- W empik go
Krew Aczoli. Dziesięć lat po zapomnianej wojnie na północy Ugandy - ebook
Krew Aczoli. Dziesięć lat po zapomnianej wojnie na północy Ugandy - ebook
Wstrząsające wspomnienia świadków i uczestników jednej z najbardziej przerażających wojen w kraju określanym Perłą Afryki. Autor ukazuje, jak dziesięć lat po koszmarze wygląda życie na północy Ugandy naznaczonej rebelią rozpętaną przez Josepha Kony’ego w imię... Dziesięciu Przykazań? Książka zdradza, co myślą Ugandyjczycy o trzydziestu latach rządów prezydenta Yoweri Museveniego. Stanowi zapis tego, co mówią ludzie poznawani w drodze – ofiary Bożej Armii Oporu i wojsk rządowych.
* * *
Autor wprowadza na polski rynek wydawniczy pozycję poświęconą konfliktowi na północy Ugandy, w której głos oddaje tym, których konflikt ten dotknął w najgłębszy sposób. Czytając „Krew Aczoli" miałem wrażenie, że stanowi ona doskonałe dopełnienie „Nocnych wędrowców" Wojciecha Jagielskiego i „Dzieci-żołnierze. Kalami idzie na wojnę" Giuseppe Carrisiniego. To właśnie wyniki bezpośrednich rozmów, w formie wywiadów pogłębionych, są największą wartością publikacji.
dr hab. Andrzej Polus, Polskie Centrum Studiów Afrykanistycznych
Wojna zawsze jest straszna, ale w Afryce straszniejsza. Wie to każdy, kto ją widział, o niej słyszał lub choćby przeczytał „Strategię antylop” Jeana Hatzfelda. Potwierdza to świetna książka Krzysztofa Błażycy o ponad dwudziestoletniej, okrutnej i mało znanej wojnie w Ugandzie. Wstrząsająca i piękna zarazem.
Tadeusz Biedzki, „W Piekle eboli”, „Dziesięć bram świata”
Kategoria: | Opowiadania |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7823-965-9 |
Rozmiar pliku: | 36 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
HSM – Holy Spirit Movement, rebelia Aczoli przeciw rządowi Yoweri Museveniego, rozpoczęta w 1986 roku przez Severino Lukoyę, a następnie przejęta i poprowadzona przez jego córkę, Alice Lakwenę.
HSF – Holy Spirit Forces, zryw parareligijno-militarny z inspiracji Alice Lakweny, wchłonięty przez HSM.
LRA – Lord’s Resistance Army, formacja utworzona przez Josepha Kony’ego, siostrzeńca Lakweny. Początkowo działali jako Holy Spirit Movement II, Lord’s Salvation Army, United Democratic Christian Forces, od 1991 roku jako Lord’s Resistance Army.
LRM – Lord’s Resistance Movement, skrzydło polityczne LRA.
NRM – National Resistance Movement, rządząca partia Ugandy, utworzona w 1986 roku przez Yoweri Museveniego.
NRA – National Resistance Army, militarne skrzydło NRM. Od 1995 roku przemianowana na UPDF.
UPDF – Uganda People Defence Force, armia Republiki Ugandy.
UPDA – Uganda People’s Democratic Army, rebelianckie oddziały Aczoli, uformowane przez Odonga Lateka, byłego żołnierza UNLA, w reakcji na obalenie przez Museveniego rządu pochodzącego z Aczoli Tito Okello. Okres działalności UPDA to lata 1986–1988. Część bojowników zasiliła potem oddziały LRA.
UNLF – Uganda National Liberation Front, polityczna grupa zawiązana w 1979 roku na uchodźstwie w Tanzanii, jako opozycja wobec reżimu Idi Amina.
UNLA – Uganda National Liberation Army, militarne skrzydło UNLF, pokonana w styczniu 1986 roku, przez NRA.
UPC – Uganda People’s Congress, partia rządząca za Miltona Obote.
IDP – Internal Displaced Person, osoba wewnętrznie przesiedlona, w czasie wojny na północy Ugandy prawie dwa miliony osób zostało przesiedlonych przymusowo do utworzonych IDP camps.
SPLA – Sudan People’s Liberation Army, zawiązana w 1983 roku, przez Johna Garanga,, dążyła do autonomii Sudanu Południowego; od 2011 roku armia Sudanu Południowego.
ADF – Allied Democratic Forces, islamska grupa militarna zawiązana w zachodniej części Ugandy w roku 1996, która działania przeniosła w rejon kongijskiego Kivu. Powiązana z somalijską Al Shabab.
FDC – Forum for Democratic Change, istniejąca od 2004 najważniejsza partia opozycyjna wobec NRM, związana z rywalem Museveniego w wyborach prezydenckich, doktorem Kizza Besigye.
ICC – International Criminal Court, Międzynarodowy Trybunał Karny w Hadze, w 2005 wydał list gończy za pięcioma z dowódców LRA.
UN – United Nations, Organizacja Narodów ZjednoczonychWprowadzenie
Odkąd w roku 1986 władzę w Ugandzie przejął Yoweri Kaguta Museveni, obalając pochodzącego z ludu Aczoli generała Tito Okello, w ciągu kolejnych lat prezydentury rewolucjonisty z Banyankole krajem wstrząsnęło dwadzieścia sześć rebelii. Najtragiczniejsze w skutkach były parareligijne Holy Spirit Movement i Holy Spirit Forces zawiązane przez prorokinię Alice Lakwenę i jej ojca Severino Lukoyę. Choć te dwie formacje szybko uległy rozpadowi, to właśnie z nich w 1987 roku wyłoniła się trzecia głowa hybrydy – Lord’s Resistance Army (LRA), poprowadzona przez siostrzeńca Lakweny, Josepha Kony’ego. I wtedy zaczął się koszmar...
Trwająca ponad dwadzieścia lat na terenie północnej Ugandy, południowego Sudanu i w lasach Demokratycznej Republiki Konga wojna Josepha Kony’ego, to jeden z najbardziej mrocznych konfliktów w najnowszej historii Afryki. Sześćdziesiąt tysięcy uprowadzonych dzieci, ponad sto tysięcy osób wymordowanych, blisko dwa miliony wysiedlonych w wyniku operacji przeciw LRA podjętych przez wojska rządowe – to bilans konfliktu, który naznaczył traumą kraj Aczoli, po dziś dzień.
Poszukiwany od 2005 roku przez Międzynarodowy Trybunał Karny Joseph Kony obecnie ukrywa się w lasach Republiki Środkowoafrykańskiej, gdzie liczące kilkuset bojowników bandyckie oddziały LRA sieją terror wśród lokalnej ludności, dokonując grabieży i uprowadzeń.
Alice Lakwena zmarła w 2007 roku w Kenii, w obozie dla przesiedleńców Dadaab, gdzie gromadziła wokół siebie grono wyznawców.
Severino Lukoya zaś mieszka w Gulu. I tam też go odnalazłem. Stoi na czele swojego New Jerusalem Tabernacle Church, zapowiadając koniec czasów. Zanim to jednak nastąpi, starzec chce jeszcze zorganizować Big Christmas ku czci swojej córki Lakweny.
Wśród zwykłych ludzi natomiast wciąż jest wiele łez. I wiele historii, które potrzebują być wypowiedziane.
Ta książka to zapis spotkań z niektórymi z nich. Opowieść o zbrodniach, bólu, lęku, ale też o przebaczeniu i nadziei. O wierze, że ostatnie słowo nie należy do demonów, które w tamtych dniach zakradały się do ludzkich dusz.
Widziałem dobro w oczach, które zobaczyły zbyt wiele. Patrzyłem w twarze, które chciano pozbawić ludzkiego oblicza. Słyszałem głosy łamiące się wobec wspomnień. Wypowiadaliśmy imiona. Razem milczeliśmy i płakaliśmy.
Bo te historie są prawdziwe...
SPOTKANIA
Stephen Raphael Kilama, uprowadzony przez LRA, wcielony do oddziału pod dowództwem ściganego potem przez Międzynarodowy Trybunał Karny Okota Odhiambo.
Brenda Aliga, pielęgniarka i terapeutka pracująca w ośrodku pomocy dzieciom Saint Jude w Gulu, ocalała z masakr, świadek zbrodni dokonywanych przez LRA.
David Okullu, z Pabo, gdzie w czasie rebelii mieścił się największy IDP camp, twórca Solidarity for Rural Development Organisation, działającej na rzecz pomocy i rozwoju lokalnych społeczności.
Matia Lumumba Kivanuka, były ambasador Ugandy przy ONZ, emerytowany minister i doradca w rządzie Museveniego, profesor uniwersytecki, ekspert ds. stosunków mędzynarodowych.
Kenneth Banya, były major armii rządowej za czasów Miltona Obote, pilot samolotów bojowych, do 2004 roku gruba ryba LRA, brygadier, mózg operacyjny rebelii i prawa ręka Josepha Kony’ego.
Elio Croce, z Włoch, kieruje ośrodkiem Saint Jude Centre i szpitalem Lacor, świadek przemian w kraju, wojen i rzezi, z których sporządzał dokumentacje wysyłane do Hagi.
Ramon VargaS, pochodzi z Ekwadoru, w Gulu od 1994 roku, razem z Elio zbierali ciała porzucone w rowach, impregnuje kwiaty.
Abwo Lawokio Okol, z Kitgum, w młodości walczył w 60. brygadzie rebelii Alice Lakweny, nauczyciel w lokalnej szkole, źródło informacji o ceremoniach mato oput i nyono ton gweno.
Severino Lukoya, ojciec Alice Lakweny, mówi o sobie, że jest bogiem ojcem, inni nazywają go szatanem, niesławna legenda, początek rebelii wśród Aczoli, stary człowiek.
Lilly Atong, porwana w wieku dwunastu lat przez LRA, od czternastego roku życia jedna z szesnastu a potem dwustu żon Josepha Kony’ego, z którym ma piątkę dzieci.
John Baptist Odama, arcybiskup Gulu, w czasie rebelii lider Acholi Religious Peace Initiative, kilkakrotnie spotykał się z Konym, pierwszy afrykański laureat nagrody Budowniczego Pokoju.
Macleord Baker Ochola II, emerytowany anglikański biskup Kitgum, jeden z liderów Acholi Religious Peace Initiative, razem z Odamą wielokrotnie spotykał się z delegacją LRA.
Francis Dewez, z Holandii, w Ugandzie jeszcze od czasów sprzed niepodległości, całe życie poświęcił rozwojowi obszarów wiejskich, opowiada o latach rządów Idi Amina i Miltona Obote.
Oyare Raymonds, ze wsi Orom, uprowadzony przez LRA jako kilkunastolatek, wcielony pod bezpośrednią komendę Josepha Kony’ego.
Richard z Kitgum, uprowadzony przez LRA, brał udział w porwaniu dziewcząt z Aboke, dawny friend, jak mówi, sądzonego przez Międzynarodowy Trybunał Karny Dominica Ongwena.
Evelyn Akello, uprowadzona jako dziecko przez LRA, zmuszana do walki i zabijania, przyznaje, że wciąż ma koszmary.
Lino Ogor Owora, z Gulu, reprezentant i obrońca ofiar LRA, związany z Foundation for Justice and Development Initiatives.
Omulangira Federic Walugembe, książę Bugandy, prawnuk kabaki Mwangi, praprawnuk kabaki Mutesy, zmarł w październiku 2016 roku.
Otto Katto Asimwe, z zachodniej części kraju, opowiada o reżimie Miltona Obote.
Wojtek Mmale Ulman, franciszkanin Conv z Krakowa, twórca projektów dożywiania dzieci i stołówki w Matugga koło Kampali, od 2016 prowadzi Munyonyo Martyr’s Shrine.
William Komakech, z Kitgum, psycholog, członek lokalnej Komisji na Rzecz Pojednania.
Ronald Okello, z Gulu, autor opracowań dotyczących konfliktu na północy kraju, świadek zbrodni dokonywanych przez LRA i UPDF.
Josephat Diyuo, z Ghany, pracuje w rejonie Karamodża pośród ludu Karimodożongo.
Roland Kamuntu, z Kongo, pracował w rejonie Karamodża.
M., pojmany przez LRA, ważna osoba w Gulu, chce pozostać anonimowy, ma swoją wersję politycznej historii kraju.
Boguś Żero, misjonarz ojciec biały, ostrzelany przez LRA, na oku UPDF za działania antykorupcyjne i skompromitowanie informacji medialnych podawanych przez stronę wojskową.
Starzec Lokwa, mieszkaniec wioski w dolinie Tapac.
Lomer Peter Loboot, lokalny polityk z rejonu Karamodża.
Charles Bamuhiga, posterunkowy z doliny Tapac.
Shaban Rahmadan Al Mubaje, wielki mufti Ugandy, urzędujący przy Wielkim Meczecie Kadafiego.
Antonio Koffi z Togo, przyjaciel z dawnych lat w Zambii, w Nabulagala zajmował się historią tutejszych misji i męczenników z Namugongo.
Monika Krasoń, wolontariuszka w Gulu, terapeutka, dzięki jej staraniom powstał gabinet do rehabilitacji dzieci w ośrodku Saint Jude.Ludzie tutaj mówią, że Luwero jest duchem, który nawiedza Aczoli. Wojna, krew i te obrazy... Nie sposób by powstałe bez podszeptów demonów czyhających w wysokich trawach na obrzeżach Gulu, Atyak, Kitgum, Aboke...
To był czas terroru, życia na łasce rebeliantów i żołnierzy. Przyszli, zajęli żyzne tereny, pozakładali obozy. Kukurydza, fasola, rejony pod bronią... Robili na tym pieniądze, roznosili AIDS, kolekcjonowali kobiety, a ludzie jedli szczury, myszy... Tak się działo, widziałem, opowiada Ramon.
Rok 1996 był straszny. Mieliśmy wziąć konwój z Karuma. Całą drogę dokoła słychać było strzały...
Ale najgorszą poszkodowaną w wojnie jest prawda. Walkę z rebeliantami wykorzystano do karania Północy z powodu politycznego performance w przeszłości.
Ludzie mówili o war song jako rewanżu Aczoli, bo wciąż jest wiele miejsc, gdzie byli zabijani nie przez LRA, ale przez żołnierzy. Aresztowani zbiorowo, zatrzymywani, ładowani na ciężarówki, a gdy uciekali, wojsko strzelało do nich jak do zwierząt.
Do obozów wysiedlono prawie dwa miliony osób. Porzucone domy porósł busz, na polach grasowały zwierzęta. Chaos, głód, rozboje, brutalny, wymuszany seks... Starzy wykorzystywali młodych, młodzi gwałcili dojrzałe kobiety. Te stare rzucały przekleństwa...
Wojskowe wozy pancerne dostarczały żywność. Ironią losu ochrona żywności była ważniejsza niż obrona tych, dla których ją dostarczano. Nierzadko dzień po dystrybucji pojawiało się LRA. Rabowali wszystko.
W Pabo były przypadki, że ludzie otrzymywali do jedzenia posho z kawałkami rozdrobnionego szkła. Czy zrobiono to specjalnie, kto za tym stał?
Oczywiście miałem świadomość, że trafiam do kraju naznaczonego wojną. Akurat w tym okresie LRA miała swoje bazy na terenie Sudanu. Były nadzieje, że złożą broń, ale niestety, oni tylko się przegrupowali, pozyskiwali finanse i ciężki sprzęt z Chartumu.
Sytuacja była napięta, władza w rękach Baszira, który z Musevenim omawiał sporne kwestie południa.
W końcu spotkali się w Eldoret. Baszir, Museveni i Moi. Polityka i prayer breakfast, maniera amerykańska... Teraz czas na Afrykę, niech sami rozwiążą problemy, te nabrzmiałe napięcia wokół wsparcia Ugandy dla separatystów Garanga i punkt zapalny – dozbrajanie Kony’ego przez islamistów z północy.
Duch święty przemówił do mnie! – deklarował Kony. Lakwena się objawił.
Wzięli naszych do buszu, Omero i Ladino... Tam im powiedzieli, że walczą o Dziesięć Przykazań i że oni mają ludzi nauczać tego samego. Groteskowa kompilacja wierzeń, ci na to odpowiedzieli; więc im kazali się zamknąć.
Widziałem młodych wykorzystywanych dla pieniędzy...
Teraz, pomimo spokoju, te wszystkie problemy rebelii ciągle powracają. Co z nimi robić? Ludzie myślą: „Oni byli nasi”. Kiedyś. A dzisiaj? Życie już nie ma wartości. Zniszczone. Teraz mają duchy, a siebie posyłają do piekła. W tradycji Aczoli rzeczy trzeba załatwiać pokojowo. A to nie jest łatwe. Starzy ludzie, uważają, że całe zło się rozlało wśród Aczoli przez działanie złych duchów...
Znam przypadki dziewcząt zabranych do buszu jak dobra użytkowe, rozdzielane pomiędzy dowódców. Wielu słuchałem tych historii. W rozmowach osobistych, gdy przychodzili po pomoc i gdy chcieli wyznać ciemność, jaka zaległa w ich duszy. Tych, którzy musieli zabijać pod presją, a potem już to robili odruchowo. Mali chłopcy, mieli lat jedenaście, dwanaście. I dziewczynki, tak, dziewczynki również...
Na przykład taka Betty... Bała się używać maczety, bo duch zabitej osoby mógłby do niej powracać, ale gdy miała karabin, to naprawdę jej się podobało, bo to przecież nie ona, lecz broń sama zabijała ludzi odrzuconych przez Boga, tak mówiła... Rodzice, nie mogli uwierzyć, słuchając jej niewinnego głosu... Przyznała, że lubiła widzieć, jak płynęła krew. Nawet bardzo... A jeśli ktoś chciał uciec, łapali, odcinali ręce, a innym kazali iść dalej...
Bo wiesz, tu też taki fatalizm myśli, bierność wobec zdarzeń. Powiedzą: „Ja nie mogę nic zrobić”, no i się poddają...
Była kobieta zabrana do buszu, zniszczona kompletnie. Staraliśmy się jej pomóc, mały biznes, sprzedaż ziemniaków, cebuli, aby miała co robić, ale poddała się, nie potrafiła...
Jak pomóc w tej frustracji, uzależnieniach, traumie? Oni widzieli to wszystko, widzieli za wiele...
To właśnie w tych dniach dowiedziałem się, że tym, co definiuje wojnę, jest nie odgłos broni i bomb, ale cisza. Najbardziej bezwzględny, pozbawiony dźwięków upływ czasu... Cisza, która przeszywa w nocy, pozostawiając cię wiszącego nad przepaścią. Głuche drętwienie wypełniające powietrze. Dlatego w obozach i centrach handlowych całe dnie grzmiała muzyka. Jak gdyby osiągnięto milczącą zgodę, aby odpędzić duchy ciszy, które nawiedzały, nękały i zagrażały wyniszczeniem resztek człowieczeństwa pozostawionego w naszym chwiejnych życiu.
Carlos Soto, Tall Grass
Aż nastał czas przyrządzania naparów z gorzkich ziół i smarowania ciał olejem z orzechów drzewa shea. Rytuały oczyszczania duszy i pamięci, przez lata wypełnianych zapachem palonej słomy i swądem ludzkiego mięsa; krzykami kobiet zmuszanych do spożywania ciał zamordowanych mężów, dziewcząt hańbionych w imię boże i płaczem noworodków, urywanym tępym odgłosem czaszek roztrzaskiwanych o drzewa.
Rwodi, szefowie wiosek, przeprowadzali kolejnych chłopców i dziewczęta przez obrzędy mato oput. Ci ocalali od piekła stawali wobec niego raz jeszcze, by stać się wolnymi od winy i przekleństwa wioski, choć nie od przeszłości. A przecież musieli żyć. Więc tańczyli. O tak, tańczyli, dzieci i dorośli, wszyscy tańczyli bwola, zobacz...
Dzieci spędzały dnie i noce w ośrodkach pomocy. Były przyjmowane z wyrozumiałością. Dzieci z brzemieniem ciążących na nich zbrodni, jęczące nocami, dręczone przez koszmary, lękające się duchów zabitych, lacen, które teraz mogły i miały prawo przypominać, piętnować... Były też słowa zapewnień, że cokolwiek uczyniłeś, byłeś zmuszony do tego. To nie twoja wina. Nie jesteś złym dzieckiem. Wciąż ciebie kochamy. Wróć do nas, wioska ciebie przyjmie, czekamy, wróć, zaczniemy żyć od nowa...
Minęło dziesięć lat od ostatnich strzałów. Walka wygrana, lecz czy wojna? Kony wciąż się ukrywa, a w Gulu dokonuje się codzienność sumień układających się ze wspomnieniami. Są pijane noce w mundurach i dziewczyny uciekające po drogach. Za dnia kobiety siedzą na matach, sprzedając kasawę, matoke. Dzieci biegają. Ujadają psy.
Ludzie wciąż pamiętają bestię, która nie tak dawno temu grasowała na polach, gdzie porozrzucane groby przykrywają szczątki ukochanych. Dzesięć lat to niewiele... To niewiele...
– ...tu wciąż tyle traumy... tyle już widziano. – Monica kładzie na stole opatrunki i butelkę sody.
– W wioskach prawie wszyscy byli świadkami tortur. Trupy leżały w rowach. Elio jeździł więc po okolicy i zabierał ciała. Elio jest tutaj poważany. Dla ludzi on jest Aczoli. I Ramon... Byli tam. I w Kalongo zapytaj, gdzie w kościele Królowej Różańca schronili pozostałych, zanim przyszli rebelianci...
Świerszcze tak głośne... I wieczór tak ciepły...
Ramon nawiązuje tu do dokumentu War Dance (2007); reż. Sean Fine i Andrea Nix FineOpowiedz moją historię, niech ludzie wiedzą co tu się wydarzyło, mówi Stephen
STEPHEN. Wajolowu awobe... witajcie, chłopcy!
Stephen miał szesnaście lat. To się zdarzyło jedenastego maja, w dwa tysiące trzecim. Był wtedy uczniem Sacred Heart Secondary School.
– ...przygotowywaliśmy się do egzaminów kończących semestr. Tego dnia było już trochę zamieszek, dochodziły strzały. Po kolacji udaliśmy się do pokoi. Ja byłem chory, gorączka, na lekach, więc położyłem się wcześniej od pozostałych z nadzieją, że nad ranem wszystko się wyciszy, a ja będę się czuł lepiej. Obudziłem się około północy. Usłyszałem strzał. Potem kolejny. Jeden z kolegów wyskoczył z łóżka. Powiedział, że to mogą być rebelianci. Spytałem, skąd może być pewny. Powiedział, że nie jest pewny, ale tak czuje...
Kolejne strzały... Wróciłem do łóżka, przykryłem się. Strzały były coraz bliżej naszego dormitorium. Składało się z czterech segmentów. W tym czasie nasze seminarium służyło już jako miejsce schronienia dla ludzi, którzy uciekali z wiosek. Kobiety, dzieci, mężczyźni przychodzili do nas. Spali na werandzie, w klasach, bibliotece. Bali się LRA.
Tej nocy przyszli rebelianci. Wybili szyby, zaczęli świecić latarkami po klasach. Jeden z naszych wyłączył wcześniej główne oświetlenie. Zaczęli krzyczeć w aczoli: „Yabo dogola! Yabo dogola!”, co znaczy „Otwierać drzwi, otwierać!”. Ale nikt się nie ruszał. Wszyscy byli w strachu.
Ostrzelali nas od zewnątrz. Na szczęście nikt nie zginął. Schowałem się pod łóżkiem. Otworzyli drzwi, prawdopodobnie siekierą. Weszli do pomieszczeń. Zobaczyłem wojskowe buty. Świecili latarkami. „ „Wychodzić! Wychodzić!”. Chwycili mnie za nogę i wyciągnęli. Usłyszałem przeładowanie broni. „Wychodź albo cię zastrzelę!” Wyszedłem. Świecił mi latarką w oczy. „Siadaj!” Usiadłem na łóżku. Zaczęli mnie wiązać. Wtedy zobaczyłem, jak zabijają kolegę. Uderzyli go kilka razy pangą.
Rabowali wszystko. Kazali nam pakować walizki. Związali nas i wyprowadzili na zewnątrz, poza ośrodek. Na pobliskim boisku zobaczyliśmy siedemnaście młodych dziewcząt. Przyszły do naszego seminarium, szukając schronienia. Zabrali je...
Zaczęli przepakowywać zrabowane rzeczy. Jedna z dziewcząt była chora. Prosiła, aby pozwolili jej zostać. Wtedy jeden z rebeliantów zapytał: „Która to ta, co narzeka?”. Tamta niewinnie podniosła rękę do góry. Kazał jej podejść do siebie i wtedy pięć razy uderzył ją w twarz. Powiedział, żeby nigdy nie mówiła tak głupich rzeczy, w przeciwnym razie ją zabije.
Ruszyliśmy. Szliśmy całą noc, coraz głębiej w busz. Gdy nastał ranek, byliśmy głęboko w buszu. Nie znałem okolicy. Marsz trwał aż do około południa. Wtedy zarządzili postój pod drzewami mango. Mogliśmy usiąść. Tam było wiele mango, cały las mango. Zebrali, abyśmy zjedli. I ruszyliśmy dalej. Aż do drogi...
Idąc, mijaliśmy ludzi. Wiedzieli, że to byli rebelianci. Ci kazali im oddawać pieniądze, więc ludzie oddawali. Szliśmy dalej. Przez cały ten czas myślałem, czy wojsko było powiadomione. Zobaczyliśmy śmigłowiec. Rebelianci kazali się nam schować do lasu, położyć na brzuchach. Kiedy helikopter odleciał, ruszyliśmy dalej. Jeden z kolegów spróbował uciec. Myślę, że wtedy, gdy leżał, udało mu się oswobodzić z więzów. Niestety rebeliant, ostatni w tej grupie, widział go, jak próbował się poruszać. Doszedł do niego, uderzył. „Próbujesz uciec? Zabiję cię!”
Kazał mu się położyć na ziemi. Założył bagnet na AK i pchnął go trzy razy w plecy. Potem powiedział do nas: „Ten człowiek próbował uciec, teraz wy tu przyjdziecie i zadepczecie go na śmierć”. Ja odmówiłem i wróciłem do grupy, ale kilku moich kolegów w strachu przed śmiercią poszło. I zadeptali go… „Wystarczy!”, powiedział. „Następnym razem, jak ktoś będzie próbował uciec, nie zawahamy się i jego zabić”.
Ruszyliśmy dalej… Było około osiemnastej, gdy dotarliśmy do obozu. To był obóz szkoleniowy dla porwanych. Wielu tam było. Komendantem tej dużej grupy był Onen Kamdun. Gdy tam dotarliśmy, siedział pod drzewem wraz z młodszymi komendantami. Miał długie włosy, splecione w warkoczyki. Był w wojskowym mundurze. Gdy stanęliśmy przed nim, powiedział w aczoli: „Wajolowu awobe – welcome boys” (witajcie, chłopcy). Oczywiście nikt z nas nie odpowiedział.
Mówił dalej: „Słyszałem od moich żołnierzy, że niektórzy z was odmówili, stawiali opór. Którzy to?”. Ale my cały czas milczeliśmy. Osobiście nie widziałem nic takiego... Może to było w innej części naszego seminarium… Wtedy powiedział coś, co nas przeraziło: „Czy mam wybrać spośród was trzech, których zabiję, abyście się przekonali, do czego jesteśmy zdolni?” (dosłownie powiedział „how serious we are”).
Pytał o szczegóły, skąd pochodzimy, o miejsce, gdzie zostaliśmy zwerbowani, kim są nasze rodziny. Potem wziął jeden ze zrabowanych albumów z naszymi zdjęciami, zdjęcia rodzinne, spotkania, wspólna gra w futbol. Przeglądał... Zaczął nas rozdzielać pomiędzy innych komendantów. Jeden z nich podszedł do mnie i mojego kolegi, który miał na imię Patrick. Powiedział: „Ty i ty”. Zabrał nas.
Dzieci Kony’ego - może najliczniejsza armia młodocianych żołnierzy w historii
Poszliśmy za nim. Dokoła słychać było strzały. Patrick był słaby i upadł. Ten zaczął go bić, aż Patrick stracił przytomność. Gdy dotarliśmy do obozu, zobaczyliśmy pięć dziewcząt. Też były zrekrutowane. Na miejscu ten, co nas prowadził, powiedział, że mamy usiąść i się zrelaksować. I że wszystko będzie dobrze, jeśli tylko będziemy robić, co nam każą.
Potem mówili nam, że porwania to sposób, w jaki rekrutują. Że oni nie mają pieniędzy tak jak armia, dlatego stosują takie metody. Większość tych, których tam spotkaliśmy, została uprowadzona. So, that is how this system works.
Następnie powiedział: „Teraz idziemy się modlić”. Musieliśmy ściągnąć ubrania. Wysmarowali nas olejem shea. Potem uczynili znak krzyża na naszych ciałach. Na klatce i na plecach. „Teraz jesteście jednymi z nas”, powiedzieli. I dodali, że jeśli podejmiemy głupie decyzje ucieczki, to nas zabiją. Bo jedyną karą jest śmierć. Nie wierzyłem, dopóki nie zobaczyłem na własne oczy.
Na kolację dali nam poridge. Rano obudził nas gwizd dowódcy. „Czas wstawać, czas ruszać!” Ruszyliśmy jeden za drugim. Bardzo długa linia marszu. Ci starsi, dobrze uzbrojeni, szli na przedzie i z tyłu. Młodzi i rekruci w środku, niosąc rzeczy. Gdy przystawaliśmy, nawiązywali komunikację radiową, ale nawet słuchając, nie można było zrozumieć. Mówili jakimś zaszyfrowanym językiem, kodem. Oni rozumieli, my nie. Mieli też panel słoneczny, do ładowania radiostacji. Musieliśmy go nieść.
W pewnym momencie podzielili oddział na dwie grupy, które rozeszły się w przeciwnych kierunkach. Nas, porwanych z seminarium, było czterdziestu jeden. Rozdzielili nas. Był tam mój przyjaciel, John Baptist. Graliśmy razem w futbol. To był ostatni raz, kiedy go widziałem...
W tym momencie głos Stevena się załamuje. Słowa mu się rwą, z jego oczu płyną łzy…
– Powiedział… „Mój przyjacielu… żegnaj”… To był mój przyjaciel… naprawdę dobry przyjaciel…. Wtedy widziałem go ostatni raz...
Cisza…
Obok ławki, na której rozmawiamy, przechodzi grupa dzieci...
– Gdy nas rozdzielili, zostałem jedynym z naszej szkoły. I w tym okresie wiele się zdarzyło... Wiele złych rzeczy… Byłem świadkiem… Atakowały nas rządowe helikoptery, więc byliśmy w ciągłym ruchu. Chowaliśmy się.
Podczas jednej z takich akcji pewien młody chłopak spróbował ucieczki. Złapali go. Gdy potem dotarliśmy do obozu, ja z innymi przygotowywaliśmy lunch. Siedzieliśmy pod drzewem. Wtedy usłyszałem, jak zaczęli bić tego chłopaka. On krzyczał: „Przebaczcie mi!”… Ale oni kopali go cały czas i bili kijem. Przeraziłem się. Wtedy jeden z nich, Collin miał na imię, który był odpowiedzialny za radio, powiedział nam: „Zostańcie tu. Słyszeliście, co się stało? Ten chłopak próbował uciec. Teraz go zabiją”. Każdy był w szoku.
Kolejna grupa, do której się dostałem, była dowodzona przez Okota Odhiambo. On był potem na liście poszukiwanych przez Międzynarodowy Trybunał Karny. Jeden z najwyższych dowódców LRA.
Kiedy zaprowadzili mnie do niego, siedział pod drzewem. Dokoła niego sześć kobiet. Zaczął zadawać mi pytania. Powiedział: „Nie próbuj uciekać, zostań z nami, wkrótce obalimy rząd. Wtedy wrócisz na studia, do swego seminarium”. Starał się zachęcić mnie do pozostania z nimi.
Potem nakazał eskorcie odprowadzić mnie do innej grupy. Tamten dowódca nazywał się Opit. Był kimś w rodzaju sierżanta. Byli tam rekruci tacy jak ja. Powiedział, że zostanie z nimi. Cały czas byliśmy w drodze. Zatrzymywaliśmy się najwyżej na dwa dni. LRA napadała na wioski, aby uzupełnić zapasy żywności. Napadali nawet na IDP camps.
Myślę, że mieli dobrze zorganizowaną siatkę wywiadowczą. Wiedzieli, którego dnia jest dystrybuowana żywność i gdzie. Atakowali natychmiast. Napadali wieśniaków, kradli jedzenie.
W tym okresie uczyli nas, jak trzymać broń, używać jej, jak ją składać. Po takim przeszkoleniu wybierali jedną osobę, aby pokazała, że jest gotowa walczyć. Ja łapałem te rzeczy szybko. Mówili mi: „Będziesz dobrym dowódcą w przyszłości”. Pomiędzy nimi były też dziewczęta, które miały broń. I było wiele dzieci. Większość stanowiły dzieci...
Wodospady Karuma na Nilu
Pamiętam dziewczynę, która próbowała uciec. Mogła mieć trzynaście lat. Oddawali ją różnym dowódcom, służyła w kuchni, musiała też walczyć. Tamtego dnia udała się nad rzekę z inną, która była żoną Odhiambo. Poszły prać. Po drodze powiedziała jej, że jest zmęczona takim życiem, przesycona tym szaleństwem i że ucieknie przy pierwszej okazji. „Jesteś świadoma konsekwencji?”, spytała ta od Odhiambo. „Nie dbam o to, mam tego dość”, odpowiedziała tamta.
Niestety tę rozmowę usłyszał jeden z ludzi Odhiambo. Jeden z tych, co byli rozlokowani jako straże na drzewach. Doniósł na te dziewczyny. Gdy one wróciły do obozu, wszystko toczyło się normalnym trybem, do czasu gdy Odhiambo wezwał je do siebie. Spytał o rozmowę nad rzeką. Dziewczyny zaprzeczyły. Wtedy Odhiambo posłał po tego, który podsłuchał rozmowę. Był wściekły. Swoją „żonę” kazał pobić, a tę, która chciała uciec, kazał zabić.
Ja akurat gotowałem milet i kasawę. Powiedzieli mi: „Chodź, chodź, coś się dzieje”. Zobaczyliśmy dowódcę. Mówił: „Ta dziewczyna chciała uciec. Teraz wy macie ją zabić”. Ona milczała, cała w strachu. Nic nie mówiła. Krzyknął: „Na co czekacie, rekruci? Zabić ją!”. Chwycili kije, kamienie, zaczęli...
Starałem się wycofać i wtedy on krzyknął: „Stać!”. Popatrzyli na mnie. Ponieważ byłem porwany z seminarium, mówili na mnie „ksiądz”. Odhiambo powiedział wtedy: „Ten ksiądz jeszcze nikogo nie zabił, od kiedy jest z nami. Teraz ma swoją szansę. Wykończ ją”. Tłum powtórzył: „To prawda, nie zabił nikogo, wykończ ją. Uderz w głowę”.
„Nie, nie mogę, to szaleństwo…”, broniłem się. „Kwestionujesz nasze rozkazy?” Milczałem. Wtedy kazał im zabić mnie. Uderzyli mnie w plecy. Upadłem. Zaczęli mnie okładać. „Albo ją wykończysz, albo my wykończymy ciebie!” Leżałem skulony na ziemi. Uderzyli mnie w głowę, w kark. Potem w żołądek. Ból przeszył mi ciało. „Zabij, zabij albo zabijemy ciebie!” Bili mnie bez końca, aż z bólu krzyknąłem. „OK, zrobię co chcecie, tylko mnie już nie bijcie”. „Wstawaj! Get up! get up!”
Gdy byłem na kolanach, powiedzieli: „Wciąż odmawiasz?”. I ponownie uderzyli mnie w plecy. „Wykończcie ich obu!”, usłyszałem. A ona patrzyła, jak mnie bili i jak w końcu zgodziłem się ją zabić. Nie miałem wyboru. W moim sercu myślałem: „To sprawa życia i śmierci. Jeśli odmówię, oboje zginiemy”. Nie miałem wyboru, jak tylko zabić tę niewinną, przestraszoną dziewczynę, która była tak samo porwana jak ja. Wiele myśli burzyło się we mnie. Tylko Bóg wie, co się we mnie działo. Ale aby żyć, musiałem zrobić to, czego ci ludzie chcieli ode mnie. Wziąłem pangę, a oni krzyczeli: „Yeah! Yeah! Bądźmy tego świadkami, bądźmy świadkami, jak ksiądz zabija człowieka!”. Stanąłem na nogi. „Uderz ją, uderz!!!”
Widziałem ją, niewinną. Boże, przebacz! Zamknąłem oczy i podniosłem pangę, aby ją uderzyć. Wtedy ktoś mnie chwycił z tyłu, wykręcił mi rękę i znowu upadłem. Usłyszałem śmiechy. Wszystkie siły mnie opuściły. Ktoś krzyknął: „On jest tchórzem! Zabijcie ją!”.
Rzucili się na nią. Widziałem. Leżałem na ziemi. Słyszałem, jak ją biją. Wstałem po wszystkim. Jej głowa była roztrzaskana. Nie można było jej rozpoznać. Mózg leżał rozlany, zmieszany z popękanymi kośćmi i krwią. Ci ludzie są obłąkani... These men are crazy people…Brenda dziś się uśmiecha, ale to co widziała...
BRENDA. Te dzieci... one były niewinne...
Rozpoczyna jak wszyscy tutaj. Imię, nazwisko, rodzina, dzień... Korzenie są ważne. Czas i miejsca. Osoby. Wydarzenia...
– Urodziłam się w 1986 roku, gdy Museveni przejmował władzę. Prawie całe me życie to wojna. Rodziców rozdzielono. Dzieciństwo spędziłam z ojcem. Było ciężko. Pamiętam, że gdy przychodzili rebelianci, kobiety w wiosce ostrzegały: „Uważaj, bo mogą cię porwać”...
Nocami ludzie chronili się w kościołach i szpitalu. Wielu uciekało do buszu i tam spali. Pewnej nocy rebelianci dosłownie przeszli obok nas. Miałam szczęście. Nie zostałam porwana. Wiele mych przyjaciółek tak...
Byłam świadkiem strasznych rzeczy. Te obrazy wciąż mam w pamięci. Widziałam, jak wujkowi odcięli nogi i ręce. Czekali, aż się wykrwawi. Chcieli, aby umierał w bólu.
Była też szkoła podstawowa obok naszego domu. Ośmiu nauczycieli ugotowali żywcem, a ludziom z wioski kazali zjeść ciała.
Wiesz, ci rebelianci to byli młodzi chłopcy. Starsi wydawali rozkazy młodszym. Porywali inne dzieci. Dziewczynki i chłopców. Zabierali do buszu. Dziewczynek używali jak kobiet. Z chłopców robili żołnierzy. Jak kazali zabić, to musiałeś zabić. Jeśli odmówiłeś, zabijali ciebie. Nie bali się zabijać. Ci chłopcy mieli zabijać. Mieli zabijać wszystkich. Widziałam ludzi z odciętymi ustami i uszami. Albo po prostu szlachtowanych, jak mój wujek.
Pytali: „Ilu chce się śmiać? Pomiędzy milczeniem a śmiechem – wybieraj!”. Wybrałeś milczenie – wkłuwali ci kłódkę w usta. Chciałeś się śmiać – wycinali ci uśmiech, aż do dziąseł. Ludzie mają te znaki do dziś.
Moją przyjaciółkę zabrali do buszu. Ustawili ludzi w rzędzie i kazali jej zabić ich wszystkich.
Ci młodzi chłopcy byli szkoleni, aby stać się złymi. Dziś wielu żyje pośród nas. A te dzieci... One były porwane. Nie były winne. One były porwane... Wiele osób porwano. Dzieci, kobiety... Kolejne dzieci rodziły się w buszu... Ci, którzy mieli szczęście, wracali, ale życie nie było już takie jak przedtem. Tak wiele bólu. Widzieć, jak ktoś umiera... Obserwować, jak cierpi... Z tym dorastaliśmy.
Pomagały parafie i Czerwony Krzyż. Ale rząd...? Nie mogę powiedzieć, by zrobili wiele, żeby nam pomóc. Bo w czasie wojny rebelianci cały czas tu byli. A wojska rządowe pojawiały się zawsze po atakach. A przecież powinni byli walczyć, aby chronić ludzi. Ale ich wtedy nie było. W naszej szkole mieliśmy wyjątek. Ojciec jednej z dziewcząt był grubą rybą w armii. Szkoła więc była chroniona...
Uchodźcy do IDP camps
Także w IDP camps życie przenikał ból. ONZ dostarczało jedzenie. Jedni rozdawali, inni rabowali... A życie toczyło się wbrew naszej kulturze. Ludzi spędzono na ciasnych przestrzeniach. Domy na domach. Żadnej prywatności. Wszyscy o wszystkich wszystko wiedzieli. Wszyscy dzielili jeden obszar.
Wiesz... W przeszłości, w kulturze Aczoli, ludzie zawsze się wspierali. Taka wzajemność... Pomagali sobie. Ale w IDP camps ta kultura umarła. Ludzie stali się samolubni. Już nie troszczyli się o siebie. Zanikło poczucie wspólnoty. Były kradzieże, gwałty. Mężczyźni stali się alkoholikami, bo nie mieli co robić. Kiedyś, żyjąc we wsi, pracowali na farmach. Tu nie było farm. Kobiety zmuszano do prostytucji. Albo same się oddawały. Z rozpaczy. Ludzie polegali na tym co sami zdołali pozyskać, często kosztem innych. Dzieci nie mogły się uczyć. To zaciążyło na przyszłości. Na tym, co widzisz dzisiaj...
Ja miałam szczęście. Ojciec był nauczycielem, więc mnie uczył. Z czasem to ja wzięłam odpowiedzialność za całą rodzinę. Dziś jestem jedyną, która pracuje. Moi bracia, siostry, ojciec... Oni nie mają pracy...
Pamiętam, jak w czasie wojny pożar trawił domy. I człowieka, który rzucił się do płonącego domu, krzycząc, że skoro jego dom się spalił, to on też już nie ma przyszłości. Ludzie stojący dokoła odciągnęli go od ognia.
Wiesz, przez tę wojnę do dziś wielu z południa Ugandy nie chce przyjechać do Pader, Kitgum i innych części w naszym rejonie Aczoli. Bo na południu myślenie wciąż jest takie, że jak przyjedziesz na północ, to umrzesz. A przecież wojny już tu nie ma...
Te dwadzieścia lat odcisnęło się na życiu ludzi.
Teraz? Wyciszają się powoli. Bardzo powoli. Ale czy uda się powrócić do naszej kultury? Czy będziemy pielęgnować wartości Aczoli?