Korzystaj z tego, co masz - ebook
Korzystaj z tego, co masz - ebook
Emily Archer, lekarka ze specjalnością z ortopedii, zakłada z przyjaciółką prywatną klinikę w Denver. Aby nawiązać kontakty, przylatuje do Los Angeles, gdzie dołącza do zespołu obsługującego międzynarodowy konkurs tańca. Poznaje tam Daniela Labarra, który dotąd był lekarzem na wycieczkowcach i żył od portu do portu. Teraz postanowił osiąść na lądzie i na początek przyłączył się do ekipy medycznej konkursu. Pierwsze spotkanie Emily i Daniela kończy się cudowną nocą. Umawiają się na romans bez zobowiązań. Uważają, że jest to rozwiązanie idealne, bo chroni przed rozczarowaniem. Na pewno rozstaną się bez żalu. Chyba że...
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-276-9514-7 |
Rozmiar pliku: | 1,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Dochodziło dopiero wpół do jedenastej, a doktor Emily Archer już przyjęła troje pacjentów. Przeglądała teraz listę pacjentów zapisanych na popołudnie. Z ulgą i zaciekawieniem.
Upłynęło pół roku, od kiedy wraz z Izzie, serdeczną przyjaciółką, zrezygnowały ze stałej, dobrze płatnej pracy w Denver General Hospital, żeby otworzyć prywatną klinikę medycyny sportowej. Izzie bała się, czy wystarczy im pacjentów do pokrycia kosztów związanych z jej utrzymaniem, ale Emily ją przekonała, że jeżeli innym lekarzom się udało, to i one sobie poradzą.
Teraz nareszcie zaczęły wychodzić na prostą. Zdobyły reputację jako gabinet ortopedyczny, zaczęły też realizować skierowania od lekarzy zajmujących się profesjonalnymi sportowcami.
Możliwe, że czeka ją pracowity dzień, ale to nic w porównaniu z wymaganiami w szpitalu. Presja, by przyjmować coraz więcej i więcej pacjentów, zmuszała do pracy przez dziesięć albo nawet dwanaście godzin dziennie. Co gorsza, nie pozwalała lepiej poznać pacjenta.
Teraz miała czas dla każdego, mogła zapoznać go z procesem leczenia oraz omówić przeszkody na drodze do wyzdrowienia.
Otwarcie prywatnej praktyki było słuszną decyzją, aczkolwiek nadal nie pozbawioną ryzyka, zwłaszcza że namówiła na to Izzie. Jedno to położyć na szali własną karierę, a co innego narażać na to drugą osobę.
Do tej pory jednak jej obawy się nie sprawdziły: miały coraz więcej pacjentów, więc i ona, i Izzie mogły się zrelaksować. Odrobinę.
Pora na zasłużoną kawę.
Ruszyła do recepcji, by dowiedzieć się, czy Izzie też ma przerwę, ale gdy mijała jej gabinet, był pusty.
- Czy doktor Birch przyjechała? – zapytała recepcjonistkę.
- Jeszcze nie – odparła Grace. – Pacjent czeka już od dwudziestu minut.
Poczuła się nieswojo, bo Izzie się nie spóźniała, zwłaszcza gdy miała umówionego pacjenta. Przez myśl przeleciało jej kilka najgorszych scenariuszy, ale gdy sięgała do kieszeni po telefon, jej uwagę przyciągnął łomot przed wejściem.
Izzie, o kulach, szamotała się z drzwiami, w czym przeszkadzał jej gips na nodze oraz ciężka torba.
- Izzie! – Emily przejęła od niej torbę, a Grace przytrzymała drzwi. – Co się stało?!
- Złamanie kostki bocznej – wyjaśniła ponuro Izzie.
- Kiedy to się stało?
- Wczoraj, jak wracałam z pracy. Dostałam nauczkę, żeby nie jeździć na rowerze po ciemku. – Spojrzała na koleżankę, spodziewając się wymownego spojrzenia.
Jako była trójboistka korzystała z każdej okazji, żeby jeździć rowerem. Emily często ją ostrzegała przed jazdą po ciemku. Teraz jednak powstrzymała się od komentarza.
- Wpadłaś pod samochód?
- Niezupełnie. Wpadłam na samochód. Stał zaparkowany, a kierowca otworzył drzwi, nie sprawdzając, czy nie jedzie rower. Ledwie udało mi się uniknąć czołówki. Gdy zrobiłam gwałtowny unik, stopą rąbnęłam w nadproże.
- Nie powinnaś przychodzić dzisiaj do pracy, powinnaś odpoczywać.
- Nie mogę. Dzisiaj po raz pierwszy od otwarcia mam kompletną listę pacjentów. Nie możemy odwołać tych wizyt.
Sumienie przypomniało Emily, że gdyby Izzie nie rzuciła szpitala, byłaby teraz na płatnym zwolnieniu, a jej pacjentów przyjmowaliby koledzy lekarze.
- Nie rób takiej zmartwionej miny – powiedziała Izzie. – Wiem, co pomyślałaś i wcale nie żałuję, że odeszłam ze szpitala. Tak, wzięłabym dzień wolnego, a co potem? Całe tygodnie nowych pacjentów i brak czasu, żeby zająć się starymi? Tak jest lepiej.
- Mogę dzisiaj wziąć kilku twoich pacjentów.
- Dziękuję, ale to nie będzie konieczne. – Izzie aż westchnęła, widząc minę Emily. – Wiem, że czujesz się odpowiedzialna za wszystkich i za wszystko, ale potrafię podejmować samodzielne decyzje. Poradzę sobie.
- Na pewno? Bo mogę przejąć kilka przypadków.
- Wiem, że mogę na ciebie liczyć, ale… – Izzie zawahała się – nie będziesz taka wspaniałomyślna, jak się dowiesz, o jaką przysługę jestem zmuszona cię poprosić.
O nie! Do Emily dotarło, z czym przez nadchodzące tygodnie przyjdzie się jej borykać w konsekwencji wypadku Izzie. Za tydzień w Los Angeles rozpoczynał się Światowy Młodzieżowy Konkurs Tańca, a Izzie miała być członkiem ekipy medycznej zabezpieczającej tę imprezę.
Liczyły na to, że będzie to okazja do nawiązania szerszych kontaktów z przedstawicielami medycyny sportu. Konkurs miał być ich furtką do czegoś większego, a teraz to coś odsuwało się w czasie.
Chyba że do Los Angeles poleci Emily.
Dla przyjaciółki Emily była gotowa zrobić niemal wszystko, byle nie wracać do Los Angeles.
I to na konkurs tańca.
Wychowała się w tym mieście, a tańczyć zaczęła w wieku sześciu lat. Już wtedy, tańcząc, czuła się sobą. Jednak radość z tańca szybko przeszła w coś innego. Jej instruktorka przyjaźniła się z pewnym aktorem, który z kolei znał pewnego producenta z telewizji. I tak Emily wystąpiła w reklamie płatków śniadaniowych. Zaczęła być gwiazdą.
Tęskniła za tańcem dla przyjemności, ale matka tłumaczyła jej, że musi występować w reklamach, bo te pieniądze są im potrzebne. Czy mogła odmówić? Nie, bo odszedł od nich ojciec, więc nie mogła matki zawieść.
W wieku czternastu lat zaczęła łączyć brak pieniędzy z zapachem alkoholu oraz kolekcją butelek w pokoju matki. Na jej szczęście kontuzja kolana, której nabawiła się, mając dwadzieścia lat, okazała się dobrym pretekstem, by poinformować rodzicielkę, że z reklamą koniec.
Po raz pierwszy w życiu mogła skupić się na sobie. Już w college’u zainteresowała się medycyną. Koniec końców, opuszczając Los Angeles, obiecała sobie nigdy tam nie wracać.
Jednak teraz Izzie jej potrzebuje.
Akurat w Los Angeles?
- Izzie, nie mogę.
- Słucham? To tylko sześć tygodni. Wszystko jest załatwione: hotele, przeloty, rozkład dnia. Wystarczy, że zamienimy się miejscami.
Emily rozpaczliwie szukała wymówki.
- Spodziewają się ciebie, zaakceptowali twoją kandydaturę.
- Wystarczy kilka telefonów, żeby to odkręcić. – W oczach Izzie dało się wyczytać błaganie. – Wyjaśnimy, że masz takie same kwalifikacje, że od lat pracujemy razem. Organizatorzy powinni być zadowoleni, że nie muszą w ostatniej chwili szukać zastępstwa.
Emily czuła, że nie może zawieść koleżanki, która dużo ryzykowała, z taką ufnością porzucając szpital.
Ale Los Angeles kryło przykre wspomnienia. Nie chciała ich budzić.
- Wiem, że proszę o bardzo dużo. Twoja matka…
- Nawet nie zauważy.
- Czy to znaczy, że polecisz? – zapytała Izzie z nadzieją w głosie.
- To znaczy, że muszę się zastanowić. – Było jasne, że nie zawiedzie Izzie.
Po raz pierwszy od dziesięciu lat wróci w rodzinne strony.
Tydzień później siedziała w barze hotelu znajdującego się w West Hollywood, kilka przecznic od szkoły, do której uczęszczała. Mijała wtedy ten hotel, ale nigdy nie była w środku. Dziwne uczucie znaleźć się w miejscu znanym z dzieciństwa, a jednocześnie tak nieznanym. Na szczęście w barze prócz niej nikogo nie było.
Przez chwilę. Po krótkiej chwili wszedł jakiś mężczyzna, który z drinkiem usiadł kilka stołków dalej.
Bardzo starała się skupić na artykule w piśmie medycznym, ale jej wzrok raz po raz wędrował do nieznajomego. Ciemne falujące włosy, brązowe oczy. Dawniej, zanim została szanującą się lekarką, straciłaby dla niego głowę.
Zmusiła się do lektury. Lepiej, żeby nie zauważył jej zainteresowania, a już zdecydowanie nie życzyła sobie więcej trudnych konwersacji. Takich, jakie tego dnia już zaliczyła.
Bardzo przystojny. Szkoda, że nie jest zainteresowana poznawaniem kogokolwiek. Izzie na pewno by powiedziała, że nie warto Emily wysyłać do Los Angeles.
Biedna Izzie. Tak się cieszyła na czekające ją w Los Angeles atrakcje, a Emily miała inne plany. W ciągu nadchodzących tygodni zamierzała pracować, a w wolnych chwilach czytać literaturę fachową. Może znajdzie czas na pójście do teatru…
Nawet u szczytu swojej dziecięcej kariery nie zdobyła rozgłosu. Kilka razy wystąpiła w jakichś krótkich serialach, a raz w filmie. Mimo to, meldując się w hotelu, czuła na sobie spojrzenie kobiety, której wyraźnie kogoś przypominała.
Potem, jadąc windą na swoje piętro, znowu się na nią natknęła. W towarzystwie może sześcioletniej dziewczynki. Od razu rozpoznała matkę i córkę w drodze na casting: ściągnięte rysy twarzy matki, piękna, połyskująca kreacja córeczki.
Kobieta spojrzała na Emily.
- Bardzo przepraszam, ale czy to dawna Emily Archer?
Nie wiedząc, co odpowiedzieć, Emily tylko się uśmiechnęła.
- Kiedy byłam w wieku mojej córki, uwielbiałam oglądać panią w takim programie o tancerce, która prowadziła agencję detektywistyczną zajmującą się poszukiwaniem zaginionych zwierzaków. – Dotknęła ramienia dziewczynki. – Jeżeli dzisiaj córce się powiedzie, to może i ona zrobi karierę. Jaką ma pani radę dla początkującej aktorki? Samantha jest bardzo utalentowana. Pięknie tańczy i śpiewa, a nawet gra na pianinie.
Dziewczynka spoglądała na nią niepewnie, a ona nagle poczuła, że nieważne, jak jej pójdzie ten casting, mała powinna być z siebie dumna. Jednak pod naporem wspomnień nie wiedziała, jak ubrać to w słowa.
- Po prostu bądź sobą – powiedziała w chwili, gdy drzwi windy się rozsunęły.
- Dzięki. – Kobieta sprawiała wrażenie zawiedzionej. Zapewne oczekiwała rady, która sprawi, że jej córka jak burza przejdzie przez eliminacje.
Bądź sobą. Łatwo powiedzieć. Sama z marnym skutkiem próbowała realizować tę maksymę.
Dawna Emily Archer?
Jeżeli już nie jest dawną Emily Archer, to kim jest? Dlaczego wróciła do miejsca, gdzie bez skrępowania ludzie pokazywali ją sobie palcami jak celebrytkę, a nie osobę?
W Denver to się nie zdarza, ale w Los Angeles stało się to już pierwszego dnia. Takie jest Los Angeles, zapomniałaś? Każdy, kto znajdzie się na Bulwarze Zachodzącego Słońca, jest oceniany pod kątem tego, jak bardzo może być sławny. To kolejny powód, dla którego miała nadzieję nigdy do LA nie wracać.
Przytłoczona nawałem myśli nie była w stanie sama wysiedzieć w hotelowym pokoju. Twarzyczka małej Samanthy, przestraszona i pełna nadziei, obudziły wspomnienia z dzieciństwa. Żeby o nich nie myśleć, przydałoby się z kimś porozmawiać.
Jednak w LA nie miała znajomych: koleżanki i koledzy z dawnych czasów wyjechali, a ci, z którymi nie utrzymywała kontaktów, nie muszą wiedzieć, że akurat jest w mieście.
Nie bardzo wiedząc, co z sobą począć, ze specjalistycznym magazynem zjechała do baru, gdzie ze szklanką dżinu z tonikiem próbowała zatopić się w lekturze, ale raz po raz jej wzrok kierował się ku ciemnowłosemu mężczyźnie.
Była pewna, że tym razem to on się jej przypatruje. Nawet przeszło jej przez myśl, że się mu podoba, ale trwało to ułamek sekundy, bo mózg błyskawicznie wynalazł mnóstwo powodów, dla których było to nierealne.
Siedzi zgarbiona, w spranym podkoszulku swojego uniwersytetu, z włosami związanymi w koński ogon, z markerem w zębach. Nie mógł patrzeć na nią z zainteresowaniem, chyba że jest fanem trendów w modzie studenckiej.
Wobec tego o co mu chodzi? Wydało się jej, że chce nawiązać kontakt wzrokowy.
Jeśli tak, to ona nie musi udawać, że na niego nie patrzy. Ciemne włosy, oliwkowa cera, biała, lekko zmięta koszula rozpięta pod szyją. Jej nieliczne romanse zazwyczaj wygasały po kilku miesiącach, ale gdy już na coś takiego się decydowała, wybierała typy melancholijne, a ten facet zdawał się pogrążony w głębokiej zadumie.
Niewykluczone, że znalazł się w barze z tego samego powodu co ona, a więc by uciec od niechcianych myśli. Gapi się na nią, bo ona gapi się na niego.
Dlaczego nie może przestać na niego patrzeć? Widziała już wielu przystojnych mężczyzn.
Może przez spojrzenie tych ciemnych oczu? Wydawało się cieplejsze od wzroku innych mężczyzn.
Rozmawiał z barmanem, który chwilę później podszedł do niej. Na pewno by ją poinformować, że ten pan nie życzy sobie, żeby tak na niego patrzyła.
Wróciła do lektury, wyrzucając sobie wybujałą wyobraźnię. Postawi jej drinka, nawiąże rozmowę, a potem spędzi z nią gorącą noc w pokoju hotelowym.
Barman postawił przed nią dżin z tonikiem.
- Od tego pana. – Gestem głowy wskazał nieznajomego.
Gdy mężczyzna pomachał ręką, pytająco unosząc brwi, marker wypadł jej z ust.
Zapewne powinna odesłać drinka i wyjść z baru. Ale w głowie zaświtała jej pewna myśl. Możliwe, że brązowooki facet wcale nie jest zainteresowany miłostkami, a bardziej tym… czego ludzie szukają w hotelowych barach.
Upłynęła ponad cała dekada, odkąd sama kogoś lub czegoś szukała w takich barach, ale ten powrót nie należał do najprzyjemniejszych. Niezależnie od jego planów na ten wieczór, była mu wdzięczna za dżin z tonikiem.
Popijając drinka, głęboko spojrzała mu w oczy.
- Daniel Labarr – przedstawił się, podchodząc bliżej.
- Kiedyś byłam Emily Archer. – Obserwowała jego reakcję, ale daremnie. Zrelaksowała się. Dzięki Bogu gapił się nie dlatego, że ją rozpoznał.
- Jak to możliwe, że dawnej byłaś kimś innym? – zapytał wyraźnie rozbawiony.
Odłożyła marker, po czym wykonała ręką teatralny gest.
- Veronica Lawson. Damska Agencja Detektywistyczna dla Zwierząt.
Spoglądał na nią z zagubieniem.
- Nie mam pojęcia, o czym mówisz.
- To dzisiaj pierwsza dobra wiadomość.
- Kurczę, a myślałem, że dobrą wiadomością jest to, że postawiłem ci drinka.
- Nie przeczę.
- Nie dostałem odpowiedzi, dlaczego kiedyś byłaś kimś innym.
- Mnie też to się wydawało niemożliwe, ale tego popołudnia zostałam zaliczona do kategorii „byłych”.
- Nie wyglądasz na kogoś, kto zgadza się, żeby inni mówili ci, kim jesteś.
- O? Skąd ta pewność?
Gestem wskazał jej artykuł pokreślony markerem.
- Jest sobotni wieczór w LA, jednym z najbardziej zabawowych miast na świecie, a ty o siódmej wieczorem siedzisz sama w barze. Widać, że wolisz czytać, niż korzystać z licznych atrakcji w towarzystwie ciekawych ludzi. Zakreśliłaś prawie całą stronę. Zdecydowanie nie poddajesz się wpływom otoczenia. Jeżeli umyślisz sobie siedzieć w barze i czytać, to będziesz to robić.
- Ciekawe towarzystwo? – Lekko się uśmiechnęła.
- Nie mogłem się oprzeć skromnej autoreklamie – odparł, wzruszając ramionami.
Ten gest skierował jej uwagę na jego muskularne bary. Stworzone do obejmowania.
Nieśmiały wewnętrzny głosik jej podpowiadał, że powinna go pożegnać i wcześniej położyć się spać przed jutrzejszym, pierwszym dniem pracy. Pozostałe dziewięćdziesiąt pięć procent kusiło, by odgarnęła mu z policzka opadające włosy.
Wcześniej najbardziej obawiała się samotności w hotelowym pokoju, ale teraz znalazł się pretekst, żeby stało się inaczej. Pretekst przystojny i w miarę interesujący.
- Nie jesteś stąd, prawda?
- Co mnie zdradziło?
- Przede wszystkim jesteś za bardzo wyluzowana. – Sam też wyglądał na całkiem zrelaksowanego.
- Jak można nie czuć się w swobodnie LA? Góry, plaża… istny raj.
- Tu jest pięknie, nie przeczę, ale brakuje głębi.
- Jak to? Hollywood jest pełne historii. Ten hotel… Judy Garland zawsze się tu zatrzymywała.
- Problem z Hollywood polega na tym, że to tylko atrapa atrakcyjna dla publiczności. Nie pokazuje wszystkiego. Judy Garland jest tego doskonałym przykładem: piękna na zewnątrz, cierpiąca w środku.
- Tak mówi ktoś, kto wie, co kryje się za fasadą.
Stuknęła szklanką jego szklankę.
- Zdrowie.
- Wiesz co? Masz rację. Nie jestem z Los Angeles. Znalazłem się tu, bo…
- Zaczekaj. – Położyła mu palec na wargach. – Umówmy się, że jesteśmy jak dwa statki mijające się pod osłoną nocy. I nic więcej. Wystarczy, że znamy tylko swoje imiona.
- Jeśli tak wolisz… – Wzruszył ramionami. – Ale przyznam, że jestem rozczarowany, skoro nie mogę cię lepiej poznać.
- Tyle wystarczy na ten wieczór.
Zdumiała ją jej własna bezpośredniość. Po części dlatego, że odstręczała ją wizja samotności w hotelowym pokoju, ale też i dlatego, że w Danielu było coś, co ją pociągało. Był atletycznej budowy, ale przy tym sposób, w jaki mówił, jak stał przed nią, z koszulą rozpiętą pod szyją, sprawiał wrażenie delikatnego.
Od dawna nikt jej tak nie pociągał. Próbowała spotykać się z mężczyznami, ale nigdy nic poważnego z tego nie wynikało. Jej najdłuższy romans, przed laty, wygasł po kilku miesiącach. Od dawna nikt jej nie obejmował, więc nie miałaby nic przeciwko temu, by znaleźć się w ramionach Daniela.
Wybór między nieznajomym a samotną pierwszą nocą w LA…. No cóż, Daniel jest sympatyczny i przystojny.
Delikatnie nakrył dłonią jej rękę.
- Tylko ta noc – powiedział, a ona poczuła, jak jego ciepło ożywia jej dłoń.
Gdy spojrzała mu w oczy, natarczywe wspomnienia rozpłynęły się niczym mgła.
Następnego dnia rano obudził ją jazgot budzika. Zamrugała oślepiona promieniem słońca, który przedarł się przez zasłony, po czym rozejrzała się po nieznanym pokoju. Obok ktoś pochrapywał. Daniel.
Trafnie go oceniła. Okazał się zabawny, czarujący, ciekawy i dał jej to, czego potrzebowała.
Teraz jednak musi odejść.
W głowie się jej nie mieściło, co zrobiła. Upłynęło ponad dziesięć lat, od kiedy przytrafiła się jej przygoda jednej nocy, a tutaj, w LA, wystarczyła doba, żeby wróciła do dawnych zwyczajów.
Zbierała z podłogi swoje rzeczy. Stanik pod komódką? Musieli być nieźle napaleni. Ciekawe, czy takie przygody trafiają mu się tak rzadko jak jej. Nie zdążyła zapytać, ale przecież nie chodziło o to, by się lepiej poznać.
Zdecydowanie nie chciała go budzić. Już więcej się nie zobaczą. Oby to do niego dotarło, gdy po przebudzeniu zobaczy, że zniknęła.
Głupio jednak byłoby wychodzić bez pożegnania. Ale co mieliby sobie powiedzieć? Gdyby go obudziła, złożyliby sobie kilka obietnic bez pokrycia. Doświadczyła tego już w dawnym domu matki, kwadrans drogi od hotelu.
Nie jestem tamtą dziewczynką, pomyślała, wkładając przez głowę bluzkę. Paliły ją policzki, więc tym lepiej, że Daniel nie jest świadkiem takiego kryzysu osobowości. Przez lata pracowała nad tym, by odciąć się od tamtej dwudziestolatki. Stała się odpowiedzialna, profesjonalna i zrównoważona. Ale w hotelowym barze spotkała Daniela i postanowienie, że czas w Los Angeles spędzi, jak przystało profesjonalistce, rozpłynęło się w powietrzu.
Ta noc wcale nie znaczy, że jak po równi pochyłej zacznie się staczać w objęcia dawnych zachowań.
To jedynie chwila słabości sprowokowana wspomnieniami. Z czasem pójdzie w zapomnienie. Jednak najpierw musi znaleźć buty.
Są! Pod łóżkiem.
Nie włożyła ich, żeby o tak wczesnej porze nie hałasować, gdy będzie się przemieszczała do siebie kilka pięter wyżej.
Kiedy przekraczała próg, Daniel poruszył się i przestał pochrapywać. Na szczęście się nie obudził.
Naprawdę był przystojny. Jednak należy o nim zapomnieć, zepchnąć go do przeszłości.
Przyleciała do LA służbowo i, pomimo wpadki minionej nocy, zamierzała resztę pobytu poświęcić pracy. Początkowo z niechęcią myślała o powrocie do tanecznego światka, ale jej członkostwo w ekipie medycznej obsługującej konkurs przyda się ich przychodni.
W nadchodzących tygodniach musi wykazać się profesjonalizmem i umiejętnościami oraz zawrzeć kilka korzystnych znajomości ze specjalistami medycyny sportu. To nic trudnego, tym bardziej że miniona noc się nie powtórzy.
Do centrum konferencyjnego dojechała taksówką w ostatniej chwili, ale jeszcze kilku uczestników zdejmowało kurtki. Zajęła ostatnie wolne miejsce. Obok jakiegoś bruneta.
Gdy się odwrócił, aby się przywitać, zdębiała.
- Daniel Labarr. Chyba już się poznaliśmy. – Wyciągnął do niej dłoń.