Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • promocja
  • Empik Go W empik go

Koziorożce (nie) pasują do Byków - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
5 września 2024
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, PDF
Format PDF
czytaj
na laptopie
czytaj
na tablecie
Format e-booków, który możesz odczytywać na tablecie oraz laptopie. Pliki PDF są odczytywane również przez czytniki i smartfony, jednakze względu na komfort czytania i brak możliwości skalowania czcionki, czytanie plików PDF na tych urządzeniach może być męczące dla oczu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na laptopie
Pliki PDF zabezpieczone watermarkiem możesz odczytać na dowolnym laptopie po zainstalowaniu czytnika dokumentów PDF. Najpowszechniejszym programem, który umożliwi odczytanie pliku PDF na laptopie, jest Adobe Reader. W zależności od potrzeb, możesz zainstalować również inny program - e-booki PDF pod względem sposobu odczytywania nie różnią niczym od powszechnie stosowanych dokumentów PDF, które odczytujemy każdego dnia.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Koziorożce (nie) pasują do Byków - ebook

Siedemnastoletnia Nina nie ma lekko. Nieszczęśliwie zakochana w najlepszym przyjacielu, po przejściach z toksycznym ex, próbuje się odnaleźć w nowym liceum. Co nie jest łatwe, gdy ma się kompleksy na punkcie swojej sylwetki, a gwiazdy po raz pierwszy zawodzą – horoskop zapowiadał zmiany na lepsze! Bo tak – Nina jest żarliwą zodiakarą. W dodatku sąsiadem Niny zostaje Igor – zmora jej dzieciństwa. Dokuczał jej w podstawówce, był świadkiem najbardziej kompromitującej chwili w jej życiu. A gdy po wypadku zaczął utykać i nie może już liczyć na swój urok osobisty w podrywaniu dziewczyn, stał się jeszcze bardziej nieznośny. Do tego stopnia, że wylatuje ze szkoły i… ląduje w tym samym liceum, co Nina. Gorzej już być nie mogło… A może jednak mogło? Igor, by podbudować swoją pozycję w nowej szkole, składa Ninie propozycję nie do odrzucenia. Mają osiągnąć swoje cele, udając parę. To, co na ten temat mówią gwiazdy, zupełnie nie zgadza się z przeczuciami Niny. Oj, będzie się działo!

Kategoria: Young Adult
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 9788397282315
Rozmiar pliku: 807 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

ROZ­DZIAŁ 1

Nina

Ho­ro­skop dzienny dla Ko­zio­rożca (ur. 22 grud­nia – 19 stycz­nia)

Dziś po­czu­jesz ogrom ener­gii. W Twoim ży­ciu wy­da­rzy się coś zna­czą­cego, ma­ją­cego wpływ na przy­szłość. Nic nie bę­dzie w sta­nie ze­psuć Two­jego na­stroju. To Twój szczę­śliwy dzień.

Po­rada: Nie po­zwól, aby Twoja im­pul­sywna re­ak­cja prze­kre­śliła szansę na szczę­ście. W ra­zie kło­po­tów zgłoś się do ziem­skich zna­ków (Panny lub Byka) – są Two­imi du­cho­wymi braćmi. Ko­zio­rożce pa­sują do By­ków.

Ko­zio­rożce pa­sują do By­ków?

Wła­śnie zwąt­pi­łam w ho­ro­skopy.

Po pierw­sze – dziś miał być mój szczę­śliwy dzień, a dzięki Igo­rowi Ma­ta­kowi taki nie jest.

Po dru­gie – zo­dia­kalne Ko­zio­rożce po­winny świet­nie do­ga­dy­wać się z By­kami.

Gu­zik prawda. Szcze­gól­nie je­śli By­kiem jest – on.

Igor Ma­tak we wła­snej oso­bie. Dumny, za­dziorny i bez­czelny. Gdzie­kol­wiek się nie po­jawi, za­cho­wuje się jak gwiazda, choć w rze­czy­wi­sto­ści jest prze­mą­drza­łym i nie­czu­łym po­ze­rem.

Nie mogę uwie­rzyć w to, że wi­dzę go na bo­isku mo­jej szkoły.

Co on tu robi?

To miał być naj­lep­szy dzień mo­jego ży­cia. Za chwilę za­cznę na­ukę w trze­ciej kla­sie mo­jego wy­ma­rzo­nego ogól­niaka i je­stem z tego po­wodu szczę­śliwa. A w za­sa­dzie by­łam. W czerwcu zre­zy­gno­wa­łam z li­ceum ar­ty­stycz­nego i prze­nio­słam się do naj­lep­szej szkoły w na­szej dziel­nicy. Moja bab­cia, zo­dia­kalny uczu­ciowy Rak, zdą­żyła jesz­cze być dumna z tego, że mnie tam przy­jęto, oraz cie­szyć się moim szczę­ściem. A mój per­fek­cyjny i pra­co­wity tata spod znaku Skor­piona do tej pory po­kle­puje mnie z uzna­niem po ra­mie­niu za każ­dym ra­zem, gdy prze­cho­dzę obok, i mówi:

– Brawo, dziew­czyno. Oby tak da­lej.

Kiwa przy tym głową i uśmie­cha się pod no­sem, a ja je­stem z sie­bie dumna. Li­ceum ar­ty­styczne to był zły po­mysł, a ho­ro­skopy tylko utwier­dziły mnie w tym prze­ko­na­niu.

W do­datku, do dzi­siaj, ni­gdy mnie nie za­wio­dły. Jako osoba spod znaku Ko­zio­rożca ota­cza­łam się ludźmi bę­dą­cymi tak jak ja z try­gonu Ziemi lub po­dob­nie jak moja bab­cia z try­gonu Wody. Od Ognia i Po­wie­trza trzy­ma­łam się z da­leka i do­sko­nale na tym wy­cho­dzi­łam.

Jed­nak ho­ro­skopy mnie oszu­kały.

Mo­gła­bym się cie­szyć swoim no­wym ży­ciem, jed­nak jak zwy­kle po­ja­wił się on, Igor Ma­tak, by ode­brać mi całą tę ra­dość.

Nie dość, że jego mama ku­piła dom po są­siedzku, przez płot, i wczo­raj się do niego wpro­wa­dzili – o czym do­wie­dzia­łam się do­piero dziś rano, gdy ze­szłam do kuchni i z obrzy­dze­niem stwier­dzi­łam, że Igor wraca z po­ran­nej prze­bieżki, po czym wbiega do domu na­le­żą­cego nie­gdyś do pani Wi­śniew­skiej – to jesz­cze zo­ba­czy­łam go na bo­isku mo­jej no­wej szkoły!

Czyżby po­sta­no­wił uprzy­krzać mi ży­cie na każ­dym kroku?

Ma ze sobą torbę na ra­mię i iden­ty­fi­ka­tor z kartą wej­ścia na te­ren szkoły. Do­sta­łam taki sam pod­czas dni ad­ap­ta­cyj­nych. Wszy­scy ucznio­wie na­szego li­ceum je mają.

Ucznio­wie.

A więc on rów­nież za­czął tu na­ukę.

Ostatni raz wi­dzia­łam go na za­koń­cze­niu roku szkol­nego, gdy koń­czył ósmą klasę, a ja do­piero się do niej szy­ko­wa­łam. Póź­niej ni­czego wię­cej na jego te­mat nie sły­sza­łam. Zresztą już trzy lata wcze­śniej umó­wi­łam się z moim tatą, by nie opo­wia­dał mi o ni­czym, czego do­wie się o nim od jego matki. Nie wie­dzieć czemu się z nią przy­jaźni, mimo że ja z Igo­rem wręcz prze­ciw­nie.

Zer­kam na Wiolkę, moją o rok star­szą przy­ja­ciółkę i zo­dia­kalną Pannę – jest kre­atywna, jak ja, i sprytna, jak sama chcia­ła­bym być, świet­nie się z nią do­ga­duję, no i po­dzi­wia moje prace. Nie pa­trzy te­raz na mnie, tylko na ja­kąś dziew­czynę z kol­czy­kiem w no­sie. Może to ko­lejny obiekt jej wes­tchnień?

Po­now­nie zer­kam na Igora. Niech to. Jak­bym miała mało pro­ble­mów.

Mój uko­chany przy­ja­ciel Piotr to ty­powa zo­dia­kalna Panna. Jest ma­ło­mówny, nie­śmiały i pew­nie dla­tego nie wy­znał mi jesz­cze swo­jego uczu­cia. Jego znak zo­diaku uczy­nił go zdro­wo­roz­sąd­ko­wym, więc z pew­no­ścią do­strzegł już to, jak świet­nie do sie­bie pa­su­jemy. Jed­nak przy­stojny i słodki brat bliź­niak Wiolki na ra­zie nie zdra­dził, co do mnie czuje.

Co za okropne uczu­cie.

A te­raz jesz­cze się oka­zało, że ten dia­bel­ski chło­pak, Igor, znów bę­dzie mnie prze­śla­do­wał! Prze­cież lu­dzie się nie zmie­niają.

Wi­dać to do­sko­nale na przy­kła­dzie Ka­mila, mo­jego by­łego. Do­piero po tym, gdy od­kry­łam, jaki jest, za­in­te­re­so­wa­łam się astro­lo­gią, ale gdyby stało się to wcze­śniej, wie­dzia­ła­bym, by trzy­mać się od niego z da­leka. Ba­rany to zde­cy­do­wa­nie nie moja bajka – za­równo te zo­dia­kalne, jak i cha­rak­te­ro­lo­giczne, a Ka­mil re­pre­zen­to­wał i jedno, i dru­gie.

Dziś rano tata roz­ma­wiał z ja­kąś ko­bietą, kiedy go za­wo­ła­łam. Za każ­dym ra­zem, gdy sły­szę dam­ski głos w słu­chawce te­le­fonu, po­ja­wia się we mnie strach, że to moja mama. Jed­nak ona ode­szła od taty – i ode mnie – i słuch o niej za­gi­nął. Gdy­bym w dzie­ciń­stwie wie­działa, że Lwy nie są zbyt od­po­wie­dzial­nymi zna­kami zo­diaku, to­bym tak bar­dzo nie prze­ży­wała tego, że nas zo­sta­wiła… Sta­ram się to so­bie tłu­ma­czyć i są­dzę, że moja matka, po­nie­waż jest z try­gonu Ognia, do nas nie pa­so­wała. Woda i Zie­mia trzy­mają się ra­zem, a Ogień po­wi­nien trzy­mać się Po­wie­trza. Z tym try­go­nem jest mi cał­ko­wi­cie nie po dro­dze.

Po­dobno tata ma ja­kieś in­for­ma­cje na te­mat jej po­bytu i tego, co robi, ale ja nie chcę ni­czego o niej wie­dzieć. Tak samo jak nie chcę słu­chać o Igo­rze Ma­taku. Cho­ciaż… może gdy­bym raz po­słu­chała, to wie­dzia­ła­bym, że ten okropny chło­pak bę­dzie cho­dził do mo­jej szkoły. Tylko co on tu robi? Moi przy­ja­ciele cho­dzą, po­dob­nie jak on, do ostat­niej klasy li­ceum, ale ni­gdy nie wspo­mi­nali o jego po­wro­cie. A prze­cież do­sko­nale wie­dzą, że go nie zno­szę.

Na­prawdę nie ro­zu­miem, jak nasi ro­dzice mogą się przy­jaź­nić. W do­datku re­la­cja matki Igora oraz mo­jego taty może być od­bie­rana dwu­znacz­nie, po­nie­waż oboje są wolni.

Moja ro­dzi­cielka po­rzu­ciła nas, gdy by­łam w pierw­szej kla­sie pod­sta­wówki, na­to­miast ojca Igora ni­gdy nie wi­dzia­łam ani o nim sły­sza­łam, przy­pusz­czam więc, że pani Ma­tak wy­cho­wy­wała go sama. I chyba wła­śnie to sa­motne ro­dzi­ciel­stwo było po­wo­dem za­przy­jaź­nie­nia się na­szych ro­dzi­ców.

Mam na­dzieję, że tylko to! Słabo mi się robi na myśl, że na­sze ro­dziny mo­głoby po­łą­czyć coś wię­cej niż są­siedz­two i wspie­ra­nie się w sa­mot­nym wy­cho­wy­wa­niu swo­ich dzieci.

– Wi­dzisz to samo co ja? – zwra­cam się do Wiolki.

Chwy­tam ją pod ra­mię, bo mam obawy, że za chwilę się prze­wrócę. To nie­moż­liwe. Pla­no­wa­łam piękne dwa lata w no­wym li­ceum, do któ­rego od pierw­szej klasy cho­dzą Wiola oraz Piotr, w któ­rym ko­cham się od trzech mie­sięcy i – jak do­tąd – moje uczu­cie po­zo­staje nie­odwza­jem­nione.

– A niech to dun­der świ­śnie – mówi moja przy­ja­ciółka, przy­wo­łu­jąc mi na myśl swo­jego dziadka, od któ­rego pod­chwy­ciła to po­wie­dzonko. – Czy to nie Igor Ma­tak, bo­ha­ter two­ich naj­gor­szych snów i obiekt wes­tchnień po­łowy dziew­czyn z na­szej pod­sta­wówki?

Prze­cie­ram dło­nią czoło.

– My­śla­łam, że tylko mi się zdaje. Albo że mam na­wrót ata­ków pa­ra­noi sprzed kilku lat, kiedy cią­gle mia­łam wra­że­nie, że za chwilę wy­sko­czy zza ja­kie­goś krzaka i bę­dzie na­igry­wał się z mo­jego imie­nia. I ze mnie – do­daję.

Trzęsę się na samo wspo­mnie­nie. Jesz­cze trzy lata temu mia­łam trzy­dzie­sto­ki­lo­gra­mową nad­wagę, by­łam pięć cen­ty­me­trów niż­sza, a do tego no­si­łam oku­lary nie­pa­su­jące do mo­jej kwa­dra­to­wej szczęki, przez co sta­łam się za­kom­plek­sioną, za­mkniętą w so­bie dziew­czyną, która pra­gnęła stać się nie­wi­dzialna. Po la­tach na­dal je­stem in­tro­wer­tyczna, mam dwoje przy­ja­ciół i zero in­nych zna­jo­mych, a moim ulu­bio­nym cza­sem jest ten spę­dzony w sa­mot­no­ści, ale od­kąd schu­dłam, za­czę­łam bie­gać, uro­słam i zmie­ni­łam oprawki na ja­sne, do­da­jące mo­jej twa­rzy de­li­kat­no­ści, zy­ska­łam nieco pew­no­ści sie­bie. Jed­nak było to moż­liwe do­piero wtedy, gdy on znik­nął z mo­jego pola wi­dze­nia. To wów­czas za­czę­łam dietę, ćwi­cze­nia i po­woli, krok po kroku, tra­ci­łam ko­lejne ki­lo­gramy.

To spo­wo­do­wało, że nie je­stem w sta­nie ustać w miej­scu i bier­nie cze­kać, aż Igor mnie do­strzeże i uczyni ze mnie ofiarę swo­ich żar­tów. Mu­szę się z nim roz­mó­wić tu i te­raz.

– Co on tu robi? – za­sta­na­wia się gło­śno Wiolka. – Ale po­wiem ci jedno. Wy­przy­stoj­niał. Choć za­wsze się wy­róż­niał na tle mało atrak­cyj­nych chło­pa­ków z na­szej dziel­nicy.

Chcia­ła­bym móc nie przy­znać jej ra­cji. Nie­stety ani tro­chę nie prze­sa­dza. Zmęż­niał, urósł i wy­gląda świet­nie w po­rów­na­niu z in­nymi ko­le­siami ze szkoły. Jakby na­gle całe świa­tło zo­stało skie­ro­wane na niego, jakby grał tu główną rolę. Nie cier­pię go za to, że nie jest brzyd­kim, od­py­cha­ją­cym, za­nie­dba­nym ob­le­chem.

– Za co ty go tak nie zno­sisz? – do­py­tuje Wiola.

Pusz­czam jej rękę i z wście­kło­ścią ru­szam przed sie­bie.

– Od za­wsze robi mi głu­pie żarty – rzu­cam do za­sko­czo­nej przy­ja­ciółki. – Ale to już jest prze­sada – szep­czę do sie­bie.

Ko­zio­rożce lu­bią za­my­kać się w swoim świe­cie, a już po­ni­żej ich god­no­ści jest kłó­ce­nie się z kim­kol­wiek. Jed­nak, jak to dziś usta­li­łam, ho­ro­skopy kła­mią.

Ma­sze­ruję w jego kie­runku, a gdy zo­staje mi do niego ja­kieś dzie­sięć me­trów, on pod­nosi na mnie roz­ba­wione spoj­rze­nie. A za­tem wi­dział mnie wcze­śniej. Nie jest za­sko­czony. Wy­daje się ra­czej do­brze się ba­wić. Szep­cze coś do wy­ma­lo­wa­nej blon­dynki w czar­nym gor­se­cie, ob­ci­słych skó­rza­nych spodniach i bu­tach na ko­tur­nie. Ona ob­raca się w moim kie­runku, za­rzu­ca­jąc roz­pusz­czo­nymi blond wło­sami do pasa, i mruży oczy. Marsz­czy nos, jakby po­czuła smród. Znam to spoj­rze­nie. Gdy by­łam grub­sza, wi­dy­wa­łam je co­dzien­nie, ale te­raz już za­po­mnia­łam, że lu­dzie tak na mnie pa­trzyli.

Ta blon­dyna mi o tym przy­po­mniała.

Nie lu­bię jej od pierw­szej chwili. To pewne.

Kie­dyś ra­czej bym się wy­co­fała. Ale to było w moim po­przed­nim ży­ciu, przed tym, co zro­bił mi Ka­mil. Te­raz nie mo­głam i nie chcia­łam tak po­stą­pić. Raz, że już mnie zo­ba­czyli. Dwa, obie­ca­łam so­bie nie dać ta­kim lu­dziom sa­tys­fak­cji z oglą­da­nia mo­jego stra­chu. Ni­gdy wię­cej.

Igor robi kil­ka­na­ście kro­ków w moim kie­runku, jakby wy­cho­dził mi na­prze­ciw. Od kiedy tylko pa­mię­tam, uty­kał na lewą nogę, ale te­raz wy­gląda na to, że nieco mu się po­pra­wiło, bo jego ru­chy są nie­mal płynne. Pra­wie nie wi­dać, że lekko się za­chwiał.

– Cześć! – woła uśmiech­nięty, jakby się wi­tał ze starą zna­jomą.

Wcale nią nie je­stem. Za­wsze by­łam ofiarą jego żar­tów, ale te­raz, po po­nad trzech la­tach nie­wi­dze­nia go, kiedy nie mu­sia­łam się oba­wiać wy­śmia­nia i wresz­cie nie za­ja­da­łam stre­sów, tylko mo­głam w spo­koju za­jąć się dba­niem o swoje zdro­wie, by­łam pewna jed­nego: nie po­zwolę mu, by znów nisz­czył mi ży­cie. Mu­sia­łam mu to po­ka­zać już na sa­mym po­czątku, bo cho­wa­nie głowy w pia­sek nie dzia­łało. Ani w jego przy­padku, ani w przy­padku Ka­mila.

Za­ci­skam pię­ści na wspo­mnie­nie tego pa­dalca. Mo­gliby po­dać so­bie dło­nie.

– Nie ze­psu­jesz mi tego – za­czy­nam.

Igor uśmie­cha się ra­do­śnie i za­nim się orien­tuję, co pla­nuje, przy­ciąga mnie i przy­tula do swo­jej piersi. Sły­szę, jak lu­dzie wo­kół nas wstrzy­mują od­dech, a blon­dynka pry­cha gło­śno. Zer­kam na nią, za­sta­na­wia­jąc się, o co tu, do cho­lery, cho­dzi. Wi­dzę, że jej oczy ro­bią się wiel­kie jak spodki, a z jej źre­nic try­skają iskierki nie­na­wi­ści.

– Co ty ro­bisz? – Wzdry­gam się i pró­buję wy­rwać z jego ob­jęć.

– Za­cze­kaj – szep­cze.

Robi kilka kro­ków, by od­da­lić się od tłumu, a ja, chcąc nie chcąc, po­dą­żam za nim, wciąż wtu­lona w jego ra­mię, któ­rego nie je­stem w sta­nie z sie­bie zdjąć. Nie­źle przy­pa­ko­wał, od­kąd wi­dzia­łam go, kiedy koń­czył pod­sta­wówkę.

– Co ty znowu wy­my­śli­łeś? Chcesz mnie ośmie­szyć przed całą szkołą? Do­piero za­czą­łeś tu cho­dzić, a już mu­sisz nisz­czyć mi ży­cie? – war­czę, wście­kła.

Po raz ko­lejny po­syła mi po­błaż­liwy uśmiech. Nie zno­szę go. Igora i jego wy­wyż­sza­ją­cego się uśmieszku, jakby chciał mi po­wie­dzieć, że jest ode mnie mą­drzej­szy. A to nie­prawda.

– Też za tobą tę­sk­ni­łem, Drę­twu­sko.

Wy­ry­wam się z jego ob­jęć, a on pusz­cza do mnie oczko.

– Głu­pek – rzu­cam. – Nie po­wiesz mi, że cho­dzisz tu do szkoły.

Za­ci­ska usta, jed­nak póź­niej wy­bu­cha drwią­cym śmie­chem.

– Przy­znaj. Ma­rzy­łaś o tym, od­kąd skoń­czy­łem pod­sta­wówkę, a ty mu­sia­łaś w niej zo­stać. – Przy­suwa się do mnie, a ja mam wra­że­nie, jakby wszy­scy na bo­isku nam się przy­glą­dali, z czego po­łowa z nich czeka na ja­kąś kłót­nię, a druga mil­czy w ci­chym ocze­ki­wa­niu na nasz po­ca­łu­nek czy coś rów­nie nie­do­rzecz­nego. – Nie bądź taka sztyw­niacka. Wy­star­czy miej­sca dla nas dwojga. – Na­chyla się do mo­jego ucha i szep­cze: – Uwa­żaj, bo opo­wiem wszyst­kim naj­barw­niej­sze hi­sto­rie o to­bie z cza­sów, gdy cho­dzi­li­śmy do jed­nej szkoły. Twój tata dużo mówi mo­jej ma­mie, więc sama ro­zu­miesz… – wzdy­cha te­atral­nie – Janka.

Za­ci­skam pię­ści, zła na niego o to prze­zwi­sko, któ­rego uży­wał przez całą pod­sta­wówkę. Mrużę oczy, roz­pacz­li­wie pró­bu­jąc zna­leźć od­po­wied­nią ri­po­stę. Ni­gdy nie by­łam w tym naj­lep­sza. Zo­dia­kalne Ko­zio­rożce nie sy­pią ciętą kontrą jak z rę­kawa. Jako za­mknięta w so­bie in­tro­wer­tyczka nie mia­łam szans z pew­nym sie­bie, wy­spor­to­wa­nym ko­le­siem, który znacz­nie urósł i zmęż­niał od czasu, gdy ostatni raz go wi­dzia­łam, mimo że na­wet wtedy był wyż­szy od chło­pa­ków ze swo­jej klasy, a jego ję­zyk od za­wsze był ką­śliwy.

Nie mogę w to uwie­rzyć, że znów za­czyna się ten kosz­mar.

Nie wiem, co jest gor­sze w tej sy­tu­acji. Czy to, że grozi mi w taki spo­sób, czy może to, że wie o mnie wię­cej niż ja o nim, bo za­bro­ni­łam ta­cie mó­wie­nia cze­go­kol­wiek na jego te­mat? A może to, że pró­buje uda­wać przed ludźmi mo­jego do­brego zna­jo­mego, albo to, że jego bli­skość nie jest dla mnie tak okropna, jak się spo­dzie­wa­łam? Co się tu­taj wła­śnie wy­da­rzyło?

– Prze­cież ty… jak to moż­liwe… je­steś o rok star­szy. Dla­czego… – za­ci­nam się jak w cza­sach pod­sta­wówki, gdy żarty Igora mnie onie­śmie­lały.

Znów się to działo. Nie po­tra­fię zło­żyć zda­nia, bo na­zwał mnie Janką. Nie­na­wi­dzę mo­jego peł­nego imie­nia. Nie wiem, kto w na­szych cza­sach na­daje dziecku imię Ja­nina. Być może ja­kiejś na­sto­latce się to po­doba, ale ja, od kiedy pa­mię­tam, wo­la­łam, by mó­wiono do mnie Nina. Mu­szę się otrzą­snąć. Nie je­stem już Ba­ry­łeczką, jak na­zy­wali mnie nie­mal wszy­scy w pod­sta­wówce. Igor mó­wił do mnie Janka, czego nie zno­si­łam rów­nie mocno.

– Cho­dzisz do klasy ma­tu­ral­nej. Dla­czego prze­nio­słeś się aku­rat do tej szkoły, którą wy­bra­łam? Czy prze­zna­cze­nie musi być aż ta­kim dra­niem?

– To nie prze­zna­cze­nie. – Pa­trzy na mnie z pod­stęp­nym bły­skiem w oku. – To nasi ro­dzice, Janka.

– Co ta­kiego? – rzu­cam au­to­ma­tycz­nie, choć już do jego ple­ców, bo on się zmywa.

Niech go szlag.

A co, je­śli mó­wił prawdę? Je­żeli to mój tata po­wie­dział jego matce, że… Chwila. I z tego po­wodu zmie­niłby szkołę? Ro­zu­miem, że się prze­pro­wa­dził, ale to chyba nie po­wód, by zmie­niać li­ceum. Nie mógłby do­jeż­dżać czy coś? Poza tym jego mama mu­sia­łaby się na to zgo­dzić. Dla­czego mia­łoby jej za­le­żeć, żeby Igor cho­dził do tego sa­mego ogól­niaka co ja? Jest wiele in­nych szkół, które znaj­dują się bli­żej na­szych do­mów. Okej, może li­ceum imie­nia Ro­dzie­wi­czówny było naj­lep­sze w ca­łym Sa­dow­nym, ale to nie ozna­cza, że Igor mu­siał wła­śnie do niego cho­dzić.

Wes­tchnę­łam ciężko, zmie­rza­jąc w kie­runku Wioli.

– I co? – za­py­tała pod­eks­cy­to­wana. – Co on tu robi?

– Nic szcze­gól­nego mi nie po­wie­dział. Za­su­ge­ro­wał, że to nasi ro­dzice o tym zde­cy­do­wali. Jakby mało było tego, że Igor i jego matka prze­pro­wa­dzili się wczo­raj do domu obok.

Szczęka Wioli nie­mal lą­duje na bo­isku szkol­nym.

– Co ta­kiego? Co na to twój tata? Czy on wie, że Igor jest bał­wa­nem, który prze­śla­do­wał cię przez całą pod­sta­wówkę?

Zdro­wo­roz­sąd­kowe po­dej­ście mo­jej przy­ja­ciółki jest jedną z tych cech, które w niej ce­nię.

– Nie. Wie­działa o tym tylko bab­cia.

Wiola mnie obej­muje.

– Le­dwo po­zby­ły­śmy się Ka­mila, a przy­pa­łę­tał się Igor. Jak­byś nie mo­gła mieć ani chwili spo­koju.

Gdy przy­po­mina mi o by­łym chło­paku, uświa­da­miam so­bie, że Igor nie był tym naj­gor­szym prze­śla­dowcą. On przy­naj­mniej nie uda­wał uczu­cia do mnie. Nie pod­ry­wał, by ro­bić so­bie ze mnie żarty czy ob­ga­dy­wać za ple­cami. Nie przy­go­to­wy­wał dow­cip­nych fil­mi­ków, które po­tem pu­bli­ko­wał w sieci, w każ­dym wy­śmie­wa­jąc moją wagę i na­iw­ność co do tego, że tak przy­stojny chło­pak mógł zwró­cić na mnie uwagę. Ro­bił to Ka­mil.

Prze­ko­na­nie się o praw­dzi­wych mo­ty­wa­cjach po­stę­po­wa­nia chło­paka, któ­rego ko­cha­łam, było naj­gor­szym do­świad­cze­niem mo­jego ży­cia uczu­cio­wego.

Je­stem na sie­bie wście­kła.

Słabo mi po­szła ta kon­fron­ta­cja.

Dla­czego moja pew­ność sie­bie nie działa przy Igo­rze?

Gdy od­zywa się dzwo­nek, ru­szamy z Wiolą do szkoły.

I wtedy go do­strze­gam.

Wcho­dzi do bu­dynku, kil­ka­na­ście osób przed nami.

Staję, zmro­żona ze stra­chu.

– On tu jest. – Do­ty­kam ra­mie­nia przy­ja­ciółki, zmu­sza­jąc ją, by się za­trzy­mała.

Nogi od­ma­wiają mi po­słu­szeń­stwa i za nic nie mogę zdo­być się na to, by wy­ko­nać krok. W żo­łądku coś prze­wraca się nie­przy­jem­nie, a w uszach szumi, jakby mnie ktoś ogłu­szył.

– No tak. Igor się tu prze­niósł. Do klasy wy­żej.

– Nie. Ka­mil. Ten Ka­mil.

Twarz Wiolki tę­żeje, a pięść au­to­ma­tycz­nie się za­ci­ska.

– Gdzie on jest?

– Wszedł do szkoły. To nie­moż­liwe. Nie­moż­liwe. Prze­cież wi­dzia­ła­bym go na li­stach przy­ję­tych. Mó­wiono, że wy­pro­wa­dza się z mia­sta. Gdy jesz­cze… mie­li­śmy kon­takt. – Nie po­tra­fię wy­po­wie­dzieć na głos tego, że kie­dyś by­li­śmy w związku. – Wspo­mi­nał o tech­ni­kum. Czy to moż­liwe…

– Chodź. Gdy znaj­dziemy Piotrka, ob­ga­damy z nim tę sy­tu­ację.

– Nie! – krzy­czę.

Nie chcę z nim tego oma­wiać. Wsty­dzę się.

Mój przy­ja­ciel wie o wszyst­kim. I o związku z Ka­mi­lem, który nic do mnie nie czuł. I o Igo­rze, który do­ku­czał mi przez całą szkołę.

Ale nie chcę po­now­nie przy­wo­ły­wać tego te­matu. Nie za­mie­rzam przy­glą­dać się temu, jak Piotr pa­trzy na mnie jak na ofiarę losu – nie ra­dzącą so­bie z ludźmi i wciąż wy­śmie­waną, po­ni­żaną, trak­to­waną jak ktoś gor­szy – bo mia­łam kie­dyś nad­wagę.

Te­raz je­stem dużo szczu­plej­sza. Jesz­cze nie chuda, ale każ­dego dnia pra­cuję, by do­rów­nać in­nym dziew­czy­nom, wy­rzu­cić obecne ciu­chy w roz­mia­rze large i wbić się kie­dyś w wy­ma­rzoną emkę, a może na­wet eskę.

– Dla­czego? – do­py­tuje Wiolka.

– Nie chcę roz­pa­mię­ty­wać prze­szło­ści. Te­raz będę mu­siała przez naj­bliż­szy rok ukry­wać się przed Ka­mi­lem. I Igo­rem, o ile to moż­liwe. Nie są­dzi­łam, że kie­dy­kol­wiek spo­tkam jesz­cze któ­re­goś z nich, ale to tylko rok. Póź­niej na­pi­szą ma­tury i pójdą na stu­dia.

– Nie ob­raź się, ale przy tym, co zro­bił ci Ka­mil, Igor nie jest taki zły. On przy­naj­mniej cię nie okła­my­wał. I nie cze­piał się ni­gdy two­jej fi­gury.

Ła­pię się za głowę, gdy zdaję so­bie sprawę, że to prawda. Igor je­dy­nie dro­czył się ze mną, głów­nie w spra­wie imie­nia, któ­rego nie zno­si­łam. Co nie ozna­cza, że kie­dy­kol­wiek po­go­dzę się z tym, że cho­dzę z nim do jed­nej szkoły.

– Nie martw się. Ka­mil cię nie ru­szy. Po tym, jaki ra­ban zro­bili w szkole i na po­li­cji twoja bab­cia i twój tata, na­wet na cie­bie nie spoj­rzy. Na­ro­bił so­bie sporo pro­ble­mów tymi fil­mi­kami.

Nie mogę być tego pewna. Poza tym mój strach przed by­ciem przez niego wy­śmianą chyba na za­wsze ze mną po­zo­sta­nie. Choć może tylko tak mi się wy­daje, bo mi­nęło do­piero pół roku od tam­tych wy­da­rzeń.

Gdy trzy mie­siące temu zo­rien­to­wa­łam się w swo­ich uczu­ciach do Pio­tra, by­łam zdzi­wiona. Nie są­dzi­łam, że tak szybko i po tak trud­nym do­świad­cze­niu uda mi się w kimś za­ko­chać. Ale w przy­padku Pio­tra jest to oczy­wi­ste. Za­wsze był dla mnie miły, ro­zu­mie­li­śmy się nie­mal bez słów, a do tego zu­peł­nie nie przy­po­mi­nał mi fi­zycz­nie ani Igora, ani Ka­mila, bo w prze­ci­wień­stwie do nich jest ni­skim, krę­pym, nie­bie­sko­okim blon­dy­nem.

Gdy wcho­dzę do klasy, na­uczy­ciela jesz­cze nie ma. Wi­tam się uśmie­chem z mi­ja­nymi, sie­dzą­cymi na swo­ich miej­scach, nie­zna­nymi mi ludźmi i zaj­muję je­dyną wolną ławkę.

Po chwili do­siada się do mnie ni­ska, drobna bru­netka z twa­rzą w kształ­cie serca. Je­stem tak zde­ner­wo­wana tym, czy Ka­mil bę­dzie cho­dził ze mną do klasy bio­lo­giczno-che­micz­nej, że tylko lekko ki­wam głową w od­po­wie­dzi na po­wi­ta­nie dziew­czyny. Wpa­truję się w drzwi, ob­ser­wu­jąc wcho­dzą­cych uczniów.

Po­przed­niego tego ranka my­śla­łam, że moim naj­więk­szym zmar­twie­niem bę­dzie to, czy nowi zna­jomi mnie po­lu­bią i za­ak­cep­tują. A te­raz nie dość, że wi­dzia­łam Igora, to jesz­cze na­pa­to­czył się Ka­mil.

– Cze­kasz na ko­goś? – pyta dziew­czyna, czym po­wo­duje, że od­wra­cam wzrok od drzwi. – Je­śli tak, to zwol­nię miej­sce.

– Tak. Nie. Nie wiem – mó­wię, rzu­ca­jąc jej nie­pew­nie spoj­rze­nie i wtedy się orien­tuję, że na­wet jej się nie przed­sta­wi­łam, choć ona pew­nie to zro­biła. – Nina. Miło mi.

Wy­cią­gam w jej kie­runku dłoń, którą ona ści­ska.

– Zośka.

– Nie cze­kam na ni­kogo – wy­ja­śniam szep­tem. – Li­czę, że taki je­den się tu nie po­jawi. To długa hi­sto­ria.

– Każdy ma swoje ta­jem­nice i prze­szłość – stwier­dza, wyj­mu­jąc z torby no­tat­nik i dłu­go­pis.

Po­doba mi się jej po­dej­ście.

Prze­ży­wam kilka pierw­szych lek­cji, nie cie­sząc się nimi. Igor i Ka­mil ode­brali mi całą ra­dość z po­czątku na­uki w no­wej szkole. Niech to szlag.

Po po­łu­dniu wy­cho­dzę ze szkoły i roz­glą­dam się za Wiolą.

Jest peł­no­let­nia i mieszka tylko kilka ulic ode mnie, dla­tego obie­cała, że bę­dzie wo­ziła mnie do domu. Piotr­kowi do tej pory nie udało się zdać prawka. Od za­wsze wo­lał sie­dzieć z no­sem w kom­pu­te­rze – jest w kla­sie in­for­ma­tycz­nej i bez wstydu przy­znaje, że sa­mo­chody to nie jego bajka. Jest taki szczery i nie zgrywa mę­skiego na siłę… Który fa­cet po­wie­działby gło­śno, że nie wie, czy kie­dy­kol­wiek uda mu się zdać prawko? Przy ste­reo­ty­po­wym po­dej­ściu do­daje to mę­sko­ści i jest pod­stawą pew­no­ści sie­bie. On jed­nak jest zbyt mę­ski, by przej­mo­wać się tym, co inni o nim po­my­ślą. Ideał.

No i po­dob­nie jak ja ko­rzy­sta z uprzej­mo­ści Wiolki. Dzięki temu mia­łam szansę z nim się za­przy­jaź­nić. Jego sio­strę po­zna­łam na kur­sie ry­sunku w ostat­niej kla­sie pod­sta­wówki, kiedy to ja roz­wi­ja­łam swoją pa­sję, a ona szu­kała wła­snej. Osta­tecz­nie rzu­ciła kurs po dwóch mie­sią­cach, ale na­sza przy­jaźń prze­trwała. Na po­czątku jej brata spo­ty­ka­łam spo­ra­dycz­nie, ale od­kąd otrzy­mała prawo jazdy, czę­sto jeź­dził z nami do ga­le­rii albo pro­sił o pod­wózkę, gdy sie­dzia­ły­śmy u niej w po­koju. Od słowa do słowa za­przy­jaź­ni­łam się z nim. Gdyby Piotr sam jeź­dził sa­mo­cho­dem, pew­nie nie mia­ła­bym szans po­znać go tak do­brze.

Wzdy­cha­ła­bym do niego, nie wie­dząc o nim ab­so­lut­nie ni­czego. A tak mam pew­ność, że jest świet­nym chło­pa­kiem. Nie za­ko­cha­łam się w wy­obra­że­niu o nim, ale w tym, ja­kim czło­wie­kiem jest na­prawdę. I mimo że pod­ko­chuję się w nim po­ta­jem­nie i z jed­nej strony li­czę na to, że on kie­dyś się o tym do­wie, to z dru­giej…. Może schu­dłam, może sta­łam się pew­niej­sza sie­bie, ale wciąż w kwe­stiach związ­ków je­stem stra­chliwa. Po do­świad­cze­niach z Ka­mi­lem wąt­pię, bym jesz­cze ko­muś za­ufała. Ale wiem też, że je­śli mia­ła­bym się z kimś zwią­zać, to tylko z kimś tak do­brym jak on.

Idę przez bo­isko, roz­glą­da­jąc się uważ­nie. Co prawda szu­kam Wiolki, ale wolę też w porę do­strzec Ka­mila albo Igora, choć ten ostatni lubi ze mną roz­ma­wiać je­dy­nie w to­wa­rzy­stwie tłu­mów, by móc ośmie­szyć mnie pu­blicz­nie.

Wi­dzę zbli­ża­jącą się do mnie blon­d­włosą dziew­czynę z twa­rzą w kształ­cie serca, wiel­kimi nie­bie­skimi oczami i cia­łem mo­delki, bę­dącą w to­wa­rzy­stwie dwóch nie­zna­nych mi, niż­szych od niej, bru­ne­tek. Na po­czątku my­ślę, że to przy­pa­dek i wcale nie idzie w moim kie­runku, tylko mi­nie mnie bez słowa. Jed­nak kilka kro­ków przede mną się za­trzy­muje, a ja roz­po­znaję w niej dziew­czynę, z którą rano roz­ma­wiał Igor, gdy do niego po­de­szłam.

– Znasz Igora Ma­taka? – rzuca w moim kie­runku.

Pa­trzę na nią w osłu­pie­niu. Nie mo­gła jego o to za­py­tać?

– Znam to za dużo po­wie­dziane – od­po­wia­dam, pró­bu­jąc ją wy­mi­nąć.

Ona jed­nak za­gra­dza mi drogę i wbija we mnie wzrok, jakby miała za­miar prę­dzej mnie sta­ra­no­wać, niż prze­pu­ścić.

– Obej­mo­wał cię.

Nie zno­szę ta­kich wścib­skich dziew­czyn.

– Nie znam go.

– Ra­cja. On nie zwró­ciłby uwagi na taką gru­ba­skę jak ty. Trzy­maj się od niego z da­leka.

Wredna małpa. Jak nic musi być spod znaku Bliź­niąt. Wredne, fał­szywe, dwu­li­cowe plot­kary, pró­bu­jące do­wie­dzieć się o lu­dziach jak naj­wię­cej.

Nie ro­zu­miem, dla­czego wciąż my­ślę o ży­ciu przez pry­zmat ho­ro­skopu, skoro dziś pierw­szy raz, od­kąd za­czę­łam w niego wie­rzyć, mnie za­wiódł.

– Po co? Prze­cież „on nie zwró­ciłby uwagi na taką gru­ba­skę” – cy­tuję ją i z le­d­wo­ścią po­wstrzy­muje łzy. Choć­bym nie wiem jak się sta­rała, już za­wsze bę­dzie bo­lało każde wspo­mnie­nie o moim wy­glą­dzie?

– Zo­staw ją, Ka­ro­lina.

Sły­szę za swo­imi ple­cami. To Zo­sia. Ka­ro­lina pry­cha, pa­trząc na moją zna­jomą z klasy.

– Nie wtrą­caj się. Mam do po­ga­da­nia z tą małą. Chyba nie chcesz na­ra­zić się naj­star­szemu rocz­ni­kowi, Zośka?

– A ty nie chcesz na­ra­zić się mi – od­po­wiada jej twardo.

Pa­trzę na Zo­się z po­dzi­wem. Silny cha­rak­ter. Po­dej­rze­wa­ła­bym Ba­rana, ale jako że do­brze się z nią do­ga­duję, to nie­moż­liwe, by była ogni­stym zna­kiem. Pew­nie to Skor­pion. Mój tata też jest sil­nym, do­brym czło­wie­kiem.

Ka­ro­lina mruży oczy, ale się wy­co­fuje. Jej to­wa­rzyszki, któ­rych stroje są lu­strza­nym od­bi­ciem blon­dynki, po­dą­żają za nią bez słowa jak jej słu­żące. Cie­kawe, kim jest moja nowa zna­joma? Dla­czego jej słowa tak po­dzia­łały na tę całą Ka­ro­linę i jej ko­le­żanki?

– Dzię­kuję.

Za ple­cami sły­szę zło­śliwy re­chot Karo i jej przy­ja­ció­łek.

– Cho­ler­cia. W coś ty się wpa­ko­wała? – Zo­sia wy­gląda na prze­ra­żoną. – Nie wiem, czy wiesz, ale ona jest… sama ro­zu­miesz. Jest naj­więk­szą suką w szkole. Ale też nie­stety naj­po­pu­lar­niej­szą dziew­czyną, ma­jącą też naj­więk­sze wpływy. Ma­rzę, by już skoń­czyła tę szkołę, ale nie­stety zo­stał jej jesz­cze rok. A więc co zro­bi­łaś?

– Nie wiem. Chyba znam ko­goś, na kim jej za­leży. Kto by po­my­ślał, że Igor Ma­tak ma tu tylu zna­jo­mych, choć le­dwo roz­po­czął tu­taj na­ukę.

Zo­sia wzdryga się.

– Znasz go?

– Nie­stety. Wspólna pod­sta­wówka – krzy­wię się.

– To typ spod ciem­nej gwiazdy – mówi z prze­ję­ciem. Roz­gląda się i wi­dząc, że nikt nie stoi w od­le­gło­ści kilku me­trów od nas, na­chyla się do mnie. – Tra­fił tu po wy­rzu­ce­niu z po­przed­niej szkoły, a Ka­ro­lina całe lato opo­wia­dała, że musi go jak naj­szyb­ciej po­de­rwać, bo po­może jej to umoc­nić po­zy­cję w ogól­niaku. Po­dobno znali się wcze­śniej, on jej się po­do­bał, bo jest bo­ski. No i w su­mie jest.

Nie mogę uwie­rzyć, że to sły­szę. Zo­sia wy­da­wała mi się taka… nie wiem, jak to okre­ślić. Spo­kojna. Nie są­dzi­łam, że jest w sta­nie tak emo­cjo­nal­nie po­dejść do cze­go­kol­wiek, a już na pewno nie do przy­stoj­nego chło­paka z nie­ja­sną prze­szło­ścią.

Se­rio wy­rzu­cili go ze szkoły?

Czuję się dziw­nie. Po pierw­sze dla­tego, że ktoś może uwa­żać Igora za bo­skiego. No do­bra. Może wy­przy­stoj­niał i przy­pa­ko­wał od czasu, gdy wi­dzia­łam go po raz ostatni, ale to lekka chyba prze­sada, żeby okre­ślać go bo­skim. Po dru­gie za­sta­na­wia mnie, czy to prawda z tym wy­rzu­ce­niem z po­przed­niego li­ceum. Co ta­kiego zro­bił? I po trze­cie – czy to moż­liwe, by Ka­ro­lina uwzięła się na mnie za to, że ten idiota mnie przy­tu­lił? Wie­dzia­łam, że obec­ność Igora w tej szkole przy­nie­sie mi wię­cej szkody niż po­żytku.

Za­sta­na­wiam się, skąd ona wie o tym, co mó­wiła Karo, gdy na­gle Zo­sia od­po­wiada na nie­za­dane przeze mnie py­ta­nie, jakby czy­tała mi w my­ślach.

– To moja są­siadka. I dawna przy­ja­ciółka. Ale na­sze drogi… cóż. Po­pu­lar­ność zmie­nia lu­dzi.

Ki­wam głową i wtedy go do­strze­gam. Ka­mil. Stoi pod wyj­ściem ze szkoły i się roz­gląda. Cho­wam się za Zo­sią, a ona po­woli od­wraca spoj­rze­nie w kie­runku, w któ­rym przed chwilą pa­trzy­łam.

– To ko­leś, przed któ­rym się ukry­wasz?

– Tak. Cho­dzi tu chyba. Wi­dzia­łam, jak rano wcho­dził do szkoły.

– Nie. On uczęsz­cza do tech­ni­kum po dru­giej stro­nie mia­sta. Ale ma tu dziew­czynę. Znam ją. Była kie­dyś w na­szej kla­sie, ale prze­nio­sła się z biol-chemu do ar­ty­stycz­nej.

Pa­trzę na Zo­się, nie wie­dząc, czy rzu­cić się jej na szyję za te in­for­ma­cje, czy na­dal ukry­wać się za nią, by mnie nie do­strzegł. Wy­bie­ram to dru­gie.

– Je­steś pewna?

– Tak. Ty i Igor je­ste­ście je­dy­nymi uczniami z prze­nie­sie­nia. Wiem to, bo… – urywa w pół zda­nia, bo wi­dzi zbli­ża­jącą się do nas parę.

Ru­do­włosa dziew­czyna z mocno pie­go­watą, owalną twa­rzą i kol­czy­kiem w no­sie, na którą ga­piła się dziś rano Wiolka, ubrana w zwiewną su­kienkę w stylu boho, za­trzy­muje się przy nas, a ja się za­sta­na­wiam, czy wie, jaki po­trafi być czło­wiek, który jej to­wa­rzy­szy. Tak te­raz bę­dzie co­dzien­nie. Będę wpa­dać na niego albo on na mnie, a moje serce zmrozi strach za każ­dym ra­zem, gdy na mnie spoj­rzy. Le­dwo po­zby­łam się obaw, że na szkol­nym ko­ry­ta­rzu spo­tkam Ka­mila, mimo że wciąż może krę­cić się obok na­szego li­ceum, a już mu­siał się po­ja­wić przed mo­imi oczami Igor.

– Cześć. Je­stem Klau­dia, a to jest Igor.

– Ona mnie zna. – Igor wska­zuje na mnie, a na­stęp­nie wy­ciąga dłoń w kie­runku Zosi i uśmie­cha się do niej za­chę­ca­jąco, tak­su­jąc ją przy tym bez­wstyd­nie.

Zo­sia spusz­cza wzrok i szuka cze­goś na as­fal­cie bo­iska.

No ja­sne. Jak to było? Bo­ski Igor. Dzia­łał na każdą dziew­czynę. Nie li­cząc tych, któ­rym do­ku­czał od dzie­ciń­stwa. To, że ich nie znam, nie ozna­cza, że nie ist­nieją. Prze­cież nie mogę być je­dyna.

– Miło mi – od­po­wia­dam, pa­trząc na Klau­dię. Osten­ta­cyj­nie uni­kam pa­trze­nia w stronę Igora.

– Przy­szli­śmy was za­pro­sić na ogni­sko. Jak co roku ostat­nia klasa za­pra­sza resztę szkoły. Wi­tamy pierw­sza­ków i pró­bu­jemy ich zin­te­gro­wać z całą resztą. Li­czymy, że przyj­dzie­cie.

– Drę­twu­ska na pewno nie przyj­dzie – mówi Igor, pa­trząc na mnie wy­zy­wa­jąco.

– Mia­łeś być miły. – Klau­dia żar­to­bli­wie sztur­cha go w bok, a on udaje, że go to za­bo­lało, choć le­dwo go do­tknęła. – Nina, nie gnie­waj się. On do­staje przy to­bie mał­piego ro­zumu.

– Klau­dia! – upo­mina ją Igor, a ja pa­trzę na nich ze sztucz­nym uśmie­chem, li­cząc na to, że za chwilę pójdą.

Nie czuję się w ich to­wa­rzy­stwie zbyt kom­for­towo. Mam na końcu ję­zyka ostrze­że­nie skie­ro­wane do Klau­dii, by uwa­żała na swoje spa­cery z Igo­rem, bo po­luje na niego pewna zło­śliwa har­pia, ale się po­wstrzy­muję.

– Tu­taj ma­cie ad­res. Ogni­sko jest tam, gdzie w ze­szłym roku.

To miał być po­czą­tek naj­więk­szej przy­gody mo­jego ży­cia. Ma­rzy­łam o tym li­ceum, od­kąd się oka­zało, że szkoła ar­ty­styczna w grun­cie rze­czy mnie nie in­te­re­suje, ale te­raz je­stem zmę­czona. W pierw­szej kla­sie cie­szy­łam się z tego, że nie mam już do czy­nie­nia z Igo­rem, ale wtedy na­pa­to­czył się Ka­mil. Pod ko­niec dru­giej klasy le­czy­łam zła­mane serce i wdro­ży­łam bar­dziej ry­go­ry­styczną dietę od­chu­dza­jącą, by już ni­gdy wię­cej nie do­świad­czyć ta­kiego upo­ko­rze­nia. W mię­dzy­cza­sie umarła moja bab­cia, a ja po­sta­no­wi­łam zmie­nić li­ceum ar­ty­styczne na rzecz ogól­no­kształ­cą­cego i speł­nić ma­rze­nie babci o wnuczce kon­ty­nu­ują­cej ro­dzinną tra­dy­cję we­te­ry­na­ryjną.

Igor rzuca mi ro­ze­śmiane spoj­rze­nie.

– Mam na­dzieję, że do zo­ba­cze­nia – zwraca się do mnie, a ja się krzy­wię.

Klau­dia, wi­dząc to, wy­bu­cha śmie­chem.

– Je­steś je­dyną dziew­czyną, która tak na niego re­aguje. Wjeż­dżasz mu na am­bi­cję.

– Je­stem je­dyna, która zna go od dzie­ciń­stwa.

– Pa­mię­taj, że ja też cię znam – wtrąca Igor z chy­trym uśmiesz­kiem, jakby ocze­ki­wał, że mnie tym prze­stra­szy.

Ma ra­cję. Wolę, by nie opo­wia­dał o mnie z cza­sów dzie­ciń­stwa.

– No to mamy pat. – Pa­trzę na niego hardo. Mam obawy, że ujawni zbyt wiele na mój te­mat, ale niech wie, że je­stem go­towa zro­bić to samo.

Mruży oczy i po­syła mi za­do­wo­lony uśmiech, jakby zu­peł­nie się tym nie prze­jął.

– Ka­mil!

Sły­szę za sobą dziew­częcy głos. Wzdry­gam się. Staję przed Zo­sią w taki spo­sób, by dziew­czyna, która idzie za mo­imi ple­cami, mnie nie do­strze­gła. Po­tem wy­glą­dam zza Igora, żeby spraw­dzić, czy Ka­mil, cze­ka­jący na nią przy furtce, od­wró­cił wzrok w jej stronę.

Nie­stety tak. Prze­szedł już przez bramkę i zbliża się w jej kie­runku.

– Wszystko okej? – do­py­tuje Klau­dia, przy­su­wa­jąc się do mnie, tak jakby in­stynk­tow­nie wie­działa, że ukry­wam się przed zbli­ża­ją­cymi się do nas z oby­dwu stron ludźmi.

– Cho­lera. On za­raz tu bę­dzie. Spo­tkają się aku­rat przy nas – szep­cze Zo­sia po ro­zej­rze­niu się na boki. Robi kilka kro­ków w moją stronę, by jesz­cze moc­niej za­sło­nić mnie przed oczami nie­zna­nej dziew­czyny wo­ła­ją­cej mo­jego daw­nego chło­paka.

– Chodź tu­taj – od­zywa się nie­spo­dzie­wa­nie Igor.

Wstrzy­muję od­dech, gdy ła­pie mnie za rękę i przy­ciąga do sie­bie. Przy­tula moją twarz do swo­jej klatki pier­sio­wej odzia­nej w czarną ko­szulkę z na­pi­sem; „Kto się li­czy? Tylko ja”, a po­tem od­chyla poły swo­jej skó­rza­nej kurtki i przy­krywa mnie nią, jakby nie chciał, bym zmar­zła.

A tak na­prawdę ra­tuje mnie przed za­uwa­że­niem przez Ka­mila.

– Po­szli już – mówi szep­tem Zo­sia po kilku mi­nu­tach mo­jego szyb­szego bi­cia serca i wdy­cha­nia przeze mnie drzewno-owo­co­wego za­pa­chu per­fum Igora.

Od­ry­wam się od niego i za­uwa­żam, jak uśmie­cha się z wyż­szo­ścią.

– Z przy­kro­ścią stwier­dzam, że dzię­kuję – wy­pa­lam, co­fa­jąc się kilka kro­ków. – Mu­szę już iść.

– Do zo­ba­cze­nia na ogni­sku, Drę­twu­sko! – woła za mną Igor, gdy nie­mal bie­gnę w stronę par­kingu, gdzie z pew­no­ścią czeka już na mnie Wiola.

Nic na to nie od­po­wia­dam. Nie za­mie­rzam iść na żadne ogni­sko. Po pierw­sze ni­gdy nie uczest­ni­czy­łam w ta­kich im­pre­zach, a po dru­gie za bar­dzo się boję spo­tkać Ka­mila. Prze­cież jego dziew­czyna też zo­stała za­pro­szona.

– Wow! On jest… na­prawdę bo­ski – eks­cy­tuje się Zo­sia, która mnie do­ga­nia. – I chciał, byś przy­szła. No i po­mógł ci – pod­kre­śla zna­cząco.

– Ja chyba nie pójdę.

– No co ty! Co roku jest faj­nie. Po­znasz tro­chę lu­dzi. Nie martw się. Dziew­czyna tego ca­łego Ka­mila ni­gdy tam nie była. Nie do­stała też za­pro­sze­nia.

– To nie wszy­scy do­stają za­pro­sze­nie?

– No coś ty! Je­śli pierw­szo­rocz­niacy mają się z kimś za­da­wać, to tylko z elitą. I choć ja do niej nie na­leżę, to do­staję za­pro­sze­nie co roku. Ale nie dla­tego, że je­stem fajna czy coś… – Pa­trzy smutno na kartkę z in­for­ma­cją o im­pre­zie. – Po pro­stu je­stem córką dy­rek­tora. Chcą mieć ze mną do­bre re­la­cje.

Za­sta­na­wiam się, czy się nie prze­sły­sza­łam.

– Je­steś córką dy­rek­tora?

– Tak. I pew­nie dla­tego Ka­ro­lina umil­kła, gdy mnie zo­ba­czyła.

– Dzię­kuję za ra­tu­nek. Bez cie­bie by mnie zja­dła. Je­steś naj­lep­sza!

– My­ślę, że to Igor po­wi­nien usły­szeć coś po­dob­nego. Ura­to­wał cię przed kimś gor­szym. Zbla­dłaś i chyba sta­ra­łaś się być prze­zro­czy­sta, gdy zo­ba­czy­łaś tego ca­łego Ka­mila. To musi być straszny du­pek.

– Tak. Zde­cy­do­wa­nie – mó­wię jakby do sie­bie. – Le­piej trzy­mać się od niego z da­leka.

– Mu­szę iść. Mam na­dzieję, że zo­ba­czymy się na ogni­sku.

– Ra­czej nie – rzu­cam wy­mi­ja­jąco, choć prze­cież wiem, że nie ma mowy, bym się na nim po­ja­wiła. Ko­lejna oka­zja do spo­tka­nia Igora? Po­dzię­kuję.

Ru­szam w kie­runku sa­mo­chodu Wiolki, która sie­dzi na ma­sce i prze­gląda te­le­fon.

– Prze­pra­szam za spóź­nie­nie. Dzię­kuję, że cze­ka­łaś.

– W su­mie to się nie spóź­ni­łaś tak bar­dzo. I tak mu­simy za­cze­kać na tego bał­wana.

Mam ochotę bro­nić Pio­tra, ale wolę nie oka­zy­wać Wiolce, że lu­bię jej brata. Boję się, że za­cznie coś po­dej­rze­wać. Ni­gdy jej się nie zwie­rzy­łam z uczu­cia, ja­kie wzglę­dem niego ży­wię.

– A co z nim? Ma jesz­cze jedną lek­cję?

– Nie. Ten kre­tyn, jak się oka­zuje, ma dziew­czynę – od­po­wiada, nie­mal nie od­ry­wa­jąc wzroku od te­le­fonu.

Czuję, że moje nogi ro­bią się mięk­kie jak z waty. Opie­ram się o ma­skę sa­mo­chodu tuż obok Wiolki, bo mam wra­że­nie, że za chwilę się prze­wrócę. Całe szczę­ście, że przy­ja­ciółka na mnie nie pa­trzy. Na zmianę robi mi się go­rąco i zimno, a moje serce bije tak szybko, jakby włą­czyło naj­wyż­szy bieg.

On ma dziew­czynę.

Obiekt mo­ich wes­tchnień ma dziew­czynę.

Ten dzień nie mógł być gor­szy. A jesz­cze się nie skoń­czył. Ho­ro­skopy kła­mią. Są­dzi­łam, że zna­la­złam rze­tel­nego do­radcę w moim ży­ciu, ale, jak wi­dać, nic nie jest ta­kie oczy­wi­ste.

– A wła­śnie – za­czyna Wiola po chwili mil­cze­nia. – Idziesz na ogni­sko or­ga­ni­zo­wane przez nasz rocz­nik? Piotr ma być tam z dziew­czyną. Może wresz­cie ją po­znamy, a on prze­sta­nie się ukry­wać.

Jesz­cze chwilę temu są­dzi­łam, że nic nie jest w sta­nie zmu­sić mnie do pój­ścia na to ogni­sko.

My­li­łam się.

Mu­szę po­znać dziew­czynę Pio­tra. W za­sa­dzie nie wiem po co. Prze­cież i tak nie mia­łam u niego szans. Ni­gdy nie pa­trzył na mnie w ten spo­sób, przez co moje nie­speł­nione uczu­cie wy­wo­ły­wało u mnie ból serca, opla­ta­jąc je ni­czym bluszcz.

Pew­nie dla­tego chcia­łam iść na to ogni­sko. By móc cier­pieć, jak­bym za wszelką cenę po­dej­mo­wała de­cy­zje pro­wa­dzące mnie do nie­szczę­ścia, by przy­kryć ranę z dzie­ciń­stwa, która ni­gdy się nie za­go­iła.

Skoro ho­ro­skop kła­mał, a to nie bę­dzie szczę­śliwy dzień, to nie mam nic do stra­ce­nia.

Przez całą drogę do domu pró­bu­jemy na­mó­wić Pio­tra, by zdra­dził imię swo­jej wy­branki, ale on twardo ob­staje przy tym, że do­wiemy się w cza­sie ogni­ska.

Nie je­stem już taka pewna, czy po­win­nam się tam udać.

– Ale przyj­dziesz? – zwraca się mnie, a ja, pa­trząc w jego wiel­kie, nie­bie­skie oczy utkwione we mnie, sta­ram się ze wszyst­kich sił nie do­pa­try­wać się w tym py­ta­niu cze­goś wię­cej.

Nie raz się na to na­bra­łam. Za­ko­chani bez wza­jem­no­ści chyba tak już mają, że sta­rają się za wszelką cenę do­strzec naj­mniej­szą oznakę za­in­te­re­so­wa­nia ze strony swo­jego obiektu wes­tchnień.

– Sama nie wiem – szep­czę, pa­trząc na swoje dło­nie, które trzy­mam sztywno na ko­la­nach.

Przy Pio­trze tak już mia­łam. Sta­ra­łam się nie ro­bić głu­pich min, nie ga­dać głu­pot ani nie wy­ko­ny­wać żad­nych gwał­tow­nych ru­chów. Moja ko­or­dy­na­cja ciała nie była naj­lep­sze. Od kiedy za­czę­łam po­ma­gać ta­cie w jego ka­wiarni, nieco się po­pra­wiło, jed­nak na­wet do tej pory na wi­dok stłu­czo­nej szklanki przy­wo­łuję w my­ślach mój pierw­szy dzień pracy, co mnie mo­bi­li­zuje do szcze­gól­nej uwagi. A szcze­gól­nie przy Pio­trze nie chcia­łam się zbłaź­nić.

Osta­tecz­nie się uma­wiamy, że przy­jadą po mnie wie­czo­rem.

– Ja jadę po moją pa­nią swoim sa­mo­cho­dem – stwier­dza Piotr. – Więc je­dzie­cie same.

– Co ta­kiego? – dzi­wię się. – Zda­łeś prawko?!

– Tak! – Po­kle­puje mnie po ko­le­żeń­sku po ra­mie­niu.

Ki­wam głową. No to skoń­czyły się wspólne po­dróże do szkoły.

Sta­ram się nie roz­pła­kać i z ca­łych sił za­ci­skam usta.

– Do zo­ba­cze­nia – wy­du­szam wresz­cie.

– Na ra­zie! – od­krzy­kują moi przy­ja­ciele.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: