Facebook - konwersja
Przeczytaj fragment on-line
Darmowy fragment

  • nowość
  • promocja

Królowa dram - ebook

Format:
EPUB
Data wydania:
18 listopada 2025
3222 pkt
punktów Virtualo

Królowa dram - ebook

Czy zdarzyło Ci się kiedyś marzyć o byciu szczuplejszą, piękniejszą, bardziej perfekcyjną? Eliza marzy dokładnie o tym samym… tylko że jej życie wymknęło się spod kontroli i wygląda zupełnie inaczej, niż to sobie zaplanowała. Na co dzień gra rolę lojalnej BFF – mistrzyni od ogarniania problemów wszystkich swoich przyjaciół (przynajmniej tak jej się wydaje). Ale jej własny świat? Cóż, totalna masakra.

Miłość, praca, przyjaciele (czy na pewno nimi są?), rodzina, która nie akceptuje jej życia w stolicy. I właśnie wtedy przychodzi moment olśnienia: jak sama mówi, skoro życie „ucieka jej przez dłonie”, podejmuje decyzję, która zmienia wszystko – napisze książkę. Tyle że nie o sobie, lecz o życiu swojego przyjaciela Adasia. Czy to ją uratuje? Czy pogrąży jeszcze bardziej? Poznaj polską Bridget Jones, królową pomyłek, przekręceń i dram – bo przecież każdy kraj zasługuje na swoją Bridget!

Ta publikacja spełnia wymagania dostępności zgodnie z dyrektywą EAA.

Kategoria: Obyczajowe
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8310-903-9
Rozmiar pliku: 1,2 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Marze­nia mają swoją cenę i czę­sto oka­zuje się ona wyż­sza, niż się spo­dzie­wasz. Eliza wkra­cza na drogę usłaną nie różami, lecz kol­cami, pełną bólu i trud­nych wybo­rów. Ale nie myśl­cie, że jest tylko smutna strona medalu, wręcz prze­ciw­nie! Jestem pewna, że będzie­cie przy niej pła­kać… ze śmie­chu! To wyjąt­kowa histo­ria o pasji, przy­jaźni i nie­zwy­kłej odwa­dze, o tym, by wal­czyć, gdy świat mówi „nie”. Czy odwa­żysz się zanu­rzyć w rze­czy­wi­sto­ści dziew­czyny i prze­żyć razem z nią tę nie­zwy­kłą podróż?

Alek­san­dra Gustaw-Wój­to­wicz, @love_ksiazkowe

Ory­gi­nalne i cza­sem mocno gro­te­skowe spoj­rze­nie na współ­cze­sną „war­szafkę”. Główną boha­terkę można poko­chać albo znie­na­wi­dzić. Wybór jest Wasz!

Alek Rogo­ziń­ski

To nie jest kolejna histo­ria o per­fek­cyj­nej dziew­czy­nie. To opo­wieść o emo­cjach, które każda z nas zna: wstyd, pra­gnie­nie, zazdrość, miłość i głód – nie tylko na słod­kie. Praw­dziwa do bólu, śmieszna do łez.

Anna Nata­lia Kola­siń­ska-Szem­raj, „Roz­mowy w dre­sie”ROZDZIAŁ I

I am beau­ti­ful no mat­ter what they say,
Words can’t bring me down,
I am beau­ti­ful in every sin­gle way,
Yes, words can’t bring me down.

Chri­stina Agu­ilera, _Beau­ti­ful_

– Może cia­steczko do kawki? Mamy fan­ta­styczną bezę z tru­skaw­kami. Będzie świet­nie paso­wać. Albo ser­ni­czek z białą cze­ko­ladą. Naprawdę jest prze­pyszny.

– Nie powin­nam – rzu­ci­łam nie­śmiało.

Robiła to spe­cjal­nie, widzia­łam w jej oczach. Zawsze to robi. Prze­cież chcę się tylko napić kawy, dla­czego za każ­dym razem pro­po­nuje to okropne cia­sto? No dobra, nie jest okropne, jest obłędne. Od dwóch mie­sięcy nie mogę się mu oprzeć, cho­ciaż zawsze obie­cuję sobie, że tym razem powiem „nie”. Dasz radę, Elizka, jesteś silną, aser­tywną kobietą. Wcale nie musisz go jeść. Prze­cież już wiesz, jak sma­kuje…

– To jak? – powtó­rzyła kel­nerka. – Kawa­łe­czek? Beza czy ser­nik?

Widzia­łam, jak kpi ze mnie! Na pewno myślała sobie: „Jesteś taka gruba, że pochło­nę­ła­byś cały tort”. Uśmie­chała się zachę­ca­jąco, ale już ja znam takie wydry, co śmieją się w duchu, licząc, że jeśli wszyst­kie ich klientki będą pulchne, to pozbędą się kon­ku­ren­cji na rynku hot sin­gie­lek.

– Naprawdę nie powin­nam. – Toczy­łam wewnętrzną walkę. Weź­miesz czer­woną pigułkę, zosta­niesz w świe­cie, w któ­rym się uro­dzi­łaś, z kolei nie­bie­ska pozwoli ci wejść do Matrixa, gdzie poznasz prawdę o samej sobie. Zaraz, co ja pie­przę! Jaki Matrix! Praw­dziwe piękno kryje się we mnie i żadne ciastko mu nie zaszko­dzi. A zresztą, nie posło­dzę cap­puc­cino. – To może jed­nak bezę – odpo­wie­dzia­łam. – Ale malutki kawa­łe­czek.

– Świetny wybór – ucie­szyła się wydra. – Ja wczo­raj zja­dłam trzy kawałki, taka była pyszna.

– Serio? I tak wyglą­dasz? – W wyobraźni wła­śnie doko­ny­wa­łam na niej egze­ku­cji. Blond loki tej chu­dej wydry oplo­tły jej szyję, nie pozwa­la­jąc jej zła­pać tchu. Boże, dla­czego mnie nie­na­wi­dzisz?! Czym zawi­ni­łam?!

– Tak już mają chu­dzielce – odparła, jakby nie czuła palą­cej nie­na­wi­ści w moim wzroku. – Kawka na zwy­kłym czy chu­dym?

– Chu­dym! – ryk­nę­łam nieco gło­śniej, niż zamie­rza­łam. Może die­te­tyczne mleko zrów­no­waży cho­ciaż pięć pro­cent kalo­rii, które wsunę w tej pięk­nej bezie, tak ocho­czo ofe­ro­wa­nej przez wydrę.

– Podam do sto­lika – odpo­wie­działa z uśmie­chem, prze­cho­dząc do robie­nia kawy.

Poczła­pa­łam w stronę sto­lika w kącie kawiarni. Uwiel­bia­łam Nero i ten sto­lik. Mia­łam tu widok na cały lokal, nikt mi nie prze­szka­dzał. Tak jak­bym była legal­nie nie­wi­dzialna, jakby nikt nie zauwa­żał ilo­ści pochła­nia­nych przeze mnie cia­stek. Dziś jed­nak będę miała towa­rzy­stwo. Musia­łam zna­leźć lep­sze miej­sce. Wybra­łam zatem kanapę na środku sali. W miej­scu, w któ­rym mnie oce­niano. Zawsze bałam się opi­nii innych. Nie byłam per­fek­cyjna. Bio­rąc pod uwagę, że stan­dardy per­fek­cyj­no­ści wyzna­cza Mał­go­sia Roze­nek, bli­żej mi było do Buki z _Mumin­ków_ niż do naczel­nej gwiazdy TVN-u.

Odkąd pamię­tam, zawsze byłam… duża. Uży­łam okre­śle­nia „duża”, bo chcę się poczuć lepiej. Krótko mówiąc, gruba. No cóż, trzeba nazy­wać rze­czy po imie­niu. Jestem zwy­czaj­nie gruba. Wła­ści­wie to nie wiem dla­czego. Wcale nie jem dużo. Okej, wię­cej niż inni, ale na­dal nie­dużo. Po pro­stu mam więk­szy ape­tyt na słod­kie. Choć oso­bi­ście uwa­żam, że nie to jest powo­dem moich dodat­ko­wych kilo­gra­mów. Osta­tecz­nie wydry jadły trzy kawałki bezy, a ja tylko jeden. Nie­któ­rzy tak mają, tyją od powie­trza. Tak, z tym zało­że­niem szłam przez życie. Po pro­stu jestem gruba i już. Mam ładną buzię, piękne, dłu­gie, kasz­ta­nowe włosy i wiel­kie brą­zowe oczy. No i dłu­gie rzęsy. Bar­dzo dłu­gie. Fakt, że sztuczne, ale kto by tam wni­kał w szcze­góły. Rzęsy to rzęsy, a czego bozia ci nie dała, to kosme­tyczka dosztu­kuje.

No dobra, skoro już o tym mowa, jestem jedną z tych _power girls_, które uwa­żają, że praw­dziwe piękno kryje się wewnątrz. Tego się trzy­ma­łam, cho­ciaż z tym wewnętrz­nym pięk­nem też róż­nie bywało. Osta­tecz­nie dopiero co chcia­łam doko­nać mordu na wydrze. Ale jak to mówią, _nobody is per­fect_. Aha, skoro o wydrach już mowa, ta zawsze była na mojej czar­nej liście. Kobiety z zało­że­nia są wredne. No chyba że są Gosią Roze­nek, to wtedy nie… ale ogól­nie rzecz bio­rąc, są! Obga­dują, śmieją się z cie­bie w duchu i pod­su­wają ciastka grub­szym od sie­bie.

To nie tak, że nie mam kole­ża­nek. Mam, ale selek­tyw­nie dobie­ram przy­ja­ciół, głów­nie to geje. To ide­alna alter­na­tywa przy­ja­ciółek. Nie zazdrosz­czą, nie pod­bie­rają face­tów, mają prawo być ład­niejsi, no i w ich oczach ni­gdy nie jesteś za gruba. Powie­dzia­ła­bym nawet, że im grub­sza, tym lep­sza… Hm, nie brzmi to dobrze. Muszę to wykre­ślić. Reasu­mu­jąc, geje są super! I dobrze mieć ich w swoim oto­cze­niu. Nie wie­dzieć czemu, z les­bij­kami bywa trud­nej… no ale to jed­nak kobiety. A o kobie­tach już mówi­łam.

Moją naj­więk­szą pod­porą jest Adaś… Adaś jest cudowny, cho­ciaż prze­żył wiele. I choćby dla­tego zasłu­guje na sza­cu­nek. Adaś wyko­rzy­stuje co naj­mniej połowę swo­ich pokła­dów empa­tii. Jest moim wzo­rem walki o sie­bie. Wyrocz­nią w spra­wach życio­wych, a z kolei jego zwią­zek to speł­nie­nie marzeń o księ­ciu na bia­łym koniu. No, w moim przy­padku musiałby chyba przy­je­chać na wiel­błą­dzie. To Adaś nauczył mnie życia, tole­ran­cji i wiary w to, że nawet po naj­więk­szej burzy wycho­dzi słońce. I dla­tego to wła­śnie on miał ode­grać główną rolę w tym, co mogło odmie­nić moje życie o sto osiem­dzie­siąt stopni.

Cze­ka­łam na niego już od dzie­się­ciu minut, ale miał prawo się spóź­niać. Pra­co­wał w dużej fir­mie na Mor­do­rze, a zatem „Będę za dzie­sięć minut” nale­żało czy­tać jako „Spóź­nię się dwa­dzie­ścia”. Może to i lepiej. Nie wie­dzia­łam, czy jestem gotowa na tę roz­mowę, i nie mia­łam poję­cia, jak on zare­aguje na to, co mia­łam mu do prze­ka­za­nia. Adaś rzadko się zło­ścił. Ale gdy już wybu­chał, to z siłą ato­mówki. Dla­tego wola­łam się z nim umó­wić w miej­scu publicz­nym. Kto jak kto, ale on umiał się zacho­wać. Grze­gorz go tego nauczył…

– Podać cukier do kawy? – Z roz­my­ślań wytrą­ciła mnie chuda wydra, sta­wia­jąc przede mną gigan­tyczny kawa­łek bezy z tru­skaw­kami.

– Nie sło­dzę – odpar­łam z mściwą satys­fak­cją. Cho­ciaż sło­dzę, i to co naj­mniej dwie łyżeczki.

– Zazdrosz­czę! Ja pró­buję odsta­wić cukier, ale nie mogę się powstrzy­mać – odparła, po czym odwró­ciła się na pię­cie. Zaci­snę­łam szczęki tak mocno, że mia­łam wra­że­nie, że poła­mię sobie zęby. Już mia­łam wylać to gorz­kie, odtłusz­czone latte na te jej piękne blond loki, kiedy przede mną poja­wił się Adaś w bia­łej koszuli i ide­al­nie skro­jo­nej mary­narce. Wyglą­dał, jakby mnie nie pozna­wał.

– Wszystko w porządku? – Prze­krę­cił głowę i zmarsz­czył brwi.

Odpę­dzi­łam obraz kona­ją­cej wydry i spoj­rza­łam na sto­ją­cego przede mną przy­ja­ciela.

– Tak – odpar­łam, upi­ja­jąc łyk kawy. – Aua!

Gorące mleko wypa­liło mi pod­nie­bie­nie. Szybko odsta­wi­łam fili­żankę na spodek, dło­nią wie­trząc usta. Na twa­rzy Ada­sia zasko­cze­nie ustą­piło miej­sca naj­pierw prze­ra­że­niu, póź­niej zaś roz­ba­wie­niu, które rosło z każdą sekundą.

– No co! – rzu­ci­łam. – Gorącą mi podała.

Wydra tylko z nie­sma­kiem unio­sła swoje nary­so­wane kre­ską brwi. Widać, że sztuczne.

– Spóź­ni­łeś się. Zamó­wi­łam ci bezę. – Prze­su­nę­łam wielki kawa­łek cia­sta w jego stronę.

– Kogo chcesz oszu­kać? – Zaśmiał się. – Zamó­wi­łaś dla sie­bie. Jed­nakże będę tak miły i dotrzy­mam ci towa­rzy­stwa, zaraz sko­czę po swoją. Na począ­tek jed­nak się z tobą przy­wi­tam, o ile twoje usta już doszły do sie­bie.

– Nie chcesz wie­dzieć, co te usta potra­fią – odpo­wie­dzia­łam, cału­jąc go w poli­czek.

– Hahaha, nie wąt­pię, ale pamię­taj, że geje są w tym lepsi.

– Żebyś się nie zdzi­wił, mój drogi. – Prze­wró­ci­łam zalot­nie oczami, odgar­nia­jąc kosmyk wło­sów.

– Ład­nie wyglą­dasz. Zro­bi­łaś coś z wło­sami?

– Nie, nic, byłam tylko u fry­zjera. – Lek­ce­wa­żąco mach­nę­łam ręką.

– Yyyy, a to nie zna­czy to samo? – Pró­bo­wał stłu­mić śmiech.

– Nie rozu­miem – odpar­łam roz­ko­ja­rzona.

– No skoro byłaś u fry­zjera, to chyba zro­bi­łaś coś z wło­sami.

_Fuck_.

– Ani się waż robić ze mnie głu­piej. – Pogro­zi­łam mu pal­cem. – Mam do cie­bie sprawę!

– No niczego innego się nie spo­dzie­wa­łem.

– Ej, co to miało zna­czyć?!

– Eliza, wycią­gasz mnie w środku tygo­dnia, dzień wcze­śniej idziesz do fry­zjera i wkła­dasz naj­wyż­sze szpilki, jakie masz w domu. Na kilo­metr bije od cie­bie: wpa­dłam na pomysł za miliony i ty musisz mi w nim pomóc!

Ner­wowo scho­wa­łam stopy pod kanapę. Przej­rzał mnie. Powin­nam się wyco­fać i uda­wać głu­pią czy pozwo­lić mu trium­fo­wać?

– Chcia­łam ci się spodo­bać. – Szłam w zaparte.

– Taaaa. – Roze­śmiał się. – Jestem gejem, zapo­mnia­łaś?

– Dobra! Przej­rza­łeś mnie. – Pod­da­łam się. – Mam świetny pomysł, który może wresz­cie odmie­nić moje życie. Wła­ści­wie to jestem już w poło­wie pracy, ale nie chcia­łam ci o tym mówić wcze­śniej. Ogól­nie myślę, że się ucie­szysz… cho­ciaż sama nie wiem. Nie jest to pro­ste i bra­kuje mi kilku infor­ma­cji. I doty­czy też cie­bie. Ale nie martw się, nie zaszko­dzi ci w żaden spo­sób, po pro­stu jesteś mi bli­ski i kocham cię, i chcia­ła­bym, byś mnie wsparł, w sen­sie poparł mój pomysł. I nie możesz być zły, bo gdy­byś był, to wiesz, wszystko się… wyje­bie.

Słowa wypa­dły ze mnie jak lawina. Sama zgu­bi­łam sens, a Adaś patrzył na mnie coraz bar­dziej zdez­o­rien­to­wany.

– Możesz w skró­cie? – rzu­cił.

– Chcę napi­sać książkę! – wypa­li­łam.

Zmie­rzył mnie wzro­kiem i uśmiech­nął się krzywo.

– Okej, teraz zro­zu­mia­łem. Brzmi świet­nie. Jesteś na tyle barwną posta­cią, że to może się udać. Trzy­mam kciuki.

Uff, jestem w domu!

– Cudow­nie, że się cie­szysz – odpar­łam zachwy­cona, klasz­cząc w dło­nie. Chwy­ci­łam jego twarz i poca­ło­wa­łam go w usta, w tym samym momen­cie roz­le­wa­jąc kawę moim obfi­tym biu­stem wprost na jego kro­cze.

– Cho­lera! – wrza­snął, wzbu­dza­jąc zain­te­re­so­wa­nie pozo­sta­łych gości i poru­sze­nie obsługi.

Prze­ra­żona patrzy­łam, jak z beżo­wych spodni ska­py­wało moje bez­tłusz­czowe latte. Zamar­łam i zakry­łam usta dło­nią.

– Prze­pra­szam.

Adaś patrzył na mnie wście­kły wobec pod­śmie­chu­ją­cego się tłumu gapiów. Chwy­ci­łam ser­wetki i zaczę­łam wycie­rać jego kro­cze, co tylko powięk­szyło plamę roz­cho­dzącą się już teraz na pozo­stałą powierzch­nię ud.

– Co ty robisz! – wark­nął, odsu­wa­jąc się.

Zebrani wokół ludzie nie potra­fili już powstrzy­mać śmie­chu. Szcze­rze mówiąc, sama bym się śmiała, widząc, jak jakaś odstrze­lona gru­ba­ska pochyla się nad sto­li­kiem, prze­cie­ra­jąc kro­cze przy­stoj­nego chło­paka na samym środku war­szaw­skiej kawiarni.

– Chcia­łam pomóc. – Uśmiech­nę­łam się zalot­nie, patrząc na niego z dołu.

– Obej­dzie się! Jak ja wyglą­dam! Mam jesz­cze dziś spo­tka­nie!

– Możemy panu dać robo­cze spodnie, mamy jesz­cze jakieś z uni­for­mów na zaple­czu, myślę, że chło­paki z obsługi się nie obrażą. – Pode­szła do nas chuda wydra.

Nikt nie pro­sił cię o pomoc, pomy­śla­łam.

– Dzięki Bogu, popro­szę, pójdę się prze­brać.

– Jest gejem! – wypa­li­łam, zanim zdą­ży­łam się ugryźć w język, posy­ła­jąc jej naj­bar­dziej wyra­cho­wane spoj­rze­nie.

Wydra zanie­mó­wiła, za to Adaś wyglą­dał, jakby wyzio­nął ducha. Spoj­rzał na mnie z pogardą, jakby chciał powie­dzieć: „Co ty odwa­lasz?”. Usia­dłam na kana­pie, skrzy­żo­wa­łam ramiona na pier­siach i zapa­trzy­łam się na obraz na ścia­nie, choć wła­ści­wie w ogóle go nie widzia­łam.

Adaś wyszedł za chudą wydrą do toa­lety. Czu­łam się jak totalna kre­tynka. Nie dość, że nie powie­dzia­łam mu naj­waż­niej­szego, to jesz­cze wygłu­pi­łam się przed wydrą i wyszłam na zazdro­sną przy­ciotę. Jeśli nie jeste­ście wta­jem­ni­czeni, przy­ciota to laska, która ota­cza się samymi gejami, uwa­ża­jąc ich za bożysz­cza. Nie brzmi to naj­le­piej, ale ide­al­nie do mnie pasuje.

Adaś nie wra­cał przez kolejne pięć minut, a ja zaczę­łam się zasta­na­wiać, jak ura­to­wać to spo­tka­nie, które nawet w poło­wie nie prze­bie­gało tak, jak pla­no­wa­łam. Moje marze­nia o wiel­kiej karie­rze wisiały na wło­sku. Z ner­wów wcią­gnę­łam jak odku­rzacz całą bezę i zaczę­łam się bić z myślami, czy nie zamó­wić jesz­cze ser­nika.

– Już zja­dłaś? – zdzi­wił się Adaś, wró­ciw­szy z łazienki i spoj­rzaw­szy na mój pusty talerz.

– Żar­tu­jesz? – Uda­łam głupa. – Odda­łam, bo zala­łam ciastko kawą. – Boże, ty kre­tynko! – Adaś, bar­dzo cię prze­pra­szam – zaczę­łam. – Wiesz, nawet ład­nie ci w tych spodniach, pasują do mary­narki. – Rato­wa­łam sytu­ację.

– Eliza! – Zatrzy­mał mnie gestem ręki. – Nie pogar­szaj sprawy. Co z tą książką? Co to za gatu­nek? Kry­mi­nał, kome­dia?

– Wła­ści­wie to… powieść oby­cza­jowa, romans… No wiesz, z rodzaju tych, któ­rych teraz dużo.

– Chcesz być drugą E.L. James? No wiesz, z twoją wyobraź­nią… i moż­li­wo­ściami two­ich ust – dodał, uśmie­cha­jąc się, co było dobrym zna­kiem.

– Myślę, że na gene­wie takich histo­rii, które powstały w ostat­nim cza­sie, może się to dobrze sprze­dać. Ta histo­ria to będzie praw­dziwy sztos! Takiej książki nie było jesz­cze na rynku, wierz mi!

Adaś zmarsz­czył brwi.

– Gene­wie?

– No! To się teraz sprze­daje! Romanse, seks, sam wiesz!

– Cze­kaj, cze­kaj… gene­wie… Rozu­miem, że chcia­łaś powie­dzieć „gene­zie”, mając na myśli „na kan­wie”?

Boże, zabij mnie.

– Oj tam, nie cze­piaj się szcze­gó­łów. Musisz mi pomóc.

Roze­śmiał się.

– Matko, a w czym ja mam ci pomóc? Nie znam się na sek­sie hete­ry­ków…

– Nie słu­chasz mnie. – Pokrę­ci­łam głową. – Chcę napi­sać książkę, jakiej jesz­cze nie było. Każda pod­rzędna autorka pisze o roman­sach dam­sko-męskich. Co druga książka jest o jakiejś tępej dzi­dzie zako­cha­nej w mafio­sie. Seks hete­rycki każ­demu się już prze­jadł. Ja chcę napi­sać o…

– O peda­łach?! – zdzi­wił się Adam sta­now­czo za gło­śno.

– Cicho bądź! – syk­nę­łam, czer­wie­niąc się jak burak. – Wasz świat jest znacz­nie cie­kaw­szy. W Pol­sce bra­kuje lite­ra­tury na ten temat. Wyobraź sobie te nagłówki! „Pierw­szy gejow­ski romans z ele­men­tami ero­tyki”. To nie byłby głupi ero­tyk. Chcia­ła­bym napi­sać praw­dziwą opo­wieść – pod­kre­śli­łam.

Adaś wyda­wał się jed­nak zasko­czony. Na jego twa­rzy poja­wił się kpiący gry­mas, daleki od reak­cji, jakiej ocze­ki­wa­łam.

– Kochana, czy ty nie obcu­jesz za dużo z gejami? Mówi­łem ci, zosta­niesz przez nich starą panną. Seba jest święty, że jesz­cze nie kop­nął cię w tyłek! Nie znaj­dziesz tu opo­wie­ści o uda­nych związ­kach. Geje to w dużej mie­rze ludzie samotni i nie­szczę­śliwi, mało kto się jed­nak do tego przy­znaje. Wiesz sama, jaki mam sto­su­nek do tego śro­do­wi­ska. Długo nie mia­łem szczę­ścia ani w miło­ści, ani…

Nagle jego źre­nice się roz­sze­rzyły, zatrzy­mał wzrok na mnie, a jego usta powoli kształ­to­wały się w wielką literę O. Ja z kolei uśmie­cha­łam się coraz sze­rzej, prze­ko­nana o słusz­no­ści swej idei.

– Nie, nawet ty nie mogłaś wpaść na tak durny i nie­do­rzeczny pomysł – powie­dział w końcu, krę­cąc głową.

– Dla­czego nie­do­rzeczny? Nie znam nikogo, kto by prze­żył tyle co ty. Twoja histo­ria jest bole­sna, a jed­no­cze­śnie ważna i aktu­alna. Wiesz, ilu oso­bom mogłoby to pomóc? Ilu chło­pa­ków prze­żywa to, co ty kie­dyś? Chcę poka­zać rze­czy­wi­ste obli­cze tego świata, bez wybie­la­nia, ide­ali­za­cji. Praw­dziwy świat, nie ten lan­so­wany przez media. Tylko prawda się obroni, tyle razy sam to mówi­łeś.

– I wła­śnie dla­tego nie chcę do tego wra­cać. To prze­szłość, od któ­rej ucie­kam! Nie mogłaś wymy­ślić niczego rów­nie głu­piego. Czego ode mnie ocze­ku­jesz? Że opo­wiem ci to wszystko jesz­cze raz, bo wymy­śli­łaś sobie, że zosta­niesz pisarką?! Napisz o kolej­nej lasce porwa­nej przez, nie wiem, mek­sy­kań­ski kar­tel nar­ko­ty­kowy, a nie o życiu swo­ich przy­ja­ciół.

Łzy napły­nęły mi do oczu. Adaś cały się trząsł, na jego czole poja­wiły się kro­ple potu. Wyglą­dał na szcze­rze prze­ra­żo­nego. Dla­czego tego nie prze­wi­dzia­łam? Jak mogłam być tak głu­pia i nie wziąć pod uwagę, że histo­ria, o któ­rej pisa­łam, jest nie tylko ważna, lecz także pełna bólu, nie­za­go­jo­nych ran i cier­pie­nia.

– Wiesz, pomy­śla­łam, że to mogłoby pomóc wielu ludziom.

– Pomóc… Dla­czego cią­gle mam komuś poma­gać wła­snym kosz­tem? Słu­chaj, znasz mnie od dawna, wiesz, że nie było mi łatwo upo­rać się z wie­loma rze­czami, że gdyby nie Grze­gorz… Wła­śnie, czy ty, do cho­lery, pomy­śla­łaś o nim? Jaka byłaby jego rola w tej histo­rii? Od dawna nie żyjemy w „gejow­skim światku”, a ty chcesz nas zmu­sić, żeby­śmy znów do niego weszli. Nie chcę tego!

– Prze­cież nikt by nie wie­dział, że to opo­wieść o tobie. Nie jestem idiotką. Pozmie­nia­ła­bym wszyst­kie fakty, które mogłyby dopro­wa­dzić do cie­bie czy Grze­go­rza. Ty był­byś tylko inspi­ra­cją. Moją inspi­ra­cją!

– Nie! Nie chcę być niczyją inspi­ra­cją, nie chcę być też ani boha­te­rem, ani niczym innym. Wiodę spo­kojne życie z face­tem, który mnie kocha, i niech tak zosta­nie. Gejow­ski świat potrafi tylko ranić. Od dawna ci powta­rzam, że jest pełen zawi­ści, pogardy dla innych. Nie ma tam wspar­cia, jedy­nie wyświech­tane hasła bez pokry­cia. Jest bar­dziej nie­to­le­ran­cyjny niż ten, w któ­rym żyją moi rodzice.

– Chyba prze­sa­dzasz… – zaopo­no­wa­łam nie­pew­nie.

– Nie prze­sa­dzam! Nic o tym nie wiesz. Jesteś gej-mamą, która myśli, że geje są uro­czy, słodcy i kochani, bo tacy są dla cie­bie. Nie wiesz, jak się zacho­wują wobec sie­bie. A prawda jest taka, że zdra­dzają się, oszu­kują i kła­mią. Praw­dziwa miłość to jak szu­ka­nie perły w pia­sku na pustyni.

– Ale ty ją zna­la­złeś! I o tym warto opo­wie­dzieć! Mimo tylu prze­ciw­no­ści zna­la­złeś kogoś, kogo bar­dzo kochasz i kto kocha cie­bie. Dla­czego nie poka­zać tak pięk­nej histo­rii?

– Bo to mój świat! – ryk­nął. – Pełen cier­pie­nia, błę­dów i grze­chów, nie tylko moich! A ja nie chcę do tego wra­cać tylko dla­tego, że ty chcesz zostać sławną pisarką! – Wstał gwał­tow­nie, zarzu­cił torbę na ramię i ruszył do wyj­ścia.

– Ej, zacze­kaj. Nie roz­sta­waj się tak ze mną. Ja naprawdę chcia­łam dobrze!

– Jak zwy­kle! Ty zawsze chcesz dobrze. Mam taką radę: może prze­stań chcieć i zacznij po pro­stu robić dobrze. Innym, nie sobie!

– Ale ja…

On jed­nak już się nie obej­rzał, tylko pospiesz­nie wyszedł z lokalu.

– …napi­sa­łam już połowę – dokoń­czy­łam zda­nie, cho­wa­jąc twarz w dło­niach.

Jak mogłam być tak nie­roz­ważna. Kiedy Adaś w wieku osiem­na­stu lat został wyrzu­cony z domu, wyje­chał za marze­niami do sto­licy. Pew­nie nawet nie przy­pusz­czał, że sta­nie się tym męż­czy­zną, któ­rym jest dziś. I choć Grze­gorz zro­bił, co mógł, by mu pomóc, to jed­nak wiele głę­bo­kich ran jest led­wie opa­trzo­nych, goto­wych otwo­rzyć się na nowo w każ­dej chwili. Adam powie­dział prawdę: ten świat wcale nie jest miły. Ale wła­śnie dla­tego uwa­ża­łam, że warto opo­wie­dzieć tę histo­rię. Ku prze­stro­dze.

Z tych roz­my­ślań wyrwał mnie dopiero SMS. Spoj­rza­łam na tele­fon, na któ­rego ekra­nie wyświe­tliła się uśmiech­nięta twarz Karo­liny, jed­nej z moich dwóch przy­ja­ció­łek.

„Zgo­dził się?”

Wybra­łam jej numer.

– Nie. Za to mnie znie­na­wi­dził. Nie chce, żebym napi­sała tę książkę.

– Ale prze­cież ty już masz pra­wie całość.

– Tak, tyle że tego mu nie powie­dzia­łam. Co teraz?

Karo­lina zamil­kła. Przez chwilę w słu­chawce sły­sza­łam tylko dźwięk prze­żu­wa­nia chip­sów.

– Nie wiem, co masz zro­bić – powie­działa wresz­cie.

– Świetna rada. Ocze­ki­wa­łam jed­nak cze­goś wię­cej.

– No wiesz… Może zmieni zda­nie, gdy prze­czyta to, co nafsia­las.

– Mogła­byś prze­stać jeść chipsy, jak ze mną roz­ma­wiasz? Co ty, w kinie jesteś? – wark­nę­łam.

– Pączu­siu, wybacz. Nie jadłam nic od czter­na­stu godzin i teraz mam okienko żywie­niowe. Jestem głodna jak wilk, a to jedyna rzecz, jaką zna­la­złam w spi­żarni.

– Dla­czego nie jadłaś nic od tylu godzin? – zdzi­wi­łam się.

– _Fasting_!

– _Fisting_? Boże, kobieto, czyś ty zwa­rio­wała? Ja jestem zbo­czona, ale to nie na moje nerwy. Poza tym co to ma wspól­nego z jedze­niem chip­sów?

– Nie _fisting_, tylko _fasting_, kre­tynko. To dieta pole­ga­jąca na tym, że nie jesz przez czter­na­ście godzin, a przez następne możesz spo­ży­wać dowolne rze­czy. Jest świetna. Dziew­czyny z siłki schu­dły na tym nawet do dzie­się­ciu kilo­gra­mów. Ja już czuję, że chudnę. Tylko te napady jedze­nia… Krzyś mówi, że zwa­rio­wa­łam, ale do urlopu chcę wsko­czyć w roz­miar zero, bo…

– Karo­lina! – prze­rwa­łam jej. – Diety i roz­miar zero to dziś nie na moje nerwy. Poga­damy póź­niej. – I zanim dokoń­czyła swoje rewe­la­cje na temat fistin­go­wej diety, szybko się roz­łą­czy­łam.

– Podać coś jesz­cze? – Roz­ma­wia­jąc, nie zauwa­ży­łam wydry, która wła­śnie prze­cie­rała sto­lik i zabrała pusty tale­rzyk po bezie.

Spoj­rza­łam z nie­na­wi­ścią na jej wąską talię i sztuczny uśmiech, który i tak ją zdra­dzał: „I tak będziesz gruba, więc jedz te ciastka albo prze­stań zaj­mo­wać sto­lik”.

– Tak – powie­dzia­łam gło­śno. – Chcę jesz­cze ciastko. Mam dużo pracy, więc duży kawa­łek.

– To ser­nik czy bezę? – zapy­tała.

– Jedno i dru­gie! Jestem na _fistingu_ i mam teraz okno żywie­niowe, więc mogę zjeść nawet trzy takie por­cje – odpar­łam z naj­bar­dziej zja­dli­wym uśmie­chem, na jaki było mnie stać.

Zdzi­wiona kobieta otwo­rzyła usta, jakby chciała powie­dzieć: „Okej, jesteś pomy­lona, lepiej nie zadzie­rać z wariat­kami”.

– _Fistingu_… rozu­miem – odparła po chwili. – Zaraz podam.ROZDZIAŁ III

Pretty, pretty ple­ase, don’t you ever, ever feel
Like you’re less than fuc­kin’ per­fect.
Pretty, pretty ple­ase, if you ever, ever feel like you’re nothing.
You’re fuc­kin’ per­fect to me.

P!nk, _F**kin’ per­fect_

– Beza czy ser­nik?

– Śmie­szy cię to? – syk­nę­łam.

Wydra uda­wała, że nie rozu­mie, choć widzia­łam to w jej oczach. „Jesteś gruba”.

– Wyda­wało mi się, że pani sma­ko­wały.

– To nie zna­czy, że nie mam sil­nej woli – fuk­nę­łam. – A beza jest?

– Z mara­kują, prze­pyszna!

Ostatni raz… Kła­mię. To prze­cież tylko białko i cukier. Albert mówi, że białko buduje mię­śnie. Cukier – no tak, to węglo­wo­dany, niby zło, ale nie­zbędne do życia! Dziś odpusz­czę kola­cję. Mogę zjeść kawa­łe­czek.

– Ale naprawdę malutki! – zazna­czy­łam wyraź­nie. – I latte na chu­dym. Bez cukru! – Pogro­zi­łam jej pal­cem. Skie­ro­wa­łam się do swo­jego ulu­bio­nego sto­lika, gdzie już cze­kał na mnie mój lap­top.

Mój lap­top, a w nim mój naj­więk­szy skarb. Ten, który miał odmie­nić moje dotych­cza­sowe życie. W tej chwili wła­śnie wyobra­zi­łam sobie małego Gol­luma z _Władcy pier­ścieni_, tyle że gru­bego, z kasz­ta­no­wymi wło­sami i ze sztucz­nymi rzę­sami… Jezu! Szybko wypar­łam tę myśl, otwo­rzy­łam lap­top i spoj­rza­łam na to, co do tej pory napi­sa­łam. Byłam już bar­dzo daleko, mia­łam skoń­czone prak­tycz­nie trzy czwarte histo­rii. Bra­ko­wało tylko zakoń­cze­nia. Opo­wie­ści życia, życia Ada­sia. To cią­gle jakoś nie grało. Czu­łam się jak zło­dziejka, która wykrada dusze dobrych ludzi. Teraz w mojej gło­wie na miej­scu Gol­luma poja­wił się dłu­go­włosy demen­tor z _Harry’ego Pot­tera_. Rów­nież i tę myśl ode­pchnę­łam. Nie­mniej czu­łam, że bez zgody Ada­sia nie mam prawa do tej histo­rii.

Pró­bo­wa­łam się z nim spo­tkać, ale gdy tylko pyta­łam, czy zmie­nił zda­nie, koń­czył roz­mowę. A mnie pisa­nie ni­gdy nie szło tak dobrze jak teraz. Ja po pro­stu wie­dzia­łam, co chcę napi­sać, jak­bym się uro­dziła pisarką.

Hm, wła­śnie, czy jeśli piszę książkę, to już jestem pisarką? Może powin­nam zmie­nić sta­tus na Insta­gra­mie. Eliza Nowak – pisarka. Boże, brzmi okrop­nie. Gdy­bym się cho­ciaż nazy­wała Kowal­ska, mogła­bym sobie zmie­nić na Eliza Kowal­sky, tak po ame­ry­kań­sku. Wpi­sa­łam w wyszu­ki­warkę Google „Eliza Nowak”. Nie wyświe­tli­łam się, za to poja­wiły się setki kobiet, z któ­rych żadna nie przy­po­mi­nała mnie ani tro­chę.

Rozej­rza­łam się po kawiarni. Poza mną o tej godzi­nie było tu jesz­cze tylko pięć osób, no i wydra. Czu­łam się, jak­bym się wkra­dła do cukierni. Wróć. Jak­bym wkra­dła się do salonu Louis Vuit­ton. Otwo­rzy­łam swój pro­fil na Insta­gra­mie i zmie­ni­łam usta­wie­nia danych z „blo­gerka” na „pisarka”.

Spoj­rza­łam na swoje konto, czu­jąc, jak roz­piera mnie duma, i ocze­ku­jąc pierw­szych reak­cji. Nic się nie działo. A nie, po pię­ciu minu­tach do kawiarni wpa­dła Karo­lina, oddy­cha­jąc głę­boko i dosłow­nie rzu­ca­jąc się na fotel przede mną!

– Widzia­łaś to?!

– Co? – zapy­ta­łam prze­ra­żona.

– Ukra­dli ci konto na Insta­gra­mie! Trzeba to zgło­sić! Ktoś się pod cie­bie pod­szywa!

– Jezu, o czym ty mówisz? – Się­gnę­łam po tele­fon i spraw­dzi­łam pro­fil. – Prze­cież to ja! – Poka­za­łam jej.

Karo­lina wzięła tele­fon do ręki i przy­glą­dała się pro­fi­lowi, jakby widziała go po raz pierw­szy.

– Ktoś ci zmie­nił dane! – stwier­dziła prze­jęta. – Śle­dzą cię! Mówi­łam ci, to ten Pega­sus! Wszyst­kich nas mają w gar­ści. Mogłam nie nagry­wać tych seks­fil­mów.

– Jezu, dziew­czyno, o czym ty pie­przysz? – zde­ner­wo­wa­łam się.

– No jakaś pisarka ukra­dła ci konto. Patrz! – Wska­zała na pod­pis pod zdję­ciem.

– Karo­lina, ty kre­tynko. – Prze­wró­ci­łam oczami. – To prze­cież ja! Zmie­ni­łam dane, bo… bo napi­sa­łam książkę.

– Serio? – Zro­biła wiel­kie oczy. – No to sza­cun…

Karo­lina. Cokol­wiek by o niej mówić, ni­gdy nie nale­żała do zbyt lot­nych osób. Trudno się temu dzi­wić, skoro całe jej życie pole­gało na wyglą­da­niu. Nota­bene była jedyną wydrą, którą tole­ro­wa­łam. Chyba dla­tego, że była po pro­stu… głu­pia. Jezu, nie powie­dzia­łam tego. Karo­lina miała… jakby to powie­dzieć… mało wie­dzy ogól­nej. Głów­nie znała się na kosme­ty­kach, ubra­niach i sek­sie. O! W tym była dobra. Pamię­tam, jak wymy­śliła, że pój­dzie na stu­dia.

– Stu­dia? Jakie? – zapy­ta­łam ją wów­czas.

– Kosme­to­lo­gia – oznaj­miła dum­nie.

– Ale ty z che­mii zawsze mia­łaś dwóję!

– Na kosme­to­lo­gii trzeba znać che­mię? Nie wystar­czy znać kosme­tyki?

Zre­zy­gno­wała po tygo­dniu.

Byłam pełna podziwu, jak ona funk­cjo­nuje w dzi­siej­szym świe­cie, ale radziła sobie znacz­nie lepiej ode mnie. Przy tym była też kochana i dobra. Do rany przy­łóż. Wie­dzia­łam, że gdyby kie­dyś spo­tkało mnie coś złego, to na nią będę mogła liczyć.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
mniej..

BESTSELLERY

Menu

Zamknij