Królowa nocy - ebook
Królowa nocy - ebook
Polityczne małżeństwo szejka Khalila Al Rhasa nie doszło do skutku, ponieważ narzeczona uciekła tuż przed ślubem. By utrzymać dobre relacje między państwami, Khalilowi zostaje zaproponowana jej młodsza siostra – Cressida. Khalil nie szuka miłości, jest mu więc wszystko jedno, z którą z sióstr się ożeni. Jednak gdy w ich pierwszym tańcu bierze w ramiona piękną Cressidę, czuje, że trudno mu będzie traktować małżeństwo z nią wyłącznie jako formalny związek…
Druga część miniserii
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-276-5467-0 |
Rozmiar pliku: | 620 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
– Wolę umrzeć, niż dłużej być twoją żoną!
Khal otworzył oczy. Chłodne powietrze wdarło się boleśnie do jego płuc. Potrzebował chwili, żeby się zorientować, gdzie jest; eleganckie wnętrze królewskiego samolotu w niczym nie przypominało czerwonego piasku i niepokojących, ciemnych wód z jego snu. To był tylko sen. Usiadł i spojrzał na sufit, czekając, aż serce trochę się uspokoi.
Myślał, że te wspomnienia w końcu przestały go dręczyć – ale się mylił!
Odpiął pasy i wstał, rozciągając boleśnie spięte ramiona. Ostatnio miał problemy ze snem. Dręczyły go koszmary, te same, które prześladowały go przez rok po śmierci żony. To pewnie z powodu stresu, ostatnie tygodnie były dość trudne.
Nacisnął przycisk na panelu z boku fotela i po chwili na końcu kabiny pojawiły się dwie stewardessy, niosąc tacę z gorącymi ręcznikami i zimną wodą. Fotel został ustawiony ponownie w pozycji siedzącej, a dzbanek z gorącą kawą znalazł się w zasięgu ręki.
– To wszystko, dziękuję. – Głos miał jeszcze lekko zachrypnięty. Stewardessy bez słowa wycofały się z kabiny i znów został sam. Tak jak lubił.
Większość pracowników znała go wystarczająco dobrze, żeby zignorować plotki na temat śmierci jego żony. Obrzydliwe, kłamliwe plotki, z którymi walczył od początku żałoby. Niesmak jednak pozostał i nadal niektórzy uważali, że to on był winny.
Ludzie wierzyli, że jest złym człowiekiem, a jemu to nawet odpowiadało. Trzymali się na dystans, więc nie był zmuszony uczestniczyć w idiotycznych rozmowach i udawać, że go to cokolwiek obchodzi. Nie organizował przyjęć i sam rzadko gdziekolwiek bywał.
Do czasu.
Khal otworzył laptop i przejrzał artykuły z ostatnich tygodni, zebrane przez zespół prasowy. „Najbardziej romantyczna historia miłosna dekady”, głosił jeden z nagłówków. Temat, o jakim marzył każdy brukowiec – księżniczka Oliwia z niewielkiego europejskiego państewka Monteverre zrzekła się tytułu, żeby poślubić „nieodpowiedniego” człowieka, którego rodzina nie zaakceptowała. Jedno ze zdjęć przedstawiało piękną, rudowłosą księżniczkę u boku Romana Lazarova, jednego z jego najbliższych przyjaciół. Co za okrutna ironia losu; kobieta, którą w końcu wybrał na drugą żonę, uciekła mu sprzed nosa, do tego z jego przyjacielem. Oliwia być rozwiązaniem jego problemów.
Khal nie zamierzał ponownie się żenić. W dniu ślubu był bardzo młody, pełen marzeń, i naiwnie patrzył w przyszłość. Tamte czasy należały do przeszłości. Nie szukał pocieszenia w ramionach kobiet, o spadkobiercę rodu też się nie martwił. Jego siostra miała dwóch zdrowych synów, którzy przedłużą dynastię Al Rhas.
Nie mógł jednak dłużej udawać, że plotki na temat śmierci jego żony nie wpłynęły na pozycję jego kraju na arenie międzynarodowej. W Zayyar od dwóch dekad panował pokój; jego ojciec i dziadek odbudowali niewielkie, środkowowschodnie królestwo i podźwignęli je z ruiny. Khal nie marzył o sławie, nie chciał jednak zapisać się na kartach historii jako szejk, który zmarnował ciężką pracę swoich poprzedników.
Ostatnie miesiące spędził na skrupulatnym planowaniu i pertraktacjach z Monteverre, które z kolei znajdowało się w nieciekawej sytuacji ekonomicznej. To rozwiązałoby jego problemy. W zamian za solidny zastrzyk kapitału otrzyma wsparcie i sojusznika na arenie międzynarodowej oraz idealną pannę młodą – dobrze urodzoną, wpływową i popularną.
Teraz cały świat się dowiedział, że księżniczka zrzekła się tytułu dla rosyjskiego kochanka o wątpliwej reputacji. Nikt nie wspominał o zerwanych zaręczynach z szejkiem z Zayyar i dzięki jego ludziom nikt nigdy się o tym nie dowie. Zdjęcia Khala i jakiekolwiek informacje na jego temat rzadko przedostawały się do prasy – dobrze za to płacił.
W tej sytuacji została mu jedna opcja.
Nie wiedział nic o najmłodszej księżniczce Sandoval, siostrze Oliwii, oprócz tego, że spędziła sporo czasu w Anglii, gdzie chodziła do szkoły, oraz przyjęła propozycję małżeństwa bez większych obiekcji. Zgodziła się nawet podpisać wstępny kontrakt. Powinien czuć ulgę, że jego plany nie zostały całkiem zaprzepaszczone, jednak coś nie dawało mu spokoju.
Zmienił warunki umowy wstępnej, ograniczając małżeństwo do pięciu lat, po których miał nastąpić szybki i prosty rozwód. Tyle czasu powinno wystarczyć, żeby odbudować w Europie nadszarpnięty wizerunek. Rozwody były teraz powszechne, również w Zayyar, jednak wolał najpierw spotkać się z narzeczoną.
Resztę podróży spędził pogrążony w myślach. Nie zauważył nawet, że zaczęli podchodzić do lądowania, dopóki pilot nie ogłosił panującej w Londynie zastraszająco niskiej temperatury. Był środek maja, jednak opatulił się szczelnie wełnianym płaszczem i w pośpiechu przebył niezbyt długi dystans z samolotu do limuzyny. Na szczęście podczas lotu przebrał się w cieplejsze, dopasowane do europejskiego klimatu ubrania. Luźne, białe szaty nadawały się na pustynię, ale nie sprawdziłyby się w chłodnym i deszczowym klimacie.
Szef ochrony czekał na niego w samochodzie i wyglądał na zdenerwowanego – a Sayyidowi nigdy się to nie zdarzało. Khal od razu wyczuł, że coś jest nie tak.
– Mamy mały problem – powiedział Sayyid z powagą.
Khal siedział nieporuszony, podczas gdy zaufany sługa przedstawiał mu wydarzenia ostatnich dwudziestu czterech godzin. Szejk zamknął oczy i z trudem powstrzymał chęć, żeby uderzyć z całej siły w drzwi samochodu.
– Chcesz powiedzieć, że księżniczka uciekła?
– Wszystko na to wskazuje, panie – powiedział Sayyid, po czym odchrząknął i dodał. – Jeśli tylko wyda pan rozkaz, natychmiast ją przejmiemy i przetransportujemy do samolotu. Jest otoczona przez naszych ludzi, ale nie ma o tym pojęcia.
Khal skinął głową i potarł dłonią szczękę. Już raz zawiódł się na królu Fabianie, więc tym razem sam postanowił o wszystko zadbać. Wysłał do Londynu swojego sekretarza i dopilnował, żeby jej wysokość podpisała dokumenty osobiście. Zrobił, co w jego mocy, żeby się zabezpieczyć, zanim zaczną dopinać formalności. Jeśli księżniczka teraz ucieknie i zerwie zaręczyny, zgodnie z umową jej królestwo słono za to zapłaci.
Tak czy inaczej, w tej chwili była jego narzeczoną, a w Zayyar było to prawie równoznaczne z małżeństwem. Miał obowiązek zapewnić jej bezpieczeństwo. Księżniczka Cressida być może zaczęła mieć wątpliwości i tym razem jednak postanowił sam się tym zająć.
– Zostaw to mnie – powiedział ze spokojem. – Zabierz mnie do niej.
Wejście do klubu znajdowało się na tyłach georgiańskiego domu w Mayfair. Większość londyńczyków nie miała pojęcia o istnieniu tego miejsca. Cressida Sandoval wysiadła z limuzyny i poczuła na twarzy powiew chłodnego powietrza. Spojrzała na budynek i poczuła przemożną chęć, żeby wskoczyć z powrotem do samochodu. Frank, zaufany szofer, który pracował dla niej od pięciu lat, nie był zachwycony.
– Naprawdę mam pani nie eskortować do środka, wasza wysokość? – zapytał cicho, poprawiając krawat.
Cressida się wzdrygnęła. Wasza wysokość. To właśnie przez ten tytuł nie była zwykłą dwudziestoczterolatką, która może wyskoczyć na miasto, kiedy ma na to ochotę. Odetchnęła lekko. Wiedziała, że jej swoboda zależała w dużej mierze od dyskrecji szofera.
– Nigdy wcześniej nie prosiłam cię o podobną przysługę.
Pokręcił głową.
– Od pięciu lat wożę panią wszędzie, a ostatniej nocy w pracy chce mnie pani przyprawić o zawał.
– Tylko dwie godziny, Frank. O więcej nie proszę. – Rozumiała jego niepokój. Gdyby coś jej się stało, on by za to odpowiadał. Teoretycznie mogłaby wziąć taksówkę, ale księżniczki nie jeżdżą taksówkami. Nie wkradają się również w środku nocy do klubów. Musiała przechytrzyć swoich ochroniarzy i wybłagać Franka, żeby ją przywiózł i poczekał na zewnątrz. Gdy będzie po wszystkim, wróci do rzeczywistości. Czyli dusznej, przytłaczającej złotej klatki – bo tym właśnie było jej życie.
Nagle przypomniała sobie słowa ojca.
„Korzystne politycznie… królewski obowiązek… dla dobra królestwa”.
Jutro znów będzie księżniczką Cressidą Sandoval, wróci do domu po pięciu latach. Jej ojciec nie miał ochoty słuchać o doktoracie z filologii czy pracy asystentki nauczyciela.
– Księżniczki nie zostają nauczycielkami, Cressido – grzmiał król Monteverre. – Jestem pewien, że u szejka znajdziesz pełno starych, zakurzonych książek, w których będziesz się mogła zagrzebać.
Szejk. Jej przyszły mąż.
Nie powinna być aż tak zdenerwowana, to był zwykły kontrakt – zapewniał ją ojciec. Bardzo romantyczne. Romanse nigdy nie były jej w głowie, ale jednak… Podobało jej się życie w Londynie, z dala od domu i dziennikarzy śledzących każdy jej krok. Czy naprawdę była gotowa, żeby zostać królową?
Poczuła kolejny skurcz niepokoju, gdy przed drzwiami klubu stanęła twarzą w twarz z postawnym ochroniarzem. Wyszeptała hasło wstępu, które trzy dni wcześniej podsłuchała u jednego ze swoich ochroniarzy. Mężczyzna otworzył jej drzwi bez słowa. Weszła do środka i zatrzymała się u szczytu schodów wyłożonych miękką, czerwoną wykładziną. Zawahała się, słysząc płynącą z dołu muzykę i gwar rozmów.
To była jej ostatnia noc w Londynie. Z tą myślą zrobiła pierwszy krok. Miała prawo po raz ostatni zakosztować wolności, którą wcześniej uważała za coś normalnego – dopóki jej twarz nie zaczęła gościć na okładkach gazet na całym świecie.
Z każdym złożonym podpisem miała coraz głębsze wrażenie, że ściany wokół niej się kurczą i napierają na nią. Może dlatego po raz pierwszy w życiu zrobiła coś tak impulsywnego. Czuła przemożną potrzebę, żeby pójść gdzieś, gdzie nigdy nie była, gdzie choć przez chwilę będzie zupełnie anonimowa.
Jeśli chodzi o powinności członkini rodziny królewskiej, zawsze ze wszystkiego się wywiązywała i robiła to, co do niej należało, czy jej się to podobało, czy nie.
Przypomniała sobie tamten pamiętny telefon od ojca. Wiedziała, że to zrobi, nawet jeśli nie chce. On również to wiedział. Zdawał sobie sprawę, że zawsze starała się dorównać starszej siostrze. Było to coś więcej, niż zwykła, siostrzana rywalizacja. Ojciec zawsze dawał jej do zrozumienia, że nie jest jego ulubienicą. Z bólem przypomniała sobie ten dzień, gdy jako dwunastolatka w końcu zdała sobie z tego sprawę…
Zatrzymała się na dole i spojrzała w oczy uwodzicielskiej blondynce – dopiero po chwili zorientowała się, że patrzy na swoje odbicie w lustrze. Ciemnoblond loki okalały falami jej twarz. Na co dzień zawsze wiązała je w kucyk. Okulary zastąpiła szkłami kontaktowymi, a dżinsy i trampki zamieniła na stylową, czerwoną sukienkę i niebotycznie wysokie szpilki. Nad przygotowaniem dzisiejszego stroju spędziła więcej czasu niż nad badaniami do pracy naukowej. Część praktyczna sprawiła jej więcej problemów, ale widząc teraz efekt końcowy, poczuła się prawie ładna i napięcie nieco ustąpiło. W końcu poczuła lekki powiew wolności, o której tak marzyła.
Klub był w środku zaskakująco duży, zdecydowanie większy, niż sugerowałaby wąska fasada budynku. Współczesny, monochromatyczny wystrój wzbogacony był o elementy dawnego, bogatego stylu, choćby w postaci efektownych kandelabrów. Na scenie w rogu sali grał zespół jazzowy, na środku natomiast znajdował się bar, za którym migotały lustra, zdobiące ścianę od podłogi do sufitu. Można było odnieść wrażenie, że jest się nagle na planie czarnobiałego filmu.
Cressida podeszła do baru pewnym krokiem, choć serce miała w gardle. Muzyka była dość szybka, ale zmysłowa, a całości dopełniał uwodzicielski głos wokalistki w skandalicznie krótkiej sukience i rękawiczkach do łokci. Usiadła za barem i zerknęła w kierunku szeregu dyskretnie odgrodzonych loży, w których siedzieli piękni, ale dość znudzeni goście. Ekskluzywny klub bez nazwy słynął z tego, że gromadził samych najznamienitszych gości – dowiedziała się tego z podsłuchanej rozmowy ochroniarzy. Paparazzi mieli tu zakaz wstępu.
Był środek tygodnia, ale sala była pełna, ludzie tańczyli i poruszali się w rytm muzyki. Nagle znana wokalistka weszła na stolik i zaczęła polewać ludzi szampanem, a ci, wyraźnie zachwyceni, zaczęli tańczyć i śpiewać.
Cressida uśmiechnęła się mimowolnie. Sama powinna się do nich przyłączyć, nikt by jej nawet nie zauważył… Usiadła na końcu baru, przyglądając się wszystkiemu z bezpiecznej odległości.
Niedługo pewnie będzie musiała prosić o pozwolenie, żeby w ogóle móc się pokazać w takim miejscu. Poczuła smutek. Mogła przecież odmówić, to nie średniowiecze, nikt jej nie zmusi do małżeństwa. Lubiła swoje proste, nieskomplikowane życie w Londynie i wiedziała, że księżniczce nie będzie wolno pracować. Nie będzie mogła przyjąć posady asystentki nauczyciela, na którą tak się cieszyła. Miała jednak zobowiązania względem swojego kraju.
Zamówiła kieliszek białego wina. Nie odważyła się na nic innego, bo na co dzień prawie nie piła alkoholu. Sączyła powoli wino; czuła się nieswojo, patrząc na tańczący i rozbawiony tłum. Nigdy nie była duszą towarzystwa i w takich sytuacjach zwykle czuła się zagubiona. Jako mała dziewczynka marzyła, by być bardziej pewną siebie, wtedy łatwiej byłoby jej sprostać obowiązkom księżniczki. Była zupełnie niepodobna do starszych sióstr, szara myszka u boku olśniewających, rudowłosych piękności. Aż nagle jednego dnia wszystko się zmieniło, po prostu przestała się starać. Wolała się trzymać na uboczu, tak było bezpieczniej…
Przyszłam tu, żeby po raz ostatni zakosztować wolności, a zamiast tego chowam się w kącie i użalam nad sobą, pomyślała. Przygryzła wargę i wpatrzyła się w migoczące w kieliszku światło, które nagle przygasło; zobaczyła cień padający na blat baru i poczuła męskie perfumy.
Podniosła wzrok.
Mój Boże…
Przystojny, wysoki brunet to zdecydowanie za mało, żeby opisać stojącego przed nią mężczyznę. Był potężny, a jego egzotyczna uroda zapierała dech w piersi. Przełknęła ślinę, gdy ich oczy się spotkały. Najwyraźniej nie zamierzał się odezwać i po chwili ciszy Cressida poczuła się niezręcznie.
– Mogę w czymś panu pomóc? – spytała drżącym głosem.
Wyraz jego twarzy się zmienił i teraz wyglądał na lekko zaskoczonego. Czyżby ją z kimś pomylił? Jego wzrok powędrował powoli po jej długich nogach i powrócił do twarzy. Miała nadzieję, że się pomylił, wtedy odejdzie, a ona będzie mogła normalnie oddychać.
– Czekasz na kogoś? – Wskazał ruchem głowy na pusty stołek barowy obok niej. Miał głęboki, niski głos o wyraźnym obcym akcencie.
– Nie, jestem sama – powiedziała szybko i zaraz tego pożałowała; jeszcze wyjdzie na desperatkę. – Możesz usiąść, oczywiście jeśli chcesz. I tak… miejsce nie jest zajęte, przynajmniej nie przeze mnie.
Zapadła pełna napięcia cisza. Nieznajomy przyglądał jej się, jakby oczekiwał, że powie coś więcej. Wyglądał na lekko zaskoczonego, ale usiadł obok.
Cressida zmarszczyła brwi, wodząc palcem po brzegu kieliszka, i rzucała nieznajomemu ukradkowe spojrzenia. Upiła łyk wina, żeby trochę ukoić nerwy, poza tym nagle zrobiło jej się sucho w ustach. Był bardzo przystojny, miał ciemną skórę o ciepłym odcieniu i czarny, trzydniowy zarost. Miał na sobie białą koszulę, która skrywała chyba najpotężniejsze ramiona, jakie kiedykolwiek widziała…
Wróciła wzrokiem do jego twarzy i zauważyła, że się jej przyglądał. Zaskoczona, zachłysnęła się winem i zaczęła gwałtownie kaszleć. Co za żenująca sytuacja! Ledwie zauważyła chusteczkę, która nagle się przed nią pojawiła. Modliła się, żeby makijaż nie spłynął jej po twarzy.
Gdy podał jej szklankę z wodą, musnął palcami jej dłoń; doznanie było elektryzujące. Zimna woda ukoiła piekące gardło i myśli, których nie była w stanie uporządkować.
Podniosła wzrok i zauważyła, że mężczyzna przysunął się bliżej i siedział teraz tuż obok. W jego ciemnobrązowych oczach migotały złote plamki. Przyglądał jej się z uwagą i nagle poczuła, że robi jej się gorąco.
– Dziękuję – wydusiła, zmuszając się, żeby spojrzeć mu w oczy. – Za wodę.
– Nie ma za co. – Cały czas się jej przyglądał. – Chyba jednak nie powinienem zostawiać cię samej, przynajmniej dopóki nie dopijesz wina.
– Nie popisałam się. – Cressida roześmiała się lekko, wciąż lekko oszołomiona jego obecnością.
– Nie powiedziałbym – powiedział niskim głosem.
Uśmiechnęła się, wciąż zachodząc w głowę, dlaczego się do niej dosiadł. Tacy mężczyźni gustowali raczej w innym typie kobiet. Nic dziwnego, że była podejrzliwa. Poza tym nie szukała męskiego towarzystwa, dziś chciała tylko zaznać odrobiny wolności.
– Zastanawiałem się… co cię tu sprowadza?
Cressida czuła wibracje jego głębokiego głosu. Poruszyła się lekko.
– Chyba to, co wszystkich. Jest to jakaś forma ucieczki.
– Chcesz przed czymś uciec?
– Gdybym powiedziała, że przed całym światem, to czy zabrzmiałoby to banalnie? – Skrzywiła się lekko, czując, że powoli się rozluźnia. – W końcu przecież będę musiała wrócić.
Zastanawiał się nad czymś przez chwilę.
– Skoro już tu jesteś, to co zamierzasz robić?
– Nie myślałam o tym. – Roześmiała się. – Chciałam choć raz być spontaniczna. Może zatańczę?
– Sama?
– Pewnie tak, jeśli nikt nie poprosi mnie do tańca. – Poczuła, że się lekko rumieni. Nagle zapragnęła z nim zatańczyć. Co ją opętało?
Jeszcze nigdy nie flirtowała z mężczyzną, ale ta rozmowa była zupełnie inna. Co ona wyprawiała? Niedługo wychodziła za mąż. Być może nie poznała przyszłego męża, ale wiedziała, czego nie powinna robić. Ale jeden taniec… to chyba nic niestosownego. Może to przez to wino, choć przecież prawie nic nie wypiła. Teraz jednak czuła, że alkohol uderza jej do głowy.
– W takim razie powinnaś zatańczyć – odparł.
– Tak, z przyjemnością. – Uśmiechnęła się, czując, że igra z ogniem. Zsunęła się z barowego stołka i przygryzła wargę, podczas gdy on nawet nie drgnął.
Przecież nie poprosił jej do tańca. Znów zrobiła z siebie idiotkę.
Uśmiechnęła się trochę za szeroko i ruszyła na parkiet. Obejrzała się i zobaczyła, że nie spuszczał z niej wzroku. Czuła falę gorąca, która przebiegła przez jej ciało, umiejscawiając się gdzieś w dole brzucha.
Nie miała żadnych doświadczeń z mężczyznami. Była chorobliwie nieśmiała i cały czas poświęcała nauce i pracy. Płeć przeciwna była dla niej jak nieznany, obcy gatunek. Posługiwała się biegle ośmioma językami, a nie potrafiła sklecić jednego zdania, żeby poprosić mężczyznę do tańca. Roześmiała się, bo było to naprawdę niedorzeczne. Jej śmiech zwrócił uwagę stojącego nieopodal blondyna, który podszedł i zaczął tańczyć obok niej.
Uśmiechnęła się szybko w odpowiedzi, cały czas się zastanawiając, czy mężczyzna przy barze ją obserwuje. Nie zamierzała nic z tym robić, ale sama myśl, że ktoś zwrócił na nią uwagę, przeszyła ją przyjemnym dreszczem.
Tymczasem muzyka zwolniła i przeszła w spokojną, zmysłową balladę. Parkiet wypełniły pary poruszające się rytmicznie w uwodzicielskim tańcu.
Blondyn bez ostrzeżenia podszedł i objął ją w talii. Zamarła. Odsunęła się, szukając w pośpiechu wymówki, ale nie chciała robić mu przykrości. Położyła dłoń na jego piersi i pokręciła głową, po czym odwróciła się, żeby odejść i w tym momencie praktycznie zderzyła się z nieznajomym, który towarzyszył jej przy barze.
– Czekałaś na mnie? – Jego głęboki głos był niczym balsam na jej duszę. Wyciągnął rękę, a ona, ku własnemu zdziwieniu, od razu podała mu dłoń, rozkoszując się cudowną wonią jego perfum. Nawet nie zauważyła, gdy blondyn się oddalił i zniknął w tłumie, podczas gdy dłoń nieznajomego powędrowała do jej talii.
Rytm muzyki przenikał jej ciało, zrównując się z pospiesznym biciem jej serca. Mężczyzna przyciągnął ją do siebie, a ona wpatrzyła się w miejsce, gdzie zza białej, rozpiętej lekko koszuli wyłaniała się śniada skóra. Zawahała się, po czym położyła wolną dłoń na jego karku, a on poprowadził ją w tańcu.
Jako nastolatka brała lekcje tańca, by zdobyć niezbędne dla księżniczki umiejętności; znała podstawy walca czy fokstrota, choć zwykle potykała się o własne nogi. Żaden kurs nie byłby jednak w stanie przygotować jej na tę chwilę. Miała wrażenie, że tańczą tak od wieków, poruszając się w idealnej harmonii. Prowadził doskonale, był pewny siebie i silny. Miała wrażenie, że płynie w tańcu. Jego dłoń wciąż spoczywała na jej talii, nie próbował przyciągnąć jej bliżej. Nagle zdała sobie sprawę, że czuje się przy nim bezpiecznie. Jakie to dziwne uczucie, zważywszy na to, że w ogóle go nie znała.
Nieznajomy pochylił lekko głowę i przez chwilę miała wrażenie, że chce ją pocałować. Wstrzymała oddech, ale jego usta znalazły się tuż przy jej uchu.
– W moim kraju taki taniec uważa się za coś bardzo intymnego. – Jego głos był miękki i ciepły. Przeszył ją dreszcz.
– Czyżby? – zapytała, dziwiąc się, że z jej zaschniętego gardła wydostał się dźwięk. – Nie mam pojęcia, dlaczego.
Na jego ustach pojawił się szelmowski uśmiech.
– Naprawdę nie wiesz?
– Wszyscy tak tańczą. Nie ma w tym nic zdrożnego.
– Nie jestem tego taki pewien – wyszeptał. – Ta bliskość, zmysłowe ruchy… To potrafi być bardzo kuszące…
– W jakim sensie…? – Dopiero po chwili zrozumiała, co miał na myśli, i z wrażenia zgubiła rytm, ale nieznajomy jakby tego w ogóle nie zauważył, tylko z gracją poprowadził ją dalej.
– Zwykle tylko pary małżeńskie tańczą w ten sposób – ciągnął, nie zwracając uwagi na jej zmieszanie – lub ludzie, którzy zamierzają się pobrać.
Ledwie zarejestrowała ostatnie słowa, skupiając się na cieple jego dłoni, która powędrowała ku górze i spoczęła teraz na jej nagich plecach. Ten nieznaczny ruch dłoni jakby zburzył pomiędzy nimi barierę. Podniosła wzrok i dostrzegła w jego oczach żar. Pożądanie zawisło w powietrzu, pulsując w rytm zmysłowej muzyki.
Miała wrażenie, że już na zawsze przywarła do jego mocnego, muskularnego ciała. Rozpływała się w jego ramionach, a jakiś głos w głowie podpowiadał jej, żeby przysunąć się jeszcze bliżej. Resztki rozsądku zaś szeptały, że powinna uciekać, ale zignorowała ostrzeżenia.
– Chyba nikt w tym klubie nie uważa tańca za coś aż tak istotnego.
– Zapomniałem, że poza nami jest tu ktoś jeszcze – powiedział miękko.
Spojrzała mu w oczy, ale nie dostrzegła w nich cienia sarkazmu czy ironii. Patrzył na nią poważnym i szczerym wzrokiem. Poczuła, że się rumieni, i spuściła wzrok. To jest ten moment – teraz powinna podziękować mu za taniec i odejść.
Ale ten taniec był idealny – tego właśnie potrzebowała. Tej nocy marzyła tylko o wolności, chciała przeżyć coś niezwykłego, więc teraz mogła wyjechać z Londynu, żeby wywiązać się z czekających na nią obowiązków. Zapomni o tajemniczym nieznajomym i nie będzie się zastanawiać, kim jest…
Nagle zdała sobie sprawę, że przestali tańczyć. Muzyka przyspieszyła, a reszta gości poruszała się wokół nich. Podniosła wzrok. Mężczyzna wciąż się jej przyglądał, a chwila zdawała się trwać wiecznie. Przycisnął dłoń mocniej do jej pleców. Poczuła przyjemny dreszcz.
Zaczęła się zastanawiać, jak smakują jego usta, myślała o dłoniach błądzących po jej ciele. Zarumieniła się gwałtownie. Starsza siostra w podobny sposób opisywała spotkanie ze swoim obecnym narzeczonym – gwałtowna, odbierająca rozum namiętność, która spadła na nich jak grom z jasnego nieba. Wątpiła, że kiedykolwiek sama doświadczy czegoś podobnego. Nagle miała dość dawnej, racjonalnej Cressidy, która bała się podjąć najmniejsze ryzyko. Jakby to było choć raz zachować się spontanicznie? Na moment stać się kimś innym?
Mężczyzna chrząknął i Cressida pomyślała, że chwila zaczęła dobiegać końca. Czar pryskał, a ją czekało życie, które ktoś za nią zaplanował. Ale jeszcze nie teraz, mówiła sobie…
Spojrzała w jego ciemne, brązowe oczy i wstrzymała oddech, widząc w nich pożądanie. Przecież to czyste szaleństwo! Poddała się impulsowi, stanęła na palcach i przycisnęła usta do jego warg.
Przez chwilę stał bez ruchu, wciąż trzymając ją w ramionach, po czym odwzajemnił pocałunek, który z każdą chwilą stawał się coraz bardziej zachłanny, pełen głodu. To było oszałamiające, przytłaczające… i cudowne!
Czy tak wygląda każdy pierwszy pocałunek? Czy właśnie tego brakowało jej przez te wszystkie lata? Miała wrażenie, jakby się w końcu obudziła z głębokiego snu, a jej ciało wracało do życia.
Odsunął się od niej zdecydowanie zbyt wcześnie.
Mężczyzna powiedział coś w dziwnym, obcym języku, po czym nie pytając jej o zdanie, pociągnął ją za sobą. Nie protestowała, wciąż poruszona pocałunkiem, i pozwoliła się zaprowadzić do prywatnej loży, ukrytej za czerwoną, aksamitną kotarą.
– Nie chciałem do tego doprowadzić – powiedział ostro – Nie zamierzałem…
– Nie musisz mnie przepraszać – wydusiła. Nie chciała, żeby jego pełne żalu słowa zniszczyły tamten cudowny moment. Z jednej strony chciała, żeby odszedł, a z drugiej pragnęła znów znaleźć się w jego ramionach. – Przecież to ja cię pocałowałam – zmusiła się do uśmiechu – i niczego nie żałuję.
– Nie mówiłabyś tak, gdybyś wiedziała, kim jestem – powiedział, a w jego twarzy pojawiło się coś mrocznego.
– Może to tylko dodaje wszystkiemu pikanterii? – Spróbowała się znów uśmiechnąć.
– Czy po to tutaj przyszłaś? – Jego głos był głęboki i niski. – Żeby całować się z obcymi mężczyznami na parkiecie?
Coś w jego oczach przyprawiło ją o dreszcze. Nie potrafiła powiedzieć, co się zmieniło, ale poczucie komfortu i anonimowości odeszło. Czuła się teraz niepewnie, jakby była obnażona i podatna na zranienia. Zaczęło do niej powoli docierać, co zrobiła. Zadrżała i cofnęła się kilka kroków.
– Dziękuję za taniec – szepnęła, unikając jego wzroku. – Było… naprawdę miło.
Uniósł brew i oparł się o ścianę.
– Pora wracać do rzeczywistości?
Cressida skinęła głową. Była rozdarta. Z jednej strony chciała stąd jak najszybciej uciec, z drugiej marzyła, żeby zostać. Zastanawiała się, jak miał na imię nieznajomy i skąd pochodził. Tak wiele pytań pozostanie bez odpowiedzi.
Wyszła z klubu, odprowadzona cichnącymi dźwiękami muzyki. Na zewnątrz powitał ją chłód nocy i ostry powiew wiatru. Pożałowała, że nie zabrała marynarki. Rozglądała się właśnie za swoim szoferem, gdy nagle znikąd pojawiło się trzech mężczyzn w czarnych garniturach.
– Wasza wysokość – odezwał się jeden z nich; miał wyraźny obcy akcent – proszę się nie obawiać. Nakazano nam dopilnować, żeby nic się pani nie stało.
– A co miałoby mi się stać? – Wstrzymała oddech, rozglądając się desperacko za samochodem. – Gdzie jest mój kierowca? Skąd wiecie, kim jestem? Kto wam kazał mnie pilnować?
– Ja – usłyszała za plecami znajomy głos.
Cressida odwróciła się gwałtownie i wstrzymała oddech, widząc pięknego nieznajomego, którego przed chwilą pocałowała. Mężczyzna podszedł, bez słowa okrył ją wełnianym płaszczem i poprowadził na bok, z dala od trójki mężczyzn, najwyraźniej jego ochroniarzy.
Jego niski głos przyprawił ją o dreszcze. Wiedziała, że popełniła dziś wielki błąd. Serce biło jej jak oszalałe, gdy spojrzała mu w oczy.
– Kim jesteś?
– Szejk Khalil Al Rhas, władca Zayyaru. – Ani na chwilę nie oderwał od niej wzroku. – A ty, wasza wysokość, masz poważne problemy.