a w czasie pracy na dawnym zamku królów polskich miał adres Wawel 8. W 1913 roku pozyskał od Wydziału Krajowego do Spraw Przemysłowych subwencję 2600 koron na rozruszanie pracowni i 60 koron na zwiedzenie wystawy metali szlachetnych w Wiedniu. Pieniądze na pewno miały spore znaczenie, bo już wtedy posiadał rodzinę na utrzymaniu.

Wkrótce po powrocie pod Wawel cyzeler dał bowiem początek krakowskiej linii Korosadowiczów. Na początku XX wieku poślubił nauczycielkę pochodzącą z Krakowa Ludmiłę. W dokumentach Cmentarza Rakowickiego jej nazwisko brzmi „Burtym”, Wojciech Biedrzycki w swym artykule podaje wersję „Butrym”. Tymczasem w spisach mieszkańców Krakowa z 1900 i 1910 roku familia Ludmiły została zapisana w formie „Butryna”. Jej ojciec Karol był rymarzem. Urodził się w 1828 roku, zmarł w 1908 roku. Matka, Julia, urodziła się w 1834 roku. Obydwoje rodzice Ludmiły jako swoje miejsce narodzin wpisali Kraków. Z małżeństwa przyszło na świat troje dzieci: Wilhelmina (później nauczycielka) – urodzona w 1866 roku, Walerian (później urzędnik miejski oraz pośrednik handlowy) – urodzony w 1872 roku oraz najmłodsza Ludmiła. Była ona nieco młodsza niż wybranek. Urodziła się bowiem 1 kwietnia 1875 roku. Przed zamążpójściem wraz z matką i rodzeństwem mieszkała przy ulicy Mały Rynek 7. Ojciec zamieszkiwał natomiast na koniec XIX wieku dom przy ulicy Heklów 2.

Pierwszym synem Edmunda i Ludmiły Korosadowiczów był urodzony 22 listopada 1903 roku Włodzimierz. Uczył się on w krakowskiej I Wyższej Szkole Realnej. Naukę rozpoczął w roku szkolnym 1914/1915, ukończył zaś w 1920/1921. Wśród jego kolegów klasowych znajdował się między innymi Jan Reyman, znakomity piłkarz, a zarazem brat legendy futbolowej Wisły Kraków i całej Ekstraklasy – Henryka. Próżno można za to szukać najstarszego potomka cyzelera wśród absolwentów egzaminu maturalnego w 1921 roku. Sprawozdanie szkoły podaje jednak, że „reaprobowano 8 uczniów na pół roku, 2 uczniów na rok”12. Być może w tej liczbie znalazł się właśnie Korosadowicz.

W 1916 roku narodził się Janusz Witold. On z kolei należał do najlepszych uczniów swojego rocznika w Gimnazjum Świętej Anny. Wielokrotnie kończył szkołę z wyróżnieniem. Typowano go też choćby do wzięcia udziału w uroczystym apelu z okazji odsłonięcia tablicy Władysława Kulczyńskiego, czy nawet powitania Józefa Piłsudskiego ku wielkiej radości ojca, zwolennika Marszałka.

Tę dwójkę synów Ludmiły i Edmunda rozdzielał zaś środkowy Zbigniew Jerzy. Właśnie jemu miała przypaść sława jednego z najlepszych polskich wspinaczy w historii. Przez długi czas w świecie taternickim narodziny tego taternika osadzano w 1910 roku. Błąd ten powielono choćby w słynnej „Encyklopedii Tatrzańskiej”. Na łamach „Taternika” prostował go w 1975 roku Bolesław Chwaściński13. Błędna data jednak zakorzeniła się w kilku publikacjach. Jeszcze w 1990 roku, redaktorzy „Taternika” pisali: „80 lat temu wspinacze zakopiańscy dokonali przejścia południowej ściany Zamarłej Turni. Wyczyn ten wywarł niemały wpływ na dalszy rozwój taternictwa polskiego – W tym samym roku urodził się Zbigniew Korosadowicz, jeden z najśmielszych taterników, m.in. zimowych, lat międzywojennych”14. Tak naprawdę „Korek” liczył sobie już blisko trzy lata, gdy Bednarski, Zdyb, Lesiecki oraz Loria pokonywali urwisko nad Pustą Dolinką. Cesarsko-królewski urzędnik w dokumentach krakowskiego magistratu w rubryce Geburtsdatum (data urodzenia) starannie wykaligrafował bowiem: 12.12.1907. Rok, jego narodzin zaznaczył się więc akurat powstaniem „Taternika”, pisma w którym nazwisko Korosadowicz zagościć miało za kilkadziesiąt lat przynajmniej na dekadę niemal na stałe.

***

W pierwszych latach życia wraz z rodzicami i rodzeństwem mieszkał przy ulicy Radziwiłłowskiej 25. Później zaś przeprowadzili się na Tenczyńską 6 do kamienicy czynszowej – Blisko placu Na Groblach, a więc też wawelskiego zamku. (...) Tak, albowiem głowa rodziny była rzeźbiarzem – cyzelerem. Wyczarowywał rzeźby z różnego tworzywa, a zajmował się tym w domu15 – pisał w artykule o najmłodszym z braci Jan Otałęga. Gdy Zbigniew Korosadowicz był już studentem rodzina przeniosła się zaś na ulicę Barską 17 na krakowskich Dębnikach.

Kolejne ślady z młodości Zbigniewa prowadzą z rodzinnego domu do Gimnazjum Świętej Anny. Cieszyło się ono w Krakowie zasłużoną, wieloletnią renomą. Skupiało szeroki przekrój społeczeństwa – od dzieci szlachty aż po potomków chłopskich rodów, czasem pochodzących z wiosek oddalonych nawet o kilkadziesiąt kilometrów od grodu pod Wawelem. Dostać się do szkoły nie było wcale łatwo. Jak każdego pretendenta, tak i Zbigniewa Korosadowicza czekał egzamin wstępny. Przystąpił do niego 2 września 1918 roku. Nie mógł wcześniej ubiegać się o przyjęcie. Urodził się bowiem w grudniu, a regulamin wymagał ukończenia 10 lat najpóźniej w dniu testu. W związku z tym w 1917 roku był jeszcze za młody, choć ludzie z jego rocznika starsi o ledwie kilka tygodni, mieli już możliwość aplikowania.

Wśród przedmiotów zaliczeniowych figurowały religia, język polski, język niemiecki (trzeba pamiętać, że był to jeszcze schyłek Cesarstwa Austro-Węgierskiego), rachunkowość. Całkiem spora dawka wiedzy, jak na jedenastolatka. Korosadowicz znalazł się wśród 138 szczęśliwców, którym udało się spełnić kryteria przyjęcia w roku szkolnym 1918/1919. Przydzielono go do I a wraz z 51 innymi uczniami. Ostatecznie do nauki przystąpiło 45 osób.

Wśród koleżanek i kolegów znaleźli się miedzy innymi przyszła historyczka – profesor Krystyna Pieradzka, późniejszy poeta Ludwik Świeżawski, czy najmłodszy syn malarza Teodora Axentowicza – Jerzy. W klasie Korosadowicz należał do 25 uczniów urodzonych w Krakowie. W chwili zakończenia pierwszego roku 41 z nich mieszkało w Krakowie przy 4 poza miastem. Skrupulatny kronikarz szkolny zanotował nawet, że podział wyznaniowy przebiegał po linii: 38 katolików i 7 Żydów. Znane są także postacie pierwszych nauczycieli taternika. Należeli do nich: Antoni Bielak (matematyka), Józef Tara (historia), Stanisław Zakrocki (geografia), Franciszek Bielak (język polski), Franciszek Erwin Czerwenka (rysunki i kaligrafia), Wincenty Korolewicz (nauki gospodarcze i język niemiecki), Wawrzyniec Kowalczyk (gimnastyka), Ludwik Ręgorowicz (historia i geografia), Tadeusz Szumański (asystent rysunków), ksiądz Michał Wietecha (religia). Na szkolnych korytarzach gimnazjum Korosadowicz mógł napotkać choćby nieco starszych od siebie Franciszka Kurka, który potem pod pseudonimem „Jalu” zasłynął jako autor „Księgi Tatr”, przyszłego długoletniego proboszcza w Bukowinie Tatrzańskiej Stanisława Foxa albo słynnego kierowcę rajdowego, związanego z Zakopanem Jana Rippera. Funkcję dyrektora pełnił zaś Stanisław Smreczyński, rodzony brat Władysława Orkana.

Ten pierwszy rok wypadł znakomicie. Bo Korosadowicz wraz z Janem Mayerem należał do dwójki uczniów klasy I a obdarzonych notą „chlubnie uzdolniony”16. Przez osiem lat nauki w gimnazjum z przyszłym wspinaczem do matury dotrwało tylko pięciu kolegów, którzy razem z nim zaczęli edukację w tej placówce (Władysław Brayer, Tomasz Targosz, Aleksander Sierz, Józef Szczepanik i Jan Meyer). Nie była to jednak już VIII a. W międzyczasie bowiem liczba oddziałów w tym roczniku została zredukowana do jednego. Do jego klasy dzięki temu trafił między innymi przyszły doktor ornitologii, zmarły w Powstaniu Warszawskim Andrzej Dunajewski oraz konstruktor silników i rajdowiec Tadeusz Marek.

Do matury podszedł razem z 26 innymi abiturientami w maju 1926 r. Akurat zaczynał się gorący okres w kraju. Wtedy bowiem miał miejsce przewrót majowy, w wyniku którego Józef Piłsudski objął władzę w Polsce. Według słów Janusza Korosadowicza ich ojciec akurat zawsze był zdeklarowanym zwolennikiem Marszałka, toteż w tych dniach miał powody do zadowolenia. Tym większe, że Zbigniewowi udało się zdać egzamin dojrzałości. Mierzył się on w części pisemnej z językiem polskim, historią, językiem łacińskim, językiem greckim, matematyką i fizyką. Egzamin ustny zaliczył zaś 27 maja u profesora Uniwersytetu Jagiellońskiego, znanego historyka literatury polskiej – Ignacego Chrzanowskiego17.

Jeden z tematów na maturze pisemnej z języka polskiego w tamtym roku w Gimnazjum im. Św. Anny brzmiał „O ile przyroda jest dla człowieka czarodziejską księgą, pełną prawdziwych cudów i zagadek”18. Kto wie, czy właśnie jego nie wybrał Korosadowicz. Współgrałoby to przynajmniej z kierunkiem podjętych studiów. Zbigniew dostał się bowiem na Wydział Filozofii Uniwersytetu Jagiellońskiego, gdzie studiował geografię. Tytuł magistra uzyskał w 1933 roku. Nie był to jednak jego jedyny fakultet. Odziedziczył bowiem po ojcu talenty plastyczne. Przez krótki czas uczył się więc także na krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych, gdzie przeszło 40 lat wcześniej Edmund zgłębiał rzeźbiarstwo. Syn próbował pojąć zaś tajniki grafiki. To jednak nie sława w świecie artystycznym była mu pisana...------------------------------------------------------------------------

1.

1 Szatkowski W., Zbigniew Korosadowicz – w poszukiwaniu tożsamości... Watra.pl, https://www.watra.pl/zakopane/gory/2012/02/15/zbigniew-korosadowicz-w-poszukiwaniu-tozsamosci, .

2.

2 http://gosciniec.pttk.pl/14_2004/index.php?co=079

3.

3 Od rosyjskiego отчество – powszechnie występuje u naszych wschodnich sąsiadów – Rosjan, Białorusinów oraz Ukraińców i polega na tworzeniu drugiego imienia od imienia ojca.

4.

4 Zagórska Ewa, Mistrz zapomnianej sztuki, „Dziennik Polski”, .

5.

5 Treter M., Jabłoński-Pawłowicz I., Wspomnienie o Janie Matejce, Drukarnia „Słowa Polskiego”, Lwów 1912, s. 24.

6.

6 (bjd), 65 lat służby dla sztuki „Echo Krakowskie”, nr 81/1955, s. 3.

7.

7 Krakowska Księga Adresowa 1912.

8.

8 „Gazeta Olsztyńska”, nr 64/1899, s. 3.

9.

9 „Gazeta Lwowska”, nr 206/1902.

10.

10 „Nowa Reforma”, nr 52/1907.

11.

11 Wielka ilustrowana encyklopedia powszechna, Wydawnictwo Gutenberga Tom VIII, s. 56., Kraków 1929

12.

12 Sprawozdanie Dyrekcji Pierwszej Szkoły Realnej w Krakowie 1921, s. 6.

13.

13 Chwaściński B., Sprostowania i uzupełnienia „Taternik”, 2/1975, s. 95.

14.

14 (jn), Rysy 150 „Taternik”, 1/1990, s. 14.

15.

15 Otałęga J., Nie ustając w marszu „Dziennik Polski”, .

16.

16 Sprawozdanie Dyrektora c. k. Gimnazyum Nowodworskiego czyli Św. Anny w Krakowie za rok szkolny 1919.

17.

17 Egzamin dojrzałości „Naprzód”, 124/1926.

18.

18 Sprawozdanie Dyrektora Państwowego Gimnazjum Nowodworskiego czyli św. Anny w Krakowie za rok szkolny 1925/26, s. 19.
mniej..

BESTSELLERY

Menu

Zamknij