Facebook - konwersja
Przeczytaj fragment on-line
Darmowy fragment

Krew i noc - ebook

Wydawnictwo:
Format:
EPUB
Data wydania:
16 lipca 2025
29,99
2999 pkt
punktów Virtualo

Krew i noc - ebook

Miraya – dziewczyna z ludzkiej osady, z sercem większym niż świat, wierzy, że przeznaczenie można zmienić. Darren – wampir skazany na ciemność, od dawna nie szuka celu ani nadziei. Ich pierwsze spotkanie miało być końcem... a stało się początkiem.

W świecie intryg, żywych cieni i światła, które może ranić, jedno przypadkowe spotkanie może zmienić wszystko. Czy odwaga dziewczyny i serce stworzenia nocy wystarczą, by zniknęły wszelkie podziały?

Subtelna, emocjonalna historia o przyciąganiu nieznającym granic czasu ani krwi. Dla fanek romantasy, które kochają napięcie, niedopowiedzenia i bohaterów z przeszłością.

Nowelka z Kolekcji romantasy Inanny

Ta publikacja spełnia wymagania dostępności zgodnie z dyrektywą EAA.

Kategoria: Fantasy
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7995-855-9
Rozmiar pliku: 493 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

ROZDZIAŁ 1

5 LAT TEMU

– Co robisz? – Głos dziewczyny dobiegał z niedaleka. Był tak zamyślony, że jej nie wyczuł.

– Umieram – odparł.

Pierwsze promienie słońca nieśmiało zbliżały się do niego. Promienie, które zwiastowały narodziny nowego dnia, a dla niego oznaczały śmierć. Jego wola życia słabła od tak dawna. Aż w końcu nie zostało już nic. I gdy niebo zaczynało się rozjaśniać, uznał, że to dobry dzień, żeby umrzeć. W promieniach słońca, które od zawsze były dla niego zakazane. Westchnął. Tak, to dobry dzień na śmierć.

– Nie możesz umrzeć. – Głos rozległ się bliżej. Wreszcie ją poczuł. Najpierw jej ciepło, potem zapach, bergamotki i jaśminu. Wciągnął go w płuca i coś zakłuło go w sercu, które od tak dawna było zimne. Odwrócił wzrok od ciemnych morskich toni i przeniósł go na dziewczynę. Szczupła, prawie chuda, wysoka, z wielkimi zielonymi oczami, jakich nigdy wcześniej nie widział.

– Dlaczego nie mogę umrzeć? – zapytał i przekrzywił głowę. W blasku świtu wyglądała, jakby przeżyła nie więcej niż piętnaście zim.

– Jesteś zbyt piękny, żeby umrzeć – oznajmiła z przekonaniem i podeszła jeszcze bliżej.

Miała na sobie brązową sukienkę, sięgającą jej za kolana, która wyglądała na za małą i mocno wysłużoną. Długie włosy były w nieokreślonym kolorze, ani mysie, ani brązowe, ani rude, a jednocześnie stanowiły mieszankę wszystkich tych kolorów. Mimo szarówki jego świetny wzrok dojrzał nawet masę piegów na nosie i policzkach dziewczyny.

– Sugerujesz, że piękne osoby nie powinny umierać? – zapytał z nutą niespodziewanego rozbawienia.

– Mówię tylko, że ty nie powinieneś umierać. Życie jest wspaniałe – powiedziała i znów zrobiła dwa kroki. Jej zapach go otoczył.

– Może zasłużyłem na śmierć – odparł ze znużeniem. – Powinnaś stąd odejść, to nie będzie ładny widok.

– Jaki widok? – zapytała i popatrzyła mu w oczy.

– Moja śmierć – powiedział i odwrócił od niej spojrzenie. Promienie słońca znów się przybliżyły.

– Nie chcę, żebyś umierał – oznajmiła zdecydowanie i opadła na kolana obok niego. Patrzyła na jego jasne włosy, opadające na czoło, krótko obcięte po bokach i dłuższe na górze. Na pełne wargi, prosty nos i jarzące się błękitem oczy. Poczuła nagłe łaskotanie w brzuchu, odruchowo wyciągnęła rękę i dotknęła opuszkami palców jego policzka. Mężczyzna drgnął i popatrzył na nią zaskoczony. Spłoszona od razu cofnęła dłoń.

– Przepraszam, nie mogłam się powstrzymać – powiedziała.

– Zawsze mówisz, co myślisz? – zapytał i mimowolnie się uśmiechnął.

– Staram się tego nie robić, ale rzadko mi się udaje. Dlaczego chcesz umrzeć? – Usiadła na piętach.

– Nie chcę już żyć – odparł szczerze.

– Ale dlaczego? Jesteś młody, tyle szans przed tobą – zauważyła z powagą, która nie pasowała do jej młodego wyglądu.

– Ile właściwie masz zim? – Zobaczył, że dziewczyna przygryza wargi.

– Dziewiętnaście – odpowiedziała zbyt szybko.

– A tak naprawdę? – Uniósł sugestywnie brwi.

– Siedemnaście – odparła i zaczerwieniła się lekko – Ale to nie znaczy, że jestem głupia i…

– Niczego takiego nie sugeruję. Co właściwie robisz tu o tej porze? – Popatrzył na łunę powoli rozjaśniającą niebo.

– Czasem tu przychodzę, żeby pobyć w samotności. W osadzie zawsze ktoś jest obok, a ja lubię ciszę poranka.

Przez chwilę milczeli oboje. Promienie słońca znów nieśmiało się przybliżyły. Przechylił głowę, obserwując ich drogę ku niemu.

– Proszę, nie umieraj – odezwała się cicho. – Jest tak wiele rzeczy do zobaczenia.

– Tak myślisz? – Był szczerze ciekawy jej odpowiedzi.

– Myślę, że umrzeć to najłatwiejsze, co można zrobić. I stracić szansę na coś dobrego.

– Czasem umrzeć to najlepsze, co można zrobić – powiedział z rezygnacją.

– Życie jest krótkie, czemu chcesz je sobie odebrać? – zapytała.

– Życie ludzi jest krótkie, ale moje nie. Moje jest wystarczająco długie – odparł i odwrócił się do niej, po czym rozchylił lekko usta i dotknął językiem białych kłów.

Dziewczyna sapnęła głośno na ich widok, a jej oczy zrobiły się wielkie jak spodki.

– O bogowie, jesteś wampirem – szepnęła z przejęciem i nachyliła się do niego, jakby chciała przyjrzeć się z bliska jego zębom. Wyglądała na zafascynowaną, a nie przestraszoną.

– Nie boisz się mnie? – Mężczyzna zamrugał zaskoczony.

– Bać się? Oczywiście, że nie! O bogowie, wampir! I ty chcesz umrzeć? Ale jak? Wampiry nie umierają, a już na pewno nie od siedzenia na wydmach.

– Słońce mnie zabije – oznajmił.

– Nieprawda, widziałam, jak nasz Władca chodzi w ciągu dnia po naszej osadzie. – Zerknęła na niego z przyganą.

– Słońce nie szkodzi mojej rasie. Ale ja miałem pecha. Moja magia… traktuje je jak truciznę. – Sam nie rozumiał swojej szczerości.

– Och… – szepnęła przejęta. – Nie możesz wychodzić w ciągu dnia… to…

– Straszne – dokończył za nią, gdy ona w tym samym czasie oznajmiła:

– Niesamowite!

Otworzył szeroko oczy i popatrzył na nią, jakby straciła rozum.

– A co w tym niesamowitego? Że nigdy nie doświadczę jego ciepła? Że mogę funkcjonować tylko nocą, skazany na wieczną ciemność?!

– Jesteś stworzeniem nocy, księżyc wybrał ciebie. Według mnie to dar, a nie przekleństwo – powiedziała z takim uniesieniem, że z wrażenia otworzył usta. Chciał zaprzeczyć, ale z jakiegoś powodu nie mógł. Zawsze traktował swoją słabość jako karę od losu.

– To nie jest takie proste… – zaczął, ale machnęła ręką, uciszając go.

– Oczywiście, że nie. Jesteś wyjątkowy, jedyny w swoim rodzaju. Masz coś, czego nie ma nikt inny. Wiem, że blask księżyca wzmacnia waszą rasę. Najwyraźniej księżyc wybrał cię, abyś zawsze był potężny, nigdy słaby. Musiał mieć w tym swój cel, choć może ty jeszcze o tym nie wiesz. Ale masz cały czas tego świata, żeby się przekonać! Nie poddawaj się.

Popatrzyła, jak promienie słońca znów przysunęły się po piasku, coraz bliżej miejsca, gdzie siedzieli. Morze szumiało cicho, fale obmywały brzeg.

Spojrzał w jej zielone oczy, pełne wiary we własne słowa, i znów odezwało się to kłucie gdzieś w okolicy serca. Dziwne, ale nagle poczuł się tak, jakby był niewdzięcznikiem. Oto dziewczyna, która miała przed sobą ledwie kilkadziesiąt zim, jeśli los jej będzie sprzyjał, tak pełna wiary, że warto żyć. I on, wampir, który może wszystko, bo ma nieskończenie dużo czasu, odrzuca to, bo jest zmęczony i samotny…

– Naprawdę wierzysz w to, co mówisz? – Jego głos nagle zadrżał, jakby jej odpowiedź miała znaczyć wszystko.

– Oczywiście! Ja… uważam, że jesteś niesamowity i powinieneś odkryć, dlaczego zostałeś wybrany, aby iść przez życie tylko nocą. Poza tym noc jest piękna, mistyczna, tajemnicza. Tak samo jak ty…

Wampir zobaczył w jej oczach niekłamany podziw, który go zawstydził. Nie zasłużył na to. Ale nagle nie był już taki pewny, że to dobry dzień na śmierć. Nagle w jego głowie pojawiła się dokuczliwa myśl, że jeśli to ona ma rację, on zaprzepaści szansę, aby się o tym przekonać.

– Dlaczego tak ci na tym zależy – zapytał – żebym nie umarł?

Dziewczyna otworzyła usta i zaraz je zamknęła. Na jej policzki wypłynął rumieniec, ale w oczach zabłysły złote iskry. Jej ładne usta rozciągnęły się w uśmiechu.

– Bo gdy będę już dorosła, wyjdę za ciebie za mąż – powiedziała i uniosła podbródek, jakby prowokując go, aby zaprzeczył.

Był tak zaskoczony, że przez długą chwilę nie mógł wydobyć z siebie słowa. Gdy się w końcu odezwał, w jego głosie nie było rozbawienia, jedynie paląca ciekawość.

– Chcesz wyjść za mnie za mąż? – upewnił się.

– Nie tylko chcę, ale i to zrobię. Jak masz na imię? – zapytała i rozchyliła usta w oczekiwaniu na jego odpowiedź.

– Darren. Mam na imię Darren – odparł i wyciągnął do niej swoją bladą rękę. – A ty, moja przyszła żono?

Uśmiech na ustach dziewczyny śmiało mógł konkurować ze słońcem.

– Miraya. – Ujęła jego ciepłą dłoń i zacisnęła na niej swoje szorstkie od pracy palce. Od tego dotyku zamrowiła ją skóra i szybko cofnęła rękę. – A teraz czas na ciebie, Darrenie. Słońce prawie już tu jest.

Spojrzała na niego z taką prośbą w oczach, że zaschło mu w ustach. Powoli wstał i cofnął się do cienia.

– Spotkamy się znów, Mirayo, gdy będziesz dorosła. Wtedy się z tobą ożenię. – Mrugnął do niej i uśmiechnął się lekko. – Uratowałaś mi dziś życie. Mam u ciebie dług, którego nigdy nie uda mi się spłacić.

Dziewczyna patrzyła oniemiała, jak z pleców wampira rozwijają się mgliste, czarne skrzydła. Poruszył nimi i po chwili już nie stał obok niej, tylko unosił się wśród wierzchołków drzew, które zapewniały mu ochronny cień.

– Będę czekać! – zawołała za nim. Po chwili już go nie było.ROZDZIAŁ 2

3 LATA PÓŹNIEJ

Miejsce na wydmie w ogóle się nie zmieniło, mimo że od czasu, gdy spotkał tu Mirayę, wiele się w jego życiu wydarzyło. Po pierwsze, postanowił jej posłuchać i sprawdzić, czy los miał dla niego jakiś konkretny cel. Udał się do twierdzy i otwarcie porozmawiał z Władcą klanu wampirów. O sobie, swojej słabości. Wampir długo przyglądał się Darrenowi. Gdy w końcu się odezwał, powiedział jedną, brzemienną w skutki rzecz.

– Potrzebuję dobrego szpiega, Darrenie. Cienia wśród nocy. Ale to będzie się wiązało z częstą nieobecnością w Asmer, rozłąką z rodziną. Czy jesteś na to gotów?

Przez ciało Darrena przebiegł dreszcz. Ale nie był to dreszcz niepokoju, lecz ekscytacji.

– To nie będzie problem. Nie mam nikogo, moja… ułomność nie zachęca… to znaczy… – zająknął się – chciałem powiedzieć, że nieobecność w Asmer nie będzie stanowiła dla mnie problemu.

Władca kiwnął głową, jego jasnobłękitne oczy, takie same jak u Darrena, rozbłysły z zadowolenia, a srebrzyste włosy opadły na czoło.

– W takim razie mam dla ciebie pierwsze zadanie. Udasz się do Tizanas i poszukasz…

To było trzy lata temu, a on w tym czasie wracał do Asmer ledwie kilka razy, aby zdać raport i wyruszyć ponownie. Nigdy jednak nie zapomniał o Mirai, o jej zielonych oczach i przekonaniu, że na niego też czeka w życiu cel. Jako szpieg odnalazł się wyśmienicie. Stapiał się z mrokiem, był cieniem wśród cieni. A jego cieniste skrzydła stały się czymś więcej niż tylko narzędziem do latania. Stały się przedłużeniem jego rąk. Uśmiechnął się na tę myśl, gdy szedł wąską ścieżką przez las. Jeszcze nie zaczęło świtać, blask księżyca śpiewał cicho w jego duszy. Czuł w sobie jego siłę i moc. Wiedział, że dla ludzi czas płynie inaczej. Do tej pory Miraya zapewne wyszła już za mąż i miała co najmniej dwójkę dzieci. W końcu kiedy się poznali, miała siedemnaście zim. Skrzywił się na myśl o jakimś prostym człowieku, za którego rodzina zapewne wydała ją za mąż. Dziewczyna zdawała się tak pełna życia, głodna wiedzy i świata. A życie w osadzie ludzi, choć przecież nie takie złe, było po prostu zwykłą szarą egzystencją. Nie wiedział, czemu akurat dziś wybrał się w to miejsce. Przebywał w Asmer od siedmiu dni, aż poczuł, że chce zobaczyć wschód słońca.

Gdy dotarł do wydmy, jego wzrok szybko wyłapał wszystkie szczegóły: wysokie trawy, piasek, spokojne fale w oddali. Na niebie powoli przygasały gwiazdy i księżyc, kiedy usiadł w tym samym miejscu, co trzy lata wcześniej.

Zapatrzył się w wody Morza Lazurowego i przypomniał sobie tamten dzień tak dokładnie, jakby to było dziś. Tę potrzebę śmierci, straszną samotność, która ciążyła mu jak kamień. I jedną, zaskakująco odważną dziewczynę, która wtedy zapytała…

– Co robisz? – W głosie brzmiały zaskoczenie i radość jednocześnie.

W pierwszej chwili pomyślał, że ma halucynacje albo że za mocno zatopił się we wspomnieniach. Głos wydawał się tak prawdziwy. Aż nagle usłyszał szelest trawy i poczuł zapach bergamotki i jaśminu.

Odwrócił się szybko i oto była. Miraya. Niby ta sama, ale trochę inna. Wciąż tak bardzo chuda, z długimi włosami nieokreślonej barwy i tymi fascynującymi zielonymi tęczówkami. A jednak jej twarz straciła ostre rysy, nabrała miękkich kształtów, jej usta stały się pełniejsze, biodra lekko zaokrągliły. W pierwszym przebłysku świtu wyglądała poważniej, a jednak w jej oczach błyszczały iskry rozbawienia.

– Podziwiam widoki. A ty co tu robisz o tej porze? – zapytał i uniósł brwi.

Dziewczyna podeszła i usiadła koło niego. Naciągnęła burą sukienkę na kolana, na ramionach miała poprzecierany, stary szal. Był początek wiosny, ale u podnóża gór, gdzie znajdowała się osada ludzi, wciąż panował chłód.

– Czekałam na ciebie – odparła i uśmiechnęła się lekko. – Często tu przychodziłam o tej porze w nadziei, że się pojawisz.

Zapatrzył się na nią w niemym zdziwieniu.

– Nie pamiętasz mnie – oznajmiła, a jej oczy nagle straciły cały blask.

– Oczywiście, że cię pamiętam, Mirayo. Jakżebym mógł zapomnieć. Mam wobec ciebie dług – powiedział cicho. Zobaczył, że dziewczyna zaciska dłonie na szalu.

– Nie szukałam cię, żebyś spłacał jakikolwiek dług. Po prostu… chciałam znów cię spotkać – wyznała.

– Żeby za mnie wyjść? – Sam nie wiedział, dlaczego o to zapytał.

Dziewczyna parsknęła tylko i kiwnęła głową.

Milczała, choć w pierwszych promieniach słońca zobaczył na jej policzkach delikatny rumieniec. I piegi, których było chyba więcej, niż zapamiętał.

Przez długą chwilę siedzieli w ciszy, wpatrzeni w delikatnie rozjaśniające się niebo.

– Czy słońce… – odezwała się cicho – wciąż robi ci krzywdę?

– Tak. Ale miałaś rację, to wśród nocy odnalazłem swój cel. Nigdy nie zdołam ci się za to odwdzięczyć – oznajmił z powagą.

– Nie potrzebuję twojej wdzięczności. Poza tym jestem już dorosła. – Popatrzyła na niego wymownie.

– Masz dwadzieścia lat, wciąż jesteś za młoda – zauważył.

– Och, co za głupoty. Większość dziewczyn w moim wieku ma już męża i dzieci – powiedziała z wyrzutem.

– A ty? Ty też masz kogoś, z kim chcesz się związać? – Poczuł, że wcale nie chce znać odpowiedzi na to pytanie.

– Oczywiście! – odparła natychmiast. Od tej pewności w jej głosie zrobiło mu się nieprzyjemnie.

– Któż jest tym szczęśliwcem? – Czyżby w jego tonie zabrzmiało rozczarowanie?

– Ty. – Uśmiechnęła się lekko, jakby nagle dopadła ją nieśmiałość.

– Miraya… Jestem blisko osiemdziesięcioletnim wampirem, a ty ledwie dwudziestoletnią ludzką dziewczyną.

– Kobietą – poprawiła go. – I w zasadzie jesteś niewiele starszy ode mnie, biorąc pod uwagę to, jak rozwijają się wampiry.

– A skąd ty to wiesz? – Zmrużył oczy podejrzliwie.

– Od pana Gabriela, przyjaciela naszego Władcy. – Uniosła brwi, czekając na jego reakcję. I doczekała się jej, bo Darren aż sapnął z zaskoczenia.

– Kiedy spotkałaś Gabriela? I czego od ciebie chciał? – W jego głosie zabrzmiała niechciana groźba. Jakby musiał chronić tę dziewczynę, choć przecież wiedział, że nie ma do niej żadnych praw.

– Jesteś zazdrosny, Darrenie? – Uśmiechnęła się tak promiennie, że aż zazgrzytał zębami. – Pan Gabriel potrzebował trochę krwi, więc się zgłosiłam, a on podczas pobierania odpowiedział na kilka moich pytań.

– Nie wątpię, że to zrobił. Cholerny dureń – mruknął i zacisnął szczęki.

– Dlaczego się złościsz? Ale tak naprawdę? – zapytała i odwróciła się w stronę morza. Niebo jaśniało coraz bardziej, nie mieli wiele czasu.

Darren westchnął.

– Nie złoszczę się, po prostu… Jesteś młoda, powinnaś spotykać się z chłopcem w swoim wieku. Poza tym wiesz, że… – Nie potrafił powiedzieć jej wprost, że się z nią nie ożeni.

– Możesz zaprzeczać, ale ja wiem, że się ze mną ożenisz, Darrenie. Musisz tylko to zrozumieć. – Popatrzyła na niebo i pierwsze promienie słońca – A teraz idź. Słońce zaraz tu dotrze.

Spojrzał na nią, w jej zielone oczy, w których na moment zatonął.

– Mirayo… – zaczął, ale uniosła dłoń.

– Jestem pewna, że znów tu się spotkamy, Darrenie. Jeśli nie jutro, to za miesiąc albo i rok. Ale będę tu na ciebie czekać, gdy znów wrócisz do Asmer.

– Skąd wiesz, że wyjeżdżałem?

– Wiem, że cię nie było. Pytałam. – Uśmiechnęła się szelmowsko na widok jego nachmurzonej miny.

– Zabiję go – powiedział i wstał. Zerknął na nią z góry, na jej szczupłe ramiona, smukłą szyję i długie włosy. – A ty przestań oddawać krew, sama pewnie ledwie jej masz. Jesteś za szczupła.

Nie miał pojęcia, dlaczego zdenerwował go fakt, że oddała krew. Wampiry nie potrzebowały krwi ludzi do życia, ale wzmacniała ona ich moc, więc czasem z niej korzystali. Ludzie z osady robili to z własnej woli i byli sowicie za to wynagradzani. Może Miraya potrzebowała monet? Tak niewiele o niej wiedział. Popatrzył na słońce, coraz jaśniejsze, aż skóra zaczęła go nieprzyjemnie piec.

– Obiecuję, że następnym razem oddam krew tylko tobie – oznajmiła tak podniosłym tonem, jakby składała obietnicę. Z jakiegoś powodu poczuł się z tym dobrze.

– Tak. Cóż… – Nie wiedział, co jeszcze mógłby dodać.

– Do zobaczenia znów, Darrenie. – Wstała i uniosła głowę, aby spojrzeć mu w oczy. Mimo że od ich poprzedniego spotkania jeszcze urosła, wampir wciąż był od niej wyższy o ponad głowę. – Pamiętaj o mnie.

Uśmiechnął się. Jak mógłby o niej zapomnieć?

– Będę. A ty znajdź sobie jakiegoś miłego chłopca i wyjdź za mąż – powiedział, ale słowa te pozostawiły gorycz na jego języku.

– Nie chcesz tego, jestem o tym przekonana. – Uniosła dłoń i pogładziła palcami jego gładko ogolony policzek. – A teraz schowaj się przed słońcem.

– Do zobaczenia, Mirayo – odparł i cofnął się kilka kroków. Jego skrzydła pojawiły się prawie natychmiast i otoczyły go swoimi cieniami. Po chwili wzniósł się w powietrze i zniknął.

Miraya jeszcze długo wpatrywała się w miejsce, gdzie przed momentem stał, po czym uniosła dłoń, którą go dotknęła, i powiodła palcami po swoich ustach.

– Do zobaczenia znów, Darrenie – szepnęła.

***

Przez kolejne dwa lata, gdy wracał do Asmer, zawsze o świcie szedł na wydmy. Z nadzieją, że ją tam znajdzie. Z zaskoczeniem odkrył, że za nią tęskni, że coraz szybciej wychodzi z twierdzy, aby sprawdzić, czy ją spotka.

Czekała na niego o dopiero co nadchodzącym świcie, jakby doskonale wiedziała, kiedy przekraczał granicę terytorium klanu. Nigdy nie zostawał w Asmer długo, czasem to było ledwie kilka dni, czasem kilka tygodniu. Najdłużej, bo blisko dwa miesiące, został drugiej zimy. Wiatr i mróz wżerały się w ciało, a Miraya miała do ochrony tylko cienką pelerynę. Gdy następny raz spotkali się na wydmach, przyniósł jej gruby płaszcz, którym ją okrył. Wtuliła w niego zarumienione od mrozu policzki i westchnęła z ulgą, posyłając Darrenowi najwspanialszy na świecie uśmiech. Nawet kiedy przebywał w Asmer, Władca klanu często wysyłał go na różne misje, najczęściej po to, aby zdobyć po cichu informacje. Gdy wracał, szedł na wydmy, a Miraya już na niego czekała. Słuchała jego opowieści zafascynowana, latem często siadła na ziemi obok jego kolan, na których czasem opierała policzek. Marzyła, aby popłynąć statkiem do skąpanej w słońcu Ebbiory, do Tizanas, gdzie były przecudowne Srebrzyste Jeziora czy niebezpieczne Mroźne Moczary. Chciała to zobaczyć na własne oczy, a skoro nie mogła, chciała poznawać jego historie o nich.

Te skradzione wspólne chwile o poranku stały się dla niego czymś wyjątkowym, czymś, czego zazdrośnie strzegł przed oczami innych. Czymś, co podczas wielu bezsennych nocy, gdy przebywał z dala od Asmer, koiło jego samotność. W najciemniejszych godzinach nocy przypominał sobie Mirayę z roziskrzonymi oczami, szerokim uśmiechem, marszczącą pokryty piegami nos, gdy w coś nie wierzyła. Czasem to ona opowiadała mu o swoim dorastaniu w osadzie, ale zawsze twierdziła, że to nudy. Nie zgadzał się z nią, ale chcąc sprawić jej radość, opowiadał o swoich podróżach. Często siedzieli przez dłuższy czas w kojącym milczeniu.

Potem znów opuszczał Asmer, a gdy wracał, szedł na wydmy, a Miraya na niego czekała.
mniej..

BESTSELLERY

Menu

Zamknij