Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • promocja
  • Empik Go W empik go

Królowa niczego - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
15 stycznia 2020
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Królowa niczego - ebook

Jude nudzi się na wygnaniu. Dla zabicia czasu i dla pieniędzy przyjmuje delikatne zlecenia. Ktoś pożera elfy przebywające w krainie ludzi i należałoby położyć temu kres? Oto zadanie w sam raz dla Jude!
Niezbyt mile widzianym urozmaiceniem codzienności są odwiedziny Taryn. Bliźniaczka domaga się od Jude szczególnej przysługi: wygnanka z królestwa elfów ma narazić się na hańbiącą śmierć, byle ocalić siostrę przed konsekwencjami pewnego krwawego nietaktu.
Jude ma jednak swoje powody, żeby się zgodzić. Przecież to wyborny pretekst, żeby nieco zamącić w bajecznym Elysium.
Wie, że czeka ją konfrontacja z Cardanem.
Jude jest śmiertelnie niebezpieczną przeciwniczką dla swoich wrogów, ale czy dość potężną, by pokonać magię? Czy zwykła śmiertelniczka przemocą lub przemyślnością zdoła przełamać klątwę?
Jude jak mało kto umie się narazić dumnym elfom, jednak posiada też szczególną zdolność zjednywania sobie niezwykłych, cennych sprzymierzeńców. Dzięki ich wsparciu i własnym dobrym pomysłom staje przed ostatecznym wyborem, ale wtedy już nikt jej nie może jej pomóc. Tam, gdzie zawodzi nawet Mateczka Szpik, Jude musi sama znaleźć rozwiązanie zagadki tkwiącej w mrocznej przepowiedni.
Stawką jest przetrwanie królestwa, los Jude i przyszłość elfowego dziecka, które jest następcą tronu.

Kategoria: Dla młodzieży
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7686-875-2
Rozmiar pliku: 4,8 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Bafen, królewski astrolog, mrużąc oczy, spoglądał na gwiezdne mapy i próbował odegnać ze swojego oblicza grymas, który wciąż powracał wraz z myślą, że najmłodszy z książąt Elfhame wkrótce zapewne zostanie upuszczony na swoją królewską główkę.

Minął tydzień od narodzin księcia Cardana i wreszcie przedstawiono go Najwyższemu Królowi. Pięcioro poprzednich spadkobierców pokazano mu natychmiast, wciąż jeszcze rozwrzeszczanych tuż po przyjściu na świat, lecz pani Asha nie zgodziła się na odwiedziny Najwyższego Króla, dopóki nie poczuła, że dostatecznie odzyskała siły po porodzie.

Noworodek był chudy, pomarszczony i spoglądał na Eldreda czarnymi oczami. Uderzał przypominającym bicz ogonkiem tak mocno, że aż strach brał, że rozsypią się jego powijaki. Pani Asha nie bardzo wiedziała, jak z nim postępować. Trzymała go tak, jakby liczyła, że ktoś rychło uwolni ją od tego brzemienia.

– Opowiedz nam o jego przyszłości – ponaglił astrologa Najwyższy Król. Tylko nieliczni przedstawiciele Ludku obecni byli podczas prezentacji nowego księcia. Oprócz śmiertelnika Vala Morena, pełniącego obowiązki nadwornego poety oraz seneszala, w ceremonii brało udział jedynie dwóch członków Wiecznej Rady: Randalin, minister kluczy, oraz Bafen. W pustej sali słowa Najwyższego Króla rozbrzmiewały głośnym echem.

Bafen wahał się, nie mógł jednak już dłużej się ociągać. Przed narodzinami księcia Cardana panowanie króla Eldreda zostało pobłogosławione pięciorgiem dzieci, co u Ludku było zjawiskiem zgoła wyjątkowym, biorąc pod uwagę, jak rzadka jest krew elfów i jak niewiele ich się rodzi. Gwiazdy przepowiadały wówczas przyszłe osiągnięcia księżniczek i książąt w dziedzinie sztuk pięknych – poezji i pieśni – lub w polityce, a także o wszelkiego rodzaju ich cnotach czy też i niegodziwościach. Tym razem jednak astrolog ujrzał w gwiazdach coś całkiem innego.

– Książę Cardan będzie ostatnim twoim dziedzicem – oznajmił Bafen. – Z nim nadejdzie zniszczenie korony i rozpad tronu.

Pani Asha gwałtownie wciągnęła powietrze. Przycisnęła do piersi dziecię, które zaczęło się gwałtownie wiercić.

– Chciałabym wiedzieć, kto podsunął ci taką interpretację znaków. Może to księżniczka Elowyn przyłożyła do tego rękę? A może książę Dain?

A może najlepiej byłoby, gdyby rzeczywiście upuściła tego dzieciaka – przemknęło przez myśl Bafenowi.

Najwyższy Król Eldred przesunął dłonią po podbródku.

– Czy nie da się temu jakoś zaradzić?

Przekleństwem, ale i błogosławieństwem było dla Bafena, że choć umiał czytać w gwiazdach, więcej w nich widział zagadek niż jasnych odpowiedzi. Nieraz pragnął móc odczytać więcej, lecz nie tym razem. Skłonił tylko głowę, by nie patrzeć w oczy Najwyższego Króla.

– Tylko z przelanej przezeń krwi może powstać wielki władca, lecz nie stanie się to pierwej niż to, o czym mówiłem wprzódy.

Eldred zwrócił się do pani Ashy i jej dziecka, zwiastuna złego losu. Niemowlę milczało jak kamień, nie płakało i nie gaworzyło, wciąż tylko trzepało ogonem.

– Zabierz chłopaka – polecił Najwyższy Król. – Wychowaj go, jak uznasz za stosowne.

Wyraz oblicza pani Ashy nie zmienił się ani trochę.

– Wychowywać go będę, jak przystoi jego pozycji. Jest wszak księciem i twoim synem, panie.

Powiedziała to oschłym tonem, co przywiodło Bafenowi niemiłą myśl, że niejedno proroctwo się spełniło właśnie za sprawą decyzji mających przeciwdziałać przepowiedzianym zdarzeniom.

Przez chwilę stali w milczeniu, potem Eldred skinął na Vala Morena, który zszedł z podwyższenia, by zaraz powrócić z płaskim drewnianym puzderkiem o pokrywie zdobionej motywem splecionych korzeni.

– Dar – wyjaśnił Najwyższy Król. – W podzięce za to, jak się przysłużyłaś dynastii Kolcowojów.

Val Moren otworzył pudełko i oczom obecnych ukazał się wspaniały naszyjnik z wielkich szmaragdów. Eldred wziął go, założył na szyję pani Ashy. Wierzchem dłoni musnął jej policzek.

– Twoja wspaniałomyślność jest wielka, mój panie – rzekła, nieco udobruchana.

Dzieciak pochwycił maleńką dłonią jeden z kamieni i spoglądał na ojca pustym wzrokiem.

– Idź teraz i odpocznij – odezwał się Eldred, łagodniejszym już głosem.

Tym razem posłuchała go i odeszła z wysoko uniesioną głową, mocno trzymając dziecko w ramionach. Bafen poczuł dreszcz, to było przeczucie, które nie miało nic wspólnego z gwiazdami.

Najwyższy Król Eldred nigdy więcej nie odwiedził już pani Ashy, nie wezwał jej też do siebie. Zapewne powinien był puścić w niepamięć niezadowolenie z proroctwa i zająć się kształceniem syna, jednak widok księcia Cardana wciąż przypominałby mu zapowiedź niepewnej przyszłości, wolał więc go unikać.

Pani Asha jako matka księcia stała się osobą nadzwyczaj mile widzianą na Dworze, choć może nie przez Najwyższego Króla. Z natury beztroska i frywolna, pragnęła jak najszybciej powrócić do wesołego świata dworskich rozrywek. Z dziecięciem uczepionym spódnicy nie mogła jednak chodzić na bale, wystarała się więc o kotkę, która straciła swoje małe i mogła wykarmić jej synka.

Układ ten sprawdzał się, dopóki książę Cardan nie potrafił jeszcze raczkować. Potem kotka znowu była ciężarna, a w dodatku chłopczyk zaczął ją ciągać za ogon. Uciekła więc do stajni; i tak oto ona także go porzuciła.

Dorastał więc w pałacu, przez nikogo niekochany, bez kogoś, kto trzymałby go w ryzach, kto śmiałby zakazać mu kradzieży jedzenia ze stołu i łapczywego zajadania się po kątach, bo rzucał się na strawę jak mały dzikus. Jego siostry i bracia śmiali się tylko i bawili się nim, jakby był małym pieskiem a nie elfowym dziecięciem.

Rzadko był ubrany, najczęściej owijał się po prostu girlandami kwiatów, a kiedy strażnicy próbowali doń podejść, obrzucał ich kamieniami. Nikt oprócz matki nie był w stanie wpłynąć na niego w jakikolwiek sposób, ta zaś wcale nie próbowała powstrzymywać jego wybryków, wręcz przeciwnie.

– Ty jesteś księciem – powtarzała stanowczym tonem, kiedy brakowało mu śmiałości, by sięgnąć po coś lub czegoś zażądać. – Wszystko do ciebie należy. Żeby mieć, musisz tylko sobie wziąć. – Czasem zaś mówiła: – Chcę tego. Weź to dla mnie.

Powiada się, że elfowe dzieci nie są takie jak dzieci śmiertelników. Mało potrzebują miłości. Nie trzeba ich utulać nocą. Potrafią słodko spać w zimnym kącie sali balowej, zwinięte w kłębek na obrusie. Nie trzeba też ich karmić, bo piją rosę i wystarczają im okruchy chleba i śmietana, którą znajdą w kuchni. Nie trzeba ich pocieszać, bo rzadko płaczą.

Jeśli jednak elfowe dzieci nawet niewiele potrzebują miłości, to elfowy mały książę potrzebował kogoś, kto by choć trochę nim kierował. Zabrakło życzliwego przewodnika, gdy starszy brat Cardana zaproponował mu zabawę w strzelanie do orzecha umieszczonego na głowie pewnego śmiertelnika. Cardan po prostu nie miał dość rozsądku, by się od tej rozrywki powstrzymać. Poddawał się impulsom, ulegał zachciankom.

– Kto celnie strzela, zyskuje przychylność naszego ojca – stwierdził książę Dain z leciutkim, prowokującym uśmieszkiem. – Ale może to dla ciebie zbyt trudne. Lepiej wcale nie próbować, niż odnieść niepowodzenie.

Dla Cardana, który żadną miarą nie potrafił zwrócić na siebie życzliwej uwagi ojca, a desperacko tego pragnął, pokusa była nie do odparcia. Nie zastanawiał się, kim jest ów śmiertelnik ani w jaki sposób znalazł się na Dworze. Cardanowi nawet przez myśl nie przeszło, żeby o cokolwiek brata podejrzewać, tymczasem chodziło o ukochanego Vala Morena i o to, że seneszal oszalałby z bólu w razie śmierci chłopaka.

Dzięki czemu Dain zyskałby na znaczeniu jako prawa ręka Najwyższego Króla.

– Zbyt trudne? Lepiej nie próbować? To są słowa tchórza – zakrzyknął Cardan, rozpierała go dziecięca zuchowatość. W rzeczywistości starszy brat bardzo go onieśmielał i wskutek tego jeszcze bardziej chciał się popisać.

Książę Dain uśmiechnął się błogo.

– W takim razie przynajmniej zamieńmy się strzałami. Jeśli chybisz, zawsze będziesz mógł rzec, że to moja strzała pobłądziła.

Książę Cardan powinien być ostrożniejszy wobec tak wielkiej dobroci, lecz za mało jej w życiu doznał, by odróżnić prawdziwą od fałszywej.

Założył więc strzałę Daina na cięciwę i napiął łuk, celując w orzech. Nagle poczuł przerażenie – mógł przecież chybić, mógł zranić tego człowieka. Jednocześnie jednak poczuł złowieszczą rozkosz na myśl o dokonaniu czegoś tak potwornego, że ojciec nie mógłby już dłużej go ignorować. Tak, skoro nie jest w stanie zwrócić na siebie uwagi Najwyższego Króla czymś dobrym, może trzeba pomyśleć o czymś naprawdę, ale to naprawdę złym?

Ręka Cardana zadrżała.

W wodnistych oczach śmiertelnika dostrzegł zamrożony strach. Rzecz jasna człowiek stał bez ruchu spętany urokiem, inaczej nikt z własnej woli przecież by na coś takiego nie pozwolił. To sprawiło, że Cardan podjął decyzję.

Roześmiał się z przymusem, opuścił łuk, zdjął strzałę z cięciwy.

– Nie, w takich warunkach strzelać nie zamierzam – oznajmił, trochę zaniepokojony, czy jednak się nie ośmiesza, bo przecież nie podejmuje wyzwania. – Wiatr wieje z północy i przez to włosy wpadają mi do oczu.

Wtedy książę Dain uniósł łuk i wypuścił strzałę Cardana. Jej grot trafił śmiertelnika prosto w gardło. Młodzieniec upadł, prawie nie wydając głosu, wciąż z otwartymi oczami, lecz teraz wpatrzonymi już w nicość.

Stało się to tak szybko, że Cardan nie zdążył krzyknąć, nie zdążył zareagować. Wpatrywał się w brata i z wolna docierała doń straszliwa, miażdżąca prawda.

– Ojej – odezwał się książę Dain, uśmiechnięty. – Niech to. Wygląda na to, że to jednak twoja strzała pobłądziła. Myślę, że powinieneś poskarżyć się ojcu na ten wiatr, co wieje ci w oczy.

Później książę Cardan zarzekał się, że to nie była jego wina, lecz nikt nie chciał go słuchać. Dain już się o to postarał. Dawał wszystkim do zrozumienia, jak bezwzględny i arogancki jest młody książę, jak uparł się, żeby strzelać i zgodnie z prawdą zapewniał, że Cardan nawet nie próbował trafić w orzech. Najwyższy Król nawet nie zgodził się wysłuchać Cardana.

Choć Val Moren domagał się życia za życie, Cardana za śmierć śmiertelnika ukarano tak, jak karze się księcia. Do Wieży Zapomnienia Najwyższy Król posłał panią Ashę – zamiast Cardana. Cóż, prawdę mówiąc, Eldred od dawna czekał okazji, by to uczynić, bo kochanka nużyła go już i sprawiała kłopoty. Książę Cardan został oddany pod opiekę okrutnego Balekina, najstarszego z rodzeństwa i jedynego, który zechciał się nim zająć.

W ten sposób książę Cardan zyskał tak złą reputację, że nie pozostawało mu już nic innego, jak tylko o nią odpowiednio dbać.Ja, Jude Duarte, Najwyższa Królowa Elfhame na wygnaniu, spędzam większość poranków, przysypiając przed telewizorem. Oglądam zawody kucharzy, kreskówki i powtórki teleturnieju, podczas którego uczestnicy nadziewają pudła na rożen, tłuką butelki, potem muszą wyciąć sobie nożem otwór w wielkiej rybie, a następnie przejść na drugą stronę. Popołudniami, jeśli mój brat Dąb się na to zgadza, uczę go fechtunku. Nocami wykonuję rozmaite zlecenia dla tutejszych elfów.

Siedzę cicho, staram się nie wychylać i prawdopodobnie od tego należało zacząć. I o ile przeklinam Cardana, o tyle samą siebie też muszę przeklinać, skoro byłam tak głupia, żeby dać się złapać w zastawioną przez niego pułapkę.

Gdy byłam dzieckiem, wyobrażałam sobie, jak by to było, gdybym wróciła do śmiertelnego świata. Taryn, Vivi i ja opowiadałyśmy sobie, jak tam się żyło. Wspominałyśmy zapachy świeżo przystrzyżonej trawy i benzyny, zabawy z dzieciakami sąsiadów na podwórku i kąpiele w ogrodowych basenach, nad którymi unosiła się ostra woń chloru. Śniłam o mrożonej herbacie z proszku i oranżadzie. Tęskniłam za rzeczami tak zwykłymi jak gorący asfalt, druty wysokiego napięcia, głupie reklamy w telewizji.

Teraz, gdy na dobre utknęłam w śmiertelnym świecie, dręczy mnie dojmująca tęsknota za krainą elfów. Brakuje mi magii, tęsknię za nią. Może nawet brakuje mi strachu. Mam wrażenie, że choć całymi dniami nie mogę zasnąć, nigdy tak naprawdę się nie budzę.

Postukuję palcami w malowane drewno piknikowego stołu. Jest wczesna jesień, w Maine robi się już chłodno. Popołudniowe słońce rozświetla trawnik wokół apartamentowca. Obserwuję, jak Dąb bawi się z innymi dziećmi pośród drzew rosnących między naszym terenem a autostradą. To są dzieci z naszego domu, niektóre młodsze, inne starsze od mojego ośmioletniego braciszka, a wszystkie wysypały się z tego samego żółtego szkolnego autobusu. Bawią się w zupełnie chaotyczną wojnę, co polega na tym, że ganiają się, wymachując przy tym patykami. Tłuką się, jak to dzieci, starając się trafić w broń, a nie w przeciwnika, krzyczą i śmieją się, kiedy któryś patyk się łamie. Nie mogę powstrzymać natrętnej myśli, że postępują dokładnie wbrew wszelkim zasadom szermierki.

I niby co z tego? Tylko się przyglądam. I przyglądając się, dostrzegam, że Dąb używa czarów.

Wydaje mi się, że robi to nieświadomie. Skrada się w stronę innych dzieci, aż dociera do miejsca, w którym nie ma za czym się schować. Idzie w ich kierunku, widoczny jak na dłoni, a pomimo to one go nie zauważają. Jest coraz bliżej, a dzieciaki nadal nie patrzą w jego stronę. Potem nagle wyskakuje, wymachując patykiem, one zaś krzyczą naprawdę zaskoczone. A więc był niewidzialny. Posłużył się magią. A ja, ponieważ dzięki géisowi magia się mnie nie ima, początkowo tego nie zauważyłam. Dzieciaki myślą, że jest taki zręczny, a może szczęście mu sprzyja, tylko ja widzę, jak bardzo się naraża.

Czekam, aż dzieci rozejdą się do swoich mieszkań. Odchodzą, jedno po drugim, wreszcie zostaje już tylko mój braciszek. Nie potrzebuję magii, żeby podejść go bezszelestnie, i to nawet mimo suchych liści. Szybkim ruchem zakładam mu duszenie od tyłu, na tyle mocno, żeby porządnie się wystraszył. Bodzie w tył, o mało nie trafia mnie rogami w podbródek. Nieźle. Próbuje się uwolnić, ale nie wkłada w to wystarczająco dużo serca. Przecież wie, że to ja, a mnie się nie boi.

Przyciskam mocniej. Jeżeli będę go tak trzymać odpowiednio długo, straci przytomność.

Próbuje coś powiedzieć, chyba musi już czuć skutki niedotlenienia. Zapomina o wszystkim, czego się nauczył, zaczyna wariować. Tłucze na oślep powietrze, drapie mnie, kopie po nogach. Czuję się paskudnie. Chciałam go trochę przestraszyć, tak żeby na poważnie się bronił, nie zaś wprawić go w przerażenie.

Puszczam go, odwraca się, chwieje. Oczy ma pełne łez.

– Po co to było? – pyta mnie oskarżycielskim tonem.

– Po to, żeby ci przypomnieć: walka to nie jest zabawa – mówię, a czuję się przy tym, jakbym mówiła głosem Madoka, nie swoim własnym. Nie chciałabym, by Dąb dorastał tak jak ja, w gniewie i strachu. Chciałabym jednak, żeby przeżył, a akurat tego Madok potrafił nauczyć.

Niby jak i skąd mam wiedzieć, czego ten mały potrzebuje, skoro nie mam żadnych doświadczeń oprócz własnego porąbanego dzieciństwa? Może to, co wydaje mi się cenne, zupełnie do niczego się nie nadaje?

– Co zrobisz, kiedy trafisz na przeciwnika, który naprawdę chce zrobić ci coś złego?

– Mało mnie to obchodzi – oznajmia Dąb. – Mam to wszystko gdzieś. Nie chcę być królem. Nigdy, przenigdy nie chcę być królem.

Przez chwilę gapię się na niego. Chciałabym wierzyć, że kłamie, ale przecież on nie może kłamać.

– Nie zawsze jest nam dane wybierać swój los – sprzeciwiam się.

– To ty sobie rządź, jak ci tak zależy! – woła. – Ja nie zamierzam. Nigdy.

Muszę zacisnąć zęby, żeby na niego nie wrzeszczeć.

– Przecież wiesz, że nie mogę, bo jestem na wygnaniu – przypominam mu.

Tupie kopytkiem.

– A ja co? Tak samo! W dodatku znalazłem się w świecie ludzi tylko dlatego, że tato chce tej głupiej korony i ty jej chcesz, i wszyscy jej chcą. Tylko nie ja. Jest przeklęta.

– Każda władza to przekleństwo – tłumaczę. – Najgorsi z nas zrobią wszystko, żeby ją zdobyć, a ci, którzy najlepiej by ją sprawowali, nie chcą takiego brzemienia. To jednak nie znaczy, że mogą bez końca unikać odpowiedzialności.

– Nie możesz mnie zmusić, żebym został królem – oznajmia wzburzony, po czym odwraca się i odchodzi szybkim krokiem, a po chwili rusza biegiem w stronę budynku.

Siadam na zimnej ziemi. Wiem, że tę rozmowę kompletnie schrzaniłam. Wiem, że Madok wytrenował Taryn i mnie znacznie lepiej, niż ja uczę Dęba. Wiem, że to była głupota i arogancja z mojej strony sądzić, że zdołam utrzymać kontrolę nad Cardanem.

Wiem, że w tej wielkiej grze książąt i królowych zostałam zmieciona z szachownicy.

Dąb zamknął się w swoim pokoju i nie zamierza mnie wpuścić. Vivienne, moja elfowa siostra, stoi przy blacie w kuchni i szczerzy się do telefonu.

Kiedy wchodzę, chwyta mnie za ręce i obraca mną w kółko, aż kręci mi się w głowie.

– Heather znowu mnie kocha – woła, a w jej głosie brzmi dziki śmiech.

Heather była dziewczyną Vivi. Śmiertelniczką. W przeszłości potrafiła pogodzić się z wybrykami Vivi, nawet zaakceptowała to, że w ich mieszkaniu pojawił się Dąb. Kiedy jednak dowiedziała się, że Vivi nie jest istotą ludzką i w dodatku posłużyła się wobec niej magią, rzuciła moją siostrę i wyniosła się z domu. Przykro mi to powiedzieć, bo z całego serca życzę siostrze szczęścia, a z Heather była szczęśliwa – ale naprawdę zasłużyła sobie na to rozstanie.

– Co takiego? – Cofam się, mrugam zdezorientowana.

Vivi macha ręką z telefonem.

– Dostałam od niej esemes. Chce wrócić. Wszystko będzie tak jak przedtem.

Liście odrastają na winorośli, ale to nie te same liście. Stłuczone orzechy nie wracają do swoich skorup. Nieczęsto się zdarza, że dziewczyny, na które kiedyś rzucono czar, budzą się nagle pewnego ranka i postanawiają wszystko odpuścić nieludzkiej byłej narzeczonej.

– Pokaż to – mówię. Wyciągam rękę po telefon Vivi. Oddaje mi aparat.

Przesuwam szybko wiadomości, większość z nich jest od Vivi, same przeprosiny i niewczesne obietnice oraz coraz bardziej desperackie błagania. Ze strony Heather głównie milczenie oraz kilka takich samych esemesów: Potrzebuję czasu, muszę to przemyśleć.

A potem to:

Chcę zapomnieć o elfach. Chcę zapomnieć, że ty i Dąb nie jesteście ludźmi. Nie chcę już więcej tak się czuć. Jeśli cię poproszę, żebyś dała mi to zapomnienie, zrobisz to dla mnie?

Wstrzymuję oddech, wpatruję się w te słowa przez długą chwilę.

Wiem, dlaczego Vivi tak zrozumiała tę wiadomość, natomiast jestem pewna, że zrozumiała ją błędnie. Gdybym ja napisała te słowa, to zgoda Vivi byłaby ostatnią rzeczą, jakiej bym sobie życzyła. Wolałabym raczej, żeby mi pomogła zrozumieć, jak to możliwe, że choć ona i Dąb nie są istotami ludzkimi, to jednak mogą mnie kochać. Chciałabym, żeby Vivi mnie przekonała: nie ma co udawać, że tego wszystkiego nie było. Chciałabym, żeby Vivi przyznała się do błędu i przysięgła, że pod żadnym pozorem drugi raz tego nie zrobi.

Gdybym to ja wysłała tę wiadomość, byłaby ona próbą.

Oddaję telefon Vivi.

– Co jej odpowiesz?

– Odpowiem, że zrobię wszystko, cokolwiek ona zechce – mówi moja siostra. Niezwykła odpowiedź nawet jak na ludzką istotę, a doprawdy przerażająca w przypadku kogoś, kto będzie musiał dotrzymać takiej obietnicy.

– Ale może ona wcale nie wie, czego chce – oponuję.

Cokolwiek zrobię, będę nielojalna. Vivi jest moją siostrą, a Heather ludzką istotą. Jednej i drugiej jestem coś winna.

Tymczasem w tej akurat chwili Vivi wcale nie zamierza przyjmować do wiadomości niczego oprócz tego, że wszystko będzie dobrze. Uśmiecha się radośnie, uszczęśliwiona. Sięga po jabłko, rzuca je w powietrze.

– Co się dzieje z Dębem? Wbiegł do mieszkania i z hukiem zatrzasnął drzwi. Myślisz, że kiedy będzie nastolatkiem, będzie urządzał takie sceny jeszcze częściej?

– Nie. On nie chce być Najwyższym Królem – wyjaśniam.

– A, wielkie rzeczy. – Vivi zerka w stronę jego pokoju. – Już się bałam, że to coś poważnego.

------------------------------------------------------------------------

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

------------------------------------------------------------------------
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: