- W empik go
Królobójcy - ebook
Królobójcy - ebook
„Królobójcy” to sensacyjna, z pasją napisana historia życia i śmierci 26-ciu carów i imperatorów rosyjskich. Krew leje się strumieniami; wymyślne, zwyrodniałe metody uśmiercania kolejnych monarchów przeplatają się w tym dziele z opisami ich nie mniej oryginalnych obyczajów seksualnych.
Na kim naprawdę skończyła się dynastia Romanowów; ilu kochanków miała Katarzyna II; kto został pochowany w cesarskim grobowcu zamiast Aleksandra I; dlaczego Iwan Groźny i Piotr Wielki zamordowali swoich synów; dlaczego Mikołaj I popełnił samobójstwo; czy Mikołaj II był rodowitym Niemcem?
To tylko kilka z dziesiątków pytań, na które znajdujemy odpowiedź w książce. Możemy tu także przeczytać wstrząsający opis zamordowania przez Czeka w Jekaterynburgu ostatniego imperatora Wszechrosji wraz z całą rodziną. Autor bowiem w kilkadziesiąt lat po napisaniu książki dopisał jej epilog, w którym stara się udowodnić tezę, iż Lenin był agentem na usługach Cesarstwa Niemieckiego.
Sensacyjna tematyka oraz barwna narracja powodują, że dzieło to czyta się dosłownie jednym tchem.
Kategoria: | Biografie |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-61297-85-7 |
Rozmiar pliku: | 758 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
U podnóża cywilizacji, w mglistych śladach prehistorii, w kształtowaniu się wyobrażeń o Bogu, o władzy, o uleganiu słabego silnemu, ociężałego zwinnemu, prostodusznego przebiegłemu, w pierwszej walce dwóch ludzi o żer, o samicę, o leże, w pierwszym błysku rozumu szukać trzeba królobójstwa. A potem iść w górę i jeno śladów krwi patrzeć. A śladami tymi przebyć można z łatwością całą otchłań czasu, dzielącą naszą erę od epoki człowieka jaskiniowego, kamienia łupanego i kamienia gładzonego. I nie tylko ślady krwi będą nicią Ariadny w labiryncie rodowodu królobójstwa, ale bodaj nieodłącznym, ponurym zgrzytem, towarzyszącym każdemu dźwignięciu się cywilizacji, każdemu zlaniu się rodzin w klan, klanów w plemię, plemion w naród, narodów w państwo, każdemu poprawianiu czy ulepszaniu machin władania, każdemu starciu kultur, idei, poglądów, haseł wiodących ludy.
Upłynęły wieki walk bratobójczych, upłynęły tysiące lat na ciężkim dorobku myśli. (...) W górze burza szaleje – człowiek burzy szuka w przyziemnym szmerze. I ten sam człowiek, targnięty rozpaczliwszym tonem „nie zabijaj” – porusza się gwałtownie i potępia wojny, i znosi kary śmierci, i już robakowi rad by darować życie. I ten sam człowiek ze zgrozą i oburzeniem rozpatruje księgi dziejów, które dlań są zawsze bardzo dawne. I ten sam człowiek, na samo wspomnienie mostu Dei Sospiri, kędy wleczono skazańców politycznych przed senat Wenecji blednie. I ten sam człowiek płacze nad dumnym bólem Marii Antoniny, rzucającej tłuszczy rozbestwionej i rzeczącej, piękne słowa: – Jeżeli nie szanujecie zdetronizowanej królowej – uszanujcie matkę nieszczęśliwą! I ten sam człowiek z zimnym dreszczem patrzy na bladą twarzyczkę królewicza, widzi krwawofioletowe sińce na obumierającym ciałku Delfina i nie ma dość silnej katuszy dla podłej postaci nikczemnika szewca, kata anielskiego dziecięcia.
I zawsze ten sam człowiek wzdryga się na zgniłą ciemność lochów kastylijskich, kona razem z Marią Stuart, nienawidzi Elżbiety z Schillerem, ma z nią wyrozumiałość dla Essexa, z Brutusem poszedłby na Cezara, ale, po mowie Antoniusza korci go, żeby i Brutusowi się dostało, a dla Giordana Bruno rad by mieć cud, który wydobyłby go z autodafe, niby młodzieńców z pieca Nabuchodonozora. I ten sam człowiek sypia z ulgą, że wyginął ród feudalnych rozbójników i krwiożerczych tyranów, tych nielitościwych Rzymian i tych biednych, męczonych chrześcijan i hugenotów, mordowanych ryczałtem, i królewien, ginących na szafocie, Żelaznej Maski Sinobrodego i klamer inkwizycyjnych, palów i trucizn ukrytych w pierścieniach włoskich, i takich fanatyków, jak Ravaillac i Massalin, Batorówien i Medyceuszów, i wszystkich tych widm przeszłości. I ten sam człowiek śpi i śni. Śni, że pochodnia jego wielkiej cywilizacji, jego idei potężnej ogarnęła świat cały, że już lada sekunda przejmie nawet dziewicze lasy Afryki, że Europą zapłonie dzicz Azji, że Europa zacznie się na każdym skrawku Oceanii! Ach, bo Europa! – Przyjemnie być Europą...
I ten sam człowiek budzi się – budzi do mordu belgradzkiego! Ach, ta Draga, biedna Draga! Podobno pastwili się nad nią. Ciała króla i królowej wywlekli przed Konak, sponiewierali! Co za okropna noc! Strzały, przekleństwa, zbliża się łomot wysadzanych drzwi... Para królewska chce uciekać, wzywa ratunku, daremnie. Wierni słudzy padają jeden po drugim. Aleksander z Dragą kryją się w fałdach portiery. Takie kurze schronisko to nawet zabawne – gdyby nie było straszne, och, bardzo straszne – biedni oni! Jeszcze chwila i półpijana zgraja, rozbestwiona krwią, rzuca się, poniewiera, znęca. Dradze pierś odcięli! Kobiety nie oszczędzili – zbrodniarze! I... i... to oficerowie! Tak, ale na szczęście jest Europa! I Europa się oburza, Europa potępia, Europa ho – ho – ho! Cała prasa w jedną uderzyła surmę, surmę bojową, wszystkie mocarstwa odwołały ambasadorów – gore zabójcom. Lecz z Genewy wyjrzał zapomniany Piotr Karadżordżewicz. Niech żyje król! Właściwie Draga była lekkiego prowadzenia, Aleksander zaś był neurastenikiem i alkoholikiem... Dostał kosza od greckiej królewny.
Niech żyje Piotr! Karadżordżewicze dawny ród, stary ród. Karadżordżewicz dziad był synem chłopa i u chłopów serbskich został księciem. Karadżordżewicz syn (Aleksander) w roku 1871 został oskarżony o udział w zamordowaniu księcia Michała Obrenowicza i skazany na dwadzieścia lat więzienia przez sąd serbski i na osiem lat więzienia przez sąd węgierski. Karadżordżewicz wnuk (Piotr) póty spiskował, aż osiadł na tronie. On teraz porządek w Belgradzie uczyni, on morderców ukaże. Niech żyje Piotr! Piotr zjechał do stolicy, pożyczył milion franków na koronację, z mordercami jest w komitywie, ale za to na dyplomatyczne audiencje i obiady nie wpuszcza! – wszak Europa!
Nowa okropność, ale już niesłychana. – Fougère! Biedna Fougère! Mój Boże! Taka młoda! Taka piękna! Uduszona... Okradziona... Człowiek w tajemniczym „meloniku” – kabalistyczna depesza. Miała smutne przeczucie. Och – Fougerka! Co za jedna?! Dama! Półdama, jeśli o to chodzi. Najprzyjemniejsza zresztą osóbka, łatwa w obejściu, szyk Aix le bain’u. Robiła co mogła. Zagryzła dwóch senatorów? Jakżeż mogła zagryźć! Czyż może być coś twardszego od starego senatora. Odebrała im trochę niepotrzebnej gotówki, no i dalej radziła sobie... I jakiej śmierci doczekać! Jest zbrodniarz Girat i wspólniczka służąca – cóż to za służące wyradzają się w Europie – i jeszcze jakiś opryszek! I jadą już do Kaledonii na galery. Dziwna względność przysięgłych! Powinni wisieć! I Girat jest na galerach za udział w mordowaniu Fougère.
Aleksander Karadżordżewicz także miał galery za udział w zamordowaniu Michała Obrenowicza. Syn Girata, gdyby był najuczciwszym człowiekiem, miałby co najmniej wstęp wzbroniony do dbającej o opinię rodziny – syn Karadżordżewicza zaś nie tylko może spiskować i „brać udział”, ale odprawiać wjazd do stolicy. Dlaczego? – dlatego, że syn Karadżordżewicza nie kusił się o nędzną biżuterię ladacznicy, tylko kandydował do skarbu serbskiego. Dlatego, że Girat chciał się zadowolić panowaniem nad jednym lokajem i jedną kucharką, podczas gdy Karadżordżewicz postanowił mieć dużo lokajów, dużo kucharek, dwór i poddanych stale dostarczających pieniędzy. Czy to są paradoksy?! – Nie, to jest pospolity mózg współczesny i to mózg znający się na logice, na etyce, na prawach człowieka i na wielu jeszcze podobnie ważkich zagadnieniach. Przyznać należy, iż mózg ten z całym natężeniem szuka już nie Archimedesowego punktu oparcia, lecz bodaj zgoła fantastycznego założenia, które byłoby złagodzeniem kontrastów, rozsadzających go, miażdżących. – Zabicie człowieka jest zbrodnią! – głosi żelaznym głosem mózg nowoczesnego Likurga i dodaje – ale, jeżeli zabicie człowieka warunkuje się potrzebą setek, milionów ludzi, jeżeli zabicie człowieka może podźwignąć ideę, wielką sprawę, jeżeli... Wariantów „jeżeli” nowoczesny Liturg może taką nieskończoność ułożyć, jaką nieskończonością zmierzyć się da całą istniejącą, przeszłą i przyszłą ludzkość. I nowoczesny Likurg, mimo żelaznej postawy, wyświęcającej zabójstwo, daje mu i obywatelstwo, i opiekę, i błogosławieństwo. Taki układ ze zbrodnią Katon nazwał nikczemnością, lecz przedtem uwiązłby na samym zastanowieniu się nad tym, co zbrodnią jest w ogóle. Bo na to pytanie każde stulecie, każde pokolenie danego narodu, musiałoby dać inną odpowiedź.
Ale jeżeli zabójstwo w ogóle znajduje jakie takie skrystalizowane potępienie u prawodawców, jeżeli przewidziane zostało we wszystkich swych rodzajach pobudek i celów i podzielone dokładnie skalą należnego podziału wymiaru sprawiedliwości, to królobójstwo, w najszerszym tego słowa znaczeniu, pozostało w mrokach, w których gasną promienie kultury, do których nie sięga dotąd cywilizacja, które bronią się każdej etyce, każdej moralności, każdemu cieplejszemu promieniowi uczuć.