Kradziona rozkosz - ebook
Kradziona rozkosz - ebook
Britt, reporterka i tropicielka huraganów, ma naturę osoby niezależnej. Żyje samotnie, bo mężczyźni przeszkadzaliby jej w pracy. Pewnej burzliwej nocy trafia pod dach Coopera, przystojnego potentata naftowego, i spędza z nim gorącą noc. Potem drugą. Przy nim przypomina sobie, że jest kobietą, która poza pracą lubi się śmiać i kochać. Ale gdy Cooper proponuje jej związek, odmawia. Trochę tego żałuje, bo uwielbia ich wspólne noce...
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-276-9512-3 |
Rozmiar pliku: | 1,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Cooper Tate nie lubił się stroić. Jako naczelny dyrektor operacyjny korporacji Barron Exploration musiał niekiedy bywać w salach konferencyjnych, ale czuł się znacznie lepiej na polu naftowym w dżinsach i T-shircie. Zrzucał wszystkie funkcje reprezentacyjne na barki swojego kuzyna, Corda Barrona, prezesa firmy.
Teraz, kiedy znalazł się w centrum huraganu 4 kategorii, doszedł do wniosku, że może wolałby siedzieć w bezpiecznym gabinecie, niż pracować w terenie. Jako mieszkaniec stanu Oklahoma był przyzwyczajony do silnych wiatrów przybierających niekiedy siłę tornada, ale huragan wydawał mu się przerażający.
Prowadzony przez niego mikrobus dygotał w porywach wiatru, a wycieraczki nie mogły nadążyć za strugami deszczu. Od pola naftowego firmy BarEx dzieliły go już tylko trzy kilometry. Miał nadzieję, że znajdzie schronienie w tamtejszym biurowcu.
Po upływie dwudziestu minut, które wydawały mu się wiecznością, wjechał na parking przedsiębiorstwa. Oświetlony był tylko budynek administracyjny, więc domyślił się, że zasila go automatyczny agregat prądotwórczy, który zaczynał funkcjonować w momencie przerwania dostawy energii elektrycznej.
Po serii silnych wiatrów Cord kazał przebudować wszystkie placówki firmy w taki sposób, aby mogły przetrwać huragan 5 kategorii. Ich awaryjne agregaty prądotwórcze były napędzane gazem pochodzącym z własnych rurociągów korporacji.
Wykorzystując krótką przerwę w opadach deszczu, wyskoczył z samochodu, zabezpieczył drzwi i pobiegł wzdłuż budynku w stronę głównego wejścia.
Wszystkie okiennice chroniące szyby przed huraganem były pozamykane. Dach wydawał się nienaruszony, a przylegające do biurowca konstrukcje najwyraźniej nietknięte. Wiedział, że we wnętrzu budynku będzie mógł spokojnie poczekać na moment, w którym huragan Lolita wyniesie się z południowego Teksasu. Zamknął i zaryglował główne drzwi, przygotowując się na długi samotny pobyt w tym stosunkowo bezpiecznym miejscu.
Z niewielkiej kuchni przylegającej do pomieszczenia dla pracowników dobiegał zachęcający pomruk lodówki, a lampki sygnalizacyjne kuchenki mikrofalowej, ekspresu do kawy i kuchenki gazowej były zapalone. Cooper włączył ekspres, wyjął z lodówki butelkę wody, a potem usiadł na kanapie i uruchomił pilotem wielki ekran telewizyjny wiszący na ścianie.
Wszystkie miejscowe stacje i kanały kablowe nadawały programy informacyjne poświęcone huraganowi. Wynikało z nich, że rozpoczęto już przymusową ewakuację niektórych dzielnic Houston i że poziom wód w jeziorze Sabine oraz połączonych z nim rozlewisk osiągnął stan nie notowany od pięciuset lat. Miasteczko Beaumont było oddalone od wybrzeża o trzydzieści kilometrów, ale otaczały je liczne bagna i zbiorniki wodne.
Cooper poczuł nerwowy niepokój. Sięgnął po filiżankę, mając nadzieję, że kofeina uśmierzy jego podniecenie. Obaj bracia wyśmiewali niekiedy jego obsesje dotyczące niszczycielskiej siły wiatru, ale oni nie przeżyli tego co on. Żaden z nich nie został zaskoczony przez gwałtowną burzę podczas przejażdżki konno. Żaden nie musiał kryć się w na wpół zawalonej piwnicy jakiegoś opuszczonego domostwa. Żaden nie stracił tego dnia swojego ulubionego konia.
Oderwał się od smutnych wspomnień i znalazł w telewizji jakiś wojenny film, a potem zwiększył siłę głosu w nadziei, że wybuchy i wystrzały zagłuszą odgłosy szalejącej burzy.
„Z Beaumont w stanie Teksas mówiła Britt Owens, reporterka stacji KOCX”.
Britt nacisnęła jakiś guzik i wyłączyła kamerę. Jej operator i asystent uczestniczący w obserwacji huraganu przebywał w szpitalu, gdyż został tego ranka zraniony przez fruwający w powietrzu kubeł na śmieci. Zdana na własne siły chciała odwołać wszystkie bezpośrednie transmisje z przebiegu burzy, ale nie wyrazili na to zgody jej przełożeni z rozgłośni KOCX w Oklahoma City.
Złożyła statyw i umieściła go wraz z kamerą w furgonetce. Jako mała dziewczynka przeżyła kiedyś w stanie Oklahoma potężne tornado i już wtedy postanowiła, że zostanie meteorologiem. Spodziewała się, że otrzyma pracę w jakimś laboratorium i będzie obsługiwać komputery. Stan jej finansów oraz konieczność spłacenia kredytu studenckiego zmusiły ją jednak do przyjęcia pracy na obecnym stanowisku.
Uważała huragany za fascynujące zjawisko meteorologiczne, ale w gruncie rzeczy bardziej interesowały ją tornada i burze. Marzyła skrycie o osiągnięciu pozycji, w której będzie mogła nadawać huraganom imiona nielubianych przez siebie osób.
Kolejny silny podmuch popchnął ją na ścianę furgonetki. Skrzywiła się z bólu i uznała, że należy poszukać jakiegoś schronienia. Wiatr osiągnął prędkość dwustu kilometrów na godzinę, a ulewny deszcz i zapadające ciemności utrudniały widoczność tak bardzo, że poczuła się zagrożona. Miała nadzieję, że jej pojazd wyposażony w kosztowną aparaturę, pancerne szyby i specjalnie wzmocnione opony wytrzyma napór sił natury i zapewni wyjście z sytuacji.
Zdawała sobie sprawę, że powinna była zostać w szpitalu, do którego odwiozła Leona. Ciekawość i nalegania przełożonych skłoniły ją do przymknięcia oczu na wymogi zdrowego rozsądku…
Straciła na chwilę panowanie nad kierownicą, a prowadzony przez nią samochód wpadł w boczny poślizg. Zdołała utrzymać go na szosie, ale uświadomiła sobie, że w żaden sposób nie uda jej się dotrzeć do hotelu ani do ratunkowego centrum operacyjnego w podziemiach ratusza.
Za ścianą wody spływającej po przedniej szybie dostrzegła jakieś światło. Doszła do wniosku, że jego źródłem musi być jedna z placówek straży pożarnej dysponująca własnym systemem zasilania.
Ujrzała mgliste zarysy jakiegoś budynku i mocno nacisnęła pedał hamulca. Samochód zataczał się przez chwilę, a potem stanął w miejscu. Britt odetchnęła z ulgą i postanowiła zrobić wszystko, co w jej mocy, by przeżyć tę straszną noc.
Cooper usłyszał regularny stukot, który zabrzmiał w jego uszach jak dźwięki basu będące akompaniamentem do wycia szalejącego wichru. W pierwszym momencie był przekonany, że jest to łomot obluzowanej okiennicy. Potem nagle znieruchomiał, bo wydało mu się, że słyszy ludzki głos. Nadstawił uszu i wyłączył telewizor.
_Stuk, stuk, stuk._
- Czy tam ktoś jest? Proszę mnie wpuścić.
Pospiesznie odstawił kubek z kawą i ruszył w kierunku drzwi. Bez wahania przekręcił zamek i odsunął sztabę. Wpadła na niego jakaś kobieta, a on odruchowo otoczył ją ramieniem, by nie straciła równowagi. Zamknął i zaryglował drzwi, a potem spojrzał na swojego gościa, którego nadal trzymał w objęciach. Opuścił ręce i odchrząknął, ale ona nie rozluźniła uścisku ramion, którymi obejmowała go w pasie.
- Proszę pani…
Uniosła gwałtownie głowę, uderzając go czołem w podbródek.
- Bardzo przepraszam – wyjąkała i chciała się cofnąć, ale nie pozwoliły jej na to drzwi, o które opierała się plecami.
- Nic się nie stało, ale muszę wiedzieć, co panią wygnało na dwór przy takiej pogodzie?
- Moja praca.
- Chyba wybrała sobie pani ciężki zawód.
- Na to wygląda. – Rozejrzała się wokół siebie i zmarszczyła czoło. – Gdzie ja właściwie trafiłam? Czy to jest jakiś nocny sklep?
- Niezupełnie. Tymczasowy schron. Ten budynek może przetrwać huragan 5 kategorii i ma własny generator prądu. Jestem w nim uwięziony na czas trwania tej piekielnej burzy.
Wciągnęła powietrze i spojrzała na niego badawczo.
- To szczęśliwe zrządzenie losu. Nie przeżyłabym w tych warunkach na dworze ani chwili dłużej. – Wyciągnęła do niego rękę. – Britt Owens.
- Cooper Tate. – Uścisnął jej dłoń i zdał sobie sprawę, że kobieta trzęsie się z zimna. – Przyniosę ci jakieś suche ubranie. I coś do jedzenia. I kawę albo herbatę.
Wprowadził ją do pokoju biurowego i wyjął ze swojej torby czysty dres oraz T-shirt.
- Możesz się przebrać w łazience – oznajmił, wskazując boczne drzwi.
Gdy wróciła, zauważył ze zdziwieniem, że wygląda w jego T-shircie bardzo atrakcyjnie, ale nie zdążył jej tego powiedzieć, bo oboje podskoczyli ze strachu, gdy rozległ się ogłuszający grzmot.
Podczas posiłku złożonego z kanapek i gorącej herbaty Britt wyjaśniła mu, że przyjechała do Beaumont, aby komentować przebieg burzy na potrzeby jakiejś stacji telewizyjnej. Wkrótce potem zaczęła ziewać, więc zaproponował, by spróbowali się trochę zdrzemnąć.
- Możesz zająć materac, który znajdziesz w sąsiednim gabinecie, po drugiej stronie korytarza. Ja prześpię się na tej kanapie.
Zerknęła na wskazany przez niego mebel, a potem obrzuciła taksującym spojrzeniem jego postać i bezradnie rozłożyła ręce.
- Przecież nie ma mowy, żebyś się na niej zmieścił.
- Nie będziemy się o to spierać. Moja mama wychowała mnie na dżentelmena.
Oparła łokcie na stole i uniosła głowę. Zauważył, że ma piwne oczy upstrzone złotymi plamkami, jasne włosy i regularne rysy twarzy. Jej kształtne usta obudziły w nim przypływ pożądania, ale odrzucił wszelkie pokusy, bo młoda kobieta wydawała się kompletnie wyczerpana.
- Wstań, młoda specjalistko od zjawisk meteorologicznych – wyszeptał, odgarniając z jej czoła kosmyk włosów. – Położymy cię do łóżka.
Wprowadził ją do pokoju, który zajmował na czas pobytu w mieście. Całą przestrzeń między biurkiem a drzwiami wypełniał ogromny materac wysokości łóżka, na którym leżały prześcieradła, koce i poduszki.
Chwycił jedną z nich i zamierzał wyjść na korytarz, ale Britt zastąpiła mu drogę.
- Zostań… ze mną – wyszeptała w odpowiedzi na jego badawcze spojrzenie.
Miał ochotę spełnić jej prośbę, ale zdawał sobie sprawę, że taki scenariusz bywa ryzykowny.
- Posłuchaj, Britt – wymamrotał. – To nie jest dobry pomysł…
- Nie chcę spędzić tej nocy sama – oznajmiła, patrząc mu w oczy. – Czy nie możesz tego zrozumieć?
Mogę, pomyślał. Ja też nie chcę spędzić tej nocy sam, ale to nie znaczy, że mam prawo wykorzystać okazję.
- Dlaczego? – spytał szeptem.
- Co dlaczego?
- Dlaczego chcesz ze mną spać?
Zamrugała, a potem spojrzała na niego z determinacją.
- Dlaczego nie? Jesteś przystojnym facetem, a ja też chyba nie wydaję się odrażająco brzydka, więc…
Wybuchnął śmiechem. Britt zdecydowanie nie była brzydka. Jego reakcja wyraźnie ją zirytowała, bo zaczerwieniła się i zmrużyła oczy.
- Możesz się śmiać ile chcesz, ale… do diabła! – Bezradnie uniosła ręce i zaczęła się nerwowo przechadzać po ciasnym gabinecie. – Mój kamerzysta został uderzony w głowę przez spadające cegły i jest w szpitalu. O mało nie zginął. Znam dokładnie liczbę ofiar, która wzrośnie w przerażający sposób, zanim ta nawałnica się uspokoi. Wielu mieszkańców tych okolic straciło wszystko, co mieli, a niektórzy nawet życie. Byłam świadkiem dramatycznych scen. Czy można mnie winić za to, że chcę znaleźć spokój w ramionach silnego mężczyzny? Że mam ochotę na moment zapomnienia? Nie jestem wariatką ani erotomanką. Nie składam tego rodzaju propozycji przypadkowo poznanym facetom.
- Wcale cię o to nie podejrzewałem.
- Ja po prostu umieram ze strachu. Chciałabym przeżyć coś… autentycznego. Coś, co mnie przekona, że życie nie jest pozbawione sensu.
Chciał coś odpowiedzieć, ale nie potrafił znaleźć właściwych słów, więc pochylił głowę i przywarł wargami do jej ust. Poczuł smak galaretki z winogron oraz masła orzechowego i przysiągł sobie w duchu, że od tej pory będą to dwa jego ulubione aromaty.
Britt przylgnęła do niego całym ciałem, a on przesunął dłonią po jej plecach, docierając do pośladków. Gdy przytulił ją do siebie, poczuła jego erekcję i wydała pomruk zadowolenia.
- Tak – wyszeptała zduszonym głosem.
- Czy jesteś tego pewna?
- Zupełnie. Bardzo tego pragnę. Pragnę ciebie.
Uznał jej odpowiedź za przyzwolenie, więc uniósł ją z podłogi i położył na materacu, a potem zajął miejsce obok niej. Wsunął obie ręce pod jej T-shirt, jego T-shirt, i zachwycił się gładkością skóry. Ona zaś zdarła z niego koszulę i drżącymi rękami zaczęła rozpinać jego pasek. Odsunął jej dłonie i zdjął buty oraz dżinsy. Kiedy oboje byli nadzy, położył się obok niej, ona zaś pieściła przez chwilę jego tors, a potem przesunęła ręce na bardziej wrażliwe części ciała. Pod wpływem uścisku jej palców zesztywniał i głęboko wciągnął powietrze.
- Britt… - wyszeptał, pragnąc zwolnić tempo i odzyskać zdolność logicznego myślenia.
- O co chodzi? – spytała cicho. – Przecież oboje tego chcemy. Musimy uczcić to, że udało nam się przeżyć.
Wycie huraganu i trzask konstrukcji dachu były wymownym potwierdzeniem słuszności jej słów. Resztkami świadomości przyznał jej rację. Znalazł drżącą ręką jej kobiecość i poczuł pod palcami ciepłą wilgoć.
Przypomniał sobie o konieczności zachowania środków ostrożności, więc szybko uniósł z podłogi dżinsy i znalazł w ich kieszeni portfel, w którym ukryte były prezerwatywy. Wsunął jedną z nich na penisa i ponownie przywarł całym ciałem do leżącej obok niego Britt, ona zaś wydała cichy jęk pożądania, a kiedy wniknął do jej wnętrza, westchnęła z rozkoszą.
Usłyszeli kolejny grzmot, który wstrząsnął budynkiem. Dochodzące do nich odgłosy burzy zdawały się zapowiadać rychły koniec świata.
- Pospiesz się – poprosiła Britt, jakby chcąc zdążyć przed nadchodzącą katastrofą.
Cooper spełnił jej życzenie i zaczął się z nią kochać. Opanował silne pożądanie, które skłaniało go do pośpiechu i brutalnej namiętności. Nadał ich erotycznej przygodzie powolne tempo, które zaprowadziło ich na szczyty cudownego spełnienia.
Gdy oboje osiągnęli cel, objęli się mocno i zasnęli przy złowrogim akompaniamencie wyjącego wiatru przerywanego hukiem grzmotów.