- W empik go
Kradzież w wagonie sypialnym - ebook
Kradzież w wagonie sypialnym - ebook
8. część serii sensacyjnych opowieści w starym stylu w nowoczesnej formie ebooka. Lord Lister (znany również jako John C. Raffles) to postać fikcyjnego londyńskiego złodzieja-dżentelmena, kradnącego oszustom, łotrom i aferzystom ich nieuczciwie zdobyte majątki, a także detektywa-amatora broniącego uciśnionych, krzywdzonych, niewinnych, biednych i wydziedziczonym przez los. Po raz pierwszy pojawił się w niemieckim czasopiśmie popularnym opublikowanym w 1908, autorstwa Kurta Matulla i Theo Blakensee (pseudonim pisarski Matthiasa Blanka). Seria stała się bardzo popularna nie tylko w Niemczech i została przetłumaczona na wiele języków. (opis z Wikipedii).
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7991-496-8 |
Rozmiar pliku: | 901 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Jesienny wiatr wzbijał w górę tumany zeschłych liści w alejach Lasku Bulońskiego. Blade światło zachodzącego słońca kładło na ziemię długie cienie.
Trzej mężczyźni w pustej o tej porze części Lasku zdawali się czekać niecierpliwie na kogoś. Jeden z nich otworzył sporą walizę i zaczął z niej wyjmować zwoje gazy, flakony i jakieś narzędzia.
— Doktor już przygotowuje się do pracy — rzekł jego towarzysz. — Ciekaw jestem, kto pierwszy skorzysta z jego pomocy?
— Drogi markizie, — odparł starszy z mężczyzn — mam nadzieję, że pojedynek wogóle się nie odbędzie. Mógłby pociągnąć za sobą dla pana poważne konsekwencje. Proszę nie zapominać, że zaledwie trzy miesiące temu poślubił pan jedną z najpiękniejszych kobiet w Paryżu, i że małżonka pańska byłaby niepocieszona, gdyby się coś panu stało.
Markiz Raul de Frontignac, oficer armii francuskiej, lecz ubrany po cywilnemu, wzruszył ramionami:
— Biedna moja Adrianna! — rzekł drżącym głosem. — Ma pan rację, książę, byłby to dla niej cios niesłychany. Sprawa ta jednak musi być załatwiona. W grę wchodzi jej honor... Proszę więc porzucić wszelką myśl pogodzenia nas. Tylko krew może być zadośćuczynieniem za zniewagę, którą mi rzucił w twarz lord Lister... Dlatego też surowe warunki tego pojedynku nie mogą być zmienione.
— Wybacz, mi drogi markizie — rzekł książę d‘Epernay — że zabieram głos w sprawie, która nawet dla mnie, twego sekundanta, przedstawia się tajemniczo. Kiedym w twoim imieniu zgłosił się do Listera, zrozumiałem odrazu, że idzie tu o kobietę. Trudno mi jednak uwierzyć, że dwaj tak dobrzy przyjaciele, jak pan, markizie, i lord Lister, mogliście dopuścić do tak ostrego zatargu.
— Lister istotnie był mym najlepszym przyjacielem — rzekł markiz z goryczą. — Przyznaję, że zawsze uważałem go za niezwykłego człowieka... Ale cóż... Gdy kobieta wchodzi w grę, kończy się przyjaźń... Która godzina? Uważam, że Lister powinien już tu być...
— Za pięć minut szósta — odparł hrabia, spojrzawszy na zegarek — Lister ma jeszcze pięć minut czasu. Musimy uwzględnić to, że dopiero dziś rano wsiadł w Southampton na okręt... Przejazd trwa najmniej osiem godzin. O godzinie pierwszej mógł być w Hawrze i najwcześniej o piątej na dworcu w Paryżu.
— Zbliża się automobil... — rzekł markiz de Frontignac.
— Błagam pana raz jeszcze, niech się pan nie przeciwstawia próbom pogodzenia... Życie jest cennym darem... Muszę pana uprzedzić, że lord Lister jest pierwszorzędnym strzelcem... Nigdy nie chybia celu.
— Nikt nie wie lepiej tego ode mnie — rzekł spokojnie Frontignac. — Nasz pojedynek jest walką na śmierć i życie... Jeden z nas musi polec.
Z poza drzew wyłoniła się postać młodego, około trzydziestu lat może liczącego mężczyzny... W lśniącym cylindrze i z nieodłącznym kwiatem w butonierce, wyglądał raczej jak gdyby wybierał się na bal, nie zaś wracał z uciążliwej podróży.
Hrabia d‘Epernay wyszedł na jego spotkanie.
— Jest pan idealnie punktualny, lordzie Lister — rzekł — Za minutę szósta!
— Przybyłem więc o minutę za wcześnie — odparł lord doskonałą francuzczyzną. — Przyrzekam, że następnym razem w podobnych okolicznościach będę dokładniejszy. Pozwólcie sobie panowie przedstawić mego sekundanta: baronet Sidney Bruce.
Sekundanci podali sobie ręce. W krótkiej rozmowie ustalili warunki pojedynku.
— A więc godzimy się na trzy wymiany strzałów — rzekł hrabia. — Pierwsza z odległości dwudziestu metrów, druga z dziesięciu, trzecia zaś z odległości pięciu. W tych warunkach rezultat śmiertelny jest rzeczą nieuniknioną.
— Jestem tego samego zdania — rzekł Anglik z flegmą.
— Mam nadzieję, że przyniósł pan z sobą pistolety — dodał hrabia d‘Epernay.
Z tymi słowy skierował się w stronę grupy drzew, za którą lekarz rozłożył swe instrumenty.
— Oto nasza broń — rzekł, biorąc do rąk pudło o bogatym ornamencie. — Zgodnie ze zwyczajem będziemy ciągnąć losy, komu jaka broń przypadnie.
— Całkiem zbyteczne — odparł baronet Bruce. — Lord Lister oświadczył kategorycznie, że będzie strzelał jedynie z broni markiza.
— Jak panowie sobie życzą... Przed tym jednak, spróbujmy ostatniej próby pojednania.
— Lord Lister nie ma nic przeciwko temu... Wątpię, czy markiz de Frontignac wyrazi na to swą zgodę. Popróbujmy jednak.
— Panowie — zawołał hrabia — Obowiązkiem naszym jako sekundantów, jest nakłonić was do zgody... Ponieważ wiemy, że ongiś byliście najlepszymi przyjaciółmi możeby spisać protokół?...
— Nie chcę słyszeć o niczym — przerwał markiz de Frontignac zdecydowanym tonem — Istnieją zniewagi, których wybaczyć nie można.
— Czy mogę zapytać pana o zdanie w tej kwestji, milordzie? — zapytał hrabia zwracając się do Anglika.
— Moje zdanie? — powtórzył Lister obojętnym tonem. — Czy nie zechciałby mi pan dać ognia?
Hrabia d‘Epernay wzruszył ramionami i zbliżył się do Raula de Frontignac.
Baronet Sidney Bruce palił spokojnie papierosa... Lord Lister zaciągnął się dymem egipskiego cygara.
Wszelkie wysiłki, zmierzające do pogodzenia przyjaciół, spełzły na niczym. Hrabia d‘Epernay otworzył pudło z pistoletami. Lord Lister wybrał jeden z nich.
Świadkowie odmierzyli przestrzeń. Obydwaj przeciwnicy stanęli na stanowiskach.
— Raz... dwa... trzy... — odezwał się głos hrabiego d‘Epernay.
Rozległ się huk strzałów.
Kula de Frontignaca musnęła lekko głowę Listera, wyrywając mu nad uchem kępkę włosów.
W tej samej chwili z głośnym jękiem markiz de Frontignac osunął się na ziemię.
Hrabia d‘Epernay, lekarz i lord Lister rzucili się w tej samej chwili ku rannemu.
— Czy rana jest niebezpieczna? — zapytał lord lekarza.
— Śmiertelna — odparł doktor.
— Proszę nas pozostawić samych przez kilka chwil — rzekł lord — nie chcę, żeby umarł nie uścisnąwszy mi przed śmiercią dłoni...
— Frontignac, mój przyjacielu drogi... czy mię poznajesz? Czemu zmusiłeś mnie do skierowania przeciw tobie broni?
Ranny otworzył szeroko oczy i przytomnym wzrokiem spojrzał na Listera.
— Chciałem cię tylko ostrzec przed wielkim nieszczęściem — rzekł, nachylając się nad jego twarzą — wierz mi, że tylko względy prawdziwej przyjaźni....
Nagle słowa uwięzły mu w gardle...
Z warg umierającego padło tylko jedno jedyne słowo:
— Raffles...KONIEC WERSJI DEMONSTRACYJNEJ
— Proszę was, panowie, żebyście zostawili nas samych... Pragnę uczynić mu pewne wyznanie.
Anglik wymówił te słowa prawie z płaczem. Natychmiast jednak na twarzy jego pojawił się zwykły wyraz spokoju.
Hrabia d‘Epernay wraz z baronetem usunęli się w głąb lasku.
Lord czekał w nieruchomej pozycji, dopóki nie oddalili się dostatecznie... Pochylił się nad rannym i wyszeptał:
— Znasz więc mą tajemnicę, nieszczęsny...
— Tak — odparł markiz słabym głosem. — Od dłuższego czasu obserwowałem twe czyny i słowa... Wiem, że to ty jesteś Rafflesem poszukiwanym, przez Scotland Yard...
— Czemu nie wydałeś mnie w ręce policji?
— Milczałem, dopóki byłem twoim przyjacielem... Teraz powiem wszystko, ponieważ cię nienawidzę.
Tajemniczy Nieznajomy zaśmiał się ironicznie.
— Nie zdążysz... Nie zdążysz zerwać maski z mego oblicza... Nie zdążysz oznajmić światu, że lord Lister jest znanym w świecie przestępczym Rafflesem... przestępcą, który zabiera majątki bogatym, by oddać je biednym... którego daremnie ściga policja, ponieważ jest od niej mądrzejszy, odważniejszy i przebieglejszy... Nie ty, Frontignac, powołany jesteś do odsłonięcia tajemnicy, że lord Lister obrał trudną i pełną niebezpieczeństw drogę tylko dlatego, że brzydzi się karierą zwykłego zjadacza chleba, że pragnie wyrównać niesprawiedliwości tego świata, że podnieca go sport i awantura.. Jesteś skazany na śmierć i niedługo staniesz przed boskim obliczem...
Chrapliwy śmiech wybiegł na wargi umierającego:
— Wiem, że koniec mój bliski — szepnął. — Postarałem się jednak, aby tajemnica ta nie poszła ze mną do grobu... Ta, którą skrzywdziłeś niesłusznym pomówieniem...
— Zbliżamy się do sedna całej sprawy — przerwał mu lord Lister. — Otóż wiedz, że kiedy ostrzegałem cię przed poślubieniem Adrianny Malmaison, miałem rację... Mówiłem: Poślubiając Adriannę bierzesz za żonę kobietę bez honoru, awanturnicę... Przodkowie twoi przewracają się w grobie i wyrzekną się ciebie...
Oczy umierającego zabłysły gniewem.
— Tak, rzuciłeś mi w twarz obelgę. Powiedziałem ci wówczas, że tylko krew jednego z nas może zmyć tę zniewagę.
— Przepowiednia twoja spełniła się, ponieważ okupiłeś to własnym życiem. Spójrz na ten list. Poznasz niewątpliwie charakter pisma Adrianny. Czytaj, jeśli jeszcze wogóle jesteś w stanie czytać. Zrozumiesz, jak wielki popełniłeś błąd, poślubiając tę kobietę.
Raul de Frontignac przebiegł wzrokiem następujące słowa:
Drogi Edwardzie,
Błagam cię, żebyś zachował moją tajemnicę. Raul de Frontigniac przysiągł mi niedawno, że się ze mną ożeni. Ten biedny dureń zadurzył się we mnie bez pamięci. Jest bogaty, dystyngowany i dla ładnej kobiety potrafi skoczyć w ogień. 4] Zaklinam cię Edwardzie, nie stój na drodze do mojego szczęścia. Gdyby markiz de Frontignac dowiedział się, że jestem córką kabalarki i że wyciągnąłeś mnie w Kairze z więzienia, gdzie siedziałam za oszustwo i szantaż...
Wiem, że jesteś gentlemanem i że nie zdradzisz kobiety, zdanej na twoją łaskę i niełaskę.
Adrianna.
List ten zabolał markiza bardziej, niż rana.
— Podła żmija — jęknął. — I dla takiej kobiety wyrzekłem się najlepszego przyjaciela... Wybacz, Edwardzie...
Lord Lister chwycił obie ręce umierającego:
— Prosisz mnie o wybaczenie? To ja winienem prosić o to ciebie, ja, który zraniłem cię śmiertelnie...
— Nie ponosisz za to żadnej winy... To ja zmusiłem cię do tego pojedynku... Czemu jednak nie ostrzegłeś mnie wcześniej?
— Nie mogłem... Jestem gentlemanem... Ta kobieta oczarowała mnie swoją urodą. Przeżyłem z nią przelotny flirt i dlatego musiałem zachować tajemnicę, mimo, że chodziło o mego najlepszego przyjaciela.
— Rozumiem cię — odparł markiz słabym głosem — I ja nie postąpiłbym inaczej. Ale i ty musisz się dowiedzieć o pewnej tajemnicy. I ty również jesteś zgubiony.
— O nieszczęsny! Wydałeś tej kobiecie tajemnicę mego życia!... Czy wie ona, że lord Edward Lister i Raffles to jedna i ta sama osoba?
— Jeszcze nie, ale dowie się o tym niebawem...
— W jaki sposób?
— Owego wieczora, kiedyś tak mnie obraził śmiertelnie, rozżalony opuściłem bal wydany przez Ambasadę Portugalską i wróciłem do siebie do domu. Siadłem za biurkiem i spisałem wszystko co mi było wiadomym o twym podwójnym życiu. List ten zapieczętowałem i złożyłem nazajutrz w skrytce pancernej Banku Angielskiego...
— Cóżeś tam robił w Banku Angielskim?
— W banku tym mam skrytkę, w której przechowuję najcenniejsze me klejnoty. W tej skrytce złożyłem również fatalny list. Odnajdą go niewątpliwie po mojej śmierci.
— Czy jeszcze tam się znajduje? — zapytał Lister, drżąc jak w febrze.
— Tak... Dzisiaj, zanim wyszedłem z domu, dałem Adriannie klucz od skrytki ze słowami: „Jeśli dziś po zachodzie słońca nie zjawię się w domu, jedź natychmiast do Londynu, otwórz skrytkę i zabierz jej zawartość.“ Wydałem cię na pastwę sprzedajnej kobiecie, która wiedząc, że nią gardzisz, nienawidzi cię z całej duszy.
Twarz Tajemniczego Nieznajomego zmieniła się w jednej chwili.
— Czy zostawiłeś w Banku Angielskim dyspozycję, że każdy posiadacz klucza ma prawo otworzyć skrytkę?
— Tak... lecz nie sądź, aby mogło ci się to udać przy pomocy wytrycha...
— Wiem o tym... Gdzie twoja żona przechowuje ten klucz?
— Zawiesiła go na złotym łańcuszku, który nosi na szyji... Widziałem go jeszcze dziś rano.
— Czy sadzisz, że natychmiast uda się do Londynu?
— Z całą pewnością. Spieszno jej będzie do objęcia majątku. Będzie się obawiała zresztą, że rodzina moja sprzeciwi się jej prawom.
— Dobrze... — odparł Lister — Dopóki Adrianna nie jest jeszcze w Londynie, nie ma nic straconego. Możesz umrzeć w spokoju ducha, przyjacielu... Nie byłbym Rafflesem, Tajemniczym Nieznajomym, gdybym nie potrafił wykraść klucza tej kobiecie!
Ręka umierającego ścisnęła lekko jego dłoń. Oczy jego zaszły mgłą:
— Niech Bóg ci błogosławi, Listerze... Co za okropna kobieta!...
Ciało jego wyprężyło się.
— Umarł — szepnął Lister — Biedny, szlachetny, przyjaciel, który nie zdradził mnie za swego życia... śpij, przyjacielu! Lord Lister — Tajemniczy Nieznajomy — nie zapomni nigdy o tobie.
Zamknął powieki zmarłego i przyłożył wargi do jego czoła.
— Za piętnaście minut dziewiąta — rzekł, spojrzawszy na zegarek. Jeśli jeszcze dziś wieczór zechcę się udać do Hawru, muszę zdążyć na pośpieszny odchodzący z Gare Saint-Lazare o dziewiątej.
W tej chwili powrócili świadkowie pojedynku wraz z lekarzem.
— Markiz Raul de Frontignac nie żyje — rzekł Lister ze wzruszeniem. W ostatniej chwili pogodził się ze mną. A teraz panowie zechciejcie wrócić do Paryża razem z baronetem Bruce. Ja sam pojadę autem. Do widzenia!
— Na dworzec Saint-Lazare — rzucił krótki adres szoferowi — Musimy być na miejscu przed godziną dziewiątą!
— Nie sposób — odparł szofer — Ulice o tej porze są przepełnione... Nie wiem czy zdążymy na czas.
— Czyżby? — odpowiedział lord. — Zamieńmy się więc miejscami!
Powiedział to tonem nieznoszącym sprzeciwu. Szofer usłuchał rozkazu. Maszyna ruszyła, z szybkością osiemdziesięciu kilometrów na godzinę.