Koty w podziemiach Zambergu - ebook
Ewa Kiniorska, politolog. Autorka m.in.: „Zamku Griffithów”, „Wszechmorza”, „Małego wyścigu wiedźm”, „Świata po drugiej stronie snu”, „2027”.
| Kategoria: | Fantasy |
| Zabezpieczenie: |
Watermark
|
| ISBN: | 978-83-8414-351-3 |
| Rozmiar pliku: | 1,5 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
ISI
Wykład o magii ciągnął się niemiłosiernie. Niektórzy uczniowie unikali wzroku wykładowcy, tylko nieliczni wbijali w niego wzrok. Ciekawe na co liczyli.
Isi trwała w bezruchu, lekko pochylona nad swoimi notatkami.
Nauczyciele był stary, gadatliwy i całkiem nieatrakcyjny. Podobno taki był wymóg po ostatniej aferze i głośnym, szkolnym, szokująco skandalicznym romansie. Chłopcy i dziewczęta siedzący przed nią szeptem sarkastycznie komentowali słowa wykładowcy lub otwarcie flirtowali.
— Istnieją trzy stany — monotonnym, cichym głosem tłumaczył nauczyciel. — Są to brak magi, magia i źródła magii. Każdy czar przechodzi przez te trzy stany. To co dzieje się przed zaklęciem, w jego czasie i po nim. Zobaczymy zaklęcie, które zmienia energię i prześledzimy co się dzieje potem…
Mrucząc coś pod nosem nauczyciel zaczął hałaśliwie i niezdarnie ustawiać aorty i rurki do swojego eksperymentu.
— Ale nudy — szepnął bogaty chłopak w srebrzystej koszuli, siedzący w ławce obok ściany.
Wzrok Isi błądził po klasie. Na ścianie wisiały dobrze jej znane szkice. Trzy punkty połączone trzema krzywymi liniami. Na nie nałożono dziewięć kółek. Przekreślony na krzyż dziwny efemeryczny zmieniający się ciągle wzór. Dziewięć sfer. Zobaczyła koło podzielone na trzy części. Trzy sfery, które decydowały o wszystkim. Powstałe dziesiątki teorii o magi wcale nie pomagały okiełznać ją. Niektóre z teorii były sprzeczne. Prawie wszystkie nadal niesprawdzone. Nikogo nie było stać na przeprowadzenie badań, które miały by je potwierdzić.
— Do czego to się komuś może przydać? — spytała dziewczyna ze złota szopą loków na głowie, w zielonej zwiewnej szacie, siedząca w ławce za nią.
Inni, w pomarańczowych czerwonych i fioletowych ubraniach, z ławek za Isią zaszemrali zgodnie. Byli bogaci. Nie musieli tam być. Dostaną wszystko, w tym gwarancje udanej przyszłości, kiedy tylko zechcą. Nie mieli pojęcia, że inni co dzień walczyli o swój przyszły dobrobyt. A czasem przetrwanie.
— Po co nam ta wiedza?
— Jest niepotrzebna.
— To kompletnie nieprzydatna wiedza — powtarzali z uporem szeptem chichocząc.
Uczyli się o magi tylko by zająć czas. Bo to było modne. Przeszkadzali innym. Prowokowali ich. Wykładowca był dla nich niczym hałasująca natrętna mucha. Nie szanowali magii. Nie mieli pojęcia z czym mogli się zetknąć. Oni nigdy nie będą musieli pracować z magią. Mieli już zagwarantowane ciepłe posadki. I często zaplanowane już całe życie.
Co dla nich znaczyły ostrzeżenia i zasady? Nauczyciel wyliczał zasady magii. Najważniejsze i oczywiste reguły. To czego nigdy nie można było robić. Potem zaczął rozwlekle wyliczać siedem żywiołów. I wciąż wracał do trzech zasad działania mocy. I to jak to praktykowano od stuleci.
— Siedem żywiołów: to powietrze, ziemia, ogień, woda… oraz przestrzeń. I oczywiście magia i pramagia. Pramagia czyli siła pochodząca z innych starszych światów. To ona tworzy wciąż na nowo porządek i chaos. Wielu badaczy wierzy, że nie da się nad nią zapanować…
Uczniowie uśmiechali się z politowaniem.
— Komuś się to uda.
— To nic trudnego…
Nauczyciel bez przekonania pokiwał głową.
— Może kiedyś komuś się to uda.
— Uda się grupie Dwunastu.
Uczniowie zaczęli szeptać. Isi też słyszała o bogatych i wpływowych badaczach, którzy wiele obiecywali, ale nie dokonali jeszcze przełomu, na który tak liczyli. Dużo nich mówiono, ale czy już czegoś dokonali? Nie wiedziała do czego oni dojdą. Wykładowca tylko zmarszczył brwi, a potem wskazał na trzy kręgi, które naszkicował na tablicy.
— To uproszczony szkic poglądowy… tego jak było kiedyś. Istniejące teraz zasady… Ale nie wiadomo jak długo to potrwa. Pojawiające się nowe elementy mogą wszystko zmienić. Na początku była tylko magia. Potem pojawili się ci którzy chcieli z niej korzystać i wszystko zaczęło się komplikować. Przez jakiś czas ludzie mogli wszystko… ale teraz ustanowiono wiele zasad.
— To przez to że mężczyźni stracili moc — wyrwał się jeden z lizusów.
Zapadła cisza.
— Tak, moc zaklęcia rzuconego przez Wielkich Magów okazała się zbyt wielka i nieobliczalna…
— A jak oni tego właśnie chcieli?
Wykładowca zrobił niepewną minę.
— To mało prawdopodobne… zachwiano równowagę.. na wiele stuleci.
— Ale nikt tego nie wie na pewno… może w ten sposób chronili nas przed jakąś katastrofa…
Krążyło wiele teorii o tym co wydarzyło się na Polach Archońskich w czasie Wielkich Wojen. Ci którzy badali tą epokę snuli liczne hipotezy. W niektórych kręgach wierzono, że istnieje ukryta historia magii, ale w szkole nie pozwalano im o tym mówić.
Nauczyciel starał się zmienić temat. Wskazał na tablicę.
— i co widzicie?
— A co mamy zobaczyć? — spytał jeden z lizusów.
Nauczyciel uśmiechnął się szeroko.
— Nowe możliwości.
Przez chwile wpatrywali się w ciszy w tabelki i szkice. Isi nic tam nie widziała. Magia teoretyczna nie miała dla niej sensu. Wolała proste krótkie czary, które dawały natychmiastowe rezultaty. Trudno było je popsuć lub pomylić.
— I co teraz? — spytał jeden z bogatych uczniów.
— Teraz na pewno pojawi się coś nowego — powiedział ze zdecydowaniem nauczyciel.
— I co wtedy się stanie?
— Zobaczymy.
— To będzie koniec świata?
Nauczyciel znowu się uśmiechnął.
— Tylko takiego jaki znamy… wiele się zmieni.
— A jak to będzie apokalipsa?
— To też się może zdarzyć… — powiedział spokojnie nauczyciel jakby wcale się tym nie przejmował.
Co on miał na myśli? Był jednym z pesymistów tylko czekających na koniec świata? Ci często nie musieli robić nic, bo to inni dążyli do samozagłady. Nie podobało jej się to. Sama wolała myśleć o czymś innym. Prostszym i przyjemniejszym. Wielka magia i polityka były niczym bezdenna otchłań. Kiedy się do nich za bardzo zbliżył był już straconym. Widziała to nie raz. Przez to ucierpiała jej rodzina.
— Po każdym końcu jest nowy początek. Znamy już cztery wielkie katastrofy magiczne. Odrodzenie cywilizacji po każdej z nich było trudne ale możliwe — spokojnie mówił wykładowca.
— Były też ofiary i wieki ciemne.. prześladowania i rzezie… — twardym tonem powiedziała milcząca zazwyczaj czarnowłosa i blada, najzdolniejsza wiedźma w ich klasie.
— To było nieuniknione. Kiedy znikają siły kontrolujące prawa, rodzi się chaos i bezprawie.
— Chyba lepiej do tego nie dopuszczać.
— Każda zmiana wymaga wysiłku. Wyniszczenie i destrukcja tego co stare jest jej elementem.
Po tych słowach zapadła cisza. Dobrze znali historia świata i zagrożenia związane z magią. Katastrofy, do których ktoś doprowadził. Jak rozwiązywano problemy. Jakie były możliwości. Po co sięgano. Jak następowały po sobie jasne i mroczne czasy. To czym im nie mówiono. Historia magii miała wiele rozdziałów. Jak wszystko przebiegało. Co się działo. Zakłamana historia. Co z niej wymazano.
— Czyli każdy powinien zgadzać się na koszmar, bo i tak nie ma wyboru? — spytała spokojnie najlepsza wiedźma.
— Jeśli doprowadzamy do katastrofy potem musimy ją przetrwać.
Wszyscy uczniowie przycichli. Co tak naprawdę miał na myśli?
— Dlatego tak ważne jest przygotowanie się na najgorsze. Poznanie zagrożeń i pułapek magicznego fachu…
Wykładowca mówił dalej, a Isi czuła się jakby jego słowa miały podwójne znaczenie i ukryty sens, który ona musi odkryć. Nauczyciel omawiał anomalie magii. Wyjątki, które zdarzały się bardzo rzadko. Wyliczał znane dziwne symbiozy magicznych istot, zjawisk i przedmiotów. Poziomy świadomość i stany magi. Opisywał losy żywych budynków lub przedmiotów. Najsłynniejszym był dom pewnej wiedźmy, który stał się ponurą legendą. Od dawna tratował to co miał na swojej drodze. Nie dawało się go zatrzymać, ani zniszczyć. Kroczył gdzieś, wciąż przed sobie i pozostawał zagadką. Cudem. Wielu próbowało powtórzyć ten czar, ale bez powodzenia.
— Badano go, ale nic nie odkryto. Czy poznanie prawdy jest poza naszym zasięgiem? Bo co daje nauka? Daje nam tylko wgląd w prawdę o świecie i nas samych. Podobną do magicznego widzenia możliwość, ale tylko bardzo powierzchowną. A czym jest magia? Tylko możliwością zmiany siebie lub świata?
Wszyscy uczniowie milczeli, czekając na ciąg dalszy. Chyba nikt nie wiedział gdzie wykładowca zmierza.
— Bo czym jeszcze jest magia? Co nam daje? Choćbyście ją badali całe życie nie odkryjecie wszystkich jej sekretów… Choć kilka zasad jest niezmiennych…
Wykładowca zaczął snuć długie i zawiłe wyjaśnienia. Omawiał odpływ i przypływy mocy. Cykle i poziomy magii. Mechanizmy wyrównania, i falowanie. Konsekwencje każdej zmiany. Zagłębił się też w teorię lustra. Wyjawił im co jest potrzebne by ją wykorzystać.
— Ona pomaga przy intuicyjnym wyczuwaniu co się dzieje. I przejmowaniu kontroli — powiedział szybko wykładowca i przeszedł do znanych wszystkim zasad pracy z magią.
Opisał co się dzieje przy rzucaniu zaklęć. Podkreślił jak ważna jest równowaga i jak wszystko automatycznie do niej wraca. I że nie da się tego procesu powstrzymać. Niska i wysoka energia pozwalały na manipulowanie otaczającym światem, ale i one działały według pewnych schematów. Ważne było otworzenie się na magię. Moc, która działała po swojemu. Opisywał jak się czarowało kiedyś i co robi się obecnie. Ujął przeszłość w zgrabne formułki. Czyżby cytował swój podręcznik?
— Co daje nauka? — znów zapytał wykładowca i zaczął im tłumaczyć skalę magiczną.
Wyliczał ile jest w tym co ich otacza magi. Jakie co ma możliwości transformacji i przemiany wewnętrznej. Kiedy zachodzi manipulacja i czym się kończą próby dostosowanie czegoś do siebie i swoich pragnień. Nauczyciel długo i rozwlekle tłumaczył kiedy magia staje się świadoma i co tedy powstaje. To były wyjątkowe zdarzenia, które udały się tylko nielicznym. Wyliczał dokonania Pierwszej Ery Magii. To zawsze robiło robiło wielkie wrażenie, a dzieła Wielkich Magów i Wiedźm były imponujące. Te znane z historii postacie zapisały się na zawsze w pamięci ludzi swoimi dokonaniami.
— Czego jeszcze oni dokonali? Choćby para Wszechwładnych, która ze sobą walczyła i zrównała z ziemią trzy królestwa… potem naprawili krzywdy i wspomagali tych, którzy ocaleli.
Isi słyszała że mieli oni swoje ukryte motywy. Ktoś im zapłacił za wszystko co robili. Zawsze przerażało ją, że się na to zgodzili.
— Są też Trzej Spod Góry, którzy ochronili królestwo przed szaloną wiedźmą i jej chaotyczną magią…
Wszyscy znali tą historię. Opowiadano ja dzieciom przed snem.
— Inni wielcy Ciemni Magowie, stworzyli przejścia do innych światów… które ich pochłonęły…
— Ci magowie byli wszechmocni? — spytał jeden z lizusów.
Nauczyciel powoli pokręcił głową.
— Tylko bardzo zdolni. I pełni ludzkich słabości… Lepiej o tym nie zapominajcie.
— Przerośniemy ich — wyrzucił z siebie bogaty chłopak którego bliźniacza siostra władała magią. — Dokonamy niemożliwego.
Rodzeństwo spojrzało na wykładowcę z wyższością. A ten spojrzał na nich z uwagą.
— Widzę, że oboje w to wierzycie… — nauczyciel pokiwał głową. — Ale jest coś łączyło wielkich pokonanych. Byli zbyt ambitni. Przekonani o swojej nieomylności. To była ich słabość. Taka, która doprowadziła ich do katastrofy. Żyją w naszej pamięci, ale często zniszczyli się sami…
Powtarzał to, co już wiele razy słyszała. To były powszechnie znane sekrety. Nie znała nikogo kto by o czym nie wiedział. Istniały oczywiście i inne poziomy wtajemniczenia. Wiedziano jak magia wpływała na ludzi. Na ich ciała i umysły oraz na cały świat, który ich otaczał. Przestali być ludźmi i to wpływało na wszystko to co istniało wokół nich. Stawali się własnymi ofiarami. Ofiarami magii. Magia, ludzie i bestie często byli połączeni byli licznymi więziami, których nic nie mogło przerwać.
— Poziomy magi. Podobno są jak niebo, ziemia, piekło — mówił cicho wykładowca. — Nie wiemy co skąd pochodzi. Energia wciąż się zmienia. Oczyszcza. Nie ważne jest jej pochodzenie, tylko do czego jest wykorzystywana. Liczy się potencjał i przeznaczenie każdego z was.
Czy chciał ich przestraszyć? A może uśpić? Isi nie rozumiała co kierowało wykładowcą. Na koniec nauczyciel wspomniał o kotach.
— Aż trudno uwierzyć co one widzą… to nie tylko coś więcej one zawsze wyczują magię. I gromadzą się gdzieś gdzie ona się koncentruje — mówił z nietypowym jak na siebie entuzjazmem nauczyciel. — Wybierają zawsze szczególnie miejsca. Pełne magi. W których co się wydarzyło lub dopiero wydarzy…
Uczniowie milczeli nie chcąc zwracać na siebie uwag. I jeszcze długo wykładowca opowiadał im o wyjątkowych mocach kotów. O tym co one dostrzegają. Co je przywabia. Rozwodził się nad tym z przesadnym zapałem. Był aż tak wielkim ich wielkim wielbicielem? Czy to dlatego na jego notatkach widać było często ślady kocich łapek?
Isi przestała go słuchać. Przyglądała się innym uczniom. Lubiła znać sekrety innych ludzi. Zaintrygowało ją zachowanie kilku nie wyróżniających się niczym uczniów. Dostrzegła biały pył na ich ubraniach i butach. Skąd on pochodził? Starała się sobie przypomnieć czy zna miejsce gdzie był taki pył.
W końcu lekcja się skończyła. Wykładowca przerwał w pół słowa i skierował się do drzwi, zadając im kilka prostych ćwiczeń.
Wszyscy wyszli na ciemny długi korytarz zastawiony popiersiami zasłużonych wykładowców i znanych absolwentów. Uczniowie podzieli się na grupy. Isi idąc do wielki auli słyszała ich szepty z których wynikało, że planują zrobić coś nielegalnego po zajęciach.
— Masz już te zioła wieszcze? — ciemnoskóry uczeń w błękicie spytał ostro dziewczynę o migdałowych oczach i płowych długich włosach ubraną w czerwoną suknię.
Zapytana pokręciła głową.
— To na co czekasz?
— To nie takie proste… muszę znaleźć odpowiedni rocznik…
— Nie zdążysz…
— Zdążę.
Przysłuchiwał się im wysoki chłopak o zielonych oczach i miedzianej cerze.
— To co dziś robicie?
Zapytani spojrzeli na niego z uwagą.
— Przywołamy Boską Wiedźmę — powiedział w końcu ciemnoskóry chłopak.
Zielonooki zaśmiał się.
— Nie uda wam się… wielu próbowało przed wami.
Dziewczyna mocno zacisnęła usta, a potem oświadczyła z przekonaniem.
— Uda. Mam plan. Niezawodny.
— Zwykła głupota… — zadrwił zielonooki.
— Głupota? — zdenerwowała się długowłosa dziewczyna.
Nie interesowało jej co im się może udać, a co nie. Podzielała zdanie zielonookiego. Ta wyjątkowa Wielka Wiedźma nie zjawiała się przed nikim. Zupełnie jakby nigdy nie istniała.
Szła dalej i wymijała znanych sobie uczniów. Inna grupa uczniów, wśród których było wielu dzieci bogaczy, też chciała zrobić coś wyjątkowego i ryzykownego.
— Przywołamy Wielką M — wyszeptał niska czerwonowłosa dziewczyna, w kosztownym stroju.
Przyglądało jej się dwóch aroganckich braci.
— To potężna wiedźma — powiedział jeden z nich.
— Myślicie że przyjdzie do was? — zapytał z kpiną drugi z braci.
Czerwonowłosa spojrzała na nich ostro, z urazą.
— Sprawdziliśmy, Wielka M. pojawiła się w naszych czasach cztery razy, i ma się jeszcze zjawić sześć razy.
— Liczycie że was zaszczyci?
Czerwonowłosa zacisnęła mocno usta.
— Kiedyś będziemy ważnymi osobami — powiedziała z przekonaniem. — I jak chcecie możecie dołączyć.
Obaj bracia się zaśmiali.
— Pomyliłaś nas z kimś innym… my już jesteśmy ważni — powiedział niższy z braci, nim odeszli w ciemny koniec korytarza.
Dziewczyna o czerwonych włosach udawała, że się ich słowami nie przejmuje. Ktoś miał wizje tego co się zdarzy? Isi czuła niepokój.
W kącie siedział mamrocący do siebie chłopak o szarych włosach i czarnych nieprzytomnych oczach.
— Ona ich wykorzystuje… rzuciła dawno temu czar… dokończy coś czego nie zrobiła za życia… To jej ostatnia szansa.
Kogo miał na myśli? Szła coraz wolniej. Czy powinna o tym komuś powiedzieć? Powinna tak zrobić. Ale czy to wyszło by jej na dobre? Ona też miała swoje sekrety. Postanowiła dać sobie z tym spokój. Nie chciała się w nic mieszać. Idąc korytarzem zastanawiała się czemu jej tak różni koledzy z klasy wpadli na taki sam pomysł? Czy to był przypadek? I czemu po wycieczce szkolnej do Pierwszego Muzeum Magii jej koledzy zachowywali się tak nietypowo? Coś im się wtedy przytrafiło? To była intrygująca zagadka. Mogła by ją rozwikłać, ona jednak miała inne plany.
Isi wróciła do swojego pokoju i zrobiła coś zakazanego. Wyciągnęła ze skrytki po łóżkiem zakazana księgę i otworzyła ją na ostatniej stronie. Powoli odczytała słowa, czując jak przepływa przed nią moc. Stworzyła wzorzec zaklęcia sięgający w przeszłość i przyszłość. Pierwszy raz jej wyszło, coś tak skomplikowanego. Nie skończyła czaru, bo przyłapali ją. Jak zawsze ona miała pecha.
Kiedy wymawiała ostatnią sylabę od jej pokoju weszła koleżanka, która chciała przypodobać się nauczycielom donosząc na innych. Dziewczyna rzuciła tylko wzrokiem na księgę i cofnęła się bez słowa. Nic nie mogła zrobić. Wyszeptała ostatnią sylabę czują że magia się rozproszyła. Oczywiście nic się nie stało. Czuła wielkie rozczarowanie. To też jej nie wyszło?
Usłyszała dzwonek i głos każący jej przyjść natychmiast do dyrektora. Posłusznie wypełniła polecenie i kilka minut później Isi już siedziała przed gabinetem dyrektora i zastanawiała się co ją spotka. Na pewno czekała ją reprymenda. A może i wyrzucenie ze szkoły…
Drzwi gabinetu się otworzyły i Isi weszła do środka. Gdy uniosła oczy za dyrektorem ujrzała coś niezwykłego. Widmo kobiety w średnim wieku, o zakrwawionej twarzy, w brudnej i podartej sukni. Patrzyła jej prosto w oczy a Isi nie mogła się poruszyć. Wydawało się jej, że widmowa kobieta mówi wprost do jej duszy. Że ją rozumie jak nikt inny.
Tłumaczyła jej, że obie poznały to samo. Konieczność liczenie się z licznymi ograniczeniami. Że był przed nimi trud szukania celu życia. I ból poddania się temu co nieuchronne. Isi czuła bliskość z widmem kobiety. Ona też została przyłapana na czymś zakazanym. I ją też spotkała kara. A potem niewyobrażalne konsekwencje.
Isi słyszała szept widmowej kobiety z głowie. Z trudem oddychała starając się zachować spokój. Wiedziała kim ona jest. Słynną wiedźmą z przeszłości. Isroirą Nieprzeniknioną owianą ponurą sławą. Mało kto wiedział już kim była. I co po niej zostało. Była kimś lub czymś o czym chciano zapomnieć. Czy to ją chciano przywołać? A jeśli nie, to czemu się zjawiła?
Oderwała się od rzeczywistości. Kiedy dyrektor zawołał ją po imieniu, podniosła oczy, a potem wstała mechanicznie. Od kiedy weszła do gabinetu, pełnego pamiątek po przeszłości i dziwnych maszyn, spodziewała się najgorszego. Ale teraz już nie przejmowała się tym, że zaszkodziła sobie i doczekała się reprymendy. Albo i czegoś gorszego.
— Zrobiłaś głupstwo… I co zrobisz? — spytał dyrektor.- Wiesz przecież nie nie masz dokąd wracać… twoja rodzina i dom już nie istnieje…
Milczała.
— To się nie powtórzy, prawda?
— Tak, to się już nie zdarzy — potwierdziła powoli Isi.
Wierzyła, że nie musi już rzucać takich zaklęć. To było już za nią.
— Czemu to zrobiłaś?
— Sama nie wiem… może… — zmuszała się by wypowiedzieć kolejne słowa. — Chciałam… jak oni… za bardzo wiedzieć… co będzie.
Dyrektor westchnął.
— I po co ci to było?
Isi wbijała wzrok w ziemię.
— Chciałam być bezpieczna… — powiedziała w końcu cicho.
— I co udało ci się?
Pokręciła głową.
— Wyrzeknij się rodowego dziedzictwa… a wszystko będzie dobrze. Jeszcze możesz osiągnąć spokój.
— Ja muszę…
— Co musisz? Zmarnować sobie życie?
Powoli pokręciła głową. Nie o to jej chodziło.
— Próbować zapanować nad przeznaczeniem…
— Ale po co?
— Po to się urodziłam — powiedziała nagle Isi z mocą. — Nic innego mi nie wyszło.
Przestraszyły ją te słowa. Zdarzało jej się mówienie cudzym głosem, lub śnienie o czyimś życiu. Często nie wiedziała z kim się kontaktuje jej dusza. Czy to były słowa widma kobiety? Musiało je połączyć jakieś pokrewieństwo.
— Masz całe życie przed sobą.
— Już nie. Wszystko zmarnowałam- wyszeptała Isi czując strach i smutek.
Teraz też ktoś mówił przez nią i nie miała nad tym kontroli. Dyrektor uważnie się jej przyglądał. Nie zdążył nic powiedzieć, bo ktoś nagle wszedł do gabinetu.
— Mamy kłopoty — powiedział młody pryszczaty nauczyciel nauk przyrodniczych, rzucając coś na biurko dyrektora.
Dyrektor nie wyglądał na zadowolonego ale spojrzał na papiery.
— Co to za lista?
— Oni wszyscy zniknęli…
Isi widziała wypisane kilkanaście nazwisk.
— Co? Jak to? Kiedy? Gdzie? — spytał ostro dyrektor.
— Zostali właśnie wchłonięci przez coś… — pryszczaty nauczyciel nagle przerwał.
— Jak to coś? — spytał niezadowolony dyrektor.
— Nie umiem tego opisać. To było coś nie z tego świata…
Dyrektor wyglądał na wstrząśniętego.
— Musimy ich poszukać.
— To nic nie da — powiedział nauczyciel nauk przyrodniczych.
— Co ich dziś opętało… — spytał szeptem dyrektor i energicznie wstał.
Nauczyciel nauka przyrodniczych obrzucił ja nieuważnym spojrzenie jakby była meblem.
— Porozmawiamy później — rzucił w jej kierunku dyrektor i szybko wyszedł z nauczycielem przyrody.
Isi została sama. Było jej nieswojo. Czy to był zbieg okoliczności?
Na biurko wskoczył wielki szary kot o złotych oczach. Usiadł otoczywszy się ogonem i uważnie jej się przyglądał. Przez chwilę Isi siedziała bez ruchy, a potem powoli wstała i wyszła na korytarz. Duch wiedźmy wycofał się i znowu mogła o sobie decydować.
Nie rozumiała co się stało. Przywołano dwa duchy wiedzmy i jej też objawił się jeden. Może dwa inne też pojawił się gdzieś indziej. Komuś innemu. Dlaczego tak się stało?
Wróciła do swojego pokoju. Schowała zakazaną księgę głęboko, przysięgając sobie że już nigdy jej nie użyje.
Czuła się rozbita i osłabiona. Rozchorowała się. Przez wiele dni śniła koszmary, w których widziała członków swojej rodziny, którzy mieli do niej pretensje. Chciała od nich uciec, ale nie mogła.
W tym czasie jej szkoła się zmieniła. Wszędzie byli kręcący się po szkole szpiedzy ze służb imperialnych. Odziani w srebrzyste mundury wtykali nos we wszystkie sprawy. Bardzo młodzi, wbijali zimne gadzie spojrzenia w tych których mijali. Uczniowie nerwowo reagowali na ich widok. Każdy w szkole miał zbyt wiele sekretów.
Kiedy w końcu wstała choć czuła się jeszcze słabo. Wszyscy rozmawiali szeptem.
— Co oni tu robią?
— Szukają winnych.
— Ktoś przekroczył zakazy. Naruszył Twardy Kodeks…
— I teraz szukają go..
— Czyli kogo?
— Jeszcze nikogo nie znaleźli.
— Pewnie w końcu zwalą winę na nich.
— Kogo?
— No wiesz. Jakiś przestępców.
Zapadało milczenie.
— To co dziś zrobimy?
— Nic.
— Jeszcze nas złapią nas na czymś i wygnają.
— Ciebie na pewno nie, bo rodzina cię wykupi.
Nikt nie mówił o tych którzy zniknęli. Intruzi wiedzieli o wielu sprawach. Isi starała się ich ignorować. Szukała wiedzy o wiedźmie, która w niej zamieszkała. Przeszukała bibliotekę, ale to co znalazła niczego jej nie wyjaśniło. Liczyła że w starszych książkach będzie coś więcej. Długo przeszukiwała je, niestety bez skutku.
W końcu zwróciła na siebie uwagę wścibskiego siwowłosego bibliotekarza o czerwonych tęczówkach.
— Czego szukasz?
— Spisu największych wiedźm.
Wskazał jej półkę gdzie stały stare kroniki. Przejrzała je aż dotarła do długiej listy imion wiedźm, opisujących też pokrótce te ważne dla magii postacie. Kronik był bardzo stara i pachniała pleśnią. Długo ją wertowała. Znalazła inne słynne wiedzmy. Ale nigdzie nie było. Już prawie stracił nadzieję gdy w końcu ją znalazła. Z uwaga przeczytała jej życiorys.
Niestety nie dowiedziała się wiele. Bibliotekarz zajrzał jej przez ramię.
— Stara kocica — mruknął. — Nie ma dobrej reputacji…
— A skąd to przezwisko?
— Bo czasem zmieniała się wielkiego kota. Imponujące i bardzo ekscentryczne. Choć to nie było najdziwniejsze co robiła..
Isi zmarszczyła brwi.
— A co ona zrobiła?
Bibliotekarz oparł się o stół przy którym siedziała Isi.
— Rzuciła kilka wielkich czarów, ale poza tym wciąż popełniała gafy. Zraziła do siebie wielu ważnych ludzi swoich czasów. Próbowali się jej pozbyć.
— To spotkało wiele wiedźm.
— I jak skończyła?
— Tajemniczo zniknęła. A jej majątek nigdy nie został odnaleziony.
— A to było coś cennego?
Bibliotekarz podrapał się po nosie.
— Na pewno jej księgi i to co zebrała przez swoje długie życie…
— To nie mogło być nic cennego… — mruknęła do siebie Isi.
— Nigdy nie wiadomo. Była zawsze bardzo tajemnicza.
— Ale nie wyróżniała się niczym…
Bibliotekarz uważnie jej się przyjrzał.
— Czemu się nią interesujesz?
— Natknęłam się na jej imię w pracy kolegi… — skłamała. — Nie mogła rozumieć czemu ktoś się nią interesuje..
Bibliotekarz nie pytał już o nic, ale uważnie się jej przyglądał.
Isi czuła się nieswojo. Udawała, że zajmuje się tylko nauką i swoimi obowiązkami. Starała się nie pakować w kłopoty. Wszyscy byli obserwowani.
Zdarzały się niecodzienne wypadki. Zdarzenia w które trudno było uwierzyć.
Słyszała rozmowy szpiegów.
— Wiemy kto był w to zamieszany…
— Nauczyciel i dwoje uczniów.
— Widziano ich potem na zachodnim wybrzeżu…
— Są ważni.
— Mają jego notatki… ze śladami kocich łapek.
— Kociarze — prychnął z pogardą szpieg.- Oni są zdolni do wszystkiego…
O kim mówili? I co ci podejrzani mieli na sumieniu?
— Wpłynęli na innych. Nakłonili ich by przywołali trzy wiedzmy…
— No tak, ale po co?
— Już tego nam nie powiedzą.
Nudzili się. Wcześniej obserwowali działania grupy wiedźm. Komentowali je wyjawiając sekrety. Ktoś przybył z Zambergu. Dowiedziała się że coś tam jest wysłane. Tajemnicze przesyłki krążyły w obie strony. Magiczni posłańcy, wyglądający jak skrzyżowanie nietoperzy z meduzami zjawiali się i znikali w ciszy.
Każdy liczył na powrót do swojego starego życia. Wszystko jednak było coraz bardziej obce. Niektórzy bali się. A inni to wykorzystali. Każdy miał sekrety. Jakiś słaby punkt.
Dręczyły ją sny i przeczucia. Widziała w nich twarz dawno zmarłej wiedźmy. Nic chciała ale stawała się ona częścią jej życia. Poznała jej sekrety i pragnienia.
Chciała od tego uciec, ale wiedziała że to niemożliwe. Często kręciła się niespokojnie po szkole. Nawet w nocy. Czasem trafiała nie tam gdzie powinna. Wszędzie chodził za nią kot. Czego on chciał?
Podczas jednej z nocnych przechadzek ujrzała jak kilkoro uczniów tworzy niezwykły czar. Co ich do tego nakłoniło? Kiedy ujrzała jak z ciała jednego z uczniów odrywa się tatuaż i zmienia w kule światła była przerażona. To był czar który się uwolnił. Jak to było możliwe? Coś przejęło nad nimi kontrole?
Czar unosząc się w powietrzu snuł się po szkole. Śledziła go aż dotarł do szpiegów Imperium. Ci ignorować to zjawisko. Może go nie dostrzegali?
Starała się trzymać blisko kulki mocy, ale ta przenikała przez ściany. Nie chciała się poddać i szukała z uporem kulki. W pustym zamkniętym skrzydle akademii ujrzała grupę obcych ludzi, którzy niszczyli stare rzeźby i malowidła. Nie mogła ich powstrzymać. Coś to uniemożliwiło.
Tylko patrzyła na ten akt wandalizmu. Pod ozdobami były ukryte teksty. Obcy pracowicie ja kopiowali. Spisywane słowa były pełne mocy. Bała się że niechcący zrobią coś strasznego. W końcu przerwali. Chwiali się i nie mogli się utrzymać na nogach jakby byli odurzeni. W końcu zaczęli się przywracać i upuszczać różne rzeczy, jakby coś się nimi bawiło.
— Przestańcie!
— To nie takie proste.
Zamarli gdy roztrzaskała się jedna z waz.
— A to wasza wina?
— Nie. To coś niewidzialnego…
— To na pewno była sprawka wiedźm.
— Powinniśmy się stać wydostać.
— Jeszcze nie.
— Nie chce tu zostawać na zawsze…
— Nikt z nas nie chce. Skończmy prace i znikajmy stad.
Ruszyli w dół do piwnic. Isi szła za nimi. Czego tam szukali?
— I oto i on. Skarbiec.
Nie miała o nim pojęcia. Co on krył? W środku były figurki bestii wyrzeźbione w cennych kamieniach.
— Co to takiego?
— Pieczęci. Otworzą nam drogę do skarbów.
— Lub uwolnią koszmary — powiedział młody chłopak z przepaską na lewym oku.
— Nie kracz. Będziemy bogaci i sławni.
— Albo martwi — upierał się jednooki czarnowidz.
Za rabusiami ujrzała niezwykłe cienie. Czym one były? Jeden z cieni wyglądał jak wielki kot drugi jak gruba kobieta. Była zaintrygowana.
Rabusie skierowali się ku wyjściu z akademii. Czarnowidz trzymał się z tyłu. Gdy nagle na grupę spadła lawina kamieni, tylko ona przeżył. Isi zamarła zaskoczona. To nie było naturalne zjawisko.
Czarnowidz uciekł unosząc ze sobą skopiowane napisy. Zastanawiała się co z tego wyniknie. Czy to była zapowiedz przyszłej katastrofy?
Isi ruszyła do nowej części akademii. Za nią kroczyły dwa niezwykłe cienie. Czemu nie mogła się od nich uwolnić?
Starała się żyć jak wcześniej, ale przeszkadzały jej w tym wieści o wydarzeniach, które zaczęły nękać Imperium. Zdarzenia, które się powtarzały były straszne. Plagi i katastrofy niszczące całe miasta i prowincje. Kłopoty, na które nawet najsilniejsze wiedźmy nie mogły nic poradzić.
Szpiedzy Imperium stali się nerwowi. Ich niekończące się rozmowy i wiedza o magii grały jej na nerwach. Ucieszyła się kiedy w końcu zniknęli.
Liczyła że znajdzie spokój, ale się myliła. Wszyscy się zmienili. Była zaskoczona jak radykali stali się jej szkolni koledzy. Różniło ich wszystko. Nawet to jak się coś postrzega. Walczyli ze sobą przy każdej okazji. Zarzucali sobie kłamstwa i zdrad. Obarczali się winą za ostatnie wydarzenia w Akademii. Ile w tym było prawdy? Co naprawdę się wydarzyło?
Isi zawsze trzymała się na uboczu. Nie chciała po raz kolejny wszystkiego stracić. Czasem podsłuchiwała rozmowy nauczycieli. Liczyła że kiedyś zaczną rozmowę o zdarzeniach przez które zniknęli jej koledzy, i doczekała się.
— Aż trudno w to uwierzyć…
— Czy to wszystko zaczęło się od tamtej szkolnej wycieczki do muzeum? — zastanawiała się wiekowa nauczycielka muzyki.
— Tak, to musiało być wtedy… — potwierdził nauczyciel matematyki.
— Otumanili ich wielbiciele Ciemnej Wiedźmy — stwierdził zdecydowanie alchemik. — Zbuntowali ich.
— I to oni dali im formułę… — zakończyła pulchna nauczycielka tańca.
— Tylko jak dzieciakom coś takiego się udało… — nie mógł uwierzyć wykładowca nauk przyrodniczych.
— Pomogli im oni. Dopięli swojego — powiedział cicho alchemik.
— I co z nimi?
— Już po nich…
— Nie rozumiem tylko dlaczego wybrali akurat te wiedzmy… mroczną niechlubną trójkę. Tą upiorną, pożerającą wszystko M,, wiedźmę która przeniosła swoją duszę w ciało bestii i ją… najbardziej skompromitowaną wiedźmę w historii magii.
— Ktoś musiał za tym stać…
— No właśnie. Kto to mógł być?
— Nie domyślasz się?
Nie padło żadne imię, ale wszyscy chyba myśleli o jej samej osobie.
Czy nauczyciele mieli rację? Coś ich wciągnęło w cudze plany. Stali się częścią czaru. Co się dzieje z takimi ludźmi potem? Nie miała pojęcia. Czekało ich ostateczne poświęcenie?
W magi ważna była świadomość ceny jaką się płaci. Zawsze były jakieś korzyści i straty. Tylko że szacowanie co jest sukcesem, a co porażką nie było takie proste.
Isi zmieniła się, tak jak wszyscy inni. Nawet szkoła się zmieniła. Uczniowie, którzy zniknęli powoli zacierali się w ich pamięci. Nawet Isi myślała o nich coraz rzadziej. Co się z nimi stało? Nikt o nich nie mówił. Za to wiedźma z jej snów pojawiała się coraz częściej.
— Jeszcze nie skończyłam — szeptała w jej snach widmowa kobieta, która sprowadziła niesławę na siebie.
Pokazywała jej przedziwne obrazy. Odległe krainy, niezwykłe zjawiska, niewiarygodne stwory. Uczyła ją symboli i wzorów zaklęć. Isi starała się ją rozumieć, ale często to przekraczało jej zdolności. Czemu dzieli się z nią swoją wiedzą? Na co liczyła? Była pradawną czarownica z wieloma sekretami. Co inni o niej wiedzą było żałosne. Bez trudu przychodziło jej opętywanie ludzi lub bestii. Manipulowała bez trudu istotami magicznymi i przedmiotami. Coś zaczęła i nie skończyła.
Co jakiś czas Isi natykała się na ślad po pradawnej wiedźmie. Na jej dzieła. Czyżby chciała jej coś przekazać? Tylko dlaczego? Jej pojawienie się w życiu Isi wszystko zmieniło. Co było jej prawdziwym celem?
W końcu dzięki snom odkryła o co chodziło prastarej wiedźmie. Zamarzyło się jej stworzenie nowego świata. I ona miała jej w tym pomóc? Nie miała pojęcia jak ma tego dokonać.
Nie mogła spać, ani normalnie funkcjonować. W głowie huczał jej powtarzanego bez przerwy części zaklęć. Czasem to były jakieś imiona powtarzane bez końca. Nie mogła od tego uciec. Nie mogła się uczyć, spać ani pracować.
Czym na to zasłużyła? Czy to była kara? Za wszystkie czyny i wybory, których dokonała? I które coś takiego na nią sprowadziły? Może naprawdę miała pecha, jak twierdziła jej rodzina? Zaczęła w to wierzyć. Czuła że nic jej już nie uratuje.
Chciała coś zrobić by się uratować, ale nie mogła. Jej cień zlał się w jedno z cieniem bestii i grubej kobiety. To nie wróżyło nic dobrego. Była zbyt słaba by opierać się woli umarłych wiedźm.
Była stracona.
Co ją teraz czekało? Wykonywanie cudzej woli? Przecież od tego uciekała, od dawna. Zdradzając i tracąc honor. Chciała zdobyć wolności za wszelką cenę. Tak bardzo się bała ją stracić. A teraz stała się narzędziem w rękach dawno zmarłych wiedzmy i bestii.
To nie było sprawiedliwe. Znowu straciła swoje życie. I nic nie zyskała.
Część pierwszaIV
1.
Wiedźma z Centrum wahała się.
Cza musiała się na coś zdecydować. Wybrać jedną z opcji. A to było trudne i ryzykowne.
Czuła że coś niezwykle ważnego się dzieje się wokół jej pupila i tego co drzemało w jej domu. I to wielkiego, wręcz epokowego.
Tropiła dzieciaki, swojego ulubieńca i to co uciekło z jej domu. Nie rozumiała ścieżek jakim się przemieszczali. Miotali się jakby coś ich rzucało to tu, to tam, ale zawsze wracali na kurs, jakby słyszeli czyjś zew. Jakby to coś sich do siebie przyciągało. Czym mogło być to wzajemne przyciąganie? Wiedziała, że istnieje, bo sama też to czuła. Wiedziała, że jest do czegoś potrzebna. Nie rozumiała tylko o co w tym wszystkim chodzi.
Przemieszczała się, a w głowie krążyły jej słowa i obrazy. Widziała że uzupełniały się. Ważne było dopełnienie. Miłość i cykliczność. Wyczuwała całą sobą, że powstaje coś nowego, całkiem nowe życie, które jej potrzebuje. Nie wiedziała tylko do czego.
To był zagadka, którą chciała rozszyfrować. I odkryć kto był w to zamieszany. Kto co się z tego miał. Kto pragnie to zdobyć. Co oferuje za to. I czy coś poszło nie tak.
Pierwszy raz otarła się o coś tak wielkiego i skomplikowanego. Czy mogła liczyć na wsparcie z czyjejś strony? Znała kilka osób. Zastanawiała się tylko ile to ją będzie kosztować, i co mogła przez to stracić.
Choć czuła pokusę, nie skierowała się wprost do celu. Ruszyła do siedziby zachodnich wiedźm. Sama nie wiedziała na co liczy. Chyba chciała potwierdzenia.
Już przed siedzibą Zachodnich spotkała siostry Omm. Wysokie masywne mury zamku stojącego na czarnej szklistej skale, rzucały cień, który wiedźmy barwiły na różne kolory, w zależności od swojego nastroju. Nigdy nie mogła liczyć na nich wyrozumiałość. Była zbyt ekscentryczna, niezależna. I zbyt często wpadała w kłopoty. Na jej nieszczęście siostry wiedziały o niej prawie wszystko. Choć wcale jej się to nie podobało, nic nie mogła z tym zrobić..
Spotkane siostry Omm ciągle oceniały ją i krytykowały. Kiedyś piękne, ciągle jeszcze wpływowe nie oszczędzał nikogo. Potrafiły, bez wysiłku, narobić sobie wrogów w ciągu popołudniowej herbatki.
Zdziwione na jej widok, szczupłe eleganckie wiedźmy, o skośnych oczach i długich ciemnych włosach, zasypały ją pytaniami.
— Co tu jeszcze robisz?
Druga siostra spojrzała na nią z kpiną.
— To oczywiste. Musi naprawić swoje błędy. Chce prosić o pomoc, prawda?
Pierwsza siostra skrzywiła się.
— Kto by to dla niej zrobił? Ona zraża do siebie ludzi.
— To też nasza sprawa. Możemy wszystkie wiele stracić.
Siostry porozumiały się wzrokiem.
— Aż trudno w to uwierzyć.
— To coś cały czas było w jej domu?
Skąd one o tym wiedziały? Siostry wyrzucały z siebie dalsze pytania.
— Po co to trzymała?
— Jak to zdobyła?
Nie umiała tego wyjaśnić. Nawet samej sobie.
— Skoro to miała, widocznie była powierniczką. I jest częścią procesu — powiedziała spokojnie bardzo stara wiedźma wkraczając między siostry Omm.
Siostry od razu pomogły je stać. Podały jej laskę i otuliły szalem
— A jak to przez nią pierwotne potwory powrócą?
— Z nim wróciła by pierwotna magia.
Siostry spojrzały znów po sobie. A Cza oblał zimny pot. Znała stare legendy i przepowiednie. Wiedziała co się może wydarzyć, gdy ktoś przywołuje pramagię lub pierwotną magię. Nigdy nie chciała się mieszać w takie sprawy.
Czy mogła coś jeszcze zrobić by się wplątać z tej afery? Stała wykręcając sobie palce i zagryzając wargi.
— Już nic nie da się zrobić — powiedziała wiekowa wiedźma jakby czytała w myślach Cza. — Możemy już tylko czekać.
— Ja wole działać — mruknęła Cza.
— Ale i tak nic nie zrobisz — powiedziała jedna z sióstr.
— Żyjemy w ciekawych czasach — zachichotała wiekowa wiedźma.
Cza czuła niezadowolenie. Stały w dolnym holu zamku. Dołączyły do nich inne wiedźmy. Kobiety ubrane w szare luźne szaty z czarno-białymi paciorkami. Wszystkie Siostry z Zachodu zdawały się wiedzieć o wszystkim co zrobiła Cza.
Zebrane kobiety mówiły jedna przez drugą.
— Coś na pewno się wydarzy.
— Musimy to kontrolować.
— Nie da się.
— Już to robiłyśmy.
— Kiedy?
— W ostatniej erze klika razy.
— I co, udało wam się opanować magię?
To była prowokacja. Nikomu nie udało się jeszcze kontrolować magii. Czasem ktoś o tym opowiadał ale to było kłamstwo.
— Tylko do pewnego momentu — powiedziała jedna z sióstr.
— Widzicie ta szczeliny na skale? Magia pokazała nam co potrafi…
Wiekowa wiedźma podeszła do Cza.
— Byłam przy tym. Pamiętam że trzy moje siostry umarły, bo za późno się wycofały.
Dlaczego umarły?
— Magia wypaliła im wnętrzności.
Nie brzmiało to dobrze.
— Pochowałyśmy je w górskich grobowcach, daleko stąd.
Kobiety spojrzały po sobie.
— Czasem nas odwiedzają.
— One nie odeszły.
— I nigdy nie odejdą.
— To co je spotkało uwięziło je na zawsze.
— Tak się zawsze dzieje.
— Nie słyszałam o tym — szepnęła Cza.
Kobieta z niebieskimi tatuażami na dłoniach i policzkach uśmiechnęła się.
— Tylko nieliczni o tym wiedzą. I tak jest dobrze.
— Nie chcemy ciekawskich.
Zarobiła zdziwioną minę.
— One mówią nam o tym co jest po drugiej stronie.
— Trudno było jej w to wierzyć.
— Ale wiecie, one mogą kłamać.
— Nie o tym…
— A co wiecie o mojej zgubie?
Skupiły uwagę na niej. — A co ty o niej wiesz?
Wzruszyła ramionami. To było coś bardzo starego. Myślałam że już martwego.
— A skąd to zabrałaś?
— Z Czwartego Stopnia — przyznała.
Mówiła o dalekim skażonym lądzie gdzie prastarzy magowie testowali śmiercionośne zaklęcia. Siostry spojrzały na nią z politowaniem.
— To wydawało się nieszkodliwe.
Skrzywiły się.
— Ta przeklęta ciekawość…
— Ciekawość?
— Wszystkie jesteśmy nią skażone.
— …za to beztroska to fatalna cecha u wiedźmy.
— Nie masz pojęcie co mogło się zdarzyć.
Czuła niepokój. Miały rację. Popełniła błąd.
— To co mam robić?
— Podążaj za znakami.
— I to wystarczy?
— Rzuciłaś wyzwanie magi.
— Teraz możesz tylko czekać.
Wcale jej się to nie podobało.
Opuściła siedzibę wiedźm. Zastanawiała się w którą stronę ma ruszyć.
Dotarła do rozdroży, gdzie niespodziewanie ujrzała znajome ślady. Głęboko wyryte na skale ślady pazurów. Mógł je zostawić tylko widmowy kot. Podążała za nim.
2.
Zwinny i Cień mieli potworne kłopoty.
Starali się uciec z podziemi, ale bez powodzenia. Unikali ludzi, ciemnych korytarzy i komór. Miał wrażenie, że kręcą się w kółko. Czemu właśnie ich to spotkało?
Przemykali się i kryli. W końcu schowali się w wykutym w skale domu. Zwinnemu trudno było uwierzyć że ktoś chciałby tam mieszkać.
— To dom strażnika — powiedział cicho Cień dotykając porzuconego starego przedmiotu.
Zwinny rozejrzał się.
— A co on pilnował?
— Tego miejsce.
— A kto chciałby tu coś ukraść?
Cień wzruszył ramionami.
Słysząc hałas schowali się głębiej w ciemnej komorze. Zwinny przytulił się do skały i wstrzymał oddech.
Usłyszeli klik, a potem spadli w dół. Lecieli wykutym w skale szybem. Uderzyli w stare kości które rozpadły się w pył. Kaszlać ujrzeli jak pułapka się zamknęła nad nimi, więżąc ich w środku.
— Co to było? — spytał zduszony głosem Cień.
— Nie mam pojęcia.
Zaczęli się rozglądać. Nie podobało im się to co widzieli. Wisieli pod sufitem nad sporą wykutą w skale komorą, w której było tylko starych krzywych mebli.
— To bardzo stara pułapka. Mogą nas nie znaleźć.
— Ktoś musi tu przyjść.
— Wcale nie musi.
To by było straszne. Umarli by z pragnienia.
— Nie zgadzam się na to — warknął Zwinny.
— To nie ma znaczenia.
Cień skulił się w kącie klatki. Mruczał coś pod nosem.
— Co robisz?
— To mnie uspokaja.
— A mi przeszkadza.
Cień odwrócił się do niego plecami. Cisza coraz bardziej ciążyła Zwinnemu.
Usłyszeli hałas. Odetchnęli z ulgą na widok ludzi. Dwoje marnie ubranych brudnych poszukiwaczy skarbów krążyli po komorze, jakby czegoś szukali.
— Gdzie ty idziesz?
— Nie słyszysz tego?
— Czego?
— Takiego jakby pisku i mruczenia. Dziwacznej fałszowanej nieludzko starej melodii…
Mężczyzna zmarszczył brwi rozglądając się.
— Nic nie słyszę.
— To jakby echo … — dodała młoda kobieta. — Szłam za nim i to tutaj był początek…
— To bez sensu…
Kobieta spojrzała w górę i ujrzała uwięzionych.
— Wcale nie — powiedziała i szeroko się uśmiechnęła. — Mamy tu małych szkodników.
Oboje spojrzeli na nich. Kim byli ci ludzie?
— To ich wszyscy szukają?
— Chyba tak.
— Ciekawe dlaczego?
— Mogą być coś warci.
— To kłopot…
— No tak, ale da się go zamienić na złoto.
Mężczyzna był niezadowolony.
— Ty i te twoje pomysły…
Dziewczyna się zaśmiała.
— No to idę poszukać czegoś…
Zostali sami na chwile. Spojrzeli po sobie.
— I co teraz?
— To lepsze niż śmierć tutaj.
Zwinny zrobił zaciętą minę.
Poszukiwacze szybko wrócili. Otworzyli ich klatkę. Nie dali im szansy na ucieczkę. Po chwili znowu siedzieli w skrzyni.
— A jak ich przeniesiemy?
Dziewczyna zmarszczyła brwi. Potem się uśmiechnęła.
— Wiesz, mam pomysł.
Mężczyzna westchnął.
— Wiem jak kończą się te twoje pomysły.
Dziewczyna na chwilę zniknęła, a potem szybko wróciła niosąc ze sobą mały przedmiot. Obracała go w dłoniach a potem sprawiła że skrzynia została uniesiono.
Zaczęło nimi trząść czuli jak skrzynia obija się o ściany gdy przeniesiono ją gdzieś. Słyszeli dudnienie. Potem krzyki i ktoś przejął skrzynię, w której siedzieli. Skulili się nasłuchując.
Cień starał się wyglądać przez szczeliny w skrzyni.
— Nie wiem gdzie jesteśmy.
— Pokaż.
Wykład o magii ciągnął się niemiłosiernie. Niektórzy uczniowie unikali wzroku wykładowcy, tylko nieliczni wbijali w niego wzrok. Ciekawe na co liczyli.
Isi trwała w bezruchu, lekko pochylona nad swoimi notatkami.
Nauczyciele był stary, gadatliwy i całkiem nieatrakcyjny. Podobno taki był wymóg po ostatniej aferze i głośnym, szkolnym, szokująco skandalicznym romansie. Chłopcy i dziewczęta siedzący przed nią szeptem sarkastycznie komentowali słowa wykładowcy lub otwarcie flirtowali.
— Istnieją trzy stany — monotonnym, cichym głosem tłumaczył nauczyciel. — Są to brak magi, magia i źródła magii. Każdy czar przechodzi przez te trzy stany. To co dzieje się przed zaklęciem, w jego czasie i po nim. Zobaczymy zaklęcie, które zmienia energię i prześledzimy co się dzieje potem…
Mrucząc coś pod nosem nauczyciel zaczął hałaśliwie i niezdarnie ustawiać aorty i rurki do swojego eksperymentu.
— Ale nudy — szepnął bogaty chłopak w srebrzystej koszuli, siedzący w ławce obok ściany.
Wzrok Isi błądził po klasie. Na ścianie wisiały dobrze jej znane szkice. Trzy punkty połączone trzema krzywymi liniami. Na nie nałożono dziewięć kółek. Przekreślony na krzyż dziwny efemeryczny zmieniający się ciągle wzór. Dziewięć sfer. Zobaczyła koło podzielone na trzy części. Trzy sfery, które decydowały o wszystkim. Powstałe dziesiątki teorii o magi wcale nie pomagały okiełznać ją. Niektóre z teorii były sprzeczne. Prawie wszystkie nadal niesprawdzone. Nikogo nie było stać na przeprowadzenie badań, które miały by je potwierdzić.
— Do czego to się komuś może przydać? — spytała dziewczyna ze złota szopą loków na głowie, w zielonej zwiewnej szacie, siedząca w ławce za nią.
Inni, w pomarańczowych czerwonych i fioletowych ubraniach, z ławek za Isią zaszemrali zgodnie. Byli bogaci. Nie musieli tam być. Dostaną wszystko, w tym gwarancje udanej przyszłości, kiedy tylko zechcą. Nie mieli pojęcia, że inni co dzień walczyli o swój przyszły dobrobyt. A czasem przetrwanie.
— Po co nam ta wiedza?
— Jest niepotrzebna.
— To kompletnie nieprzydatna wiedza — powtarzali z uporem szeptem chichocząc.
Uczyli się o magi tylko by zająć czas. Bo to było modne. Przeszkadzali innym. Prowokowali ich. Wykładowca był dla nich niczym hałasująca natrętna mucha. Nie szanowali magii. Nie mieli pojęcia z czym mogli się zetknąć. Oni nigdy nie będą musieli pracować z magią. Mieli już zagwarantowane ciepłe posadki. I często zaplanowane już całe życie.
Co dla nich znaczyły ostrzeżenia i zasady? Nauczyciel wyliczał zasady magii. Najważniejsze i oczywiste reguły. To czego nigdy nie można było robić. Potem zaczął rozwlekle wyliczać siedem żywiołów. I wciąż wracał do trzech zasad działania mocy. I to jak to praktykowano od stuleci.
— Siedem żywiołów: to powietrze, ziemia, ogień, woda… oraz przestrzeń. I oczywiście magia i pramagia. Pramagia czyli siła pochodząca z innych starszych światów. To ona tworzy wciąż na nowo porządek i chaos. Wielu badaczy wierzy, że nie da się nad nią zapanować…
Uczniowie uśmiechali się z politowaniem.
— Komuś się to uda.
— To nic trudnego…
Nauczyciel bez przekonania pokiwał głową.
— Może kiedyś komuś się to uda.
— Uda się grupie Dwunastu.
Uczniowie zaczęli szeptać. Isi też słyszała o bogatych i wpływowych badaczach, którzy wiele obiecywali, ale nie dokonali jeszcze przełomu, na który tak liczyli. Dużo nich mówiono, ale czy już czegoś dokonali? Nie wiedziała do czego oni dojdą. Wykładowca tylko zmarszczył brwi, a potem wskazał na trzy kręgi, które naszkicował na tablicy.
— To uproszczony szkic poglądowy… tego jak było kiedyś. Istniejące teraz zasady… Ale nie wiadomo jak długo to potrwa. Pojawiające się nowe elementy mogą wszystko zmienić. Na początku była tylko magia. Potem pojawili się ci którzy chcieli z niej korzystać i wszystko zaczęło się komplikować. Przez jakiś czas ludzie mogli wszystko… ale teraz ustanowiono wiele zasad.
— To przez to że mężczyźni stracili moc — wyrwał się jeden z lizusów.
Zapadła cisza.
— Tak, moc zaklęcia rzuconego przez Wielkich Magów okazała się zbyt wielka i nieobliczalna…
— A jak oni tego właśnie chcieli?
Wykładowca zrobił niepewną minę.
— To mało prawdopodobne… zachwiano równowagę.. na wiele stuleci.
— Ale nikt tego nie wie na pewno… może w ten sposób chronili nas przed jakąś katastrofa…
Krążyło wiele teorii o tym co wydarzyło się na Polach Archońskich w czasie Wielkich Wojen. Ci którzy badali tą epokę snuli liczne hipotezy. W niektórych kręgach wierzono, że istnieje ukryta historia magii, ale w szkole nie pozwalano im o tym mówić.
Nauczyciel starał się zmienić temat. Wskazał na tablicę.
— i co widzicie?
— A co mamy zobaczyć? — spytał jeden z lizusów.
Nauczyciel uśmiechnął się szeroko.
— Nowe możliwości.
Przez chwile wpatrywali się w ciszy w tabelki i szkice. Isi nic tam nie widziała. Magia teoretyczna nie miała dla niej sensu. Wolała proste krótkie czary, które dawały natychmiastowe rezultaty. Trudno było je popsuć lub pomylić.
— I co teraz? — spytał jeden z bogatych uczniów.
— Teraz na pewno pojawi się coś nowego — powiedział ze zdecydowaniem nauczyciel.
— I co wtedy się stanie?
— Zobaczymy.
— To będzie koniec świata?
Nauczyciel znowu się uśmiechnął.
— Tylko takiego jaki znamy… wiele się zmieni.
— A jak to będzie apokalipsa?
— To też się może zdarzyć… — powiedział spokojnie nauczyciel jakby wcale się tym nie przejmował.
Co on miał na myśli? Był jednym z pesymistów tylko czekających na koniec świata? Ci często nie musieli robić nic, bo to inni dążyli do samozagłady. Nie podobało jej się to. Sama wolała myśleć o czymś innym. Prostszym i przyjemniejszym. Wielka magia i polityka były niczym bezdenna otchłań. Kiedy się do nich za bardzo zbliżył był już straconym. Widziała to nie raz. Przez to ucierpiała jej rodzina.
— Po każdym końcu jest nowy początek. Znamy już cztery wielkie katastrofy magiczne. Odrodzenie cywilizacji po każdej z nich było trudne ale możliwe — spokojnie mówił wykładowca.
— Były też ofiary i wieki ciemne.. prześladowania i rzezie… — twardym tonem powiedziała milcząca zazwyczaj czarnowłosa i blada, najzdolniejsza wiedźma w ich klasie.
— To było nieuniknione. Kiedy znikają siły kontrolujące prawa, rodzi się chaos i bezprawie.
— Chyba lepiej do tego nie dopuszczać.
— Każda zmiana wymaga wysiłku. Wyniszczenie i destrukcja tego co stare jest jej elementem.
Po tych słowach zapadła cisza. Dobrze znali historia świata i zagrożenia związane z magią. Katastrofy, do których ktoś doprowadził. Jak rozwiązywano problemy. Jakie były możliwości. Po co sięgano. Jak następowały po sobie jasne i mroczne czasy. To czym im nie mówiono. Historia magii miała wiele rozdziałów. Jak wszystko przebiegało. Co się działo. Zakłamana historia. Co z niej wymazano.
— Czyli każdy powinien zgadzać się na koszmar, bo i tak nie ma wyboru? — spytała spokojnie najlepsza wiedźma.
— Jeśli doprowadzamy do katastrofy potem musimy ją przetrwać.
Wszyscy uczniowie przycichli. Co tak naprawdę miał na myśli?
— Dlatego tak ważne jest przygotowanie się na najgorsze. Poznanie zagrożeń i pułapek magicznego fachu…
Wykładowca mówił dalej, a Isi czuła się jakby jego słowa miały podwójne znaczenie i ukryty sens, który ona musi odkryć. Nauczyciel omawiał anomalie magii. Wyjątki, które zdarzały się bardzo rzadko. Wyliczał znane dziwne symbiozy magicznych istot, zjawisk i przedmiotów. Poziomy świadomość i stany magi. Opisywał losy żywych budynków lub przedmiotów. Najsłynniejszym był dom pewnej wiedźmy, który stał się ponurą legendą. Od dawna tratował to co miał na swojej drodze. Nie dawało się go zatrzymać, ani zniszczyć. Kroczył gdzieś, wciąż przed sobie i pozostawał zagadką. Cudem. Wielu próbowało powtórzyć ten czar, ale bez powodzenia.
— Badano go, ale nic nie odkryto. Czy poznanie prawdy jest poza naszym zasięgiem? Bo co daje nauka? Daje nam tylko wgląd w prawdę o świecie i nas samych. Podobną do magicznego widzenia możliwość, ale tylko bardzo powierzchowną. A czym jest magia? Tylko możliwością zmiany siebie lub świata?
Wszyscy uczniowie milczeli, czekając na ciąg dalszy. Chyba nikt nie wiedział gdzie wykładowca zmierza.
— Bo czym jeszcze jest magia? Co nam daje? Choćbyście ją badali całe życie nie odkryjecie wszystkich jej sekretów… Choć kilka zasad jest niezmiennych…
Wykładowca zaczął snuć długie i zawiłe wyjaśnienia. Omawiał odpływ i przypływy mocy. Cykle i poziomy magii. Mechanizmy wyrównania, i falowanie. Konsekwencje każdej zmiany. Zagłębił się też w teorię lustra. Wyjawił im co jest potrzebne by ją wykorzystać.
— Ona pomaga przy intuicyjnym wyczuwaniu co się dzieje. I przejmowaniu kontroli — powiedział szybko wykładowca i przeszedł do znanych wszystkim zasad pracy z magią.
Opisał co się dzieje przy rzucaniu zaklęć. Podkreślił jak ważna jest równowaga i jak wszystko automatycznie do niej wraca. I że nie da się tego procesu powstrzymać. Niska i wysoka energia pozwalały na manipulowanie otaczającym światem, ale i one działały według pewnych schematów. Ważne było otworzenie się na magię. Moc, która działała po swojemu. Opisywał jak się czarowało kiedyś i co robi się obecnie. Ujął przeszłość w zgrabne formułki. Czyżby cytował swój podręcznik?
— Co daje nauka? — znów zapytał wykładowca i zaczął im tłumaczyć skalę magiczną.
Wyliczał ile jest w tym co ich otacza magi. Jakie co ma możliwości transformacji i przemiany wewnętrznej. Kiedy zachodzi manipulacja i czym się kończą próby dostosowanie czegoś do siebie i swoich pragnień. Nauczyciel długo i rozwlekle tłumaczył kiedy magia staje się świadoma i co tedy powstaje. To były wyjątkowe zdarzenia, które udały się tylko nielicznym. Wyliczał dokonania Pierwszej Ery Magii. To zawsze robiło robiło wielkie wrażenie, a dzieła Wielkich Magów i Wiedźm były imponujące. Te znane z historii postacie zapisały się na zawsze w pamięci ludzi swoimi dokonaniami.
— Czego jeszcze oni dokonali? Choćby para Wszechwładnych, która ze sobą walczyła i zrównała z ziemią trzy królestwa… potem naprawili krzywdy i wspomagali tych, którzy ocaleli.
Isi słyszała że mieli oni swoje ukryte motywy. Ktoś im zapłacił za wszystko co robili. Zawsze przerażało ją, że się na to zgodzili.
— Są też Trzej Spod Góry, którzy ochronili królestwo przed szaloną wiedźmą i jej chaotyczną magią…
Wszyscy znali tą historię. Opowiadano ja dzieciom przed snem.
— Inni wielcy Ciemni Magowie, stworzyli przejścia do innych światów… które ich pochłonęły…
— Ci magowie byli wszechmocni? — spytał jeden z lizusów.
Nauczyciel powoli pokręcił głową.
— Tylko bardzo zdolni. I pełni ludzkich słabości… Lepiej o tym nie zapominajcie.
— Przerośniemy ich — wyrzucił z siebie bogaty chłopak którego bliźniacza siostra władała magią. — Dokonamy niemożliwego.
Rodzeństwo spojrzało na wykładowcę z wyższością. A ten spojrzał na nich z uwagą.
— Widzę, że oboje w to wierzycie… — nauczyciel pokiwał głową. — Ale jest coś łączyło wielkich pokonanych. Byli zbyt ambitni. Przekonani o swojej nieomylności. To była ich słabość. Taka, która doprowadziła ich do katastrofy. Żyją w naszej pamięci, ale często zniszczyli się sami…
Powtarzał to, co już wiele razy słyszała. To były powszechnie znane sekrety. Nie znała nikogo kto by o czym nie wiedział. Istniały oczywiście i inne poziomy wtajemniczenia. Wiedziano jak magia wpływała na ludzi. Na ich ciała i umysły oraz na cały świat, który ich otaczał. Przestali być ludźmi i to wpływało na wszystko to co istniało wokół nich. Stawali się własnymi ofiarami. Ofiarami magii. Magia, ludzie i bestie często byli połączeni byli licznymi więziami, których nic nie mogło przerwać.
— Poziomy magi. Podobno są jak niebo, ziemia, piekło — mówił cicho wykładowca. — Nie wiemy co skąd pochodzi. Energia wciąż się zmienia. Oczyszcza. Nie ważne jest jej pochodzenie, tylko do czego jest wykorzystywana. Liczy się potencjał i przeznaczenie każdego z was.
Czy chciał ich przestraszyć? A może uśpić? Isi nie rozumiała co kierowało wykładowcą. Na koniec nauczyciel wspomniał o kotach.
— Aż trudno uwierzyć co one widzą… to nie tylko coś więcej one zawsze wyczują magię. I gromadzą się gdzieś gdzie ona się koncentruje — mówił z nietypowym jak na siebie entuzjazmem nauczyciel. — Wybierają zawsze szczególnie miejsca. Pełne magi. W których co się wydarzyło lub dopiero wydarzy…
Uczniowie milczeli nie chcąc zwracać na siebie uwag. I jeszcze długo wykładowca opowiadał im o wyjątkowych mocach kotów. O tym co one dostrzegają. Co je przywabia. Rozwodził się nad tym z przesadnym zapałem. Był aż tak wielkim ich wielkim wielbicielem? Czy to dlatego na jego notatkach widać było często ślady kocich łapek?
Isi przestała go słuchać. Przyglądała się innym uczniom. Lubiła znać sekrety innych ludzi. Zaintrygowało ją zachowanie kilku nie wyróżniających się niczym uczniów. Dostrzegła biały pył na ich ubraniach i butach. Skąd on pochodził? Starała się sobie przypomnieć czy zna miejsce gdzie był taki pył.
W końcu lekcja się skończyła. Wykładowca przerwał w pół słowa i skierował się do drzwi, zadając im kilka prostych ćwiczeń.
Wszyscy wyszli na ciemny długi korytarz zastawiony popiersiami zasłużonych wykładowców i znanych absolwentów. Uczniowie podzieli się na grupy. Isi idąc do wielki auli słyszała ich szepty z których wynikało, że planują zrobić coś nielegalnego po zajęciach.
— Masz już te zioła wieszcze? — ciemnoskóry uczeń w błękicie spytał ostro dziewczynę o migdałowych oczach i płowych długich włosach ubraną w czerwoną suknię.
Zapytana pokręciła głową.
— To na co czekasz?
— To nie takie proste… muszę znaleźć odpowiedni rocznik…
— Nie zdążysz…
— Zdążę.
Przysłuchiwał się im wysoki chłopak o zielonych oczach i miedzianej cerze.
— To co dziś robicie?
Zapytani spojrzeli na niego z uwagą.
— Przywołamy Boską Wiedźmę — powiedział w końcu ciemnoskóry chłopak.
Zielonooki zaśmiał się.
— Nie uda wam się… wielu próbowało przed wami.
Dziewczyna mocno zacisnęła usta, a potem oświadczyła z przekonaniem.
— Uda. Mam plan. Niezawodny.
— Zwykła głupota… — zadrwił zielonooki.
— Głupota? — zdenerwowała się długowłosa dziewczyna.
Nie interesowało jej co im się może udać, a co nie. Podzielała zdanie zielonookiego. Ta wyjątkowa Wielka Wiedźma nie zjawiała się przed nikim. Zupełnie jakby nigdy nie istniała.
Szła dalej i wymijała znanych sobie uczniów. Inna grupa uczniów, wśród których było wielu dzieci bogaczy, też chciała zrobić coś wyjątkowego i ryzykownego.
— Przywołamy Wielką M — wyszeptał niska czerwonowłosa dziewczyna, w kosztownym stroju.
Przyglądało jej się dwóch aroganckich braci.
— To potężna wiedźma — powiedział jeden z nich.
— Myślicie że przyjdzie do was? — zapytał z kpiną drugi z braci.
Czerwonowłosa spojrzała na nich ostro, z urazą.
— Sprawdziliśmy, Wielka M. pojawiła się w naszych czasach cztery razy, i ma się jeszcze zjawić sześć razy.
— Liczycie że was zaszczyci?
Czerwonowłosa zacisnęła mocno usta.
— Kiedyś będziemy ważnymi osobami — powiedziała z przekonaniem. — I jak chcecie możecie dołączyć.
Obaj bracia się zaśmiali.
— Pomyliłaś nas z kimś innym… my już jesteśmy ważni — powiedział niższy z braci, nim odeszli w ciemny koniec korytarza.
Dziewczyna o czerwonych włosach udawała, że się ich słowami nie przejmuje. Ktoś miał wizje tego co się zdarzy? Isi czuła niepokój.
W kącie siedział mamrocący do siebie chłopak o szarych włosach i czarnych nieprzytomnych oczach.
— Ona ich wykorzystuje… rzuciła dawno temu czar… dokończy coś czego nie zrobiła za życia… To jej ostatnia szansa.
Kogo miał na myśli? Szła coraz wolniej. Czy powinna o tym komuś powiedzieć? Powinna tak zrobić. Ale czy to wyszło by jej na dobre? Ona też miała swoje sekrety. Postanowiła dać sobie z tym spokój. Nie chciała się w nic mieszać. Idąc korytarzem zastanawiała się czemu jej tak różni koledzy z klasy wpadli na taki sam pomysł? Czy to był przypadek? I czemu po wycieczce szkolnej do Pierwszego Muzeum Magii jej koledzy zachowywali się tak nietypowo? Coś im się wtedy przytrafiło? To była intrygująca zagadka. Mogła by ją rozwikłać, ona jednak miała inne plany.
Isi wróciła do swojego pokoju i zrobiła coś zakazanego. Wyciągnęła ze skrytki po łóżkiem zakazana księgę i otworzyła ją na ostatniej stronie. Powoli odczytała słowa, czując jak przepływa przed nią moc. Stworzyła wzorzec zaklęcia sięgający w przeszłość i przyszłość. Pierwszy raz jej wyszło, coś tak skomplikowanego. Nie skończyła czaru, bo przyłapali ją. Jak zawsze ona miała pecha.
Kiedy wymawiała ostatnią sylabę od jej pokoju weszła koleżanka, która chciała przypodobać się nauczycielom donosząc na innych. Dziewczyna rzuciła tylko wzrokiem na księgę i cofnęła się bez słowa. Nic nie mogła zrobić. Wyszeptała ostatnią sylabę czują że magia się rozproszyła. Oczywiście nic się nie stało. Czuła wielkie rozczarowanie. To też jej nie wyszło?
Usłyszała dzwonek i głos każący jej przyjść natychmiast do dyrektora. Posłusznie wypełniła polecenie i kilka minut później Isi już siedziała przed gabinetem dyrektora i zastanawiała się co ją spotka. Na pewno czekała ją reprymenda. A może i wyrzucenie ze szkoły…
Drzwi gabinetu się otworzyły i Isi weszła do środka. Gdy uniosła oczy za dyrektorem ujrzała coś niezwykłego. Widmo kobiety w średnim wieku, o zakrwawionej twarzy, w brudnej i podartej sukni. Patrzyła jej prosto w oczy a Isi nie mogła się poruszyć. Wydawało się jej, że widmowa kobieta mówi wprost do jej duszy. Że ją rozumie jak nikt inny.
Tłumaczyła jej, że obie poznały to samo. Konieczność liczenie się z licznymi ograniczeniami. Że był przed nimi trud szukania celu życia. I ból poddania się temu co nieuchronne. Isi czuła bliskość z widmem kobiety. Ona też została przyłapana na czymś zakazanym. I ją też spotkała kara. A potem niewyobrażalne konsekwencje.
Isi słyszała szept widmowej kobiety z głowie. Z trudem oddychała starając się zachować spokój. Wiedziała kim ona jest. Słynną wiedźmą z przeszłości. Isroirą Nieprzeniknioną owianą ponurą sławą. Mało kto wiedział już kim była. I co po niej zostało. Była kimś lub czymś o czym chciano zapomnieć. Czy to ją chciano przywołać? A jeśli nie, to czemu się zjawiła?
Oderwała się od rzeczywistości. Kiedy dyrektor zawołał ją po imieniu, podniosła oczy, a potem wstała mechanicznie. Od kiedy weszła do gabinetu, pełnego pamiątek po przeszłości i dziwnych maszyn, spodziewała się najgorszego. Ale teraz już nie przejmowała się tym, że zaszkodziła sobie i doczekała się reprymendy. Albo i czegoś gorszego.
— Zrobiłaś głupstwo… I co zrobisz? — spytał dyrektor.- Wiesz przecież nie nie masz dokąd wracać… twoja rodzina i dom już nie istnieje…
Milczała.
— To się nie powtórzy, prawda?
— Tak, to się już nie zdarzy — potwierdziła powoli Isi.
Wierzyła, że nie musi już rzucać takich zaklęć. To było już za nią.
— Czemu to zrobiłaś?
— Sama nie wiem… może… — zmuszała się by wypowiedzieć kolejne słowa. — Chciałam… jak oni… za bardzo wiedzieć… co będzie.
Dyrektor westchnął.
— I po co ci to było?
Isi wbijała wzrok w ziemię.
— Chciałam być bezpieczna… — powiedziała w końcu cicho.
— I co udało ci się?
Pokręciła głową.
— Wyrzeknij się rodowego dziedzictwa… a wszystko będzie dobrze. Jeszcze możesz osiągnąć spokój.
— Ja muszę…
— Co musisz? Zmarnować sobie życie?
Powoli pokręciła głową. Nie o to jej chodziło.
— Próbować zapanować nad przeznaczeniem…
— Ale po co?
— Po to się urodziłam — powiedziała nagle Isi z mocą. — Nic innego mi nie wyszło.
Przestraszyły ją te słowa. Zdarzało jej się mówienie cudzym głosem, lub śnienie o czyimś życiu. Często nie wiedziała z kim się kontaktuje jej dusza. Czy to były słowa widma kobiety? Musiało je połączyć jakieś pokrewieństwo.
— Masz całe życie przed sobą.
— Już nie. Wszystko zmarnowałam- wyszeptała Isi czując strach i smutek.
Teraz też ktoś mówił przez nią i nie miała nad tym kontroli. Dyrektor uważnie się jej przyglądał. Nie zdążył nic powiedzieć, bo ktoś nagle wszedł do gabinetu.
— Mamy kłopoty — powiedział młody pryszczaty nauczyciel nauk przyrodniczych, rzucając coś na biurko dyrektora.
Dyrektor nie wyglądał na zadowolonego ale spojrzał na papiery.
— Co to za lista?
— Oni wszyscy zniknęli…
Isi widziała wypisane kilkanaście nazwisk.
— Co? Jak to? Kiedy? Gdzie? — spytał ostro dyrektor.
— Zostali właśnie wchłonięci przez coś… — pryszczaty nauczyciel nagle przerwał.
— Jak to coś? — spytał niezadowolony dyrektor.
— Nie umiem tego opisać. To było coś nie z tego świata…
Dyrektor wyglądał na wstrząśniętego.
— Musimy ich poszukać.
— To nic nie da — powiedział nauczyciel nauk przyrodniczych.
— Co ich dziś opętało… — spytał szeptem dyrektor i energicznie wstał.
Nauczyciel nauka przyrodniczych obrzucił ja nieuważnym spojrzenie jakby była meblem.
— Porozmawiamy później — rzucił w jej kierunku dyrektor i szybko wyszedł z nauczycielem przyrody.
Isi została sama. Było jej nieswojo. Czy to był zbieg okoliczności?
Na biurko wskoczył wielki szary kot o złotych oczach. Usiadł otoczywszy się ogonem i uważnie jej się przyglądał. Przez chwilę Isi siedziała bez ruchy, a potem powoli wstała i wyszła na korytarz. Duch wiedźmy wycofał się i znowu mogła o sobie decydować.
Nie rozumiała co się stało. Przywołano dwa duchy wiedzmy i jej też objawił się jeden. Może dwa inne też pojawił się gdzieś indziej. Komuś innemu. Dlaczego tak się stało?
Wróciła do swojego pokoju. Schowała zakazaną księgę głęboko, przysięgając sobie że już nigdy jej nie użyje.
Czuła się rozbita i osłabiona. Rozchorowała się. Przez wiele dni śniła koszmary, w których widziała członków swojej rodziny, którzy mieli do niej pretensje. Chciała od nich uciec, ale nie mogła.
W tym czasie jej szkoła się zmieniła. Wszędzie byli kręcący się po szkole szpiedzy ze służb imperialnych. Odziani w srebrzyste mundury wtykali nos we wszystkie sprawy. Bardzo młodzi, wbijali zimne gadzie spojrzenia w tych których mijali. Uczniowie nerwowo reagowali na ich widok. Każdy w szkole miał zbyt wiele sekretów.
Kiedy w końcu wstała choć czuła się jeszcze słabo. Wszyscy rozmawiali szeptem.
— Co oni tu robią?
— Szukają winnych.
— Ktoś przekroczył zakazy. Naruszył Twardy Kodeks…
— I teraz szukają go..
— Czyli kogo?
— Jeszcze nikogo nie znaleźli.
— Pewnie w końcu zwalą winę na nich.
— Kogo?
— No wiesz. Jakiś przestępców.
Zapadało milczenie.
— To co dziś zrobimy?
— Nic.
— Jeszcze nas złapią nas na czymś i wygnają.
— Ciebie na pewno nie, bo rodzina cię wykupi.
Nikt nie mówił o tych którzy zniknęli. Intruzi wiedzieli o wielu sprawach. Isi starała się ich ignorować. Szukała wiedzy o wiedźmie, która w niej zamieszkała. Przeszukała bibliotekę, ale to co znalazła niczego jej nie wyjaśniło. Liczyła że w starszych książkach będzie coś więcej. Długo przeszukiwała je, niestety bez skutku.
W końcu zwróciła na siebie uwagę wścibskiego siwowłosego bibliotekarza o czerwonych tęczówkach.
— Czego szukasz?
— Spisu największych wiedźm.
Wskazał jej półkę gdzie stały stare kroniki. Przejrzała je aż dotarła do długiej listy imion wiedźm, opisujących też pokrótce te ważne dla magii postacie. Kronik był bardzo stara i pachniała pleśnią. Długo ją wertowała. Znalazła inne słynne wiedzmy. Ale nigdzie nie było. Już prawie stracił nadzieję gdy w końcu ją znalazła. Z uwaga przeczytała jej życiorys.
Niestety nie dowiedziała się wiele. Bibliotekarz zajrzał jej przez ramię.
— Stara kocica — mruknął. — Nie ma dobrej reputacji…
— A skąd to przezwisko?
— Bo czasem zmieniała się wielkiego kota. Imponujące i bardzo ekscentryczne. Choć to nie było najdziwniejsze co robiła..
Isi zmarszczyła brwi.
— A co ona zrobiła?
Bibliotekarz oparł się o stół przy którym siedziała Isi.
— Rzuciła kilka wielkich czarów, ale poza tym wciąż popełniała gafy. Zraziła do siebie wielu ważnych ludzi swoich czasów. Próbowali się jej pozbyć.
— To spotkało wiele wiedźm.
— I jak skończyła?
— Tajemniczo zniknęła. A jej majątek nigdy nie został odnaleziony.
— A to było coś cennego?
Bibliotekarz podrapał się po nosie.
— Na pewno jej księgi i to co zebrała przez swoje długie życie…
— To nie mogło być nic cennego… — mruknęła do siebie Isi.
— Nigdy nie wiadomo. Była zawsze bardzo tajemnicza.
— Ale nie wyróżniała się niczym…
Bibliotekarz uważnie jej się przyjrzał.
— Czemu się nią interesujesz?
— Natknęłam się na jej imię w pracy kolegi… — skłamała. — Nie mogła rozumieć czemu ktoś się nią interesuje..
Bibliotekarz nie pytał już o nic, ale uważnie się jej przyglądał.
Isi czuła się nieswojo. Udawała, że zajmuje się tylko nauką i swoimi obowiązkami. Starała się nie pakować w kłopoty. Wszyscy byli obserwowani.
Zdarzały się niecodzienne wypadki. Zdarzenia w które trudno było uwierzyć.
Słyszała rozmowy szpiegów.
— Wiemy kto był w to zamieszany…
— Nauczyciel i dwoje uczniów.
— Widziano ich potem na zachodnim wybrzeżu…
— Są ważni.
— Mają jego notatki… ze śladami kocich łapek.
— Kociarze — prychnął z pogardą szpieg.- Oni są zdolni do wszystkiego…
O kim mówili? I co ci podejrzani mieli na sumieniu?
— Wpłynęli na innych. Nakłonili ich by przywołali trzy wiedzmy…
— No tak, ale po co?
— Już tego nam nie powiedzą.
Nudzili się. Wcześniej obserwowali działania grupy wiedźm. Komentowali je wyjawiając sekrety. Ktoś przybył z Zambergu. Dowiedziała się że coś tam jest wysłane. Tajemnicze przesyłki krążyły w obie strony. Magiczni posłańcy, wyglądający jak skrzyżowanie nietoperzy z meduzami zjawiali się i znikali w ciszy.
Każdy liczył na powrót do swojego starego życia. Wszystko jednak było coraz bardziej obce. Niektórzy bali się. A inni to wykorzystali. Każdy miał sekrety. Jakiś słaby punkt.
Dręczyły ją sny i przeczucia. Widziała w nich twarz dawno zmarłej wiedźmy. Nic chciała ale stawała się ona częścią jej życia. Poznała jej sekrety i pragnienia.
Chciała od tego uciec, ale wiedziała że to niemożliwe. Często kręciła się niespokojnie po szkole. Nawet w nocy. Czasem trafiała nie tam gdzie powinna. Wszędzie chodził za nią kot. Czego on chciał?
Podczas jednej z nocnych przechadzek ujrzała jak kilkoro uczniów tworzy niezwykły czar. Co ich do tego nakłoniło? Kiedy ujrzała jak z ciała jednego z uczniów odrywa się tatuaż i zmienia w kule światła była przerażona. To był czar który się uwolnił. Jak to było możliwe? Coś przejęło nad nimi kontrole?
Czar unosząc się w powietrzu snuł się po szkole. Śledziła go aż dotarł do szpiegów Imperium. Ci ignorować to zjawisko. Może go nie dostrzegali?
Starała się trzymać blisko kulki mocy, ale ta przenikała przez ściany. Nie chciała się poddać i szukała z uporem kulki. W pustym zamkniętym skrzydle akademii ujrzała grupę obcych ludzi, którzy niszczyli stare rzeźby i malowidła. Nie mogła ich powstrzymać. Coś to uniemożliwiło.
Tylko patrzyła na ten akt wandalizmu. Pod ozdobami były ukryte teksty. Obcy pracowicie ja kopiowali. Spisywane słowa były pełne mocy. Bała się że niechcący zrobią coś strasznego. W końcu przerwali. Chwiali się i nie mogli się utrzymać na nogach jakby byli odurzeni. W końcu zaczęli się przywracać i upuszczać różne rzeczy, jakby coś się nimi bawiło.
— Przestańcie!
— To nie takie proste.
Zamarli gdy roztrzaskała się jedna z waz.
— A to wasza wina?
— Nie. To coś niewidzialnego…
— To na pewno była sprawka wiedźm.
— Powinniśmy się stać wydostać.
— Jeszcze nie.
— Nie chce tu zostawać na zawsze…
— Nikt z nas nie chce. Skończmy prace i znikajmy stad.
Ruszyli w dół do piwnic. Isi szła za nimi. Czego tam szukali?
— I oto i on. Skarbiec.
Nie miała o nim pojęcia. Co on krył? W środku były figurki bestii wyrzeźbione w cennych kamieniach.
— Co to takiego?
— Pieczęci. Otworzą nam drogę do skarbów.
— Lub uwolnią koszmary — powiedział młody chłopak z przepaską na lewym oku.
— Nie kracz. Będziemy bogaci i sławni.
— Albo martwi — upierał się jednooki czarnowidz.
Za rabusiami ujrzała niezwykłe cienie. Czym one były? Jeden z cieni wyglądał jak wielki kot drugi jak gruba kobieta. Była zaintrygowana.
Rabusie skierowali się ku wyjściu z akademii. Czarnowidz trzymał się z tyłu. Gdy nagle na grupę spadła lawina kamieni, tylko ona przeżył. Isi zamarła zaskoczona. To nie było naturalne zjawisko.
Czarnowidz uciekł unosząc ze sobą skopiowane napisy. Zastanawiała się co z tego wyniknie. Czy to była zapowiedz przyszłej katastrofy?
Isi ruszyła do nowej części akademii. Za nią kroczyły dwa niezwykłe cienie. Czemu nie mogła się od nich uwolnić?
Starała się żyć jak wcześniej, ale przeszkadzały jej w tym wieści o wydarzeniach, które zaczęły nękać Imperium. Zdarzenia, które się powtarzały były straszne. Plagi i katastrofy niszczące całe miasta i prowincje. Kłopoty, na które nawet najsilniejsze wiedźmy nie mogły nic poradzić.
Szpiedzy Imperium stali się nerwowi. Ich niekończące się rozmowy i wiedza o magii grały jej na nerwach. Ucieszyła się kiedy w końcu zniknęli.
Liczyła że znajdzie spokój, ale się myliła. Wszyscy się zmienili. Była zaskoczona jak radykali stali się jej szkolni koledzy. Różniło ich wszystko. Nawet to jak się coś postrzega. Walczyli ze sobą przy każdej okazji. Zarzucali sobie kłamstwa i zdrad. Obarczali się winą za ostatnie wydarzenia w Akademii. Ile w tym było prawdy? Co naprawdę się wydarzyło?
Isi zawsze trzymała się na uboczu. Nie chciała po raz kolejny wszystkiego stracić. Czasem podsłuchiwała rozmowy nauczycieli. Liczyła że kiedyś zaczną rozmowę o zdarzeniach przez które zniknęli jej koledzy, i doczekała się.
— Aż trudno w to uwierzyć…
— Czy to wszystko zaczęło się od tamtej szkolnej wycieczki do muzeum? — zastanawiała się wiekowa nauczycielka muzyki.
— Tak, to musiało być wtedy… — potwierdził nauczyciel matematyki.
— Otumanili ich wielbiciele Ciemnej Wiedźmy — stwierdził zdecydowanie alchemik. — Zbuntowali ich.
— I to oni dali im formułę… — zakończyła pulchna nauczycielka tańca.
— Tylko jak dzieciakom coś takiego się udało… — nie mógł uwierzyć wykładowca nauk przyrodniczych.
— Pomogli im oni. Dopięli swojego — powiedział cicho alchemik.
— I co z nimi?
— Już po nich…
— Nie rozumiem tylko dlaczego wybrali akurat te wiedzmy… mroczną niechlubną trójkę. Tą upiorną, pożerającą wszystko M,, wiedźmę która przeniosła swoją duszę w ciało bestii i ją… najbardziej skompromitowaną wiedźmę w historii magii.
— Ktoś musiał za tym stać…
— No właśnie. Kto to mógł być?
— Nie domyślasz się?
Nie padło żadne imię, ale wszyscy chyba myśleli o jej samej osobie.
Czy nauczyciele mieli rację? Coś ich wciągnęło w cudze plany. Stali się częścią czaru. Co się dzieje z takimi ludźmi potem? Nie miała pojęcia. Czekało ich ostateczne poświęcenie?
W magi ważna była świadomość ceny jaką się płaci. Zawsze były jakieś korzyści i straty. Tylko że szacowanie co jest sukcesem, a co porażką nie było takie proste.
Isi zmieniła się, tak jak wszyscy inni. Nawet szkoła się zmieniła. Uczniowie, którzy zniknęli powoli zacierali się w ich pamięci. Nawet Isi myślała o nich coraz rzadziej. Co się z nimi stało? Nikt o nich nie mówił. Za to wiedźma z jej snów pojawiała się coraz częściej.
— Jeszcze nie skończyłam — szeptała w jej snach widmowa kobieta, która sprowadziła niesławę na siebie.
Pokazywała jej przedziwne obrazy. Odległe krainy, niezwykłe zjawiska, niewiarygodne stwory. Uczyła ją symboli i wzorów zaklęć. Isi starała się ją rozumieć, ale często to przekraczało jej zdolności. Czemu dzieli się z nią swoją wiedzą? Na co liczyła? Była pradawną czarownica z wieloma sekretami. Co inni o niej wiedzą było żałosne. Bez trudu przychodziło jej opętywanie ludzi lub bestii. Manipulowała bez trudu istotami magicznymi i przedmiotami. Coś zaczęła i nie skończyła.
Co jakiś czas Isi natykała się na ślad po pradawnej wiedźmie. Na jej dzieła. Czyżby chciała jej coś przekazać? Tylko dlaczego? Jej pojawienie się w życiu Isi wszystko zmieniło. Co było jej prawdziwym celem?
W końcu dzięki snom odkryła o co chodziło prastarej wiedźmie. Zamarzyło się jej stworzenie nowego świata. I ona miała jej w tym pomóc? Nie miała pojęcia jak ma tego dokonać.
Nie mogła spać, ani normalnie funkcjonować. W głowie huczał jej powtarzanego bez przerwy części zaklęć. Czasem to były jakieś imiona powtarzane bez końca. Nie mogła od tego uciec. Nie mogła się uczyć, spać ani pracować.
Czym na to zasłużyła? Czy to była kara? Za wszystkie czyny i wybory, których dokonała? I które coś takiego na nią sprowadziły? Może naprawdę miała pecha, jak twierdziła jej rodzina? Zaczęła w to wierzyć. Czuła że nic jej już nie uratuje.
Chciała coś zrobić by się uratować, ale nie mogła. Jej cień zlał się w jedno z cieniem bestii i grubej kobiety. To nie wróżyło nic dobrego. Była zbyt słaba by opierać się woli umarłych wiedźm.
Była stracona.
Co ją teraz czekało? Wykonywanie cudzej woli? Przecież od tego uciekała, od dawna. Zdradzając i tracąc honor. Chciała zdobyć wolności za wszelką cenę. Tak bardzo się bała ją stracić. A teraz stała się narzędziem w rękach dawno zmarłych wiedzmy i bestii.
To nie było sprawiedliwe. Znowu straciła swoje życie. I nic nie zyskała.
Część pierwszaIV
1.
Wiedźma z Centrum wahała się.
Cza musiała się na coś zdecydować. Wybrać jedną z opcji. A to było trudne i ryzykowne.
Czuła że coś niezwykle ważnego się dzieje się wokół jej pupila i tego co drzemało w jej domu. I to wielkiego, wręcz epokowego.
Tropiła dzieciaki, swojego ulubieńca i to co uciekło z jej domu. Nie rozumiała ścieżek jakim się przemieszczali. Miotali się jakby coś ich rzucało to tu, to tam, ale zawsze wracali na kurs, jakby słyszeli czyjś zew. Jakby to coś sich do siebie przyciągało. Czym mogło być to wzajemne przyciąganie? Wiedziała, że istnieje, bo sama też to czuła. Wiedziała, że jest do czegoś potrzebna. Nie rozumiała tylko o co w tym wszystkim chodzi.
Przemieszczała się, a w głowie krążyły jej słowa i obrazy. Widziała że uzupełniały się. Ważne było dopełnienie. Miłość i cykliczność. Wyczuwała całą sobą, że powstaje coś nowego, całkiem nowe życie, które jej potrzebuje. Nie wiedziała tylko do czego.
To był zagadka, którą chciała rozszyfrować. I odkryć kto był w to zamieszany. Kto co się z tego miał. Kto pragnie to zdobyć. Co oferuje za to. I czy coś poszło nie tak.
Pierwszy raz otarła się o coś tak wielkiego i skomplikowanego. Czy mogła liczyć na wsparcie z czyjejś strony? Znała kilka osób. Zastanawiała się tylko ile to ją będzie kosztować, i co mogła przez to stracić.
Choć czuła pokusę, nie skierowała się wprost do celu. Ruszyła do siedziby zachodnich wiedźm. Sama nie wiedziała na co liczy. Chyba chciała potwierdzenia.
Już przed siedzibą Zachodnich spotkała siostry Omm. Wysokie masywne mury zamku stojącego na czarnej szklistej skale, rzucały cień, który wiedźmy barwiły na różne kolory, w zależności od swojego nastroju. Nigdy nie mogła liczyć na nich wyrozumiałość. Była zbyt ekscentryczna, niezależna. I zbyt często wpadała w kłopoty. Na jej nieszczęście siostry wiedziały o niej prawie wszystko. Choć wcale jej się to nie podobało, nic nie mogła z tym zrobić..
Spotkane siostry Omm ciągle oceniały ją i krytykowały. Kiedyś piękne, ciągle jeszcze wpływowe nie oszczędzał nikogo. Potrafiły, bez wysiłku, narobić sobie wrogów w ciągu popołudniowej herbatki.
Zdziwione na jej widok, szczupłe eleganckie wiedźmy, o skośnych oczach i długich ciemnych włosach, zasypały ją pytaniami.
— Co tu jeszcze robisz?
Druga siostra spojrzała na nią z kpiną.
— To oczywiste. Musi naprawić swoje błędy. Chce prosić o pomoc, prawda?
Pierwsza siostra skrzywiła się.
— Kto by to dla niej zrobił? Ona zraża do siebie ludzi.
— To też nasza sprawa. Możemy wszystkie wiele stracić.
Siostry porozumiały się wzrokiem.
— Aż trudno w to uwierzyć.
— To coś cały czas było w jej domu?
Skąd one o tym wiedziały? Siostry wyrzucały z siebie dalsze pytania.
— Po co to trzymała?
— Jak to zdobyła?
Nie umiała tego wyjaśnić. Nawet samej sobie.
— Skoro to miała, widocznie była powierniczką. I jest częścią procesu — powiedziała spokojnie bardzo stara wiedźma wkraczając między siostry Omm.
Siostry od razu pomogły je stać. Podały jej laskę i otuliły szalem
— A jak to przez nią pierwotne potwory powrócą?
— Z nim wróciła by pierwotna magia.
Siostry spojrzały znów po sobie. A Cza oblał zimny pot. Znała stare legendy i przepowiednie. Wiedziała co się może wydarzyć, gdy ktoś przywołuje pramagię lub pierwotną magię. Nigdy nie chciała się mieszać w takie sprawy.
Czy mogła coś jeszcze zrobić by się wplątać z tej afery? Stała wykręcając sobie palce i zagryzając wargi.
— Już nic nie da się zrobić — powiedziała wiekowa wiedźma jakby czytała w myślach Cza. — Możemy już tylko czekać.
— Ja wole działać — mruknęła Cza.
— Ale i tak nic nie zrobisz — powiedziała jedna z sióstr.
— Żyjemy w ciekawych czasach — zachichotała wiekowa wiedźma.
Cza czuła niezadowolenie. Stały w dolnym holu zamku. Dołączyły do nich inne wiedźmy. Kobiety ubrane w szare luźne szaty z czarno-białymi paciorkami. Wszystkie Siostry z Zachodu zdawały się wiedzieć o wszystkim co zrobiła Cza.
Zebrane kobiety mówiły jedna przez drugą.
— Coś na pewno się wydarzy.
— Musimy to kontrolować.
— Nie da się.
— Już to robiłyśmy.
— Kiedy?
— W ostatniej erze klika razy.
— I co, udało wam się opanować magię?
To była prowokacja. Nikomu nie udało się jeszcze kontrolować magii. Czasem ktoś o tym opowiadał ale to było kłamstwo.
— Tylko do pewnego momentu — powiedziała jedna z sióstr.
— Widzicie ta szczeliny na skale? Magia pokazała nam co potrafi…
Wiekowa wiedźma podeszła do Cza.
— Byłam przy tym. Pamiętam że trzy moje siostry umarły, bo za późno się wycofały.
Dlaczego umarły?
— Magia wypaliła im wnętrzności.
Nie brzmiało to dobrze.
— Pochowałyśmy je w górskich grobowcach, daleko stąd.
Kobiety spojrzały po sobie.
— Czasem nas odwiedzają.
— One nie odeszły.
— I nigdy nie odejdą.
— To co je spotkało uwięziło je na zawsze.
— Tak się zawsze dzieje.
— Nie słyszałam o tym — szepnęła Cza.
Kobieta z niebieskimi tatuażami na dłoniach i policzkach uśmiechnęła się.
— Tylko nieliczni o tym wiedzą. I tak jest dobrze.
— Nie chcemy ciekawskich.
Zarobiła zdziwioną minę.
— One mówią nam o tym co jest po drugiej stronie.
— Trudno było jej w to wierzyć.
— Ale wiecie, one mogą kłamać.
— Nie o tym…
— A co wiecie o mojej zgubie?
Skupiły uwagę na niej. — A co ty o niej wiesz?
Wzruszyła ramionami. To było coś bardzo starego. Myślałam że już martwego.
— A skąd to zabrałaś?
— Z Czwartego Stopnia — przyznała.
Mówiła o dalekim skażonym lądzie gdzie prastarzy magowie testowali śmiercionośne zaklęcia. Siostry spojrzały na nią z politowaniem.
— To wydawało się nieszkodliwe.
Skrzywiły się.
— Ta przeklęta ciekawość…
— Ciekawość?
— Wszystkie jesteśmy nią skażone.
— …za to beztroska to fatalna cecha u wiedźmy.
— Nie masz pojęcie co mogło się zdarzyć.
Czuła niepokój. Miały rację. Popełniła błąd.
— To co mam robić?
— Podążaj za znakami.
— I to wystarczy?
— Rzuciłaś wyzwanie magi.
— Teraz możesz tylko czekać.
Wcale jej się to nie podobało.
Opuściła siedzibę wiedźm. Zastanawiała się w którą stronę ma ruszyć.
Dotarła do rozdroży, gdzie niespodziewanie ujrzała znajome ślady. Głęboko wyryte na skale ślady pazurów. Mógł je zostawić tylko widmowy kot. Podążała za nim.
2.
Zwinny i Cień mieli potworne kłopoty.
Starali się uciec z podziemi, ale bez powodzenia. Unikali ludzi, ciemnych korytarzy i komór. Miał wrażenie, że kręcą się w kółko. Czemu właśnie ich to spotkało?
Przemykali się i kryli. W końcu schowali się w wykutym w skale domu. Zwinnemu trudno było uwierzyć że ktoś chciałby tam mieszkać.
— To dom strażnika — powiedział cicho Cień dotykając porzuconego starego przedmiotu.
Zwinny rozejrzał się.
— A co on pilnował?
— Tego miejsce.
— A kto chciałby tu coś ukraść?
Cień wzruszył ramionami.
Słysząc hałas schowali się głębiej w ciemnej komorze. Zwinny przytulił się do skały i wstrzymał oddech.
Usłyszeli klik, a potem spadli w dół. Lecieli wykutym w skale szybem. Uderzyli w stare kości które rozpadły się w pył. Kaszlać ujrzeli jak pułapka się zamknęła nad nimi, więżąc ich w środku.
— Co to było? — spytał zduszony głosem Cień.
— Nie mam pojęcia.
Zaczęli się rozglądać. Nie podobało im się to co widzieli. Wisieli pod sufitem nad sporą wykutą w skale komorą, w której było tylko starych krzywych mebli.
— To bardzo stara pułapka. Mogą nas nie znaleźć.
— Ktoś musi tu przyjść.
— Wcale nie musi.
To by było straszne. Umarli by z pragnienia.
— Nie zgadzam się na to — warknął Zwinny.
— To nie ma znaczenia.
Cień skulił się w kącie klatki. Mruczał coś pod nosem.
— Co robisz?
— To mnie uspokaja.
— A mi przeszkadza.
Cień odwrócił się do niego plecami. Cisza coraz bardziej ciążyła Zwinnemu.
Usłyszeli hałas. Odetchnęli z ulgą na widok ludzi. Dwoje marnie ubranych brudnych poszukiwaczy skarbów krążyli po komorze, jakby czegoś szukali.
— Gdzie ty idziesz?
— Nie słyszysz tego?
— Czego?
— Takiego jakby pisku i mruczenia. Dziwacznej fałszowanej nieludzko starej melodii…
Mężczyzna zmarszczył brwi rozglądając się.
— Nic nie słyszę.
— To jakby echo … — dodała młoda kobieta. — Szłam za nim i to tutaj był początek…
— To bez sensu…
Kobieta spojrzała w górę i ujrzała uwięzionych.
— Wcale nie — powiedziała i szeroko się uśmiechnęła. — Mamy tu małych szkodników.
Oboje spojrzeli na nich. Kim byli ci ludzie?
— To ich wszyscy szukają?
— Chyba tak.
— Ciekawe dlaczego?
— Mogą być coś warci.
— To kłopot…
— No tak, ale da się go zamienić na złoto.
Mężczyzna był niezadowolony.
— Ty i te twoje pomysły…
Dziewczyna się zaśmiała.
— No to idę poszukać czegoś…
Zostali sami na chwile. Spojrzeli po sobie.
— I co teraz?
— To lepsze niż śmierć tutaj.
Zwinny zrobił zaciętą minę.
Poszukiwacze szybko wrócili. Otworzyli ich klatkę. Nie dali im szansy na ucieczkę. Po chwili znowu siedzieli w skrzyni.
— A jak ich przeniesiemy?
Dziewczyna zmarszczyła brwi. Potem się uśmiechnęła.
— Wiesz, mam pomysł.
Mężczyzna westchnął.
— Wiem jak kończą się te twoje pomysły.
Dziewczyna na chwilę zniknęła, a potem szybko wróciła niosąc ze sobą mały przedmiot. Obracała go w dłoniach a potem sprawiła że skrzynia została uniesiono.
Zaczęło nimi trząść czuli jak skrzynia obija się o ściany gdy przeniesiono ją gdzieś. Słyszeli dudnienie. Potem krzyki i ktoś przejął skrzynię, w której siedzieli. Skulili się nasłuchując.
Cień starał się wyglądać przez szczeliny w skrzyni.
— Nie wiem gdzie jesteśmy.
— Pokaż.
więcej..