Koszmar partycypacji - ebook
Koszmar partycypacji - ebook
Nie ma tutaj porad, jak przebudować miasto ani nawet – jak to bywa w publikacjach Rema Koolhaasa czy Roberta Venturiego – jak je lepiej zrozumieć. Nie jest to książka o tym, co robić, ale o tym, czego unikać. Nie stanowi ona katalogu dobrych praktyk, jest raczej przewodnikiem po polu minowym. Miessen zaprasza na swoisty seans terapeutyczny, abyśmy sobie uświadomili, jak sami się oszukujemy i pozbawiamy zdolności do działania na rzecz realnej, a nie fasadowej zmiany. To książka szczególna. Autor mówi wprost to, co wielu z nas podskórnie przeczuwa: jesteśmy wciągani do współudziału w wielkiej ściemie. Pokazuje, jak zupełnie niepostrzeżenie pewien ideał przerodził się we własną karykaturę. Dlatego książka ta powinna zostać w Polsce starannie przeczytana. Potem można, a nawet należy się z nią rozstać. Ale trzeba zrobić to z właściwych powodów.
(Z przedmowy Kacpra Pobłockiego)
Kategoria: | Polityka |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-62418-28-2 |
Rozmiar pliku: | 1,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
SLAVOJ ŽIŽEK
Kiedy jakaś rzecz jest zbyt mocno promowana, zaczyna być w pewien sposób darzona szacunkiem, a wkrótce potem zostaje uspołeczniona − nie w sensie politycznym, ale w takim, że staje się prawem każdego. Właśnie to zepsuło interaktywną telewizję, traktowaną obecnie, jakby była prawem. Albo weźmy te okropne audycje radiowe, do których ludzie mogą dzwonić, by wygłaszać swoje poglądy, co jest dosyć tanie dla radia, ale niezwykle nudne dla reszty odbiorców. Nie mam ochoty słuchać, co myśli sobie o tym czy owym czterdziestu pięciu przypadkowych ludzi dzwoniących do radia! Ale ponieważ forma ta została oficjalnie uznana przez władze i przechwycona przez tych, którzy rozpoznali w niej tani sposób na robienie programów telewizyjnych czy radiowych, wygląda to trochę tak, jakby wszystko było usprawiedliwione, ponieważ publiczność może uczestniczyć w tworzeniu przekazu. I dlatego mamy zły teatr, złe filmy, złe radio, złą telewizję...^()
CEDRIC PRICE
------------------------------------------------------------------------
^() Slavoj Žižek w wywiadzie przeprowadzonym przez Georga Dieza i Christophera Rotha, The 80*81 Book Collection. Part One: What Happened?, Edition Patrick Frey, Zürich 2010, s. 60.
^() Cedric Price, Cedric Price − Hans Ulrich Obrist in Conversation, Verlag der Buchhandlung Walther König (The Conversation Series, t. 21), Köln 2010, s. 53−53.PROLOG
Eyal Weizman
PARADOKS WSPÓŁPRACY
Na horyzoncie pojęcia partycypacji, na samym jego krańcu, znajduje się idea kolaboracji. Można o niej myśleć jako o tendencji do przymusowego lub dobrowolnego sprzymierzania własnych działań z celami władzy − politycznymi, militarnymi, gospodarczymi bądź też ich kombinacją. Aluzje historyczne są tutaj jasne. Sojusz ten jest zazwyczaj uzasadniany jako zdroworozsądkowe, nawet jeśli tragiczne, rozwiązanie problemu granic. Dylemat partycypacji / kolaboracji implikuje istnienie zamkniętego systemu, w ramach którego ani dostępne opcje, ani pozycja tych, którzy je reprezentują, nie mogą zostać zakwestionowane. Chęć zmuszenia podmiotu do uległości prowadzi do stworzenia zestawu alternatyw, które należy przedstawić w taki sposób, aby „wolne podmioty”, dokonując wyborów mających na celu ograniczenie szkód, skończyły na usługach władzy. Partycypacja wydaje się zatem prowadzić do wielu politycznych i etycznych dylematów wymagających trzeźwej analizy sojuszu sił wokół sceny, na którą jest wzywana.
Paradoks partycypacji ma wpływ nawet na najbardziej niezależne organizacje pozarządowe, stanowiące tło obecnego kryzysu. Działa on poprzez tworzenie wspólnego gruntu, gdzie aktywiści muszą współdziałać z państwami, armiami lub bojówkami, z którymi pierwotnie usiłowali się skonfrontować. Dlatego też na przykład oficer próbujący funkcjonować w „oświecony” sposób może poszukiwać możliwości kolaboracji z działaczami pomocy humanitarnej, którzy z kolei potrzebują przyzwolenia wojska na dostarczanie żywności i udzielanie pomocy medycznej. Logika takiej partycypacji mogłaby do pewnego stopnia zaciemnić fundamentalne różnice moralne pomiędzy tymi grupami.
W gruncie rzeczy paradoks partycypacji jawi się jako taktyczny kompromis, który często prowadzi do strukturalnej impotencji wikłającej władzę i opozycję we wzajemnym uścisku, a organizacje pozarządowe obsadzającej w rolach faktycznych uczestników rozproszonego systemu rządowego. W jego ramach państwo przerzuca świadomość moralną na pozarządowe instytucje mające się zajmować etyką, a te z kolei delegują swoje roszczenia do skutecznego działania w ramach państwa.
Pomiędzy odrzuceniem udziału w tych procesach a podejściem taktycznym lokuje się zasadniczy problem partycypacji, czyli jej praktykowanie przy jednoczesnym unikaniu. Oczywiście nie istnieje żadna ogólna formuła, za pomocą której można by się odnieść do tego dylematu, jednak refleksja nad polityczną praktyką myślową mogłaby się zogniskować wokół dwóch zagadnień: orientacji politycznych ścieżek oraz stałej ekspansji granic problemów zarówno w czasie, jak i przestrzeni. Pierwsze z nich − poprzez studiowanie i analizowanie pola siłowego wokół i wewnątrz tego dylematu − prowadziłoby do identyfikacji szerszych i głębszych powiązań politycznych; z kolei drugie dałoby możliwość spoglądania w przyszłość.
Starożytni Grecy traktowali dylematy jako elementy składowe tragedii. Każda z możliwości, wobec których stawał bohater tragiczny, z konieczności prowadziła do różnych form przeraźliwego cierpienia, a dylemat przedstawiany był jako wybór pomiędzy którymś z rogów rozjuszonego byka. Jednak dylemat − jeśli nadal mamy myśleć w tych kategoriach − nie mógł dotyczyć wyłącznie tego, który z rogów wybrać, ale raczej tego, czy powinno się w ogóle przyjmować kategorie, za pomocą których sformułowane zostało pytanie, i dokonywać jakiegokolwiek wyboru. Robert Pirsig zaproponował kilka sposobów uwolnienia się z tego chwytu retorycznego: można „odmówić wejścia na arenę”, „sypnąć bykowi piachem w oczy” lub „uśpić byka śpiewem”.
W sytuacjach wymagających kompromisu aktywiści zajmujący się polityką przestrzeni zawsze będą się znajdować na arenie zmagań. Ich działania muszą jednak prowadzić do poszukiwania sposobów umożliwiających kwestionowanie narzuconych prawd, a przez to także fundamentów autorytetu władzy, z którą działacze ci jednocześnie konfrontują się i współpracują. A tę władzę tworzą ci sami ludzie, którzy postawili nas przed bykiem i kazali wybrać krótszy z jego rogów.
W sytuacji, gdy jest to niemożliwe, odmowa może być uznawana za jedną ze skutecznych form politycznego działania. Opcja ta musi jednak pozostać zarezerwowana dla tych, którzy mogą działać i będą to robić niezależnie od obrotu spraw.WPROWADZENIE
JAKA JEST STAWKA?
Książka, którą trzymacie w rękach, jest próbą naszkicowania hipotezy mówiącej, że czasami za wszelką cenę należy unikać wszechogarniającej demokracji. Aby w ramach dowolnej struktury, sieci czy instytucji opartej na współpracy dało się podejmować jakiekolwiek decyzje, konflikty muszą być ostatecznie przezwyciężane i przekuwane na praktykę, o ile ktoś zdecyduje się wziąć na siebie taką odpowiedzialność.
By tego dowieść, przeanalizuję praktykę postkonsensualną − to znaczy taką, która nie opiera się na (częstokroć błędnie) zdefiniowanych sposobach działania w ramach poszczególnych partii czy innych tego rodzaju konstruktów, złożonych pod względem politycznym i działających w oparciu o konsensus, ale zamiast tego formułuje postulat zniesienia niewinności partycypacji.
Partycypacja znajduje się obecnie w okresie przejściowym − zarówno w lewicowej polityce, praktykach przestrzennych, jak i architekturze, która jest jej najbardziej dostrzegalnym i najlepiej zdefiniowanym wytworem. Tak z historycznego punktu widzenia, jak również w kategoriach działalności politycznej partycypację odczytywano poprzez romantyczne pojęcia negocjacji, inkluzji i demokratycznego procesu decyzyjnego. Jednak to właśnie ten rzadko kwestionowany tryb inkluzji (bez końca używany przez polityków w kampaniach bezpośrednich) nie daje konkretnych rezultatów, ponieważ krytyczność kłóci się z kategorią większości. Zamiast powielać ten schemat, niniejsza książka promuje konfliktową interpretację partycypacji jako metody działania. Opiera się ona na zanegowaniu idei demokratycznego pomocnika, który czasami musi odwołać się do niefizycznej przemocy i jednostkowych decyzji, aby stworzyć ramy dla dalszych zmian.
Koszmar partycypacji ma na celu podważenie przekonania, że ludzie na ogół kierują się dobrymi intencjami. Konwencjonalne modele partycypacji opierają się na inkluzji i zakładają, że jest ona powiązana ze społeczno-demokratycznym protokołem głoszącym, że w egalitarnym społeczeństwie każdy głos ma taką samą wagę. Zazwyczaj w prostym akcie sformułowania propozycji określonej struktury lub w sytuacji, gdy promowana jest owa oddolna inkluzja, polityczny aktor lub inny podmiot stojący za tą propozycją jest postrzegany jako dobroczyńca. Co ciekawe, że na przykład rola kuratora opiera się na praktyce podejmowania decyzji, a przez to − eliminacji wyboru. Partycypacja, zwłaszcza w czasach kryzysu, bywa celebrowana jako coś, co nas wybawi od wszelkiego zła. Należy jednak zakwestionować taką miękką formę uprawiania polityki.
Przedstawię tutaj koncepcję partycypacji jako sposobu wejścia do polityki (czyli wciskania się pomiędzy już istniejące relacje władzy), a nie „motywowanego politycznie modelu pseudopartycypacji” (propozycji, aby inni również mieli swój wkład w proces decyzyjny), który jest notorycznie wykorzystywany przez ludzi żądnych politycznej legitymizacji. Moja propozycja wyrasta nie tyle z niewiary w reguły demokracji, ile raczej z czystego zainteresowania krytyczną i twórczą zmianą.
Ktoś mógłby stwierdzić, że model ten zawiera w sobie pewną dozę oportunizmu^(). Kwestionuje on rozpowszechnione przekonanie, że opinia większości jest tożsama z mądrością, i stanowi argument na rzecz proaktywnego obywatelstwa, w ramach którego jednostkowy outsider (znajdujący się na zewnątrz danej politycznej struktury) może się stać motorem zmian dzięki energicznemu wejściu w istniejący dyskurs, a nie przez samo otwarcie pola do dyskusji. Pozostając w obrębie tego, co „demokratyczne”, przedstawię partycypację jako agresywną, niedemokratyczną praktykę, oportunistyczny model interwencjonizmu umożliwiający zaistnienie działalności postkonsensualnej. Ta ostatnia jest oderwana od zintegrowanych modeli procesu decyzyjnego i przygotowuje grunt dla produktywnej walki wewnętrznej. Nazywam ten szczególny model postawą „niezależnego praktyka”.
Moje tezy są częścią wciąż rozwijającego się projektu skupionego na partycypacji jako czymś, co wymaga naprawy. Projekt ten stanowi próbę stworzenia nowego języka, nowej praktyki i pola do działania, a nie konfrontacji z polem już istniejącym. Chociaż w tym tekście znajduje odbicie wiele różnych sposobów pisania, niniejsza książka w swej istocie traktuje o myśleniu architektonicznym jako metodzie.
W tak naszkicowanych ramach opiszę serię eksperymentów przeprowadzonych w ciągu ostatnich trzech lat – każdy z nich w ten czy inny sposób miał na celu wspomniane wyżej zakwestionowanie przekonania o niewinności partycypacji. Niektóre z tych eksperymentów zostały oparte na tekście, inne umieszczone w świecie sztuki, jeszcze inne są z kolei miejskimi interwencjami, modelami instytucjonalnymi lub konkretnymi projektami architektonicznymi − stworzonymi na małą skalę lokalnymi poligonami służącymi do testowania możliwości dokonania zmiany.
Każdy z kolejnych rozdziałów można traktować jako model galaktyki, w którym planety krążą wokół znajdującej się w środku próżni. Być może pod koniec pustka ta zostanie wypełniona pewnym modelem praktyki. Będzie on przedstawiał problemy i stawiał pytania w sposób, który nie jest hierarchicznie zorganizowany ani nie stanowi określonego pola wiedzy. Proponowany przeze mnie model ma raczej formę układu centrycznego o charakterze relacyjnym. Czytelnik odnajdzie tutaj różne próby radzenia sobie z tym niehierarchicznym modelem i podejmowania szczegółowych zagadnień w celu uwolnienia potencjału dla bardziej rozproszonych form pracy.
Książka ta stanowi trzeci tom trylogii, której celem jest skutkujące stopniową deziluzją zakwestionowanie istniejących sposobów rozumienia praktyki partycypacyjnej. Pierwsza część cyklu, Did Someone Say Participate? An Atlas of Spatial Practice^(), kwestionowała partycypację w prosty sposób. Druga, The Violence of Participation^(), wymierzyła jej kopniaka. Obecna książka zawiera alternatywną propozycję – stanowi próbę zmierzenia się z problemem i postawienia pytania, w jaki sposób można dziś pisać o procesie albo jego efektach.
Staram się sformułować teorię tego, jak można partycypować, znajdując się poza wyraźnie zdefiniowanymi i istniejącymi już strukturami władzy, a nie działając w ich ramach. Chociaż partycypacja jest tradycyjnie rozumiana jako praktyka o charakterze oddolnym, próbuję tutaj uniknąć właściwego dla demokracji aktu zaproszenia do uczestnictwa i włączyć się do konwersacji w jej trakcie, by tak rzec − z boku.
Wykorzystam formę tej książki w sposób instrumentalny; nie będę jej używać jako przestrzennej protezy czy też narzędzia służącego do akumulacji i przetwarzania istniejącej wiedzy, ale potraktuję ją jako rodzaj maszynerii, która pozwala łączyć ze sobą i uzasadniać dostępne praktyki i projekty. Dzięki temu możliwe będzie zajęcie stanowiska, z którego da się formułować krytykę bez konieczności używania akademickiego języka wyznaczającego granice praktyki. Zamiast badać temat, będę prowadził dociekania na temat tego, co problematyczne: pułapek i ewentualnych ślepych uliczek partycypacji.
Każda z wymienionych wyżej „planet” jest próbą postawienia kilku konkretnych pytań. Jaka jest alternatywa (czy też alternatywy) dla konwencjonalnej konfrontacji opartej na nostalgicznej metaforze barykady? Jak mogłaby wyglądać propozycja odmiennej praktyki włączania się w projekty przestrzenne, która brałaby pod uwagę rzeczywistość społeczną i polityczną? Na czym miałaby ewentualnie polegać tego rodzaju polifoniczna praktyka? Jakie jest znaczenie tego rodzaju pracy i czy zawsze wymaga ona pośpiechu?
Za pomocą tego konkretnego trybu rozproszonej praktyki życie zostanie ujęte w format, w ramach którego wola działania nie wymaga uzyskania mandatu już w punkcie wyjścia. Taka samoinicjująca się praktyka istniejąca poza systemami ekonomicznymi, w których istnieje wyraźne rozróżnienie na klientów i usługodawców, może się w nie wkraść i wytworzyć obcy rodzaj dyskursu lub pola wiedzy.
Opisane powyżej kwestie i możliwe sposoby działalności zostaną umiejscowione w kontekście większego projektu, którego celem jest stworzenie orbity dla samodzielnie generujących się i stosowanych studiów przypadków oraz modeli interwencji. Oprócz refleksji na temat trójdzielnej struktury „eksperymentu partycypacji” przedstawię kilka projektów, takich jak Winter School Middle East czy europejska Kunsthalle – niektóre spośród podjętych tutaj tematów zostały tam przeanalizowane w odpowiednim lokalnym kontekście. Traktuję je jako przykłady praktyk mających prowadzić do stworzenia niezależnych, niedużych organizacji stanowiących alternatywę dla publicznych instytucji artystycznych oraz franczyzy regionalnych akademii. Przykłady te są ukształtowane przez kontrastujące doświadczenia, w trakcie których poddałem swoją osobę instytucjonalizacji w ramach formalnych politycznych działań w skali rządowej – zarówno w ramach projektu realizowanego na zlecenie rządu Słowenii w okresie prezydencji tego państwa w Komisji Europejskiej („East Coast Europe”^()), jak i projektu badawczego, którego wynikiem była zamówiona przez rządowy dubajski think tank Moutamarat książka With / Without: Spatial Products, Politics and Practices in the Middle East^() wydana w 2007 roku.
Większość materiałów, badań i wiedzy zgromadzonej w niniejszej książce nie jest wynikiem długich tygodni spędzonych w bibliotekach i archiwach, ale raczej próby zdobycia wiedzy poprzez praktykę. Do pewnego stopnia materiał ten stanowi dziennik dokumentujący ostatnie pięć lat zmagań z dziedzinami, które z jednej strony definiują moją praktykę, a z drugiej wyznaczają moje jej rozumienie. Jedną z motywacji do rozpoczęcia tego projektu był dla mnie rzucający się w oczy brak materiałów, które kwestionowałyby te zagadnienia. Dlatego też zdecydowałem, że powinno powstać takie właśnie archiwum. Byłem na przykład od dawna zainteresowany tym, o czym pisała belgijska teoretyczka polityki, Chantal Mouffe, jednak zawsze umykała mi skonkretyzowana forma zagadnień bezpośredniego zaangażowania, inkluzji przeciwstawionej ekskluzji oraz tego, jak można stać się aktorem w polu siłowym istniejących już relacji władzy. W związku z tym postanowiłem porozmawiać z Mouffe osobiście zamiast czytać raz jeszcze jej książki lub przejść nad nimi do porządku dziennego. W efekcie nawiązaliśmy trwającą trzy lata konwersację, w ramach której próbowaliśmy wydobyć szereg rozmaitych założeń i prowokacji związanych z partycypacją jako taką. Opracowana wersja tej rozmowy stanowi rozdział 6 niniejszej książki.
Forma wywiadu pozwoliła mi na przetestowanie niektórych moich hipotez w bezpośredni, interaktywny sposób. Stworzyłem sieć respondentów i partnerów do rozmowy, aby pomogli mi w przemyśleniu interesujących mnie zagadnień. W tym kontekście wywiady są rozumiane i przedstawiane jako bibliografia. Generujące się samodzielnie słowniki stają się bibliografią; pisana lub zlecana literatura staje się bibliografią; projekty architektoniczne stają się bibliografią; badania terenowe i prace projektowe z instytucjami stają się bibliografią; publikacje, wystawy, prace wydawnicze stają się bibliografią.
Część osób, z którymi miałem okazję rozmawiać, pomogła mi w stworzeniu tej książki. Do tej grupy należą: Chantal Mouffe, ikona niemieckiego ruchu pracowniczego Erhard Eppler, amerykański językoznawca i filozof Noam Chomsky, brytyjski artysta Liam Gillick, holenderski architekt Rem Koolhaas, słoweński kolektyw artystyczny IRWIN, holenderski teoretyk Roemer van Toorn, niemiecka kuratorka Eda Cufer, izraelski architekt Eyal Weizman, irański kurator Ashkan Sepahvand oraz amerykańska urbanistka i autorka książek Keller Easterling.
Jestem również wdzięczny Hansowi Ulrichowi Obristowi, z którym spędziłem wiele godzin, analizując zawiłości metod partycypacji. W okresie spędzonym w Londynie i we wcześniejszej fazie badań, zwłaszcza podczas pracy nad Did Someone Say Participate?, blisko współpracowałem z Shumonem Basarem, z którym łączyły mnie intuicja i poczucie humoru. Ostatnio większość zagadnień przedstawianych w niniejszej książce została przetestowana i wypracowana w trakcie rozmów z kanadyjską artystką Patricią Reed, szwedzkim architektem Magnusem Nilssonem i włoską kuratorką Tiną DiCarlo. Chciałbym także podziękować Franzowi von Stauffenbergowi – w czasie wspólnej kolacji odbyliśmy szczególnie inspirującą rozmowę, która wpłynęła na moje rozumienie problemu romantycznej nostalgii.
Jak miałaby wyglądać propozycja alternatywnej praktyki związanej z projektami, które dotyczą rzeczywistości społecznych i politycznych? Na czym mogłaby polegać polifoniczna praktyka przestrzenna? Planowanie przestrzenne jest często uznawane za równoznaczne z zarządzaniem konfliktami. Miasto oraz progresywne instytucje istnieją jako społeczne i przestrzenne strefy konfliktu, które renegocjują swoje granice w procesie ciągłej transformacji. Aby można było się uporać z tymi konfliktami, musi zostać stworzona metoda krytycznego podejmowania decyzji. Często przyjmuje się, że celem takiego procesu jest konsensus. Przeciwstawiając się polityce konsensusu, krytyczna praktyka przestrzenna powinna zaproponować rozwijanie mikropolitycznej partycypacji w produkcji przestrzeni oraz zwrócić naszą uwagę na to, jak można wnieść swój wkład do obcych nam obszarów wiedzy, profesji i dyskursu z punktu widzenia „przestrzeni”. Poprzez cyklicznie dokonującą się specjalizację przyszły praktyk może być postrzegany jako outsider, który zamiast wyznaczać lub utrzymywać wspólne mianowniki konsensusu, wkracza w zaistniałe sytuacje czy projekty, celowo wzniecając konflikt na częstokroć wytyczonych już granicach obszarów wiedzy. Zbiór analiz takich przypadków służy jako poligon do testowania tego, w jaki sposób jednostka może interweniować.
Według Hansa Ulricha Obrista istnieje nieustannie narastająca potrzeba rozważania możliwości „uszkodzenia maszynerii konsensusu”^(). Jeśli potraktujemy to sformułowanie poważnie, powinniśmy spróbować zrozumieć i zilustrować znaczenie krytycznego zaangażowania w obcych nam obszarach wiedzy i zastosować narzędzia badań przestrzennych do badań kulturowych. Z uwagi na fakt, że niniejsza praca ma na celu analizę zarówno roli architekta, jak i funkcji oraz zakresu kompetencji współczesnych instytucji, istniejące obecnie modele partycypacji rozważane są tutaj w kategoriach kultury konsensusu oraz etosu kompromisu. Przywoływane przykłady pokazują, w jaki sposób mogłyby być ukształtowane współczesne instytucje.
Przedstawię i poddam analizie dzisiejszą potrzebę pojawienia się aktywistów, którzy działaliby spoza istniejących sieci i wyraźnie zdefiniowanych środowisk. Pominę przy tym konwencjonalne kręgi eksperckie usiłujące wchodzić na terytoria innych postdyscyplinarnych rzeczywistości. Zaprezentuję ponadto alternatywny model partycypacji, który – w przeciwieństwie do innych – nie opiera się na konsensusie. Zamiast dążyć do synchronizacji, mógłby on opierać się na przyjęciu postawy krytycznego dystansu i świadomym generowaniu stref konfliktu. W obrębie takich stref można sobie wyobrazić dekonstrukcji istniejących problemów w celu wyodrębnienia ich strategicznych elementów których można by (nad)użyć do wywołania tarć. Taka praktyka mogłaby pomóc w zrozumieniu skutków wykorzystania miękkich elementów procesu projektowego − politycznych, gospodarczych i społecznych.
Dokonując analizy sposobu ustanawiania instytucji angażujących się w działania na skonfliktowanych ze sobą obszarach ekspertyz, wykorzystam profesjonalne zaplecze organizacji zajmującej się kwestiami przestrzeni. Odwołując się do architektonicznego wykształcenia i umiejętności mapowania obszarów konfliktu, będę się starał postawić pytania, których celem będzie próba wydobycia znaczenia przestrzennej i architektonicznej ekspertyzy oraz ustalenie, w jaki sposób mogą one przyczynić się do wygenerowania alternatywnego sposobu produkcji wiedzy w sytuacji marginalizacji instytucji.
Unikając proponowania gotowych rozwiązań, postaram się pokazać kilka możliwych punktów wyjścia, głosów formułowanych z krytycznego dystansu. Mam nadzieję, że takie podejście pozwoli czytelnikowi zrozumieć, co może wnieść architekt do dyskutowanych tutaj zagadnień i w jaki sposób może to zrobić; prześledzę również niektóre z wyżej wymienionych wątków, aby stworzyć selektywne i operacyjne stanowisko. Co odróżnia podejście architekta do analizy sytuacji od standardowych ujęć reprezentowanych przez specjalistów z innych dziedzin? W rozdziale 8, zatytułowanym Nauka płynąca z rynku, przeciwstawiam postawę, którą określam mianem „nieproszonego outsidera” (a jeszcze później − „niezależnego praktyka”), klasycznej metodologii prowadzenia konsultacji, kierującej się regułami rynku. Poprzez krytyczną refleksję na temat systemów architektonicznych Jamshida Gharajedaghiego dochodzimy do problemu projektowania iteracyjnego, które stanowi sedno systemowej metodologii. Działanie w obszarze, z którym nie jesteśmy dobrze zaznajomieni, może być trudne i w związku z tym rodzi się pytanie, w jaki sposób uzyskać wiarygodność i uprawomocnienie działania w tak szerokim środowisku.
Moje zainteresowanie zjawiskiem partycypacji może być także odczytywane z rozmaitych punktów widzenia. Na płaszczyźnie nauk politycznych główne argumenty formułowane przez Chantal Mouffe są przeciwstawiane brytyjskiej Nowej Partii Pracy oraz holenderskiemu modelowi polderowemu. W ogólnym kontekście abdykacji dwudziestowiecznej filozofii pisma Jacquesa Rancière’a i Edwarda Saida są (nad)używane w celu przeprowadzenia wirtualnej dyskusji, w szczególności z tezami zawartymi w Representations of the Intellectual Saida^(). W odniesieniu do praktyk przestrzennych badam „miękkie myślenie” w obrębie architektury – odnoszę się do prac Keller Easterling i Eyala Weizmana, czerpiąc z tekstów Floriana Schneidera, aby otworzyć pole krytycznego dyskursu w sferze współpracy. Wykorzystałem biografię niemieckiego polityka Joschki Fischera, aby stworzyć z niej studium przypadku mające pokazać opisywane przez Gramsciego zawiłości „powolnego marszu przez instytucje”. Czytelnik znajdzie tutaj również przykład realizowanego na dużą skalę i za państwowe pieniądze niemieckiego projektu, który antycypuje to, co w terminach poprawnej politycznie nomenklatury właściwej dla aplikacji grantowych można by nazwać projektem partycypacyjnym − bezcennego dowodu na to, że należy czynnie przeciwstawiać się próbom wtłoczenia w pseudodemokratyczne ramy.
Mam nadzieję, że opisana powyżej metodologia dostarczy dowodów dla moich dociekań. Pozostaje wszelako pytanie o to, do jakiego gatunku zalicza się niniejsza książka. Nie stanowi ona opisu historycznego ani raportu z linii aktywistycznego frontu – jest samorodną mieszaniną zróżnicowanych struktur podpierających moje argumenty. Sposób, w jaki używam projektów, materiałów i tekstów w celu wypracowania teorii konfliktowej partycypacji, można by porównać do tego, jak ustrukturyzowane są niektóre archiwa − powstają one nie jak biblioteka, ale przez proces akumulacji różnych rodzajów wiedzy i treści zgromadzonych w jednym (fizycznym) zbiorniku.
Dalsze kwestie dotyczą tego, co konstytuuje podłoże wiedzy w obrębie szerokiego dyskursu, przeciwieństwo konwencjonalnych procesów partycypacyjnych oraz teorię przeciwstawioną swojemu własnemu rygorowi. Ufam, że zastosowana tutaj technika doprowadzi do stworzenia skoncentrowanego głosu – umożliwi to dalsze różnicowanie istniejących stanowisk przy równoczesnym wzmożeniu dyskusji, w której można wskazać paralele pomiędzy moją pracą i praktykami politycznego aktywizmu, krytyczną praktyką przestrzenną, produkcją artystyczną i tekstami wydanymi w ostatnich latach.
Starałem się dokonać tego z (niekiedy ukrytej) perspektywy architekta, którego praca odbywa się w różnorodnych okolicznościach. Przyjęcie takiego stanowiska niemal automatycznie prowadzi do zakwestionowania warunków, w jakich ta profesja − o ile można w ogóle użyć takiego terminu − funkcjonuje. Myślenie architektoniczne staje się interesujące i prawdopodobnie najbardziej zasadne w momencie, kiedy daną dziedzinę odrywa się od gruntu swojej profesji. Moim zdaniem architektura jest zawsze indywidualnym działaniem opartym na akcie zerwania z czymś: jest owocem decyzji o chęci poprawienia istniejącej rzeczywistości.
Zdaję sobie sprawę, że zastosowana tutaj metodologia jest jak najgorszy koszmar akademika, ponieważ większość materiałów, na których się opieram, formułując swe tezy, ani nie jest usankcjonowana w formie jakiegoś historycznego kanonu, ani też nie jest dostępna w publicznej bibliotece. Ale to właśnie jest powodem powstania niniejszego tomu. Jestem zainteresowany uwarunkowaniami polityczności: rozważeniem rzeczy jeszcze zanim zaistnieją. A zatem nie tyle badaniem, ile raczej zapytywaniem.
Pod wieloma względami model autokratyczny, który poddaję tutaj pod dyskusję, nie powinien być rozumiany jako schemat praktyki, ale jako punkt wyjścia wytwarzający tarcie niezbędne do tego, aby nadać dynamikę debacie i poprawić praktykę jako taką. Gdyby ta książka miała mieć jeden konkretny cel, byłoby to stworzenie wzajemnego zrozumienia i punktu wyjścia do dyskusji tam, gdzie − w kategoriach używanych przez Mouffe − możemy zacząć się ze sobą nie zgadzać. Jest to teoria tego, jak należy partycypować bez zezowania w stronę wyborców, zamiast tego inicjując krytyczną zmianę. Czytelnik znajdzie tutaj dwa argumenty: jeden polemiczny, a drugi konceptualnie konstruktywny. Są one wypracowywane w konkretnych sytuacjach i projektach, które Simon Critchley określiłby jako „uniwersalizm sytuacyjny”^().
------------------------------------------------------------------------
^() Autor używa angielskiego wyrazu opportunismi form pochodnych w znaczeniu neutralnym, mając na myśli ‘gotowość do korzystania z okoliczności, okazji’. Chociaż w języku polskim słowo „oportunizm” wywołuje wyłącznie negatywne konotacje, ze względów stylistycznych zachowano je konsekwentnie w tekście przekładu .
^() Did Someone Say Participate? An Atlas of Spatial Practice, red. Markus Miessen, Shumon Basar, MIT Press, Cambridge (MA) 2006.
^() The Violence of Participation, red. Markus Miessen, Sternberg Press, Berlin−New York 2007.
^() East Coast Europe, red. Markus Miessen, Sternberg Press, Berlin−New York 2008.
^() With / Without: Spatial Products, Practices and Politics in the Middle East, red. Shumon Basar, Antonia Carver i Markus Miessen, Bidoun, Moutamarat, New York−Dubaj 2007.
^() Hans Ulrich Obrist, okrągły stół w Architectural Association, Londyn, 10 marca 2006.
^() Edward Said, Representations of the Intellectual: The 1993 Reith Lectures, Random House, New York 1996.
^() Simon Critchley, Nieustające żądanie. Etyka polityczna, tłum. Robert Dobrowolski i Michał Gusin, WN DSWE TWP, Wrocław 2006, s. 64.ROZDZIAŁ 1
PRAKTYKA PRZESTRZENNA PONAD ROMANTYZMEM
Z historycznego punktu widzenia architektura jest często rozumiana jako zawód polegający na projektowaniu budynków i otoczenia z uwzględnieniem ich estetycznego oddziaływania, jako zajmowanie się regułami projektowania i budowy. Owe tradycyjne praktyki w przeważającej części są skoncentrowane na planie formalnym, widowisku, produkcie, infrastrukturze i kontekście. Twierdząc tak, nie zamierzam osądzać ich wartości, ale jedynie zwrócić uwagę na sposób, w jaki architektura zazwyczaj wydaje się działać. Funkcjonując w takiej strukturze, architekt jest zmuszony do ograniczania tarć do tego stopnia, że staje się graczem na arenie przeciętnego zobojętnienia, gdzie zadawanie pytań o konwencjonalne ramy i zwyczaje jest rozumiane jako niepożądana próba rozbicia maszynerii konsensusu.
W ujęciu niegdysiejszej praktyki architekt jest przedstawiany jako ten, który projektuje i nadzoruje wznoszenie budynku, wprawia w ruch nadrzędną wizję i angażuje w projekt własny styl życia, sprawiając, że dzieło „architektury” może się stać wyjątkowym produktem. Wspaniały, idealny człowiek Renesansu był erudytą, jednostką o ogromnej, wszechstronnej wiedzy i wykształceniu. W owych czasach architektura zmieniała się z nieskodyfikowanej działalności, ponieważ była umiejętnością praktyczną (robisz to!), w dziedzinę wiedzy i pracy intelektualnej (myślisz o tym!). Dziewiętnastowieczni dżentelmeni narodzili się jako pochodna modelu renesansowego człowieka. W kontekście praktyk przestrzennych można by wykazać, że rozumienie architektury jako splotu praktyk − wznoszenia budynku i czystej teorii oraz całego spektrum działań mieszczących się pomiędzy tymi dwiema skrajnościami − stanowiło kluczowy moment dla tej dziedziny. Po raz pierwszy mianowicie umożliwiało ono ujęcie protokonceptualnej architektury jako czegoś wyzwolonego od samego impulsu do budowania. Sprawiło to, że nie miało już dłużej znaczenia, czy coś zostało faktycznie wybudowane czy nie; wytwór intelektualny sam w sobie zaczął w końcu być traktowany jako produkt.
We współczesnym systemie rynkowego kapitalizmu erudyta stał się kimś zbędnym. W dzisiejszych czasach efekty mają być zauważalne szybko. Bez wysiłku zdobywania rozległej interdyscyplinarnej wiedzy i bez spójnej wizji (a nawet możliwości kwestionowania istniejących wzorców funkcjonalności czy sposobów działania) współczesny architekt musi się mierzyć z nieustannie rosnącym poziomem wydajności ekonomicznej. Podczas gdy klienci często oprócz oryginalnego projektu oczekują coraz większej efektywności, coraz bardziej dopracowanego detalu i perspektywy zysku, architekt pozostawiany jest na pastwę przestarzałych regulacji prawnych, skorumpowanych budowlańców i niewielkiego wynagrodzenia. Dzisiejszy architekt staje wobec paradoksalnych oczekiwań: zaspokajania rosnącej potrzeby bezpieczeństwa z jednej strony, a z drugiej – pragnienia posiadania produktów będących efektem coraz większej kreatywności i innowacji. Ta przemiana roli jest bez wątpienia jednym z głównych czynników sprawiających, że tak zwany „deweloper” stał się „nowym architektem”. Wielu współczesnych architektów zostało zdegradowanych do pracy na stanowiskach, na których są ograniczeni wyłącznie do dostarczenia koncepcji formalnej − jest to zgubny proces: większość deweloperów jest w stanie wykonać zlecenie szybciej i taniej, wykorzystując architekta wyłącznie do stworzenia formy. Bezprecedensowy szturm legislacyjny dyktuje warunki produkcji i wygląd budynku, podczas gdy architekt jest traktowany jako pozbawiona władzy małpa w czerwonym fezie, którą nauczono tańczyć, gdy zagra muzyka. W takim scenariuszu architekt − częstokroć już w ogóle niepotrzebny − został zredukowany do roli dostarczyciela ozdobnych wisienek, które wylądują na czubku ukończonego już tortu.
Aby możliwe było zaprzestanie myślenia o architekturze w kategoriach tych powszechnie przyjętych schematów, przydatne może się okazać myślenie o architekturze jako postdyscyplinarnym polu siłowym wiedzy, praktyce skoncentrowanej na rzeczywistościach przestrzennych i ich powstawaniu. Zaczynamy odczuwać głęboką potrzebę ponownej oceny produkcji przestrzennej ponad tradycyjnymi definicjami i widzimy miejsce dla „architektury wiedzy”, która wznoszona jest przez aktywne uczestnictwo w przestrzeni. Zrozumienie, produkcja i zmiana warunków przestrzennych dostarczają nam przesłanek do wyznaczenia szerszych granic rzeczywistości politycznej. Współcześnie w praktykach przestrzennych nie tylko wykorzystuje się eksperymentalne badania związane z nieustannie zmieniającymi się warunkami funkcjonowania społeczności miejskiej, ale także stosuje się fizyczne i niefizyczne struktury w celu zmiany i modyfikacji określonych miejsc. Powodowane takimi praktykami różnice mogą się wydawać czymś marginalnym w porównaniu do niepodważalnych wartości, które z nich wynikają: praktycznego optymizmu powiązanego z konkretnym oddziaływaniem.
Nie jest to oczywiście wyłącznie optymistyczne przedsięwzięcie (w przeciwieństwie do pesymizmu i jednostronnej prognozy na temat przestrzeni publicznej, które, zwłaszcza w amerykańskiej urbanistyce i teorii przestrzeni lat osiemdziesiątych oraz wczesnych lat dziewięćdziesiątych, zdominowały dyskursywną produkcję wiedzy i były reprezentowane przez Sharon Zukin, Mike’a Davisa czy Michaela Sorkina^()), jednak uzmysławia ono również złożoność zamieszkiwanych przez nas środowisk. Tego rodzaju praktyki wzmacniają nasze postrzeganie rzeczywistości mikropolitycznych zmagań. Jeśli ktoś chce zrozumieć proces stawania się przestrzeni, kluczowe będzie dla niego przekroczenie istniejących dyskursów utraty i przekształcenie praktyki w tryb obserwacji, która obejmuje zarówno przejściową naturę przestrzennych konstrukcji, jak i transformację kultur miejskich generowanych przez codzienne zjawiska i praktyki. Wyzwalające aspekty stworzonych niedawno kartografii przestrzennych praktyk wydają się mieć źródło w umiejętności spojrzenia na dane sytuacje tak, aby nie zakładać już na samym początku najgorszego możliwego scenariusza. Nie oznacza to, że powinno się porzucić jakikolwiek rodzaj krytycznego spojrzenia, ale że należy cieszyć się i celebrować złożoności fizycznego świata, w którym żyjemy: złożoność stanowi sposobność do zaangażowania.
W kontekście architektury i miasta partycypacja jest często rozumiana jako alternatywna forma dostępu, środek wzmacniający pozycję użytkownika. Pod koniec lat dziewięćdziesiątych wśród architektów i urbanistów można było zaobserwować wzrastające zainteresowanie zagadnieniami projektów partycypacyjnych i publicznych procesów planistycznych. Większość tych projektów i dyskursów była skoncentrowana wokół kategorii systemów zaprojektowanych z myślą o udziale użytkowników.
W dziejach dwudziestowiecznej architektury można dostrzec liczne próby krytycznego zaangażowania w tradycyjną praktykę podejmowane z punktu widzenia partycypacji. Większość spośród nich nie dała rady stworzyć nic ponad samą formułę oporu, co jednak miało charakter marginalny. W przeciwieństwie do przypadkowości cechującej surrealistów oraz ideologicznej zbieraniny sytuacjonistów, istniały również inne przykłady sposobów formułowania oporu. W latach sześćdziesiątych, kiedy członkowie Team 10 bronili użycia takich terminów jak mobilność, wzorce życia codziennego czy stopniowy wzrost miast jako podstawowych dla funkcjonowania urbanistyki, zmiana społeczna (uprzednio narzucana odgórnie przez awangardę, która zakładała a priori sprawczy charakter architektury) była traktowana jako coś oddolnego, wyrastającego z wewnętrznych procesów społecznych, którymi architektura i urbanistyka miały za zadanie zarządzać. W tym kontekście zadania projektanta były ujmowane w kategoriach nadzorowania pracy wzmacniaczy, tłumików i śluz regulujących prędkość i siłę przepływów wewnątrz systemów miejskich.
We Francji Yona Friedman − którego praca opiera się na regule nieprzewidywalności − zajmował się badaniami z zakresu rekonstrukcji, np. problemem znacznego niedoboru mieszkań czy odbudową miast, i wprowadził te tematy do publicznego dyskursu. Zaproponował gigantyczne struktury, w ramach których mieszkańcy mogliby zbudować swoje własne mieszkania, i stworzył proste podręczniki w formie komiksów umożliwiające ludziom włączanie się w proces podejmowania decyzji dotyczących ich otoczenia. W tym samym czasie w Anglii Cedric Price propagował ideę architektury „rozmyślnej niepewności”. Jego lateralne podejście do tej dziedziny i oparte na czasie miejskie interwencje zapewniły jego dokonaniom stały wpływ na współczesne praktyki alternatywne. Podobne do koncepcji urodzonego w Szwajcarii socjologa i ekonomisty Luciusa Burckhardta − który był szczególnie zainteresowany metodologią planowania i alternatywnymi modelami partycypacyjnego urbanizmu, skupiając się na nowych wytycznych dla wszystkich biorących udział w procesie planowania^() − podejście Price’a było używane jako równoległa metoda badań na konferencjach IKAS^() w latach osiemdziesiątych. Przeszło dwustu uczestników z czterdziestu krajów dyskutowało tam raczej na temat społecznych zadań architektury, aniżeli o jej formalnych czy konstrukcyjnych aspektach, które były przedmiotem równocześnie rozwijanych dyskursów postmodernistycznych. Konferencje te były poświęcone zgłębianiu takich zagadnień jak demokratyzacja, uczestnictwo użytkowników, ciągłość konstrukcji oraz użycie architektury w czasie. Modele te były częstokroć oparte na takim rozumieniu partycypacji, które zakłada konsensus i społeczne zaangażowanie jako siłę napędową dla praktyki.
Analogiczne względem obecnego przesytu i nadmiernego użycia terminu partycypacja w dziedzinie architektury i urbanistyki były propozycje formułowane wcześniej na gruncie świata sztuki – przykładem z lat dziewięćdziesiątych może być „estetyka relacyjna” Nicolasa Bourriauda^(), według której dzieło sztuki jest oceniane na podstawie „ludzkich interakcji i społecznego kontekstu, nie zaś wyznaczenia niezależnej i prywatnej przestrzeni symbolicznej”^(). W przeciwieństwie do większości produkcji z lat osiemdziesiątych i początku dziewięćdziesiątych aspekt relacyjny architektury według Bourriauda opierał się nie tyle na przedmiocie, ile na funkcjonowaniu w określonym miejscu oraz w ramach performatywnych wydarzeń, które wprost zależały od interakcji z publicznością i jej partycypacji. Wydana niedawno, przygotowana pod redakcją Claire Bishop książka Participation analizuje owe praktyki wytrącania widzów z roli obserwatorów i obsadzania ich w roli producentów, uznając je za środek tworzenia nowych relacji społecznych^().
Coraz częstsze użycie terminu partycypacja wiąże się z szeregiem zagadnień, w ramach których ideologiczne ramy zostają przekształcone w praktykę. Jak twierdzi Jeremy Till, „termin partycypacja zaczął być ostatnimi czasy nadużywany tak samo jak inny slogan współczesnej polityki − zrównoważony rozwój. Oba te terminy stykają się zresztą w kategorii »zrównoważonych społeczności«, które − według tej retoryki − oparte są na zasadach demokratycznej partycypacji w procesie ich własnego powstawania. Problem polega na tym, że nadużywanie terminów »partycypacja«, »społeczność« i »zrównoważony rozwój« w coraz większym stopniu pozbawia je znaczenia. Słowa te tworzą pozory czegoś wartościowego, jednak po uważniejszym przyjrzeniu się im i ich krytycznej analizie okazuje się, że są uderzająco puste. Partycypacja zbyt często staje się formą zagłaskiwania, a nie rzeczywistym procesem prowadzącym do przemian”^().
*
Poniższy tekst jest zapisem krótkiego wywiadu z działającą w Vancouver artystką Sabine Bitter o przeprowadzanym na szeroką skalę miejskim projekcie badawczym finansowanym przez rząd federalny Niemiec za pośrednictwem Federalnej Fundacji Kulturalnej. Sabine Bitter oraz jej zawodowy partner Helmut Weber pracują nad projektami dotyczącymi miejskiej geografii i polityki wizualnej pod szyldem „Bitter Weber”.
MARKUS MIESSEN: Sabine, wiele razy mieliśmy okazję rozmawiać o projekcie Caracas Case. Byłoby świetnie, gdybyś przedstawiła jego zarys.
SABINE BITTER: Projekt Caracas Case polegał na sześciomiesięcznych badaniach „kultury” nieformalnego miasta w roku 2003. Skupiliśmy się na oddziaływaniu nieformalnych i chaotycznych elementów miasta – takich jak barrios, handel uliczny, szara strefa, uznawane za oznaki niewydolności miasta korki uliczne, coraz bardziej narastające i wymykające się spod kontroli − mających wpływ na koncepcje formalne i regulacje dotyczące urbanistyki i projektowania w mieście.
MM: Na czym polegał twój wkład do projektu, nad którym pracowałaś razem z twoim partnerem, Helmutem Weberem?
SB: Projekt był realizowany w ramach grantu przyznanego przez Niemiecką Fundację Kultury (Kulturstiftung des Bundes) oraz Caracas Urban Think Tank. Jako zaproszeni do niego artyści wizualni mieliśmy za zadanie dokumentować fenomenologię miasta, które „wymknęło się spod kontroli”. Jednak nasza uwaga przesunęła się od zwykłego ilustrowania sytuacji do pogłębionych badań na temat historycznych i obecnych warunków społecznych oraz politycznych, które doprowadziły do powstania tych deprecjonowanych form urbanizacji. Poprzez nasze projekty − takie jak nagrania wideo Living Megastructures czy Super Citizens – dokonaliśmy rozpoznania formy „transformacyjnego urbanizmu” opartego na tych spośród mieszkańców, którzy zmierzali do zmiany stosunków społecznych, a nie – w zależności od punktu widzenia – tylko poprawy własnego poziomu życia i pracy w mieście.
MM: W jaki sposób struktura projektu została na początku ukształtowana?
SB: Została ona uformowana na wzór pracowni urbanistycznej zderzonej z akademickim podejściem do badań i analiz przeprowadzanych przez różnych ekspertów na gruncie różnych dziedzin.
MM: Kto to zorganizował?
SB: Za organizację odpowiadała grupa, która wówczas była znana jako Caracas Urban Think Tank. Jak wspomniałam już wcześniej, działania były finansowane przez Niemiecką Fundację Kultury jako pierwszy projekt z szeregu przedsięwzięć poświęconych miastom. W jego ramach jako partnerzy strategiczni funkcjonowały także uniwersytety i inne instytucje. CUTT przewodziła wówczas dwójka architektów działających w Caracas − Alfredo Brillembourg i Hubert Klumpner.
MM: Jakie były twoje doświadczenia, jeśli chodzi o organizację samego projektu?
SB: Został zorganizowany jak pracownia architektoniczna skupiająca się w szczególności na badaniach i teorii.
MM: Do jakiego stopnia Brillembourg oraz Klumpner byli zaangażowani w organizację, realizację projektu i wypracowywanie jego rezultatów?
SB: Pełnili funkcję dyrektorów pracowni i think tanku, uznawali się za osoby odpowiedzialne i „naturalnych” liderów projektu.
MM: Projekt ten jest dla mnie szczególnie interesujący w kontekście nadużywania środków i narracji przypisywanych partycypacji i społecznemu zaangażowaniu, które są stosowane głównie do celów ekonomicznych. To jest oczywiście w porządku, jeśli mówi się o tym w sposób otwarty. Jednak często celowo promuje się partycypację właśnie w taki mglisty sposób. Doszły do mnie plotki o sposobie zarządzania finansami. Czy to prawda, że pieniądze wyprowadzono na konto w zagranicznym banku?
SB: Czekaliśmy miesiącami, zanim pierwsza rata wpłynęła na nasze konto, i było to bardzo irytujące. Ja i Helmut Weber, a także pozostali uczestnicy projektu, musieliśmy opłacać nasze pracownie w Wiedniu i pozostałych miastach. Ze względu na lokalny charakter projektu trzeba było również wynająć mieszkanie w Caracas. A co do pogłosek: zauważyliśmy konto w raju podatkowym, kiedy zaczęliśmy śledzić transfer pieniędzy. Sam przelew jednak nie zniknął, tylko był „opóźniony”, co oczywiście wywołało sporo stresu i plotek. Wygląda na to, że w Wenezueli wśród wyższych klas przelewanie pieniędzy na zagraniczne konta jest powszechną praktyką. Również i my wpłacaliśmy nasz czynsz na konto w Miami.
MM: W jaki sposób udział w projekcie wpłynął na twoje rozumienie pojęcia partycypacji w sztuce i architekturze, a w szczególności tego, co często opisuje się jako „projekt społeczny”?
SB: Ogólna idea projektu nigdy nie została sformułowana jako społeczna − ukierunkowanie uczestników na społeczne i polityczne uwarunkowania osłabiło „podejście urbanistyczne” i ostatecznie wytworzyło rodzaj świadomości krytycznej w ostatniej fazie projektu. Toczyliśmy zażarte dyskusje z Brillembourgiem i Klumpnerem na temat „niepolitycznego” statusu miejskiego projektu badawczego. Wielokrotnie prowadziło to do męczących i nieprzyjemnych sytuacji w czasie rozwoju projektu. W szczególności uniemożliwiło to niektórym uczestnikom skupienie się na społecznych, politycznych i formalnych aspektach tkanki miejskiej.
MM: Mnie jako osobie z zewnątrz tego projektu, outsiderowi, wydaje się, że wytworzono w jego ramach coś całkowicie przeciwnego idei „projektu społecznego” i zastąpiono ją inspirowanym rynkiem pojęciem „partycypacji jako taktyki cienia prowadzącej do tworzenia gospodarki”. Co o tym sądzisz?
SB: To jest właśnie to, co nas spotkało i co próbowaliśmy również zakwestionować poprzez nasz wkład do projektu.
MM: Czy mogłabyś opisać, w jaki sposób przeciwdziałaliście temu procesowi?
SB: Dostrzegliśmy w naszym projekcie możliwość opartą na polityce reprezentacji przestrzeni. Stworzyliśmy obraz barrio 23 de Enero, zbudowany całkowicie z nowej Boliwariańskiej Konstytucji. Nasz pomysł opierał się na powiązaniu konkretnej historii i teraźniejszości 23 de Enero z bieżącą narodową polityką społecznej transformacji za pomocą demokracji partycypacyjnej. Zainstalowaliśmy ten obraz w jednej z „kulturalnych nisz”, na stacji metra Bellas Artes. Stało się to możliwe dzięki współpracy osób, które wówczas zarządzały tymi niszami − dwóch kobiet pochodzących z 23 de Enero. Zgodziły się na projekt niemal natychmiast, ponieważ czuły, że miejsca takie jak 23 de Enero i mieszkający tam ludzie nigdy nie byli reprezentowani w przestrzeni takiej jak stacja metra Bellas Artes. Na stacji wyświetlaliśmy również wideo, które zrobiliśmy na temat 23 de Enero, Living Megastructures. Jako artyści mieliśmy środki do wyprodukowania wielkoformatowych obrazów i dostęp do przestrzeni publicznej (dzięki tym wspaniałym kobietom z administracji metra, które wiedziały, że nawet obraz miejski jest polityczny). W ten sposób nie angażowaliśmy się w tworzenie ekonomii, lecz w krytyczną refleksję nad istniejącymi relacjami ekonomicznymi i − mam nadzieję − walkę o gospodarczą i przestrzenną sprawiedliwość w Caracas.
Do projektu włączyliśmy się z przekonaniem, że będziemy się uczyć od mieszkańców barrios (tytuł jednej z prac, którą tam wykonaliśmy, mówił wprost: „Learning from La Vega”), a nie – że jako zagraniczni eksperci wpadniemy tam i rozwiążemy przestrzenno-społeczne problemy. Nie oznacza to jednak fetyszyzacji wiedzy tych, którzy w historii byli spychani na margines, tylko uznanie bardziej demokratycznej idei piśmienności: piśmienności przestrzennej, społecznej i kulturowej.
------------------------------------------------------------------------
^() Zob. na przykład Variations on a Theme Park: The New American City and the End of Public Space, red. Michael Sorkin, Hill and Wang, New York 1992.
^() Zob. też Wer plant die Planung? Architektur, Politik und Mensch, red. Jesko Fezer, Martin Schmitz, Martin Schmitz Verlag, Berlin 2005; Warum ist Lanschaft schön? Die Spaziergangswissenschaft, red. Markus Rittner, Martin Schmitz, Martin Schmitz Verlag, Berlin 2006.
^() International Congress for Architecture and Urban Planning, 1982−1989.
^() Nicolas Bourriaud, Relational Aesthetics, Les presses du réel, Dijon 1998.
^() Ibidem, s. 14. Jeśli nie zaznaczono inaczej, wszelkie cytaty w tłumaczeniu Michała Choptianego.
^() Participation, red. Claire Bishop, MIT Press, Cambridge (MA) 2006.
^() Jeremy Till, The architect and the other, „Open Democracy”, 25 czerwca 2006, dostępny w Internecie: