Facebook - konwersja
Przeczytaj fragment on-line
Darmowy fragment

  • Empik Go W empik go

Koziorożce (nie) pasują do Byków - ebook

Wydawnictwo:
Format:
EPUB
Data wydania:
5 września 2024
E-book: EPUB, PDF
34,99 zł
Audiobook
34,99 zł
34,99
3499 pkt
punktów Virtualo

Koziorożce (nie) pasują do Byków - ebook

Siedemnastoletnia Nina nie ma lekko. Nieszczęśliwie zakochana w najlepszym przyjacielu, po przejściach z toksycznym ex, próbuje się odnaleźć w nowym liceum. Co nie jest łatwe, gdy ma się kompleksy na punkcie swojej sylwetki, a gwiazdy po raz pierwszy zawodzą – horoskop zapowiadał zmiany na lepsze! Bo tak – Nina jest żarliwą zodiakarą. W dodatku sąsiadem Niny zostaje Igor – zmora jej dzieciństwa. Dokuczał jej w podstawówce, był świadkiem najbardziej kompromitującej chwili w jej życiu. A gdy po wypadku zaczął utykać i nie może już liczyć na swój urok osobisty w podrywaniu dziewczyn, stał się jeszcze bardziej nieznośny. Do tego stopnia, że wylatuje ze szkoły i… ląduje w tym samym liceum, co Nina. Gorzej już być nie mogło… A może jednak mogło? Igor, by podbudować swoją pozycję w nowej szkole, składa Ninie propozycję nie do odrzucenia. Mają osiągnąć swoje cele, udając parę. To, co na ten temat mówią gwiazdy, zupełnie nie zgadza się z przeczuciami Niny. Oj, będzie się działo!

Kategoria: Young Adult
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 9788397282315
Rozmiar pliku: 807 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

ROZ­DZIAŁ 1

Nina

Ho­ro­skop dzienny dla Ko­zio­rożca (ur. 22 grud­nia – 19 stycz­nia)

Dziś po­czu­jesz ogrom ener­gii. W Twoim ży­ciu wy­da­rzy się coś zna­czą­cego, ma­ją­cego wpływ na przy­szłość. Nic nie bę­dzie w sta­nie ze­psuć Two­jego na­stroju. To Twój szczę­śliwy dzień.

Po­rada: Nie po­zwól, aby Twoja im­pul­sywna re­ak­cja prze­kre­śliła szansę na szczę­ście. W ra­zie kło­po­tów zgłoś się do ziem­skich zna­ków (Panny lub Byka) – są Two­imi du­cho­wymi braćmi. Ko­zio­rożce pa­sują do By­ków.

Ko­zio­rożce pa­sują do By­ków?

Wła­śnie zwąt­pi­łam w ho­ro­skopy.

Po pierw­sze – dziś miał być mój szczę­śliwy dzień, a dzięki Igo­rowi Ma­ta­kowi taki nie jest.

Po dru­gie – zo­dia­kalne Ko­zio­rożce po­winny świet­nie do­ga­dy­wać się z By­kami.

Gu­zik prawda. Szcze­gól­nie je­śli By­kiem jest – on.

Igor Ma­tak we wła­snej oso­bie. Dumny, za­dziorny i bez­czelny. Gdzie­kol­wiek się nie po­jawi, za­cho­wuje się jak gwiazda, choć w rze­czy­wi­sto­ści jest prze­mą­drza­łym i nie­czu­łym po­ze­rem.

Nie mogę uwie­rzyć w to, że wi­dzę go na bo­isku mo­jej szkoły.

Co on tu robi?

To miał być naj­lep­szy dzień mo­jego ży­cia. Za chwilę za­cznę na­ukę w trze­ciej kla­sie mo­jego wy­ma­rzo­nego ogól­niaka i je­stem z tego po­wodu szczę­śliwa. A w za­sa­dzie by­łam. W czerwcu zre­zy­gno­wa­łam z li­ceum ar­ty­stycz­nego i prze­nio­słam się do naj­lep­szej szkoły w na­szej dziel­nicy. Moja bab­cia, zo­dia­kalny uczu­ciowy Rak, zdą­żyła jesz­cze być dumna z tego, że mnie tam przy­jęto, oraz cie­szyć się moim szczę­ściem. A mój per­fek­cyjny i pra­co­wity tata spod znaku Skor­piona do tej pory po­kle­puje mnie z uzna­niem po ra­mie­niu za każ­dym ra­zem, gdy prze­cho­dzę obok, i mówi:

– Brawo, dziew­czyno. Oby tak da­lej.

Kiwa przy tym głową i uśmie­cha się pod no­sem, a ja je­stem z sie­bie dumna. Li­ceum ar­ty­styczne to był zły po­mysł, a ho­ro­skopy tylko utwier­dziły mnie w tym prze­ko­na­niu.

W do­datku, do dzi­siaj, ni­gdy mnie nie za­wio­dły. Jako osoba spod znaku Ko­zio­rożca ota­cza­łam się ludźmi bę­dą­cymi tak jak ja z try­gonu Ziemi lub po­dob­nie jak moja bab­cia z try­gonu Wody. Od Ognia i Po­wie­trza trzy­ma­łam się z da­leka i do­sko­nale na tym wy­cho­dzi­łam.

Jed­nak ho­ro­skopy mnie oszu­kały.

Mo­gła­bym się cie­szyć swoim no­wym ży­ciem, jed­nak jak zwy­kle po­ja­wił się on, Igor Ma­tak, by ode­brać mi całą tę ra­dość.

Nie dość, że jego mama ku­piła dom po są­siedzku, przez płot, i wczo­raj się do niego wpro­wa­dzili – o czym do­wie­dzia­łam się do­piero dziś rano, gdy ze­szłam do kuchni i z obrzy­dze­niem stwier­dzi­łam, że Igor wraca z po­ran­nej prze­bieżki, po czym wbiega do domu na­le­żą­cego nie­gdyś do pani Wi­śniew­skiej – to jesz­cze zo­ba­czy­łam go na bo­isku mo­jej no­wej szkoły!

Czyżby po­sta­no­wił uprzy­krzać mi ży­cie na każ­dym kroku?

Ma ze sobą torbę na ra­mię i iden­ty­fi­ka­tor z kartą wej­ścia na te­ren szkoły. Do­sta­łam taki sam pod­czas dni ad­ap­ta­cyj­nych. Wszy­scy ucznio­wie na­szego li­ceum je mają.

Ucznio­wie.

A więc on rów­nież za­czął tu na­ukę.

Ostatni raz wi­dzia­łam go na za­koń­cze­niu roku szkol­nego, gdy koń­czył ósmą klasę, a ja do­piero się do niej szy­ko­wa­łam. Póź­niej ni­czego wię­cej na jego te­mat nie sły­sza­łam. Zresztą już trzy lata wcze­śniej umó­wi­łam się z moim tatą, by nie opo­wia­dał mi o ni­czym, czego do­wie się o nim od jego matki. Nie wie­dzieć czemu się z nią przy­jaźni, mimo że ja z Igo­rem wręcz prze­ciw­nie.

Zer­kam na Wiolkę, moją o rok star­szą przy­ja­ciółkę i zo­dia­kalną Pannę – jest kre­atywna, jak ja, i sprytna, jak sama chcia­ła­bym być, świet­nie się z nią do­ga­duję, no i po­dzi­wia moje prace. Nie pa­trzy te­raz na mnie, tylko na ja­kąś dziew­czynę z kol­czy­kiem w no­sie. Może to ko­lejny obiekt jej wes­tchnień?

Po­now­nie zer­kam na Igora. Niech to. Jak­bym miała mało pro­ble­mów.

Mój uko­chany przy­ja­ciel Piotr to ty­powa zo­dia­kalna Panna. Jest ma­ło­mówny, nie­śmiały i pew­nie dla­tego nie wy­znał mi jesz­cze swo­jego uczu­cia. Jego znak zo­diaku uczy­nił go zdro­wo­roz­sąd­ko­wym, więc z pew­no­ścią do­strzegł już to, jak świet­nie do sie­bie pa­su­jemy. Jed­nak przy­stojny i słodki brat bliź­niak Wiolki na ra­zie nie zdra­dził, co do mnie czuje.

Co za okropne uczu­cie.

A te­raz jesz­cze się oka­zało, że ten dia­bel­ski chło­pak, Igor, znów bę­dzie mnie prze­śla­do­wał! Prze­cież lu­dzie się nie zmie­niają.

Wi­dać to do­sko­nale na przy­kła­dzie Ka­mila, mo­jego by­łego. Do­piero po tym, gdy od­kry­łam, jaki jest, za­in­te­re­so­wa­łam się astro­lo­gią, ale gdyby stało się to wcze­śniej, wie­dzia­ła­bym, by trzy­mać się od niego z da­leka. Ba­rany to zde­cy­do­wa­nie nie moja bajka – za­równo te zo­dia­kalne, jak i cha­rak­te­ro­lo­giczne, a Ka­mil re­pre­zen­to­wał i jedno, i dru­gie.

Dziś rano tata roz­ma­wiał z ja­kąś ko­bietą, kiedy go za­wo­ła­łam. Za każ­dym ra­zem, gdy sły­szę dam­ski głos w słu­chawce te­le­fonu, po­ja­wia się we mnie strach, że to moja mama. Jed­nak ona ode­szła od taty – i ode mnie – i słuch o niej za­gi­nął. Gdy­bym w dzie­ciń­stwie wie­działa, że Lwy nie są zbyt od­po­wie­dzial­nymi zna­kami zo­diaku, to­bym tak bar­dzo nie prze­ży­wała tego, że nas zo­sta­wiła… Sta­ram się to so­bie tłu­ma­czyć i są­dzę, że moja matka, po­nie­waż jest z try­gonu Ognia, do nas nie pa­so­wała. Woda i Zie­mia trzy­mają się ra­zem, a Ogień po­wi­nien trzy­mać się Po­wie­trza. Z tym try­go­nem jest mi cał­ko­wi­cie nie po dro­dze.

Po­dobno tata ma ja­kieś in­for­ma­cje na te­mat jej po­bytu i tego, co robi, ale ja nie chcę ni­czego o niej wie­dzieć. Tak samo jak nie chcę słu­chać o Igo­rze Ma­taku. Cho­ciaż… może gdy­bym raz po­słu­chała, to wie­dzia­ła­bym, że ten okropny chło­pak bę­dzie cho­dził do mo­jej szkoły. Tylko co on tu robi? Moi przy­ja­ciele cho­dzą, po­dob­nie jak on, do ostat­niej klasy li­ceum, ale ni­gdy nie wspo­mi­nali o jego po­wro­cie. A prze­cież do­sko­nale wie­dzą, że go nie zno­szę.

Na­prawdę nie ro­zu­miem, jak nasi ro­dzice mogą się przy­jaź­nić. W do­datku re­la­cja matki Igora oraz mo­jego taty może być od­bie­rana dwu­znacz­nie, po­nie­waż oboje są wolni.

Moja ro­dzi­cielka po­rzu­ciła nas, gdy by­łam w pierw­szej kla­sie pod­sta­wówki, na­to­miast ojca Igora ni­gdy nie wi­dzia­łam ani o nim sły­sza­łam, przy­pusz­czam więc, że pani Ma­tak wy­cho­wy­wała go sama. I chyba wła­śnie to sa­motne ro­dzi­ciel­stwo było po­wo­dem za­przy­jaź­nie­nia się na­szych ro­dzi­ców.

Mam na­dzieję, że tylko to! Słabo mi się robi na myśl, że na­sze ro­dziny mo­głoby po­łą­czyć coś wię­cej niż są­siedz­two i wspie­ra­nie się w sa­mot­nym wy­cho­wy­wa­niu swo­ich dzieci.

– Wi­dzisz to samo co ja? – zwra­cam się do Wiolki.

Chwy­tam ją pod ra­mię, bo mam obawy, że za chwilę się prze­wrócę. To nie­moż­liwe. Pla­no­wa­łam piękne dwa lata w no­wym li­ceum, do któ­rego od pierw­szej klasy cho­dzą Wiola oraz Piotr, w któ­rym ko­cham się od trzech mie­sięcy i – jak do­tąd – moje uczu­cie po­zo­staje nie­odwza­jem­nione.

– A niech to dun­der świ­śnie – mówi moja przy­ja­ciółka, przy­wo­łu­jąc mi na myśl swo­jego dziadka, od któ­rego pod­chwy­ciła to po­wie­dzonko. – Czy to nie Igor Ma­tak, bo­ha­ter two­ich naj­gor­szych snów i obiekt wes­tchnień po­łowy dziew­czyn z na­szej pod­sta­wówki?

Prze­cie­ram dło­nią czoło.

– My­śla­łam, że tylko mi się zdaje. Albo że mam na­wrót ata­ków pa­ra­noi sprzed kilku lat, kiedy cią­gle mia­łam wra­że­nie, że za chwilę wy­sko­czy zza ja­kie­goś krzaka i bę­dzie na­igry­wał się z mo­jego imie­nia. I ze mnie – do­daję.

Trzęsę się na samo wspo­mnie­nie. Jesz­cze trzy lata temu mia­łam trzy­dzie­sto­ki­lo­gra­mową nad­wagę, by­łam pięć cen­ty­me­trów niż­sza, a do tego no­si­łam oku­lary nie­pa­su­jące do mo­jej kwa­dra­to­wej szczęki, przez co sta­łam się za­kom­plek­sioną, za­mkniętą w so­bie dziew­czyną, która pra­gnęła stać się nie­wi­dzialna. Po la­tach na­dal je­stem in­tro­wer­tyczna, mam dwoje przy­ja­ciół i zero in­nych zna­jo­mych, a moim ulu­bio­nym cza­sem jest ten spę­dzony w sa­mot­no­ści, ale od­kąd schu­dłam, za­czę­łam bie­gać, uro­słam i zmie­ni­łam oprawki na ja­sne, do­da­jące mo­jej twa­rzy de­li­kat­no­ści, zy­ska­łam nieco pew­no­ści sie­bie. Jed­nak było to moż­liwe do­piero wtedy, gdy on znik­nął z mo­jego pola wi­dze­nia. To wów­czas za­czę­łam dietę, ćwi­cze­nia i po­woli, krok po kroku, tra­ci­łam ko­lejne ki­lo­gramy.

To spo­wo­do­wało, że nie je­stem w sta­nie ustać w miej­scu i bier­nie cze­kać, aż Igor mnie do­strzeże i uczyni ze mnie ofiarę swo­ich żar­tów. Mu­szę się z nim roz­mó­wić tu i te­raz.

– Co on tu robi? – za­sta­na­wia się gło­śno Wiolka. – Ale po­wiem ci jedno. Wy­przy­stoj­niał. Choć za­wsze się wy­róż­niał na tle mało atrak­cyj­nych chło­pa­ków z na­szej dziel­nicy.

Chcia­ła­bym móc nie przy­znać jej ra­cji. Nie­stety ani tro­chę nie prze­sa­dza. Zmęż­niał, urósł i wy­gląda świet­nie w po­rów­na­niu z in­nymi ko­le­siami ze szkoły. Jakby na­gle całe świa­tło zo­stało skie­ro­wane na niego, jakby grał tu główną rolę. Nie cier­pię go za to, że nie jest brzyd­kim, od­py­cha­ją­cym, za­nie­dba­nym ob­le­chem.

– Za co ty go tak nie zno­sisz? – do­py­tuje Wiola.

Pusz­czam jej rękę i z wście­kło­ścią ru­szam przed sie­bie.

– Od za­wsze robi mi głu­pie żarty – rzu­cam do za­sko­czo­nej przy­ja­ciółki. – Ale to już jest prze­sada – szep­czę do sie­bie.

Ko­zio­rożce lu­bią za­my­kać się w swoim świe­cie, a już po­ni­żej ich god­no­ści jest kłó­ce­nie się z kim­kol­wiek. Jed­nak, jak to dziś usta­li­łam, ho­ro­skopy kła­mią.

Ma­sze­ruję w jego kie­runku, a gdy zo­staje mi do niego ja­kieś dzie­sięć me­trów, on pod­nosi na mnie roz­ba­wione spoj­rze­nie. A za­tem wi­dział mnie wcze­śniej. Nie jest za­sko­czony. Wy­daje się ra­czej do­brze się ba­wić. Szep­cze coś do wy­ma­lo­wa­nej blon­dynki w czar­nym gor­se­cie, ob­ci­słych skó­rza­nych spodniach i bu­tach na ko­tur­nie. Ona ob­raca się w moim kie­runku, za­rzu­ca­jąc roz­pusz­czo­nymi blond wło­sami do pasa, i mruży oczy. Marsz­czy nos, jakby po­czuła smród. Znam to spoj­rze­nie. Gdy by­łam grub­sza, wi­dy­wa­łam je co­dzien­nie, ale te­raz już za­po­mnia­łam, że lu­dzie tak na mnie pa­trzyli.

Ta blon­dyna mi o tym przy­po­mniała.

Nie lu­bię jej od pierw­szej chwili. To pewne.

Kie­dyś ra­czej bym się wy­co­fała. Ale to było w moim po­przed­nim ży­ciu, przed tym, co zro­bił mi Ka­mil. Te­raz nie mo­głam i nie chcia­łam tak po­stą­pić. Raz, że już mnie zo­ba­czyli. Dwa, obie­ca­łam so­bie nie dać ta­kim lu­dziom sa­tys­fak­cji z oglą­da­nia mo­jego stra­chu. Ni­gdy wię­cej.

Igor robi kil­ka­na­ście kro­ków w moim kie­runku, jakby wy­cho­dził mi na­prze­ciw. Od kiedy tylko pa­mię­tam, uty­kał na lewą nogę, ale te­raz wy­gląda na to, że nieco mu się po­pra­wiło, bo jego ru­chy są nie­mal płynne. Pra­wie nie wi­dać, że lekko się za­chwiał.

– Cześć! – woła uśmiech­nięty, jakby się wi­tał ze starą zna­jomą.

Wcale nią nie je­stem. Za­wsze by­łam ofiarą jego żar­tów, ale te­raz, po po­nad trzech la­tach nie­wi­dze­nia go, kiedy nie mu­sia­łam się oba­wiać wy­śmia­nia i wresz­cie nie za­ja­da­łam stre­sów, tylko mo­głam w spo­koju za­jąć się dba­niem o swoje zdro­wie, by­łam pewna jed­nego: nie po­zwolę mu, by znów nisz­czył mi ży­cie. Mu­sia­łam mu to po­ka­zać już na sa­mym po­czątku, bo cho­wa­nie głowy w pia­sek nie dzia­łało. Ani w jego przy­padku, ani w przy­padku Ka­mila.

Za­ci­skam pię­ści na wspo­mnie­nie tego pa­dalca. Mo­gliby po­dać so­bie dło­nie.

– Nie ze­psu­jesz mi tego – za­czy­nam.

Igor uśmie­cha się ra­do­śnie i za­nim się orien­tuję, co pla­nuje, przy­ciąga mnie i przy­tula do swo­jej piersi. Sły­szę, jak lu­dzie wo­kół nas wstrzy­mują od­dech, a blon­dynka pry­cha gło­śno. Zer­kam na nią, za­sta­na­wia­jąc się, o co tu, do cho­lery, cho­dzi. Wi­dzę, że jej oczy ro­bią się wiel­kie jak spodki, a z jej źre­nic try­skają iskierki nie­na­wi­ści.

– Co ty ro­bisz? – Wzdry­gam się i pró­buję wy­rwać z jego ob­jęć.

– Za­cze­kaj – szep­cze.

Robi kilka kro­ków, by od­da­lić się od tłumu, a ja, chcąc nie chcąc, po­dą­żam za nim, wciąż wtu­lona w jego ra­mię, któ­rego nie je­stem w sta­nie z sie­bie zdjąć. Nie­źle przy­pa­ko­wał, od­kąd wi­dzia­łam go, kiedy koń­czył pod­sta­wówkę.

– Co ty znowu wy­my­śli­łeś? Chcesz mnie ośmie­szyć przed całą szkołą? Do­piero za­czą­łeś tu cho­dzić, a już mu­sisz nisz­czyć mi ży­cie? – war­czę, wście­kła.

Po raz ko­lejny po­syła mi po­błaż­liwy uśmiech. Nie zno­szę go. Igora i jego wy­wyż­sza­ją­cego się uśmieszku, jakby chciał mi po­wie­dzieć, że jest ode mnie mą­drzej­szy. A to nie­prawda.

– Też za tobą tę­sk­ni­łem, Drę­twu­sko.

Wy­ry­wam się z jego ob­jęć, a on pusz­cza do mnie oczko.

– Głu­pek – rzu­cam. – Nie po­wiesz mi, że cho­dzisz tu do szkoły.

Za­ci­ska usta, jed­nak póź­niej wy­bu­cha drwią­cym śmie­chem.

– Przy­znaj. Ma­rzy­łaś o tym, od­kąd skoń­czy­łem pod­sta­wówkę, a ty mu­sia­łaś w niej zo­stać. – Przy­suwa się do mnie, a ja mam wra­że­nie, jakby wszy­scy na bo­isku nam się przy­glą­dali, z czego po­łowa z nich czeka na ja­kąś kłót­nię, a druga mil­czy w ci­chym ocze­ki­wa­niu na nasz po­ca­łu­nek czy coś rów­nie nie­do­rzecz­nego. – Nie bądź taka sztyw­niacka. Wy­star­czy miej­sca dla nas dwojga. – Na­chyla się do mo­jego ucha i szep­cze: – Uwa­żaj, bo opo­wiem wszyst­kim naj­barw­niej­sze hi­sto­rie o to­bie z cza­sów, gdy cho­dzi­li­śmy do jed­nej szkoły. Twój tata dużo mówi mo­jej ma­mie, więc sama ro­zu­miesz… – wzdy­cha te­atral­nie – Janka.

Za­ci­skam pię­ści, zła na niego o to prze­zwi­sko, któ­rego uży­wał przez całą pod­sta­wówkę. Mrużę oczy, roz­pacz­li­wie pró­bu­jąc zna­leźć od­po­wied­nią ri­po­stę. Ni­gdy nie by­łam w tym naj­lep­sza. Zo­dia­kalne Ko­zio­rożce nie sy­pią ciętą kontrą jak z rę­kawa. Jako za­mknięta w so­bie in­tro­wer­tyczka nie mia­łam szans z pew­nym sie­bie, wy­spor­to­wa­nym ko­le­siem, który znacz­nie urósł i zmęż­niał od czasu, gdy ostatni raz go wi­dzia­łam, mimo że na­wet wtedy był wyż­szy od chło­pa­ków ze swo­jej klasy, a jego ję­zyk od za­wsze był ką­śliwy.

Nie mogę w to uwie­rzyć, że znów za­czyna się ten kosz­mar.

Nie wiem, co jest gor­sze w tej sy­tu­acji. Czy to, że grozi mi w taki spo­sób, czy może to, że wie o mnie wię­cej niż ja o nim, bo za­bro­ni­łam ta­cie mó­wie­nia cze­go­kol­wiek na jego te­mat? A może to, że pró­buje uda­wać przed ludźmi mo­jego do­brego zna­jo­mego, albo to, że jego bli­skość nie jest dla mnie tak okropna, jak się spo­dzie­wa­łam? Co się tu­taj wła­śnie wy­da­rzyło?

– Prze­cież ty… jak to moż­liwe… je­steś o rok star­szy. Dla­czego… – za­ci­nam się jak w cza­sach pod­sta­wówki, gdy żarty Igora mnie onie­śmie­lały.

Znów się to działo. Nie po­tra­fię zło­żyć zda­nia, bo na­zwał mnie Janką. Nie­na­wi­dzę mo­jego peł­nego imie­nia. Nie wiem, kto w na­szych cza­sach na­daje dziecku imię Ja­nina. Być może ja­kiejś na­sto­latce się to po­doba, ale ja, od kiedy pa­mię­tam, wo­la­łam, by mó­wiono do mnie Nina. Mu­szę się otrzą­snąć. Nie je­stem już Ba­ry­łeczką, jak na­zy­wali mnie nie­mal wszy­scy w pod­sta­wówce. Igor mó­wił do mnie Janka, czego nie zno­si­łam rów­nie mocno.

– Cho­dzisz do klasy ma­tu­ral­nej. Dla­czego prze­nio­słeś się aku­rat do tej szkoły, którą wy­bra­łam? Czy prze­zna­cze­nie musi być aż ta­kim dra­niem?

– To nie prze­zna­cze­nie. – Pa­trzy na mnie z pod­stęp­nym bły­skiem w oku. – To nasi ro­dzice, Janka.

– Co ta­kiego? – rzu­cam au­to­ma­tycz­nie, choć już do jego ple­ców, bo on się zmywa.

Niech go szlag.

A co, je­śli mó­wił prawdę? Je­żeli to mój tata po­wie­dział jego matce, że… Chwila. I z tego po­wodu zmie­niłby szkołę? Ro­zu­miem, że się prze­pro­wa­dził, ale to chyba nie po­wód, by zmie­niać li­ceum. Nie mógłby do­jeż­dżać czy coś? Poza tym jego mama mu­sia­łaby się na to zgo­dzić. Dla­czego mia­łoby jej za­le­żeć, żeby Igor cho­dził do tego sa­mego ogól­niaka co ja? Jest wiele in­nych szkół, które znaj­dują się bli­żej na­szych do­mów. Okej, może li­ceum imie­nia Ro­dzie­wi­czówny było naj­lep­sze w ca­łym Sa­dow­nym, ale to nie ozna­cza, że Igor mu­siał wła­śnie do niego cho­dzić.

Wes­tchnę­łam ciężko, zmie­rza­jąc w kie­runku Wioli.

– I co? – za­py­tała pod­eks­cy­to­wana. – Co on tu robi?

– Nic szcze­gól­nego mi nie po­wie­dział. Za­su­ge­ro­wał, że to nasi ro­dzice o tym zde­cy­do­wali. Jakby mało było tego, że Igor i jego matka prze­pro­wa­dzili się wczo­raj do domu obok.

Szczęka Wioli nie­mal lą­duje na bo­isku szkol­nym.

– Co ta­kiego? Co na to twój tata? Czy on wie, że Igor jest bał­wa­nem, który prze­śla­do­wał cię przez całą pod­sta­wówkę?

Zdro­wo­roz­sąd­kowe po­dej­ście mo­jej przy­ja­ciółki jest jedną z tych cech, które w niej ce­nię.

– Nie. Wie­działa o tym tylko bab­cia.

Wiola mnie obej­muje.

– Le­dwo po­zby­ły­śmy się Ka­mila, a przy­pa­łę­tał się Igor. Jak­byś nie mo­gła mieć ani chwili spo­koju.

Gdy przy­po­mina mi o by­łym chło­paku, uświa­da­miam so­bie, że Igor nie był tym naj­gor­szym prze­śla­dowcą. On przy­naj­mniej nie uda­wał uczu­cia do mnie. Nie pod­ry­wał, by ro­bić so­bie ze mnie żarty czy ob­ga­dy­wać za ple­cami. Nie przy­go­to­wy­wał dow­cip­nych fil­mi­ków, które po­tem pu­bli­ko­wał w sieci, w każ­dym wy­śmie­wa­jąc moją wagę i na­iw­ność co do tego, że tak przy­stojny chło­pak mógł zwró­cić na mnie uwagę. Ro­bił to Ka­mil.

Prze­ko­na­nie się o praw­dzi­wych mo­ty­wa­cjach po­stę­po­wa­nia chło­paka, któ­rego ko­cha­łam, było naj­gor­szym do­świad­cze­niem mo­jego ży­cia uczu­cio­wego.

Je­stem na sie­bie wście­kła.

Słabo mi po­szła ta kon­fron­ta­cja.

Dla­czego moja pew­ność sie­bie nie działa przy Igo­rze?

Gdy od­zywa się dzwo­nek, ru­szamy z Wiolą do szkoły.

I wtedy go do­strze­gam.

Wcho­dzi do bu­dynku, kil­ka­na­ście osób przed nami.

Staję, zmro­żona ze stra­chu.

– On tu jest. – Do­ty­kam ra­mie­nia przy­ja­ciółki, zmu­sza­jąc ją, by się za­trzy­mała.

Nogi od­ma­wiają mi po­słu­szeń­stwa i za nic nie mogę zdo­być się na to, by wy­ko­nać krok. W żo­łądku coś prze­wraca się nie­przy­jem­nie, a w uszach szumi, jakby mnie ktoś ogłu­szył.

– No tak. Igor się tu prze­niósł. Do klasy wy­żej.

– Nie. Ka­mil. Ten Ka­mil.

Twarz Wiolki tę­żeje, a pięść au­to­ma­tycz­nie się za­ci­ska.

– Gdzie on jest?

– Wszedł do szkoły. To nie­moż­liwe. Nie­moż­liwe. Prze­cież wi­dzia­ła­bym go na li­stach przy­ję­tych. Mó­wiono, że wy­pro­wa­dza się z mia­sta. Gdy jesz­cze… mie­li­śmy kon­takt. – Nie po­tra­fię wy­po­wie­dzieć na głos tego, że kie­dyś by­li­śmy w związku. – Wspo­mi­nał o tech­ni­kum. Czy to moż­liwe…

– Chodź. Gdy znaj­dziemy Piotrka, ob­ga­damy z nim tę sy­tu­ację.

– Nie! – krzy­czę.

Nie chcę z nim tego oma­wiać. Wsty­dzę się.

Mój przy­ja­ciel wie o wszyst­kim. I o związku z Ka­mi­lem, który nic do mnie nie czuł. I o Igo­rze, który do­ku­czał mi przez całą szkołę.

Ale nie chcę po­now­nie przy­wo­ły­wać tego te­matu. Nie za­mie­rzam przy­glą­dać się temu, jak Piotr pa­trzy na mnie jak na ofiarę losu – nie ra­dzącą so­bie z ludźmi i wciąż wy­śmie­waną, po­ni­żaną, trak­to­waną jak ktoś gor­szy – bo mia­łam kie­dyś nad­wagę.

Te­raz je­stem dużo szczu­plej­sza. Jesz­cze nie chuda, ale każ­dego dnia pra­cuję, by do­rów­nać in­nym dziew­czy­nom, wy­rzu­cić obecne ciu­chy w roz­mia­rze large i wbić się kie­dyś w wy­ma­rzoną emkę, a może na­wet eskę.

– Dla­czego? – do­py­tuje Wiolka.

– Nie chcę roz­pa­mię­ty­wać prze­szło­ści. Te­raz będę mu­siała przez naj­bliż­szy rok ukry­wać się przed Ka­mi­lem. I Igo­rem, o ile to moż­liwe. Nie są­dzi­łam, że kie­dy­kol­wiek spo­tkam jesz­cze któ­re­goś z nich, ale to tylko rok. Póź­niej na­pi­szą ma­tury i pójdą na stu­dia.

– Nie ob­raź się, ale przy tym, co zro­bił ci Ka­mil, Igor nie jest taki zły. On przy­naj­mniej cię nie okła­my­wał. I nie cze­piał się ni­gdy two­jej fi­gury.

Ła­pię się za głowę, gdy zdaję so­bie sprawę, że to prawda. Igor je­dy­nie dro­czył się ze mną, głów­nie w spra­wie imie­nia, któ­rego nie zno­si­łam. Co nie ozna­cza, że kie­dy­kol­wiek po­go­dzę się z tym, że cho­dzę z nim do jed­nej szkoły.

– Nie martw się. Ka­mil cię nie ru­szy. Po tym, jaki ra­ban zro­bili w szkole i na po­li­cji twoja bab­cia i twój tata, na­wet na cie­bie nie spoj­rzy. Na­ro­bił so­bie sporo pro­ble­mów tymi fil­mi­kami.

Nie mogę być tego pewna. Poza tym mój strach przed by­ciem przez niego wy­śmianą chyba na za­wsze ze mną po­zo­sta­nie. Choć może tylko tak mi się wy­daje, bo mi­nęło do­piero pół roku od tam­tych wy­da­rzeń.

Gdy trzy mie­siące temu zo­rien­to­wa­łam się w swo­ich uczu­ciach do Pio­tra, by­łam zdzi­wiona. Nie są­dzi­łam, że tak szybko i po tak trud­nym do­świad­cze­niu uda mi się w kimś za­ko­chać. Ale w przy­padku Pio­tra jest to oczy­wi­ste. Za­wsze był dla mnie miły, ro­zu­mie­li­śmy się nie­mal bez słów, a do tego zu­peł­nie nie przy­po­mi­nał mi fi­zycz­nie ani Igora, ani Ka­mila, bo w prze­ci­wień­stwie do nich jest ni­skim, krę­pym, nie­bie­sko­okim blon­dy­nem.

Gdy wcho­dzę do klasy, na­uczy­ciela jesz­cze nie ma. Wi­tam się uśmie­chem z mi­ja­nymi, sie­dzą­cymi na swo­ich miej­scach, nie­zna­nymi mi ludźmi i zaj­muję je­dyną wolną ławkę.

Po chwili do­siada się do mnie ni­ska, drobna bru­netka z twa­rzą w kształ­cie serca. Je­stem tak zde­ner­wo­wana tym, czy Ka­mil bę­dzie cho­dził ze mną do klasy bio­lo­giczno-che­micz­nej, że tylko lekko ki­wam głową w od­po­wie­dzi na po­wi­ta­nie dziew­czyny. Wpa­truję się w drzwi, ob­ser­wu­jąc wcho­dzą­cych uczniów.

Po­przed­niego tego ranka my­śla­łam, że moim naj­więk­szym zmar­twie­niem bę­dzie to, czy nowi zna­jomi mnie po­lu­bią i za­ak­cep­tują. A te­raz nie dość, że wi­dzia­łam Igora, to jesz­cze na­pa­to­czył się Ka­mil.

– Cze­kasz na ko­goś? – pyta dziew­czyna, czym po­wo­duje, że od­wra­cam wzrok od drzwi. – Je­śli tak, to zwol­nię miej­sce.

– Tak. Nie. Nie wiem – mó­wię, rzu­ca­jąc jej nie­pew­nie spoj­rze­nie i wtedy się orien­tuję, że na­wet jej się nie przed­sta­wi­łam, choć ona pew­nie to zro­biła. – Nina. Miło mi.

Wy­cią­gam w jej kie­runku dłoń, którą ona ści­ska.

– Zośka.

– Nie cze­kam na ni­kogo – wy­ja­śniam szep­tem. – Li­czę, że taki je­den się tu nie po­jawi. To długa hi­sto­ria.

– Każdy ma swoje ta­jem­nice i prze­szłość – stwier­dza, wyj­mu­jąc z torby no­tat­nik i dłu­go­pis.

Po­doba mi się jej po­dej­ście.

Prze­ży­wam kilka pierw­szych lek­cji, nie cie­sząc się nimi. Igor i Ka­mil ode­brali mi całą ra­dość z po­czątku na­uki w no­wej szkole. Niech to szlag.

Po po­łu­dniu wy­cho­dzę ze szkoły i roz­glą­dam się za Wiolą.

Jest peł­no­let­nia i mieszka tylko kilka ulic ode mnie, dla­tego obie­cała, że bę­dzie wo­ziła mnie do domu. Piotr­kowi do tej pory nie udało się zdać prawka. Od za­wsze wo­lał sie­dzieć z no­sem w kom­pu­te­rze – jest w kla­sie in­for­ma­tycz­nej i bez wstydu przy­znaje, że sa­mo­chody to nie jego bajka. Jest taki szczery i nie zgrywa mę­skiego na siłę… Który fa­cet po­wie­działby gło­śno, że nie wie, czy kie­dy­kol­wiek uda mu się zdać prawko? Przy ste­reo­ty­po­wym po­dej­ściu do­daje to mę­sko­ści i jest pod­stawą pew­no­ści sie­bie. On jed­nak jest zbyt mę­ski, by przej­mo­wać się tym, co inni o nim po­my­ślą. Ideał.

No i po­dob­nie jak ja ko­rzy­sta z uprzej­mo­ści Wiolki. Dzięki temu mia­łam szansę z nim się za­przy­jaź­nić. Jego sio­strę po­zna­łam na kur­sie ry­sunku w ostat­niej kla­sie pod­sta­wówki, kiedy to ja roz­wi­ja­łam swoją pa­sję, a ona szu­kała wła­snej. Osta­tecz­nie rzu­ciła kurs po dwóch mie­sią­cach, ale na­sza przy­jaźń prze­trwała. Na po­czątku jej brata spo­ty­ka­łam spo­ra­dycz­nie, ale od­kąd otrzy­mała prawo jazdy, czę­sto jeź­dził z nami do ga­le­rii albo pro­sił o pod­wózkę, gdy sie­dzia­ły­śmy u niej w po­koju. Od słowa do słowa za­przy­jaź­ni­łam się z nim. Gdyby Piotr sam jeź­dził sa­mo­cho­dem, pew­nie nie mia­ła­bym szans po­znać go tak do­brze.

Wzdy­cha­ła­bym do niego, nie wie­dząc o nim ab­so­lut­nie ni­czego. A tak mam pew­ność, że jest świet­nym chło­pa­kiem. Nie za­ko­cha­łam się w wy­obra­że­niu o nim, ale w tym, ja­kim czło­wie­kiem jest na­prawdę. I mimo że pod­ko­chuję się w nim po­ta­jem­nie i z jed­nej strony li­czę na to, że on kie­dyś się o tym do­wie, to z dru­giej…. Może schu­dłam, może sta­łam się pew­niej­sza sie­bie, ale wciąż w kwe­stiach związ­ków je­stem stra­chliwa. Po do­świad­cze­niach z Ka­mi­lem wąt­pię, bym jesz­cze ko­muś za­ufała. Ale wiem też, że je­śli mia­ła­bym się z kimś zwią­zać, to tylko z kimś tak do­brym jak on.

Idę przez bo­isko, roz­glą­da­jąc się uważ­nie. Co prawda szu­kam Wiolki, ale wolę też w porę do­strzec Ka­mila albo Igora, choć ten ostatni lubi ze mną roz­ma­wiać je­dy­nie w to­wa­rzy­stwie tłu­mów, by móc ośmie­szyć mnie pu­blicz­nie.

Wi­dzę zbli­ża­jącą się do mnie blon­d­włosą dziew­czynę z twa­rzą w kształ­cie serca, wiel­kimi nie­bie­skimi oczami i cia­łem mo­delki, bę­dącą w to­wa­rzy­stwie dwóch nie­zna­nych mi, niż­szych od niej, bru­ne­tek. Na po­czątku my­ślę, że to przy­pa­dek i wcale nie idzie w moim kie­runku, tylko mi­nie mnie bez słowa. Jed­nak kilka kro­ków przede mną się za­trzy­muje, a ja roz­po­znaję w niej dziew­czynę, z którą rano roz­ma­wiał Igor, gdy do niego po­de­szłam.

– Znasz Igora Ma­taka? – rzuca w moim kie­runku.

Pa­trzę na nią w osłu­pie­niu. Nie mo­gła jego o to za­py­tać?

– Znam to za dużo po­wie­dziane – od­po­wia­dam, pró­bu­jąc ją wy­mi­nąć.

Ona jed­nak za­gra­dza mi drogę i wbija we mnie wzrok, jakby miała za­miar prę­dzej mnie sta­ra­no­wać, niż prze­pu­ścić.

– Obej­mo­wał cię.

Nie zno­szę ta­kich wścib­skich dziew­czyn.

– Nie znam go.

– Ra­cja. On nie zwró­ciłby uwagi na taką gru­ba­skę jak ty. Trzy­maj się od niego z da­leka.

Wredna małpa. Jak nic musi być spod znaku Bliź­niąt. Wredne, fał­szywe, dwu­li­cowe plot­kary, pró­bu­jące do­wie­dzieć się o lu­dziach jak naj­wię­cej.

Nie ro­zu­miem, dla­czego wciąż my­ślę o ży­ciu przez pry­zmat ho­ro­skopu, skoro dziś pierw­szy raz, od­kąd za­czę­łam w niego wie­rzyć, mnie za­wiódł.

– Po co? Prze­cież „on nie zwró­ciłby uwagi na taką gru­ba­skę” – cy­tuję ją i z le­d­wo­ścią po­wstrzy­muje łzy. Choć­bym nie wiem jak się sta­rała, już za­wsze bę­dzie bo­lało każde wspo­mnie­nie o moim wy­glą­dzie?

– Zo­staw ją, Ka­ro­lina.

Sły­szę za swo­imi ple­cami. To Zo­sia. Ka­ro­lina pry­cha, pa­trząc na moją zna­jomą z klasy.

– Nie wtrą­caj się. Mam do po­ga­da­nia z tą małą. Chyba nie chcesz na­ra­zić się naj­star­szemu rocz­ni­kowi, Zośka?

– A ty nie chcesz na­ra­zić się mi – od­po­wiada jej twardo.

Pa­trzę na Zo­się z po­dzi­wem. Silny cha­rak­ter. Po­dej­rze­wa­ła­bym Ba­rana, ale jako że do­brze się z nią do­ga­duję, to nie­moż­liwe, by była ogni­stym zna­kiem. Pew­nie to Skor­pion. Mój tata też jest sil­nym, do­brym czło­wie­kiem.

Ka­ro­lina mruży oczy, ale się wy­co­fuje. Jej to­wa­rzyszki, któ­rych stroje są lu­strza­nym od­bi­ciem blon­dynki, po­dą­żają za nią bez słowa jak jej słu­żące. Cie­kawe, kim jest moja nowa zna­joma? Dla­czego jej słowa tak po­dzia­łały na tę całą Ka­ro­linę i jej ko­le­żanki?

– Dzię­kuję.

Za ple­cami sły­szę zło­śliwy re­chot Karo i jej przy­ja­ció­łek.

– Cho­ler­cia. W coś ty się wpa­ko­wała? – Zo­sia wy­gląda na prze­ra­żoną. – Nie wiem, czy wiesz, ale ona jest… sama ro­zu­miesz. Jest naj­więk­szą suką w szkole. Ale też nie­stety naj­po­pu­lar­niej­szą dziew­czyną, ma­jącą też naj­więk­sze wpływy. Ma­rzę, by już skoń­czyła tę szkołę, ale nie­stety zo­stał jej jesz­cze rok. A więc co zro­bi­łaś?

– Nie wiem. Chyba znam ko­goś, na kim jej za­leży. Kto by po­my­ślał, że Igor Ma­tak ma tu tylu zna­jo­mych, choć le­dwo roz­po­czął tu­taj na­ukę.

Zo­sia wzdryga się.

– Znasz go?

– Nie­stety. Wspólna pod­sta­wówka – krzy­wię się.

– To typ spod ciem­nej gwiazdy – mówi z prze­ję­ciem. Roz­gląda się i wi­dząc, że nikt nie stoi w od­le­gło­ści kilku me­trów od nas, na­chyla się do mnie. – Tra­fił tu po wy­rzu­ce­niu z po­przed­niej szkoły, a Ka­ro­lina całe lato opo­wia­dała, że musi go jak naj­szyb­ciej po­de­rwać, bo po­może jej to umoc­nić po­zy­cję w ogól­niaku. Po­dobno znali się wcze­śniej, on jej się po­do­bał, bo jest bo­ski. No i w su­mie jest.

Nie mogę uwie­rzyć, że to sły­szę. Zo­sia wy­da­wała mi się taka… nie wiem, jak to okre­ślić. Spo­kojna. Nie są­dzi­łam, że jest w sta­nie tak emo­cjo­nal­nie po­dejść do cze­go­kol­wiek, a już na pewno nie do przy­stoj­nego chło­paka z nie­ja­sną prze­szło­ścią.

Se­rio wy­rzu­cili go ze szkoły?

Czuję się dziw­nie. Po pierw­sze dla­tego, że ktoś może uwa­żać Igora za bo­skiego. No do­bra. Może wy­przy­stoj­niał i przy­pa­ko­wał od czasu, gdy wi­dzia­łam go po raz ostatni, ale to lekka chyba prze­sada, żeby okre­ślać go bo­skim. Po dru­gie za­sta­na­wia mnie, czy to prawda z tym wy­rzu­ce­niem z po­przed­niego li­ceum. Co ta­kiego zro­bił? I po trze­cie – czy to moż­liwe, by Ka­ro­lina uwzięła się na mnie za to, że ten idiota mnie przy­tu­lił? Wie­dzia­łam, że obec­ność Igora w tej szkole przy­nie­sie mi wię­cej szkody niż po­żytku.

Za­sta­na­wiam się, skąd ona wie o tym, co mó­wiła Karo, gdy na­gle Zo­sia od­po­wiada na nie­za­dane przeze mnie py­ta­nie, jakby czy­tała mi w my­ślach.

– To moja są­siadka. I dawna przy­ja­ciółka. Ale na­sze drogi… cóż. Po­pu­lar­ność zmie­nia lu­dzi.

Ki­wam głową i wtedy go do­strze­gam. Ka­mil. Stoi pod wyj­ściem ze szkoły i się roz­gląda. Cho­wam się za Zo­sią, a ona po­woli od­wraca spoj­rze­nie w kie­runku, w któ­rym przed chwilą pa­trzy­łam.

– To ko­leś, przed któ­rym się ukry­wasz?

– Tak. Cho­dzi tu chyba. Wi­dzia­łam, jak rano wcho­dził do szkoły.

– Nie. On uczęsz­cza do tech­ni­kum po dru­giej stro­nie mia­sta. Ale ma tu dziew­czynę. Znam ją. Była kie­dyś w na­szej kla­sie, ale prze­nio­sła się z biol-chemu do ar­ty­stycz­nej.

Pa­trzę na Zo­się, nie wie­dząc, czy rzu­cić się jej na szyję za te in­for­ma­cje, czy na­dal ukry­wać się za nią, by mnie nie do­strzegł. Wy­bie­ram to dru­gie.

– Je­steś pewna?

– Tak. Ty i Igor je­ste­ście je­dy­nymi uczniami z prze­nie­sie­nia. Wiem to, bo… – urywa w pół zda­nia, bo wi­dzi zbli­ża­jącą się do nas parę.

Ru­do­włosa dziew­czyna z mocno pie­go­watą, owalną twa­rzą i kol­czy­kiem w no­sie, na którą ga­piła się dziś rano Wiolka, ubrana w zwiewną su­kienkę w stylu boho, za­trzy­muje się przy nas, a ja się za­sta­na­wiam, czy wie, jaki po­trafi być czło­wiek, który jej to­wa­rzy­szy. Tak te­raz bę­dzie co­dzien­nie. Będę wpa­dać na niego albo on na mnie, a moje serce zmrozi strach za każ­dym ra­zem, gdy na mnie spoj­rzy. Le­dwo po­zby­łam się obaw, że na szkol­nym ko­ry­ta­rzu spo­tkam Ka­mila, mimo że wciąż może krę­cić się obok na­szego li­ceum, a już mu­siał się po­ja­wić przed mo­imi oczami Igor.

– Cześć. Je­stem Klau­dia, a to jest Igor.

– Ona mnie zna. – Igor wska­zuje na mnie, a na­stęp­nie wy­ciąga dłoń w kie­runku Zosi i uśmie­cha się do niej za­chę­ca­jąco, tak­su­jąc ją przy tym bez­wstyd­nie.

Zo­sia spusz­cza wzrok i szuka cze­goś na as­fal­cie bo­iska.

No ja­sne. Jak to było? Bo­ski Igor. Dzia­łał na każdą dziew­czynę. Nie li­cząc tych, któ­rym do­ku­czał od dzie­ciń­stwa. To, że ich nie znam, nie ozna­cza, że nie ist­nieją. Prze­cież nie mogę być je­dyna.

– Miło mi – od­po­wia­dam, pa­trząc na Klau­dię. Osten­ta­cyj­nie uni­kam pa­trze­nia w stronę Igora.

– Przy­szli­śmy was za­pro­sić na ogni­sko. Jak co roku ostat­nia klasa za­pra­sza resztę szkoły. Wi­tamy pierw­sza­ków i pró­bu­jemy ich zin­te­gro­wać z całą resztą. Li­czymy, że przyj­dzie­cie.

– Drę­twu­ska na pewno nie przyj­dzie – mówi Igor, pa­trząc na mnie wy­zy­wa­jąco.

– Mia­łeś być miły. – Klau­dia żar­to­bli­wie sztur­cha go w bok, a on udaje, że go to za­bo­lało, choć le­dwo go do­tknęła. – Nina, nie gnie­waj się. On do­staje przy to­bie mał­piego ro­zumu.

– Klau­dia! – upo­mina ją Igor, a ja pa­trzę na nich ze sztucz­nym uśmie­chem, li­cząc na to, że za chwilę pójdą.

Nie czuję się w ich to­wa­rzy­stwie zbyt kom­for­towo. Mam na końcu ję­zyka ostrze­że­nie skie­ro­wane do Klau­dii, by uwa­żała na swoje spa­cery z Igo­rem, bo po­luje na niego pewna zło­śliwa har­pia, ale się po­wstrzy­muję.

– Tu­taj ma­cie ad­res. Ogni­sko jest tam, gdzie w ze­szłym roku.

To miał być po­czą­tek naj­więk­szej przy­gody mo­jego ży­cia. Ma­rzy­łam o tym li­ceum, od­kąd się oka­zało, że szkoła ar­ty­styczna w grun­cie rze­czy mnie nie in­te­re­suje, ale te­raz je­stem zmę­czona. W pierw­szej kla­sie cie­szy­łam się z tego, że nie mam już do czy­nie­nia z Igo­rem, ale wtedy na­pa­to­czył się Ka­mil. Pod ko­niec dru­giej klasy le­czy­łam zła­mane serce i wdro­ży­łam bar­dziej ry­go­ry­styczną dietę od­chu­dza­jącą, by już ni­gdy wię­cej nie do­świad­czyć ta­kiego upo­ko­rze­nia. W mię­dzy­cza­sie umarła moja bab­cia, a ja po­sta­no­wi­łam zmie­nić li­ceum ar­ty­styczne na rzecz ogól­no­kształ­cą­cego i speł­nić ma­rze­nie babci o wnuczce kon­ty­nu­ują­cej ro­dzinną tra­dy­cję we­te­ry­na­ryjną.

Igor rzuca mi ro­ze­śmiane spoj­rze­nie.

– Mam na­dzieję, że do zo­ba­cze­nia – zwraca się do mnie, a ja się krzy­wię.

Klau­dia, wi­dząc to, wy­bu­cha śmie­chem.

– Je­steś je­dyną dziew­czyną, która tak na niego re­aguje. Wjeż­dżasz mu na am­bi­cję.

– Je­stem je­dyna, która zna go od dzie­ciń­stwa.

– Pa­mię­taj, że ja też cię znam – wtrąca Igor z chy­trym uśmiesz­kiem, jakby ocze­ki­wał, że mnie tym prze­stra­szy.

Ma ra­cję. Wolę, by nie opo­wia­dał o mnie z cza­sów dzie­ciń­stwa.

– No to mamy pat. – Pa­trzę na niego hardo. Mam obawy, że ujawni zbyt wiele na mój te­mat, ale niech wie, że je­stem go­towa zro­bić to samo.

Mruży oczy i po­syła mi za­do­wo­lony uśmiech, jakby zu­peł­nie się tym nie prze­jął.

– Ka­mil!

Sły­szę za sobą dziew­częcy głos. Wzdry­gam się. Staję przed Zo­sią w taki spo­sób, by dziew­czyna, która idzie za mo­imi ple­cami, mnie nie do­strze­gła. Po­tem wy­glą­dam zza Igora, żeby spraw­dzić, czy Ka­mil, cze­ka­jący na nią przy furtce, od­wró­cił wzrok w jej stronę.

Nie­stety tak. Prze­szedł już przez bramkę i zbliża się w jej kie­runku.

– Wszystko okej? – do­py­tuje Klau­dia, przy­su­wa­jąc się do mnie, tak jakby in­stynk­tow­nie wie­działa, że ukry­wam się przed zbli­ża­ją­cymi się do nas z oby­dwu stron ludźmi.

– Cho­lera. On za­raz tu bę­dzie. Spo­tkają się aku­rat przy nas – szep­cze Zo­sia po ro­zej­rze­niu się na boki. Robi kilka kro­ków w moją stronę, by jesz­cze moc­niej za­sło­nić mnie przed oczami nie­zna­nej dziew­czyny wo­ła­ją­cej mo­jego daw­nego chło­paka.

– Chodź tu­taj – od­zywa się nie­spo­dzie­wa­nie Igor.

Wstrzy­muję od­dech, gdy ła­pie mnie za rękę i przy­ciąga do sie­bie. Przy­tula moją twarz do swo­jej klatki pier­sio­wej odzia­nej w czarną ko­szulkę z na­pi­sem; „Kto się li­czy? Tylko ja”, a po­tem od­chyla poły swo­jej skó­rza­nej kurtki i przy­krywa mnie nią, jakby nie chciał, bym zmar­zła.

A tak na­prawdę ra­tuje mnie przed za­uwa­że­niem przez Ka­mila.

– Po­szli już – mówi szep­tem Zo­sia po kilku mi­nu­tach mo­jego szyb­szego bi­cia serca i wdy­cha­nia przeze mnie drzewno-owo­co­wego za­pa­chu per­fum Igora.

Od­ry­wam się od niego i za­uwa­żam, jak uśmie­cha się z wyż­szo­ścią.

– Z przy­kro­ścią stwier­dzam, że dzię­kuję – wy­pa­lam, co­fa­jąc się kilka kro­ków. – Mu­szę już iść.

– Do zo­ba­cze­nia na ogni­sku, Drę­twu­sko! – woła za mną Igor, gdy nie­mal bie­gnę w stronę par­kingu, gdzie z pew­no­ścią czeka już na mnie Wiola.

Nic na to nie od­po­wia­dam. Nie za­mie­rzam iść na żadne ogni­sko. Po pierw­sze ni­gdy nie uczest­ni­czy­łam w ta­kich im­pre­zach, a po dru­gie za bar­dzo się boję spo­tkać Ka­mila. Prze­cież jego dziew­czyna też zo­stała za­pro­szona.

– Wow! On jest… na­prawdę bo­ski – eks­cy­tuje się Zo­sia, która mnie do­ga­nia. – I chciał, byś przy­szła. No i po­mógł ci – pod­kre­śla zna­cząco.

– Ja chyba nie pójdę.

– No co ty! Co roku jest faj­nie. Po­znasz tro­chę lu­dzi. Nie martw się. Dziew­czyna tego ca­łego Ka­mila ni­gdy tam nie była. Nie do­stała też za­pro­sze­nia.

– To nie wszy­scy do­stają za­pro­sze­nie?

– No coś ty! Je­śli pierw­szo­rocz­niacy mają się z kimś za­da­wać, to tylko z elitą. I choć ja do niej nie na­leżę, to do­staję za­pro­sze­nie co roku. Ale nie dla­tego, że je­stem fajna czy coś… – Pa­trzy smutno na kartkę z in­for­ma­cją o im­pre­zie. – Po pro­stu je­stem córką dy­rek­tora. Chcą mieć ze mną do­bre re­la­cje.

Za­sta­na­wiam się, czy się nie prze­sły­sza­łam.

– Je­steś córką dy­rek­tora?

– Tak. I pew­nie dla­tego Ka­ro­lina umil­kła, gdy mnie zo­ba­czyła.

– Dzię­kuję za ra­tu­nek. Bez cie­bie by mnie zja­dła. Je­steś naj­lep­sza!

– My­ślę, że to Igor po­wi­nien usły­szeć coś po­dob­nego. Ura­to­wał cię przed kimś gor­szym. Zbla­dłaś i chyba sta­ra­łaś się być prze­zro­czy­sta, gdy zo­ba­czy­łaś tego ca­łego Ka­mila. To musi być straszny du­pek.

– Tak. Zde­cy­do­wa­nie – mó­wię jakby do sie­bie. – Le­piej trzy­mać się od niego z da­leka.

– Mu­szę iść. Mam na­dzieję, że zo­ba­czymy się na ogni­sku.

– Ra­czej nie – rzu­cam wy­mi­ja­jąco, choć prze­cież wiem, że nie ma mowy, bym się na nim po­ja­wiła. Ko­lejna oka­zja do spo­tka­nia Igora? Po­dzię­kuję.

Ru­szam w kie­runku sa­mo­chodu Wiolki, która sie­dzi na ma­sce i prze­gląda te­le­fon.

– Prze­pra­szam za spóź­nie­nie. Dzię­kuję, że cze­ka­łaś.

– W su­mie to się nie spóź­ni­łaś tak bar­dzo. I tak mu­simy za­cze­kać na tego bał­wana.

Mam ochotę bro­nić Pio­tra, ale wolę nie oka­zy­wać Wiolce, że lu­bię jej brata. Boję się, że za­cznie coś po­dej­rze­wać. Ni­gdy jej się nie zwie­rzy­łam z uczu­cia, ja­kie wzglę­dem niego ży­wię.

– A co z nim? Ma jesz­cze jedną lek­cję?

– Nie. Ten kre­tyn, jak się oka­zuje, ma dziew­czynę – od­po­wiada, nie­mal nie od­ry­wa­jąc wzroku od te­le­fonu.

Czuję, że moje nogi ro­bią się mięk­kie jak z waty. Opie­ram się o ma­skę sa­mo­chodu tuż obok Wiolki, bo mam wra­że­nie, że za chwilę się prze­wrócę. Całe szczę­ście, że przy­ja­ciółka na mnie nie pa­trzy. Na zmianę robi mi się go­rąco i zimno, a moje serce bije tak szybko, jakby włą­czyło naj­wyż­szy bieg.

On ma dziew­czynę.

Obiekt mo­ich wes­tchnień ma dziew­czynę.

Ten dzień nie mógł być gor­szy. A jesz­cze się nie skoń­czył. Ho­ro­skopy kła­mią. Są­dzi­łam, że zna­la­złam rze­tel­nego do­radcę w moim ży­ciu, ale, jak wi­dać, nic nie jest ta­kie oczy­wi­ste.

– A wła­śnie – za­czyna Wiola po chwili mil­cze­nia. – Idziesz na ogni­sko or­ga­ni­zo­wane przez nasz rocz­nik? Piotr ma być tam z dziew­czyną. Może wresz­cie ją po­znamy, a on prze­sta­nie się ukry­wać.

Jesz­cze chwilę temu są­dzi­łam, że nic nie jest w sta­nie zmu­sić mnie do pój­ścia na to ogni­sko.

My­li­łam się.

Mu­szę po­znać dziew­czynę Pio­tra. W za­sa­dzie nie wiem po co. Prze­cież i tak nie mia­łam u niego szans. Ni­gdy nie pa­trzył na mnie w ten spo­sób, przez co moje nie­speł­nione uczu­cie wy­wo­ły­wało u mnie ból serca, opla­ta­jąc je ni­czym bluszcz.

Pew­nie dla­tego chcia­łam iść na to ogni­sko. By móc cier­pieć, jak­bym za wszelką cenę po­dej­mo­wała de­cy­zje pro­wa­dzące mnie do nie­szczę­ścia, by przy­kryć ranę z dzie­ciń­stwa, która ni­gdy się nie za­go­iła.

Skoro ho­ro­skop kła­mał, a to nie bę­dzie szczę­śliwy dzień, to nie mam nic do stra­ce­nia.

Przez całą drogę do domu pró­bu­jemy na­mó­wić Pio­tra, by zdra­dził imię swo­jej wy­branki, ale on twardo ob­staje przy tym, że do­wiemy się w cza­sie ogni­ska.

Nie je­stem już taka pewna, czy po­win­nam się tam udać.

– Ale przyj­dziesz? – zwraca się mnie, a ja, pa­trząc w jego wiel­kie, nie­bie­skie oczy utkwione we mnie, sta­ram się ze wszyst­kich sił nie do­pa­try­wać się w tym py­ta­niu cze­goś wię­cej.

Nie raz się na to na­bra­łam. Za­ko­chani bez wza­jem­no­ści chyba tak już mają, że sta­rają się za wszelką cenę do­strzec naj­mniej­szą oznakę za­in­te­re­so­wa­nia ze strony swo­jego obiektu wes­tchnień.

– Sama nie wiem – szep­czę, pa­trząc na swoje dło­nie, które trzy­mam sztywno na ko­la­nach.

Przy Pio­trze tak już mia­łam. Sta­ra­łam się nie ro­bić głu­pich min, nie ga­dać głu­pot ani nie wy­ko­ny­wać żad­nych gwał­tow­nych ru­chów. Moja ko­or­dy­na­cja ciała nie była naj­lep­sze. Od kiedy za­czę­łam po­ma­gać ta­cie w jego ka­wiarni, nieco się po­pra­wiło, jed­nak na­wet do tej pory na wi­dok stłu­czo­nej szklanki przy­wo­łuję w my­ślach mój pierw­szy dzień pracy, co mnie mo­bi­li­zuje do szcze­gól­nej uwagi. A szcze­gól­nie przy Pio­trze nie chcia­łam się zbłaź­nić.

Osta­tecz­nie się uma­wiamy, że przy­jadą po mnie wie­czo­rem.

– Ja jadę po moją pa­nią swoim sa­mo­cho­dem – stwier­dza Piotr. – Więc je­dzie­cie same.

– Co ta­kiego? – dzi­wię się. – Zda­łeś prawko?!

– Tak! – Po­kle­puje mnie po ko­le­żeń­sku po ra­mie­niu.

Ki­wam głową. No to skoń­czyły się wspólne po­dróże do szkoły.

Sta­ram się nie roz­pła­kać i z ca­łych sił za­ci­skam usta.

– Do zo­ba­cze­nia – wy­du­szam wresz­cie.

– Na ra­zie! – od­krzy­kują moi przy­ja­ciele.
mniej..

BESTSELLERY

Menu

Zamknij