- promocja
Król wojny i krwi - ebook
Król wojny i krwi - ebook
Król
Ich związek jest jego zemstą.
Isolde de Lara uważa dzień swojego ślubu za dzień śmierci. Żeby położyć kres długoletniej wojnie, musi poślubić króla wampirów Adriana Aleksandra Vasilieva i go zabić.
Lecz jej próby zostają udaremnione, a Adrian grozi, że jeśli Isolde jeszcze raz podejmie próbę zabójstwa, on zrobi z niej nieumarłą. Przerażona, że stanie się taką istotą jak te, których najbardziej nienawidzi, Isolde szuka innych sposobów, żeby przeciwstawić się mężowi i przetrwać na brutalnym dworze wampirów.
Jednak nie dworu Isolde boi się najbardziej. tylko Adriana. Mimo niewątpliwej chemii między nimi dwojgiem Isolde zastanawia się, dlaczego król - gwałtowny, dziki i bezlitosny - właśnie ją wybrał na małżonkę.
Odpowiedź zburzy jej świat.
Kategoria: | Fantasy |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-67353-69-4 |
Rozmiar pliku: | 2,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Jeden
Na granicach królestwa mojego ojca obozowała armia wampirów. Czarne czubki ich namiotów wyglądały jak ocean ostrych fal i ciągnęły się całymi milami. Stapiały się z horyzontem czerwonym jak całe niebo nad Revekką, Imperium Wampirów. Miało ono taki kolor, odkąd się urodziłam. Mówiono, że to klątwa Dis, bogini ducha, ostrzeżenie przed złem, które tam się zrodziło, złem, które zaczęło się od Krwawego Króla. Dlatego, na nieszczęście dla Cordovy, jego kolor nie stanowił zapowiedzi inwazji.
Wampiry pojawiły się na zachodzie zeszłej nocy, jakby podróżowały wraz z ciemnością. Od tamtej pory wszystko było ciche i spokojne, jakby ich obecność skradła wszelkie życie. Nawet wiatr ustał. Niepokój ściskał moją pierś jak mróz, usadowił się głęboko w brzuchu, kiedy tak stałam między drzewami, zaledwie kilka stóp od pierwszego rzędu namiotów. Nie mogłam pozbyć się uczucia, że to koniec. Ten koniec czaił się za mną, oplatał moje ramiona długimi palcami.
Ich przybycie poprzedziły pogłoski. Wieści o tym, że ich przywódca – nie mogłam znieść nawet jego imienia – Adrian Aleksandr Vasiliev zrównał z ziemią Jolę, spustoszył Elin, podbił Sivę i spalił Litę. Kolejne z Dziewięciu Dynastii Cordovy padały jedna po drugiej. Teraz wampiry znajdowały się na naszym progu, a mój ojciec, król Henri, zamiast zwołać wojsko, poprosił o spotkanie.
Chciał przemówić do rozsądku Krwawemu Królowi.
Jego decyzja spotkała się z mieszanymi reakcjami. Niektórzy chcieli walczyć, żeby nie znaleźć się pod panowaniem potwora. Inni nie byli pewni, czy król Henri wybrał śmierć na polu bitwy zamiast innej.
Przynajmniej w walce była prawda. Przeżywało się albo ginęło.
Pod rządami potwora nie było żadnych prawd.
– Nie powinienem był pozwolić ci przychodzić tutaj tak późno i tak bardzo się zbliżać.
Komendant gwardii Alec Killian stał za blisko, tuż za mną, tak że ramieniem muskał moje plecy. Gdyby to był inny dzień, wybaczyłabym mu tę bliskość, przypisując ją gorliwości w wypełnianiu obowiązków mojej eskorty, ale teraz wiedziałam swoje.
Komendant próbował się zrehabilitować.
Odsunęłam się o krok, żeby rzucić mu posępne spojrzenie i jednocześnie stworzyć dystans. Alec – albo Killian, jak wolałam go nazywać – był dowódcą Królewskiej Gwardii, a odziedziczył to stanowisko, kiedy jego ojciec o takim samym imieniu zmarł niespodziewanie przed trzema laty.
Odwzajemnił moje spojrzenie. Jego szare oczy były jednocześnie stalowe i łagodne. Myślę, że wolałabym samą stal, bo czułość sprawiała, że miałam ochotę cofnąć się o dwa kroki. Oznaczała, że Killian żywił do mnie uczucia, a moja dawna ekscytacja tym, że przyciągnęłam jego uwagę, już dawno wyparowała.
Zewnętrznie miał wszystko, czego, jak sądziłam, oczekiwałam od mężczyzny. Był przystojny w surowy sposób, z ciałem wyćwiczonym podczas godzin szkolenia. Mundur, szyta na miarę granatowa bluza, spodnie ze złoceniami i śmiesznie dramatyczna złota peleryna podkreślały jego prezencję. Komendant miał szopę gęstych, ciemnych włosów, a ja spędziłam zbyt wiele nocy z palcami wplecionymi w te pasma i z rozgrzanym ciałem, ale nierozpalona namiętnością, za która naprawdę tęskniłam. Killian okazał się średnim kochankiem. Nie pomagało to, że nie lubiłam jego brody, długiej i zasłaniającej dolną połowę twarzy. Niemożliwe było dojrzenie kształtu jego szczęki, ale domyślałam się, że jest mocna jak jego obecność… która zaczynała działać mi na nerwy.
– Przewyższam cię rangą – przypomniałam. – Nie jest w twojej mocy mówienie mi, co mam robić.
– Ale w mocy twojego ojca tak.
Ogarnęła mnie taka fala irytacji, że zazgrzytałam zębami. Gdy Killian czuł, że nie może mną kierować, uciekał się do grożenia mi ojcem. I on się jeszcze zastanawiał, dlaczego nie chcę z nim sypiać.
Zamiast przyjąć do wiadomości mój gniew, Killian uśmiechnął się zadowolony, że trafił w czuły punkt.
Skinieniem głowy wskazał obóz.
– Powinniśmy zaatakować ich za dnia, kiedy śpią.
– Tylko że wtedy sprzeciwiłbyś się rozkazom mojego ojca, który chce pokoju – powiedziałam.
Kiedyś bym się z nim zgodziła. Dlaczego nie wyrżnąć wampirów, kiedy śpią? Przecież światło słoneczne było ich słabością. Tyle że Theodoric, król Joli, wydał swoim żołnierzom taki rozkaz, ale zanim jego armia przypuściła atak, cała zginęła z powodu krwawej zarazy, jak nazywali ją ludzie. Ci, którzy zapadali na tę chorobę, krwawili ze wszystkich otworów ciała, aż w końcu umierali. Łącznie z królem Theodorikiem i jego żoną, którzy zostawili dwulatka, żeby odziedziczył tron pod panowaniem Krwawego Króla.
Jak się okazało, blask słoneczny nie zatrzymywał magii.
– Czy będą mieli dla nas tyle szacunku, kiedy zapadnie noc? – Killian nie cofał się przed wyrażaniem opinii na temat Krwawego Króla i jego inwazji na Cordovę. Rozumiałam jego nienawiść.
– Miej wiarę w żołnierzy, których sam wyszkoliłeś. Nie jesteś gotowy?
Wiedziałam, że nie spodobały mu się moje słowa. Czułam, że robi gniewną minę za moimi plecami, bo oboje zdawaliśmy sobie sprawę, że jeśli wampiry postanowią zaatakować, będziemy martwi. Trzeba było pięciu naszych, żeby pokonać jednego z nich. Po prostu musieliśmy wierzyć, że słowo Krwawego Króla dane mojemu ojcu jest warte życia naszych ludzi. Skupiłam wzrok na namiocie króla, wyróżniającym się karmazynowymi i złotymi detalami.
– Nie można przygotować się na potwory, księżniczko – rzekł Killian. – Wątpię, czy sama bogini Dis wiedziała, co wyniknie z jej klątwy.
Mówiono, że Adrian rozgniewał Dis, boginię ducha, i w rezultacie ona przeklęła go pragnieniem krwi. Jej klątwa objęła nie tylko jego. Niektórzy ludzie przeżyli przemianę w wampiry, inni nie. Od ich narodzin świat nie zaznał pokoju. Ich obecność zrodziła inne potwory żywiące się krwią, życiem. Choć ja nie znałam innego świata, starsi ludzie go pamiętali. Pamiętali świat bez bram i wysokich murów wokół każdej wioski. Pamiętali, jak to jest nie bać się wędrować pod gwiazdami po zapadnięciu ciemności.
Ja nie bałam się ciemności.
Nie bałam się potworów.
Nie bałam się nawet Krwawego Króla.
Ale bałam się o ojca, o swój lud, o naszą kulturę.
Ponieważ Adriana Aleksandra Vasilieva nie dało się uniknąć.
– Sądzisz, że wiesz, co myśli bogini? – zapytałam.
– Wciąż mnie prowokujesz. Zrobiłem coś złego?
– Spodziewałeś się zadowolenia, bo się pieprzyliśmy?
Killian drgnął i ściągnął brwi.
Wreszcie, pomyślałam. Gniew.
– Więc jesteś zdenerwowana – stwierdził.
Przewróciłam oczami.
– Oczywiście, że jestem zdenerwowana. Przekonałeś mojego ojca, że potrzebuję eskorty.
– Wykradasz się po nocy ze swojej komnaty!
Nie miałam pojęcia, że sypianie z Killianem będzie oznaczało niezapowiedziane wizyty w moim pokoju. Którejś nocy posunął się za daleko i odkrył, że moja sypialnia jest pusta. Obudził cały zamek, wysłał armię do lasu na poszukiwania. A ja chciałam jedynie popatrzeć na gwiazdy, co robiłam przez lata na szczytach falujących wzgórz Lary. Ale te wypady skończyły się tydzień temu. Kiedy już mnie znaleźli, ojciec wezwał mnie do swojego gabinetu. Zrobił mi wykład o stanie świata i o tym, jak ważna jest ostrożność. Potem przydzielił mi strażników i zakazał opuszczania domu po zapadnięciu zmroku.
Zaprotestowałam. Wyszkolono mnie na wojowniczkę, równie sprawną jak Killian. Potrafiłam się obronić, przynajmniej w granicach Lary.
„Nie” – warknął ojciec tonem tak surowym, że aż podskoczyłam. Po chwili milczenia dodał: „Jesteś zbyt ważna, Issi”.
W tamtym momencie wyglądał na tak załamanego, że nie byłam w stanie z nim dyskutować. Z Killianem również.
Tydzień później czułam się jak w pułapce.
– Ponieważ tak się palisz do wyjawiania moich tajemnic, przyznałeś się również do tego, że mnie pieprzyłeś?
– Przestań używać tego słowa – wycedził Killian przez zaciśnięte zęby.
Przynajmniej w jednej sprawie jest pełen pasji, pomyślałam. Ale jedynie sprowokował mnie tym rozkazującym tonem.
– A jakiego słowa powinnam używać? – wysyczałam. – Kochać się? Wątpię. – Byłam niemiła, ale chciałam, żeby obiekt mojego gniewu go poczuł. Tę cechę przejęłam od matki, zważywszy że ojciec rzadko okazywał irytację. – Najwyraźniej uważasz, że to, co wydarzyło się między nami, oznacza coś więcej.
Zupełnie jakby sądził, że raptem ma do mnie jakieś prawa. Nienawidziłam tego.
– Jestem aż taki okropny? – spytał cicho Killian.
Zacisnęłam pięści i przez chwilę dręczyło mnie poczucie winy. Szybko się z niego otrząsnęłam.
– Przestań mną manipulować.
– Nie próbuję tobą manipulować, ale nie możesz twierdzić, że nie cieszyłaś się naszymi wspólnymi chwilami.
– Lubię seks, Alec – odpowiedziałam bez emocji. – Ale to nic nie znaczy.
Były to niedbałe słowa, ale prawdziwe. Postanowiłam spać z Killianem, bo był pod ręką, a ja pragnęłam spełnienia. To był mój pierwszy błąd. Ponieważ sprawił, że zlekceważyłam ostrzeżenia, takie jak skłonność komendanta do powiadamiania mojego ojca o każdym moim ruchu.
– Nie mówisz poważnie – stwierdził.
– Killian. – Ton mojego głosu zabrzmiał ostrzegawczo. On nie słuchał, a jeśli było coś, czego szczerze nienawidziłam, to mężczyzn przekonanych, że nie wiem, czego chcę. – Kiedy się nauczysz? Zawsze mówię to, co myślę.
Ruszyłam, żeby go wyminąć, a on chwycił moją rękę. Wyszarpnęłam ją i uderzyłam go pięścią w brzuch. Killian stęknął i padł na kolana, a ja obróciłam się na pięcie.
– Isolde! – wysapał. – Dokąd idziesz?
Zagłębiłam się w gęsty las. Liście były miękkie pod moimi stopami, mokre od porannej rosy. Żałowałam, że nie jest środek wiosny, kiedy drzewa są bujne i zielone. Łatwiej mogłabym wśród nich zniknąć. Zamiast tego szłam między bladymi, szkieletowymi pniami, pod baldachimem ze splecionych gałęzi. Mimo to byłam pewna, że zgubię Killiana. Znałam ten las jak własne serce. Wiedziałam, że trafię do zamku bez eskorty, jak zamierzałam to zrobić, zanim on ruszył za mną do granicy.
– Idiota – wyszeptałam.
Szczęka bolała mnie od zaciskania zębów. Nie czułam nienawiści do Killiana, ale nie zamierzałam dać się uwięzić w klatce. Byłam świadoma niebezpieczeństw i wyszkolona do walki z najróżniejszymi potworami, nawet z wampirami. Choć nie mogłam im dorównać, przynajmniej zdawałam sobie z tego sprawę. Gdyby to zależało od Killiana, nasze armie walczyłyby teraz z wampirami i prawdopodobnie wielu naszych już byłoby martwych.
Jako ludzie nie mieliśmy leku na ich chorobę ani możliwości, żeby ich pokonać, żadnego sposobu, żeby przeciwstawić się ich magii ani potworom, które obudzili. Byliśmy słabsi i zawsze tacy mieliśmy być, chyba że bogini odpowiedziałaby na liczne modlitwy zanoszone przez wiernych… co było mało prawdopodobne.
Bogini opuściła nas dawno temu, a ja czasami czułam się tak, jakbym była jedyną osobą, która o tym wie.
Zwolniłam kroku, kiedy poczułam woń rozkładu. Z początku była słaba i przez krótką chwilę myślałam, że to złudzenie.
Zaraz potem po plecach przeszły mi ciarki i się zatrzymałam.
W pobliżu czaiła się strzyga.
Strzygi były ludźmi, którzy umarli na krwawą zarazę i wstali z martwych. Te przerażające stwory miały niewiele rozumu, ale za to ogromny apetyt na ludzkie ciało.
Odór się nasilił, a kiedy zacisnęłam pięść i odwróciłam się powoli, zobaczyłam wysuszonego potwora.
Stał na skraju polany i gapił się pustym wzrokiem. Miał zgarbione plecy, zapadnięte policzki i rzadkie włosy przyklejone do plam krwi na niemal szkieletowej twarzy. Przez chwilę wpatrywał się we mnie, a potem wciągnął powietrze nosem. Z jego gardła wydobyło się warczenie, wargi się uniosły, obnażając długie zęby. Potem stwór wydał z siebie przerażający krzyk, opadł na czworaki i ruszył w moją stronę.
Rozstawiłam stopy, szykując się na uderzenie. Upiór skoczył na mnie, a ja błyskawicznym ruchem wysunęłam przed siebie rękę, uwalniając nóż, który trzymałam przytroczony do nadgarstka. Ostrze wbiło się z łatwością między żebra strzygi. Odsunęłam się równie szybko, wyrywając nóż. Krew zbryzgała mi twarz, a stwór z wrzaskiem zatoczył się do tyłu, rozwścieczony i udręczony.
Cios tylko go zranił.
Żeby zabić strzygę, trzeba było oddzielić jej głowę od ciała, a potem ją spalić.
Teraz, kiedy potwór był osłabiony, dobyłam miecza. Rozległ się świst metalu i strzyga zasyczała nienawistnie, po czym znowu się na mnie rzuciła. Nadziała się na moje ostrze, ale pazurami zdążyła rozerwać mi suknię i skórę. Krzyknęłam gardłowo, kiedy do mojej świadomości dotarł ból, ale wkrótce górę nad nim wzięły gniew i wola walki. Cofnęłam ramię z mieczem i zamachnęłam się. Klinga była ostra, ale utknęła na kości. Pchnęłam stopą pierś upiora i wyszarpnęłam ostrze. Kiedy strzyga upadła, zadałam kolejny cios w jej szyję. Ciało potwora znieruchomiało, a głowa wylądowała kilka stóp dalej.
Stałam przez chwilę, oddychając ciężko. Czułam silne pieczenie w miejscu, gdzie upiór rozorał mi skórę. Musiałam dotrzeć do medyków. W ranach zadanych przez strzygi szybko rozwijała się infekcja. Zanim rozpoczęłam marsz do domu, kopnęłam głowę upiora, posyłając ją do linii drzew na skraju polany.
Powrót do zamku w takim stanie nie wróżył dobrze mojej niezależności.
Nagle wyczułam jakąś zmianę w powietrzu. Obróciłam się gwałtownie i uniosłam miecz, ale klinga zetknęła się z inną.
To zderzenie mnie zaskoczyło, a jeszcze bardziej widok mężczyzny, z którym stanęłam twarzą w twarz. Nieznajomy był piękny w uderzający, lecz surowy sposób. Rysy miał ostre: wydatne kości policzkowe, mocny zarys szczęki, prosty nos, ale jego blond włosy opadały miękkimi falami na ramiona. Usta były pełne i miękkie, oczy ukryte pod wyraźnie zaznaczonymi brwiami. To te dziwne oczy – niebieskie z białą otoczką – przyciągnęły moją uwagę, kiedy mężczyzna przekrzywił głowę i się odezwał.
– Co robisz w tym miejscu, pani? – Jego głos intrygował, był jedwabisty, powodował ściskanie w żołądku.
Zmarszczyłam brwi na te słowa i przyjrzałam mu się uważniej. Miał na sobie czarną bluzę spiętą złotymi klamrami i długą tunikę tego samego koloru, o brzegach obrębionych złotą nicią. Była to doskonała robota, ale nie dzieło mojego ludu. Nasze wzory były dużo bardziej misterne.
Zmrużyłam oczy.
– Kim jesteś? – zapytałam.
Mężczyzna opuścił miecz, jakby już nie widział we mnie zagrożenia, co sprawiło, że chciałam być zagrożeniem, ale też opuściłam broń i poluźniłam uchwyt na rękojeści. Próbowałam ścisnąć ją mocniej, ale nie mogłam.
– Jestem wieloma rzeczami – odpowiedział nieznajomy. – Człowiekiem, potworem, kochankiem.
Tym razem, kiedy przemówił, wychwyciłam lekkie połykanie końcówek wyrazów, słaby akcent, którego nie potrafiłam umiejscowić.
– To nie jest odpowiedź – stwierdziłam.
– Chyba masz na myśli, pani, że nie jest to odpowiedź, jakiej byś oczekiwała.
– Droczysz się ze mną.
Uśmiechnął się szerzej, po szelmowsku, w grzeszny sposób, którego miałam ochotę posmakować. Od tych myśli poczułam mrowienie na skórze, a pod jego wzrokiem zrobiło mi się gorąco.
– Tego ode mnie oczekujesz, pani? – Jego głos był cichym pomrukiem, który wywołał drżenie w moim brzuchu.
Przełknęłam ślinę.
– Chcę wiedzieć, co tutaj robisz.
– Śledziłem strzygę, a ona nagle zmieniła kierunek. – Opuścił wzrok na moją pierś. – Teraz widzę dlaczego.
Zawstydzona uniosłam rękę i syknęłam, kiedy poczułam pieczenie uszkodzonej skóry. Od nagłego bólu zakręciło mi się w głowie.
– Zabiłam ją – udało mi się wykrztusić, choć język wydawał się za duży w moich ustach.
Mężczyzna uniósł kąciki warg.
– To też widzę.
– Powinnam już iść – wyszeptałam, wytrzymując jego spojrzenie. Chciałam się ruszyć, ale byłam zbyt słaba. Może to infekcja już zagnieżdżała się w moim ciele.
– Powinnaś – zgodził się nieznajomy. – Ale tego nie zrobisz, pani.
W mojej głowie rozdzwoniły się dzwonki alarmowe. I kiedy mężczyzna zrobił krok w moją stronę, nagle odzyskałam zdolność ruchu. Wyrzuciłam rękę z nożem w stronę jego brzucha, ale on zacisnął dłoń na moim nadgarstku. Szarpnął mnie do przodu i przyciągnął do siebie mimo mojej rany, mimo krwi. Nachylił się, chwycił moją głowę, wbijając palce w skórę, a ja przez chwilę bałam się, że mnie pocałuje albo skręci mi kark. Zamiast tego chwycił mnie mocniej i nie odrywając ode mnie wzroku, przesunął kciukiem po moich wargach.
– Jak masz na imię? – Jego głos sprawił, że przeszył mnie dreszcz.
– Isolde – odpowiedziałam mimo woli.
– Kim jesteś?
I znowu odpowiedziałam wbrew sobie, a mój głos zabrzmiał jak szept kochanki.
– Jestem księżniczką Lary.
– Isolde – powtórzył moje imię gardłowym pomrukiem, który zawibrował w mojej piersi. – Moja słodka.
Potem nachylił się i przywarł ustami do rany na mojej piersi. Nie mogłam oddychać, nie mogłam się poruszyć, nie mogłam mówić. Najgorsze było to, że czułam się dobrze. Jego zachowanie było zaborcze i niemoralne, ale już nie próbowałam ugodzić go nożem, tylko do niego przylgnęłam.
Kiedy się odsunął, jego pełne wargi były poplamione moją krwią. Przełknął ją, a jego oczy się jarzyły, kiedy patrzył na moje oczy, usta, szyję. To spojrzenie rozpaliło we mnie płomień, a kiedy ogień się rozprzestrzenił, sprawił mi ból. Czułam wstyd, bo wiedziałam, że ten mężczyzna jest żołnierzem Krwawego Króla, wampirem.
Szarpnęłam się w jego uścisku i zdziwiłam, że mnie puścił. Zatoczyłam się do tyłu, sięgając ręką do piersi. Dotknęłam gładkiej skóry. Była zagojona.
– Jesteś potworem.
– Wyleczyłem cię – rzekł, jakby to czyniło go kimś innym.
– Nie prosiłam o pomoc – warknęłam.
– Nie, ale ci się podobało.
Spiorunowałam go wzrokiem.
– Zniewoliłeś mnie, panie.
To dlatego nie mogłam mocniej ścisnąć miecza, dlatego wydawało się, że moje ciało nie słucha umysłu, dlatego nagle poczułam rozpaczliwe pragnienie, żeby przygniótł mnie ciężar jego ciała, które mogłoby wypełnić mnie lepiej niż jakiekolwiek inne w moim życiu. Straciłam nad sobą kontrolę.
I to była jego wina.
– Nie mam władzy nad cudzymi emocjami. – Mężczyzna mówił rzeczowym tonem. Trudno było oskarżyć go o kłamstwo.
Uniosłam miecz, a wampir się roześmiał.
– Gniew ci pasuje, moja słodka.
Łypnęłam na niego spode łba, ale moja złość sprawiła, że on tylko uśmiechnął się szerzej, odsłaniając lśniące białe zęby. Zapałałam do niego większą nienawiścią.
– Jeszcze jest dzień – zauważyłam. – Jak możesz chodzić wśród nas?
Wampiry mogły poruszać się za dnia tylko w Revecce, gdzie czerwone niebo odcinało promienie słoneczne. Zmieniły się z czasem? Ta myśl wzbudziła we mnie nowy rodzaj strachu.
– Już prawie zachodzi słońce – powiedział mężczyzna. – Ta pora nie jest aż tak niebezpieczna dla kogoś takiego jak ja.
Co to znaczyło?
Nie zapytałam, a on nie wyjaśnił. Zamiast tego skłonił głowę.
– Spotkamy się znowu, księżniczko Isolde. Zadbam o to.
Jego obietnica przeszyła mnie dreszczem, jakby złożył ją samej bogini. Uniosłam miecz, ale kiedy zrobiłam wypad, on zniknął jak mgła w porannym słońcu.
Gdy zostałam sama, zaczęłam drżeć.
Przeżyłam spotkanie z wampirem, który posmakował mojej krwi, ale najgorsze było to, że on miał rację.
Spodobało mi się.DWA
Dwa
Widywałam ofiary wampirów, ludzi tuż przed przemianą, zanim ich serca zostały wycięte z ciał i spalone. Widywałam również ciała całkowicie opróżnione z krwi. Ale nigdy sama nie spotkałam prawdziwego wampira.
„Wyglądają jak my, ale nie są nami” – ostrzegał ojciec Killiana w czasie szkolenia. „Są szybkie. Kontrolują umysł i wypijają krew, a człowiek tego nie ma prawa przeżyć. Jeśli przeżyjecie, będziecie pragnęli śmierci”.
To były prawdy, które mówiono mi o wampirach.
Nie dowiedziałam się jednak, pod jakimi względami one są takie jak my. Że potrafią być piękne, że ich dotyk budzi silne pragnienie, jakiego nigdy nie doświadczyłam. Wszystko we mnie było napięte, każdy oddech przypominał, jak rozpaczliwie chciałam być dotykana.
– Isolde!
Ale nie przez niego.
Głos Killiana przedarł się przez mgłę spowijającą mój umysł. Był blisko, a ja nie chciałam zostać złapana. Było zbyt dużo do wyjaśniania na tej polanie: strzyga, moja rozdarta suknia, brak śladów krwi.
Okręciłam się na pięcie i uciekłam.
Wydawało mi się, że droga do zamku jest dwa razy dłuższa. Marsz był męczący, a ja czułam się coraz bardziej sfrustrowana, bo nadal dawały o sobie znać skutki spotkania z wampirem. Moje ciało było rozgrzane, zwłaszcza między udami, a ja byłam aż nadto świadoma tego, jak ciężkie i wrażliwe są moje piersi, ocierane przez wełniany płaszcz, którym się otulałam. Zanim wyszłam spomiędzy drzew, byłam cała obolała.
Jak po torturach.
Co to było? Jakaś okrutna forma walki?
Obeszłam wysokie kamienne mury, które wznosiły się nade mną groźnie i rzucały chłodny cień. Stanowiły rozbudowany system fortów, bastionów i wież. Otaczały Wysokie Miasto Larę i zamek Fiorę. Zbudowano je przed ponad dwustu laty, na początku Mrocznej Epoki, po narodzinach potworów w Cordovie. Do Wysokiego Miasta prowadziły cztery bramy. Używano dwóch. Jedna była przeznaczona dla handlarzy, druga dla dyplomatów i stanowiła przyjemną trasę, która prowadziła brukowanymi uliczkami do lśniących białych wież zamku.
Dwie pozostałe miały charakter symboliczny. Jedna była poświęcona Ashy, bogini życia, druga Dis, bogini ducha. Kiedyś otwierano je o świcie na znak, że miasto się budzi. Symbolizowały równowagę pomiędzy życiem a śmiercią. Ale od narodzin wampirów brama Dis pozostawała zapieczętowana. Tę decyzję podjęli królowie Dziewięciu Dynastii sto pięćdziesiąt lat temu. Kilka kapłanek Dis potępiło dekret, twierdząc, że plaga potworów stanie się jeszcze gorsza. I się nie myliły. To dlatego wszystkie wioski i miasteczka Dziewięciu Dynastii miały wysokie mury i bramy, które zamykano przed zachodem słońca i nie otwierano przed świtem.
Z wyjątkiem tej nocy.
Tej nocy bramy miały pozostać otwarte, żeby wpuścić Krwawego Króla i jego ludzi za mury. Miały pozostać otwarte po raz pierwszy, odkąd je zbudowano.
Zbliżyłam się do tej przeznaczonej dla dyplomatów. Zwykle lubiłam wchodzić przez bramę handlową i wędrować krętymi uliczkami, odwiedzać ulubionych sprzedawców kwiatów i pasztecików, ale od spotkania w lesie potrzebowałam zmiany i czasu dla siebie.
– Księżniczko – odezwał się jeden z wartowników.
Miał na imię Nicolae. Był młody, o bladej, ciastowatej twarzy. Drugi, milczący i stoicki, nazywał się Lascar. Miał oliwkową skórę i był duży, niemal za duży jak na budkę wartowników. Obaj żołnierze od niedawna służyli w Królewskiej Gwardii. Lubiłam nowych rekrutów, bo łatwo było ich omamić. Musiałam jedynie się uśmiechnąć, połechtać ich ego, a oni udawali, że nie widzą, jak wymykam się nocą za mury.
Tak było, zanim w zeszłym tygodniu zostali obudzeni w środku nocy, żeby mnie szukać, i zanim dwaj strażnicy, którzy wypuścili mnie z zamku, zostali karnie zwolnieni i odesłani do pomagania w stajniach.
– Widzę, że wracasz, pani, bez eskorty. – Nicolae próbował mówić surowym tonem, ale miał zbyt dużo światła w oczach.
– Komendant Killian został na granicy – wyjaśniłam.
Nicolae spojrzał ponad moim ramieniem i uniósł brew.
– Czyżby?
Odwróciłam się i zobaczyłam Killiana wychodzącego z lasu. Jego absurdalna peleryna powiewała za nim groźnie.
Szybko odwróciłam się z powrotem do strażnika i uśmiechnęłam się.
– Musiał zmienić zdanie.
– Mam panią odprowadzić do…
– Nie – ucięłam i żeby złagodzić cios, położyłam mu dłoń na ramieniu, drugą ręką mocno przytrzymując płaszcz. – Dziękuję, Nicolae.
Szybko przeszłam przez bramę. Po prawej powitało mnie wysokie Sanktuarium Ashy. Kamień był biały i lśniący, a ręcznie malowane witraże miały żywe barwy. Naprzeciwko tej budowli stało walące się Sanktuarium Dis. Sam budynek wyglądał jak cień wyrzeźbiony w wulkanicznej skale przywiezionej z Wysp St. Amand. Puste okna były ciemne, ostrołukowe i oprawione w ołów. Mimo opłakanego wyglądu nadal mieszkało w nim kilka kapłanek, ale rzadko je odwiedzano i wzywano tylko wtedy, gdy śmierć była blisko, więc nie miały pieniędzy na utrzymanie.
Zachowałam jednakową odległość od obu budowli, bo nigdy nie czułam potrzeby, żeby oddawać cześć którejś z tych bogiń. Ojciec mnie za to krytykował, ale ja nie chciałam przysięgać lojalności tej, która sprowadziła potwory do naszego świata, ani tej, która na to pozwoliła.
Za sanktuariami wznosił się ciąg pięknych tynkowanych budynków – połączenie domów, sklepów i gospód – wszystkie ze strzechami i skrzynkami okiennymi pełnymi kolorowych kwiatów. Dalej wznosił się krótki mur wyznaczający początek terenów królewskich. Linia drzew zapewniała prywatność tym dworzanom, którzy chcieli korzystać z ogrodów do ćwiczeń albo zabaw. Ponieważ zbliżał się zachód słońca, większość przebywała już we wnętrzach, z czego byłam zadowolona. Damy dworu za bardzo mi nadskakiwały. Lubiłam wiele z nich, ale nie potrafiłam stwierdzić, która jest szczera. Podejrzewałam, że niektóre chcą się wkupić w moje łaski, bo pewnego dnia miałam zostać królową.
Przecięłam rozległy dziedziniec i ruszyłam wzdłuż muru na tyły zamku. Weszłam przez kwatery dla służby, żeby nie wciągnięto mnie do kręgu robótek ręcznych i plotek o Krwawym Królu. Ruszyłam w górę wąskich schodów znajdujących się na lewo od wejścia. Ocieranie ud było niemal nie do zniesienia. Czułam się sfrustrowana, zarówno pożądaniem płonącym w moim brzuchu, jak i magią, która nadal na mnie działała. Skąd ta rozpaczliwa potrzeba spełnienia? Z każdym biegiem schodów byłam coraz bardziej rozpalona. Moje myśli z uporem wracały do tego, jak wampir trzymał moją głowę, jak dotykał moich ust, jak wyciągał ze mnie słowa. Zastanawiałam się, jakie inne dźwięki mogłyby wydostać się z mojego gardła, gdyby te palce eksplorowały inne wrażliwe i nabrzmiałe części mojego ciała.
Twoje myśli są obrzydliwe, złajałam samą siebie. A potem dodałam łaskawiej, że myślę o takich rzeczach tylko dlatego, że jestem pod wpływem jakiegoś czaru.
Po pokonaniu sześciu kondygnacji dotarłam do swojego pokoju. W środku oparłam się o drapiące drewniane drzwi. Po drodze wstrzymywałam oddech, bo nie mogłam przestać myśleć o seksie i wampirze, który wyglądał jak piękny wybawca, ale tak naprawdę był potworem. Pomyślałam o nim teraz, kiedy moja ręka powędrowała w dół brzucha. Jęknęłam zdesperowana, żeby poczuć falę przyjemności wędrującą przez ciało, zdesperowana, żeby uwolnić się od obrazu wampira i jego magii. Właśnie tego chciał – doprowadzić mnie do tego momentu – a nie zrobił nic, żeby na niego zasłużyć. Nie mówił erotycznym głosem, nie pocałował mnie, nie pieścił, a mimo to jego twarz pojawiła się nieproszona w moim umyśle.
Moja frustracja była namacalna. Wydawało mi się, że słyszę w głowie echo jego śmiechu, tego, który usłyszałam na polanie: rozbawionego, mrocznego, aroganckiego.
Na boginię, nienawidziłam go.
Zebrałam spódnice w dłonie, palcami musnęłam wrażliwe miejsce na złączeniu ud. Nabrzmiało pod moim dotykiem. Wstrzymałam oddech. Jeszcze nigdy nie byłam taka wilgotna.
To musi być magia, pomyślałam, a mój żołądek ścisnął się ze wstydu i poczucia winy.
Przesunęłam palce niżej… kiedy nagle za mną rozległo się pukanie.
Zamarłam.
– Milady, jesteś tam, pani?
Po drugiej stronie drzwi stała pokojówka Nadia. Została moją nianią, kiedy się urodziłam, więc powstała między nami bliska więź. Była jedyną służącą w zamku, z którą spędzałam czas poza godzinami jej zwykłych obowiązków. Naszą relację dwór uważał za dziwną i tylko odważni ją komentowali, ale ja o to nie dbałam. Nadia była matką, której nigdy nie miałam. I kochałam ją.
Z wyjątkiem tego momentu. Teraz chciałam, żeby sobie poszła. Nie byłam gotowa zrezygnować z chwili rozkoszy, więc wsunęłam w siebie palec i wolno wypuściłam powietrze z płuc.
– Milady, wiem, że tam jesteś.
Jeśli ją zignoruję, może sobie pójdzie, pomyślałam.
Byłam taka mokra, że niewiele czułam. Potrzebowałam czegoś więcej, potrzebowałam uczucia wypełnienia. Dołączyłam drugi palec, przycisnęłam głowę do drzwi za sobą, przesunęłam dłoń na pierś, ścisnęłam ją i zaczęłam ugniatać przez zniszczoną suknię. Przez cały czas myślałam o potworze z lasu. O tym, który wyglądał jak mężczyzna, trzymał moją głowę w swoich dużych dłoniach, muskał moje wargi zręcznymi palcami, przyciskał twarde ciało do mojego. Gdyby mnie pocałował, uległabym. Pozwoliłabym, żeby mnie pieprzył, i pewnie oznaczałoby to moją śmierć, ale przynajmniej poznałabym namiętność w drodze do Ducha.
– Milady?
Na cholerną boginię.
Sapnęłam zirytowana i opuściłam spódnicę. Otworzyłam drzwi.
– Czego? – warknęłam.
Gdyby Nadia upierała się, żeby mi przeszkadzać, musiałaby poradzić sobie z moim podłym humorem, ale ona mnie znała, więc nawet nie drgnęła. Stała naprzeciwko mnie i wyglądała na nieporuszoną. Długie ciemne włosy splecione w warkocz i przetykane srebrem okalały jej szczupłą twarz, tworząc kędzierzawe halo. Jej ciemna skóra pozostawała gładka, a jedynymi zmarszczkami były te wokół oczu, czarnych i nadal bystrych.
– Przyszłam ci pomóc, milady, przygotować się na wieczór.
Zamrugałam zaskoczona.
– Na wieczór?
– Na przybycie Krwawego Króla.
Przewróciłam oczami i cofnęłam się od drzwi. Spódnice zawirowały wokół mnie. Ten ruch na szczęście ostudził żar w udach i złagodził napięcie w dole brzucha.
– Nie obchodzi mnie, jak będę wyglądać dla Krwawego Króla.
– Ja też nie chciałabym wystrajać cię jak lalkę, ale jesteś księżniczką, Isolde, i powinnaś na nią wyglądać, kiedy staniesz u boku ojca. – Nadia weszła do pokoju i zamknęła za sobą drzwi.
Mój pokój był mały. Dużą jego część zajmowało łóżko, tak że zostawało miejsce jedynie na szafę i na skrzynię pełną pamiątek. Mogłabym mieć większą sypialnię, ale wybrałem tę z powodu widoku. Okno wychodziło na ogród mojej matki.
– A w ogóle to co milady robiła? – spytała Nadia, grzebiąc w kominku. – Dużo czasu minęło, zanim otworzyłaś drzwi, Issi.
Nawet gdybym poczuła chłód, nie tknęłabym polan. Bałam się ognia, nawet zamkniętego. Nie lubiłam trzaskania płomieni. Nie lubiłam zapachu dymu, a nawet ciepła, ale w pokoju rzeczywiście było zbyt zimno, żeby się bez niego obejść, więc pozwoliłam Nadii rozniecić ogień na nowo i jak zawsze ominęłam kominek szerokim łukiem.
– Spałam – odparłam, padając na łóżko i patrząc na baldachim z niebieskiego aksamitu.
Nadal czułam nieznośne napięcie, ale może dobrze się stało, że Nadia mi przerwała. W przeciwnym razie wciąż bym się pieściła, myśląc o potworze z lasu – o jego dotyku, zapachu – i jeszcze bardziej siebie za to nienawidziła.
Westchnęłam.
„Jesteś ofiarą”, powiedziałam sobie w duchu, choć nie znosiłam tego przyznawać. Od młodego wieku uczono nas, że wampiry to istoty seksualne i często rzucają czary, które wypełniają żądzą nawet najbardziej pobożnych.
Naprawdę nie pomagało to, że nie byłam pobożna.
– Wcale nie – stwierdziła Nadia, prostując się przed kominkiem. Wskazała na mnie pogrzebaczem. – Patrzyłam, jak biegniesz przez sześć pięter.
– Chciałam jak najszybciej się położyć.
Nadia uniosła brew i opuściła pogrzebacz.
– I uciekłaś komendantowi Killianowi, słyszałam.
Przewróciłam oczami.
– Komendant Killian jest w potrzebie, ja nie.
– Byłby dobrym mężem – stwierdziła Nadia, a ja aż się żachnęłam, tak dziwacznie to zabrzmiało.
Usiadłam i na nią spojrzałam.
– Nie słyszałaś, co właśnie powiedziałam?
Nadia miała czterdzieści jeden lat i była niezamężna. I bardzo dobrze, tyle że nie dla niej. Ona chciała wyjść za mąż i myślała na ten temat to samo co większość Cordovian, czyli że każda niezamężna kobieta powyżej osiemnastego roku życia jest starą panną. Ten pęd do małżeństwa wynikał z tego, że wielu ludzi umierało młodo.
Ja miałam dwadzieścia sześć lat i byłam całkiem zadowolona ze swojej wolności. I otwarcie wyrażałam tę opinię, a rody królewskie uważały ją za zatrważającą. Często prowadziło to do uwag, że trzeba mnie poskromić. Choć ostatni człowiek, który coś takiego powiedział, trafił na czubek mojego sztyletu.
Nie trzeba dodawać, że miałam reputację. Ale nie zaakceptowałabym mężczyzny, który sądziłby, że może mnie kontrolować. Pragnienie, by pozostać niezamężną, zgadzało się z moim stosunkiem do miłości. Miłość oznaczała ryzyko, które gotowa byłam podjąć tylko dla ojca, Nadii i mojego ludu.
Więcej miłości oznaczało, że jest więcej do stracenia.
– Słyszałam, co mówiłaś. Ale co jest złego w potrzebie? On byłby ci oddany.
– Byłby władczy.
I musiałabym z nim sypiać… regularnie. Wzdrygnęłam się, wyobrażając sobie życie pełne seksu bez namiętności. Nie, komendant Killian nie był mężczyzną dla mnie.
– Nie powinnaś być taka wybredna, Isolde. Wiesz, że przez wampiry męska populacja się kurczy. Wkrótce będziesz miała mniejszy wybór.
Ojciec nie mówił, że muszę wyjść za mąż. Nie było żadnych politycznych sojuszy do zawarcia, ponieważ rody zjednoczyły się w swojej determinacji, żeby pokonać Krwawego Króla, i tak było od pojawienia się wampirów aż do niedawna. Do czasu, kiedy mój ojciec postanowił mu się poddać. Teraz skazano nas na ostracyzm. Skoro wcześniej nie byłam odpowiednią partią, z pewnością teraz tym bardziej, choć miałam wrażenie, że wkrótce więcej królestw dołączy do mojego ojca i postawi życie swojego ludu ponad wszystko inne.
– Każda przyzwoita dama wychodzi za mąż, Isolde.
– Nadiu, obie wiemy, że nie jestem przyzwoita.
– Mogłabyś udawać – odparowała pokojówka. – Jesteś księżniczką, pobłogosławioną przez boginię, a kpisz ze wszystkiego, co ona ci dała.
Moja twarz zapłonęła gniewem po jej słowach. Wstałam z łóżka. Gdyby to powiedziała jakaś inna służąca, zwolniłabym ją natychmiast. Ale wiedziałam, że Nadia jest bardzo religijna i oddana Ashy. Ona miała własne powody swoich wierzeń, ja miałam swoje. Zdawałam sobie również sprawę, że chce dobrze, ale to nie znaczyło, że podzielałam jej poglądy. Nawet gdyby Cordova nie została przeklęta potworami, nigdy nie czciłabym dwóch bogiń, które zabrały mi matkę, zanim miałam szansę ją poznać.
Byłam zaskoczona, jaki spokojny mam głos, kiedy się odezwałam.
– Dzień, w którym Asha uwolni świat od wampirów, będzie dniem, kiedy docenię jej błogosławieństwa. Do tego czasu mogę być tylko tym, kim jestem.
Nadia westchnęła, ale nie z rozczarowania. Już dawno pogodziła się z tym, że jej zadanie od początku nie ma większego znaczenia. Miała wychować sztywną i porządną damę, która kiedyś zostanie królową Lary. Zamiast tego dostała mnie. Sama nie byłam pewna, kim jestem. Nieokiełznana, dzika, śmiała – tych wszystkich słów używano, żeby mnie opisać. Tak czy inaczej, nie potrafiłam się dostosować. Nie sądziłam jednak, żeby to czyniło ze mnie złą księżniczkę, a w przyszłości złą królową. Chciałam rządzić bez króla, a nie byłam pewna, czy świat jest już gotowy na coś takiego.
– Cóż – powiedziała Nadia. – Skoro musisz być, kim jesteś, przynajmniej możemy sprawić, żebyś wyglądała jak księżniczka. Co zrobiłaś z suknią, milady?
Opuściłam wzrok. Całkiem zapomniałam, że ją zniszczyłam.
– Och, spotkałam strzygę, wracając z granicy.
Nie widziałam potrzeby, żeby kłamać. Urodziliśmy się w Mrocznej Epoce, więc wszystkich nas uczono walczyć. Była to umiejętność równie niezbędna jak umiejętność chodzenia.
– Gdybyś została z komandorem Killianem, nie musiałabyś walczyć.
– Lubię walczyć – zaprotestowałam.
Nadia zmrużyła oczy, patrząc na moją rozdartą suknię, a ja wiedziałam, co jej chodzi po głowie: podarte, zakrwawione ubranie i żadnych widocznych ran.
– Poza tym ledwo mnie drasnęła – powiedziałam szybko. – To jej krew. Wiesz, co się dzieje, kiedy trafisz w żyłę.
Nadia pokręciła głową i wskazała na łazienkę.
– Kąpiel. Natychmiast.
Posłuchałam jej chętnie. Sama chciałam zmyć z siebie ten dzień. Miałam nadzieję, że woda ugasi szalejący we mnie ogień, zanim ten spali moje kości na popiół.