- W empik go
Królewskie źródło 3. Królewski zdrajca - ebook
Królewskie źródło 3. Królewski zdrajca - ebook
Owen Kiskaddon – lord Ceredigionu i diuk Marchii Zachodniej – z lękliwego chłopca stał się wysokim rangą oficerem na dworze króla-regenta, Severna Argentine’a. Nadal służy nieobliczalnemu, opętanemu żądzą władzy tyranowi, w duchu marzy jednak o pozbawieniu go tronu. Gdy nadarza się okazja, Owen bierze sprawy w swoje ręce, a u jego boku staje nieoczekiwanie piękna sojuszniczka... Czy wspólnie uda im się pokonać Severna Argentine’a i przywrócić pokój w Królewskim Źródle? A może chaos zwycięży miłość i ziemia spłynie krwią niewinnych ofiar?
Kategoria: | Dla młodzieży |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7686-739-7 |
Rozmiar pliku: | 1,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
MONARCHIE
Ceredigion: Severn (z dynastii Argentine): wyrwał tron z rąk dzieci swojego brata i oparł się wszelkim próbom pozbawienia go władzy. Aktualnie jest najpotężniejszym władcą spośród wszystkich krain.
Brytonika: Sinia (dynastia Montfort): jako księżna Brytoniki objęła tron po swoim ojcu w wieku piętnastu lat, zaś do czasu osiągnięcia przez nią pełnoletności lordem protektorem został mianowany marszałek Roux. W wieku dwudziestu jeden lat Sinia zaczęła samodzielnie władać księstwem. Nigdy nie opuszcza jego granic, w obawie przed uprowadzeniem i zmuszeniem do zaaranżowanego małżeństwa przez któregoś z żądnych władzy arystokratów z pozostałych królestw. Zawarła przymierze z Ceredigionem.
Oksytania: Chatriyon VIII (dynastia Vertus): Oksytania poniosła dotkliwe straty finansowe po bitwie pod Averanche, na skutek której wielu przedstawicieli możnych rodów zostało wziętych do niewoli dla okupu. Późniejsze inwazje ze strony Ceredigionu i Brugii zmusiły króla do oddania znacznych obszarów królestwa. Skłócony z Ceredigionem z powodu zawarcia małżeństwa z Elyse Argentine, bratanicą Severna. Mają troje dzieci – syna i dwie córki.
Atabyrion: Jago IV (dynastia Llewellyn): Atabyrion to najważniejszy sojusznik Ceredigionu, za sprawą małżeństwa zawartego pomiędzy Jago oraz Elysabeth Victorią Mortimer. Para ma dwoje dzieci,
zaś królestwo rozkwita dzięki wzmożonej wymianie handlowej.
LORDOWIE CEREDIGIONU
Owen Kiskaddon: diuk Marchii Zachodniej, władca Espionu
Stiev Horwath: chory diuk Kumbrii Północnej
Jack Paulen: diuk Krańca Wschodniego
Thomas Lovel: diuk Portu Południowego
Lord Catsby: kanclerz Ceredigionu, nowy zausznik króla
■ ■ ■
Drogi Owenie,
dziękuję Ci z całego serca za wieści o udarze, którego doznał mój dziadek. W ostatnim liście, jaki od niego otrzymałam, nie było mowy o żadnych problemach zdrowotnych – dużych czy małych. Kiedy więc przekazałeś mi wiadomość, że umiera, namówiłam mojego męża, abyśmy niezwłocznie udali się do Dundrennan. Żałuję, że moje dzieci nie poznały swojego pradziadka tak dobrze, jak ja go znałam. Już dawno należało odwiedzić dom rodzinny. Modlę się, żeby ta sytuacja nie skomplikowała relacji między nami. Nadal uważam Cię za swojego najdroższego przyjaciela i mam nadzieję, że odnajdziesz szczęście. Drogi Owenie, liczę, że przyjedziesz do Dundrennan. Mój dziadek traktował Cię jak rodzonego syna.
Na zawsze Twoja
Elysabeth Victoria Mortimer Llewellyn
Królowa Atabyrionu
■ ■ ■Rozdział 1 Zima na Północy
Górska droga wiodąca na północ była skuta lodem. Owen Kiskaddon zmierzał w stronę Dundrennan, przemarznięty i obolały na skutek długiego siedzenia w siodle. Przywykł jednak do tego uczucia. W ostatnich latach Stiev Horwath w końcu zaczął zdradzać objawy właściwe śmiertelnikom, zaś Owenowi przypadła w udziale większość niewdzięcznych obowiązków, które niegdyś spadły na siwowłosego księcia Północy. Częściej niż przedtem był teraz w podróży – kursował z jednego końca królestwa do innego w imieniu swojego władcy, Severna Argentine’a – króla Ceredigionu. W rzeczywistości jednak Owen był wdzięczny za każdy pretekst, aby trzymać się z dala od dworu. Upadek króla spowodował, że zaczął patrzeć na życie i świat w inny, bardziej gorzki sposób. Nieraz żałował swojej decyzji o poparciu dla króla, który w końcu stał się potworem, a którego niegdyś obawiali się jego wrogowie. Jeszcze kilka lat temu Owen mógłby sprzymierzyć się z nieprzyjaciółmi Severna i pozbawić go władzy. Teraz, gdyby zechciał to zrobić, byłby zdany wyłącznie na siebie.
Chociaż miał dopiero dwadzieścia cztery lata, czuł się jak starzec. Troski i obowiązki stały się dla niego niemożliwym do zrzucenia z barków brzemieniem. Miał chore serce, chorą duszę, a jedyną siłą, jaka trzymała go przy życiu, była nikła nadzieja, że w końcu uda mu się je zmienić, stało się bowiem żałosną egzystencją.
Myśl o tym, że zobaczy znów Evie – a właściwie, że ujrzy po raz kolejny Elysabeth – jednocześnie napawała go obawą i rozpalała na nowo ciepłą iskierkę nadziei w jego zimnym jak lód sercu. Nie rozmawiali ze sobą, odkąd pożegnał się z nią w cysternie w królewskim pałacu siedem lat temu. Od czasu do czasu otrzymywał od niej listy – pisane kwiecistą prozą opisy cudów Atabyrionu oraz błazeństw dwójki jej dzieci. Owen nigdy nie odpowiedział na żaden z tych listów – nie był w stanie – w końcu jednak zebrał się na odwagę i napisał Elysabeth o podupadającym na zdrowiu dziadku. Był jej winien tę ostatnią szansę, aby mogła się zobaczyć ze swoim krewnym przed śmiercią. Poza tym miał pewne poczucie obowiązku i wdzięczności wobec księcia Horwatha – przynajmniej do tego stopnia, by zdobyć się na odwagę i stanąć twarzą w twarz z dziewczyną, którą kiedyś kochał i stracił. Fakt, że była teraz szczęśliwą mężatką, poślubioną Jago, nie działał na korzyść całej sytuacji.
Drzewa przed nim odsłaniały stopniowo wspaniałą panoramę Dundrennan. Owen ściągnął lejce i zatrzymał się, żeby móc napawać się tym widokiem. Otoczona górami dolina była przykryta grubą puchową pierzyną śniegu, z wystającymi tu i ówdzie wysokimi zaspami oraz potężnymi, piętrzącymi się wodospadami, które z rykiem spadały z postrzępionych klifów. Ten krajobraz nigdy nie przestawał go zachwycać, tym razem jednak uczucie wypełniające jego serce było słodko-gorzkie. Ona czekała tam na niego, a on nie potrafił się napawać imponującym cudem natury bez przywoływania wspomnień. Przed oczami miał obrazy z czasów, gdy spacerował po tych klifach jako chłopiec, będący pod opieką starego księcia, trzymając za rękę swoją dawną miłość – książęcą wnuczkę.
– Imponujący widok, mój panie – rzekł jeden z rycerzy z eskorty.
Owen starał się zachować neutralny wyraz twarzy, dlatego tylko skinął głową na potwierdzenie tych słów. Godzinę później przebijali się przez śnieżno-lodowe zaspy na moście prowadzącym do miasta, spoglądając na sztandary z dumnym Przebitym Lwem – symbolem dynastii Horwathów – łopoczące na słabym wietrze. Dziedziniec roił się od gości, którzy przybyli, aby oddać hołd swojemu ukochanemu księciu Północy.
Owen zsiadł z konia, oddał lejce służącemu, a sam wziął głęboki oddech, szykując się na lawinę emocji, która za chwilę miała znaleźć w nim ujście. Jedyne, czego naprawdę pragnął, to zwinąć się w kłębek na sienniku w stajni i ukryć przed całym światem. Ale podjął decyzję o tej wyprawie z wielu powodów, których nie mógł dłużej unikać. Był nieco zaskoczony, że Elysabeth nie przywitała go z entuzjazmem na dziedzińcu, zasypując gradem słów. Miał jednak świadomość, że jej mąż nie pochwaliłby takiego zachowania.
Wchodząc do przestronnego zamku, z ręką opartą na rękojeści miecza, Owen przez chwilę pomyślał o pochwie przytroczonej do pasa i o tym, jak znalazł ją w cysternie w Królewskim Źródle. Skarby ukryte w jej wodach mogły być oglądane i dotykane jedynie przez błogosławionych przez Źródło. Zupełnie, jakby funkcjonowały w innym wymiarze, dopóki nie upomnieli się o nie prawowici właściciele z nadania magii tego wymiaru – samego Źródła. W kolejnych latach Owen zabierał z cysterny także inne przedmioty. Broszkę, którą miał zawsze przypiętą do płaszcza. Sztylet, który sobie upodobał, ozdobiony symbolem zatopionego królestwa Leoneyis, wyrytym na głowni. Była tam nawet kolczuga, całkowicie wolna od rdzy, którą znalazł w skrzyni zatopionej przed stuleciami. Wytarł dłonią usta, czując pod palcami zarost na policzku. Ostatnio rzadko się golił, uważał to bowiem za niepotrzebny kłopot. Przecież i tak nie zamierzał robić na nikim wrażenia, a już na pewno nie na młodej kobiecie z rodu Mortimerów.
Powitał go zarządca księcia – syn człowieka, który służył Horwathowi przez tak długi czas. Na imię miał Johns.
– Paniczu Owen, wszyscy jesteśmy radzi z twego powrotu do Dundrennan – rzekł, dotrzymując mu kroku. – Minęło wiele miesięcy, odkąd widzieliśmy się po raz ostatni.
– Jak się miewa książę? – spytał Owen, idąc w ślad za Johnsem, który prowadził go do alkierza księcia. Trochę zbiło go to z tropu, był bowiem przekonany, że ujrzy swojego starego mentora w komnacie, w której arystokrata zwykł przyjmować gości.
– Książę jest stary, mój panie. Opuszczają go siły. – Oczy służącego zalśniły pod wpływem emocji. – Ale będzie ci wdzięczny za przybycie.
Owen zmarszczył brwi, trzymając nerwy na wodzy.
– Uznałem, że powinieneś o czymś wiedzieć, panie. Wnuczka naszego pana wróciła z Atabyrionu. – Zarządca wypowiedział te słowa z widocznym bólem. Dla nikogo, kto mieszkał w tym zamku, nie było tajemnicą, że księciu zależało na wyswataniu wnuczki z Owenem. Jednak król miał w tej kwestii odmienne zdanie.
Owen odsunął na bok wspomnienia, niczym kupkę śmieci.
– Tak, byłem tego świadom. Dopilnuj, proszę, aby moi ludzie dostali coś do jedzenia, dobrze? Po drodze musieliśmy się zatrzymać przy Królewskim Źródle i wszystkim należy się odpoczynek.
– Oczywiście, panie. Twoja komnata jest już gotowa.
Owen zmierzył sługę ponurym spojrzeniem.
– To nie jest „moja” komnata, Johns. Jestem tu gościem, tak jak wszyscy pozostali.
Mroczny korytarz oświetlało kilka pochodni, które złowrogo zasyczały Owenowi w uszach. Gdy dotarli do drzwi na końcu korytarza, Johns z respektem zapukał dwa razy, zanim je otworzył. Zajrzał do środka, wziął głęboki oddech, po czym otworzył drzwi na oścież przed Owenem, mierząc go spojrzeniem pełnym współczucia, na które przybysz – tak mu się przynajmniej zdawało – bynajmniej nie zasługiwał.
W komnacie była ona.
Poczuł się tak, jakby ktoś uderzył lancą w jego tarczę i brutalnym pchnięciem strącił z konia. Rzadko mu się to przytrafiało; prawdę mówiąc, nie doświadczył takiego uczucia od lat. Lecz bolesne wspomnienie w połączeniu z nagłym brakiem powietrza zrobiły swoje. Wciąż była piękna; długie, ciemne włosy splotła w finezyjną fryzurę. Stała się już prawdziwą kobietą, matką dwójki dzieci. Otaczała ją wyjątkowa poświata, która niemal zbiła go z nóg i sprawiła, że poczuł bolesne ukłucie w sercu.
Elysabeth siedziała na krześle przy łóżku Horwatha i trzymała go za ręce. Książę miał włosy siwe niczym śnieg zalegający na szczytach jego gór. Oddychał płytko, z trudem, zaś oczy miał zamknięte we śnie. Dla Owena był to bolesny widok – miał przed sobą mężczyznę niegdyś potężnego, niczym wielki dąb, który teraz został ścięty i upadł na ziemię. Przeniósł wzrok na Elysabeth, która odwróciła się, żeby zobaczyć, kto wszedł do komnaty.
– Owen – westchnęła głęboko. Uśmiech, który rozpromienił jej twarz, był dlań torturą.
– Witaj, Elysabeth – wykrztusił niewyraźnie, starając się zapanować nad emocjami, ale nie wyszło mu to najlepiej.
Elysabeth podniosła się z krzesła i spojrzała na niego wzrokiem pełnym ciepła, ale i żalu. Zdał sobie sprawę, że w ciągu tych lat, które dzieliły ich od ostatniego spotkania, Elysabeth dojrzała. Nauczyła się znów kochać i żyła pełnią życia – a on nawet nie spróbował.
– Nie miałam pojęcia, że nosisz taki zarost – powiedziała, uśmiechając się uprzejmie i podeszła do niego. – Ale znamię na twych włosach pozostało niezmienione. Rozpoznałabym cię wszędzie, Owenie Kiskaddonie. Jestem ci bardzo wdzięczna za przybycie. Dostałeś mój list?
Owen skinął głową, nie wiedząc, co powiedzieć, żeby choć trochę skrócić przepaść, która ziała między nimi.
W jej oczach pojawił się smutek.
– A więc tak już zawsze będzie między nami? – spytała delikatnie. – Będziemy sobie obcymi, zamiast przyjaciółmi? Targa mną ból, gdy widzę cię w takim stanie. Wyglądasz okropnie, Owenie.
Cóż miał na to odrzec? Riposta przyszła mu zaskakująco łatwo.
– Ty przynajmniej nie masz na głowie jednej z tych głupich atabyriońskich fryzur. Tego obawiałem się najbardziej. – Potraktował to jako przytyk. Lata spędzone u boku Severna sprawiły, że tego rodzaju złośliwości przychodziły równie naturalnie, jak oddychanie.
Elysabeth wzdrygnęła się na ton jego głosu, w którym pobrzmiewał brak szacunku.
– Miałam nadzieję, że nasze spotkanie nie okaże się tak bolesne. Ale widzę, że nie ma innej drogi. Tak mi przykro, Owenie.
– Z jakiego powodu? – prychnął, nie do końca rozumiejąc, o co jej chodzi. – To nie była twoja wina. Oboje wiemy, kto jest za to odpowiedzialny. – Owen westchnął głęboko, po czym minął ją i podszedł do łóżka. Spojrzał na zapadnięte policzki księcia i jego bladą cerę. – Czasami się zastanawiam, jak on to wszystko znosił tak długo. Krytykę, inwektywy. Ja sam starałem się puszczać takie rzeczy mimo uszu. Ale jestem tylko człowiekiem. Krwawię jak inni. On chyba nigdy nie krwawił.
Poczuł, jak Elysabeth przysuwa się niepostrzeżenie i wzdrygnął się.
– Dlaczego nie odpowiedziałeś na moje listy? – spytała. – Ja starałam się zapobiec… tej rosnącej przepaści między nami.
Owen potrząsnął głową.
– Nie możesz być lojalna wobec mnie, jednocześnie nie narażając na szwank zaufania swojego męża – odparł bez ogródek. – Ja także nie chciałem wodzić na pokuszenie siebie ani ciebie. Najlepsze, co mogliśmy zrobić, to pozostać przez ten czas jak najdalej od siebie. A król nie pozwolił mi się nudzić – dodał oschle.
Elysabeth roześmiała się.
– To prawda. Włożyłeś dużo wysiłku w poszerzanie terytorium Ceredigionu. Doszły mnie słuchy o twoich podbojach. Śledziłam je po kolei. Najpierw zająłeś kilka miast w Oksytanii i zdobyłeś ich zamki. Potem podbiłeś Legault, czyniąc z niego państwo wasalne. Następnie król wysłał cię do Brugii, abyś pomógł Maxwellowi zjednoczyć ziemie pod swoim berłem, lecz ty zdradziłeś go z premedytacją, by Maxwell nie urósł zbytnio w siłę.
Owen uśmiechnął się ironicznie.
– To był pomysł króla, ma się rozumieć – odrzekł gorzko. – Król nie życzy sobie, aby którykolwiek z jego sprzymierzeńców stał się zbyt potężny. – Spojrzał na nią. – Dotyczy to także Atabyrionu.
Zaskoczona Elysabeth zamrugała.
– Co chcesz przez to powiedzieć? – Owen miał wrażenie, że kolor jej oczu jest zmienny niczym pogoda. Dzisiaj były zielone, w nieco jaśniejszym odcieniu niż suknia, którą miała na sobie. Gdy się przyjrzeć uważniej, można było dostrzec niewielką bliznę w pobliżu brwi – pamiątkę po upadku z konia podczas zamieszek.
– Kiedy twój dziadek umrze – odparł cichym głosem, w którym czaiło się ostrzeżenie – nie odziedziczysz po nim Dundrennan. Myślę, że król planuje oddać go Catsby’emu.
Jej oczy nagle poszarzały z gniewu.
– Ale to ja jestem prawowitą spadkobierczynią – wykrztusiła, a jej policzki przybrały karmazynowy odcień.
– Witaj na dworze Królewskiego Źródła. – Owen skłonił się przed nią drwiąco. – Jak mówię, nie bądź zaskoczona. Nikt nie może się czuć bezpiecznie, Elysabeth. Nawet ja. – Potrząsnął głową i zaczął chodzić po komnacie. – On to robi nagminnie. Kusi swoich lordów, obiecuje coś jednemu z nich, a innemu dokładnie to samo. Potem patrzy, jak rzucają się sobie do gardeł, aż w końcu ciska ten sam ochłap jeszcze komuś innemu. Lojalność już nie istnieje. Ludzie są posłuszni królowi, bo się go boją. A on ma obsesję na punkcie każdego, kto skupia w swych rękach zbyt wielką władzę. Nie zapomniał twojemu mężowi najazdu na Ceredigion ani nie wybaczył mu tego.
Elysabeth spojrzała na Owena. Na jej twarzy odmalowało się przerażenie.
– Nie brałam tego pod uwagę nawet w najgorszych koszmarach. Owenie, służenie temu człowiekowi musi być dla ciebie straszliwie bolesne!
Owen pokręcił głową.
– Nie rozumiesz. Nic nie rozumiesz. – Odsunął się od niej i przeczesał palcami włosy.
Poczuł jej dłoń na swoim ramieniu.
– Więc mi powiedz. Komu się zwierzasz? Musi być przecież ktoś, komu ufasz.
Owen przytaknął, przygnębiony.
– Ufam Etayne.
– Trucicielce?
– Tak. Jest wobec mnie lojalna. Pomaga mi oszukiwać króla. Przechytrzyć go. – Znów pokręcił głową, zastanawiając się, dlaczego otwiera się przed Elysabeth. Tajemnice zawsze próbują wydostać się na wolność. A on nosił ich w sobie tyle, że miał wrażenie, iż w końcu eksploduje. Miał wrażenie, że to wszystko zbierało się w nim i kipiało, aż wreszcie spotkał ją. Zacisnął szczęki.
Elysabeth podeszła i stanęła przed nim, spoglądając mu głęboko w oczy, w nadziei że i jej zaufa. Nadal była jego przyjaciółką i zależało jej na jego dobru. Owen niemal zapomniał, jakie to uczucie.
– W jaki sposób oszukujesz króla? – szepnęła.
Owen zacisnął usta.
– Czasami brzydzę się sobą. Odkąd zapobiegłem przejęciu władzy przez jego bratanka, Eyric cały czas twierdzi, że jest Piersem Urbickiem, pretendentem do tronu. To kłamstwo, Elysabeth, ale od tamtej pory król zabiega o względy lady Kathryn. Zgodnie z prawem i zwyczajami, obowiązującymi w małżeństwie, ich związek jest nieważny, jeżeli został zawarty na fałszywych podstawach. Oni nie żyli ze sobą jak mąż i żona od św. Penryna. Eyric jest nadal więźniem w pałacu, tak samo jak Dundsworth. Obaj spiskują i szukają możliwości ucieczki. Musiałem kazać Espionowi obserwować ich bez przerwy. Eyric chce wrócić do żony… Severnowi też marzy się małżeństwo.
Elysabeth skrzywiła się z odrazą.
– Słyszałam, że ona nadal nosi żałobę. Że zawsze ubiera się na czarno.
– To prawda. Król cały czas każe szyć dla niej nowe suknie. Ma na jej punkcie obsesję. Chce ją poślubić, ale ona wzbrania się, mówiąc, że pozostaje żoną Eyrica. Król starał się wykorzystać magię Źródła, by nakłonić ją do zmiany zdania.
– To odrażające! – wykrzyknęła Elysabeth, dając się ponieść emocjom.
Owen przytaknął gorączkowo.
– Jego determinacja przyprawia mnie o mdłości. Dlatego wykorzystuję Etayne, żeby go oszukać. Ona ma dar błogosławieństwa Źródła i moc przybierania wyglądu dowolnej postaci. Kiedy król wpada w jeden z tych swoich humorów i stara się namówić Kathryn, by dała mu się ubłagać, Etayne przybiera jej postać i opiera mu się. A ja pomagam jej, gdy tylko mogę, ponieważ królewska magia nie działa na Kathryn, kiedy jestem w pobliżu. Ta biedna kobieta jest nadal wierna swojemu mężowi, ale nieustanna presja ze strony króla, aby mu uległa, zaczyna ją przytłaczać. Król ma świadomość upływającego czasu, wie, że nie będzie już młodszy i potrzebuje potomka. Tajna rada królewska praktycznie zastrasza ją, żeby tylko przyjęła propozycję króla. – Owen uniósł ręce. – Nie wiem, jak długo jeszcze zdołamy mu się opierać. Zależy mi na tym, żeby Eyric uciekł. Ale żadne inne królestwo nie zaryzykuje gniewu Severna, udzielając mu schronienia.
Elysabeth spojrzała na niego z szacunkiem. Przez chwilę milczała, przyglądając mu się, aż w końcu powiedziała:
– Owenie, jestem z ciebie dumna. Postępowanie w sposób właściwy wymaga odwagi, szczególnie jeśli nie można liczyć na żadną pomoc.
Owen westchnął, wdzięczny jej za te słowa, choć jednocześnie nienawidził się za to, w jaki sposób się poczuł, gdy do niego dotarły.
– Gdybym naprawdę miał w sobie odwagę, pozbawiłbym go tronu – odparł szczerze. – Wiem już, co czyni mężczyznę wartościowym, i nie szanuję go. Być może jestem jedynym, który ma dość mocy, by go pokonać. Twój dziadek nigdy by tego nie zrobił. – Wbił wzrok w ziemię, wypowiadając te gorzkie słowa. – Był dla nas przykładem lojalności, która jest bliska nam obojgu. Jestem taki rozdarty! Gdybym wiedział wcześniej to, co wiem teraz, pomógłbym Eyricowi objąć tron. Mimo iż wiedziałem, że nie jest Straszliwym Truposzem.
Słysząc te słowa, Elysabeth zmrużyła oczy.
– Chcesz powiedzieć, że stara przepowiednia o potężnym królu Andrew, który kiedyś powróci, by ocalić Ceredigion, jest prawdą?
Owen zdał sobie sprawę, że powiedział już za dużo. Pokręcił głową i chciał się odwrócić, ale Elysabeth złapała go za rękę i przyciągnęła z powrotem.
– Owenie Kiskaddonie, powiedz mi, co wiesz o przepowiedni? Myślałam, że to tylko legenda.
Owen spojrzał na nią z żalem.
– Wiem, że to prawda. On jest tutaj, w zamku – wyszeptał.
Elysabeth wytrzeszczyła oczy z przerażenia.
– Chodzi ci o tego… chłopca w kuchni? Tego, którego wychowywał mój dziadek? Małego Drew?
Owen wzdrygnął się na dźwięk tego imienia.
– Jest synem Eyrica i Kathryn. To ze względu na niego Eyric skłamał, mówiąc, że jest bratankiem króla. Chciał chronić swoją żonę i syna. Ten chłopiec ma dopiero siedem lat. My poznaliśmy się mniej więcej w tym samym wieku. To następca tronu Argentine. Straszliwy Truposz.
Elysabeth stała jak wryta, z otwartymi szeroko ustami. A potem wyszeptała:
– Moja córka Genevieve bawi się z nim właśnie w kuchni.
Owen pokiwał głową i spojrzał na nią z powagą.
– Wyobrażasz sobie, że piszę ci o tym w liście? Zachowasz to w sekrecie przed swoim mężem? Prawdę znają tylko Etayne i Deconeus z Penryn. I czy naprawdę sądzisz, że ten mały chłopiec jest w stanie pokonać dorosłego? Za dziesięć kolejnych lat Severn może być już zbyt potężny, żeby ktokolwiek mógł mu zagrozić.Rozdział 2 Królewski rozkaz
Powrót do Dundrennan był jednocześnie kojącym balsamem i torturą. Zamek był pełen wspomnień, które podążały za Owenem jak duchy. Od czasu do czasu, gdy skręcał którymś z korytarzy, widział przed sobą Genevieve ciągnącą Andrew – oboje chichotali, dokładnie tak jak kiedyś on i Evie. Przebywanie w tych miejscach sprawiało mu ból – odsuwał od siebie te wspomnienia, a jednocześnie były one dla niego ulgą.
Szczególnie traumatycznym przeżyciem było dla niego patrzenie, jak Stiev Horwath umiera. Owen spędził tyle czasu, ile mógł, siedząc przy łożu starego księcia i obserwując, jak unosi i zapada się jego klatka piersiowa. Wiedział, że śmierć Horwatha przyspieszy koniec pewnej epoki. Dni Słońca i Róży Eredura, stoczonych bitew – tych wygranych i przegranych – gasły jak zachodzące słońce. Owen obawiał się, że gdy książę przestanie w końcu oddychać, ostatni blask słońca zgaśnie i nastanie wieczna noc. Nie byłby zaskoczony, gdyby się okazało, że życie księcia było ostatnim szańcem na drodze całkowicie zdeprawowanego Severna. Wpatrywał się w zapadnięte policzki starca i miał nadzieję, że książę wyzdrowieje, chociaż wiedział, że to niemożliwe.
Ujął w dłoń sękatą rękę starca i westchnął z rozpaczą.
– Opuszczasz mnie, stary przyjacielu – wymamrotał. – Zostawiasz mnie samego, abym walczył o przyszłość godną zachowania.
Horwath zatrzepotał szybko powiekami. Otworzył oczy i zmarszczył brwi w grymasie bólu.
– Jeszcze nie umarłem – rzekł ponuro. Obrócił głowę i spojrzał na Owena. – Jesteś tu, chłopcze – dodał z delikatnym uśmiechem, błąkającym się na okolonych brodą ustach. – Cieszę się, że przybyłeś na czas. Nie miałem pewności, czy zdążysz.
– Jak mógłbym nie przyjechać? – odpowiedział Owen, wdzięczny za tę chwilę sam na sam z księciem. Dzieci Evie zaglądały co jakiś czas do komnaty, ale zatęchła atmosfera przy łożu śmierci nie była dla nich zachęcająca. – Jak się czujesz, panie?
Horwath stęknął.
– Czuję się staro. – Zadrżał pod kocem.
Owen uśmiechnął się.
– Stary jak cisy przy trakcie do zamku Beestone? – zażartował.
– Nie aż tak stary – żachnął się oschle książę i przeszył Owena ostrym spojrzeniem.
Owen wiedział już, co za chwilę usłyszy, ale poklepał Horwatha po ręce i przytaknął.
– Znajdź sobie żonę – sapnął stary możnowładca.
Jego dłoń stawała się coraz zimniejsza. Skórę miał niczym lodowy pergamin.
– Ciągle słyszę tę radę – rzekł Owen z goryczą w głosie. – Co miesiąc ojciec jakiejś panny, nawet z tak odległych krain, jak Genevar, oferuje mi jej rękę. Gdy zostaję w Dworze Tatton dłużej niż dwa tygodnie, pod bramą zaczyna się ustawiać kolejka powozów. – Pokręcił głową. – Najlepsze partie są już zajęte – powiedział z naciskiem.
Horwath zmrużył oczy.
– Przykro mi, chłopcze, że cię zawiodłem w tej kwestii.
– Nie zawiodłeś mnie – odparł z przekonaniem Owen.
Jedna z opiekunek, zaalarmowana głosami dobiegającymi z komnaty, zajrzała do środka. Owen ukradkowym gestem polecił jej zebrać resztę rodziny. Momenty, w których książę odzyskiwał świadomość, były coraz rzadsze. Nikt nie wiedział, czy któryś z nich nie będzie ostatnim.
– Wszyscy robiliśmy to, co do nas należało, nieprawdaż? Nie wyobrażam sobie, aby twoja podróż przez życie mogła być obarczona większym cierpieniem.
Horwath uśmiechnął się do niego smutno.
– Byłem związany lojalnością. Tylko śmierć… – zesztywniał pod wpływem rosnącego bólu – wyzwoli mnie od tej niewoli. – Zamrugał gwałtownie i wbił wzrok w strop, oddychając z najwyższym wysiłkiem.
Niewola. Cóż za interesujące słowo, opisujące ten moment.
– Czy kiedykolwiek… żałowałeś? – spytał nieśmiało
Owen.
Książę niespodziewanie chwycił go za rękę. Puls miał mocny, ale chwilę później Owen poczuł, jak jego uścisk słabnie.
– Tak, mój drogi. Żałuję wielu rzeczy. Zbyt wielu. Ale na pewno nie żałuję tego, że zaprzyjaźniłem się z wystraszonym chłopcem. Nie żałuję, że poznałem go z moją wnuczką. – Zacisnął zęby, jak gdyby zalała go kolejna fala bólu. – Zrobiłem to, co uważałem za dobre. Stałem na czele dobrych mężczyzn. Byłem sprawiedliwy.
– Służyłeś z prawością – powiedział zachrypłym głosem Owen. – Nawet wtedy, gdy ten, któremu okazałeś lojalność, na to nie zasługiwał.
– To prawda – wykrztusił Horwath. – Spytałem… króla… czy pozwoli mojej wnuczce odziedziczyć Dundrennan. – Oblizał spękane usta. – Nie wiem… czy się na to zgodzi. Nigdy niczego nie obiecywał. – Westchnął głęboko i z jękiem wypuścił powietrze.
Owen zerknął w stronę drzwi. Miał nadzieję, że Jago i Elysabeth lada moment wejdą.
Książę zaczął się trząść.
– Powinność to ciężkie brzemię, chłopcze. Kolana bolą mnie od jego ciężaru. Nadszedł czas, by je z siebie zrzucić. – Obrócił głowę raz jeszcze, w jego oczach widać było ból i cierpienie. Przeszył Owena spojrzeniem. – Teraz to brzemię jest twoje… przekazuję ci je.
Dla Owena była to tortura nie do zniesienia. On wcale nie chciał dźwigać tego ciężaru. Gardził nim. Ale wiedział, że Horwath nie odejdzie w pokoju, jeśli nie przekaże komuś brzemienia swojej powinności. Poczuł, jak łzy napływają mu do oczu.
– Przyjmę go – powiedział nie bez żalu. – Spoczywaj w pokoju, dziadku. Nosiłeś to brzemię wystarczająco długo.
Stiev Horwath zamknął oczy i westchnął głęboko. Owen pomyślał, że to może być jego ostatnie tchnienie, ale fala bólu minęła i książę oddychał znów spokojniej. Tylko jego dłoń zwisała bezwładnie w uścisku diuka.
– Ciężar, który ci przekazuję – szepnął ledwo słyszalnym głosem Horwath – znajduje się w lodowych jaskiniach.
Kiskaddon popatrzył na niego w szoku. Na twarzy księcia malował się teraz spokój. Owen słyszał plusk Fontanny.
– Co powiedziałeś? – Owen nachylił się bliżej. W sercu poczuł pieczenie.
– Miecz Panny – wymamrotał książę. – Wiem, gdzie jest. Jeden z moich ludzi… błogosławiony przez Źródło mężczyzna o imieniu Carrick zaprowadzi cię tam. To jeden z zamkowych myśliwych. Tak jak jego ojciec. Znalazł Miecz Panny zatopiony w lodzie. Miecz króla Andrew. Dlatego zabroniłem moim ludziom wchodzić do lodowych jaskiń. Żeby sekret nie wyszedł na jaw.
Owen stał jak wryty i patrzył na niego ze zdumieniem.
– Dlaczego nigdy mi o nim nie mówiłeś?
Książę zamrugał.
– Ponieważ mamy już króla – odparł urywanym szeptem. – Ale Severn nie doczekał się następcy. Nie ma dziedzica. A to jest miecz królów. Nie… mów… Oksytańczykom. Jeżeli miecz wpadnie w ich ręce, podbiją nasze królestwo. Oni pragną zemsty za krzywdy doznane w przeszłości. Oto powinność, którą składam na twoje ręce. Żyj w prawdzie.
W tym momencie do komnaty wpadli Jago i Elysabeth. Każde z nich ciągnęło ze sobą po jednym z dzieci. Jago wydawał się dobrym ojcem. Owen często widział go w towarzystwie dzieci – podrzucał je wysoko w powietrze i rozbawiał tak, że piszczały wniebogłosy. Upodobał sobie zwłaszcza Genevieve – był w stosunku do niej bardzo cierpliwy, rozpieszczał ją, nawet kiedy przerywała mu rozmowy z Owenem na tematy związane z handlem oraz tym, w jaki sposób radzić sobie z ambitnym władcą Brugii. Owen nie mógł sobie odmówić pewnej dozy wymuszonego szacunku dla Jago, zarówno jako władcy, jak i człowieka. Było to równie nieoczekiwane, co niezbyt mile widziane.
Teraz jednak cała rodzina sprawiała wrażenie zrozpaczonej – nawet mała Genevieve, która na co dzień bezustannie dokazywała i nie zamykały jej się usta, w tej chwili zapomniała języka w buzi, gdy spoglądała na swojego pradziadka, z którego z chrapliwym świstem uchodziło życie.
– Dziękujemy, że po nas posłałeś – powiedziała Elysabeth, po czym ścisnęła Owena za ramię i wyminąwszy go, podbiegła do dziadka. – Dziadku! Przyjechał król! Przed chwilą wjechał na dziedziniec i zaraz tu będzie. Król jest tutaj!
Owen wyczuł w jej słowach oddech zagłady. Horwath zamrugał i uśmiechnął się.
– A więc przyjechał – powiedział, wyraźnie zaskoczony.
Jago wziął Genevieve na ręce, minął Owena i zbliżył się do łoża. Po drodze spojrzał na niego w sposób, który trudno było zinterpretować. Wyrażał samozadowolenie? Egzaltację? A może po prostu współczucie, że Owen stracił kobietę, którą obaj kochali, i w efekcie nie założył własnej rodziny?
Młodszy syn Jago i Elysabeth miał zaledwie dwa lata i nie rozumiał spraw życia i śmierci. Trzymał się spódnicy matki i głośno domagał czegoś do jedzenia.
Owen wstał z krzesła i wrócił do drzwi, pozwalając, aby cała rodzina zgromadziła się przy łożu starego księcia. Ujrzał opiekunki ocierające łzy z oczu. Lud Północy kochał księcia Horwatha. Był on przez nich traktowany z honorem i szacunkiem, jak przystało na człowieka, który przez całe życie dowodził swojej prawości. Owen zmagał się z wątpliwościami, które w nim narastały. Czy mógłby zadrwić z tych wspomnień, pozbawiając króla władzy?
Opierając się o drzwi, ujrzał Drew, który stał po drugiej stronie zasłony i zaglądał do wnętrza komnaty. Na jego twarzy malował się ból, kiedy widział, jak jego opiekun łapczywie chwyta powietrze ustami i mamrocze coś do swoich najbliższych, czego obaj nie byli w stanie usłyszeć z tej odległości.
Owen przyglądał się chłopcu, po raz kolejny zmagając się z falą wspomnień. Przypomniał sobie siebie mniej więcej w tym samym wieku. Na moment przeniósł się znowu do zamku Beestone, gdzie leżał na swoim łóżku, a przy nim spoczywała konająca Ankarette Tryneowy – kobieta, która kilka razy ocaliła mu życie, a teraz sama wykrwawiała się z ran ciętych, zadanych jej przez Espiona.
Drew nie zdawał sobie sprawy ze swojej prawdziwej tożsamości ani znaczenia. Był wysoki jak na swój wiek. Wszyscy mężczyźni z rodu Argentine byli wysocy. Rude pasemka, którymi poprzetykane były jego blond włosy, odziedziczył po matce. Był także przystojny, czego nie było w stanie ukryć przebranie służącego. Chłopak uważał, że jego przeznaczeniem jest zostać rycerzem, dlatego uwielbiał ćwiczyć na dziedzińcu, wymachując drewnianym mieczem. Ale był także zainteresowany grami w czarmistrza. Za każdym razem, gdy nakrył Owena grającego, wślizgiwał się niepostrzeżenie do komnaty i przyglądał pionkom, jakby to była najbardziej fascynująca rzecz na świecie.
Był tak bardzo podobny do innych mężczyzn z rodu Argentine, że Owen nie chciał, aby król go zobaczył.
– Idź się pobaw w kuchni – polecił chłopcu, mając nadzieję, że ten szybko zniknie z widoku.
Drew spuścił głowę, strapiony. Owen wiedział, że chłopiec chciał być przy łożu księcia i opłakiwać wspaniałego człowieka, który się o niego zatroszczył. Na jego twarzy na moment pojawił się wyraz dziecięcego buntu, ale ostatecznie posłuchał polecenia i powlókł się w głąb korytarza. Owen miał wyrzuty sumienia, ale wiedział też, że musi ukrywać tego chłopca tak długo, jak tylko się da. W głowie wciąż kłębiły mu się myśli o tym, czego dowiedział się od Horwatha. Evie często wspominała o lodowych jaskiniach w górach i oboje pragnęli się tam wybrać. Teraz rozumiał, dlaczego nie wolno im było tego zrobić. Czy miecz był uwięziony w lodzie przez długie dekady, czekając, aż wydobędzie go ktoś błogosławiony przez Źródło? Owen znalazł wcześniej inny potężny relikt w sanktuarium Naszej Pani z Królewskiego Źródła – zestaw do gry w czarmistrza, obdarzony tajemniczą mocą – i ukrył go w fontannie w Penryn, leżącym na najdalszych rubieżach jego ziem. Wody ukryją go przed wzrokiem wszystkich, oprócz błogosławionych przez Źródło.
Jego uwagę przykuł odgłos łkania Elysabeth. Patrzył, jak kobieta wtula się w ramię męża, szukając u niego pocieszenia. Na widok tulącego ją Jago poczuł potworny ucisk w żołądku. Teraz oni oboje stanowili dla siebie podporę i pocieszenie. Jedyną osobą, której Owen mógł obecnie zaufać i otrzymać od niej takie wsparcie, była Etayne, która kochała go i nie mogła pogodzić się z myślą, że on nigdy nie odwzajemni jej uczuć. Mając do dyspozycji magię, mogła przybrać dowolną postać i oszukać każdego, z wyjątkiem Owena. On z kolei trzymał ją na dystans, dając Etayne do zrozumienia, że mogą być wyłącznie przyjaciółmi, chociaż wiedział, że ona pragnie być jego kobietą. Zależało mu na niej, ale nie kochał nikogo. Nie był nawet pewien, czy jest jeszcze zdolny do takiego uczucia. Poza tym, królewska trucicielka nie była odpowiednią kandydatką na żonę dla księcia. Nie, zadaniem Etayne było zapobiegać, aby Owen nie zakochał się w kimś innym. Przydzielił jej to zadanie wiele lat temu, gdyż jego serce nadal należało do jednej kobiety. Kobiety, która teraz opłakiwała nieuchronną śmierć swojego dziadka. Kobiety, której nie mógł pocieszyć.
W korytarzu rozległo się charakterystyczne szuranie. Owen rozpoznałby kroki króla z zasłoniętymi oczami. Znał doskonale jego chód, zwłaszcza kiedy Severn był zmęczony albo obolały od długich godzin spędzonych w siodle. Owen spróbował się opanować, tak aby jego twarz nie zdradzała prawdziwego powodu goryczy i pogardy.
Na dźwięk kroków Elysabeth podniosła głowę i spojrzała w stronę Owena, szukając u niego potwierdzenia. Wystarczył jej wyraz jego twarzy.
– Król jest tutaj – wyszeptała do męża. Jago odruchowo zmarszczył brwi. Między dwoma monarchami nie było miłości, a jedynie wymuszona zależność.
Owen odwrócił się twarzą w stronę króla i poczuł momentalnie, jak serce zaczyna mu bić coraz szybciej. Severn trzymał za rękę Drew i prowadził go z powrotem do pokoju. Biła od niego moc Źródła, a król wykorzystywał dotyk dłoni chłopca, aby w pełni dać wyraz swojej sile perswazji.
W miarę, jak się zbliżali, moc króla zaczynała słabnąć i gasnąć.
Spojrzał na Owena z rozdrażnieniem.
– Ten chłopiec powiedział mi, że wysłałeś go do kuchni – rzekł oschle. – On opłakuje swojego zmarłego pana. Myślałem, że masz w sobie więcej empatii.
Owen przyjął ten przytyk, nie zaciskając nawet ust. Potrafił skutecznie maskować swoje uczucia w obecności króla.
Nagle przybiegła Genevieve i wzięła Drew za rękę.
– Chcesz go zobaczyć? – spytała, ciągnąc chłopca w kierunku łóżka. – Pradziadek jest teraz bardzo spokojny. Odszedł w Wielkie Głębiny. Drew, nie ma się czego obawiać. Sam zobaczysz. Nie bój się.
– Nie boję się – odparował urażony chłopiec, ale wszedł za nią do pokoju, stawiając jej jedynie słaby opór.
Król zatrzymał się w drzwiach obok Owena, obserwując dwoje dzieci podchodzących do łoża.
– Przypominają mi się śniadania w wielkiej sali – mruknął. – Pamiętam… że ta mała chciała zbudować sadzawkę dla ryb! A teraz spójrz tylko na nią. Jest taka opanowana i matczyna. – Król zniżył głos do szeptu, tak aby jego słowa były słyszalne wyłącznie dla Owena. – Ona uratowała Jago życie. Mam nadzieję, że jest jej za to wdzięczny. Ale na pewno nie będą szczęśliwi, kiedy dowiedzą się, że zamierzam oddać Północ komuś innemu. Komuś, kto w pełni zasłużył na tytuł księcia.
– Catsby? – spytał beznamiętnie Owen.
– Zgadza się – odparł nie bez satysfakcji władca, po czym westchnął. – Ogarnie ich gorycz. Czy ci, których spotyka rozczarowanie, nie są zawsze rozgoryczeni? Ale dostrzegasz w mojej decyzji mądrość, prawda? Nie mogę dać Jago takiej władzy.
– Tak, dostrzegam w tym mądrość – odrzekł Owen – chociaż żaden mężczyzna nie lubi być trzymany przy ziemi, z butem na karku.
Król zesztywniał, zmarszczył brwi i rzucił Owenowi gniewne spojrzenie.
– Mój wygadany młody przyjacielu, łatwiej jest kopać leżącego, niż potykać się z nim na polu bitwy. A może wolałbyś, żeby Jago najechał Ceredigion? Żebyś mógł mieć osobistą satysfakcję z zabicia go? – To były brutalne słowa, wypowiedziane celowo. Owen długo znosił takie prowokacje. Bolały go, ale nie dał tego po sobie poznać. Uznał, że najlepszą reakcją w takich chwilach jest sarkazm.
– Mój panie, gdybym zechciał, mógłbym go zabić w dowolnej chwili – powiedział z przekonaniem w głosie i błyskiem w oku. – Ale nie mógłbym patrzeć, jak Elysabeth cierpi. Więc zaczekam cierpliwie, aż zrobi to za mnie ospa.
Severn, lubujący się w takim czarnym humorze, zachichotał pod nosem i poklepał Owena po plecach, czego ten wyjątkowo nie znosił. Po czym zdusił w sobie kolejne westchnienie i odwrócił wzrok w stronę nieruchomego ciała, spoczywającego na łóżku. Mimo swojej postury sprawiał wrażenie, jakby odczuwał wręcz ulgę, że się spóźnił.
– No cóż, Catsby będzie zadowolony, a ja zyskam chwilę spokoju. Jeśli chcesz oddać cześć zmarłemu księciu, lepiej zrób to teraz. Wiesz dobrze, że Catsby lubi liczyć monety. Nie odda bez walki ani jednego florena. Nie to, żebyś potrzebował pieniędzy. Nagradzałem cię sowicie i zamierzam robić to nadal.
Owen zmarszczył brwi.
– Jak mam to rozumieć?
– Rozpoczniesz kolejną wojnę – odparł z grymasem zadowolenia Severn. Kiedy knuł swoje plany, wyglądał iście szatańsko. Ciemne włosy miał poprzetykane tu i ówdzie siwymi pasemkami – każde z nich było świadectwem problemów, którym musiał stawiać czoło, odkąd zasiadł na tronie Ceredigionu. Drobne mankamenty sylwetki maskował najdroższymi szatami, bogato wyszywanymi drogimi kamieniami, zaś pod tuniką cały czas nosił stalową kolczugę jako dodatkową warstwę ochronną.
– Z kim ta wojna tym razem? – spytał Owen, starając się, aby jego głos nie zdradzał irytacji. Król cały czas podszczypywał sąsiednie królestwa, dając im do zrozumienia, że w każdej chwili mogą się spodziewać jego inwazji. W ciągu ostatnich siedmiu lat niestrudzenie rozszerzał granice swoich włości – coraz to nowe miasta i ziemie oddawały hołd sztandarowi z białym dzikiem. Wiele lat temu Ankarette pomogła oszukać króla, przekonując go, że Owen posiada dar przewidywania przyszłości. Choć rzeczywiście miał moce zaczerpnięte ze Źródła, czytanie w przyszłości nie było jedną z nich. Mimo to czasami odwodził króla od bardziej ryzykownych planów, twierdząc, że miał widzenie dzięki Źródłu. Jednak w miarę upływu lat jego wizje przekonywały króla w coraz mniejszym stopniu – zupełnie jakby Severn tracił wiarę w moc sprawczą Źródła, czego Owen nie potrafił zrozumieć, gdyż to właśnie ona była źródłem nadprzyrodzonych zdolności króla. Dlatego w ostatnim czasie diuk stał się roztropniejszy, jeśli chodzi o wykorzystywanie swoich snów, zwłaszcza kiedy zdrowy rozsądek podpowiadał mu, że ryzyko jest zbyt duże.
– Z Brytoniką – odparł król.
Owen odwrócił się do niego.
– Przecież oni są naszymi sojusznikami od siedmiu lat. Co w ten sposób zyskamy?
Severn ożywił się.
– Zbyt długo cieszyli się nietykalnością. Poza tym, potrzebuję ich ziemi, żeby móc prowadzić wojnę z Oksytanią. Chatriyon co roku umacnia fortyfikacje wzdłuż granic, utrudniając mi w ten sposób zdobywanie nowych miast. Ale jest odsłonięty od flanki, wzdłuż granicy z Brytoniką. Zajmiemy to księstwo, a Chatriyon podda się, jak te płytki, którymi się bawiłeś. – Owen w dzieciństwie układał stosy z kafelków, co pozwalało mu się skoncentrować, a dodatkowo uzupełniało regularnie jego naturalne zasoby magii ze Źródła. Teraz, kiedy był starszy, te same korzyści przynosiło mu granie w czarmistrza, czytanie książek historycznych oraz planowanie strategii razem z Espionem. Król przyjrzał mu się z próżnością. – To ty nauczyłeś mnie, co to znaczy być przebiegłym, młodzieńcze. Niebiosa obdarzyły cię wyjątkowo chytrym umysłem.
Perspektywa zdradzenia księżnej napawała Owena
obrzydzeniem. Nie miał też ochoty stanąć twarzą w twarz z lordem marszałkiem Roux – jej doradcą i protektorem – na polu bitwy. Owen i Roux byli sojusznikami, ale nie pałali do siebie przesadną miłością, za to od wielu lat tańczyli wokół siebie. Lord marszałek miał zadziwiający talent do pojawiania się w różnych miejscach zupełnie nieoczekiwanie, czym wyprowadzał Owena z równowagi.
– Mój panie – rzekł – Brytonika jest pełna dolin i lasów. Zjeździłem granice między Averanche i Cann, ale nie zapuszczałem się dalej. Mają także silną flotę.
– Nie tak silną jak nasza – odparł z dezaprobatą Severn. – Kwestionowanie moich rozkazów przekracza twoje kompetencje, lordzie Kiskaddonie. Twoim zadaniem jest je wykonywać. – W jego głosie pobrzmiewał ton, którym król posługiwał się ostatnio coraz częściej. – Teraz, kiedy Stiev nie żyje, muszę na tobie polegać bardziej niż kiedykolwiek. Ale dołożyłem starań, aby ta misja była dla ciebie łatwa.
Owen miał ochotę zwymiotować. Wiedział, że król szykuje dla niego coś jeszcze. Widział to po blasku w jego oczach. Zaschło mu w gardle.
– Pojedziesz do stolicy Brytoniki, Ploemeur. Tak się chyba nazywa, jeśli dobrze pamiętam. Tam poznasz wreszcie tę nieuchwytną księżnę, którą marszałek Roux chroni od tak dawna. To najlepsza partia spośród dziedziczek wszystkich krain. Ma na imię Sinia, ponoć od nazwy jakiegoś gatunku motyla. Tak mi przynajmniej doniósł Polidoro. To pionek. Roux wykorzystuje ją, żeby samemu utrzymywać się przy władzy. Powiedz temu spiskowcy, że nalegam, abyś pojął za żonę księżnę. Kiedy odmówią, a wiem, że to zrobią, będziemy mieli pretekst do inwazji i otwarcia nowego frontu w Oksytanii.
To mówiąc, znów poklepał Owena po plecach, po czym spojrzał w stronę otwartej komnaty i spochmurniał.
– Brytonika była kiedyś naszym księstwem. A ja pragnę ją odzyskać. W całości, chłopcze. Każde miasto i wioskę.Rozdział 4 Więźniowie w wieży
Mimo że Owen wciąż odczuwał niepokój z powo du wyjazdu na południe, do Królewskiej Fontanny, nie miał zbyt wiele czasu na odpoczynek. Otrzymał wiadomość od espiońskiego gońca na temat inspirowanego przez Brugijczyków spisku, mającego na celu uwolnienie Eyrica i Dundswortha, więc od razu spotkał się ze swoim zastępcą – Espiończykiem, któremu zawsze powierzał najważniejsze sprawy pod swoją nieobecność w pałacu. Kevan Amrein był kompetentnym człowiekiem, który potrafił wprawnie odczytywać dworskie subtelności i znał się na ludziach. Wielokrotnie udowadniał swoją lojalność wobec Owena, mimo że był od niego dwadzieścia lat starszy.
Owen i Kevan wędrowali tunelami Espionu, znajdującymi się pod pałacem, kierując się w stronę wejścia do Wieży Holistern. Szli w pośpiechu, ponieważ Owen wiedział, że król oczekuje od niego, aby jak najszybciej wyjechał do Brytoniki.
– To pokaźna suma – zwrócił się do Kevana, obserwując chybotliwe światło latarni, która oświetlała im tunele po drodze. Czuć było zapach stęchlizny, który drażnił Owena w nozdrza. – Nic dziwnego, że dali się skusić. Jak nazywa się ten człowiek, którego złapaliście?
– Ma na imię Dragan – odparł Kevan. – Nie jest to rzadkie imię w Ceredigionie, ale mężczyzna o tym imieniu figuruje w księgach Manciniego. Był jednym ze sług sanktuarium, zanim król rozpędził ich wszystkich. Teraz ukrywa się w mieście, unikając stróżów prawa.
– A jego motywem była wyłącznie chciwość? – upewnił się Owen.
– Na to wygląda. Nie sądzę, żeby był lojalny wobec kogokolwiek. On służy wyłącznie mamonie. Zaproponowana suma była wystarczająco wysoka, by zaryzykował dla niej życie.
– Bez wątpienia skusi także innych – stwierdził Owen. – Cóż, jeśli książę Maxwell prosi się o kłopoty, to będzie je miał. Pod moją nieobecność proszę cię, żebyś zastanowił się, jak mu odpłacić pięknym za nadobne. Jestem przekonany, że w jego kraju znajdzie się kilku szlachciców, którzy z przyjemnością będą świadkami jego upadku.
Kevan uśmiechnął się cynicznie.
– Bez wątpienia, panie. – Zmrużył oczy. – Ale na pewno czytałeś raporty dotyczące księcia Maxwella. Wydaje się raczej dziwnym człowiekiem, ogarniętym obsesją na temat legend związanych z błogosławionymi przez Źródło. Sam uważa się za jednego z nich.
Owen zachichotał.
– O tak. Ich odpowiednikiem Espionu jest tak zwana Sekretna Instrukcja. Na jej czele stoi truciciel o imieniu Disant. Jeśli wierzyć naszym przyjaciołom w Brugii, Disant nazywa Maxwella inaczej: Czas. Ponoć jego specjalnym darem Źródła jest zdolność podróży w czasie. – Parsknął z odrazą. – Ten człowiek jest głupi i ma przerośniętą ambicję. Nie sądzę, żeby był aż tak nierozsądny, żeby zadzierać z Severnem, ale jeśli chce kolejnej wojny, proszę bardzo. Nadal kontrolujemy Callait i z łatwością możemy wysłać tam armię.
Kevan uśmiechnął się jeszcze szerzej.
– Służba tobie, panie, sprawia mi naprawdę ogromną satysfakcję. I nie mówię tego po to, by ci się przypochlebić. Jesteś człowiekiem skromnym i bezpretensjonalnym.
– Jestem tylko wykończonym żołnierzem – odparł Owen, ignorując ten komplement. – I z każdym dniem jestem tym wszystkim coraz bardziej zmęczony. Dotarliśmy na miejsce.
Stanęli przed zamkniętymi drzwiami wieży. Cały czas strzegło jej trzech wartowników. Natychmiast rozpoznali Kevana i Owena, i stanęli na baczność. Jeden z nich potrząsnął pękiem kluczy i w pośpiechu otworzył drzwi.
– Wydarzyło się coś godnego uwagi? – zapytał Kevan, składając ręce na piersi i wypuszczając niecierpliwie powietrze z ust.
– Nic nowego, mój panie – odrzekł jeden ze strażników, salutując również Owenowi. – Zmieniliśmy im harmonogram, tak jak rozkazałeś.
– Dziękuję, dobrzy z was ludzie. – Kevan skinął głową z uznaniem.
Drzwi stanęły otworem i Owen zaczął piąć się po schodach na szczyt wieży. Wsłuchując się w odgłos kroków, odbijających się głośnym echem w górę i w dół klatki schodowej, rozmyślał o żałosnym losie dwóch więźniów. To była decyzja samego króla, żeby wtrącić Eyrica i Dundswortha do lochu razem, jako towarzyszy niedoli. Owen wciąż pamiętał ten dzień, w którym Severn poniżył Eyrica w obecności jego żony – lady Kathryn. To było mroczne wspomnienie, które napawało go niechęcią.
Kathryn została nakłoniona do opuszczenia sanktuarium w St. Penryn z obietnicą, że będzie mogła jeszcze zobaczyć męża, ale ich ponowne spotkanie było dla obojga prawdziwą torturą. Owen przypomniał sobie, jak Kathryn szlochała tamtej nocy na widok Eyrica zakutego w łańcuchy i odzianego w pospolite łachmany, zamiast książęcych szat. Król wysłał jej ubrania typowe dla wdów – był to ponury, charakterystyczny dla niego żart. Od tamtego feralnego dnia Kathryn ubierała się wyłącznie na czarno. Od czasu, kiedy żyli ze sobą jak mąż i żona, minęło siedem lat. Tyle samo czasu upłynęło również od narodzin ich syna. Wiedzieli tylko, że Owen zabrał gdzieś dziecko, by wychować je na rycerza. Żadne z rodziców nie miało jednak pojęcia, gdzie znajduje się Drew ani kto konkretnie się nim opiekuje.
Te ciemne myśli przypomniały Owenowi o jego własnych rodzicach, których nie widział od szesnastu lat. Zostali wygnani z Ceredigionu za udział w planowanym spisku na Wzgórzu Ambion. Plotki głosiły, że znaleźli schronienie w Oksytanii, gdzie mieszkali w niedużej posiadłości z symboliczną pensją. Owen próbował jakoś skontaktować się z nimi, zapewnić im lepszy byt, ale wszystkie jego listy wracały nieotwarte, a kurierzy nie byli w stanie namierzyć ich adresu. Być może rodzice zmienili wymowę i pisownię nazwiska, tak aby móc skutecznie zapaść się pod ziemię. Owen myślał o nich od czasu do czasu – żałował, że nie wie, co robią ani jak sobie radzą. Jego siostry najprawdopodobniej były już mężatkami. Czy rodzice w ogóle jeszcze żyli? Miał taką nadzieję. Wprawdzie starzeli się, ale nie było żadnych podstaw, by uważać ich za zmarłych. Czy wciąż o nim myśleli? O synu, którego odesłali, żeby żył pod opieką króla?