- W empik go
Krok trzeci - ebook
Krok trzeci - ebook
Krok trzeci to mroczny thriller psychologiczny, który trzyma w napięciu od pierwszej strony.
Nowa, mroczna powieść Bartosza Szczygielskiego, mistrza w budowaniu napięcia.
Magda ma idealne życie. Przystojnego męża, świetną pracę i piękne mieszkanie, ale za drzwiami sypialni czai się mrok. Niewypowiedziane słowa i skrywane tajemnice w końcu dają o sobie znać. Jej idealny świat rozsypuje się niczym domek z kart w ciągu jednej nocy. Ta noc obudziła demony, pozostawiając Magdę z kłamstwami, które nie przestają boleć, i pytaniami, na które nie zna odpowiedzi... i jest też ona…
Naprawdę trudno o mocniejszy thriller!
Kategoria: | Kryminał |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-280-7791-1 |
Rozmiar pliku: | 3,3 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Lubiła kochankę męża.
Kobieta miała znakomity gust. Wprawdzie ona sama nie odważyłaby się założyć takiej bielizny, ale doceniała kunszt, z jakim ją wykonano. Miły w dotyku materiał, niewidoczne szwy i pasek, który zaprojektowano, by łagodnie wchodził pomiędzy pośladki. Martwiły ją tylko metalowe sprzączki. Musiały wbijać się w ciało przy gwałtowniejszych ruchach. Niedziwne, że stringi wylądowały pod łóżkiem, bo noszenie ich musiało być udręką. Rzadko znajdowała w domu kobiecą bieliznę, ale i tak działo się to częściej, niż ona sama kupowała nową. Dziewczyna musiała nie liczyć się z pieniędzmi. Ewentualnie ktoś ją sponsorował albo lubiła chodzić bez majtek, co pasowałoby do tego, jak chciała ją sobie wyobrażać.
Miała chude nogi.
Znacznie chudsze niż jej, na których swoją obecność wyraźnie zaznaczył już cellulit. Miała wrażenie, że przy każdym ruchu te małe, denerwujące grudki tłuszczu ocierają się o siebie i że z każdym dniem stają się coraz wyraźniejsze. Partner twierdził, że nic niepokojącego nie zauważył, ale on już od dawna nic nie widział. Nic, co było z nią związane.
Usiadła na skraju wanny. Wpatrywała się w otwarte drzwi pralki i nie wiedziała, co powinna zrobić. Miała tyle możliwości, ale każda z nich wydawała się nieadekwatna do tego, co już się wydarzyło. Mogła wyrzucić stringi do śmieci lub zostawić je na pościeli. Mogła wsadzić bieliznę do lodówki, tuż obok ulubionego deseru jej męża. Czekoladowego puddingu, którym zajadał się wieczorami, siedząc na kanapie. Mimo tylu możliwości dalej siedziała przed pralką i gapiła się w pustkę, ściskając w dłoniach bieliznę obcej kobiety.
Nie potrafiła jej nienawidzić. Powinna, bo to przecież „ta druga”, która zabiera jej męża. Wiedziała, że to nieprawda. Jedyną osobą, którą mogła nienawidzić, była ona sama. To ona oddała swojego mężczyznę komuś innemu, kiedy zajmowała się rzeczami bez żadnego znaczenia.
Pracą.
Karierą.
Domem.
Wszystkim tym, co w środku nocy, kiedy łóżko robiło się przeraźliwie zimne, nie miało najmniejszego znaczenia. Nawet najlepiej wyczyszczone kafelki w łazience i najszczersza pochwała od klienta nie były warte tego, by budzić się w pustej pościeli. Zbyt późno to zrozumiała, a ktoś inny wiedział o tym doskonale i na dodatek potrafił się dobrze zachowywać.
Mieszkanie wyglądało na świeżo uprzątnięte. Nawet łóżko było zasłane tak, jak sama lubiła. Z poduszkami ułożonymi na wierzchu pod względem wielkości i według kolorów. Najciemniejsze – z tyłu, a te jasne z nadrukami – na samym przodzie. Od razu robiło jej się cieplej na sercu, kiedy widziała, że ktoś oprócz niej się stara. Zgubione stringi mogła zrozumieć. Każdemu zdarzają się błędy.
Podniosła się z wanny i wrzuciła bieliznę do pralki. Otworzyła szufladę na proszek i wlała tam odrobinę płynu. Po chwili namysłu dodała także ten do zmiękczania tkanin. Zamknęła drzwiczki, ustawiła temperaturę i wcisnęła START.
Wchodząc do salonu przy akompaniamencie wirującego bębna, nie mogła pozbyć się wrażenia, że o czymś zapomniała. Podeszła do łóżka i dokładnie sprawdziła pościel w poszukiwaniu innych części garderoby, ale nic nie znalazła. Zajrzała nawet do poszewek, bo czasem może zaplątać się w nich jakiś niesforny kolczyk. Wszystko wydawało się idealnie wysprzątane. Rozejrzała się raz jeszcze po sypialni, ale wyglądała lepiej niż kiedykolwiek wcześniej. Nawet pachniało inaczej. Widocznie kobieta zmieniła perfumy. Podobała jej się ta kwiatowa woń, która osiadała na meblach i zasłonach.
Tak, lubiła kochankę męża.
Nie miała jednak pojęcia, co stało się z jej ciałem.Krok pierwszy
Była dobrym gospodarzem.
Magda lubiła tak o sobie myśleć. Dobry gospodarz, nigdy – dobra gospodyni. Jej zadaniem nie było podawanie gościom kawy, kapci czy rosołu z oczkami tłuszczu wielkimi jak placki ziemniaczane. Goście mieli czuć się dobrze w przestrzeni, którą przygotowała. Włożyła w nią bardzo dużo pracy, choć nie pamiętała samego remontu oraz wykańczania wnętrz. To, na co teraz patrzyła, po prostu się pojawiło. Musiała jednak w tym uczestniczyć, bo każdy mebel, roślina i serwetka były dokładnie tam, gdzie ona by je umieściła.
Czasem po prostu zapominała.
Niech pierwszy rzuci kamieniem, kto nigdy nie poszedł do sklepu po masło, a wrócił ze wszystkim oprócz masła, pomyślała. Wprawdzie ona na zakupy spożywcze chodziła rzadko, ale zasada pozostawała taka sama. Po prostu coś wypadało jej z pamięci. Tak jak to, co wydarzyło się pewnego kwietniowego dnia, kiedy jaskółki oknówki wracały do kraju, a ona wypiła trochę za dużo. Pamiętała szpital i Damiana stojącego przy łóżku. Obgryzał paznokcie i co chwila wychodził z sali, żeby rozmawiać z pielęgniarką. Potem wrócili do domu, gdzie czekał na nią wazon z liliami i wszystko powoli wracało do normy. Starała się za długo o tym dniu nie myśleć. Powinna patrzeć w przyszłość, a nie wracać do tego, czego i tak nie mogła zmienić. I czego nie pamiętała.
Dlatego zawsze miała ze sobą notes.
Zapisywała w nim rzeczy, które powinna pamiętać. Rzeczy znacznie ważniejsze niż masło, którego i tak unikała, bo odkąd pamiętała, była na diecie. Teraz także patrzyła na notatnik. Obity czarną skórą, która zdążyła przetrzeć się już na rogach, więc ujawniała kawałek tektury schowany pod spodem. Skubała go paznokciami. Wpatrywała się w mężczyznę siedzącego naprzeciwko, a kiedy ten zauważył jej tik, natychmiast przestała.
– Denerwujesz się czymś? – spytał, pochylając się lekko do przodu. – Jesteś dziś jakaś nieobecna.
– Nie – odparła i lekko się przy tym uśmiechnęła.
Poprawiła okulary. Nosiła zerówki i doskonale wiedziała, że zachowuje się infantylnie, ale miała bardzo dobry powód, żeby codziennie wkładać je na nos. Odgradzały ją od świata, sprawiały, że twarz wydawała się mniejsza, a także dodawały jej powagi. Raz pojawiła się bez okularów: tłumaczyła Jackowi, że założyła szkła kontaktowe, a on przez całe spotkanie skupiał się na jej przerwie między brwiami. Więcej tego błędu nie popełniła.
– Możesz mi przecież powiedzieć, co się stało.
– Rozmawialiśmy już o tym – przypomniała i odłożyła notatnik na stojący między nimi stolik. – Jestem tu, żeby słuchać ciebie, a nie na odwrót.
– Wiem, ale…
Zawiesił na chwilę głos. Magda przeczuwała już, co zamierza powiedzieć, ale pozwoliła mu zebrać się na odwagę. Potrzebował tego.
– Lubię cię słuchać. – Jacek spuścił wzrok i utkwił spojrzenie w swoich butach. – Przepraszam.
– Nie masz mnie za co przepraszać. Nie po to się tu spotykamy, prawda?
Jacek przychodził zawsze ostatni. Czasem robiła dla niego wyjątek i umawiała się z nim nawet wieczorem. Dziś również tak zrobiła i poszła mu na rękę. I tak czekała ją jeszcze jedna sesja, a mężczyzna miał wyjazd integracyjny z firmy i musiał zdążyć na pociąg. Nie była zachwycona tym, że zmieniła swój plan dnia. Magda tak ustalała grafik, żeby najmniej wyczerpujący pacjenci i tacy, którzy potrzebują najmniej uwagi, pojawiali się w gabinecie, kiedy ona myślami była już gdzie indziej. Wtedy, kiedy zmęczenie dawało o sobie znać i jedyne, czego pragnęła, to gorąca kąpiel i kawałek sernika z czekoladową polewą. Jedną z tych rzeczy mogła mieć.
– Rozmawiałeś z nią? – spytała, bo wróciła myślami do rzeczywistości. – Mówiliśmy ostatnio, że zamierzasz zaprosić ją na kolację.
– Nie było okazji.
– Widzieliście się?
Odchrząknął, zanim odpowiedział. Robił tak za każdym razem, kiedy wymyślał wymówkę.
– Tak. Tak jakby, bo miała dużo pracy i tylko mijaliśmy się na korytarzu.
– Jak się z tym czułeś?
Podniósł głowę.
– Z czym?
– Z tym, że tylko się mijaliście – doprecyzowała. – Co wtedy myślałeś? Co czułeś?
Czasem Magda miała wrażenie, że zbyt mocno naciska na Jacka i w pewnym momencie on zacznie się wycofywać. Po raz kolejny zamknie się w swoim bezpiecznym kokonie i nikogo do siebie nie dopuści. Tym razem tak nie było. Mężczyzna wpatrywał się w Magdę i czekał, aż ta naprowadzi go na poprawną odpowiedź. Nie mogła go wyręczyć. Jacek do pewnych wniosków powinien dojść sam, inaczej będzie w nieskończoność powielał swoje zachowania. Notatnik leżący teraz pomiędzy nimi był pełen zapisków obrazujących, jak mężczyzna podchodził do kobiet i w ogóle do stosunków międzyludzkich. Unikał ich, a Magda podejrzewała, że ma to związek z jego matką.
Banał.
Najprostsza z możliwych odpowiedzi często była tą najlepszą. Powielanie schematów narzuconych jeszcze w dzieciństwie stanowiło trzon społeczeństwa. Bardzo chorego społeczeństwa, które chodziło na terapię, by nie powielać błędów rodziców na swoich pociechach, ale traumatyzować je na nowe, nieznane jeszcze sposoby. Wtedy ich dzieci będą mogły pójść w przyszłości na swoją terapię, a cała zabawa zacznie się od nowa.
Początkowe lata życia, kiedy człowiek jest wystawiony na jedną, słuszną drogę życiową wybieraną mu przez rodziców, kształtują go jako osobę. Jacek nie miał tyle szczęścia, żeby jego matkę ktoś zaprowadził na terapię, więc teraz on przechodził ją za nich oboje. Magda nie musiała się nawet wysilać podczas sesji. Wystarczyło, żeby słuchała i czasem pokazała mu, że tego naprawdę chce.
Nic więcej.
– Co wtedy myślałem? – powtórzył po niej. – Ucieszyłem się.
Zbliżali się do przełomu. Niewielkiego, ale dla Magdy każdy miał ogromne znacznie.
– Co cię ucieszyło w tym najbardziej?
– Że mi nie odmówi – wydusił po chwili. – Jak nie zaproszę jej na spotkanie, to nie będzie mogła mi odmówić.
Jacek wykazał się żelazną logiką, to Magda musiała mu przyznać.
– Wiem, że to głupie.
– To nie jest głupie – odparła i nachyliła się, żeby sięgnąć po szklankę z wodą.
– Zaraz pewnie mi powiesz, że to lęk przed odrzuceniem.
– Tak uważasz?
Czasem męczyło ją to, że prawie każde wypowiedziane przez nią zdanie jest pytaniem. Zdarzało się, że Magda posługiwała się swoim językiem terapeuty, jak sama go nazywała, nawet poza gabinetem. Zrażała tym do siebie ludzi, a ostatnio nawet w warzywniaku przestali odpowiadać na jej „dzień dobry”. Raz wdała się w dyskusję ze sprzedawcą i od słowa do słowa wyszło, że ten może mieć problem z uzależnieniem od hazardu.
– Nie wiem. – Jacek podniósł ramiona w geście, który miał uchodzić za obojętność. – Może.
Magda wiedziała, że ten prosty ruch rąk to coś więcej. Mężczyzna chował się do swojej skorupy, gdzie pewnie najchętniej spędziłby resztę życia. Nienękany przez nikogo, nie narażałby się tym samym na odrzucenie.
– Wróćmy na chwilę do tego, o czym rozmawialiśmy ostatnio, dobrze?
Skinął głową.
– Powiedziałeś mi, że byłeś wzorowym uczniem, prawda?
– Tak. – Lekko się rozluźnił, a ramiona powoli wracały na swoje miejsce.
– Lubiłeś to?
– Nie rozumiem.
– Czy lubiłeś się uczyć?
– Jak każdy.
– Czyli nie?
Obydwoje się uśmiechnęli.
– To nie tak, że nie lubiłem – odpowiedział. – Chciałem mieć dobre oceny. Lepsze…
Magda wykorzystała chwilę, kiedy Jacek się zamyślił, i spróbowała przypomnieć sobie imię jego brata. Pamiętała z poprzednich sesji, że między mężczyznami dochodziło do poważnych zatarć, kiedy byli młodsi. Skupiła się, ale imię za nic nie chciało się pojawić w głowie. Kolejna rzecz, która wyleciała jej z pamięci.
Postanowiła podejść go inaczej.
– Lepsze oceny niż…?
Jacek westchnął.
– Lepsze niż Arek – parsknął. – Nie zrozum mnie źle, kocham tego faceta, ale zawsze strasznie mnie wkurwiał. Ciągle mi dogryzał, a moje ręce pełne były siniaków, bo chciał mi udowodnić, że jest silniejszy. Musiałem być w czymś lepszy niż on.
– Zawsze tak było?
– Od przedszkola.
Zbliżali się do okresu, który Magdę interesował najbardziej. Spaprane dzieciństwo to najlepsze, co może przytrafić się terapeucie.
– Starsi bracia potrafią być prawdziwymi dupkami – uśmiechnęła się.
Czasem pomagało, kiedy stawiała się w sytuacji swoich pacjentów.
– Teraz jest lepiej. – Jacek lekko się rozluźnił. – Obaj mamy swoje życia. Spotykamy przy piwie, żeby pogadać. Rzadko, ale żaden z nas nie ma czasu. Arek ma świetną pracę. Matka jest z niego dumna.
– Też masz świetną pracę – przypomniała mu. – Chyba ją lubisz?
– Żartujesz? Wypełniam formularze w Excelu przez cały dzień i gapię się na cyfry, których nawet nie rozumiem. Arek jest szefem działu sprzedaży w zagranicznej korporacji. Zagranicznej, rozumiesz?
Przytaknęła, choć nie miała pojęcia, o co może mu chodzić.
– Zawsze był krok przede mną – kontynuował. – Zgarniał wszystko, na co tylko miał ochotę. Każdy głaskał go po główce, bo przeszedł jakieś zapalenie płuc jako niemowlak i cudem go odratowano. Czasem marzyłem o tym, żeby służba zdrowia wtedy nawaliła.
– Jako dziecko miałeś takie myśli?
Magda musiała naprowadzić Jacka na właściwy tor. To ona kontrolowała sytuację, ale musiała się pośpieszyć. Zegar stojący za plecami mężczyzny pokazywał, że nie zostało im już dużo czasu. Sesja trwała pięćdziesiąt minut, a rozmawiali już ponad trzydzieści. On tego nie wiedział, dlatego to jej zadaniem było pokierowanie rozmowy w odpowiednią stronę.
– Nie – zaczął się bronić. – Nie. Tak mi się tylko powiedziało. Po prostu nie lubiłem tego, że jemu wszystko uchodziło na sucho i nawet za tróję matka dawała mu lizaka. Ja mogłem przynosić szóstki, a nikogo to nie obchodziło.
– Ale nie przestałeś się uczyć – zauważyła.
– Byłem naiwny. Sądziłem, że za którymś razem i na mnie spłynie trochę tej chwały.
Kiedy tylko wypowiedział te słowa, Magda zauważyła, jak zmienia się wyraz jego twarzy. Doszli, a raczej Jacek doszedł, do wniosków, które mogły zmienić jego życie. O ile zechce je wyartykułować, a nie – zamiecie wszystko pod dywan.
– Chciałem… Chciałem, żeby mnie pochwaliła. Choć raz.
– Szukałeś aprobaty, to naturalne.
Na stoliku stał pojemnik z chusteczkami jednorazowymi. Magda wymieniała go dwa razy w tygodniu na nowy, bo przynajmniej raz dziennie ktoś zużywał połowę wkładu. Jeszcze minuta i tym kimś będzie Jacek. Lubiła ten moment, kiedy pacjenci odkrywali, co poszło nie tak. Co zrozumieli opacznie i zamiast żyć swoim życiem, ciągle patrzyli na nie oczami innych. Kiedy to następowało, mogli w końcu ruszyć do przodu.
Napiła się wody, by zwilżyć usta.
– Powiedz mi coś więcej o swojej matce.*
Dzieciak przy stoliku obok darł się, jakby starał się o rolę w nowej wersji Egzorcysty.
Magda była przekonana, że jeszcze chwila, a sam diabeł pojawi się w ognistym kręgu na środku kawiarni i zabierze go ze sobą do piekła. Tam przynajmniej miałby doskonałe warunki do torturowania ludzi i z pewnością zasłużyłby na tytuł pracownika miesiąca. Zdawało się, że matka siedząca dwa stoliki od niej także miała dość owocu swojego łona i bardzo żałowała, że cud narodzin nie okazał się kamieniem nerkowym. Co chwila próbowała uciszyć wiercącego się bachora, podsuwając mu pod nos kolejne zabawki.
Na pierwszy ogień poszedł model samochodu straży pożarnej. Wylądował na ziemi po kilku sekundach. W ślad za nim poleciał miś z oklapniętym uszkiem, ufoludek, a na samym końcu mały keyboard, który sięgając bruku, wydał z siebie ostatnie dźwięki i rozpadł się na drobne kawałeczki. Goście w kawiarni zupełnie ignorowali sytuację. Każdy patrzył w swoją stronę i starał się nie wtrącać. Nienawiść wisiała w powietrzu, a Magda czuła, że zaraz wybuchnie. Potrzebowała spokoju. Spokoju i chai latte.
Odkąd skończyła sesję z Jackiem, bolała ją głowa.
Liczyła, że przed kolejnymi pacjentami zdąży wrócić do normy. Kawa miała pomóc, choć wiedziała, że może skoczyć jej ciśnienie i tylko sobie zaszkodzi. Zaryzykowała i zeszła do kawiarni, która znajdowała się w tym samym budynku, co jej gabinet. Nie przewidziała tylko, że wchodząc do środka, trafi na takie przedstawienie. To jedyne miejsce w okolicy, gdzie można było spokojnie pomyśleć i nie obawiać się tłumów z laptopami przy każdym stoliku. Magda przychodziła tu niemal codziennie. Żałowała tylko, że lokal czynny jest jedynie do dziewiętnastej, a w weekendy – do siedemnastej. Nie rozumiała tego, ale to nie był jej biznes, więc nie musiała.
Wzięła głęboki oddech i rozłożyła przed sobą notes.
– Spokojnie – powiedziała i zaczęła rozmasowywać skronie. – Tylko spokojnie.
Nie pomagało.
Magda zamknęła oczy, aby choć na chwilę zaznać kojącej ciemności, ale wrzask nie miał problemów z tym, żeby się przez nią przedrzeć. Ból głowy się nasilał. Coraz mocniej rozpierał się wewnątrz jej czaszki, żeby znaleźć dla siebie ujście. Podniosła głowę i już miała coś powiedzieć, kiedy sama matka podjęła jedną z najważniejszych decyzji w swoim życiu. I jedną z głupszych.
Użyła przemocy.
Kobieta złapała dziecko za ramiona i zaczęła potrząsać ciałem, które ważyło nie więcej niż dziesięć kilogramów. Im głośniej płakało, tym mocniej zaciskały się palce na skórze dzieciaka. Magda obserwowała całą sytuację z bezpiecznej odległości kilku metrów, ale i tak czuła niemal fizyczny ból, widząc, jak główka dziecka nie potrafi utrzymać się w pionowej pozycji. Latała w przód i w tył z każdym kolejnym potrząśnięciem.
Musiała zareagować.
– Zostaw go! – głos przedarł się przez jazgot wypełniający kawiarnię. – Dotkniesz go raz jeszcze, a do ciebie przyjdę.
Ktoś Magdę uprzedził. Wprawdzie ona nie użyłaby tak mocnych słów, ale doskonale rozumiała, czemu te musiały się pojawić. Agresji nie da się stłamsić głaskaniem po głowie. Potrzeba pierwotnej siły. Za walkę z przemocą należy zabrać się u jej podstaw, a nie w chwili kiedy ta już eskaluje. Tutaj nie ma miejsca na półśrodki.
Magda zaczęła szukać wzrokiem kobiety, która była na tyle odważna, żeby wyrazić opinię wszystkich zgromadzonych w kawiarni. Znalazła ją przy wejściu. Patrzyła na wyprostowaną, pewną siebie postać, która ze spokojem mogłaby reklamować zarówno usługi bankowe, jak i koronkową bieliznę. Ciemne włosy kończyły się tuż przed jej ramionami, odsłaniając wypielęgnowaną skórę szyi. Mała czarna układała się idealnie i uwypuklała to, co powinna, zostawiając jednocześnie sporo miejsca dla wyobraźni mężczyzn, którzy obserwowali ukradkiem. Wystarczyła krótka chwila, a Magda już zaczęła zazdrościć jej figury, choć do tej pory była zadowolona ze swojego ciała.
Względnie zadowolona.
Czuła, że wpada w kompleksy, a najgorsze było to, że kobieta zauważyła, jak Magda na nią patrzy, i skierowała seksowne nogi w wysokich szpilkach wprost do jej stolika. Spuściła wzrok, licząc na to, że nie będzie musiała wchodzić w konfrontację. Bez odpowiedniego przygotowania nie wychodziło jej to najlepiej.
– Cholerna patologia. – Kobieta zatrzymała się tuż przed stolikiem Magdy. – Czasem ma się ochotę po prostu spuścić takiej matce wpierdol.
– Mhm.
Więcej nie była z siebie w stanie wydusić. Zaczęła kreślić w notatniku wzory, byleby nie patrzeć na stojącą przed nią postać. W kontrolowanych warunkach zachowałaby się inaczej. Kawiarnia nie stwarzała odpowiedniego klimatu do rozmów, co było wbrew ogólnie przyjętej opinii.
– Liczyłam na cieplejsze powitanie.
– Słucham? – Nie miała wyjścia i podniosła wzrok. – Przepraszam, ale chciałam popracować.
– Widzę, że mnie nie pamiętasz.
Magda nie poznawała ludzi. Przyzwyczaiła się do tego i to nie pierwszy raz, kiedy ktoś ją nagabywał. Zazwyczaj w takiej sytuacji po prostu się uśmiechała, pokazywała na zegarek i udawała się w swoją stronę. Teraz nie mogła. Nie spróbowała nawet zamówionej kawy, której aromat wciskał się do nosa i sprawiał, że musiała się powstrzymywać, by nie złapać za kubek stojący obok.
– Przepraszam, ja…
– Dużo przepraszasz. – Kobieta się uśmiechnęła. – Powinnaś przestać. Ona powinna przeprosić.
Matka z dzieckiem, które na szczęście postanowiło, zamiast płakać, zasnąć, właśnie w pośpiechu pakowała zabawki do wózka. Spojrzała tylko w stronę stolika, gdzie siedziała Magda, i pokazała środkowy palec, by następnie popukać się nim w czoło. Chwilę później już jej nie było.
– Mówiłam, że to patologia. Mogę?
Nie czekając na to, aż uzyska odpowiedź, kobieta odsunęła sobie krzesło i usiadła obok. Położyła na stoliku torebkę i założyła nogę na nogę, odsłaniając opalone uda. Sharon Stone byłaby z niej dumna.
– Trochę mnie zawiodłaś.
– Prze… – Magda się powstrzymała. – Przypomni mi pani, skąd się znamy?
Zupełnie nie kojarzyła siedzącej obok postaci. Czuła ją za to bardzo wyraźnie. Intensywny zapach lawendy, drzewa sandałowego i wanilii. Pachniała pieniędzmi i wyglądała tak, jakby na nic ich nie żałowała. Magda nie obracała się w takich kręgach, nie znała ludzi wydających niebotyczne dla niej kwoty na coś, czego nie potrzebowali. Owszem, widywała ich, ale występowali w jej ulubionym serialu, a to chyba się nie liczyło jako znajomość. Zaczęła się krępować obecnością obcej osoby i najchętniej wróciłaby już do swojego gabinetu.
– Nina – przedstawiła się kobieta po tym, jak skończyła się wpatrywać w notes Magdy. – Nina Dulska.
– Dulska – powtórzyła zupełnie tak, jakby miało to coś pomóc.
– Zanim zaczniesz mi mówić o tej cholernej książce Zapolskiej, przypomnę, że odbywałyśmy już taką rozmowę.
Magda milczała.
– W liceum – doprecyzowała Nina.
– Cholera, naprawdę mnie nie pamiętasz, co? Traktowałaś mnie prawie jak siostrę, której nigdy nie miałaś.
– Czasem tak mam – usprawiedliwiła się, ale nie chciała mówić kobiecie o swoich problemach z pamięcią. – Minęło trochę czasu.
Wolała nie liczyć tego, kiedy zdawała maturę. Czasem zdawało się jej, że to zaledwie kilka lat, a potem uświadamiała sobie, że dwadzieścia to znacznie więcej niż kilka. Przerażało ją to, że całe życie mignęło jej w ułamku sekundy i zanim się obejrzy, kolejny taki ułamek będzie za nią.
– Nie przejmuj się, też ledwo cię poznałam w tych okularach – odparła i złapała za kubek stojący na stoliku. – Pozwolisz? Umieram z pragnienia.
Magda nie zdążyła jeszcze spróbować chai latte, ale patrząc na to, jak Nina przysysa się do kubka, wiedziała, że zamawiając je, podjęła dobrą decyzję.
– Boże, ale to było dobre.
– Cieszę się, że ci smakowało. – Magda wykorzystała moment i sama chwyciła za kubek.
Miała nadzieję, że w środku zostało cokolwiek, bo nawet jeszcze nie zapłaciła za napój. Nie lubiła trwonić pieniędzy, a zwłaszcza teraz, kiedy większość spraw finansowych przejął na siebie Damian. Wprawdzie jej mąż nie narzekał, a przynajmniej nie mówił o tym wprost, ale czuła, jak w domu narastają problemy. Niekoniecznie związane z pieniędzmi. Powinna lepiej sobie z nimi radzić, ale akurat w tym przypadku jej terapeutyczne zdolności zupełnie się nie sprawdzały.
– Pracujesz w okolicy? – Magda podjęła próbę interakcji.
Dalej nie była przekonana, czy faktycznie się znają. Szkoła średnia była dla niej czarną plamą. Podobnie jak studia i wiele innych okresów w życiu. Mimowolnie przejechała palcami po lewej skroni tak, jakby czegoś tam szukała. Chciała odpowiedzieć Ninie, ale nie potrafiła.
– Byłam na spotkaniu w okolicy. Senior Account Manager. Wciskam klientom dużo niepotrzebnego im szajsu. Mamy biurowiec w centrum, obok Złotych Tarasów. – Ostatnie słowa powiedziała niemal szeptem, jakby spowiadała się z nieczystych myśli o proboszczu. – Strasznie dużo tam dzieciaków, ale mam blisko do metra. My też chodziłyśmy po sklepach albo siadałyśmy na schodach i gapiłyśmy się na ludzi?
Magda przypomniała sobie miejsce, w którym spędziła większość swojego życia.
– Nie – uśmiechnęła się. – Pewnie dlatego, że na naszym zadupiu nie było gdzie chodzić, a ja musiałam wracać do domu zaraz po lekcjach.
Nawet po latach nie mogła się przekonać do podróżowania autobusem. Spędziła w zapchanych i śmierdzących pojazdach całe liceum i nie miała zamiaru do tego wracać. Uroki mieszkania na wsi.
– Przynajmniej był spokój, a teraz wszędzie jest głośno. – Nina podniosła głos, bo za ladą uruchomił się ekspres i zaczął mielić ziarna kawy. – A ty gdzie pracujesz?
– Mam gabinet w tym budynku.
– Dentystyczny?
W tonie jej głosu Magda wyczuła pogardę. Nie dziwiła się jej, bo nikt nie lubił dentystów. Zapewne oni sami nie przepadali za swoim obiciem w lustrze.
– Psychoterapia – wyprowadziła ją z błędu. – No i wyszłam za mąż.
Na potwierdzenie tych słów podniosła prawą dłoń i dumnie zaprezentowała obrączkę. Dopiero teraz zauważyła, że nie ma na niej pierścionka zaręczynowego. Widocznie znowu zostawiła go na umywalce, kiedy szła pod prysznic. Biżuteria lubiła ześlizgiwać się z jej palców. Czasem zastanawiała się, czy jest w ogóle sens ją zakładać, ale kiedy miała gorsze chwile, przejeżdżała kciukiem po chłodnej obrączce i od razu się uspokajała.
– Moje gratulacje. – Nina wyglądała na szczerze zadowoloną. – Jesteś z tego dumna?
– Słucham? – Nie spodziewała się takiej reakcji.
– Czy jesteś z tego dumna?
– Oczywiście, że jestem – oburzyła się. – Damian jest cudowny.
Nina parsknęła śmiechem.
– Przepraszam, przepraszam. Mówiłam o twoim gabinecie. Nigdy nie zrozumiem kobiet, które jako najważniejsze wydarzenie w swoim życiu uważają wizytę w urzędzie i parafkę. – Poprawiła przy tym kosmyk włosów, który niby przypadkiem wysunął się zza jej ucha. – Nie bierz tego do siebie.
– Nie biorę. – Magda nie miała pojęcia, czemu w ogóle wspomniała o Damianie. – Źle zrozumiałam.
– Zdarza się, ale skoro przy tym jesteśmy. Przystojny jest?
– Innego bym nie wzięła.
Zażartowała.
– Dużego ma?
Magda o mało nie wypluła kawy na stolik. Bezpośredniość Niny zaczynała ją odrobinę męczyć. Mimo wszystko zazdrościła jej tego, że kobieta mówiła dokładnie to, co myślała, i nie oglądała się na innych. Jej tego brakowało. Przyzwyczajona była do słuchania, a nie – do mówienia. Siedząca naprzeciwko niej kobieta stanowiła jej lustrzane odbicie, ale chudsze, ładniejsze i znacznie bardziej interesujące. Magda aż skarciła się w myślach za to, co o sobie pomyślała. Powinna bardziej doceniać to, co ma.
– Wiesz. – Lekko się zarumieniła. – To nie jest najważniejsze.
Skłamała z premedytacją. Nie zamierzała się zwierzać, a przynajmniej nie teraz. Każdy element życia w związku jest równorzędny. Jeżeli kobieta mówiła, że seks nie jest dla niej istotny, Magda od razu podejrzewała, że ta była w dzieciństwie molestowana. Skrzywienie zawodowe nie pozwalało jej inaczej.
– Czyli nie. – Nina wydęła odrobinę wargi. – Zawsze coś musi być nie tak z facetami, prawda? Albo nie mają pieniędzy, albo ich fiuty wyglądają jak korniszonek, który leżał za długo na słońcu. Wiem coś o tym.
– A ty?
– Co ja? – Odwróciła głowę i przywołała ruchem ręki kelnerkę. – Powinna do nas podejść, kiedy tylko usiadłam.
Widać Nina miała bardzo wysokie wymagania wobec innych. Magda, wchodząc do kawiarni, sama podeszła do lady, odczekała, aż młoda dziewczyna skończy przygotowywać poprzednie zamówienie, i dopiero wtedy się do niej odezwała. Wątpiła w to, czy obsługa ma w ogóle obowiązek podchodzić do klientów przy stolikach. Nawet jeżeli nie miała, to kelnerka do nich właśnie podeszła.
– Jeszcze raz to samo. – Nina wskazała na kubek z chai latte. – Wyborna. Marnuje się tu pani. Słyszałam, że Starbucksie na Emilii Plater kogoś szukają, proszę spróbować.
W tonie głosu Niny nie dało się wyczuć nawet lekkiego fałszu. Magda na miejscu kelnerki poczułaby się urażona, ale ona wszystko brała zbyt dosłownie. Praca w barze nie była spełnieniem marzeń, a już na pewno nie dla Magdy. Ona chciała pomagać ludziom. Niezależnie od tego, z jakimi problemami do niej przychodzili, zawsze starała się ich wysłuchać. Czuła, że siedząca obok niej koleżanka także ma coś ważnego do powiedzenia. Kelnerka zapisała zamówienie na małej karteczce, podziękowała i odeszła od ich stolika.
– Przepraszam, mówiłaś coś?
– Tak. – Magda przejechała palcami po notesie. – Pytałam, czy ty masz męża.
– To skomplikowane – odparła i na chwilę spuściła wzrok. – Chwilowy konflikt interesów.
– Problemy w związkach to coś normalnego. – Magda przyjmowała na terapię także pary. Teraz był odpowiedni moment, aby z tego skorzystać. – Zawsze przyrównuję to do pracy.
– Czyli mam wszystko odwalić jak najszybciej i iść na prosecco do baru?
Obie zaśmiały się głośniej, niż przewidywała etykieta.
– No nie. Chodziło mi raczej o to…
– Czekaj. – Nina jej przerwała. – Jeżeli chcesz mi mówić o tym, że nad związkiem trzeba pracować, to sobie daruj. Wiem o tym.
Magda też wiedziała. Nawet lepiej, niż skłonna była przyznać. Kochała Damiana, ale w ich małżeństwie nie układało się tak, jak by sobie tego życzyła. Oddała wszystko, na czym jej tylko zależało, aby dać mu szczęście. To jednak ciągle było za mało. Magda widziała w oczach swojego partnera, że czegoś mu brakuje, ale nie chciał o tym rozmawiać. Próbowała. Odnosiła wrażenie, że dotarła do ściany i jedyne, co może teraz zrobić, to czekać.
Nie wiedziała tylko na co.
Kolejna kawa wylądowała na stoliku. Kelnerka postawiła ją przed Magdą tak, jakby wiedziała, że poprzedniej klientka nie wypiła w całości.
– Muszę spadać. Mam kolejne spotkanie. Miło było cię spotkać.
– Nie chciałam cię obrazić. – Magda wyprostowała się. – Nie panuję nad niektórymi odruchami. Taka praca.
– Następnym razem, jak się spotkamy. – Nina podniosła się z krzesła i przejechała dłońmi po małej czarnej. – Daruj sobie psychoterapię. Nie lubię tego.
– Przepraszam.
– Nie przepraszaj – upomniała ją po raz kolejny. – Po prostu zapłacisz za kolejną kawę.
Nina wyciągnęła z torebki pięćdziesiąt złotych i położyła je na stoliku. Wzięła notes Magdy, przesunęła go w swoją stronę i otworzyła na losowej stronie. Złapała za leżący na blacie długopis, a następnie napisała swój numer telefonu.
– Masz zadzwonić do mnie wieczorem – uśmiechnęła się i odsunęła notes na swoje miejsce. – Inaczej się obrażę.
– Zadzwonię. Słowo.
To wystarczyło za pożegnanie. Żadnego całowania się w policzek, uścisków i wszystkiego tego, co miało uchodzić za gesty czułości, a w rzeczywistości było tylko wyuczonym mechanizmem. Zero sztucznego przeciągania rozmowy i niewygodnych pytań. Początkowo obecność Niny ją męczyła, ale pod koniec rozmowy coś się zmieniło. Niezależnie od tego, jak ta dyskusja się zakończyła. Zazdrościła jej pewności siebie, którą kobieta niemal zarażała wszystkich wokół. Nawet ona poczuła się inaczej. Na krótką, jakże piękną chwilę.
Magda patrzyła, jak kobieta opuszcza kawiarnię, a w głowie miała tylko jedno pytanie.
Dlaczego sama nie jest taka, jak ona?