Królewicz z Park Avenue. The Royals. Tom II - ebook
Królewicz z Park Avenue spotyka zadziorną księżniczkę z Manhattanu.
Sam zarobiłem każdy z moich miliardów dolarów – jestem wyrachowany, bystry i najlepszy w tym, co robię. Zbudowanie tego, co mam, wymaga determinacji i poświęcenia, nie pozostawia czasu na miłość i związki.
Ale to nie oznacza, że kobiety nie są obecne w moim życiu. Po prostu nie jestem facetem, który wysyła kwiaty czy dzwoni następnego dnia.
A przynajmniej tak mi się wydawało zanim inteligentna i piękna dziedziczka wkroczyła do mojego świata. Kiedy Grace Astor przewraca oczami, chcę ją przytulić i pokazać jej, co traci. Kiedy się ze mnie śmieje – chcę uciszyć jej bezczelne usta moim językiem. A kiedy wychodzi bez słowa – chcę przygwoździć ją do podłogi i sprawić, żeby została.
Może i jest księżniczką, ale pokażę jej, kto rządzi w sypialni przy Park Avenue.
| Kategoria: | Romans |
| Zabezpieczenie: |
Watermark
|
| ISBN: | 978-83-272-8899-8 |
| Rozmiar pliku: | 1,2 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
SAM
– Sam, jest ogromny – powiedziała Angie, wchodząc do przestronnego apartamentu z wysokimi sufitami, widokiem na Central Park i panoramę miasta.
Słońce świeciło tak mocno, że musiałem zasłonić oczy, wyglądając przez okna na zachodnią stronę. Wziąłem głęboki oddech, gdy to wszystko zaczęło do mnie docierać. Czy to miejsce naprawdę należało do mnie? Wiedziałem, że złożyłem podpis na dokumentach, ale czasami czułem się, jakbym wiódł życie kogoś innego.
– Wszystkie mi to mówią! – zarechotałem.
Jak większość facetów, czasem nie potrafiłem się powstrzymać od żartów na poziomie piętnastolatka. Po piętnastu latach przyjaźni Angie była jednak przyzwyczajona.
– Jesteś obrzydliwy. Nie mówię o twoim fiucie.
– Kto w ogóle mówi o moim fiucie? – Rozłożyłem szeroko ramiona. – Mówię o tym miejscu. To ty masz sprośne skojarzenia.
Angie pokręciła głową, ale nie można było zaprzeczyć, że apartament, który właśnie kupiłem, był ogromny. Dwa tysiące dwieście dwadzieścia metrów kwadratowych na Upper East Side. I to ja miałem tu zamieszkać.
– Dzięki takiemu widokowi nigdy nie straci na wartości – powiedziałem, spoglądając na panoramę Manhattanu.
Kręciła głową z niedowierzaniem.
– Sama lokalizacja sprawi, że tak będzie. To Park Avenue 740, Sam.
Trudno było się z tym nie zgodzić.
Adres miał duże znaczenie. Dzięki niemu moja inwestycja była jedną z najbezpieczniejszych transakcji na rynku nieruchomości w Ameryce. Moja wygrana, ale także dobre miejsce na lokowanie pieniędzy, a przynajmniej ich części.
– Czy zdarzyło ci się pomyśleć, że to nie jest jednak twoje życie?
– Czasem.
Od dziesięciu lat pracowałem tylko po to, żeby móc kupić taki apartament. Kiedy skończyłem szkołę średnią, opuściłem sierociniec, w którym spędziłem sześć lat, mając tylko dwie pary dżinsów, dwie koszulki, bluzę i trochę bielizny. Porzucenie starego życia i rozpoczęcie wszystkiego od nowa było wyzwalające. Jedynym, co łączyło mnie z przeszłością, była Angie. Poznaliśmy się pierwszego dnia w mojej nowej szkole, po tym, jak przyszedłem do sierocińca. Mieszkała w pobliskim domu dla dziewcząt i rozpoznała nowego kumpla sierotę. Od tamtej pory byliśmy najlepszymi przyjaciółmi, choć minęło już piętnaście lat.
Wszystkie przeciwności losu sprzysięgły się przeciw mnie. Ale oto dzisiaj stałem w moim apartamencie przy Park Avenue, z widokiem na całe miasto. Zawsze wiedziałem, nawet gdy nie miałem pojęcia skąd wezmę na następny posiłek, że dopóki będę sprawował kontrolę nad swoim życiem, zdołam odmienić bieg rzeczy.
I udało mi się.
– Myślisz o Hightimes? – spytała Angie.
Wsadziłem ręce do kieszeni.
– Jak mógłbym nie myśleć?
Sierociniec, w którym spędziłem ostatnią część mojego dzieciństwa, nie mógł być bardziej oddalony od Park Avenue. Właśnie tam rozwinąłem zapał i determinację, które sprawiły, że stałem dokładnie tu, gdzie teraz. Niecałą dekadę temu, w piątek, ukończyłem szkołę średnią, a w sobotę rano rozpocząłem pracę w sklepie z odzieżą sportową, tego samego dnia, w którym przeprowadziłem się z Hightimes do zaszczurzonej kawalerki w New Jersey. Nigdy nie chodziłem do college’u, ale dzisiejszy dzień był dla mnie właśnie jak ukończenie studiów.
– Ile tu jest sypialni? – zapytała Angie, kiedy szliśmy przez kolejne pomieszczenia.
Apartament był pusty, ale stare sztukaterie, elementy z egzotycznego drewna i eleganckiego marmuru sprawiały, że było tu przytulnie. Agent nieruchomości od razu zwrócił uwagę na te oryginalne detale i wysokiej klasy wykończenia. Jednak to, co przekonało mnie do zakupu, to kafelki w głównej kuchni. Przypominały mi moją mamę. Uwielbiała piec, a ja siadałem obok niej na blacie, podawałem jej przybory kuchenne i zajadałem się ciasteczkami z masłem orzechowym i ciastem marchewkowym. Uwielbiałem chleb, który piekła, nawet teraz, przechodząc obok piekarni, przywoływałem w pamięci uśmiech mojej mamy.
– Pięć. I dwie kuchnie. Po co komu dwie kuchnie?
– Jedna dla personelu – odpowiedziała Angie. – No dalej, ogarnij się. Będziesz potrzebował ludzi do pomocy w tym apartamencie.
Prychnąłem.
– Nie bądź śmieszna.
Nie zamierzałem płacić komuś za gotowanie, skoro potrafiłem robić najlepsze kanapki z masłem orzechowym i dżemem w stanie Nowy Jork.
– Skoro tu mieszkasz, nie możesz tak po prostu jeść kanapek z masłem orzechowym i dżemem.
Rozbawiło mnie to, jak Angie potrafi czytać w moich myślach.
– A co? To jakieś nowe zasady? Lubię te kanapki.
– Nie możesz ich wciąż lubić. Nie jadłeś nic innego przez ostatnie dwa lata.
Po tym, jak zacząłem pracować, oszczędzałem każdy zarobiony grosz. Zacząłem od kupowania i sprzedawania wszystkiego, od podrabianych tenisówek po mały sprzęt elektryczny, w godzinach, gdy nie musiałem być w sklepie. Po pewnym czasie zająłem się rynkiem nieruchomości. Z mojej perspektywy to, że mogłem sobie pozwolić na wszystko, na co tylko miałem ochotę, nie oznaczało wcale, że to kupię. Jeśli chodzi o mnie, nie było sensu wkładać pieniędzy w coś, co nie generowało dochodu. Tak więc, żadnych pracowników i żadnych dodatkowych obciążeń za wynajem. Ale kanapki z masłem orzechowym i dżemem – jak najbardziej.
– Ale teraz, kiedy masz dom, wszystko może się zmienić – powiedziała Angie.
Dom. W mojej głowie pojawiły się obrazy z dzieciństwa, moja sypialnia, dom przed śmiercią rodziców. To było ostatnie miejsce, w którym spałem i o którym myślałem jak o domu. Obróciłem się, chłonąc nową przestrzeń. Czy to miejsce kiedykolwiek stanie się moim domem?
Angie przesunęła dłońmi po kremowo-złotej ścianie naprzeciw okien.
– Nawet ta tapeta wygląda, jakby kosztowała milion dolarów. Będziesz musiał wydać niemało pieniędzy. Meble z Ikei będą wyglądać trochę dziwnie w tym miejscu. Nie wiem nawet, gdzie można kupić rzeczy do takiego miejsca. – Odwróciła się i rozłożyła szeroko ręce. – Co zamierzasz zrobić z meblami?
– Jutro przywiozą mi kanapę, kupiłem też materac, i trochę rzeczy kuchennych z Ikei. To wszystko.
Zerknąłem na Angie.
– Tę obrzydliwą kanapę, którą kupiłeś na Craigslist sto lat temu? – zapytała po chwili, patrząc na mnie pustym wzrokiem. – Przynosisz ją tutaj? „Angie wyrzuciła ręce w powietrze.
– Cóż, twój mąż nie pomoże mi jej tu wnieść, więc nie, nie przyniosę jej. Zostanie dostarczona jutro rano.
– Nie do wiary. – Angie wyrzuciła ręce w powietrze.
– O co chodzi?
Mogłem iść o zakład, że zaraz padnie na zawał, ale nie rozumiałem dlaczego.
– To miejsce musiało cię kosztować dziesięć milionów.
Przegięła o osiem cyfr, ale nie zamierzałem tego prostować i wyjść na totalnego palanta
– A ty kupujesz łóżko w Ikei i zamawiasz pięćdziesięcioletnią sofę z Craigslist? Co do cholery?
Angie zawsze mi powtarzała, żebym cieszył się swoim bogactwem, i tak też robiłem… w pewnym sensie. Po prostu nie potrzebowałem drogich rzeczy.
– Meble nie dają mi pieniędzy. To miejsce jest inwestycją. Mogę w nim mieszkać i nie muszę płacić czynszu. – Wzruszyłem ramionami.
Nie byłem do końca szczery. Mógłbym wynająć ten apartament i mieszkać w o wiele mniejszym, ale było coś w tych kafelkach w kuchni, w sposobie, w jaki po południu słońce wpadało przez ogromne okna salonu, w samej tej przestrzeni, co sprawiało, że chciałem tu zostać. Było prawie tak, jakby życie tutaj prowadziło do czegoś lepszego, czegoś szczęśliwszego.
Angie oparła ręce na biodrach.
– Poważnie, potrzebujesz trochę rzeczy. Jakieś wazony. Przynajmniej poduszki. Coś do udekorowania tego miejsca.
– Jeśli to sprawi, że poczujesz się lepiej, wynająłem konsultanta i wieczorem idziemy do galerii.
Angie się skrzywiła.
– Jakiego konsultanta?
– Kogoś, kto znajdzie jakieś artystyczne zdjęcia filmowe na ścianę. – Skinąłem głową, jakbym właśnie podarował jej króla w pokerze. Nie mogła narzekać.
– Bo sztuka to inwestycja, prawda? – Przewróciła oczami.
– No tak. – Wzruszyłem ramionami. – Co nie znaczy, że nie będzie ładnie wyglądać.
– Myślę, że to dobry pomysł, ale nie możesz po prostu siedzieć na swojej zniszczonej sofie w tym ogromnym apartamencie z drogimi dziełami sztuki na ścianach. Jeśli zamierzasz to zrobić, zrób to.
– Nie obchodzi mnie, czy wygląda to dziwnie.
Angie była trochę hipokrytką. Sama dokładnie analizowała każdy wydatek.
– Z pewnością najważniejsze jest, że posiadam tylko to, czego potrzebuję.
– Potrzebujesz? Nie potrzebujesz mieszkania na Park Avenue, pięciu sypialni czy dwóch kuchni. Ale okej. Mówię tylko, żebyś się trochę zrelaksował.
Odepchnęła mnie na bok, a ja poszedłem za nią do kuchni, gdzie zaczęła otwierać i zamykać szafki.
– Zasłużyłeś na to. Nie musisz być zbyt rozrzutny, ale kup sobie kilka rzeczy, które uczynią twoje życie wygodniejszym. To jest pierdolony Nowy Jork. Jeśli istnieje coś takiego jak konsultant do spraw sztuki, musi być też ktoś, kto kupuje meble dla bogatych kolesi, takich jak ty.
– Moje życie jest bardzo wygodne. – Czy mówiła poważnie? – To jest Park Avenue, na litość boską.
– Okej, ale co z kobietami, które tu sprowadzisz? Nie możesz ich pieprzyć na materacu, który rzucisz na podłogę – powiedziała, wskakując na blat.
– Nigdy nie sprowadzałem kobiet do siebie. Dlaczego teraz miałoby się to zmienić?
– Do tej pory zawsze mieszkałeś w ruderach. – Angie wpatrywała się w sufit, jakby sprawdzała, czy nie ma pęknięć. – Teraz nie musisz się wstydzić miejsca, w którym mieszkasz.
– Hej, nigdy nie wstydziłem się miejsca, w którym mieszkam. Zawsze płaciłem czynsz, nie miałem się czego wstydzić. A nie przyprowadzam kobiet do siebie, ponieważ dzięki temu mogę wstać i wyjść, kiedy tylko zechcę. Nie ma mowy, żeby to się zmieniło.
– Przynajmniej o tym pomyśl. Proszę.
Zrobiłbym to, ale tylko dla Angie.
Mimo to nie planowałem w najbliższym czasie zmieniać zdania. Nigdy nie potrzebowałem rzeczy, aby uczynić moje życie lepszym.
Im więcej miałem, tym więcej mogłem stracić.ROZDZIAŁ 2
GRACE
Rozejrzałam się po galerii i zalała mnie fala radości. Miałam jeszcze sporo do przygotowania, zanim zjawią się pierwsi goście, ale wszystko układało się po mojej myśli. Byłam dumna i podekscytowana. Organizowałam swoją pierwszą wystawę we własnej galerii.
Odwróciłam głowę na dźwięk dzwonka, który rozbrzmiewał za każdym razem, gdy ktoś wchodził. Moja najlepsza przyjaciółka przekroczyła próg, ignorując krzątających się wszędzie ludzi, i podeszła prosto do mnie.
– Wiesz, że nie jesteś malarzem, prawda? – spytała Harper, uważnie mi się przyglądając.
– Staram się zamaskować pęknięcia na ścianach – powiedziałam, trzymając puszkę białej farby i pędzel. – I nie chcę, żebyś spoczęła na laurach. – Skinęłam głową w stronę miotły w kącie. – Nie mamy dużo czasu. Bierz się do roboty.
Bardzo mi zależało, żeby pierwsza wystawa w mojej dopiero co otwartej galerii wypadła dobrze. Byłam przygotowana, ale adrenalina krążąca w żyłach podnosiła mi ciśnienie. Rozejrzałam się po dużej, jasnej przestrzeni. Personel cateringowy właśnie się rozkładał, a pod ścianami stały jeszcze dwa obrazy.
– Muszę zdecydować, gdzie je powiesimy. – Odłożyłam puszkę z farbą i wskazałam na płótna. – Nie mogę się zdecydować, z jakimi pracami je umieścić.
Wczoraj zadanie wydawało się banalne. Dzisiaj nagle zmieniłam zdanie. Chciałam, żeby wszystko wyglądało idealnie.
– Te tutaj chyba są bez znaczenia? – powiedziała Harper z całkowicie pozbawioną wyrazu twarzą. – I tak nie chcemy, żeby jego gówniane prace się sprzedały, prawda?
Zaśmiałam się, a stres częściowo zelżał. Harper miała rację, część mnie chciała, żeby ta wystawa się nie udała. Artysta, którego prezentowałam tego wieczoru, był moim chłopakiem jeszcze jakieś cztery tygodnie temu. Jednak pewnego dnia weszłam do galerii i zobaczyłam, jak pieprzy swoją asystentkę. W moim biurze. Nie jest już moim chłopakiem. Niestety, będę musiała spędzić ten wieczór, opowiadając wszystkim, jaką wyjątkową sztukę tworzy.
To nie był pierwszy raz, kiedy zawiodłam się na jakimś mężczyźnie. Lubiłam utalentowanych gości. Malarze, muzycy, pisarze. W szkole zawsze wykonywałam prace za dodatkowe punkty, a kiedy dorosłam, zaczęłam się spotykać z artystami walczącymi z przeciwnościami losu. Nic się nie zmieniło. Bycie kobietą wiązało się dla mnie z dodatkową odpowiedzialnością: zachęcaj i wspieraj swojego mężczyznę, dopóki on nie osiągnie sukcesu. W nagrodę miałam błyszczeć u jego boku, kiedy już mu się uda. Niestety, jak dotąd nie osiągali sukcesów. Aż pojawił się Steve. Był pierwszym facetem, któremu powiedziałem, że jest utalentowany i niesamowity, a jednocześnie nie miałam z tyłu głowy skrytej myśli: „Naprawdę? Jest dobry, czy po prostu lubisz się z nim bzykać?”. Wszystko wskazywało na to, że Steve zrobi karierę.
Nie mogłam znieść, że jego wystawa w m o j e j galerii będzie tego początkiem. Najchętniej pocięłabym płótna tego dupka i wykopała go z mojego życia. Niestety, nie było mnie na to stać. Samo otwarcie Grace Astor Fine Art pochłonęło więcej kasy, niż zakładałam.
Dzwonek u drzwi zadźwięczał ponownie i do galerii weszła Scarlett, szwagierka Harper.
– To takie ekscytujące. – Przytuliła mnie i Harper na powitanie. – Ale wtopa z tym artystą.
– Nie – odpowiedziałam. – Nie wolno ci tego mówić. To miejsce musi na siebie zarobić. W przyszłym tygodniu muszę zapłacić czynsz za ten kwartał.
Nie miało już znaczenia, że Steve był kutasem. Nowo otwarta galeria musiała zrobić furorę. Aby otworzyć to miejsce, sprzedałam swojego Renoira, którego w spadku zostawił mi dziadek. Moje serce pękło, bo często opowiadał mi historię o dziewczynie z obrazu, jakbym to była ja, jakbym przeżyła wiele pięknych przygód w Paryżu. Rozstanie z tym obrazem omal mnie nie zabiło, ale mój dziadek zostawił mi list, w którym stwierdził, że Renoir powinien posłużyć moim własnym przygodom, w wyobraźni albo w prawdziwym życiu. Sprzedałam go z błogosławieństwem dziadka, ale i z ciężkim sercem. Tak, ta galeria była moją życiową przygodą, czymś, nad czym pracowałem od czasów college’u. I nie zamierzałam zawieść ani dziadka, ani siebie samej.
– Zawsze możesz poprosić o pomoc tatę – powiedziała Scarlett. – Jeśli czynsz będzie za duży.
Sytuacja była napięta, ale nie aż tak. Ja po prostu potrzebowałam, by dzisiejszy wieczór zakończył się sukcesem.
– Ona nie poprosi ojca – odpowiedziała za mnie Harper. – Sama sobie poradzi.
Byłam mocno zdeterminowana, żeby udowodnić rodzicom i sobie samej, że nie potrzebuję ich wsparcia. Zaciągnęłam pożyczkę zamiast zwrócić się do ojca o pieniądze. Nie jest bankomatem, chociaż moja matka właśnie tak go traktuje.
– Muszę po prostu oddzielić to, co czuję do Steve’a, od mojego biznesu. Nie muszę kochać każdego klienta, którego wystawiam.
Musiałam się tego trzymać i skupić na interesie. Steve miał zarobić dla mnie pieniądze i przyciągnąć innych artystów do galerii. Musiałam po prostu odsunąć na bok wspomnienie o jego spodniach na kostkach, gdy pieprzył osiemnastolatkę opartą o szafę w moim gabinecie.
Włożyłam białe, bawełniane rękawiczki, wzięłam głęboki oddech i podniosłam leżące przede mną płótno.
– To musi być tutaj. – Przesunęłam obraz tak, by był jednym z pierwszych, które goście zobaczą po wejściu. – Ten jest najdroższy.
Zaraz włączę mój urok osobisty, może nawet wykorzystam swój brytyjski akcent i sprzedam w chuj tych obrazów. Im szybciej uwolnię się od Steve’a, tym lepiej.
– A ten – powiedziałam, podnosząc obraz, którym zastępowałam inny – powinien być tutaj.
Muszę jeszcze tylko przetrwać kilka godzin i wszystko będzie dobrze.
– Wyłączamy tył galerii? – zapytała Scarlett.
Znajdowały się tam prace innych artystów, które nabyłam, oraz mała sekcja ukryta za ścianą z moimi ulubionymi pracami. Ludzie musieliby przejść na sam koniec galerii, żeby je zobaczyć. Nie chodziło o to, że nie chciałam, aby ktokolwiek wiedział, że tam są, ale ta mała kolekcja niezupełnie pasowała do reszty ekspozycji. Były to bardziej tradycyjne rysunki i obrazy, portrety i akty oraz parę fotografii Central Parku autorstwa zupełnie nieznanego fotografa. Mój ulubieniec La Touche, którego kupiłam na aukcji pięć lat temu, wisiał w mojej sypialni, zanim otworzyłam galerię. Przedstawia kobietę siedzącą przy biurku i piszącą list. Banał, ale ja zawsze chciałam wiedzieć, do kogo pisze i dlaczego wydaje się chować wiadomość. Właśnie to dzieło i mój Renoir sprawiły, że najbardziej na świecie chciałam mieć własną galerię. Jednak żadna z tych prac nie była „rynkowa” i musiałam iść tam, gdzie były pieniądze, przynajmniej na początku.
– Myślę, że cała galeria powinna być otwarta dla gości, na wypadek, gdyby ktoś był zainteresowany czymś innym.
Nie byłam winna Steve’owi żadnej lojalności, prawda?
Skończyłam przestawiać obrazy i kazałam technicznym zamontować uchwyty, by można je było powiesić.
– Przyzwoicie. – Położyłem ręce na biodrach. – Czy ktoś może mi pomóc przesunąć stoły, żeby było więcej miejsca do chodzenia z tyłu?
Do diabła, nie tylko nie chciałam blokować tyłu wystawy, ale zamierzałem zachęcić ludzi do obejrzenia reszty galerii. Dzisiejszy wieczór ewoluował od prezentacji prac Steve’a do prezentacji Grace Astor Fine Art. Chyba skończyłam z popychaniem facetów do sukcesu, tylko dlatego, że chciałam, by błyszczeli. Zaprowadziło mnie to w kozi róg. Od teraz będę stawiać przede wszystkim na siebie. To będzie po prostu dobry interes.
– Świetnie wyglądasz – powiedziała Harper, kiedy patrzyłam na siebie w lustrze w łazience na tyłach galerii. – Jesteś gotowa?
Byłam gotowa jak nigdy dotąd. Moja czerwona sukienka pasowała jak ulał, a prawie trzynastocentymetrowe szpilki w kolorze nude dodawały mi energii.
Sprawdziłam godzinę na telefonie. Zostało tylko kilka minut.
– Tak, jestem gotowa. Mam tylko nadzieję, że goście dopiszą.
Kiedy planowałam otwarcie galerii, skupiłam się na możliwości zaprezentowania wschodzących talentów, wpływając na konsultantów, aby wybierali określonych artystów dla swoich klientów. Myślałam, że sztuka będzie najważniejsza. Wkrótce dowiedziałam się, że to tylko wierzchołek góry lodowej. To był zwykły biznes. Zebranie pieniędzy na czynsz, wypełnienie wszystkich dokumentów podatkowych, zorganizowanie przepływów gotówki – to zabierało mnóstwo czasu. Naprawdę nie przypuszczałam, że osiągnięcie zysku będzie moim głównym celem. Z drugiej strony, to co robiłam dla tej galerii, też było swego rodzaju sztuką.
– Oczywiście, że przyjdą – pocieszała mnie Harper. – Masz oko do talentów.
Wróciliśmy do przestrzeni wystawowej. Z tyłu obrazów Steve’a ustawiono bar i tacę z kieliszkami do szampana, które już napełniono.
– Możesz już z tym stanąć przy wejściu? – poprosiłam jednego z kelnerów. – Ludzie powinni zacząć się schodzić lada chwila.
Miałam taką nadzieję.
Zadźwięczał dzwonek nad drzwiami. To była Violetta, siostra Scarlett, która wyszła jej naprzeciw. Dobrze, przynajmniej gdy przyjdą potencjalni klienci, miejsce nie będzie puste. Przywitałam je i wysłałam, żeby oglądały obrazy.
Dzwonek zadźwięczał ponownie.
– Melanie, jak miło, że jesteś – przywitałam starą przyjaciółkę mamy, całując ją w policzek.
Kupiła dużo dzieł sztuki i lubiła mówić, że rozpoznawała artystów, zanim ktokolwiek inny zwrócił na nich uwagę. Gdyby zainteresowała się galerią, czułabym, że nabierze ona rozpędu. Znała wielu bogatych ludzi na całym świecie.
– Oczywiście, nie przegapiłbym tego. – Rozejrzała się. – To wspaniałe miejsce, kochanie.
– Dziękuję.
W końcu dostałam to, na co pracowałam przez te wszystkie lata, ale kobiety takie jak Melanie nigdy się nie dowiedzą, jakie to uczucie. Jej aktywność polegała na uczestnictwie w charytatywnych obiadach i przekazywaniu pieniędzy potrzebującym. To była praca, którą wykonywały kobiety takie jak ona i moja matka, a mój ojciec czułby się wspaniale, gdybym robiła to samo. Niepokoiło go, że jego córka zajmuje się takimi sprawami jak zyski i straty. Chciał, żebym pozostała jego księżniczką.
– Pozwól, że pokażę ci pracę tego artysty – powiedziałam, podnosząc z tacy dwa kieliszki szampana i podając jeden Melanie. – Myślę, że go pokochasz.
Mój żołądek podskoczył. Czy mi się to podobało, czy nie, musiałam przekonać kupujących, że ma talent i napędzać jego karierę, pomimo tego, co odwalił. Musiałam sobie uzmysłowić, że tak naprawdę sprzedaję Grace Astor Fine Art, a Steve jest tylko produktem.
Na szczęście ludzie wciąż przybywali. Przedzierałam się przez tłum, od jednej osoby do drugiej, wzbudzając entuzjazm dla pracy Steve’a i próbując zawierać nowe znajomości.
Dopiero kiedy Steve wpadł przez drzwi godzinę po otwarciu, zdałam sobie sprawę, że nie było go w pobliżu. Oczy miał szkliste, jego zbyt długie, brązowe włosy były trochę przetłuszczone. Obojętnie obejmował ramieniem swoją asystentkę. Stojąc w drzwiach, najwyraźniej myślał, że ludzie na niego czekali i spodziewał się oklasków, podczas gdy tak naprawdę nikt nie wiedział, kim jest.
Moim zadaniem teraz było wylewne przedstawianie go ludziom, a potem musiał się postarać, by ich oczarować. Jednak wspomnienie obrazów z naszego ostatniego „spotkania” powstrzymało mnie przed zbliżeniem się do niego.
Moja zręczność biznesowa pozwalała przykryć niechęć, gdy nie musiałam na niego patrzeć, ale nie chciałam się też z nim zadawać.
Złapał mój wzrok i ruszył w moją stronę. Szybko przeprosiłam handlarza dziełami sztuki, z którym rozmawiałam, i uciekłam, prawie powalając Ninę Grecco, najbardziej wpływową konsultantkę sztuki w mieście.
– Nina, jestem Grace Astor – przedstawiłam się, wyciągając rękę. Posłała mi ten sam spięty uśmieszek, który ja posyłałam innym przez cały ten wieczór, i uścisnęła moją dłoń. – Tak się cieszę, że mogłaś przyjść.
Doceniałam rolę konsultantów. Zdawałam sobie sprawę, że w świecie sztuki trudno się odnaleźć i że czasem ludzie potrzebują wsparcia w zakupach. Większość klientów Niny po prostu chciała wiedzieć, co im przyniesie zysk. Nie interesowała ich sztuka, tylko dochód, jaki mogli dzięki niej osiągnąć. Obrazy były inwestycją od setek lat, ale ja wciąż miałam nadzieję, że bogaci romantycy zakochają się we wszystkim, co galeria ma do zaoferowania. Chciałam takich klientów, którzy zainwestują także w swoje emocje. Sztuka to nie akcje ani sztabki złota, jest o wiele bardziej osobista, a przynajmniej taka powinna być.
– Panno Astor, oto mój klient, Sam Shaw. – Nina położyła dłoń na ramieniu mężczyzny stojącego obok niej.
Podniosłam wzrok i zobaczyłam mężczyznę około trzydziestki, z blond włosami i ciemnobrązowymi oczami, gapiącego się na mnie.
– Panie Shaw, bardzo miło mi pana poznać.
Uśmiechnął się, ale wyraz jego oczu pozostał obojętny. Wyglądał na znudzonego, jakby ten wieczór był czymś, co trzeba znieść, a nie cieszyć się nim.
– Grace, ten artysta jest niezmiernie obiecujący, nieprawdaż? – zapytała Nina, wciąż wpatrując się w pana Shawa.
Żołądek skręcił mi się dziesięć razy, ale udało mi się opanować emocje.
– Zgadza się. W tej chwili jest już o nim bardzo głośno i z jego powodu dzisiejszego wieczoru pojawiło się kilku poważnych kolekcjonerów. – Wpadłam w rytm, który wypracowałam w trakcie wieczoru. – Jest bardzo figuratywnym malarzem, który wyraźnie ma swoje korzenie w abstrakcyjnym ekspresjonizmie.
Pan Shaw nie spojrzał mi w oczy. Wpatrywał się w płótno ze zdezorientowanym wyrazem twarzy. Nina marnowała swój czas.
– Grace. – Głos Steve’a zabrzmiał za mną i zwrócił uwagę pana Shawa.
Starałam się ukryć dyskomfort, który poczułam.
– Pozwólcie, że przedstawię artystę – powiedziałem.
Ramiona Steve’a oplotły moją talię, aż się wzdrygnęłam.
– Hej, Grace.
– Steve, proszę, poznaj pana Shawa i Ninę Grecco.
Najdelikatniej jak mogłam, pchnęłam go w klatkę piersiową, próbując uwolnić się z uścisku. Zignorował mnie, trzymając mocno.
– Właśnie miałam im opowiedzieć o tej pracy. – Wskazałam na lewo od Niny. – Czy zechcesz dodać kilka słów od siebie?
Uśmiechnęłam się i napotkałam spojrzenie pana Shawa. Przyglądał się nam, jakby próbował ustalić, co jest grane. Steve zaczął opowiadać o swojej inspiracji do stworzenia kolekcji, podczas gdy ja usiłowałam wyrwać się z jego szponów.
– Panno Astor, czy mogłaby pani oprowadzić mnie po swojej galerii? – odezwał się nagle pan Shaw, przerywając Steve’owi.
Uśmiechnęłam się. Nie mogłabym być bardziej wdzięczna za ten ratunek.
– Chcesz, żebym wam towarzyszyła? – spytała Nina.
– Poradzimy sobie – odparł pan Shaw, zanim cokolwiek dodałam. – Prowadź.
Steve mnie puścił, a ja skierowałem się na tyły galerii. Pan Shaw za mną.
Zatrzymałam się, gdy tłum się przerzedził.
– W tym pokoju są dzieła różnych artystów – zwróciłam się do pana Shaw. Włożył ręce do kieszeni i skinął głową. – Jaki rodzaj sztuki lubisz? – zapytałam, korzystając z okazji, by przyjrzeć mu się bliżej.
Zanim zdążyłam zdecydować, czy jest przystojny, uderzył mnie jego wyraz twarzy – sposób, w jaki na mnie patrzył. Było to spojrzenie człowieka, który patrzy na obraz – najpierw, by uzyskać ogólne wrażenie, a następnie dokładniej, by zrozumieć, jaki jest przekaz dzieła. Rozejrzał się, a na jego twarzy pojawił się grymas.
– Nie mam pojęcia.
Wcześniej, gdy był zajęty oglądaniem, przyjrzałam mu się uważniej, ale nie mogłam go określić. Bogacze Nowego Jorku stanowili dość wąską grupę. Wszystko, od zegarka zwisającego ciężko na jego nadgarstku po buty z miękkiej skóry, mówiło mi, że ten facet ma pieniądze, mógł być mieszkańcem Upper East Side. Ale nigdy wcześniej go nie spotkałam. Zapamiętałabym. Był dobrze zbudowany i wysoki, musiał mieć ponad metr dziewięćdziesiąt, jak Steve. Garnitur bardzo dobrze na nim leżał. Niesforny loczek jego włosów na doskonałym czole sugerował, że jest w nim coś dzikiego. Głęboki śmiech uświadomił mi, że się na niego gapię. Odwróciłam głowę.
Pan Shaw zaczął oddalać się od głównej wystawy, na tyły galerii, a ja szłam za nim, gdy już wtykał głowę za ściankę.
– Czy to też jest częścią wystawy? – zapytał.
– Częścią wystawy? Tak. Ale prace za ścianką tak naprawdę nie pasują do reszty dzieł. Po prostu je lubię.
Zerknął na mnie, a potem skupił się znowu na obrazach. Podążyłam za jego wzrokiem.
– To jest La Touche. Impresjonistyczny obraz olejny. A to – wskazałam Degasa – oryginalna litografia podpisana przez Degasa, który, jak zapewne wiesz, słynął z malowania baletnic. Był rówieśnikiem La Touche.
– A tamte? – Skinął głową na parę fotografii.
– Są nowe i niezbyt cenne, ale fotograf był przez pewien czas bezdomny i myślę, że widać to w jego pracach. Fotografuje Nowy Jork oczami kogoś, kto spał na ulicy. Widzi kontrast między pięknem a surowością miasta.
Ponownie skupił się na mnie, jego oczy zwęziły się lekko, zanim się odezwał.
– I lubi je pani ze względu na ich historię czy za to, co przedstawiają?
– I to, i to – odparłam po chwili namysłu. Wzruszyłam ramionami. – Zdjęcia bronią się same, są ładne i surowe jednocześnie. – Zerknęłam na pana Shawa, który wciąż mi się przyglądał. – Ale myślę, że znajomość historii artysty dodaje im czegoś. Zna to miasto, jak większość z nas, i myślę, że można to dostrzec.
Cisza pulsowała między nami. Czy podobało mu się to, co zobaczył?
– Jak powiedziałam, są to projekty ważne dla mnie. Niekoniecznie przeznaczone do sprzedaży. Reszta galerii jest bardziej współczesna.
– Nie są na sprzedaż? – zapytał nieco zdezorientowanym tonem.
– Cóż, tak, są. – Oczywiście byłoby wspaniałe, gdyby ktoś je polubił, po prostu nie spodziewałam się, że komuś, komu spodobają się prace z przodu galerii, spodobają się też te. – Chcę tylko powiedzieć, że nie są głównym tematem tej wystawy.
Znów na mnie spojrzał i odniosłam wrażenie, jakby jego wzrok przekształcił się w coś więcej, w coś materialnego. Musiałam stłumić dreszcz.
Było coś intrygującego w braku odpowiedzi z jego strony. Prawie tak, jakby coś ukrywał – może pod fasadą bogacza z Wall Street krył się nowy Batman?
– Nie podoba się pani reszta prac w galerii? – zapytał, patrząc ponad moją głową. – Tylko ta sekcja tutaj?
– Oczywiście, podobają mi się wszystkie prace w galerii. Steve jest bardzo utalentowany, natomiast dzieła tutaj są cennym uzupełnieniem kolekcji.
Czy właśnie zniechęcałam go do zakupu?
– Ale pani nie jest nimi zachwycona.
Kiedy mówił, jego wzrok spoczywał na moich ustach, przesunęłam po nich palcem, prawie czując, jak pali je jego wzrok.
– To nie tak. – Czyżby? Facet nieźle to podsumował. – Muszę po prostu włożyć kapelusz kobiety biznesu, nie wszystko musi mi się osobiście podobać.
Skinął głową, a ja uśmiechnęłam się niezręcznie. Nie wyjaśniłam tego zbyt dobrze, ale nie byłam przygotowana na takie pytanie. Tak naprawdę nie spodziewałem się, że ktoś tu w ogóle wejdzie.
W milczeniu wróciliśmy do tłumu, gdzie czekała na nas Nina. Kiedy wciągnęła pana Shawa z powrotem na wystawę, poszłam poszukać przyjaciółek. Potrzebowałam pięciominutowej przerwy od ciągłego uśmiechania się i musiałam złapać oddech po rozmowie z panem Shawem. Kiedy dotarłam do Scarlett i Harper, obie mocno mnie uściskały i pogratulowały. Ponad ramieniem Harper zauważyłam, że pan Shaw ignoruje obrazy i patrzy prosto na mnie. Nie wstydził się, że został przyłapany, ale jego spojrzenie nie było też zalotne. Nie mogłam zdecydować, czy próbował coś przekazać, czy po prostu wciąż mnie obserwował.
– Czy ja mam spódnicę w majtkach, szpinak w zębach, czy co? – szepnęłam do Scarlett i Harper.
Obie zmierzyły mnie wzrokiem od góry do dołu.
– Nie, wyglądasz idealnie – powiedziała Harper.
– Pięknie – dodała Scarlett. – Czemu pytasz?
Potrząsnęłam głową.
– Po prostu ten facet się na mnie gapi i nie rozumiem dlaczego.
Harper rozejrzała się i natychmiast znalazła w tłumie pana Shawa.
– Tamten? – upewniła się. – Ten wysoki, seksowny, na którym garnitur leży prawie tak dobrze, jak na moim mężu?
– On nie jest seksowny. – Był przystojny, ale po prostu nie widziałam w nim nic atrakcyjnego.
– Jest wyjątkowo seksowny i wygląda na to, że wpadłaś mu w oko.
– Wygląda na wściekłego – odparłam. – A poza tym zdecydowanie nie jest w moim typie.
Nasza wymiana zdań stała się trochę dziwna, rozmowa o niczym przeszła w bardziej egzystencjalną.
– To pewne, że mu się spodobałaś – powiedziała Harper. – Wygląda na takiego, co sam opłaca czynsz i regularnie bywa u fryzjera.
W sprawie oceny facetów, mój gust i gust Harper różniły się diametralnie i poniekąd dzięki temu nasza przyjaźń przetrwała okres dojrzewania. Zbyt wiele przyjaciółek rozstało się przez faceta.
– Chcę zupełnie czegoś innego.
Zawsze opierałam się mężczyznom, których wybraliby dla mnie rodzice. Według nich najlepszy był ktoś bezpieczny: lekarz, prawnik z odpowiedniej rodziny, ktoś z Upper East Side.
Nigdy nie chciałam faceta w garniturze skrojonym na miarę, w przeciwieństwie do Harper. Niezaprzeczalnie jej mąż Max King był przystojniakiem, ale po prostu nie był w moim typie. Podobał mi się ktoś, z kim mogłam pomarzyć, ktoś spontaniczny, z bohemy, kto potrafiłby mnie zaskoczyć. Nie chciałam mężczyzny, który myślał, że może kupować i sprzedawać ludzi jak akcje i obligacje albo dzieła sztuki.
Ale ten Batman? Zdawał się nie pasować do żadnego schematu. Garnitur leżał na nim idealnie, ale pytania, które zadawał, sposób, w jaki na mnie patrzył… Odniosłam wrażenie, jakby próbował spojrzeć prosto w moją duszę.
Może chciałabym mu na to pozwolić…ROZDZIAŁ 3
SAM
Minął tydzień od wystawy w Grace Astor Fine Art i nie mogłem sobie przypomnieć ani jednego dzieła sztuki, które było prezentowane tamtego wieczoru. Ale Grace Astor… Tych pełnych ust, wąskiej talii i zdezorientowanego uśmiechu nie mogłem zapomnieć.
Moje biuro znajdowało się w centrum miasta, więc po pracy zdecydowałam się na spacer do galerii. Zamierzałem odwiedzić Grace. Jedynymi grafikami, jakie mgliście zapamiętałem, były te, które ukryła. Chciałem znów zobaczyć te prace i ją.
Gdy otworzyłem drzwi, zadźwięczał dzwonek, co trochę kłóciło się z nowoczesnymi obrazami na ścianach. Po czerwonych naklejkach pod pracami wywnioskowałem, że większość obrazów się sprzedała, a wystawa odniosła sukces. Cóż, dobrze, że komuś się spodobały. Ja jednak czułem niechęć do tych dzieł, dlatego od razu skierowałem się na tyły galerii, w nadziei, że tam odnajdę pannę Astor.
– Dzień dobry – zawołała kobieta za moimi plecami.
Jej obcasy zastukały o posadzkę, kiedy ruszyła w moją stronę. Odwróciłem się i zobaczyłem panią Astor ubraną w obcisłą niebieską sukienkę tuż za kolano i w okularach w czarnych, grubych oprawkach. Wyglądała jak Lois Lane z Supermana, chociaż coś w jej zmarszczonych brwiach i zdeterminowanym wyrazie twarzy podpowiadało mi, że to ona jest główną bohaterką całej historii, a nie asystentką.
– Panno Astor – powiedziałem, mając nadzieję, że mnie pamięta.
Zwolniła, a zdziwienie zastąpił grymas.
– Pan Shaw?
Wyciągnąłem rękę, żeby się z nią przywitać.
– Tak jest. – Posłałem jej swój uśmiech.
Angie mówiła, że mój uśmiech sprawia, że kobietom spadają majtki z odległości dziesięciu metrów. Niestety, Grace nie wyglądała na zachwyconą, tylko zdezorientowaną. Wzięła mnie za rękę, a ja ścisnąłem ją mocno, trzymając trochę za długo.
– W czym mogę pomóc? – zapytała, spoglądając na nasze dłonie. Kiedy ją puściłem, odetchnęła.
– Przyszedłem jeszcze raz popatrzeć – powiedziałem, wskazując na jej kolekcję z tyłu galerii. – Jeśli można.
– Ależ oczywiście.
– Czy wystawa się udała? – zapytałem, mając nadzieję, że przy okazji zdradzi coś na temat związku z artystą. Obejmował ją w talii, zanim zaproponowałem wycieczkę po galerii.
– Tak, prawie wszystko sprzedało się tej nocy, lub w dniach kolejnych, po opublikowaniu recenzji.
Skinąłem głową, starając się zostawić jej przestrzeń na powiedzenie czegoś więcej. Patrzyłem na kształt jej ust, kiedy wypowiadała kolejne słowa.
– Zostały mi jeszcze cztery sztuki, jeśli zechce pan zobaczyć.
– Jak mówiłem, to nie moja bajka.
Stanęliśmy przed kolekcją z tyłu galerii.
– Lubi pan bardziej klasyczną sztukę – odezwała się, kiedy oboje podziwialiśmy dzieła. To nie było pytanie.
Trzymałem ręce w kieszeniach.
– Szczerze mówiąc, nie wiem. Jestem nowicjuszem.
W empik go