- W empik go
KotoPiramidon - ebook
KotoPiramidon - ebook
Jest lipiec. Świeżo po przeprowadzce do nowego domu, znudzony, dziesięcioletni Marcel rysuje na kartce bloku rysunkowego wymyślonego kumpla. Dopiero co przeglądał encyklopedię dla dzieci i nie miał się z kim podzielić wrażeniami po przeczytaniu informacji na temat egipskich piramid. Bardzo go zaintrygowały i przepełniły swoją tajemniczością. Poczuł ogromną chęć zobaczenia ich na własne oczy i rozwiązać największą zagadkę tysiącleci - Co tak na prawdę w sobie kryją?
Kategoria: | Dla dzieci |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7859-841-1 |
Rozmiar pliku: | 795 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Było deszczowe lipcowe popołudnie, cisza w domu, a dziesięcioletni Marcel leżał na dywanie i przeglądał encyklopedię dla dzieci. Była tak ładnie wydana, że aż z ciekawością chciało się przewrócić kolejną kartkę. Rzucił okiem w stronę okna i westchnął.
– Co tu robić, jak nie ma co robić? I jeszcze ten deszcz. Mógłby padać ze sto metrów dalej, to chociaż wyszedłbym do ogródka, w piłkę pograć ze ścianą. Taka pogoda w wakacje? – pokręcił głową – Nudy. Że też te wczasy nad morzem musiały się tak szybko skończyć.
Marcel nie miał rodzeństwa i najczęściej jego kompanami do zabawy były... same zabawki. Tuż przed wakacjami rodzice zakończyli budowę domu i szybko się wprowadzali, żeby zdążyć przed wyjazdem. Teraz czuł się bardzo obcy w nowym miejscu i wcale nie chciał wychodzić z domu. Dobrze, że chociaż był ten ogródek, można było w nim poszaleć, ale zaraz za ogródkiem zaczynał się las. Wieczorami, gdy patrzył na ciemną ścianę drzew nieraz przeszedł mu dreszcz po plecach. Właśnie „zatrzymał” się na starożytnym Egipcie i z zaciekawieniem zaczął czytać informacje.
– Piramidy, Sfinks, faraoni, rydwany ognia... Kto wie co tak na prawdę działo się w tamtych czasach? A może to wszystko co piszą to zwykła bujda, może piramidy chowają jednak w sobie nieziemskie tajemnice. Podejrzewam, że ci, którzy coś odkryli nie chcą się dzielić swoimi rewelacjami z innymi, zatrzymują je dla siebie. Ja w każdym razie wiem, że tam coś jest! – pomyślał sobie i na głos powtórzył: – Na stówę, że tam coś jest!
– Gdzie, kochanie? – spytała babcia wchodząc do pokoju. Opiekowała się Marcelem podczas nieobecności rodziców.
– Tam! W piramidach! – spojrzał na babcię z miną odkrywcy.
– Tam? Tam jest tylko pełno kurzu, skarbie. – Uśmiechnęła się. – Położę się na chwilę, dobrze? Pobawisz się sam? – Jasne. – a gdy babcia wyszła z pokoju dodał – Zawsze bawię się sam.
Popatrzył na kredki, blok rysunkowy i uśmiechnął się pod nosem.
– Zaraz będę miał kumpla! I to będzie taki kumpel, że..., że będzie aż fajny!
Zaczął rysować. Najpierw było kółko, po tym ptasie nóżki i nastroszona czuprynka na górze. Przyjrzał się krytycznie, nie umiał rysować twarzy.
– Będziesz miał grzywkę. – Dorysował taką, żeby zakrywała oczy, ale zaraz się poprawił. – Dużą grzywkę. – Grzywka zrobiła się do miejsca, gdzie powinny znajdować się usta, – Hmm. – Usta też nigdy mu dobrze nie wychodziły. – Umówmy się, że fryzjer wyjechał na urlop. – Po czym cała kula została pokryta grzywką. – I będziesz się nazywał... Bąbel.
Gdy zakończył rysowanie przyjrzał się z dumą kumplowi.
– I będziesz umiał... – myślał przez chwilę – będziesz umiał znikać. O tak. – Przewrócił kartkę rysunkiem w dół. Będziesz moim kumplem i będę mógł cię zabrać ze sobą wszędzie.
Ponownie położył go przed sobą i powiedział:
– Jeszcze będziesz umiał... – ale tak bardzo zakręciło go w nosie, że w momencie kichnięcia, z jego ust wyskoczyło słowo – czarować. – Przetarł nos grzbietem ręki i spojrzał na kumpla, ale już go tam nie było.
– Na zdrowie.
– Dziękuję. – Marcel odpowiedział machinalnie, ale zaraz znieruchomiał. W pokoju oprócz niego nie było nikogo. Rozejrzał się.
– Czego szukasz? – spytał obcy głos.
Marcel zerwał się na równe nogi.
– Kto to?
– Ja.
– Co za „ja”?
– No ja.
– Gdzie jesteś?
– Tu.
– Gdzie „tu”? Nie widzę!
– Bo kazałeś mi być niewidzialnym.
– Zaraz, zaraz. – Marcel przetarł ręką czoło. – Chyba nic mi się nie stało przez to kichnięcie.
– Tobie nic. Mnie zdmuchnęło i... o!
Marcel obejrzał kartkę na obie strony.
– Nie ma cię tu – stwierdził oglądając kartkę z obu stron.
– Celna uwaga – odpowiedział głos.
– Słuchaj... – Szare komórki Marcela zaczęły właściwie pracować. – Skoro kazałem ci być niewidzialnym, to teraz masz być widzialny.
Na podłodze, tuż przed chłopcem pojawiło się coś kulistego, potarganego i wyglądało dokładnie tak jak zostało narysowane na kartce.
Marcel odchrząknął i podrapał się za uchem przyglądając się uważnie kumplowi.
– Co jest? – spytał Bąbel.
– Chyba się nie popisałem z tymi nogami. Umiesz latać?
– A mam umieć?
– Masz.
Bąbel uniósł się na wysokość twarzy Marcela i powiedział:
– To była trzecia i ostatnia możliwość jaką mogłeś dla mnie wymyślić.
– Chyba już i tak wystarczy. – Uśmiechnął się Marcel. – Jeśli nie śpię i dzieje się to na prawdę to..., to ..., to to jest rewelacja! Masz ręce?
– Wszystko mam.
– To uszczypnij mnie.
Bąbel podleciał do wystawionej ręki Marcela i maleńka rączka uszczypnęła go.
– Auć! To boli!
– Sam chciałeś.
Marcel usiadł po turecku na podłodze przy encyklopedii i spytał:
– Co umiesz? Znaczy, co wiesz? Bo mam nadzieję, że nie będę musiał cię wszystkiego uczyć.
– Umiem dokładnie to co ty.
– Ufć. – Marcel podparł brodę ręką. – Tyle co ja znaczy też, że nie więcej niż ja.
– Yhy.
– Wiesz, zanim się pojawiłeś, próbowałem rozwiązać zagadkę piramid.
– I co, udało ci się?
– Nie, ale ... – spojrzał na komputer – można by ściągnąć więcej informacji z Internetu.
– Ej ty! Masz kumpla? – spytał Bąbel.
Marcel popatrzył nieprzytomnie na niego, ale zaraz zrozumiał o co chodzi. – Nooo, już mam.
– Kumpel umie czarować?
– A umie?
– Umie. Jaki masz problem?
Marcel zadarł wysoko nos, popatrzył w sufit i zażartował:
– Chciałbym się znaleźć w starożytnym Egipcie u podnóża piramidy.II Gdzie my jesteśmy?
Zdążył wypowiedzieć te słowa, gdy zakręciło mu się w głowie. Przymknął oczy, otrząsnął się i... poczuł ciepły powiew wiatru. Spojrzał zdziwiony na Bąbla, ale ten już nie siedział na dywanie, siedział na piasku, a tuż za nim sporych rozmiarów piękny, rudy kot. Kot popatrzył na chłopca znudzonym wzrokiem, ziewnął i powiedział.
– Następni. Znowu będą mi się pałętać po terenie. Żadnej intymności. – Polizał łapkę i ruszył w swoim kierunku.
– Kto to powiedział? – zdziwił się Marcel – Bąbel, to ty?
– Nie. To ten sierściuch.
Kot znieruchomiał.
– Sierściuch? – Odwrócił się przodem do Bąbla. – Tyś śmiał nazwać mnie „sierściuch”? A coś ty za jeden? – Jego głos był pełen oburzenia. Podszedł do Bąbla i pacnął go łapką.
– Ty! – Bąbel się obruszył. – Łapy przy sobie!
Kot opuścił głowę na wysokość swojego rozmówcy, zmrużył oczy i prychnął:
– Jak zechcę, to każę cię... – przyjrzał mu się dokładnie – to każę cię wyskubać.
Bąbel aż podskoczył.
– Ty..., ty... Ty to mi możesz! Możesz mi najwyżej powiedzieć dzień dobry panie Bąblu.
– Zaraz, zaraz. – Marcel nie bardzo mógł oswoić się z myślą, że rozumie co mówi kot. – Czy ty umiesz mówić po mojemu, czy ja rozumiem po twojemu?
Kot ze zdziwieniem podniósł głowę.
– Czy to znaczy, że będziesz rozumiał i wykonywał moje rozkazy?
– Hola, hola! – Marcel się wyprostował. – Że niby dlaczego miałbym to robić?
– Boś jest mym podwładnym. Ten też. – Wyniosłym spojrzeniem wskazał Bąbla.
– Ooo. Widzę, że umiesz wysoko zadzierać nosa. – Popatrzył na Bąbla, rozejrzał się i spytał: – Coś ty zrobił? Gdzie jest mój dywan? A, w ogóle, gdzie jest mój dom? Dopiero co cię narysowałem, a ty już rozrabiasz?
– Chciałeś do Egiptu to go masz – obruszył się Bąbel.
– Zaraz, chwileczkę, spokój. – Chłopiec się zastanowił. – Przeniosłeś nas do Egiptu?
– Nooo... – zaczął niepewnie Bąbel. – I trochę w czasie.
– Do przodu czy do tyłu? – dopytywał się Marcel.
– Do tyłu.
– Ile?
– Kilkaaa...
– Miesięcy czy... lat? – spytał przerażony chłopiec.
– Kilka... – Bąbel odchrząknął i dokończył już dużo ciszej – tysięcy lat.
Marcel złapał się za głowę.
– Rrrany koguta! Co babcia powie jak się obudzi?! Co ja jej powiem jak...? O nie! – Popatrzył groźnie na Bąbla. – Powiedz, że umiesz nas stąd przenieść z powrotem do domu!
– Umiem.
– To na co czekasz?
– Bo chciałeś rozwiązać jakąś zagadkę. – Teraz Bąbel się zniecierpliwił.
Kot przyglądając się krytycznym wzrokiem obojgu wreszcie się odezwał cedząc słowa.
– Czy ja któremuś z was pozwoliłem zabrać głos?
– Kotku. – Marcel dotknął palcem kociego nosa. – Czy coś cię przypadkiem nie uwiera w móżdżek? – Przyjrzał mu się z uwagą. – Jak na ciebie wołają?
– Jam jest Cezar – odpowiedział wyniośle kot.
– No to słuchaj Cezar, zmiataj stąd, bo mój kumpel zamieni cię w... szczura.
Cezar spojrzał na Bąbla pełen oburzenia.
– Nie odważysz się.
– Chcesz sprawdzić? – spytał zadziornie Bąbel.
– Jesteś zbyt nisko urodzony, abym miał ochotę przestawać z tobą.
– Ty napuszony rudzielcu! Złaź z chmur, bo nosem niebo rysujesz! – nastroszył się Bąbel.
– Panowie! – Marcel miał dość. – Pozwólcie, że przerwę wam tą miłą pogawędkę. Pan kot Cezar pójdzie łapać swoje egipskie myszy, a pan Bąbel odwróci kota ogonem. – Spojrzał na Cezara i szybko się poprawił. – Znaczy, chciałem powiedzieć, odtransportuje nas do domu.
– Się robi – mruknął Bąbel.
Zakręciło się Marcelowi w głowie i znów znalazł się na swoim dywanie. Już chciał z ulgą odetchnąć, gdy tuż obok siebie usłyszał przeraźliwy koci wrzask.