Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Kraj w stanie - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
13 grudnia 2022
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Kraj w stanie - ebook

Pomiędzy lipcem 1982 a sierpniem 1986 Andrzej Krajewski towarzyszył zachodnim korespondentom w Polsce. Ta książka to opowieść o tamtym czasie z pozycji obserwatora, czasem też uczestnika zdarzeń.

Pierwsze wydanie tej książki ukazało się z przyczyn oczywistych poza oficjalnym obiegiem, w dzisiejszym, trzecim autor dopowiada dalszą historię wielu spraw, takich jak odpowiedzialność za strzelanie do ludzi w Lubinie, zabójstwa Grzegorza Przemyka i księdza Jerzego Popiełuszki.

Obecne wydanie  zawiera współczesne noty i komentarze oraz  pokaźny zasób ilustracji i zdjęć (w tym dzieła autorstwa Chrisa Niedenthala).

W czasach manipulowania historią, nadawania jej funkcji usługowej wobec polityki, warto przypomnieć sobie prawdę o mrocznych latach 80-tych.

Spis treści

Przed­mowa au­tora

Przed­mowa Da­riu­sza Fi­kusa z 1987 roku

Li­tera, na którą nie za­czyna się żadne pol­skie słowo

Go­rący 31 sierp­nia 1982 roku

Ma­sa­kra w Lu­bi­nie

Miej­sce pracy: msze i po­grzeby

De­le­ga­li­za­cja „So­li­dar­no­ści” 8 paź­dzier­nika 1982 roku

Gdańsk wal­czy o „So­li­dar­ność”

Nowa Huta: po­grzeb Bog­dana Wło­sika

Lech Wa­łęsa: po­wrót z in­ter­no­wa­nia

Wy­wiad z Ha­liną Mi­ko­łaj­ską

Rok w sta­nie: 13 grud­nia 1982

Gdańsk: 16 grud­nia pod Po­mni­kiem Stocz­niow­ców

„Róbmy swoje” Woj­cie­cha Mły­nar­skiego

War­szaw­skie getto 1983: 40 lat póź­niej

Gry przed wi­zytą pa­pieża”

„Za­bój­stwo Grze­go­rza Prze­myka

Rok 1983: druga piel­grzymka Ojca Świę­tego

Bu­kow­ski, Ty­mow­ski, Ra­kow­ski

Cyrk na Wiej­skiej („Wy­zwo­le­nie”)

Po­ko­jowy No­bel dla Le­cha Wa­łęsy

Gdańsk, 16 grud­nia 1983 roku

Po­czą­tek 1984 roku: ucieczka od po­li­tyki

Pro­ces za­bój­ców Grze­go­rza Prze­myka

Los „Je­de­nastki”, wy­bory i amne­stia 1984 roku

Spo­kojne lato 1984 roku

Urba­no­lo­gia sto­so­wana

Agca, Pio­trow­ski, Szcze­pań­ski („Ty­go­dnik CDN”)

Po­rwa­nie, za­bój­stwo i po­grzeb ks. Je­rzego

Wy­bor­czy pro­test rol­nika Wroń­skiego

Spoj­rze­nia ame­ry­kań­skie

To­ruń­ski pro­ces za­bój­ców ks. Po­pie­łuszki

Maj 1985 roku: wy­jazd Bra­dley’a Gra­hama

Naj­bar­dziej pro­ame­ry­kań­ski kraj Eu­ropy

Sta­dion (mie­sięcz­nik „Va­cat”)

Jack­sona Diehla uko­chane samo ży­cie

Je­sień 1985 roku: twar­dym kur­sem do­ni­kąd

13 paź­dzier­nika a sprawa pol­ska („Ty­go­dnik CDN”)

Mię­dzy nami nie­wol­ni­kami („Ty­go­dnik CDN”)

Maj 1986 roku: nie­wi­doczny Czar­no­byla cień”

„Wrze­sień 1986 roku: pra­wie pełna amne­stia

Pod­su­mo­wa­nie: nie­zbęd­nik ko­re­spon­denta

Epi­log: epo­peja ra­dziec­kiego de­zer­tera

In­deks na­zwisk

 

 

Kategoria: Literatura faktu
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-66095-40-3
Rozmiar pliku: 13 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

PRZED­MOWA AU­TORA

Czemu wzna­wiam tę książkę? Po­nie­waż pierw­szego, pod­ziem­nego jej wy­da­nia nie znają na­wet hi­sto­rycy zaj­mu­jący się cza­sami „So­li­dar­no­ści”, a wy­da­nie dru­gie, z 2009 roku, pra­wie nie ist­nieje. Za­wie­rało błędy, któ­rym je­stem wi­nien, bo po­prawki nu­me­rów stron w in­dek­sie na­zwisk na­nio­słem rów­nież na inne liczb­niki w ca­łej książce. Po­wstałe w ten spo­sób po­myłki w da­tach do­strze­głem po ode­bra­niu jej z dru­karni i pło­nąc ze wstydu, scho­wa­łem na­kład do piw­nicy. Błędy, oczy­wi­ście, te­raz po­pra­wi­łem.

Ale naj­waż­niej­sze jest to, że w Pol­sce 2022 roku, w 40 lat od opi­sy­wa­nych tu wy­da­rzeń, wi­dzę za­dzi­wia­jąco wiele po­do­bieństw do tam­tych cza­sów. Przede wszyst­kim je­śli cho­dzi o prze­strze­ga­nie pra­wo­rząd­no­ści i o me­dia, te pań­stwowe. Ta­kich po­li­cjan­tów, ta­kich pro­ku­ra­to­rów, a na­wet sę­dziów, ta­kich re­dak­to­rów jak za PRL, nie­stety, jest co­raz wię­cej. Dla­tego warto przy­po­mnieć, jak to może się skoń­czyć.

Nie jest to też ta sama książka co w pierw­szym wy­da­niu. Pięć roz­dzia­łów na­stę­pu­ją­cych po wy­wia­dzie z Bra­dley’em Gra­ha­mem do­pi­sa­łem w 1987 roku, po uka­za­niu się „Ci­ce­rone”, bę­dąc już sty­pen­dy­stą Ful­bri­ghta na Uni­wer­sy­te­cie Mi­chi­gan w Ann Ar­bor w USA. Mia­łem tam do­stęp do ar­chi­wal­nych eg­zem­pla­rzy „The Wa­shing­ton Post” i dzięki temu mo­głem przed­sta­wić nie tylko to, co wi­dział w Pol­sce Jack­son Diehl, ale i to, co prze­ka­zał swoim ame­ry­kań­skim czy­tel­ni­kom.

Nie zro­bi­łem tego w sto­sunku do wcze­śniej­szych re­la­cji Bra­dley’a Gra­hama ani dwóch ko­re­spon­den­tów „Yomiuri Shim­bun” – Ry­uji Na­ka­zono i To­shio Mi­zu­shimy – nie tylko dla­tego, że ja­poń­skiego nie znam, ale także, i to jest de­cy­du­jące, po­nie­waż każdy z mo­ich sze­fów po­le­gał nie tylko na tym, co mu pod­su­wa­łem, ale miał i inne źró­dła in­for­ma­cji, któ­rych nie zna­łem. Tylko dla Je­rzego Lob­mana z „Try­buny Ludu”, cy­to­wa­nego na tyl­nej okładce, by­łem wy­łącz­nym „ci­ce­rone”, czyli prze­wod­ni­kiem mo­ich sze­fów po Pol­sce.

„Kraj w sta­nie” różni się od „Ci­ce­rone” także współ­cze­snymi no­tami, sy­gno­wa­nymi od­ci­skiem palca i datą 2022. Do­po­wia­dam w nich dal­szą hi­sto­rię wielu spraw, ta­kich jak od­po­wie­dzial­ność za strze­la­nie do lu­dzi w Lu­bi­nie, za­bój­stwa Grze­go­rza Prze­myka i księ­dza Je­rzego Po­pie­łuszki. Przy­po­mi­nam też dal­sze losy osób mniej zna­nych. Szpe­ra­jąc w pod­ziem­nych wy­daw­nic­twach, tra­fi­łem także na kilka swo­ich tek­stów, które wy­dały mi się warte przy­po­mnie­nia. Mają one zna­czek pod­ziem­nego druku.

Po raz pierw­szy po­ja­wiają się w tym wy­da­niu ilu­stra­cje. Po­szu­ka­łem zdjęć w do­mo­wych pu­deł­kach i kli­szach, w moim zbio­rze „pol­skich stron” z „New­swe­eka” i „Time’a” z tam­tych lat i w in­ter­ne­to­wym ar­chi­wum „The New York Ti­mes”. To, że wśród tych ilu­stra­cji zna­la­zły się zdję­cia Chrisa Nie­den­thala, jest szczo­drym ge­stem zna­nego mi od lat Mi­strza Obiek­tywu. Dzięki, Chris!

W 2009 roku nie do­sta­łem do­fi­nan­so­wa­nia na wzno­wie­nie tej książki, ale dzięki sta­ra­niom o nie uzy­ska­łem re­cen­zję „Ci­ce­rone” od pro­fe­sora An­drzeja Pacz­kow­skiego, za którą je­stem mu wdzięczny, tak samo jak pro­fe­so­rowi An­drze­jowi Frisz­kemu za umoż­li­wie­nie mi ba­dań w IPN.

Je­den z mło­dych czy­tel­ni­ków wy­znał, że za­gu­bił się w eko­no­micz­nych re­aliach lat 80. W 1984 roku sa­ni­ta­riu­sze oskar­żeni o po­bi­cie Grze­go­rza Prze­myka mieli ukraść jed­nemu pa­cjen­towi 1,5 ty­siąca zło­tych, a dru­giemu – 155 ty­sięcy. W marcu 1985 straj­ku­jące ko­biety chciały po 3 ty­siące zł pod­wyżki. To było dużo czy mało?

Spró­buję wy­ja­śnić. W 1984 roku 1,5 ty­siąca zło­tych nie było dużą sumą, choć 155 ty­sięcy sta­no­wiło już bli­sko dzie­sięć mie­sięcz­nych pen­sji. Rok póź­niej żą­da­nie pod­wyżki o 3 ty­siące przy śred­niej pen­sji wy­no­szą­cej 20 ty­sięcy wy­daje się ra­cjo­nalne. Można przy­to­czyć ceny de­ta­liczne pod­sta­wo­wych ar­ty­ku­łów spo­żyw­czych: mięsa, chleba, ja­jek, cu­kru, ale to nie ma sensu, bo w opi­sy­wa­nych przeze mnie la­tach ceny nie­mal wszyst­kich to­wa­rów były de­kre­to­wane przez pań­stwo. Te ceny urzę­dowe były niż­sze od ryn­ko­wych, co naj­le­piej ilu­stro­wała ofi­cjalna i czar­no­ryn­kowa cena do­lara: w la­tach 70. pań­stwowe banki (a in­nych nie było) pła­ciły za niego 4 złote, ale jed­no­do­la­rowy bon to­wa­rowy w Pe­we­xie był wart około 100 zło­tych. Obok zwy­kłych ist­niały sklepy „ko­mer­cyjne”, gdzie mięso sprze­da­wano po ce­nach wyż­szych od „kart­ko­wych”. A „kartki”, czyli ku­pony upraw­nia­jące do na­by­cia okre­ślo­nych wy­ro­bów w okre­ślo­nej ilo­ści (na przy­kład: woł. ciel. z ko­ścią 400 g; cu­kierki 250 g.), za­częły się od cu­kru w 1976 roku (wtedy prze­sta­łem sło­dzić her­batę), a osta­tecz­nie ob­jęły na­wet buty do trumny.

Cały ten ab­sur­dalny sys­tem dys­try­bu­cji to­wa­rów (na­dal od pół wieku obo­wią­zu­jący na Ku­bie, gdzie pod ko­niec 2021 roku za­bra­kło pa­pieru do druku kar­tek) zo­stał stwo­rzony ze stra­chu, po­nie­waż pod­wyżki cen gro­ziły straj­kami i zmia­nami na szczy­tach ko­mu­ni­stycz­nej wła­dzy. Zda­rzyło się to w grud­niu 1970 roku, ze strze­la­niem do straj­ku­ją­cych na Wy­brzeżu, i w roku 1976, już bez­kr­wawo.

W ko­lej­kach po mięso, tych naj­dłuż­szych (a usta­wiały się nie­mal po wszystko, łącz­nie z me­blami), nie cze­kali jed­nak wszy­scy oby­wa­tele. Pa­mię­tam taką scenę ze sklepu mię­snego na Bród­nie: drugą go­dzinę stoję po kart­kowy ochłap, gdy wi­dzę pcha­ją­cego się do lady świń­skiego blon­dyna w mi­li­cyj­nej, nie­bie­skiej ko­szuli. – Czego ten tu szuka? – obu­rzam się w my­ślach. Po kilku dniach, gdy na­ty­kam się na niego przed szpi­ta­lem, w któ­rym pra­cuje mój kon­spi­ra­cyjny zna­jomy, orien­tuję się, że szu­kał mnie, bo mięso miał prze­cież w mi­li­cyj­nych „Kon­su­mach”, gdzie mógł ku­pić znacz­nie wię­cej niż ja w osie­dlo­wym skle­pie. Ani płace, ani ceny w PRL nie od­da­wały więc ów­cze­snej rze­czy­wi­sto­ści, w tym tego, że byli w niej równi i rów­niejsi.

Warto jesz­cze zwró­cić uwagę na skalę in­fla­cji w tam­tych cza­sach. W 1985 roku wy­no­siła 15 proc. rocz­nie. W pięć lat póź­niej, w 1990 roku, się­gnęła pra­wie 600 proc. Tak szybko to po­szło, choć w in­nej, sztucz­nie re­gu­lo­wa­nej go­spo­darce. Ale zbi­cie tej hi­per­in­fla­cji do po­ni­żej 5 proc. rocz­nie (a na­wet do ujem­nej, od czerwca 2014 do stycz­nia 2017 roku) za­jęło, już we współ­cze­snej, ryn­ko­wej Pol­sce, po­nad 20 lat, po­czy­na­jąc od „szo­ko­wej te­ra­pii” Leszka Bal­ce­ro­wi­cza z po­czątku lat 90.

Kiedy pi­szę te słowa, in­fla­cja w Pol­sce jest już bli­ska 18 proc. „Wia­do­mo­ści” TVP za­pew­niają, że bar­dziej nie wzro­śnie. Tyle że „Wia­do­mo­ści” są dziś rów­nie wia­ry­godne, jak „Try­buna Ludu” z lat opi­sy­wa­nych w tej książce. Ale to już zu­peł­nie inna hi­sto­ria...

An­drzej Kra­jew­ski

War­szawa, li­sto­pad 2022 r.PRZED­MOWA DA­RIU­SZA FI­KUSA Z 1987 ROKU

O czym jest ta książka? Jest to dzien­ni­kar­ska opo­wieść o tym, co wy­da­rzyło się w na­szym kraju mię­dzy lip­cem 1982 a sierp­niem 1986 roku. Jest to re­la­cja spe­cjalna dzien­ni­ka­rza, który to­wa­rzy­szy ko­re­spon­den­tom za­chod­nim akre­dy­to­wa­nym w Pol­sce i pró­buje przy­bli­żyć im wy­da­rze­nia kra­jowe tak, aby były one strawne i in­te­re­su­jące dla eg­zo­tycz­nego nie­kiedy od­biorcy. Kra­jew­ski to­wa­rzy­szy naj­pierw ja­poń­skim ko­re­spon­den­tom dzien­nika „Yomiuri Shim­bun”, naj­więk­szej ga­zety na świe­cie, a na­stęp­nie ko­re­spon­den­towi „The Wa­shing­ton Post”, czyli pi­sma ame­ry­kań­skich kon­gres­me­nów, se­na­to­rów, wyż­szych urzęd­ni­ków, praw­dzi­wej elity USA, któ­rej opi­nia o Pol­sce i Po­la­kach nie jest nam by­naj­mniej obo­jętna.

Osią, wo­kół któ­rej sku­piają się wszyst­kie wy­da­rze­nia tych lat, jest walka mię­dzy wła­dzą a spo­łe­czeń­stwem pol­skim, mię­dzy aro­ganc­kim rzą­dem ge­ne­ra­łów a prze­śla­do­waną, ze­pchniętą do pod­zie­mia „So­li­dar­no­ścią”. A także sto­sunki mię­dzy rzą­dzącą par­tią ko­mu­ni­styczną a spra­wu­ją­cym rząd dusz ko­ścio­łem ka­to­lic­kim. Te­ma­tów do­star­cza samo ży­cie; de­mon­stra­cje, dużo de­mon­stra­cji, ma­sa­kra w Lu­bi­nie, strajki, skry­to­bój­stwa i po­grzeby ofiar, uro­czy­sto­ści pa­trio­tyczne i rocz­nice, mię­dzy in­nymi 40. rocz­nica po­wsta­nia w Get­cie War­szaw­skim, Na­groda No­bla dla Wa­łęsy, druga wi­zyta Pa­pieża w oj­czyź­nie, za­mor­do­wa­nie Grze­go­rza Prze­myka i księ­dza Je­rzego Po­pie­łuszki – żeby wy­li­czyć tylko naj­waż­niej­sze wy­da­rze­nia tych lat.

Nie jest na­szą, spo­łe­czeń­stwa, winą, iż to, co głów­nie przy­ciąga uwagę ko­re­spon­den­tów za­chod­nich, dzieje się mię­dzy cmen­ta­rzem, de­mon­stra­cją uliczną a im­prezą ko­ścielną. To jest wła­śnie spe­cy­fika pol­ska. Można się oczy­wi­ście za­sta­na­wiać, czy aku­rat te wy­da­rze­nia były istot­nie naj­waż­niej­szą tre­ścią tych lat? Czy gdy­by­śmy nie pa­trzyli okiem za­gra­nicz­nego ko­re­spon­denta szu­ka­ją­cego z jed­nej strony sen­sa­cji, ak­tu­al­nych wia­do­mo­ści („news”), a z dru­giej cze­goś naj­bar­dziej ty­po­wego dla da­nego kraju, a więc czy z na­szego punktu wi­dze­nia rów­nież za­ak­cep­to­wa­li­by­śmy ten wy­bór?

Za­sta­na­wia­łem się bar­dzo po­waż­nie nad od­po­wie­dzią na to py­ta­nie, jest ono bo­wiem klu­czowe, ale z ca­łym prze­ko­na­niem mogę od­po­wie­dzieć: tak, to były te naj­waż­niej­sze, naj­istot­niej­sze pol­skie sprawy tych lat. Nie zna­la­zły one, nie­stety, peł­nego oświe­tle­nia w ofi­cjal­nej pra­sie, co wię­cej, były czę­sto przed­mio­tem wy­jąt­kowo per­fid­nej ma­ni­pu­la­cji, tym bar­dziej przeto za­słu­gują na obiek­tywne zre­la­cjo­no­wa­nie, zaś zwię­złość stylu, trzy­ma­nie się fak­tów, oszczęd­ność ko­men­ta­rza – a więc ce­chy cha­rak­te­ry­styczne dla prasy za­chod­niej – sta­no­wią do­dat­kową za­letę tej re­la­cji.

Nie wiemy, co z ma­te­riału pod­su­nię­tego przez An­drzeja Kra­jew­skiego wy­ko­rzy­stali Ja­poń­czycy Ry­uji Na­ka­zono, a póź­niej To­shio Mi­zu­shima czy Ame­ry­ka­nin Gra­ham Bra­dley, co prze­ka­zali swoim czy­tel­ni­kom; nie wiemy albo ści­ślej: wiemy nie w pełni. Mo­żemy mieć jed­nak pew­ność, że ko­re­spon­denci owi dys­po­no­wali w miarę pełną in­for­ma­cją o spra­wach naj­waż­niej­szych, wy­da­rze­niach naj­istot­niej­szych dla miesz­kań­ców kraju nie­for­tun­nie po­ło­żo­nego mię­dzy Bu­giem a Odrą.

Czy w tym dość po­wszech­nym uwraż­li­wie­niu na to, jak nas wi­dzą i opi­sują dzien­ni­ka­rze za­gra­niczni, nie ma pew­nej me­ga­lo­ma­nii? Czy jest to ob­jaw zdrowy, że tak bar­dzo cie­kawi nas, jak wy­pad­nie nasz ob­raz w oczach in­nych? My­ślę, że i na to py­ta­nie trzeba od­po­wie­dzieć szcze­rze.

Ow­szem, jest w tym szczypta me­ga­lo­ma­nii, ale po pierw­sze – je­ste­śmy spo­łe­czeń­stwem uwraż­li­wio­nym na to, co się o nas mówi i pi­sze, dla­tego, że mamy świa­do­mość na­szej nie­sa­mo­dziel­nej roli, świa­do­mość, w jak du­żym stop­niu za­le­żymy od woli mo­carstw, od ich sta­no­wi­ska, i to nie tylko rzą­dów, ale rów­nież wpły­wo­wych grup na­ci­sku, od opi­nii świa­to­wej.

A po dru­gie – to, co pi­szą o nas ko­re­spon­denci, wraca do nas jak bu­me­rang przez pol­sko­ję­zyczne sta­cje ra­diowe, a w naj­bliż­szym praw­do­po­dob­nie cza­sie bę­dzie do­cie­rało także przez te­le­wi­zję sa­te­li­tarną. W ten od­bity, okrężny spo­sób in­for­ma­cje za­ta­jane lub prze­kła­my­wane przez ofi­cjalne środki prze­kazu w czy­stym kształ­cie do­cie­rają do od­biorcy kra­jo­wego.

Pro­szę so­bie przy­po­mnieć, jak istotną rolę w klu­czo­wym 1956 roku ode­grały ko­re­spon­den­cje Fi­lipa Bena, przed­sta­wi­ciela „Le Monde” w War­sza­wie. Do jego po­koju w ho­telu Bri­stol na Kra­kow­skim Przed­mie­ściu piel­grzy­mo­wali dy­gni­ta­rze par­tyjni i urzęd­nicy pań­stwowi, nie mó­wiąc o czo­ło­wych dzien­ni­ka­rzach. Zno­szono mu ukrad­kiem wia­do­mo­ści, skon­fi­sko­wane ar­ty­kuły, do­ku­menty, uła­twiano do­stęp do ste­no­gra­mów par­tyj­nych kon­wen­ty­kli, wszystko to z pełną świa­do­mo­ścią, że wia­do­mo­ści te ro­zejdą się na­stęp­nego dnia na cały kraj przez któ­rąś z pol­sko­ję­zycz­nych sta­cji ra­dio­wych na Za­cho­dzie. Pi­sze o tym ob­szer­nie w swo­ich wspo­mnie­niach były szef Roz­gło­śni Pol­skiej Ra­dia Wolna Eu­ropa, Jan No­wak, czyli Zdzi­sław Je­zio­rań­ski („Wojna w ete­rze”). Po­dobną rolę speł­niali w la­tach osiem­dzie­sią­tych Dan Fi­sher, Krzysz­tof Bo­biń­ski, Hella Pick, Jan Krauze, Ke­vin Ru­ane, Mi­chael Kauf­man, Bra­dley Gra­ham i inni.

Czy­tel­nik w Pol­sce wie, że nie może ufać miej­sco­wym środ­kom prze­kazu. Nie są to bo­wiem spo­łeczne środki prze­kazu, jak to jest w de­mo­kra­tycz­nych kra­jach świata, w któ­rych prasa znaj­duje się w rę­kach licz­nych par­tii po­li­tycz­nych, pod wpły­wem róż­nych grup na­ci­sku i wy­raża zróż­ni­co­wane opi­nie, spo­śród któ­rych czy­tel­nik może wy­ło­wić so­bie te, które mu naj­bar­dziej od­po­wia­dają. Na­sze me­dia po­zo­stają na wy­łącz­nych usłu­gach rzą­dzą­cej par­tii ko­mu­ni­stycz­nej, która spra­wuje fak­tyczny mo­no­pol nad całą in­for­ma­cją.

Zro­zu­miał to do­sko­nale je­den z ne­ga­tyw­nych bo­ha­te­rów książki Kra­jew­skiego – Je­rzy Urban, rzecz­nik pra­sowy rządu. Stwier­dził on wprost: _Ad­re­sa­tem tego, co mó­wię_ (na kon­fe­ren­cjach pra­so­wych – przyp. D.F.) _nie jest wy­łącz­nie ani na­wet przede wszyst­kim za­chod­nia opi­nia pu­bliczna. W pierw­szym rzę­dzie wy­po­wia­dam się z my­ślą o pol­skim spo­łe­czeń­stwie. Wro­gie nam ko­men­ta­rze, plotki po­przez za­chod­nie roz­gło­śnie do­cie­rają do czę­ści pol­skiego spo­łe­czeń­stwa, a po­tem w sze­ro­kich krę­gach krążą prze­ka­zy­wane z ust do ust_. I z tego pa­ra­doksu, że „rzecz­nik pol­skiego rządu in­for­muje Po­la­ków nie­jako po­przez dzien­ni­ka­rzy za­gra­nicz­nych”, Je­rzy Urban musi się gę­sto tłu­ma­czyć. Tym sa­mym jed­nak przy­znaje, że ta schi­zo­fre­niczna sy­tu­acja jest pol­ską spe­cjal­no­ścią, że wy­nika ona z głę­bo­kiej, utrwa­lo­nej nie­uf­no­ści do zmo­no­po­li­zo­wa­nych przez par­tię mass me­diów.

Wpro­wa­dze­nie stanu wo­jen­nego, bru­talna li­kwi­da­cja wszel­kiego, nie tylko związ­ko­wego, ale także in­for­ma­cyj­nego plu­ra­li­zmu, spra­wiły, że na­stą­pił to­talny upa­dek wia­ry­god­no­ści prasy i za­ufa­nia do kra­jo­wych dzien­ni­ka­rzy. We­dług ba­dań ofi­cjal­nego ośrodka pra­so­wego, prze­szło 60 proc. do­ro­słej lud­no­ści Pol­ski nie jest obec­nie w sta­nie wy­mie­nić choćby jed­nego na­zwi­ska dzien­ni­ka­rza, który za­słu­gi­wałby na za­ufa­nie. De­kla­ro­wane za­ufa­nie po­zo­sta­łych 40 proc. opiera się na do­mnie­ma­niu ewen­tu­al­nej kom­pe­ten­cji dzien­ni­ka­rzy (mają wię­cej in­for­ma­cji, znają się na tym, o czym pi­szą), bar­dzo zaś rzadko – na prze­ko­na­niu o ich uczci­wo­ści (tzn. że wie­rzą w to, co pi­szą). Tylko 34 proc. an­kie­to­wa­nych (próba lo­sowa, wska­zu­jąca na ogólne ten­den­cje) uznaje ofi­cjalne mass me­dia za godne za­ufa­nia jako źró­dło in­for­ma­cji (bo już nie ocen i opi­nii).

Je­śli nie można ufać wła­snej in­for­ma­cji, trzeba jej szu­kać gdzie in­dziej. Z kra­jo­wych ba­dań wy­nika rów­nież, że w sy­tu­acjach ja­kie­go­kol­wiek po­waż­niej­szego kry­zysu na świe­cie, czy w kraju, liczba słu­cha­czy pol­sko­ję­zycz­nych sta­cji ra­dio­wych ro­śnie gwał­tow­nie i wy­nosi bli­sko 1/3 ogółu spo­łe­czeń­stwa.

Tak więc rów­nież z na­szego punktu wi­dze­nia ogrom­nie ważną kwe­stią jest spo­sób in­for­mo­wa­nia ko­re­spon­den­tów za­gra­nicz­nych o pro­ble­mach na­szego ży­cia w ca­łej jego zło­żo­no­ści. A to w du­żym stop­niu za­leży wła­śnie od roli owych po­śred­ni­ków – tłu­ma­czy i prze­wod­ni­ków, ta­kich, ja­kim dla Ja­poń­czy­ków i Ame­ry­ka­nina był An­drzej Kra­jew­ski. Speł­niał on wo­bec nich rolę swego ro­dzaju „ci­ce­rone” – prze­wod­nika, tylko że nie po mu­ze­ach i za­byt­kach na­szego kraju, ale po jego ży­wej tkance – spo­łecz­nej, po­li­tycz­nej, a także hi­sto­rycz­nej.

Uwa­żam tę pracę za bar­dzo in­te­re­su­jącą nie tylko dla re­kon­struk­cji wy­da­rzeń hi­sto­rycz­nych, ale także dla uka­za­nej w niej tech­niki pracy dzien­ni­ka­rza za­chod­niego wy­ko­nu­ją­cego swe obo­wiązki w nie­zwy­kle trud­nych wa­run­kach sta­łego osa­cze­nia i in­wi­gi­la­cji przez Służbę Bez­pie­czeń­stwa, upo­rczy­wej walki o stale blo­ko­wany przez wła­dze do­stęp do źró­deł in­for­ma­cji. Dla­tego wła­śnie książkę tę go­rąco po­le­cam życz­li­wej uwa­dze Czy­tel­ni­ków.

Da­riusz Fi­kusLI­TERA, NA KTÓRĄ NIE ZA­CZYNA SIĘ ŻADNE POL­SKIE SŁOWO

W lipcu 1982 roku An­drzej Krzysz­tof Wró­blew­ski, były dzien­ni­karz „Po­li­tyki” spy­tał, czy nie chciał­bym pra­co­wać dla war­szaw­skiego ko­re­spon­denta „Yomiuri Shim­bun”, naj­więk­szej ga­zety świata – 14 mi­lio­nów dzien­nego na­kładu, osiem wy­dań od rana do wie­czora, 4 ty­siące pra­cow­ni­ków re­dak­cyj­nych. Zbyt za­jęty nie by­łem, pra­co­wa­łem tylko dla mie­sięcz­nika „Firma”, więc spró­bo­wa­łem. Ry­uji Na­ka­zono oka­zał się być tę­ga­wym, uśmiech­nię­tym, bar­dzo spo­koj­nym Ja­poń­czy­kiem po czter­dzie­stce. W biu­rze miesz­czą­cym się w willi na war­szaw­skim Mo­ko­to­wie przy­jął mnie tak uprzej­mie, jakby to on sta­rał się o pracę u mnie. Po­pro­sił o zdję­cie obu­wia i po­czę­sto­wał her­batą.

Był 21 lipca, trwało po­sie­dze­nie sejmu, więc ten dzień spę­dzi­łem przy te­le­wi­zo­rze, na­gry­wa­jąc i tłu­ma­cząc na an­giel­ski frag­menty wy­stą­pień sej­mo­wych, przede wszyst­kim – szefa Woj­sko­wej Rady Oca­le­nia Na­ro­do­wego (WRON), ge­ne­rała Woj­cie­cha Ja­ru­zel­skiego. Tak jak ocze­ki­wano, stan wo­jenny zo­stał utrzy­many. Z in­ter­no­wa­nia zwol­niono 913 osób, 314 do­stało urlopy. Wy­szły wszyst­kie ko­biety. W obo­zach po­zo­stało 637 osób, w tym Lech Wa­łęsa. Ge­ne­rał za­po­wie­dział moż­li­wość za­wie­sze­nia stanu wo­jen­nego przed koń­cem roku, oznaj­mia­jąc, iż w ta­kim przy­padku WRON wy­stąpi o prze­ka­za­nie Ra­dzie Mi­ni­strów „szcze­gól­nych upraw­nień”.

------------------------------------------------------------------------

Woj­skowa Rada Oca­le­nia Na­ro­do­wego po­wstała w nocy 12 grud­nia 1981 roku. Nie miała umo­co­wa­nia w Kon­sty­tu­cji. Skła­dała się z 17 ge­ne­ra­łów i 5 puł­kow­ni­ków. Jej do­wódca, gen. ar­mii Woj­ciech Ja­ru­zel­ski, był jed­no­cze­śnie I se­kre­ta­rzem rzą­dzą­cej par­tii (PZPR), pre­mie­rem rządu i mi­ni­strem obrony na­ro­do­wej, a w skła­dzie WRON było trzech mi­ni­strów, szef Urzędu Rady Mi­ni­strów i czte­rech wi­ce­mi­ni­strów obrony. W 2006 roku człon­ko­wie WRON zo­stali oskar­żeni przez pro­ku­ra­to­rów In­sty­tutu Pa­mięci Na­ro­do­wej o po­peł­nie­nie zbrodni ko­mu­ni­stycz­nej po­le­ga­ją­cej na kie­ro­wa­niu zor­ga­ni­zo­wa­nym związ­kiem prze­stęp­czym o cha­rak­te­rze zbroj­nym, czyli juntą woj­skową. W 2012 r. gen. Cze­sław Kisz­czak zo­stał ska­zany na 2 lata wię­zie­nia w za­wie­sze­niu. Po­zo­stali człon­ko­wie WRON zmarli wcze­śniej albo wy­łą­czono ich sprawy ze względu na stan zdro­wia lub błąd pro­ku­ra­tury (nie ob­ję­cie oskar­że­niem gen. Mi­chała Ja­ni­szew­skiego). W. Ja­ru­zel­ski zmarł w 2014 r., M. Ja­ni­szew­ski w 2016.

------------------------------------------------------------------------

Za­brzmiały też pierw­sze tony mar­sza po­grze­bo­wego dla „So­li­dar­no­ści”, któ­rej dzia­ła­cze i człon­ko­wie _kon­spi­ru­jąc, ją­trząc, or­ga­ni­zu­jąc awan­tur­ni­cze wy­bryki, spy­chają swoją or­ga­ni­za­cję ku sa­mo­znisz­cze­niu. Jesz­cze i dziś wzno­szą się nie­raz roz­ca­pie­rzone palce. Na tę li­terę nie za­czyna się żadne pol­skie słowo. Od niej w Pol­sce nie bę­dzie le­piej. Może być tylko go­rzej_. Te słowa ge­ne­rała Ja­ru­zel­skiego utrwa­liły się naj­bar­dziej w na­szej pa­mięci. Zna­cząca była za­po­wiedź „od­bu­dowy” związ­ków za­wo­do­wych: _Ruch związ­kowy musi się od­ro­dzić. Jest on kla­sie ro­bot­ni­czej, lu­dziom pracy ży­wot­nie po­trzebny. Wła­dza so­cja­li­stycz­nego pań­stwa wyj­dzie tej po­trze­bie ak­tyw­nie na spo­tka­nie_.

PZPR, ZSL i SD oraz kon­ce­sjo­no­wane or­ga­ni­za­cje ka­to­li­ków świec­kich czyli Sto­wa­rzy­sze­nie PAX, Chrze­ści­jań­skie Sto­wa­rzy­sze­nie Spo­łeczne (ChSS) i Pol­ski Zwią­zek Ka­to­licko-Spo­łeczny (PZKS) pod­pi­sały de­kla­ra­cję o utwo­rze­niu Pa­trio­tycz­nego Ru­chu Od­ro­dze­nia Na­ro­do­wego (PRON). Po­wsta­jące od kilku mie­sięcy lo­kalne ko­mi­tety oca­le­nia, po­ro­zu­mie­nia i od­ro­dze­nia, tak zwane OKON-y (Oby­wa­tel­skie Ko­mi­tety Od­ro­dze­nia Na­ro­do­wego), po­cząt­kowo two­rzone z ini­cja­tywy „sta­rych to­wa­rzy­szy par­tyj­nych” z cza­sem miały za­stą­pić do­tych­cza­sowy Front Jed­no­ści Na­rodu.

------------------------------------------------------------------------

Na czele PRON sta­nął ka­to­licki pi­sarz, dzia­łacz PAX-u Jan Do­bra­czyń­ski, człon­kami in­dy­wi­du­al­nymi byli mię­dzy in­nymi: Irena Sze­wiń­ska, Jan To­ma­szew­ski, Woj­ciech Sie­mion, Zbi­gniew Re­liga, Mi­ko­łaj Ko­za­kie­wicz, a człon­kami zbio­ro­wymi wszyst­kie par­tie po­li­tyczne, związki za­wo­dowe, ZHP, związki spor­towe i tu­ry­styczne. PRON zo­stał roz­wią­zany je­sie­nią 1989 roku.

------------------------------------------------------------------------

Na­ka­zono po­pro­sił, abym do końca lipca przy­cho­dził co­dzien­nie na kilka go­dzin. Miał to być okres próbny. I tak za­czą­łem pracę jako tłu­macz dwóch ko­re­spon­den­tów „Yomiuri Shim­bun”, a od li­sto­pada 1984 roku do wy­jazdu z Pol­ski w sierp­niu 1986 – ko­re­spon­den­tów „The Wa­shing­ton Post”. Wsze­dłem do grona około stu osób pra­cu­ją­cych jako tłu­ma­cze przy akre­dy­to­wa­nych w Pol­sce dzien­ni­ka­rzach za­gra­nicz­nych. Każdy z nich za­trud­niał przy­naj­mniej jed­nego tłu­ma­cza, zaś biura więk­sze, ta­kie jak „The New York Ti­mes”, „The Wa­shing­ton Post”, agen­cje pra­sowe i sieci te­le­wi­zyjne – po kilku. Nie­liczni, pra­cu­jący od wielu lat z ko­re­spon­den­tami Po­lacy mieli sta­tus dzien­ni­kar­ski, czyli akre­dy­ta­cję wy­sta­wianą im przez MSZ.

Ge­ne­rał Woj­ciech Ja­ru­zel­ski na po­sie­dze­niu sejmu, 21 lipca 1982 r. Fot. Chris Nie­den­thal

Więk­szość tłu­ma­czy tra­fiała do pracy przez Agen­cję Pra­sową In­ter­press. W jej struk­tu­rze było Biuro Współ­pracy z Za­gra­nicą. Jaką rolę, poza po­mocą ję­zy­kową, peł­nili tłu­ma­cze In­ter­pressu pra­cu­jący u ko­re­spon­den­tów w War­sza­wie? Spy­ta­łem o to Krzysz­tofa Bo­biń­skiego, ko­re­spon­denta lon­dyń­skiego „Fi­nan­cial Ti­mes”, któ­rego zna­łem z okresu „So­li­dar­no­ści” 1980–1981. Bo­biń­ski od lat był w Pol­sce, po­cho­dzi z pol­skiej ro­dziny, żo­naty jest z Po­lką pra­cu­jącą w PAN.

------------------------------------------------------------------------

Pro­fe­sor Lena Ko­lar­ska-Bo­biń­ska, so­cjo­log, twór­czyni In­sty­tutu Spraw Pu­blicz­nych, w czerwcu 2009 roku wy­brana na eu­ro­po­słankę Plat­formy Oby­wa­tel­skiej z Lu­blina. 2013–2015 mi­ni­ster na­uki i szkol­nic­twa wyż­szego.

------------------------------------------------------------------------

Krzysz­tof do­sko­nale mówi w na­szym ję­zyku i jest naj­lep­szym znawcą spraw pol­skich wśród ko­re­spon­den­tów za­gra­nicz­nych. Wie­dzia­łem, że przez parę mie­sięcy po wpro­wa­dze­niu stanu wo­jen­nego za­trud­niał Mirka Ko­wal­skiego, zna­nego mi z „So­li­dar­no­ści”. Od­wie­dzi­łem Bo­biń­skiego w jego biu­rze, czyli miesz­kanku w wie­żowcu przy Kró­lew­skiej urzą­dzo­nym ze skąp­stwem god­nym or­ganu wiel­kiej fi­nan­sjery (nie miał tam na­wet li­nii te­lek­so­wej, od­bie­ra­ją­cej ser­wis Pol­skiej Agen­cji Pra­so­wej i Reu­tera, co było mi­ni­mum łącz­no­ści z Pol­ską i świa­tem).

Mi­li­cja prze­pę­dza ko­biety pil­nu­jące krzyża z kwia­tów na placu Zwy­cię­stwa (obec­nie Pił­sud­skiego) w War­sza­wie, 16 sierp­nia 1982 r. Fot. Chris Nie­den­thal

Pod­czas spa­ceru po oko­licy – u niego, jak w biu­rze każ­dego ko­re­spon­denta, le­piej było nie oma­wiać spraw waż­nych – spy­ta­łem jak za­ła­twił za­trud­nie­nie Mirka. Uzy­ska­łem nie­wiele. Ko­wal­ski pró­bo­wał zło­żyć pa­piery w sto­łecz­nym Wy­dziale Za­trud­nie­nia przy Ka­ro­wej, tam jed­nak wy­ma­gali świa­dec­twa z ostat­niego miej­sca pracy, któ­rym był Re­gion Ma­zow­sze NSZZ „So­li­dar­ność”. Bo­biń­ski zre­zy­gno­wał z tej współ­pracy przede wszyst­kim dla­tego, że czy­ta­nie pol­skiej prasy i wy­naj­dy­wa­nie w niej sprzecz­no­ści, o które póź­niej z miną za­spa­nego mi­sia wy­py­ty­wał pod­czas wtor­ko­wych kon­fe­ren­cji mi­ni­stra Urbana, było tym, co, jak mi po­wie­dział, sam lu­bił ro­bić naj­bar­dziej. In­nych po­my­słów na do­wie­dze­nie się, jak na­prawdę wy­gląda re­la­cja tłu­macz–wła­dze nie mia­łem. Po­sta­no­wi­łem za­tem pra­co­wać i cze­kać, co przy­nie­sie przy­szłość.

------------------------------------------------------------------------

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki

------------------------------------------------------------------------
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: