- W empik go
Krew sióstr. Lazur - ebook
Krew sióstr. Lazur - ebook
— Saga siedmiu barw — Krew sióstr. Opowieść o tym, co zostało zrodzone z miłości, a co z nienawiści. Część szósta — Lazur.
Kici kici miau miau miau. Czy ty taką byś mnie chciał? Kici kici miau miau miau, Razem ze mną byś się śmiał? Kici kici miau miau miau. Czy też może byś się bał? Kici kici miau miau miau, Bez miłości głupio stał? Powiedz mi to dalej już! Albo głowę zetnie nóż!
Kategoria: | Fantasy |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8221-568-7 |
Rozmiar pliku: | 330 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
„Serce lub umysł, miłość lub zemsta, co wybierzesz, wygrasz albo czeka cię sromotna klęska… Serce lub umysł, miłość lub zemsta, co wybierzesz, wygrasz albo czeka cię sromotna klęska… Serce lub umysł, miłość lub zemsta, co wybierzesz, wygrasz albo czeka cię sromotna klęska… klęska, klęska, klęska!
Złoty się wpatrywał pomieszanym wzrokiem w sarkofag Srebrnej. Patrzył w tę srebrzystą pustkę, jakby naprawdę wierzył, że jego ukochana zaraz się w niej zamanifestuje. Pojawi się w tej lodowej skrzyni, by powstać z martwych. Stanie koło niego, ucałuje i powie, że nigdy go już nie opuści. Chociaż to on poprzysięgał nie opuszczać jej nigdy, przenigdy, gdy tymczasem…
To ona zostawiła go na pastwę wściekłości, żalu i samotności! Co mogło ukoić ten ból po stracie? Absolutnie nic! Nie było takiego remedium na tym okrutnym łez padole! Chociaż namiastką zadośćuczynienia mogła być… zemsta. Zabicie tych wszystkich, którzy na to zasłużyli. Zamordowali jego szczęście, zabili ukochaną, unicestwili miłość, zabrali mu wszystko, co drogie, co kochał!
Książę oparł dłoń o sarkofag. Przejechał ręką po jego śliskiej i gładkiej fakturze. Do niedawna podobnie dotykał Srebrną. Mógł ją głaskać, tulić, pieścić. Obecnie mógł już tylko dotykać jej grób, zimny i pusty. Takie samo stawało się jego martwe serce, gdzie umysł sączył nieustannie już tylko jedną treść; srebrzystą wróżbę:
„Serce lub umysł, miłość lub zemsta, co wybierzesz, wygrasz albo czeka cię sromotna klęska… Serce lub umysł, miłość lub zemsta, co wybierzesz, wygrasz albo czeka cię sromotna klęska… Serce lub umysł, miłość lub zemsta, co wybierzesz, wygrasz albo czeka cię sromotna klęska… klęska, klęska, klęska!
Tak, właśnie tego teraz chciał! Kierować się umysłem, nie sercem. Wybrać zemstę i zesłać klęskę. Jednak nie na siebie, on bowiem już przegrał. Na ten złowrogi czas pogrom ześle na niszczycieli jego szczęścia. Zabije wszystkich katów swego uczucia. Jego miłości bynajmniej to nie przekreśli. Albowiem ona umarła, już jej nie miał. Ostało się mu ino pragnienie dokonania słusznej pomsty.
Złoty wyciągnął miecz.
– Właściwa decyzja – powiedziała pustym głosem towarzysząca księciu Alabaster. – Na nic się zdadzą tu łzy. Tutaj potrzebna jest krew. Wiesz, co czynić. Wszak nie bez powodu wybrałam cię sobie niegdyś na męża. – Ruszyli wspólnie do tajemnego wyjścia ze Skazy Niebios.
*
Ekru siedziała na śniegu między Mysią i Kremi. Nie była skrępowana, ale nawet nie myślała o ucieczce. Główny powód stanowiły białe smoki, które na rozkaz wielkiej księżnej nie odklejały gadzich ślepi od trójki zabójczyń. Czwarty z zamachowców w osobie Króla Lwie Serce zdążył zbiec na południe.
Ponadto pani Ekros myśl o ucieczce była obca także z tego powodu, że w swym mniemaniu postąpiła słusznie. Oto pomściła Feldgrała Pierwszego, ale przede wszystkim położyła kres niesnaskom sióstr krwi na zimnej północy. Tym samym w postaci zabójstwa Srebrnej i upadku siły czerwonej rasy na wschodzie wielka księżna otrzymała przestrzeń do nieskrępowanego władania tą częścią świata. Ale też dowód lojalności Ekru. Musiała docenić wkład pani Ekros w powyższe kwestie i o ile jej nie nagrodzi, a powinna, to przynajmniej uwolni. Tak nakazywały nawet nie pryncypia blasku, a rozsądek i wyrachowanie bezwzględnej władczyni, jaką była Alabaster.
Ekru szczerze wierzyła, że zimne kalkulacje jej nie zawiodą. Lecz kiedy dostrzegła kroczącą ku sobie parę uzbrojonych osób, nagle ogarnęła ją niepewność. W ręku księcia Złotego zobaczyła miecz. Ostrze dzierżyła również skrzydlata siostra krwi. Wspólnie wyglądali jak drapieżne zwierzę o barwie bieli i złota, które obnażyło kły, namierzywszy ofiarę.
Pani Ekros przebiegło też przez myśl, że oglądała parę dawnych małżonków. W tej chwili wydali się jej do siebie tacy podobni; nieczuli, bezlitośni. Dotąd z trudem budowana przez nią pewność siebie zaczęła ją opuszczać. Rozpuszczała się niczym śnieg podczas roztopów na nasłonecznionym stoku. Czyżby jej samej miał zostać zesłany najciemniejszy mrok unicestwienia?!
– Nie będzie pożegnalnej mowy. – Stając przed Ekru, rzuciła ze wzgardą Alabaster. Jej oczy mroziły lodowatością. – Zabiłaś mi siostrę, odsyłając ją w krainę śmierci. Teraz do niej dołączysz. Wszystkie dołączycie.
– Zlituj się… mam małe dziecko. Przecież wiesz.
– Nie rozśmieszaj mnie. Nie ośmieszaj siebie. – Władczyni wzięła zamach mieczem. To samo uczynił książę. – Wraaah!
– Wstrzymajcie się. – Egzekucję z zimną krwią przerwał kobiecy głos.
– Kim jesteś i czemu szukasz tu dla siebie śmierci? Mało jej tutaj? – syknęła Alabaster do różowoskórej kobiety w czerwonej sukni. Ta postać wkroczyła właśnie na zaśnieżoną przestrzeń przed Skazą i spokojnie odparła:
– Nazywam się Eozyna, korespondowałyśmy już. Obecnie przybyłam tu po… siostrę. – Popatrzyła z troską na ranną Fuksję.
– Chcesz zginąć razem z nią? Da się to szybko załatwić.
– Wystarczy już śmierci. – Eozyna przeniosła wzrok na zamarzające na wschodzie pobojowisko pełne piętrzących się tam martwych ciał. – Pragnę porozmawiać o życiu – stwierdziła.
– Kiepski sobie wybrałaś czas. Miejsce też niezbyt adekwatne. – Alabaster powiodła za spojrzeniem kobiety na stosy zlodowaciałych trupów. Ona opuściła głowę, jakby ze wstydem. Następnie wskazała ręką Ekru:
– Ta kobieta nie może zginąć – oświadczyła. Ruchem miecza władczyni zachęciła ją, aby rozwinęła myśl. – Zdradzę wam tajemnicę w jaki sposób możecie…
– Tak…?
– Wskrzesić… jedną osobę. W zamian oddajcie mi siostrę.
– Wskrzesić?! – wyrwał się Złoty. Fuksja potwierdziła:
– Istnieje taka możliwość.
– Mów – wycedziła przez zęby Alabaster.
– Ale czy…
– Mów! – Wielka księżna wymierzyła ostrze w kierunku Eozyny. Ta pokiwała ze zrozumieniem głową.
– Chodzi o cztery czerwone klejnoty – zaczęła wyjaśniać. – Ich połączenie w jedność może przywrócić jedno życie. Jednak dokonać tego jest w stanie tylko osoba, która zebrała wszystkie elementy razem. Wiem już, że tą osobą jest ona. – Ponownie wskazała Ekru. – Tylko ona może scalić i ściągnąć z zaświatów duszę zmarłej osoby do zrewitalizowanego i odtworzonego w przestrzeni ciała.
– Zaskakujące… – Alabaster opuściła miecz. – Jeżeli to by się rzeczywiście dokonało… twoja siostra będzie wolna. To znaczy, być może będzie wolna i na pewno nie wcześniej niż wspomniany cud odrodzenia się ziści.
– Przyjmuję to do wiadomości. Lecz zaznaczam, że procedura wskrzeszenia wymaga czegoś więcej niż tylko połączenia klejnotów.
– Zatem?
– Trzeba się udać do wymiaru upiornych sióstr i uzyskać od nich łaskę wskrzeszenia.
– Klejnoty muszą zyskać moc… – zgadywała władczyni.
– To prawda. Do tej pory sami ich nie wykorzystaliśmy, bo bez tego elementu są bezużyteczne.
– Jak sądzę… – zamyśliła się Alabaster. – Zamierzaliście tym sposobem przywrócić na świat czerwonego demona?
– Nie.
– A to ciekawe. Więc kogo?
– Czerwoną Cesarzową.
– Coraz ciekawsze…
– Jak się dostać do wspomnianego wymiaru? – Złoty uniósł miecz, demonstrując gotowość do działania. Eozyna uciekła od niego wzrokiem.
– Ona tego nie wie… – uśmiechnęła się z drwiną Alabaster. – Ona… tego… nie wie. – Kiwała głową, się utwierdzając w swym spostrzeżeniu.
– Wiem to ja. – Przestrzeń pod Skazą ugościła jeszcze jedną postać. Również była kobieca, ale o brunatnym kolorze skóry.
– Na lód i mróz, to Wichrzyciel, ten nowy, z wychodka! – wyrwała się milcząca dotąd Soplica. Aż do tej pory skrycie dopingowała egzekucję Ekru. Kiedy jej widmo się zaczęło oddalać, przystąpiła do nerwowego obgryzania paznokci. Lecz obecnie całą uwagę skupiła na znanej sobie postaci o kolorze brązu. Podobnie rzecz się miała z pozostałymi pod Skazą Niebios osobami. Pierwsza z nich na nowego gościa zareagowała Alabaster:
– Jeżeli to rzeczywiście Wichrzyciel… – załamał się jej głos, co było dla niej wielce nietypowe. – Udowodnij to! – syknęła do przybysza. Jednak on zignorował wielką księżną, jakby była nic nieznacząca. Za to się zwrócił do Złotego:
– Wprowadzę cię w inny wymiar. Odnajdziesz tam upiorne siostry. Droga wiedzie przez Martwicę.
– Jak się tam dostaniemy?! – rzucił żywiołowo książę. W odpowiedzi brunatna dziewczyna rozdarła na niebie kremowe obłoki. Spomiędzy nich się wyłonił latający okręt mahoniowych bliźniaków. – Oczywiście. – Książę skinął głową.
– Dość tego. – Lekceważona Alabaster wykonała krok w kierunku domniemanego Wichrzyciela. Gdy ten wyciągną przed siebie dłonie, powstrzymała ją zagęszczona ściana powietrza. – Taka z ciebie czarodziejka? – Wielka księżna się porozumiała mentalnie ze smokami. Zwróciły one łby ku brązowej postaci. Ta siłą woli zdjęła z nieba więcej białych obłoków. Chmury odsłoniły hordę czarnych aniołów. W rezultacie władczyni się z respektem cofnęła.
– To jest… Wichrzyciel Czasów – oświadczyła naraz Eozyna, czyniąc to z siłą w głosie, aby uciąć spekulacje. – Monitorujemy strukturę energetyczną tego bytu na kontynencie. Jego tożsamość została potwierdzona.
– Powiedzmy, że wam wierzę… – Z Alabaster uszło powietrze. – Aż przesadnie szeroko się uśmiechnęła i kłaniając, drwiąco rzekła: – Zatem witam w mej białej krainie, demonie czasów. A teraz żegnam… po wsze czasy – dodała oschle.
Za moment przy brunatnej dziewczynie stał już Złoty. Wymienili między sobą kilka zdań. Poczekali na latający okręt, po czym w obstawie hordy czarnych aniołów odlecieli na zachód. Odczuwając niechęć, władczyni odprowadzała wzrokiem mroczną eskadrę. Wreszcie przeniosła wzrok na syrenią matkę i zwróciła się właśnie do niej:
– Dzień pełen wrażeń, nieprawdaż, droga Ekru? A może chcesz mi coś od siebie powiedzieć? Być może nawet się mi sprzeciwisz i nie zechcesz wskrzesić mej siostry? – Nastała cisza. – Tak myślałam. – Wielka księżna się uśmiechnęła złośliwie do pani Ekros. Popatrzyła na nią z politowaniem i z wyższością oświadczyła: – Przyjmuję do wiadomości, że zabójstwo przez ciebie Srebrnej stanowiło wobec mnie twój wiernopoddańczy akt. Cóż, ździebko się zagalopowałaś w swej służalczości. Ponieważ ostatecznie z legendarnych sióstr przetrwam tylko ja, to prawda. Jednakże w drodze do tego celu potrzebuję nieraz mego rodzeństwa do radzenia sobie z wrogami. Także tylko mi dane jest decydować, kiedy moje siostry mają prawo odejść z tego świata. Nie mogę więc tolerować czynionych przez ciebie krwawych inicjatyw. Niemniej, jak zasłyszałaś, sprawę da się jeszcze być może cudem odkręcić. Z tego tytułu Najjaśniejsza Jasność cię obdarowuje blaskiem łaski i uwalnia, także twe przeklęte zauszniczki. Jednak nim się udasz do swej zapyziałej mieściny, mam z tobą jeszcze do pogadania. Więc, proszę, się nie oddalaj, bo pierwej mam do pogadania z tą… Eozyną.
*
Władczyni podeszła do różowoskórej kobiety, ponoć siostry Fuksji. Wywiązała się między nimi prywatna dyskusja. Z kolei Ekru odniosła wrażenie, że po dłuższym przestoju jej niemal zamarznięte serce na powrót zaczęło bić, wybijając w niej rytm białego życia.
Kolejny już raz w ostatnim czasie się poczuła skrajnie przytłoczona skalą dziejących się wokół niej wydarzeń. Jak zwykle chciała dobrze. W tym wypadku się zasłużyć władczyni białej krainy, samej krainie oraz kontynentowi. Zamiast tego ściągnęła na się jedynie zawiść, niechęć i lekceważenie. Przy czym teraz widziała to nie tylko we wzroku Alabaster, ale też Soplicy, a nawet Kremi czy tej Mysi. Wszak wiele zdążyła im obiecać, jeśli za nią pójdą. Poszły i co otrzymały w zamian? Nic, podobnie jak Ekru, za to prawie straciły życie.
Miała dość. Dość wielkiego świata, którego wielkość ją pochłaniała, przez co sama się czuła coraz mniejsza, bezbronna i słaba. Pragnęła już tylko wyruszyć do Ekros i najlepiej nigdy więcej go nie opuszczać. Wyłącznie tego już chciała, alabastrowego spokoju. Lecz takowego wciąż nie dane jej było zaznać, a wręcz przeciwnie:
– Sss… – Zamanifestował się za nią potężny i eteryczny byt. Był niewidzialny, ale odbierała w nim postać, choć odmienioną, poznanego dopiero co Wichrzyciela. Czuła jego siłę, bezwzględność i determinację, iście demoniczną. Znowu się zrobiło jej słabo. – Cztery klejnoty… Kiedy nasycone mocą upiornych sióstr je połączysz, wskrzesisz legendarną sssiostrę…
– Tak, uczynię to… – pisnęła w duchu Ekru do sączących się w jej umyśle posykiwań.
– Którą sssiostrę przywrócisz do życia?
– Srebrną.
– Nie… otóż nie Sssrebrną… Masz przywrócić do issstnienia inną…
– Ja… jaką?
– Czarną, Czarną, tylko czarną.
– Ale…
– Powtórzrzrz.
– Cza… Czarną.
– Taaak, właśnie tak. Bo jak nieee… – Ekru nagle zesztywniała. Coś jakby się przedzierało przez jej plecy i w eteryczne szpony chwytało samo serce. Zmrożone przestało bić. Płuca kobiety także zostały zatrzymane, wypełnił je lód.. – Sss… – Wraz z tym sykiem stopniała w niej śmierć i powróciło życie. Ona z przerażeniem z siebie wyrzuciła:
– Czarną. Wskrzeszę czarną siostrę krwi. Przysięgam to, poprzysięgam.
– Na zawsssze razem. Sss…
*
Niczym niewidzialnym grzebieniem intensywny pęd powietrza przeczesywał pióra w skrzydłach. Zdejmował z nich śnieżny puch, ale też zaschnięte drobinki różnobarwnej krwi. Zimny wicher stanowił wiernego kompana, podobnie dosiadany przez Alabaster jej szybujący na zachód smok.
W trakcie lotu opuścił ją gniew, a tym samym wspomnienia o utracie siostry. Właściwie to pary srebrzystych sióstr, gdzie do zgonu tej przerośniętej osobiście się przyczyniła. Nie zamierzała sobie czynić wyrzutów z powodu zabicia siostrzanej istoty. Nie w jej stylu było też przeżywanie żałoby dłużej niż wymagało tego opadnięcie z nieba płatku śniegu na mroźną ziemię. Oto okrutny los rozdał swe karty, mimo że dla Srebrnej niespodziewanie pozostawił być może szansę na rewanż. Lecz jeśli się to nie dokona, to wielka księżna nie będzie ronić łez. Najważniejsze, że sama pozostała zwycięska. Wypadało więc patrzeć nie za siebie, a w przyszłość, już wyglądając tam kolejnej rozgrywki o wpływy i władzę.
W nadchodzącej partii najsilniejszymi kartami Alabaster wydawały się dla niej smoki, jak choćby ten, którego właśnie dosiadała. Wszak potężna bestia z władczynią na łuskowatym karku miała też innych pasażerów. Za wielką księżną zasiadała Mysia oraz półżywa Fuksja. Skąd taki dobór towarzystwa?
Otóż po dłuższej rozmowie z Eozyną Alabaster obiecała tej kobiecie osobiście się zaopiekować jej siostrą, więżąc ją zarazem w Alabastrowym Pałacu. Niewola miała trwać do czasu wskrzeszenia Srebrnej. Zaś co do Mysi, to wyjawiła ona władczyni, że jej małżonek podążył zbrojnie na białą północ, biorąc sobie za cel siedzibę alabastrowych władczyń.
Jaki był powód zbrojnego pochodu z szarej północy? Mysia nie chciała tego zdradzić. Lecz tylko, dopóki Alabaster nie zaproponowała jej skoku ze smoka na widoczny w dole lodowiec. Wówczas żona Srebrona Etrawy się podzieliła swą wiedzą. Wynikało z niej, że przywódca Klanu Srebrzystych Traw dysponował nie tylko liczną armią, ale i zaufaną grupą szamanek. Miały go one nakierować na miejsce, gdzie czekać go będzie wielka chwała i władza.
Te wieści Alabaster przyjęła niczym na ramiona odzienie podszyte niepokojem. Bo jakkolwiek perspektywa bytności szarych wojowników w pałacu w miejsce czarnych aniołów brzmiała znośnie, to przecież nie przybyli tam, aby odbić perłowy tron dla niej. Ona natomiast, mimo że posiadała na usługach smoki, to większość z nich właśnie poległa w bitwie pod Skazą Niebios. Te, które przeżyły, w znacznej mierze były ranne i nie mogły uczestniczyć w kolejnej walce. Przez to wielka księżna wracała do swej siedziby jedynie z trzema potężnymi gadami. Podczas gdy Mysia zapowiedziała jej przybycie tam swego męża z przeszło dwoma tysiącami wojowników.
W takich okolicznościach Alabaster była zdeterminowana, aby uniknąć zbrojnej konfrontacji. Bowiem w kolejnych potyczkach wierne jej zastępy się wykrwawiły i teraz należało szukać raczej sojuszników, nie wrogów. Oczywiście do czasu.
– Ktoś tu nieco posprzątał, to miłe – zauważyła po zejściu ze smoka na lądowisko gryfów, gdzie w ramach bitwy z czarnymi aniołami widziała stos ptasich trupów. Obecnie biały parkiet upstrzony był jedynie mozaiką z zamarzniętej krwi i piór. Jednak zaraz Alabaster się skrzywiła na twarzy. Powodem był mleczny dym, a wraz z nim intensywny zapach pieczonego mięsa. – Żrą moje ptaki. – Poprawiła miecz za pasem, po czym w zbroi Alabaster Światłości ruszyła przez zespół pałacowych korytarzy i odkrytych placów do sercowej komnaty.
Po drodze nie widziała alabastrowych aniołów, gwardzistów, czy białej służby. Wniosek z tego płynął nad wyraz smutny – czarne anioły skutecznie oczyściły pałac z białego życia. Lecz skrzydlatych demonów o barwie czerni też tutaj nie było. Za to zgodnie z zapowiedzią Mysi zagnieździli się szarzy wojownicy.
Biesiadowali przy ogniskach z pałacowych mebli, gdzie piekli na rożnach gryfy. Jedli do syta, się śmiali i wskazywali sobie toporami kroczącą Alabaster. Pogwizdywali z uznaniem, wymieniając między sobą sprośne uwagi. Chociaż gdy któryś wykonywał ruch w kierunku kobiety, gestem dłoni powstrzymywała go Mysia. Tym samym skrzydlata władczyni w towarzystwie żony Srebrona dotarła nie niepokojona aż do sercowej komnaty. Fuksję pozostawiła na gryfim placu pilnowaną przez smoki.
– Hmh… – W sali białej rady Alabaster przywitało huczne przyjęcie, ale bynajmniej nie na jej cześć. Było tu pełno rubasznie zachowujących się wojowników, którzy gardłowo sobie podśpiewywali, pijąc białe wino, jej wino. Lało się ono nie tylko do szarych gardeł, również na parkiet. Ponadto wielka księżna dostrzegła siedem staruch w popielatych szatach i z poszarzałymi wiankami na głowach. Do kompletu na tronie zauważyła rozłożonego w pańskiej pozie potężnego mężczyznę z kielichem w dłoni, jej kielichem.
– To on? – Wskazała Mysi postać na perłowym siedlisku ręką, mimo że miała ochotę uczynić to mieczem. Odpowiedziało jej skinięcie głową pyzatej dziewczyny. – Świetnie – skwitowała i pewnym krokiem poszła przed oblicze klanowego przywódcy. Po drodze potrąciło ją barkiem kilku wojowników, którzy tańczyli w takt szarych bębnów i fujarek, aż stanęła przed sercowym tronem. Mierzyła surowym wzrokiem Srebrona Etrawę, na podstawie wyglądu oceniając jego charakter. Po dokonanych oględzinach się uśmiechnęła z przekąsem. Zrobiła to w momencie, kiedy pożerający ją wzrokiem Srebron sam uniósł kąciki ust na prostokątnej jak kowadło twarzy.
– Usiądziesz? – zaproponował miejsce koło siebie, zupełnie jakby się znali od dawna, będąc w dobrej komitywie. Zaś rozpoznał ją niewątpliwie po skrzydłach, z których słynęła.
– Zmieścimy się? – wyraziła wątpliwość.
– Spróbujmy. – Przywódca klanowy ponowił zaproszenie. Alabaster nie dała się więcej prosić, zajmując miejsce koło wyjątkowego mężczyzny. Ten objął ją ramieniem i gładził jej pióra w skrzydłach. Drugą rękę z trzymanym w niej kielichem przeniósł do swych ust. – Twoje zdrowie. – Opróżnił naczynie do dna, patrząc na skrzydlatą kobietę. Następnie zasugerował: – Wina? – Władczyni wyciągnęła dłoń. Za moment piła biały trunek razem ze Srebronem. Dłuższy czas bez słowa się przyglądali biesiadującym ludziom trawiastej północy. Wreszcie głos zabrała Alabaster:
– Pobrudzą mi parkiet. – Wskazała kielichem na dokazujących wojaków, których obuwie nie należało do najczystszych.
– Osobiście uważam, że kolor szary nie wygląda na białym źle. – Srebron spojrzał na białą posadzkę pełną szarych wojowników, a potem z góry na wielką księżną. Ona przechwyciła to męskie spojrzenie, odczytując w nim nutę pożądania. Zaś z treści słów wyłowiła dość jasną aluzję.
– Czy ty chcesz mi coś zasugerować? – zapytała.
– Być może.
– Masz ambitne i dalekosiężne plany, nie powiem. – Alabaster z lekka powachlowała skrzydłami.
– Rzekłbym raczej, że widoki mam zacne, a realizację celu nader bliską do wykonania. – Mężczyzna przykuł spojrzenie do głębokiego dekoltu władczyni, a ściślej krągłego zarysu jej piersi. Ona ze zrozumieniem powtórzyła uprzednie słowa Srebrona:
– Szare na białym…
– Nie inaczej – przytaknął i z zadziornym uśmiechem dodał: – Choć jestem też skłonny rozważyć czasem białe na szarym. Ot, tak dla urozmaicenia, że tak powiem. Twoje zdrowie, księżno. – Wychylił spory łyk wina, po czym zagaił na inny temat: – Zwiadowcy dopiero co zdążyli mi donieść, że na wschodzie zanosiło się na wielką bitwę. Odbyła się może?
– Tak – przyznała władczyni.
– Ho, ho… I kto wygrał?
– Zmiażdżyłam wroga. – Alabaster ścisnęła w dłoni kielich. – Każdego przeciwnika miażdżę, zamrażam, rozcinam lub zaczarowuję ku jego zgubie. Tak już mam, dzięki czemu za każdym razem na powrót odzyskuję mą białą krainę, wedle potrzeb oczyszczając ją także z… szarości – stwierdziła.
– Hu, hu… Czyżby więc ta kraina była już bez twych wrogów w postaci czerwonych magów i czarnych aniołów? – Mężczyzna się rozochocił.
– Oczyściłam me włości z tych istot oraz barw.
– Co zatem zawyrokujesz odnośnie do… szarych wojowników z klanu Srebrzystych Traw? – Srebron położył dłoń na kobiecym udzie, przesuwając ją z wolna w kierunku bioder.
– Właśnie się zastanawiam.
– Jakieś… wnioski? – Męskie palce zawędrowały w okolice krocza kobiety. Ona zabrała rękę wojownika ze sfery intymnej swego ciała. Jednak nie odrzuciła dłoni, a położyła ją sobie na kolanie, mówiąc:
– Zanim wydam werdykt w kwestii szarości na bieli, pierwej się skonsultuję ze smokami.
– W jakim celu?
– Upewnię się, że białe smoki, jak szare, też się lubują w szarym mięsiwie, ludzkim i zapewne nieco trawiastym.
– Ależ mamy dość białego i ptasiego, wystarczy także dla latających gadów! – Srebron machnął kielichem w kierunku porozstawianych na podłodze mis z mięsem gryfów. Potem zaproponował: – Może sama skosztujesz?
– Nie jadam mięsa.
– Może… czas zacząć? – Męska dłoń znowu się zaczęła przesuwać po kobiecym udzie i śliskim materiale sukni. W reakcji na ten ruch oraz uprzednie słowa Alabaster nieznacznie skinęła głową, wyrażając milczącą aprobatę. – Doskonale. Poproszę naszą służącą o wyjątkowo krwistą porcję. – Gestami mężczyzna wydał polecenia Mysi. W efekcie skrzydlata władczyni wkrótce się doczekała męskiej ręki tym razem już zagłębionej pod suknię i obłapiającej jej nogę. Druga dłoń Srebrona ściskała jej pierś, a usta wędrowały po dekolcie. Jednak wielka księżna zdawała się w ogóle nie zwracać uwagi na te pieszczoty. Wpatrzona przed siebie się spokojnie przyglądała uczcie i rwała białymi zębami równie białe włókna mięśniowe, kosztując pieczonego gryfa. – Smakuje? – zagadnął się roznamiętniający mężczyzna.
– Smak nie jest najważniejszy. Pytanie brzmi, jak ja to strawię? – Alabaster wymownie spojrzała na ucztujących wojowników, a potem ręce Srebrona zagłębione pod jej suknię. Lecz ostatecznie zatrzymała wzrok na pyzatej dziewczynie. Pokazała ją obgryzaną kością, zapytując: – Czemu wskazałeś ją, jako służącą? Ponoć jest twą małżonką.
– Co siedem traw związało, jedno ostrze rozwiąże. – Wojownik z zadowoleniem poklepał głowicę topora za pasem.
– Czyżbyś sugerował trawiasty rozwód z tym… szarym gałgankiem?
– Poniekąd, bo w miejsce srebrnej królowej widzę dla siebie jej białą i skrzydlatą… następczynię.
– Ciekawe.
– Razem z jej smokami zapanuję na świecie nad wszystkim, co szare i białe. Ona dokona tego samego u mego boku razem z mymi wojownikami.
– Coraz ciekawsze. Teraz przynajmniej wiem, co jest tu świętowane.
– Przyznaję, że mam niezaspokojony apetyt. Choć nie tylko na władzę. – Obejmujący władczynię Srebron jeszcze mocniej na nią naparł, niemal się kładąc na niej.
– Także się złakomiłam – westchnęła.
– Zatem?
– Chcę więcej mięsa, wina, oraz… przestrzeni.
– Słuszny kierunek, poza przestrzenią. – Srebron się nieco odsunął od Alabaster, po czym przywołał do siebie najbliższego wojownika.
– Nie on. Niech ona przyniesie i poda. – Wskazała na żonę Etrawy. – Niech poda nisko mi się kłaniając i na kolanach.
– Może ma jeszcze ucałować twe lotosowe trzewiki? – Mężczyzna się uśmiechnął drwiąco.
– Ucałuje je podczas zaślubin bieli z szarością lub w czasie… szarości pogrzebu. – Alabaster spojrzała mężczyźnie głęboko w oczy, sama się uśmiechając sprytnie. Rozchyliła wargi i spróbowała męskich ust. Tonąc w męskich ramionach, się zatraciła w tym pocałunku, podobnie zasiadający z nią na perłowym tronie mężczyzna. Kiedy przerwała upojne zbliżenie, zaskoczona stwierdziła: – Biało-szare widmo ślubu się właśnie przybliżyło.
– A to dlaczego?
– Bo oddalił zwiastun śmierci koloru szarego.
– Czyżby takowej śmierci o czerwono-czarnym zabarwieniu? – Srebron otarł ze swych warg białą pomadkę, śledząc z zaciekawieniem wciąż rozchylone usta kobiety, ale obecnie o odmienionej barwie.
– To byłby piękny zgon przez pocałunek. Nie bierz tego do siebie. – Alabaster beztrosko załopotała skrzydłami.
– Nie zamierzam się obruszać. Jestem chroniony naparami z siedmiu ziół przez siedem wiedźm. Magia śmierci mi nie straszna, nie zadziała na mnie.
– A miłosna?
– Przekonajmy się. – Tym razem to Srebron skosztował kobiecych ust. Ich właścicielka nie protestowała i dwa języki o odmiennej barwie się splotły ze sobą. Zaś Alabaster dodatkowo zagłębiła ręce pod odzienie wojownika, wodząc palcami zwieńczonymi ostrymi paznokciami po muskulaturze klatki piersiowej.
Czyniła to z powodu autentycznego pobudzenia. Była podniecona tym, że miała tuż koło siebie charyzmatycznego władcę, który właśnie się oparł śmierci. Imponowało jej to. Ponadto po tym wszystkim co się wydarzyło pod Skazą Niebios wręcz miała ochotę się oddać szaleństwu i zapomnieniu pośród pijanych wojów. W osnowie nowych wrażeń zrzuciłaby z siebie wspomnienie tego, co dopiero przeżyła i co pozostawiło w jej sercu zadrę. Lecz chłodna prawda się przedstawiała tak, że wiodącą rolę w jej poczynaniach wciąż inicjowało wyrachowanie.
Zrozumiała już bowiem na co się zanosiło. Srebron jej pragnął, mając wszystkie atuty, by swój cel szybko osiągnąć. Zatem skoro już musiało do tego dojść, to niech wszyscy zobaczą, że dominującą rolę w tej damsko męskiej relacji zajmuje wielka księżna, a nie przywódca klanowy. Nie mogła pozwolić, aby się stało odwrotnie.
Kierowana tą myślą usiadła na mężczyźnie okrakiem, po czym zaczęła mu odpinać pasek od spodni. Zaskoczony Srebron przerwał pocałunek i chciał coś powiedzieć. Lecz Alabaster zgasiła mu słowa na ustach, przykładając tam palec. Dała tym do zrozumienia, żeby milczał. Jednak zaraz sama kokieteryjnie zagadnęła:
– Byłeś już z… białą kobietą?
– Zaliczyłem kilka bladych wieśniaczek w drodze tutaj.
– I… jak się spisały? – Władczyni wcisnęła męską twarz w swój biust.
– Lepiej pachniecie niż szare kobiety. – Srebron się zaciągnął kobiecym zapachem. – W dotyku jesteście chłodniejsze i gładsze. – Całował skórę koło mlecznych sutków. Aż z lekka zagryzł jeden z nich, a władczyni rozkosznie jęknęła. – Nadto wydajecie podczas miłości jakby anielskie piski – zauważył.
– Zaraz przeżyjesz anielską… ale rozkosz. Bądź tak uprzejmy i potrzymaj. – Alabaster pogmerała pod suknią. Zdjęła sobie białe majtki, które zawędrowały na męską twarz. Rozpostarła skrzydła, które skryły na tronie parę kochanków i nie zważając na obecność licznych wojowników, już była gotowa do cielesnego zespolenia. Przeszkodził jej w tym hałas.
Oto u wejścia do komnaty się poniosły kobiece krzyki. Wielka księżna przerwała zyskujące na intensywności amory, spoglądając na źródło wrzasków. Okazały się nim alabastrowe służki przewieszone przez ramiona szarych wojowników.
– Wygląda na to, że w piwnicach tego zamczyska moi wojacy znaleźli nie tylko białe wino, ale również coś powabnego i kobiecego. Zdaje się też, że ochoczo skorzystają z każdego ze znalezisk.
Reakcją na tę sugestie był chłód władczyni i odsunięcie się jej od zawłaszczającego sobie wszystko w pałacu Srebrona.
– Popsułeś atmosferę. Oddawaj majtki – syknęła do mężczyzny. Ten zwrócił władczyni intymną część garderoby, którą na sobie uzupełniła. Potem rozłożył bezradnie ramiona i swobodnie rzekł:
– Podczas wyprawy wojennej wojownicy północy muszą zdobywać łupy, jeść i chędożyć. Nic na to nie poradzisz – stwierdził.
– A gdybym spróbowała? – Alabaster położyła dłoń na rękojeści miecza.
– Wtedy… zrobiłabyś sobie krzywdę i nie doliczyła piórek w skrzydłach. Ale nie chcesz tego i nie uczynisz.
– Jesteś pewien?
– Tak… albowiem jam jest teraz twą przepustką do opromienienia cię blaskiem władzy. Dlatego będziesz mi posłuszna. Po uczcie pójdziesz ze mną grzecznie do sypialnej komnaty. Tam rozbiorę cię do naga i ustawię na klęczkach przed twym panem. Potem czoło przycisnę do posadzki, a dłonie zwiążę na lędźwiach jak niewolnicy. W takiej pozycji zajdę cię od tyłu, wygodnie oprę swe ręce na twoich skrzydłach, po czym wezmę cię jak szary renifer białą łanię. Wezmę raz za razem, siedem razy. Ty zaś jedyne, co wyrwiesz ze swej ponętnej piersi, to nie błaganie o litość, a skamlenie o jeszcze, mocniej i więcej. To będzie nasze miłosne spotkanie.
– Czyżby?
– A i owszem. Te oto zacne staruchy mi to przepowiedziały, że zrobię z tobą, co zechcę. Także z twoją krainą. – Srebron wskazał na pomarszczone szamanki w kącie komnaty. – Muszę tylko dochować pewnych warunków – dodał i dumnie wyrecytował:
Zasadzony w perłowym sercu bieli będziesz nieposkromiony
Ze skrzydlatą i posłuszną ci żoną w łożu spełniony
Wzrastać stąd będzie wasza władza i potęga
Oplecie ona zimny świat jak z siedmiu traw wstęga
Bacz jedynie byś w cieplejszych kolorach nie gustował
Abyś się od nich na śmierć nie pochorował