- W empik go
Królewna i stokrotki - ebook
Królewna i stokrotki - ebook
Pod panowaniem króla Bernarda i królowej Anny mieszkańcy Królestwa Bellis żyją w pokoju i szczęściu. Wkrótce jednak spokój w kraju zostaje zakłócony przez najazd Albiny, nieprzyjaznej władczyni z sąsiedniego państwa. Anna wraz z nowo narodzoną córką Blanką musi ratować się ucieczką do ubogiego domku swojej matki, położonego z dala od stolicy. Nie wszystko jednak idzie zgodnie z planem: królowa zostaje rozpoznana i uwięziona, a dziewczynka trafia pod opiekę babci. W miarę upływu lat królewna staje się coraz bardziej rezolutna i ciekawa świata, a jej chęć niesienia pomocy każdemu, kogo spotka na swojej drodze, jest godna podziwu. Wkrótce okaże się, że mądrość i dobro dorastającej Blanki mogą ocalić królestwo rządzone przez złą Albinę...
Ta wzruszająca, oparta na klasycznych baśniowych motywach opowieść przekona was, że warto uwierzyć w potęgę dobra – tylko wtedy da się odważnie kroczyć przez życie i spełniać swoje marzenia.
Urzekająca humorem i bogactwem uczuć baśń, którą czyta się z ogromną przyjemnością. Przyciąga do siebie różnorodnością postaci, przypisanych im cech charakteru, ciekawością następujących po sobie wydarzeń. Pozwala czytelnikowi poczuć się mieszkańcem Królestwa Bellis, przeżywać przygody Blanki, śmiać się z zabawnych dialogów zwierząt domowych, uczestniczyć w starciach dobra ze złem, którego nośnikiem jest księżna Albina i uwierzyć w szczęśliwe zakończenie. Bo dobro, jak stokrotka, rozkwita nieśmiało i pięknie w każdym, kto na nie czeka.
Dorota Ludwiczuk – psycholog
Królewna i stokrotki to spokojna baśń, w której między dobrem a złem istnieje wyraźna granica, a co najważniejsze to pierwsze zawsze wygrywa. Idealna lektura, pozbawiona przemocy i dorosłych wtrąceń, dla malucha i dla rodzica.
Marta Kraszewska, www.rudymspojrzeniem.pl
Krzysztof Konopka – urodził się w 1999 roku w Lubaczowie. Od wielu lat pisze i rysuje. Posiada spory zbiór tekstów i rysunków, dotąd nieopublikowanych. W 2015 roku wydana została jego własnoręcznie ilustrowana książka – Powieść z krainy Pimpinelli, którą napisał w wieku 13 lat. W 2016 ukazał się drugi tom tejże powieści – Powieść z krainy Pimpinelli 2: Powrót bociana Augusta. Powstały również trzy kolejne tomy serii, na razie nieopublikowane. W 2015 roku stworzył powieść Królewna i stokrotki, również własnoręcznie ilustrowaną. Interesuje się historią i fotografią. Lubi zwierzęta, a w szczególności psy (zwłaszcza rasę Cavalier king Charles spaniel).
Kategoria: | Dla dzieci |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8147-284-5 |
Rozmiar pliku: | 4,3 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Dawno, dawno temu było sobie piękne Królestwo Bellis, położone u podnóży gór, tętniące radosnym rytmem. Pasmo górskie stanowiło naturalną granicę kraju, zapewniało także ochronę jego mieszkańcom. Dostęp zaś do morza umożliwiał królestwu udział w niezwykle opłacalnym handlu morskim. Z bogatych portów morskich często wypływały statki wypełnione niemal po brzegi zbożem. Zakotwiczały w nich z kolei okręty powracające z odległych krajów, z których sprowadzano przede wszystkim egzotyczne owoce, niewystępujące naturalnie w królestwie. Wymiana handlowa zapewniała wysokie dochody, regularnie zasilające skarbiec królewski. Doskonale funkcjonowały także liczne kopalnie soli i cennych kruszców; cały kraj przecinała zadbana sieć dróg.
Choć znaczny obszar państwa zajmowały gęste lasy, znajdowało się w nim wiele imponujących miast. Większość mieszkańców zasiedlała jednak mniejsze osady, niekiedy ukryte wśród gęstwin i zarośli. Spośród miast wyróżniała się stolica kraju będąca efektownym ośrodkiem kultury i sztuki. Na stromym wzgórzu stał wspaniały zamek, w którym mieszkała rodzina królewska. Otoczony był wysokim murem i głęboką fosą. Jego wysokie wieże budziły podziw ludności. Zachwytem napawały też wielkie, wspaniałe zamkowe ogrody, starannie zaprojektowane w najdrobniejszym szczególe. Spotkać w nich można było najpiękniejsze kwiaty, które sprowadzono z najróżniejszych stron świata. Dbali o nie kochający swą pracę ogrodnicy królewscy, wkładając w nią całe serce. Mimo ogromnej różnorodności kwiatów, najwięcej w królestwie było malutkich stokrotek. Cały kraj obsypany był tymi drobnymi, wdzięcznymi kwiatkami, które cieszyły oko wszystkich mieszkańców, bez względu na majątek i pochodzenie.
Królestwem rządzili król Bernard i królowa Anna. Sprawowali oni swe rządy mądrze i sprawiedliwie, a mieszkańcy mogli czuć się w kraju bezpiecznie. Para królewska zachowywała jak najlepsze stosunki z władcami sąsiednich państw, na pierwszym miejscu stawiając zachowanie pokoju. Król bywał porywczy, lecz królowa zawsze dążyła do zgody. Szczególnie troszczyła się o biednych. Sama pochodziła z ubogiej rodziny, rozumiała ich więc bardzo dobrze. Była niedoścignionym wzorem nie tylko dla poddanych, ale również dla swojego męża. Mieszkańcy kochali ją, choć prawda o jej pochodzeniu owiana była tajemnicą. Co prawda w świetle królewskiego prawa nie byłoby ono przeszkodą, ale możnowładcy, kierując się wielowiekową tradycją, mogliby nie wyrazić zgody na ślub. Zatem para królewska postanowiła nie ujawniać pochodzenia narzeczonej, a później małżonki Bernarda.
Król i królowa przyjaźnili się szczególnie z władcami sąsiedniego państwa: królem Leopoldem i królową Pamelą. Ci zaś wpadli w poważne kłopoty, które mogły zagrozić również Królestwu Bellis. Księżna Albina, daleka krewna rodziny królewskiej z sąsiedniego państwa, z powodu zbyt długiej kolejki do tronu w swym kraju, pragnęła niegdyś zdobyć koronę Królestwa Bellis, jak jednak twierdziła, pokrzyżowano jej plany. Niedawno udało jej się za to objąć rządy w swoim państwie, pozbawiając korony prawowitych władców. Sytuacja ta zaniepokoiła niezwykle króla Bernarda i królową Annę, którzy pragnęli pomóc Pameli i Leopoldowi. Księżna Albina, widząc, że traci szanse na utrzymanie korony, zaczęła snuć plany napaści na Królestwo Bellis.
Tymczasem kraj lotem błyskawicy obiegła wieść o tym, że królowa Anna spodziewa się dziecka. Wkrótce po całym królestwie zaczęły krążyć wśród ludu pogłoski, jakoby narodzone dziecko miało być niezwykłej dobroci, całe bowiem państwo pokryło się niespotykaną dotąd liczbą bielusieńkich stokrotek. Z każdym dniem było ich coraz więcej. Z różnych stron, także z zagranicy, napływały podarki dla królewskiego potomka. Wiele musiało przebyć długą drogę, by przybyć z zamorskich krain. Niektóre spośród nich były niezwykle kosztowne, inne mniej cenne – ze złota, srebra, pełne kamieni szlachetnych, lecz także po prostu z drewna. Nawet najbiedniejsi mieszkańcy przynosili coś od siebie – królowa najbardziej cieszyła się z tych podarunków. Miała ona złote serce i zawsze była czuła na biedę i krzywdę ludzką. Wdzięcznością odpłacała więc nawet za najmniejsze dobro.
Królowa Anna, nieprzyzwyczajona do przesadnych wygód dworskiego życia, kiedy tylko nadarzała się okazja, opuszczała mury zamkowe, by przebywać pośród ludu. Kochała prostotę i skromność. Doskonale wiedziała, że pełne przepychu i kosztowne życie w zamku nie powinno przyćmić choćby w najmniejszym stopniu tego, czym jest prawdziwe szczęście. Z ogromną niecierpliwością oczekiwała na narodziny dziecka. Dzień ten zbliżał się wielkimi krokami.
Pewnego dnia królowa Anna przechadzała się ulicami miasteczka położonego u podnóża wzgórza, na którym znajdował się zamek. Nie chciała jednak wywoływać zamieszania, toteż wybierała mniej uczęszczane uliczki. Niemal niepostrzeżenie przemierzyła całe miasteczko. Bramy były otwarte, jak to zwykle bywało o tej porze dnia, toteż królowa Anna, nie namyślając się długo, opuściła mury miasta, by odetchnąć świeżym powietrzem. Zeszła z kamiennej drogi prowadzącej do miasteczka. Wkrótce znalazła się na łące. Niespodziewanie na jej twarzy pojawił się uśmiech – zachwycił ją widok wdzięcznych stokrotek, którymi obsypane było wszystko wokół.
– Jakże to prześliczne kwiaty – powiedziała do siebie.
Przechadzała się po łące, nie zwracając uwagi, na nieubłaganie upływający czas. Zachwycała się pięknem wiosennej łąki, skąpanej w słońcu i mieniącej się różnymi kolorami kwiatów. Z ogromnym podziwem przyglądała się wytrwale pracującym pszczołom, zbierającym nektar i pyłek kwiatowy. Wsłuchiwała się również w śpiew ptaków. Zdała sobie jednak w końcu sprawę, że musi wrócić do zamku, ruszyła więc w drogę powrotną.
Kiedy zbliżyła się do bramy miasta, przystanęła na chwilkę, dobiegł ją bowiem dziwny hałas. Zaniepokoiła się, że komuś mogła stać się krzywda, i natychmiast chciała pospieszyć z pomocą. Okazało się jednak, że hałas ten spowodowany był poszukiwaniami jej samej, które podjął król Bernard, zaniepokojony nieobecnością królowej w zamku. Władca wraz ze strażnikami przeszukiwał każdy zakątek zamku i każdy skrawek położonego u jego podnóża miasta. Był rozgorączkowany, nie chciał, by stała się jej jakakolwiek krzywda.
– Gdzie jest Anna, gdzie mogła się podziać?! – rozpaczał król Bernard.
– Wasza Wysokość, królowa na pewno się odnajdzie – uspokajał go królewski doradca.
– Tak bardzo boję się o nią! – odrzekł zatroskany król, spuszczając wzrok.
– Wasza Wysokość, proszę spojrzeć, czyż to nie królowa Anna idzie w naszą stronę? – powiedział uradowany doradca, wychylając się przez okno karocy.
– Naprawdę? Zatrzymać konie! – rozkazał król.
Królewska karoca stanęła niemal natychmiast, a z niej wyskoczył spanikowany król Bernard. Królowa Anna stała wciąż w miejscu, nie rozumiejąc, skąd to zdenerwowanie u męża.
– Anno, tak się cieszę, że nic ci się nie stało! Tak bardzo, bałem się o ciebie! – wyznał król.
– Bernardzie, serdecznie cię przepraszam, byłam tylko na spacerze. Nie chciałam, byś martwił się o mnie – odpowiedziała zakłopotana królowa.
Para królewska powróciła do zamku. Od tej pory król Bernard, w trosce o królową i mające się narodzić dziecko, postanowił być przy niej przez cały czas. Nie mógł się już doczekać chwili, w której ujrzy swoje dziecko.
Tymczasem dni mijały.
Wreszcie nadszedł długo oczekiwany dzień narodzin królewskiego potomka. W całym królestwie zakwitły bielutkie stokrotki, w ogromnych ilościach. Wszyscy mieszkańcy wstrzymali oddech w oczekiwaniu, a ich oczy zwrócone były na zamek królewski. Królowa Anna przebywała w swej komnacie zamkowej, a niezwykle przejęty król Bernard dreptał w kółko przed jej drzwiami. Z każdą chwilą niecierpliwił się coraz bardziej. Nie pomagały uspokajające słowa doradców ni służby. W końcu króla Bernarda z emocji zmorzył sen i usnął pod drzwiami komnaty.
W pewnej chwili w zamku zapanowało niezwykłe poruszenie, cała służba krzątała się radośnie. Króla Bernarda zbudził płacz dziecka. Wstał z podłogi i zwrócił się w stronę drzwi. Ale był zbyt przejęty, by wejść do środka. Nie musiał jednak długo czekać.
– Wasza Wysokość! – usłyszał głos służącej, która otworzyła drzwi.
Okazało się, że na świat przyszła dziewczynka. Król natychmiast pragnął ujrzeć dziecko. Niepewnie wszedł do komnaty. Na królewskim łożu leżała królowa Anna, trzymając na rękach nowo narodzone niemowlę. Król rozpłakał się ze wzruszenia. Zarówno on, jak i królowa Anna nie posiadali się ze szczęścia. Od tej chwili rodzina królewska była pełna.
– Jakże ona prześliczna! – powiedział ze wzruszeniem król.
– Jak maleńka stokrotka. – Królowa uśmiechnęła się.
Radosny dźwięk dzwonów rozbrzmiał w całym kraju. Królewnie nadano imię Blanka. Zarówno król Bernard i królowa Anna, jak i całe królestwo cieszyło się niezmiernie, a radość ta trwałaby nieskończenie długo, gdyby nie to, że przerwały ją niestety smutne wydarzenia, które wstrząsnęły całym krajem.
Pewnej nocy Królestwo Bellis zostało zaatakowane przez wspomniane sąsiednie państwo, dążące do rozszerzenia swych granic i wpływów, dla ratowania pozycji władczyni. Rozkazy takie wydała oczywiście kierowana uczuciem nienawiści i pychą Albina, która wcześniej podstępem zdobyła tron i czuła się zagrożona przez władców Królestwa Bellis, zaprzyjaźnionych z obalonymi Leopoldem i Pamelą. Pod osłoną nocy najeźdźcy podpalali miasta i wsie, niszczyli wszystko, co tylko wpadło im w ręce, ich głównym celem był jednak zamek królewski.
Tymczasem królowa Anna kołysała właśnie do snu Blankę, śpiewając jej. Kołyska królewny, wykonana z najprzedniejszego gatunkowo drewna, była prawdziwym arcydziełem, na które patrząc, można było dostrzec niesamowity kunszt artysty. Zapewne włożył w to dzieło całe swoje serce. Zadbał o każdy, nawet najmniejszy szczegół. Piękne wyżłobione wzory kwiatowe nadawały kołysce niezwykłego wyrazu, a misternie wykonane złocenia – powagi. Nad nią znajdował się niewielkich rozmiarów, lecz niezwykle imponujący baldachim, uszyty z najprzedniejszych materiałów, ozdobiony cieniutką, niemal przezroczystą falbanką i kilkoma połyskującymi kokardkami. Mimo że był już wieczór, komnata oświetlona była przez wiszący pośrodku kryształowy kandelabr. Była to przepiękna sala, choć nie należąca do największych. Urządzono ją z myślą o królewskim potomku. Nad jej zaprojektowaniem pracowało wielu światowej sławy artystów, niejednokrotnie przybyłych z odległych krajów jedynie w tym właśnie celu. Pięknie urządzona, była jednocześnie wykończona z niebywałą precyzją i dokładnością. Znajdowała się ona naprzeciwko komnaty sypialnej króla i królowej.
Królowa nie mogła wprost napatrzeć się na swoje dziecko. Z niezwykłą czułością delikatnie je kołysała. Pani ubrana była w długą, jedwabną, brzoskwiniową suknię, sięgającą ziemi. Obszyta była ona wieloma misternie wykonanymi koronkami i upiększona falbankami ze złotym wzorkiem. Gorset połyskiwał w świetle kandelabru, sprawiając wrażenie, jakby do jego wykończenia użyto dużej liczby kryształów. Królowa Anna nie przepadała za tą – choć niewysłowienie piękną, to jednak niebywale niewygodną suknią. Ubiór ten zgodny był jednak z dworską etykietą, do której królowa musiała się stosować. Ciemne, kasztanowe włosy kobiety upięte były złotymi spinkami, a na jej głowie spoczywał diadem. Duże, ciemnobrązowe oczy, pełne życia i radości, błyskały na widok małej Blanki, śpiącej smacznie w kołysce. Usta królowej były niezwykle delikatne. Jej łagodne rysy twarzy i spokojne, pełne czułości spojrzenie dodawały otuchy każdemu, kto na nią spojrzał. Tym bardziej spokojnie czuła się Blanka. Czułe serce królowej drżało, gdy spoglądała na małą córeczkę. Pełna niewypowiedzianej radości, delikatnie gładziła ją po główce.
Nagle usłyszała dziwne odgłosy i krzyki ludzi. Zaniepokojona podeszła do okna i ku swemu przerażeniu ujrzała jakichś ludzi szturmujących bramy zamku. Wtem do komnaty wbiegł król Bernard. Królowej serce mocniej zakołatało.
– Bernardzie! Co się dzieje? – zapytała przestraszonym głosem królowa.
– Anno, musisz uciekać! Natychmiast! – powiedział przejęty król, bez zbędnych tłumaczeń.
– Co się dzieje? Nic nie rozumiem, Bernardzie – mówiła ze łzami w oczach królowa.
– Anno, posłuchaj uważnie: Kornel będzie cię osłaniał. Musisz ratować życie swoje i naszej Blanki – powiedział król, któremu wydało się, że serce pęknie mu zaraz z żalu.
– Bernardzie, nie mogę cię zostawić.
– Musisz uciekać z naszą córką, ja na razie tu zostanę. Wszystko będzie dobrze, zobaczysz – próbował uspokoić ją król, choć sam był przerażony.
– Ale jak? Co robić? – pytała zapłakana królowa.
– Weź Blankę, uciekniecie jednym z ukrytych przejść. Kornel właśnie przygotowuje karocę. Prędko, Anno! Nie ma już czasu! – ponaglał ją król.
– Ach, Bernardzie… – westchnęła roztrzęsiona królowa.
– Wszystko będzie dobrze, przyrzekam ci, Anno! Uczynię, co w mojej mocy, aby was odzyskać. Znów będzie jak dawniej – przyrzekał żonie.
Król Bernard i królowa Anna wpadli sobie w objęcia. Oboje byli przerażeni, bali się głównie o swoją córkę. Królowa Anna rozpłakała się, a król otarł jej łzy, chcąc dodać jej otuchy.
– Biegnij, Anno, nim będzie za późno.
– Ja również ci przyrzekam, Bernardzie, że zaopiekuję się Blanką najlepiej, jak potrafię – zapewniła królowa.
Następnie w wielkim pośpiechu i trwodze nałożyła płaszcz, po czym podeszła do kołyski, w której spała mała królewna. Spojrzała na nią i serce szybciej jej zabiło.
Podszedł również król Bernard. Zbliżył się do córeczki i popatrzył na nią z czułością. Maleńka Blanka spała smacznie, nie zdając sobie sprawy z grożącego niebezpieczeństwa. Tak niewinna, bezbronna. Król Bernard myślał, że serce pęknie mu z żalu. Pogładził dziecko po policzku, a łzy napłynęły mu do oczu. Spojrzał po raz kolejny na ukochaną córkę i złapał się za serce. Oddałby wszystko, by tylko ją ochronić. Czuł się jednak w obowiązku bronić zamku. Wiedział, że nie może uciec, pozostawiając innych bez pomocy.
Królowa spojrzała na niego czule, nie zdołała jednak wydusić już ani słowa. Wzięła ostrożnie na ręce Blankę, mocno przytulając ją do siebie.
– Blanko, moja maleńka, przyrzekam ci, że znów wszyscy będziemy razem – powiedział ze łzami w oczach król.
Królowa, trzymając dziecko na rękach i tuląc je mocno do siebie, wyszła z komnaty i zbiegała po długich marmurowych schodach, prawie nie oglądając się za siebie. Serce biło jej mocno, cała drżała. Nie mogła zrozumieć, dlaczego ktoś napadał na zamek, co tak właściwie się działo.
Na dole udało jej się odnaleźć ukryte przejście i wybiec z zamku. Strach ściskał jej serce. Zaczęła niespokojnie rozglądać się wkoło, nie mogąc nigdzie dostrzec karocy. Ogromny strach i niepokój bardzo ją osłabiły. Nagle podbiegł do niej jakiś człowiek i chwycił za rękę, wskazując drogę. Nie dostrzegła jednak w pierwszej chwili, kim on był, ale nie zważając na to, prowadzona przez niego szybko weszła z dzieckiem do karety i uspokoiła płaczącą córeczkę. Okazało się, że – zgodnie z obietnicą króla – osłaniał ją zaufany doradca królewski Kornel, który zastąpił woźnicę.
Jakimś sposobem królewskiej karocy udało się wyjechać poza mury zamku.
Najeźdźcy dostali się do wnętrza zamku, mimo iż broniło go dzielnie wielu ludzi, z królem Bernardem na czele.
Karoca tymczasem pędziła najszybciej, jak się dało, a konie dawały z siebie wszystko. Minęła miasteczko, wioskę, wjechała do lasu. Tysiące oczu zwierząt leśnych patrzyło z dziupli i krzewów na mknącą karocę. Nagle pojazd przewrócił się, a koło roztrzaskało się o kamień. Królowej cudem udało się ujść z życiem. Nic też nie stało się Blance. Niestety Kornel nie miał tyle szczęścia. Wypadł z powozu i skręcił nogę w kostce. Zapewniał jednak, że sobie jakoś poradzi i prosił władczynię, by ratowała siebie i swoją córkę.
Królowa, nie namyślając się długo, zaczęła biec z dzieckiem na rękach przez las. Biegła, ile sił. Nagle z zarośli wyszła gromada wilków. Kobieta cofała się powoli, aż zbliżyła się do ściany skalnej, skąd nie było drogi ucieczki. Dostrzegła wtedy połyskujące w ciemności pochodnie i usłyszała złowrogie okrzyki oraz tętent koni. Wilki, bojąc się ognia, uciekły w popłochu.
Królowa Anna bardzo się bała, nie wiedziała, co zrobić. Wtedy zza drzewa wyłoniła się łania, spojrzała na królową i dała jej do zrozumienia, żeby poszła za nią. Kobieta zbliżyła się nieco i wtedy zobaczyła wejście do ukrytej za drzewem jaskini. Nie namyślając się długo, weszła do środka, tuląc swoją córeczkę.
W jaskini zauważyła rodzinę zajączków, które najwidoczniej schroniły się tam przed nadchodzącą burzą. Ku jej zaskoczeniu, zwierzątka przesunęły się, robiąc więcej miejsca dla królowej. Miała wrażenie, że rozumiały, co się działo.
Tymczasem najeźdźcy przeszukiwali okolicę. Królowa bardzo się bała. Drżała na całym ciele. Zajączki zdawały się okazywać jej współczucie, co podniosło ją na duchu.
Po kilku godzinach, gdy najeźdźcy oddalili się, królowa Anna razem z córeczką wyszła z jaskini i czule spojrzała na gromadkę zajączków. Zdawało jej się nawet, że machały do niej na pożegnanie. Niebezpieczeństwo minęło, więc królowa Anna, kołysząc córeczkę na rękach, wyruszyła w dalszą drogę.
Szła do swego rodzinnego domu, gdzie nadal mieszkała jej matka. Choć droga dłużyła się bardzo, a strach ściskał jej serce, cały czas podążała dalej, zatrzymując się jedynie wtedy, gdy trzeba było nakarmić córeczkę. Blanka płakała, nie rozumiała, co się działo. Szczególnie trudna była noc spędzona w ciemnym, niedostępnym lesie.
Kiedy nastał ranek, królowa wyruszyła przed siebie. Po kilku godzinach wyczerpującej wędrówki kobieta, zalana łzami, zziębnięta i głodna, dotarła do jakiejś wioski. Była ona ukryta w lesie, z dala od głównych dróg, dzięki czemu najeźdźcy jej nie znaleźli. Miejscowi ludzi okazali się być bardzo pogodni i gościnni.
– Wasza Wysokość! – zawołała na widok królowej jakaś kobieta piorąca ubrania w strumyku.
– Królowa Anna wraz z królewną do naszej wioski zawitały! – krzyknął kowal, by wszyscy o tym usłyszeli.
– Cóż za zaszczyt! – cieszyli się ludzie, radośnie ją witając.
Spostrzegli jednak, że była bardzo wycieńczona i przerażona, a jej królewski strój poszarpany i ubrudzony.
– Proszę, pomóżcie – powiedziała bardzo osłabionym głosem królowa, dygocząc ze zmęczenia, po czym osunęła się na ziemię.
– Szybko! Ratujcie królową! – krzyknęła żona miejscowego sołtysa.
W ostatniej chwili udało im się ją pochwycić, tak że podczas upadku nie stała się jej ani Blance żadna krzywda.
– Ach, Wasza Wysokość! Jest wycieńczona. Prędko, wody! – zawołała kobieta do zgromadzonych na placu ludzi.
Natychmiast nabrano wody ze studni i podano do picia królowej, która na chwilkę oprzytomniała. Wciąż drżała ze strachu i zmęczenia, na przemian to budząc się, to zasypiając.
– Trzeba się nią zaopiekować – martwiła się żona sołtysa.
– Tak, zanieście królową do mego domu – rozkazał sołtys.
– A ja dziecinkę na ręce wezmę, maleńka też zmęczona. Cóż za straszny czas nastał!
Troskliwi mieszkańcy krzątali się szybko, chcąc pomóc królowej i małej królewnie. Każdy chciał się jakoś zasłużyć. Żona sołtysa wyjęła najlepszą pościel i przygotowała posłanie, na którym położono królową.
Po kilku godzinach twardego snu królowa Anna otworzyła oczy, spostrzegła, że znajdowała się w jakimś bardzo skromnym domu, krytym strzechą.
– Blanka! Gdzie moje dziecko?! – przestraszyła się królowa, martwiąc się o córeczkę.
– Królewnie nic nie jest. Proszę, oto ona, królowo. Zmieniłam jej pieluszki – odpowiedziała sołtysowa.
– Bardzo dziękuję za pomoc, naprawdę. Myślałam, że nie zdołam dotrzeć do najbliższej osady – odrzekła wciąż osłabiona królowa. Tak bardzo się bała. Nadal miała przed oczami widok straszliwych najeźdźców goniących karetę i atakujących zamek.
– Musisz, królowo, odpocząć jeszcze, jesteś, pani, bardzo zmęczona. Proszę, Wasza Miłość – powiedziała gospodyni, podając jej kubek ciepłego mleka.
Królowa była bardzo spragniona i wypiła wszystko.
– Wiem, że nie mamy tu specjałów żadnych, jak w zamku… – zaczęła żona sołtysa.
– To aż nadto. Dziękuję z całego serca. Tak bardzo jestem wdzięczna.
– Ależ to zaszczyt dla nas i całej wioski.
– Jednak nie chciałabym narażać was na niebezpieczeństwo – powiedziała królowa, wstając z łóżka.
– Bardzo proszę, niech Wasza Królewska Mość sobie jeszcze odpocznie. Tutaj jest spokojnie, nasza wioska pośród lasu jest ukryta.
– Czyli wiecie tutaj, cóż strasznego nas spotkało? – zapytała z przejęciem królowa.
– Tak, królowo. Straszne to wieści.
– Mimo tego gościcie nas?
– Jedynie słuszną obieramy w ten sposób drogę, bo nigdy na zło przyzwolić nie można, a dobru zawsze ze wszystkich sił dopomóc trzeba.
– Jakże piękne to słowa. Takąż radość w sercu odczułam, że są ludzie dobrzy, którzy złote serca mają.
– Królowo, twe serce jest szczerozłote, a my wszyscy pewni jesteśmy, że wszystko dobrze się skończy.
– Dziękuję, bardzo dziękuję! – powiedziała ze łzami w oczach królowa, po czym znowu usnęła. Budziła się jednak co chwila, wciąż bojąc się o Blankę.
Po kilku godzinach królowa obudziła się na dobre, czując się znacznie lepiej i mając więcej sił. Wzięła na ręce Blankę i wyszła z domku. Na placu zgromadzili się wszyscy mieszkańcy. Gdy spostrzegli królową, ukłonili się i zrobili dla niej przejście.
– Wasza Królewska Mość, przygotowaliśmy obiad, prosimy, zechciej spożyć z nami ten posiłek – powiedział sołtys.
– Z całego serca bardzo wszystkim dziękuję, nie wiem, co powiedzieć.
– A tutaj powóz przygotowany, najlepsze konie z naszej wioski – dodała żona sołtysa.
– Ach, brak mi słów! Dziękuję, tak jestem wam wszystkim wdzięczna za pomoc! – odpowiedziała królowa, po czym się rozpłakała.
– Wszystko będzie dobrze, królowo – odparła sołtysowa.
Było już po południu. Po spożytym obiedzie przygotowano powóz do drogi. Mieszkańcy żegnali królową z wielkim entuzjazmem, cieszyli się bardzo, że mogli jej pomóc. Przywrócili jej nadzieję i zaskarbili sobie u niej wielką wdzięczność. Królowa, będąc już w powozie, wychyliła się, by raz jeszcze spojrzeć na wioskę. Wkrótce powóz ruszył. Powoził sam sołtys. Mieszkańcy wioski jeszcze przez dłuższy czas machali na pożegnanie.
Pojazd był niezwykle skromny i trząsł się, podskakując na kamykach. Sołtys wielokrotnie przepraszał królową za takie warunki, ona jednak z wdzięcznością zapewniała, że nie musi się tym kłopotać.
Podróż trwała dość długo. Zajęła resztę dnia i całą noc. Wczesnym rankiem dotarli wreszcie do celu.
– Jeszcze raz bardzo dziękuję. Nigdy nie zdołam się odwdzięczyć – powiedziała królowa Anna, wychodząc z powozu.
– Ależ to zaszczyt! Wszystkiego dobrego, królowo – odpowiedział sołtys i odjechał.
Małe gospodarstwo matki królowej stało na skraju pewnego miasteczka. Był to niewielki drewniany domek kryty strzechą. W małych oknach widniały ręcznie haftowane firanki, powiewające teraz na wietrze, gdyż drewniane okiennice były otwarte. Pod jednym z okien stała mała drewniana ławka, pamiętająca dawne czasy. Do domu prowadziła piaszczysta, wąska ścieżka. Obok znajdowały się także stajnia i kurnik. Wszystko to otoczone było niskim drewnianym płotkiem, który w wielu miejscach był dziurawy.
Mimo to ten skromny widok droższy był sercu królowej tysiące razy bardziej niż przepych zamkowych komnat. Z ogromną ulgą odetchnęła świeżym powietrzem. Do oczu napłynęły jej łzy. Nigdy nie wstydziła się swego pochodzenia, szanowała jednak rady doradców królewskich dbających o dobre imię monarchów. Ale w tej chwili wszystko to straciło znaczenie. Czuła, że gdyby tylko mogła raz jeszcze wrócić do zamku – nie zważając na nic, podzieliłaby się ze wszystkimi prawdą o swoim pochodzeniu. Stała tak pewną chwilę z dzieckiem na rękach i rozmyślała. Powróciły wszystkie wspomnienia związane z gospodarstwem. Gdy zbliżyła się do domu, wszystko w niej odżyło.
Staruszka mieszkała w gospodarstwie samotnie. Była niskiego wzrostu i miała siwe włosy. Ubierała się bardzo skromnie, nosiła też proste okulary. Odkąd jej córka została koronowana na królową, nie miała okazji jej zobaczyć, choć bardzo tego pragnęła. Żywo jednak interesowała się jej losem. Każda zasłyszana w miasteczku wieść na temat rodziny królewskiej dodawała jej otuchy. Królowa nie miała nawet możliwości wysłania choćby listu do matki. Gdy jednak zaczęła spodziewać się dziecka, wiedziała, że musi się ona dowiedzieć o tym przed pozostałymi poddanymi. Udało się jej wysłać do matki gołębia pocztowego z listem. Wiadomość wypełniła serce staruszki radością. Każdego dnia marzyła, by kiedyś zobaczyć niemowlę. Od jakiegoś czasu przeczuwała jednak, że jej córka i wnuczka są w niebezpieczeństwie, więc z utęsknieniem spoglądała przez okno, wychodziła przed dom, wierząc, że do niej dotrą. Tego dnia zaszczekał pies, staruszka właśnie stała przy oknie. Wtem zobaczyła swoją ukochaną córkę z wnuczką. Obie były całe i zdrowe – staruszka odetchnęła z ulgą.
Ucieszyła się tak bardzo, że natychmiast wybiegła z domku i zaczęła przytulać przybyszki, zalewając się łzami wzruszenia. Potem wzięła na ręce swoją wnuczkę, którą widziała pierwszy raz w życiu.
Królowa bardzo tęskniła za swoją mamą i skromnym domem, nigdy jednak nie mogła jej odwiedzić, choćby na chwilę, by nie wydała się tajemnica jej pochodzenia.
– Już myślałam, że nie doczekam tej chwili – powiedziała wzruszonym głosem staruszka, spoglądając na wnuczkę.
– Tak bardzo tęskniłam, wiele razy pragnęłam wrócić – tłumaczyła królowa Anna, ocierając łzy.
– Wiem, córeczko. Me serce wszystko mi podpowiada.
– Martwię się jednak bardzo o mego męża, króla Bernarda – wyznała królowa.
– Mam przeczucie, że wszystko będzie dobrze – próbowała ją uspokoić staruszka.
– Przyrzekł mi to Bernard. Jakże bym chciała, by udało mu się wypełnić obietnicę. Oby nic mu się nie stało.
– Nie płacz, córeczko. Niejednokrotnie bywało źle, nawet jednak w najtrudniejszych chwilach nie wolno tracić nadziei. Od nas samych zależy wiele, ale ważne też jest, by spotkać dobrych ludzi na swojej drodze.
– Jednak tak bardzo się boję! Nigdy nie przeżyłam czegoś takiego. Cóż to był za przerażający widok, wciąż mam go przed oczyma. Gdybyś widziała, w jaki sposób najeźdźcy próbowali dostać się do zamku. Tak bardzo się cieszę, że udało mi się uratować Blankę.
– Teraz potrzebny jest wam odpoczynek. Jestem pewna, że wszystko zakończy się szczęśliwie.
We trzy spędziły ze sobą kilka miesięcy. Było im razem bardzo dobrze, królowa Anna jednak wciąż martwiła się tym, co działo się w królestwie i na zamku. Obwiniała też siebie za to, co się stało, ale mama pocieszała ją i uspokajała. Na szczęście w tym skromnym domku mogły się czuć bezpiecznie.
Pewnego razu królowa z Blanką i mamą wybrały się na miejski rynek. Okazało się, że przebywali w nim już najeźdźcy poszukujący królowej i królewny. Ich grupka stała na rynku, przy fontannie. Królową rozpoznał pewien człowiek, który, licząc na mały zarobek, podbiegł do nich i doniósł im o jej obecności.
Nieświadoma zagrożenia Anna rozglądała się wokoło, obserwując codzienne życie miasteczka, za którym tak tęskniła. Staruszka, trzymając Blankę na rękach, szła niedaleko za córką. Najeźdźcy powoli zakradli się w pobliże królowej Anny, a kiedy byli blisko, nagle szybko ją pochwycili.
– Proszę, nie róbcie mi krzywdy! – Królowa wystraszyła się.
– Ależ Albina się ucieszy – odparł chłodno jeden z najeźdźców.
Królowa próbowała się uwolnić, na nic się to jednak zdało. Zrozumiała, że jedyne, co może zrobić, to ochronić Blankę.
Całą tę scenę obserwowała jej matka, która przerażona cofnęła się o kilka kroków w tył.
– Proszę, zaopiekuj się Blanką – bezgłośnie powiedziała do staruszki, jedynie poruszając ustami, królowa, prowadzona przez strażników, na chwilkę odwracając się w jej stronę.
Nie zdążyła wyrzec już ani słowa więcej. Najeźdźcy bowiem wyraźnie coś podejrzewali. Gdy po chwili królowa ponownie szybkim ruchem obróciła się za siebie, po staruszce nie było już śladu. Zapłakaną panią Bellis uwięziono w lochu. Nie zdradziła jednak, co stało się z jej córeczką.
Po pewnym czasie zostawiono ją w spokoju, jeżeli tak można to nazwać. Każda minuta była bowiem dla królowej przepełniona wielką tęsknotą za córką i strachem o jej los.
Przerażona była również staruszka. Tak bardzo się bała. Mimo ogromnej żałości, zabrała maleńką wnuczkę do domku. Ze smutku zalała się łzami. Mimo to, nie chcąc smucić wnuczki, próbowała nie dawać po sobie poznać, w jakim jest stanie. Dbała o dziewczynkę najlepiej, jak potrafiła, i zajmowała się nią z wielką czułością. Starała się, by mimo skromnych warunków, w jakich przyszło Blance dorastać, miała ona wszystko, co potrzebne.
Minęło kilka lat. Blanka stała się rezolutną dziewczynką, zawsze skorą do pomocy, a przy tym bardzo ciekawską. Pokochała z całego serca swoją babcię, skromny domek, w którym mieszkały, i swój malutki pokoik na poddaszu. Zwierzęta gospodarskie z czasem stały się jej wiernymi przyjaciółmi. Staruszka jednak każdego dnia martwiła się o swoją córkę i wnuczkę, którym wciąż groziło wielkie niebezpieczeństwo.