-
nowość
Króliczek 2: Cena marzeń - ebook
Króliczek 2: Cena marzeń - ebook
Natalia zakochała się w nieodpowiednim mężczyźnie. Początkowo myślała, że to miłość jej życia i że u jego boku będzie żyć pełnią szczęścia w cudownym świecie, w którym wszystkie drzwi są szeroko otwarte. Okazało się jednak, że to codzienność pełna lęku i niebezpieczeństw — brutalna rzeczywistość, w której wszystko może rozsypać się jak domek z kart. Czy będzie miała dość siły, aby w niej przetrwać? Wystarczająco odwagi, aby uchronić tych, których kocha? I czy zwyczajna dziewczyna może odnaleźć się w tak brutalnym świecie?
Ta publikacja spełnia wymagania dostępności zgodnie z dyrektywą EAA.
| Kategoria: | Romans |
| Zabezpieczenie: |
Watermark
|
| ISBN: | 9788397538634 |
| Rozmiar pliku: | 1,2 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
_Mateusz_
CZTERY MIESIĄCE WCZEŚNIEJ
Wciskam czerwoną słuchawkę i odkładam telefon na szklany stolik. Ahmed i Blizna, którzy siedzą na fotelach po obu jego stronach, nie spuszczają ze mnie wzroku. Powinienem usiąść i o wszystkim im opowiedzieć, ale potrzebuję najpierw zebrać myśli.
Przechodzę do kuchni, nalewam sobie szklankę wody, po czym spoglądam pytająco na swoich przyjaciół. Wyglądają na poirytowanych. Unoszę naczynie, a oni w odpowiedzi przecząco kręcą głowami. Wzruszam lekko ramionami. Wypijam wszystko na raz i nareszcie do nich wracam.
Siadam na kanapie. Wzdycham ciężko, następnie opieram łokcie na kolanach, a dłonie splatam tuż przed swoją twarzą.
– Kolejne dziecko zniknęło – mówię cicho. – Dragon zapewnia, że mają już trop i uda im się je odzyskać, zanim je wywiozą.
– To chyba dobrze? – pyta Blizna, na co ja kręcę głową. – Nie wierzysz mu?
– Wydaje mi się, że powiedział to tylko po to, aby zachować twarz.
Obaj kiwają głowami ze zrozumieniem. Maciek jest równie zdenerwowany co ja. Zaciska pięści i jestem pewny, że już zastanawia się, co my moglibyśmy z tym zrobić. Piotrek zdaje się być bardziej opanowany, ale bez wątpienia u niego również trybiki już pracują.
Nie wyobrażam sobie pracy bez tej dwójki. Obaj bardzo mi pomagają, potrafią dostrzec rzeczy, których ja nie zauważam, znaleźć rozwiązania, na które ja bym nie wpadł. Podejrzewam, że gdyby nie oni, nigdy nie doszedłbym do miejsca, w którym jestem.
– Poradzą sobie sami czy potrzebują naszej pomocy? – dopytuje Piotrek, bo tak samo jak ja nie wierzy, że Kraków opanuje problem bez nas.
Moje myśli wciąż kręcą się wokół porywanych w stolicy Małopolski dzieci. Zagrożenie wprawdzie jest daleko i na ten moment moja córka jest bezpieczna, ale nie jestem głupi. Spodziewam się, że jeżeli porywacze zostaną przegonieni spod Wawelu, poszukają innego miejsca, w którym mogliby kontynuować swój proceder. Musimy być przygotowani, gdyby to Poznań miał okazać się ich kolejnym celem.
– Nie wiem – odpowiadam spokojnie. – Nie prosili o pomoc. Mówili, że wszystko mają pod kontrolą – kiedy to mówię, patrzę na swoich przyjaciół i bez problemu poznaję, że mają dokładnie takie samo zdanie na ten temat co ja. – Piotrek, niech Oko sprawdzi wszystko. Podejrzewam, że Dragon coś przed nami ukrywa. Maciej – przenoszę spojrzenie na drugiego z przyjaciół – dopilnuj, żeby cały Poznań był czujny, i zadzwoń do Buldoga, żeby dał nam znać, gdyby cokolwiek niepokojącego działo się w naszym mieście.
– Zwiększyć ochronę Króliczka? – pyta Blizna.
Myślę o mojej córce, która jest w podobnym wieku do uprowadzanych dzieci. Dziewczynka już teraz jest pod stałą obserwacją moich ludzi i nie wydaje mi się, aby dodatkowe środki ostrożności w tej chwili były potrzebne. W każdym momencie mogę sprawdzić, gdzie jest, co się z nią dzieje, podejrzeć i podsłuchać otoczenie, w którym się znajduje. Gdybym jeszcze zdecydował się wysłać kilku ludzi, którzy mieliby chodzić za nią krok w krok, mała szybko zorientowałaby się, że coś się dzieje, a nie chcę jej dodatkowo niepokoić. Staram się zapewnić jej w miarę normalne dzieciństwo i ukrywać przed nią, że nie jest jak inne dzieci.
Kręcę głową w odpowiedzi.
– Nie chcę, żeby cokolwiek zauważyła – mówię. – Na razie się wstrzymajmy, a gdyby ten ktoś się zbliżył do Poznania, wtedy coś wymyślę.
Przez kolejną godzinę zastanawiamy się, co jeszcze moglibyśmy zrobić. Ahmed podsuwa różne pomysły, które są negowane przez Bliznę, a ja przysłuchuję się wszystkiemu w milczeniu. W ten sposób pracujemy najczęściej. Kiedy coś uznamy za sensowne, wtedy moi przyjaciele przesyłają polecenia do ludzi pod sobą.
Nasza grupa przypomina piramidę. Przy sobie trzymam tylko najbardziej zaufane osoby, a każda z nich ma pod sobą kolejnych członków, którzy z kolei dowodzą swoim „oddziałem”. Większości z nich nawet nie znam i gdybyśmy spotkali się na mieście, nawet nie miałbym pojęcia, że dla mnie pracują. Oni prawdopodobnie podejrzewają, kto jest ich szefem, ale nie mogą mieć pewności. Nigdy nie mamy ze sobą kontaktu, więc kiedy >ktoś z nich zostaje zatrzymany przez policję, do mnie jest jeszcze daleka droga. W ten sposób staram się ograniczyć ryzyko wpadki do minimum.
Nigdy jednak nie udałoby mi się utrzymać na szczycie, gdybym nie miał kontaktów w wielu instytucjach, w tym między innymi w policji. Funkcjonariusze zarabiają tak małe pieniądze, że przekupienie ich nie stanowi wielkiego problemu. Trzeba tylko wiedzieć, z kim rozmawiać, i omijać idealistów, którym wkręciło się, że mają jakąś misję. Wystarczy skontaktować się z odpowiednim człowiekiem, zaoferować mu satysfakcjonujące wynagrodzenie, a wtedy będzie informował nas o wszystkim.
Wiele lat temu mój tata podporządkował sobie cały Poznań i większość Wielkopolski, a ja z powodzeniem kontynuuję jego dzieło. Od czasu do czasu pojawia się ktoś, kto chciałby przejąć nasze interesy lub robić swoje na naszym terenie, ale szybko pozbywamy się takiego osobnika.
– Buldog mówi, że wiedzą o sprawie z Krakowa – odzywa się nagle Blizna, czym wytrąca mnie z rozmyślań. W ręce trzyma telefon komórkowy, więc najprawdopodobniej właśnie zakończył rozmowę z naszym psem. – Są w kontakcie z małopolską policją i trzymają rękę na pulsie – kontynuuje. – Ma nas poinformować, gdyby coś zagrażało Oliwce.
Kiwam głową, by dać mu znak, że przyjąłem informację. Następnie Ahmed przekazuje, że on również załatwił już to, o co prosiłem. Na ten moment niewiele więcej mogę zrobić. Bezsilność sprawia, że czuję się jak zwierzę zamknięte w klatce. Zdecydowanie wolę działać niż polegać na innych. Najchętniej sam pojechałbym do Krakowa i załatwił ten temat.
Udało nam się skończyć tę rozmowę na chwilę przed tym, jak słyszę otwieranie drzwi, a następnie tupot małych stóp. Obracam się na kanapie, żeby spojrzeć na wejście do salonu, gdzie pojawia się moja mała dziewczynka. Twarz Oliwki rozpromienia się na mój widok. Jej niebieskie oczka błyszczą radośnie, a usta rozciągają się w szerokim uśmiechu, odsłaniając białe ząbki.
Przez krótką chwilę przygląda mi się, jakby nie mogła uwierzyć, że naprawdę jestem w domu. W końcu biegnie szybciutko w moją stronę, wskakuje mi na kolana i mocno się przytula. Obejmuję ją, po czym całuję w czółko.
– Tata, pa! – mówi do mnie i wskazuje na swoje nogi, na których ma przyklejony plaster z namalowanymi fioletowymi króliczkami. – Pani lysowała!
Moja córka ma obsesję na punkcie tych zwierzątek, więc wcale się nie dziwię, że to właśnie one zostały narysowane na jej opatrunku. Zastanawia mnie tylko, dlaczego ktoś musiał robić to ręcznie. W przedszkolu wiedzą, jak Oliwka uwielbia króliczki. Nie pierwszy raz też rozbiła sobie kolana, a za każdym razem robi aferę, że mają to być właśnie fioletowe futrzaki. Dlaczego jeszcze nie wpadli na to, aby kupić plaster z takimi obrazkami?
– A możesz mi powiedzieć, co się stało mojemu małemu Króliczkowi – mówiąc to, łaskoczę jej brzuszek, a ona głośno się śmieje – że te piękne stworzonka siedzą na jego kolanach?
Jej śmiech jest najpiękniejszą melodią, jaką kiedykolwiek słyszałem. Uwielbiam, kiedy to robi. Kiedy jej oczka błyszczą tak radośnie jak w tej chwili, a ona jest chodzącą iskierką szczęśliwości.
– Padlam schodów – odpowiada niewinnie, jakby spodziewała się, że otrzyma ode mnie reprymendę, a przecież nigdy jej za to nie ganiłem.
Spoglądam ponownie w stronę wejścia, gdzie stoi moja mama. Spodziewam się, że wygłosiła już swoje kazanie na temat tego drobnego wypadku i dlatego Oliwka boi się teraz przyznać, co się wydarzyło.
Mama wzrusza lekko ramionami, po czym przechodzi przez pokój i zajmuje miejsce obok mnie. Jej dumny krok i wysoko uniesiona głowa sprawiają, że Ahmed i Blizna kłaniają się jej, a ona odpowiada tylko lekkim skinieniem.
– W przedszkolu jest jakaś nowa osoba – informuje mnie bez żadnych wstępów. – Nie wiem, kto to jest.
– Pani lysołała kólicki! – odzywa się uradowana Oliwka.
– Nie uważasz, że to dziwne? – pyta mnie moja mama. – Jakaś kobieta przychodzi, nie wiadomo po co, do przedszkola, i natychmiast zaczyna interesować się twoją córką?
Mama nic nie wie o rozmowie, jaką kilkadziesiąt minut wcześniej odbyłem z Dragonem, i chyba nie ma pojęcia, że ktoś w Krakowie porywa dzieci. Nie mogę mieć pewności, bo choć kobieta nigdy nie daje po sobie poznać, że cokolwiek z naszego świata do niej przecieka, przypuszczam, że doskonale zdaje sobie ze wszystkiego sprawę.
Kiedy byłem jeszcze małym chłopcem, byłem przekonany, że mój tata ma normalną pracę. Któregoś dnia jednak został ciężko ranny i trafił do szpitala. Kiedy do naszego domu przyjechało mnóstwo wielkich, uzbrojonych po zęby mężczyzn, byłem przerażony. Moja mama jednak stanęła wtedy na wysokości zadania. Do tej pory nie umiem zrozumieć, jakim cudem udało jej się kierować interesami ojca do momentu, aż ten odzyskał przytomność. Po wszystkim wróciła do swojej roli żony i matki, ale wtedy zrozumiałem, że tata nie jest zwykłym szefem jakiegoś przedsiębiorstwa, a mama doskonale orientuje się w przestępczym świecie.
Informacja, którą mi podała, działa na mnie jak płachta na byka. Patrzę na Ahmeda, a później na Bliznę. Nie muszę nic mówić, ponieważ oni doskonale mnie rozumieją. Obaj dają mi subtelny znak, że wiedzą, co mają z tym zrobić. Kimkolwiek jest ta kobieta, niedługo dowiem się o niej wszystkiego.
Zanim moja mama wychodzi, przekazuje mi jeszcze uwagi na temat wychowania dziecka. Słucham jej uważnie, kiwam głową, a nawet zgadzam się z nią w wielu kwestiach, ale kiedy opuszcza moje mieszkanie, nie pamiętam już żadnego słowa z jej wykładu.
Moi przyjaciele są rozbawieni, ale szczęśliwie dla nich powstrzymują się od komentarza. Oliwka natomiast mocniej się we mnie wtula, a jej rozczulające spojrzenie oznacza, że ma olbrzymią nadzieję, że nie będę słuchał jej babci. Oczywiście, że nie zamierzam tego robić. Sam najlepiej wiem, co jest dobre dla mojego dziecka.
– Co chcesz dzisiaj robić? – pytam, kiedy Piotrek i Maciek zbierają się do wyjścia. – Układamy puzzle, bawimy się pluszakami, oglądamy bajkę?
– Kalatote! – odpowiada i klaszcze przy tym w dłonie.
Oliwka jest tak uradowana, że nie mam serca jej odmówić. Zanim jednak zaczniemy nasze karaoke, ściągam jej buty i wynoszę na korytarz. Następnie w pośpiechu przygotowuję jakiś obiad. Tym razem jest to chleb zapiekany z serem i szynką, polany grubą warstwą ketchupu. Może nie jest to najbardziej pożywna i zdrowa potrawa, jaką mógłbym dać córce, ale nie mam w lodówce nic lepszego.
Kiedy oboje jesteśmy najedzeni, a kuchnia posprzątana, sięgam po zabawkowy mikrofon, ale nie udaje mi się nawet go włączyć. Dzwoni mój telefon. Wzdycham ciężko, po czym odbieram.
Po drugiej stronie odzywa się Ahmed.
– Kraków. Kolejne dziecko – mówi, a ja nic więcej nie potrzebuję. – Niedługo będę – odpowiadam Piotrkowi i się rozłączam.
Patrzę na Oliwkę, która już schowała zabawkę do pudełka. Niby to nic wielkiego, a jednak czuję wyrzuty sumienia. Jak wiele razy musiałem już ją wystawić, skoro natychmiast rozumie, że ten telefon oznaczał, że muszę w tej chwili wyjść i że nie możemy się bawić?
Przyglądam jej się ze smutkiem, a kiedy ona spogląda na mnie, nie ma w niej już ani grama radości. Mimo że w jej oczach gości olbrzymi smutek, łzy się nie pojawiają. Jest już przyzwyczajona, że więcej mnie nie ma, niż jestem, i że przede wszystkim wychowują ją moi rodzice. Nie jestem z tego zadowolony, ale robię to wszystko dla niej. Nie tylko po to, aby mieć wystarczająco pieniędzy, by jej niczego nie brakowało, ale przede wszystkim, żeby zapewnić jej bezpieczeństwo.
– Obiecuję, że ci to wynagrodzę – zapewniam, a Oli kiwa głową. Mimo to wiem, że mi nie wierzy. Nie pierwszy raz jej to obiecuję i chyba jeszcze nigdy nie dotrzymałem słowa. – Zawiozę cię do dziadków, a jak pozałatwiam sprawy z pracy, to po ciebie przyjadę.
Króliczek ponownie daje znać, że się zgadza, ale tak naprawdę nic innego jej nie pozostało. Wie, że nie zmieniłbym decyzji, nawet gdyby urządziła tutaj rozpacz stulecia.
Wychodzi z salonu, a kiedy po chwili do niej dołączam, czeka już w korytarzu z bucikami na stopach i ze swoim plecaczkiem założonym na plecy. W rękach trzyma maskotkę fioletowego króliczka, którą mocno przytula. Podarowałem jej tę zabawkę, kiedy poszła do przedszkola, i od tamtej pory nigdy się z nią nie rozstaje.
Widzę, jak Oliwka walczy ze sobą, żeby się przy mnie nie rozpłakać, i od razu rozumiem, że to moja mama będzie musiała ją uspokajać. Jestem jednocześnie dumny z niej, że tak dzielnie znosi to, jak mało czasu z nią spędzam, a zarazem jest mi wstyd, że nie mam go dla niej więcej.
Kucam przed nią, a mała spuszcza głowę, żeby na mnie nie patrzeć. Nie jest obrażona, po prostu nie chce, żebym dostrzegł, jak bardzo ją to wszystko boli. Całuję ją w czółko.
– Przepraszam, kochanie – mówię szeptem. Króliczek kiwa głową, ale wciąż się nie odzywa. – Obiecuję, że w końcu spędzimy ze sobą więcej czasu.
Oliwka ponownie nic nie odpowiada, więc znów całuję ją w czoło, a następnie wspólnie opuszczamy mieszkanie. Odwożę ją do rodziców przekonany, że następnego dnia po nią przyjadę, ale następny raz widzimy się dopiero niecały miesiąc później.
_(\_/)_
Do domu Ahmeda docieram dwie godziny później. Powinienem być szybciej, ale zostawienie Oliwki wcale nie było dla mnie łatwe. Kiedy patrzyłem w jej smutne oczy, miałem wielką ochotę zostawić to wszystko i skupić się już tylko na niej.
– Jak sytuacja? – pytam od progu.
Blizna już jest u Piotrka, a oprócz niego nad laptopem siedzi Oko. Mieszkanie Ahmeda nie jest duże. Siedzimy w niewielkim pokoiku, w którym poza kanapą, malutkim stolikiem i meblościanką nic więcej się nie mieści. Oczywiście Piotra byłoby stać na większe lokum, ale woli inwestować pieniądze w dom swoich rodziców, który prędzej czy później i tak odziedziczy.
Ahmed jest jedynakiem, a mieszkanie, w którym właśnie się znajdujemy, to tymczasowy przybytek, który ostatecznie ma być przeznaczony na… inne cele.
– Buldog poinformował nas o kolejnym dwojgu dzieci, które zniknęły w Krakowie – mówi Blizna. – Zostały wpisane do Child Alert.
– Kiedy? – pytam.
– Dzisiaj – odpowiada za niego Ahmed. – Nie wygląda to dobrze. Pozostałe dzieciaczki jeszcze się nie znalazły i prawdę mówiąc, mało kto wierzy, że jeszcze się znajdą.
– Prawdopodobnie już zostały wywiezione gdzieś zagranicę – dopowiada Blizna, a ja klnę pod nosem.
– Zbieramy się – mówię i, nie czekając na ich reakcję, wychodzę z mieszkania.
Przyjaciele dołączają do mnie na parkingu, gdy wsiadam do swojego samochodu. Dosiadają się bez słowa i ruszamy do Krakowa. Wszystko jestem w stanie zrozumieć, ale to, co się tam dzieje, jest mocno podejrzane.
(\_/)
Do Krakowa docieramy w nocy i od razu kierujemy się do klubu, w którym spodziewam się spotkać Dragona. Nie stajemy w kolejce, tylko przechodzimy obok niej. Ochroniarze nas rozpoznają, więc nawet nie próbują zatrzymywać, a kobieta, która sprzedaje bilety, rzuca nam tylko krótkie spojrzenie, po czym wraca do swojej pracy.
Z wielkiej sali dociera do nas głośna muzyka, ale tam również się nie udajemy. Wąskimi schodami kierujemy się na wyższe piętro, a później na jeszcze jedno. Znajduje się tam loża VIP, która należy do Dragona.
W zamkniętym pomieszczeniu wokół okrągłego stołu rozpościera się wygodna kanapa, natomiast tuż za nią znajduje się wyjście na balkon, z którego można obserwować parkiet na niższym poziomie.
Krakowskiego szefa nie ma w środku, ale spodziewam się, że jego ludzie szybko poinformują go o naszej obecności.
Ahmed i Blizna siadają na kanapie, ja natomiast podchodzę do barku po drugiej stronie i całej trójce nalewam whisky z colą, do której wrzucam po kilka kostek lodu. Adrenalina w naszych żyłach buzuje i potrzebujemy czegoś na ochłodę.
– Miło was widzieć – mówi wysoki, postawny mężczyzna, który wchodzi do pomieszczenia. Rozkłada szeroko ręce, ale widząc nasze miny, natychmiast je opuszcza. – Co was sprowadza?
– Kolejna dwójka dzieci – odpowiadam spokojnie, kołysząc szklanką z alkoholem. Staram się zachować kamienną, spokojną twarz, co wcale nie jest łatwe, gdy obserwuje się Dragona.
Przez ułamek sekundy widzę, jak na jego twarzy maluje się napięcie, i jest to dla mnie wystarczającą wskazówką. Domyślam się, co się tutaj dzieje i czego mi nie mówi. Nie muszę nawet spoglądać na Ahmeda i Bliznę, którzy siedzą obok mnie, ponieważ czuję, jak w ułamku sekundy ich mięśnie się napinają.
– Skąd o tym wiecie? – Dragon zadaje najgłupsze pytanie, na jakie mógł wpaść. Nie muszę na nie odpowiadać. Wystarczy, że spoglądam na niego znacząco i unoszę jedną brew, a on już zdaje sobie sprawę z gafy, jaką popełnił. – Wiemy, kto za tym stoi – mówi z rezygnacją i zajmuje miejsce naprzeciwko nas. Macha na swoich ludzi, a jeden z towarzyszących mu goryli podchodzi do barku, nalewa mu alkohol i podaje. Dragon wypija wszystko na raz, po czym oddaje naczynie, żądając jeszcze jednej porcji. – Musimy tylko ich dorwać.
– Słyszę to od ciebie już od miesiąca – odpowiadam. – A wciąż nie ma rezultatów. Skoro wiesz, kto za tym stoi, dlaczego po prostu ich nie dorwiesz?
– To nie jest taka prosta sprawa. Są cwani… – Cwańsi od ciebie? – pytam, na co odpowiada wściekłym spojrzeniem. – Jeżeli potrzebujesz naszej pomocy…
– Poradzimy sobie – wchodzi mi w słowo.
– Twoja opieszałość każe mi przypuszczać, że jesteście w to zamieszani. Może postanowiłeś poszerzyć swoją działalność? – mówię niby do siebie, ale, choć nie podniosłem głosu, zarzut wybrzmiewa głośno w pomieszczeniu.
– Chyba nie myślisz, że…
– Nie wiem, co mam myśleć! – tym razem już nie powstrzymuję emocji. – Zwodzisz mnie przez ten cały czas! Nie potrafisz poradzić sobie z problemem na terenie własnego miasta i nawet nie raczysz poprosić o pomoc.
– Myślisz, że ty mógłbyś to rozwiązać szybciej? – Nie wiem, bo nawet nie dałeś mi szansy spróbować – dopijam alkohol i odstawiam szklankę na stolik. – Zostaniemy tu z chłopakami jakiś czas – wskazuję na moich przyjaciół. – Gdybyś więc jednak zdecydował się nas poprosić o pomoc, chętnie ci jej udzielimy – wstaję, a Ahmed z Blizną robią to samo. Kierujemy się do wyjścia, ale zanim opuszczę pokój, odwracam się jeszcze do Dragona. – Nie chciałbym myśleć, że jednak maczasz w tym palce. Nie będę robił interesów z osobami, które krzywdzą dzieci.
– Nie jestem w to zamieszany! – warczy wyraźnie podenerwowany. – Nie oskarżam cię o nic – kłamię, bo właśnie to robię. – Jeżeli jednak temat nie zostanie rozwiązany, będę musiał uznać, że tak właśnie jest. Nie uwierzę przecież w to, że ktoś rozkręcił interes tuż pod twoim nosem, a ty nie jesteś w stanie nic z tym zrobić – kończę i wychodzę.
Razem z chłopakami opuszczamy klub, po czym udajemy się do hotelu, gdzie wynajmujemy pokój na najbliższy tydzień. Poczekamy, porozglądamy się i postaramy się być przygotowani, gdyby takie zagrożenie pojawiło się w naszej okolicy.ROZDZIAŁ 2
_Mateusz_
CZTERY MIESIĄCE WCZEŚNIEJ
Trzy tygodnie później wracamy do Poznania. Nie załatwiliśmy nic. Codziennie spotykałem się z Dragonem, który w końcu pozwolił nam poznać szczegóły tematu. Okazało się, że nasi wrogowie, bo tak zacząłem ich postrzegać, są niezwykle przebiegli i znalezienie ich wcale nie jest takie proste.
Dragon naprawdę przykładał się do sprawy. Przekonałem się, że jemu również zależy na szybkim załatwieniu problemu. Wcześniej o tym nie pomyślałem, ale tego typu rzeczy zwracają również uwagę na nich, ponieważ jako znani przestępcy zawsze są pierwszymi na liście podejrzanych.
Oczywiście policja wciąż nic na nich nie znalazła, ale zawsze, gdy dzieje się coś niepokojącego, a pieski dostają sraczki, tacy jak my są na pierwszej linii ognia. Interesy wtedy schodzą na dalszy plan, ponieważ priorytetem staje się przetrwanie.
Kiedy wjeżdżam do domu moich rodziców, okazuje się, że Oliwka została już położona do spania. Nie zamierzam jej budzić i przewozić do siebie, więc proszę mamę, aby następnego dnia po przedszkolu przywiozła ją do mnie. Zgadza się, ale widzę w jej spojrzeniu, że spodziewa się, że i tak coś się zmieni. Bardzo często się zmienia.
Idę do pokoju Króliczka, ale nie wchodzę do środka. Przystaję z ręką na klamce, ponieważ słyszę głosik mojej córeczki. Wytężam słuch, aby dowiedzieć się, co ona mruczy pod nosem.
– …tak mówi babcia – opowiada z przejęciem. – Tata nidy nie mówi, a tata wie wsysko, to go pytam, ale babcia mówiła, to mose to plawda – w pokoju nastaje cisza, więc już chcę wchodzić do środka, ale Oliwka kontynuuje. – Cę mieć mamusię. Inne dzieci mają mamę, a ja nie mam, a mienie mamy jest supel. Tes cę mamę. Plosę Panu Bose, sebym miała mamusię. Będę gsecna i będę o mamę dbać, ale cę mamę. Amen!
W pokoju nastaje cisza, a ja nie mam sił, żeby wejść do środka. Wiedziałem, że Oliwka powinna mieć mamę, ale nie sądziłem, że aż tak jej tego brakuje. Gdyby istniał gdzieś sklep, w którym sprzedają mamy, natychmiast bym tam pojechał i wybrał dla niej najlepszy i najdroższy model. Niestety to tak nie działa i nie zależy to tylko ode mnie. Chciałbym, żeby moja córka była szczęśliwa, ale tej jednej rzeczy nie potrafię jej dać.
Nie wiem, ile czasu mija, zanim w końcu decyduję się wejść do pokoju. Oliwka już śpi, przytulona do swojego pluszowego królika. Jej oddech jest spokojny. W słabym świetle widzę, że uśmiecha się delikatnie, więc cokolwiek jej się śni, musi być to coś przyjemnego. Unoszę kąciki ust, ale nie ma w tym geście wiele radości. Wygląda na to, że moja córeczka marzy o jedynej rzeczy, której nie mogę jej dać, i mocno mnie to boli.
Całuję ją w czoło, a wtedy Oliwka uśmiecha się jeszcze szerzej, po czym wychodzę.
(\_/)
Następnego dnia decyduję się osobiście odebrać Króliczka z przedszkola. Kiedy przychodzę, moja córka bawi się z jakąś kobietą, której nie znam. Domyślam się, że to osoba, o której wspominała mama. Przyglądam się jej przez chwilę, zanim Oli mnie zauważa, i mam wrażenie, że gdzieś już ją widziałem, ale w tym momencie nie potrafię sobie przypomnieć gdzie. Przypominam sobie, że Oko miał dowiedzieć się o niej jak najwięcej, a jeszcze nie miał okazji przekazać mi zebranych informacji.
Ten dzień spędzam w całości z Króliczkiem. Najpierw jedziemy razem na obiad. Obowiązkowo są to naleśniki, które mała uwielbia, więc za każdym razem, gdy pozwalam jej wybrać, decyduje się właśnie na nie. Mimo że nie uważam tego za odpowiedni posiłek, nie umiem jej odmówić. Mam dla niej czas tak rzadko, że staram się jej to wynagrodzić.
Po obiedzie wybieramy się jeszcze na spacer do Ogrodu Dendrologicznego Uniwersytetu Przyrodniczego. Jest to piękne i spokojne miejsce, gdzie Króliczek może się wyszaleć i jednocześnie czegoś nauczyć. Zatrzymujemy się przy różnych roślinach, bym mógł odczytać tabliczki. Wiem, że mała niewiele z tego wszystkiego zapamięta, ale staram się, by każdego dnia, gdy mam dla niej czas, w przystępny sposób przekazać jej chociaż odrobinę wiedzy.
– Tata? – podchodzi do mnie ze spuszczoną głową, ale i tak dostrzegam smutną minę. Kucam przed nią, byśmy mogli porozmawiać. – Cę mamę – dodaje lekko drżącym głosem, gdy stara się powstrzymać płacz.
W pierwszej chwili nie rozumiem, dlaczego nagle jej się o tym przypomniało. Rozglądam się dookoła i szybko odnajduję parę młodych dorosłych z dzieckiem tak malutkim, że jeszcze dobrze nie umie chodzić. Koślawo stawia nóżki, a jego ojciec czujnie kroczy tuż za nim i pilnuje, by maluszek się nie przewrócił. Z drugiej strony mama wyciąga do niego ręce i cofa się, aby dzieciaczek śmiało kroczył przed siebie.
– Oli… – zaczynam łagodnym głosem, ale nie mam pojęcia, co mógłbym jej powiedzieć. Moja córka podnosi na mnie wzrok. Nie płacze, a jej spojrzenie jest pełne oczekiwania. – Obiecuję, że znajdę dla ciebie mamę. Taką, która będzie cię kochać tak samo mocno jak ja i która zrobi dla ciebie wszystko. Taką, która będzie zasługiwać, by być mamą tak wspaniałej córeczki jak ty – mówię i delikatnie ją łaskoczę, a Oliwka wreszcie się rozpromienia. – Musisz jednak być cierpliwa, ponieważ znalezienie takiej mamy nie jest łatwe, a ja nie pozwolę, żebyś miała byle jaką mamę.
Króliczek potakuje, ale co najważniejsze – nie jest już smutna.
(\_/)
Wieczorem ponownie odwożę Oliwkę do moich rodziców. Wspólnie jemy kolację, a następnie kładę Króliczka do spania. Chcę jak najszybciej wyjść, ponieważ nie mogę się doczekać, kiedy spotkam się z Okiem i opowie mi wszystko, czego się dowiedział o tej nieznajomej kobiecie z przedszkola.
Jestem już przy drzwiach, kiedy z salonu wychodzi mój tata.
– Chodź – rzuca krótko i wraca do pokoju.
Przez chwilę się waham, co tak naprawdę jest bez sensu, bo nie mógłbym tak po prostu wyjść, kiedy tata chce o czymś porozmawiać.
Wcześniej to on dowodził wszystkim, ale jakiś czas temu przejąłem jego interesy. Wciąż trzyma rękę na pulsie i interesuje się sprawami, ale raczej już się nie wtrąca w moje decyzje. Co wcale nie zmienia faktu, że to ja często pytam go o zdanie.
Tata siedzi na fotelu obok kominka. Jest późna wiosna, więc nie płonie w nim ogień.
Przypominam sobie święta Bożego Narodzenia, gdy siedzieliśmy w czwórkę w tym salonie. W kominku trzaskały płomienie, mama grała kolędy na gitarze i wszyscy wspólnie śpiewaliśmy. Ja i tata raczej mruczeliśmy pod nosem, ponieważ nie mamy talentu muzycznego, natomiast moja mama była prawdziwą gwiazdą. Oliwka również pięknie śpiewała jak na swój wiek, do tego często ćwiczyła z babcią, więc nie mam wątpliwości, że jeżeli tylko będzie tego chciała, będzie mogła odnieść sukces. Możliwe, że nawet nie będę musiał rozmawiać z odpowiednimi ludźmi, co oczywiście zrobiłbym, gdyby Króliczek tego potrzebował.
Siadam na fotelu naprzeciwko ojca.
– Co ustaliliście? – pyta.
Nie rozmawiałem z nim wcześniej o sytuacji w Krakowie, ale jak widać już o wszystkim wie. Chyba że pyta o nieznajomą, która kręci się przy Oliwce, jednak w tym przypadku nie mam mu jeszcze nic do powiedzenia.
– Zależy, o co pytasz…
– O wszystko. Kraków i Oliwkę.
– W Krakowie temat jest załatwiony – zaczynam, bo tutaj naprawdę mam co powiedzieć. – Dragon wreszcie dorwał tych, którzy porywali dzieci. Chyba wszystkie udało im się odbić, choć tutaj nie mogę mieć pewności, bo prawdę mówiąc, nie mamy pojęcia, ile faktycznie zostało uprowadzonych. Wiedzieliśmy o sześciorgu, ale kiedy ludzie Dragona wbili do ich kryjówki, było tam aż dziesięcioro dzieciaków – kiedy mówię, moje mięśnie mimowolnie się napinają. Staram się hamować wściekłość, ale jeżeli chodzi o najmłodszych, nie jest mi z tym łatwo. – Dragon ma się zająć odstawieniem ich do rodzin.
– A co z tymi, którzy za tym stali?
– Zdążyli uciec. Nie wiemy, czy sami, czy udało im się wywieźć jakieś dziecko, ale tego już się chyba nie dowiemy. Dragon powiedział, że nie zamierza ich ścigać, a ja też nie chcę się w to angażować, jeżeli nie muszę.
– Będą szukali kolejnego miejsca, w którym mogliby działać – mówi zamyślonym głosem tata. – Jeżeli wywozili je lub chcieli je wywieźć na Zachód, prawdopodobnie będą próbowali działać bliżej granicy. Mogą wejść do nas – kiedy kończy, spogląda na mnie.
– Ostrzegłem już chłopaków i jesteśmy w kontakcie z Buldogiem. Ma dać znać, gdyby cokolwiek zaczęło się dziać. Obronimy nasz teren – zapewniam, a tata kiwa głową.
– Porozmawiam z twoją matką – unosi rękę, żeby mnie uciszyć, kiedy chcę zaprotestować. – Musi wiedzieć, że cokolwiek może grozić Króliczkowi. To ona najczęściej spędza z nią czas, więc powinna być przygotowana na wszelki wypadek. Mówiła, że jakaś nowa kobieta jest w przedszkolu – tata bardzo szybko przechodzi do kolejnego tematu.
– Oko miał ją sprawdzić. Właśnie chciałem do niego pojechać i wszystkiego się dowiedzieć. W najbliższe dni powinienem mieć trochę więcej wolnego, to postaram się odbierać Oliwkę z przedszkola i jej się przyjrzeć.
Mój tata ponownie kiwa głową.
– A inne sprawy? – pyta po krótkiej chwili.
– Wszystko układa się perfekcyjnie.
– Co z transportem z Brazylii?
– Powinien dotrzeć do nas w okolicach połowy października. Biorę poprawkę, że może to być bardziej początek lub bardziej koniec. Ahmed jest w kontakcie ze Sterem i jak na razie wszystko idzie zgodnie z planem.
– Dobrze – mówi tata, ponownie kiwając głową.
Nie uśmiecha się i nie chwali mnie, ale poznaję po nim, że jest zadowolony. Wiem, że gdybym miał jakieś problemy, natychmiast zapomniałby, że jest na emeryturze, i od razu wrócił do interesu. Jego ludzie, bo mój tata ciągle ma swoich ludzi, pewnie również nie mieliby problemu, aby ponownie wkroczyć do akcji.
Tata przekazywanie interesów zaczął powoli. Najpierw oddał mi jeden temat, za który byłem w pełni odpowiedzialny. Po jakimś czasie dorzucił kolejny i systematycznie przejmowałem wszystko. Ahmed i Blizna są moimi przyjaciółmi od dziecka, więc logicznym było, że to oni stali się moimi najbliższymi współpracownikami, natomiast doradcy ojca razem z nim postanowili wycofać się z interesu. Rodzina jednak o nich nie zapomina i mimo że już nie są zaangażowani, co miesiąc osobiście wypłacam im „emerytury”. Nie są to może wielkie środki, ale wystarczające.
Żegnam się z tatą i w pośpiechu jadę do Oka. Mistrz kamuflażu mieszka w starej kamienicy w niezbyt przyjaznej części Poznania. Nie przepadam za tym miejscem, ponieważ w powietrzu unosi się zapach śmieci i uryny, a bezdomnych alkoholików można spotkać praktycznie w każdej bramie.
Nie jestem ubrany elegancko, ale kiedy parkuję swoim mercedesem na jedynym wolnym miejscu parkingowym, pomiędzy rozklekotanym volkswagenem i rozpadającym się fiatem, przykuwam uwagę. Dwóch meneli natychmiast mnie dostrzega.
– Panie kierowniku! – woła jeden z nich, kiedy obaj zbliżają się chwiejnym krokiem.
Wyciągam z kieszeni portfel, a z niego dwie dziesiątki. Podaję po banknocie każdemu z nich.
– Dziękujemy, kierowniku! – mówi do mnie, oglądając swój banknot. – Złoty człowiek z kierownika.
Nic im nie odpowiadam, tylko lekko kiwam głową i odchodzę. Oglądam się jeszcze przez ramię, aby skontrolować, czy wszystko w porządku. Kręcą się obok mojego samochodu, co wzbudza we mnie lekki niepokój. Doświadczenie jednak podpowiada mi, że nie mam się czego bać.
Wchodzę na klatkę schodową, gdzie witają mnie odrapane ściany i połamane w wielu miejscach drewniane poręcze. Oko mieszka na najwyższym piętrze, więc szybkim krokiem pokonuję kolejne schody, by jak najszybciej się do niego dostać.
Nie zapowiedziałem się wcześniej, ale Bartek nie jest zaskoczony moim widokiem. Z ulgą wchodzę do mieszkania i mam wrażenie, że znalazłem się w zupełnie innym świecie.
Wszystko lśni czystością. Białe ściany i jasne panele nadają wnętrzu świeżości, co kontrastuje z brudem klatki schodowej. Wszystkie pomieszczenia są olbrzymie, mają w sobie mało mebli, ponieważ Oko ceni sobie przestrzeń.
Przechodzimy do jego gabinetu, w którym poza kanapą, na której najczęściej zasiadam z Piotrem i Maciejem, znajduje się składające się z trzech części biurko. Oko siada na znajdującym się w środku obracanym fotelu, a wokół niego ustawiona jest masa monitorów i innych sprzętów, których nawet nie znam.
Mężczyzna wstukuje coś na klawiaturze, porusza myszką, a później znowu coś wklepuje. Na ekranie wyświetla się zdjęcie kobiety z przedszkola, a obok niego informacje na jej temat. Wstaję z kanapy i podchodzę bliżej, żebym mógł wszystko przeczytać.
Natalia Sikora, lat dwadzieścia pięć. Pracuje w bibliotece oraz jako pomoc doraźna w przedszkolu, do którego uczęszcza Króliczek. To wyjaśnia, dlaczego kobieta nie ma problemu, aby się tam kręcić.
Oko coś wstukuje i wyświetla kolejne informacje, tym razem na temat jej rodziny oraz przyjaciół. Niedługo później wydaje mi się, że wiem na jej temat wszystko, i oceniam, że nie stanowi ona zagrożenia. Natalia nie ma żadnych powiązań z grupą z Krakowa.
– Coś jeszcze, co powinienem wiedzieć? – pytam, kiedy ponownie siadam na kanapie.
– Jej tata pożyczył od nas pieniądze – mówi Bartek.
Czasem zdarza nam się komuś pomóc, gdy banki odmawiają mu kredytu. Oczywiście liczymy sobie wtedy wysoki procent, a nasi ludzie z niezwykłą skutecznością ściągają długi, jeżeli ktoś się ociąga. Jeżeli ojciec Natalii pożyczył od nas pieniądze, a Oko mi o tym wspomina, natychmiast domyślam się, że jest problem ze spłatą.
– Wiesz, na co ich potrzebował?
– Brat Natalii miał kilka lat temu wypadek, w wyniku którego został sparaliżowany. Pieniądze miały pomóc w leczeniu i rehabilitacji i, jak udało mi się ustalić, chłopak stanął już na nogi.
– Podejrzewasz, że kobieta chce zbliżyć się do Oliwki, aby w ten sposób pomóc ojcu w spłacie długu? – pytam, a Oko wzrusza lekko ramionami.
– Nie wiem, jakie są jej motywacje. Obserwowałem ją, odkąd mi kazałeś, zhakowałem jej telefon i podsłuchiwałem jej rozmowy, przeczytałem esemesy… – urywa na moment, próbując sobie coś przypomnieć. – Wygląda na to, że ona nie ma pojęcia o niczym. Nie wie, skąd jej tata miał pieniądze ani że jej brat znów chodzi. Nic nie wie.
Oko kończy, ale poznaję po jego minie, że ma mi coś jeszcze do powiedzenia, tylko nie bardzo wie, jak ma to zrobić. Daję mu chwilę, ale nie wygląda, jakby zamierzał podjąć temat.
– Czego mi nie mówisz? – pytam w końcu.
– Nie mogę być pewny, bo części rzeczy samemu musiałem się domyślić, ale ona cię zna. To znaczy, wie, kim jesteś – dodaje szybko Oko, a ja przewracam oczami. Sporo osób w Poznaniu wie, kim jestem. – Wpadliście kiedyś na siebie w klubie. Jakieś… pięć lat temu.
Cofnięcie się pamięcią o pięć lat jest wyzwaniem, ale próbuję to zrobić. W ostatnim czasie pojawiam się w takich miejscach, żeby załatwiać interesy, ale kiedyś faktycznie przychodziłem się pobawić. Prawdopodobnie było wiele kobiet, na które wpadłem, więc raczej nie ma opcji, abym przypomniał sobie tę Natalię.
– Udało mi się zdobyć nagranie… – kontynuuje Bartek, ale urywa, kiedy dostrzega moje spojrzenie.
Natychmiast odwraca się do swojego sprzętu, przez moment coś wklepuje, po czym na ekranie wyświetla się obraz z kamery z naszego lokalu. Nie wiedziałem, że przechowujemy tak długo zapisy z monitoringu, ale też wcale bym się nie zdziwił, gdybyśmy ich jednak nie przechowywali, a Oko w jakiś magiczny sposób je wyczarował.
Na ekranie widzę siebie z Eweliną. Moje wkurwienie momentalnie rośnie, gdy widzę tę kobietę. Nawet nie wiem, co wtedy w niej widziałem. Chciałem się zabawić, ale jakoś przeciągnęła nam się ta zabawa. Był nawet moment, gdy myślałem, żeby związać się z nią na poważnie, ale właśnie wtedy dowiedziała się, że jest w ciąży, i poprosiła mnie o pieniądze na jej usunięcie.
Moje rozmyślania zostają przerwane, ponieważ na ekranie dostrzegam wreszcie Natalię. Faktycznie wpadamy na siebie, przez moment się sobie przyglądamy, nawet coś mówię, po czym odchodzę z Eweliną. Próbuję odtworzyć ten wieczór i to spotkanie w mojej pamięci, ale nie jest to łatwe.
– Możesz zgrać mi nagrania z tego wieczoru? – proszę Oko, a on potakuje. Kilka minut później mam już zgrane filmy na pendrive’a. – Jest coś jeszcze, czego mi nie mówisz? – pytam.
– Wydaje mi się, że laska ma na twoim punkcie obsesję – mówi niepewnie.
Wiele bym dał, żeby zobaczyć w tym momencie swoją minę. Jestem w takim szoku, że nawet nie wiem, jak mam zareagować na to, co właśnie usłyszałem.
– Możesz rozwinąć?
– No, często gada ze swoją kumpelą, tą, co w przedszkolu pracuje, że by chciała cię spotkać i żebyście byli razem. Z tego jednak, co wiem, nie ma pojęcia, że Oliwka to twoja córka.
Nie wiem, co powinienem z tym zrobić. Muszę coś wymyślić, aby się jej pozbyć. Jeżeli w tym wszystkim chodzi o mnie, to może wystarczy, że ją przestraszę i pokażę, że wcale nie jestem takim super facetem, jak pewnie jej się wydaje. Będę musiał załatwić tę sprawę.
– Obserwuj ją dalej – polecam, a Oko w odpowiedzi kiwa głową. – I kontroluj jeszcze sprawę z Krakowa. Wygląda na to, że tam się wszystko uspokoiło, ale chcę mieć pewność, że nie przenieśli się do nas.
– Mam pilnować Krakowa czy Poznania i Wielkopolski? – dopytuje. – Głównie nasz teren, ale sprawdzaj też od czasu do czasu, czy w Krakowie problem nie wrócił.
– Tak jest, szefie! – młody salutuje jak żołnierz przed generałem. Kiedy kilka minut później wychodzę z kamienicy, dwóch meneli wciąż kręci się przy moim aucie. Machają do mnie, gdy mnie zauważają.
– Panie kierowniku, wszystko w porządeczku, autko przypilnowane – mówi jeden z nich, a ja, chcąc nie chcąc, ponownie wyciągam banknoty i im wręczam.
Czterdzieści złotych to bardzo niska cena za bezpieczeństwo mojego samochodu w takiej dzielnicy.ROZDZIAŁ 3
_Mateusz_
KILKA DNI WCZEŚNIEJ
Na wyświetlaczu mojego telefonu pojawia się nieznajomy numer. Przesuwam zieloną słuchawkę i przykładam aparat do ucha.
– Słucham? – pytam spokojnym tonem, choć zaczynam odczuwać lekki niepokój. Chyba zdaję sobie sprawę, kto do mnie dzwoni, jeszcze zanim osoba po drugiej stronie się odzywa.
– Chcemy rozejmu – mówi mężczyzna. – Jesteśmy w impasie, co ani nam, ani wam nie służy, więc może pora, abyśmy zaczęli ze sobą współpracować lub chociaż sobie nie przeszkadzać.
– Wjechaliście bez pytania na nasz teren i spodziewaliście się, że będziemy was tolerować? – mój ton jest opanowany, co wiele mnie kosztuje. Nie chcę jednak okazywać zdenerwowania, więc pozwalam sobie tylko na zaciśnięcie pięści.
– Proponuję rozejm. Przymknijcie oko na naszą działalność, róbcie swoje i po prostu nie wchodźmy sobie w paradę.
– Nie mam takiego zamiaru. Wykurzymy was stąd…
– Myślę, że się dogadamy – wchodzi mi w słowo. – Przemyśl sobie moją propozycję. Masz trzy dni, żeby do mnie oddzwonić i powiedzieć, że się zgadzasz na moje warunki.
– A jeśli nie?
– Znajdę sposób, aby cię przekonać.
Mężczyzna się rozłącza, a ja rzucam telefonem o ścianę. Sprzęt z trzaskiem upada na posadzkę, rozpadając się na części. Mogę się odgrażać, ale tak naprawdę nie mam pojęcia, co zrobić, aby dorwać tych drani.
„Znajdę sposób, aby cię przekonać” – ponownie rozbrzmiewają mi w głowie jego słowa. Sztywnieję, gdy zaczynam rozumieć, co chciał przez to powiedzieć. Moje wkurwienie osiąga absurdalnie wysoki poziom. Choć nie widzę się w lustrze, czuję, że w moich oczach pojawiła się żądza mordu. Kimkolwiek był ten typ, który do mnie zadzwonił, nie ma pojęcia, że tym jednym zdaniem wydał na siebie i swoich ludzi wyrok śmierci.
I teraz już wiem, jak się do niego dostać.
(\_/)
Denerwuję się. Razem z Ahmedem i Blizną zaplanowaliśmy wszystko od początku do końca. Przeanalizowaliśmy miliardy scenariuszy. Wydaje się, że nic nie może nas zaskoczyć, ale nie jestem idiotą i doskonale wiem, że zawsze może wydarzyć się coś, czego nie przewidzieliśmy.
Siedzę w furgonetce, w której Oko rozłożył swój sprzęt. Na licznych monitorach widzę nagrania z kilku dronów, którymi sterują siedzący po mojej prawej stronie ludzie. Kolejni rozstawieni są po Poznaniu, a najwięcej ich jest w pobliżu przedszkola Króliczka. W ręce ściskam telefon komórkowy. Na jedno ucho założoną mam słuchawkę, w której nasłuchuję dźwięków z aplikacji szpiegowskiej.
Widzę, co dzieje się wokół budynku, w którym znajduje się moja córka, i mogę usłyszeć, co dzieje się wewnątrz. Powtarzam sobie, że wszystko jest w porządku, że nam się uda, ale stres nie chce mnie opuścić. W mojej głowie pojawia się myśl, że popełniam błąd, że nigdy więcej nie zobaczę Króliczka. Staram się odgonić od siebie ten strach, ale im bardziej próbuję to zrobić, tym silniej narasta.
– Uspokój się – szepcze do mnie Blizna, ale nawet on nie jest dzisiaj w pełni opanowany. Spoglądam na Ahmeda, który nie odwraca wzroku od monitora. – Uda się – przekonuje mnie Maciej, a ja kiwam głową.
Zaciskam pięści, biorę dwa głębokie wdechy i odzyskuję spokój. To nie czas i miejsce na panikę. Jeden mój błąd może zaprzepaścić wszystko. Teraz muszę być czujny, gotowy na wszystko. Nie ma miejsca na emocje. Im pozwolę dojść do głosu, kiedy będzie już po wszystkim.
– Idzie – informuje nas Ahmed, a wtedy wszyscy przysuwamy się jeszcze bliżej monitorów.
W tym momencie już każdy jest skupiony na swojej pracy. Nie spuszczamy wzroku ze zbliżającej się do przedszkola Natalii. Kiedy znika we wnętrzu budynku, mamy ostatnią chwilę wytchnienia, z której jednak nikt nie korzysta. Adrenalina krąży w naszych żyłach z takim natężeniem, że mam wrażenie, że całkowicie zastąpiła krew.
Mija kilka, może kilkanaście minut, zanim Natalia wychodzi wraz z Oliwką. Moja córka jest radosna. Powtarzam sobie, że nie mogę pozwolić dojść do głosu uczuciom. Mój plan się powiedzie. Musi się powieść.
Operator dronu kieruje nim w taki sposób, żebyśmy cały czas mieli tę dwójkę na widoku. Jestem trochę zdziwiony, że nie orientują się, że są obserwowane. Wchodzą w wąską uliczkę, a kiedy wychodzą z drugiej strony, mam ochotę przybić piątkę Ahmedowi i Bliźnie. Wszystko dzieje się dokładnie tak, jak zaplanowaliśmy.
Niemal dostaję zawału serca, kiedy moja córka gubi pluszowego króliczka. Chwilę później pękam z dumy, ponieważ udaje jej się wyrwać oprawcy, a następnie odzyskuje zabawkę i mocno ją ściska. W słuchawce słyszę wszystko, co porywacze do niej mówią. Spoglądam na wyświetlacz swojego telefonu, by upewnić się, że czerwony punkcik na mapie wciąż się świeci.
Podczas planowania wszystkiego z Ahmedem i Blizną przewidzieliśmy scenariusz, w którym Oliwka zapomina króliczka z przedszkola lub gubi go po drodze. Mimo to oddycham z ulgą, że maskotkę wciąż ma przy sobie, gdy wraz z Natalią zostają wywiezione gdzieś busem firmy kurierskiej.
Nasza furgonetka również rusza z miejsca. Trzymamy się w sporej odległości od samochodu, który śledzimy, ale jednocześnie na tyle blisko, aby nasze drony mogły obserwować trasę z powietrza.
Nasz kierowca prowadzi zgodnie z wytycznymi pilota, który jednocześnie kontroluje udostępniony mu obraz mapy z mojego telefonu i nagrania z kamer dronów. Ahmed dodatkowo sprawdza, czy poruszamy się w odpowiednim kierunku, natomiast Blizna już przesyła wskazówki naszym ludziom.