Królowa Północy - ebook
Królowa Północy - ebook
Dążąca do niezależności Astrid von Bjornland raz w życiu poszła do klubu nocnego i uwiodła jego właściciela – Maura Bianchiego. Zrobiła to rozmyślnie. Chciała mieć dziecko i chciała, by jego ojcem był mężczyzna silny i odważny, umiejący w życiu zawalczyć o to, czego pragnie. Taki był Mauro. Astrid zamierzała wychować dziecko sama. Nie przewidziała jednak, że Mauro ją odnajdzie, a jej własne uczucia do niego okażą się tak gorące…
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-276-7454-8 |
Rozmiar pliku: | 595 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Królowa Astrid von Bjornland nigdy wcześniej nie była w klubie, wiedziała jednak co nieco o Lodowym Pałacu, skrytym pośród włoskich Alp, z dala od pospólstwa – jak to określił Mauro Bianchi, miliarder i właściciel tego miejsca.
Przed podjęciem decyzji przeprowadziły z Latiką dokładny research, ale niewiele udało im się znaleźć.
Mauro bardzo dbał o prywatność klubu i pilnował, by za wiele nie przedostało się do mediów, ugruntowując w ten sposób ekskluzywność tego miejsca. Jedyne dostępne zdjęcia to te, które Mauro sam zatwierdził i oficjalnie opublikował – części przeznaczone dla klienteli VIP nie były dostępne, a według licznych artykułów, które Astrid czytała, było ich w obiekcie całkiem sporo.
Dłonie jej się pociły, choć wiedziała, że zaproszenie umożliwi jej wstęp.
Latika ją o tym zapewniła. A ona wiedziała, co mówi.
Gdy rok przed śmiercią ojca Astrid szukała asystentki, rozpytywała dyskretnie wśród znajomych dygnitarzy i wysoko urodzonych przyjaciół i już na drugi dzień zjawiła się u niej Latika. Elegancka, o nienagannych manierach i zbyt idealna, żeby mogła być prawdziwa.
Astrid szybko się zorientowała, że Latika coś ukrywa.
Musiałam uciec od ojca – wyznała. Jest bardzo bogaty, a teraz, żeby powiększyć jeszcze majątek, zamierza wydać mnie za mąż za człowieka, który… To nie jest dobry człowiek. Muszę pozostać w cieniu, nie mogę się wychylać, więc będę pracować po cichu, ale efektywnie.
To Astrid wystarczyło. Wiedziała, czym jest perspektywa aranżowanego małżeństwa i dorastanie pod okiem nadmiernie kontrolującego i despotycznego ojca.
Postanowiła więc od razu zatrudnić Latikę.
Była doskonałą asystentką – a okazała się jeszcze lepszą przyjaciółką i sojuszniczką – która potrafiła załatwić praktycznie wszystko. W tym wypadku był to wymyślony powód, dla którego Astrid musiała polecieć do Włoch. Wynajęty po kryjomu samochód, zorganizowanie ekstrawaganckiej i niepokojąco skąpej sukienki od najmodniejszego projektanta, razem z biżuterią i butami, oraz zdobycie praktycznie nieosiągalnego zaproszenia na imprezę.
A teraz Astrid stała w kolejce przed klubem, czekając na swoją kolej.
Nigdy wcześniej nie stała w kolejce. Ani razu.
Praktycznie nigdy na nic nie musiała czekać.
Urodziła się pięć minut przed swym bratem bliźniakiem, księciem Gunnarem, ku rozpaczy swego ojca i całego dworu. To wydarzenie nadało potem bieg całemu jej życiu. Bieg, który zaowocował tym konkretnym planem – niebezpiecznym, lekkomyślnym i niedorzecznym. Wszystkie te przymiotniki pochodziły od Latiki, która nie ukrywała, co o tym myśli, ale pomogła jej wszystko zorganizować.
Latika zawsze miała swoje zdanie, ale nie miało to teraz znaczenia.
Astrid obciągnęła nieprzyzwoicie kusą sukienkę – kreacja była odważna i niepodobna do czegokolwiek, co nosiła w realnym życiu, ale była to część planu. Nie mogła wyglądać jak królowa Astrid. Gdyby jej brat się o tym dowiedział, osobiście pojawiłby się w klubie i wyciągnął ją stamtąd siłą. Podobnie postąpiłby każdy z członków rady. Robiła jednak to, co musiała, żeby przejąć kontrolę nad państwem. Nad własną przyszłością.
Znajdzie inny sposób, jeśli zajdzie taka potrzeba, ale ten konkretny plan narodził się w tak doskonałym momencie, że Astrid chciała skorzystać z niego z kilku powodów. Była nawet gotowa założyć sukienkę, która tak naprawdę była marynarką noszoną na gołe ciało. Głęboki dekolt odsłaniał delikatnie zarys piersi, podkreślając krągłości, które na co dzień dokładnie ukrywała.
Rozpuszczone włosy opadały falą na ramiona, a na szyi miała długi łańcuszek ze szmaragdem, który połyskiwał kusząco na odkrytym ciele, skupiając uwagę na dekolcie – chyba aż za bardzo. A jeśli nie dekolt przykuwał uwagę, to z pewnością nogi – kusa sukienka w połączeniu z niebotycznie wysokimi szpilkami robiła wrażenie. Może jeszcze jej pośladki, na których materiał kusząco się opinał. Tak przynajmniej twierdziła Latika.
Na koniec zaś oznajmiła, zostawiając Astrid pod klubem, że cokolwiek by się nie działo, musi wyjść z imprezy o drugiej w nocy.
Czas odgrywał tu kluczową rolę i jeśli nie zastosuje się do tych ustaleń, cały plan będzie zagrożony, a już z pewnością posada Latiki. A być może sama Latika, która przez ostatnie trzy lata ukrywała się w pałacu.
Astrid pełniła rolę reprezentacyjną. To prawda, miała władzę, jednak gdy przychodziło do głosowania – czy to nad ustawą, czy zatrudnieniem nowego pracownika – to rada razem z grupą konserwatywnych doradców wybranych przez jej ojca miała ostatnie słowo. Zapewniano ją, że gdyby Gunnar został królem, wyglądałoby to tak samo. Nawet gdyby nie urodził się pięć minut po siostrze.
Astrid jednak nie była tego taka pewna.
Znalazła jednak pewną lukę w przepisach i dlatego dziś stała przed klubem.
Z pewnością nie miało to nic wspólnego z Maurem Bianchim. Nie bezpośrednio. W końcu nawet go nie znała, ale wiedziała o nim. Wszyscy o nim wiedzieli. Miliarder, który doszedł na sam szczyt wyłącznie dzięki talentowi i uporowi, wyrywając się ze skrajnego ubóstwa.
W opinii Astrid, gdyby żyli w czasach średniowiecznych, Bianchi z pewnością byłby piratem zdobywcą. Ona natomiast miała do czynienia z prawami i ustawami, które bardziej pasowały do średniowiecza niż czasów współczesnych, dlatego, gdy przygotowywała ten plan, zależało jej właśnie na nim.
Kolejka poruszała się do przodu, aż w końcu Astrid stanęła twarzą w twarz z potężnym, ponurym ochroniarzem, przez którego twarz przebiegała długa blizna. Opuściła ramiona, ale momentalnie zmieniła taktykę. Wypięła pierś do przodu, a zwyczajne, surowe spojrzenie zamieniła na lekko nadąsaną minę, którą ćwiczyła razem z Latiką.
– Moje zaproszenie – powiedziała, czując, że nie zabrzmiało to tak kokieteryjnie, jak planowała.
Ale to nie miało znaczenia. Zaproszenie było wystawione na osobę, która nie istniała, ale tę właśnie osobę miała dzisiaj odegrać.
– Oczywiście – odparł ochroniarz, posyłając jej spojrzenie, jakiego chyba jeszcze nigdy nie doświadczyła. – Udanej zabawy, panno Steele.
Ściskając w dłoni zaproszenie, zaprowadził ją do środka.
Miejsce było naprawdę niezwykłe i magiczne. W niektórych salach pełno było dekoracji z prawdziwego lodu i w środku trzeba było nosić płaszcz, w innych panował industrialny klimat, tworzony przez metalowe wyposażenie i grę świateł, a wszystko razem zlewało się w jedną wielką, mieniącą się krainę marzeń.
Astrid dorastała w luksusie, który jednak nie miał nic wspólnego ze współczesnością. Otoczona była aksamitnymi obiciami, draperiami, misternie rzeźbionymi złotymi dekoracjami, zimnym marmurem i granitem.
To miejsce natomiast tętniło kolorem, pełno tu było światła i lekkich, metalowych dekoracji. Lód i ogień stapiały się w jedno.
Nad rzeźbioną w lodzie salą znajdował się parkiet, jakby zawieszony w powietrzu. Platformę otaczały wysokie barierki. Całość mieniła się tysiącami świateł, które wirowały w lodowej przestrzeni.
Wnętrze wydawało się jakby wyciągnięte prosto z magicznego snu albo bajki.
Jeśli w bajkach słuchano house’u.
Po raz pierwszy poczuła dreszcz emocji. Cały plan przygotowywała z powagą generała szykującego się na wojnę. Tak przynajmniej sobie powtarzała – że nie miało to nic wspólnego z marzeniem o choćby jednej nocy wolności.
A Mauro Bianchi nie był jej celem dlatego, że był atrakcyjny. Krążyły plotki, że potrafił dostarczyć kobietom rozkoszy, o której zwykle można przeczytać jedynie w książkach. Powtarzała sobie, że był jedynie celem strategicznym. Nie pochodził z jej sfer, nie należał do żadnego ze szlacheckich rodów; powtarzała sobie, że znany playboy będzie idealnym obiektem, ponieważ jako osoba zupełnie nienawykła do romansów czy uwodzenia, potrzebowała kogoś, kto będzie wyjątkowo mało oporny. Poza tym wiedziała, gdzie go znaleźć.
Powtarzała sobie to wszystko i im więcej czytała artykułów na jego temat, im więcej przeglądała zdjęć – jego twarz, oliwkowa skóra pokryta tatuażami…
Powtarzała sobie, że to nieistotne. Jego uroda miała tu drugorzędne znaczenie, była jedynie dodatkowym atutem.
Jednak gdy już się tu znalazła… Czuła, jak wypełnia ją dudniąca w sali muzyka, a poczucie, że robi po kryjomu coś zakazanego, przeszyła jej ciało nagłym zastrzykiem adrenaliny. Na jej ustach pojawił się uśmiech.
Wolność.
To była chwila wolności, która miała jej wystarczyć na całe życie. Potem wróci do codzienności i obowiązków.
Nie był to czas na rozmyślania o przyszłości – jak by to było zdobyć w końcu należną jej władzę nad krajem. Uwolnić się od ojcowskiego despotyzmu. Nie pora, by rozmyślać o towarzyszącym jej dojmującym poczuciu samotności, którego mogłaby się pozbyć, trzymając w ramionach własne dziecko. Dziecko, które będzie kochać bez względu na wszystko.
Teraz nie była Astrid, lecz Alice – która właśnie przeszła na drugą stronę lustra. I po raz pierwszy w życiu miała uwieść mężczyznę. Prawdopodobnie też po raz ostatni. Musiała go tylko odnaleźć. I wtedy go zobaczyła – to bez wątpienia był on. Stał na platformie nad parkietem i obserwował bawiących się ludzi. To nie mógł być nikt inny. Jego ciemne, tajemnicze oczy przesuwały się po tłumie z wyrazem niezaprzeczalnej władzy.
Astrid należała do królewskiego rodu, była królową Bjornland.
Jednak tutaj, w tym klubie, Mauro Bianchi bez wątpienia był królem.
Król grzechu, pokusy i rozkoszy.
Takiego władcy nie przyjęto by z pewnością na jej dworze. Dziś w nocy był jednak królem idealnym.
Odetchnęła głęboko i ruszyła po schodach, dziękując w duchu za wszystkie lekcje eleganckiego poruszania się, dzięki którym mogła teraz bez trudu wspinać się w tych niedorzecznych szpilkach. Pozwoliła, aby palce muskały poręcz schodów w uwodzicielski sposób, przed którym jako dziewczynka zawsze była przestrzegana. Uczono ją, by zachowywała się chłodno i z rezerwą.
Była pierwszą monarchinią Bjornland od początku szesnastego wieku, przez co tym bardziej odczuwała ciężar noszonej korony.
Ojciec nigdy nie pogodził się z tym, że urodziła się pierwsza.
Za to matka… To ona dopilnowała, by kolejność narodzin bliźniaków nie została zmieniona. Astrid urodziła się pierwsza, a matka postarała się, aby ogłoszono to szybko i ostatecznie. To ona pilnowała, żeby edukacja córki była kompletna. Powtarzała jej, że każdy władca musi być w jakimś stopniu bezwzględny i nieustępliwy. Królowa natomiast będzie musiała odznaczać się większą bezwzględnością niż jakikolwiek król. Uczono ją więc, jak powinna się zachowywać – jak być piękną, nie będąc przy tym zmysłową i seksowną.
W tej chwili odsunęła od siebie wszystkie te nauki. Pozwoliła, by jej biodra kołysały się zalotnie, a palce gładziły barierkę z czułością, z jaką pieściłaby kochanka.
Którego nigdy nie miała.
Ale to było celem tej nocy.
Dlatego mogła teraz zapomnieć o wszystkim, czego się nauczyła, a raczej wywrócić to do góry nogami, ponieważ w tym miejscu jej życie było niczym odbicie magicznego lustra.
Tak się właśnie czuła. Miała wrażenie, że przeszła na drugą stronę i znalazła się w magicznym, zmysłowym pałacu z lodu. Miejscu chwilowym, ulotnym i dekadenckim, którego jedynym celem była przyjemność.
Odrzuciła włosy, weszła na parkiet i spojrzała w górę.
Ich oczy się spotkały.
Zobaczył ją.
Miała wrażenie, że powietrze przeszył prąd.
Wtedy zrobiła coś, na co w normalnym życiu nigdy by się nie zdobyła – patrząc prosto w oczy nieznajomemu, oblizała powoli wargi.
A potem się uśmiechnęła.
Znów odrzuciła włosy i weszła głębiej na parkiet.
Wokół było pełno ludzi, którzy zdawali się tańczyć sami ze sobą, więc dołączyła do tłumu i pozwoliła ponieść się rytmowi. Znała kroki wielu tradycyjnych tańców – muzyka miała towarzyszyć tańcowi, a nie prowadzić go. Teraz jednak pozwoliła, aby rytm kierował ruchem jej bioder i przez jedną cudowną chwilę poczuła, że jest częścią tłumu.
Wtedy tłum się poruszył, ale było w tym coś jeszcze. Atmosfera uległa zmianie i już wiedziała, co się stało.
Król znalazł się na parkiecie.
Odwróciła się i prawie zderzyła się z jego szeroką piersią; sięgała mu zaledwie do obojczyka. Miał na sobie czarną marynarkę i czarną koszulę, której dwa guziki były rozpięte, odsłaniając kawałek skóry i czarne włosy, kuszące i zakazane. W normalnym życiu żaden dygnitarz nie odważyłby się zdjąć przed nią bez krawata.
Podniosła wzrok i serce jej zamarło.
Zdjęcia, które widziała, nie przygotowały jej na tę chwilę.
Po raz pierwszy zobaczyła go rok temu w jakimś plotkarskim piśmie, które jej dostarczono, ponieważ zawierało szczególnie złośliwy artykuł na temat skandalu z udziałem jej brata. Ale to nie Gunnar i jego nagie zdjęcia w towarzystwie francuskiej modelki przykuły uwagę Astrid. Po pierwsze – widywała takie zdjęcia nieprzyzwoicie często. Nie było to nawet interesujące.
Ale po drugie…
Był tam Mauro. Rozpustny, zepsuty playboy z kobietą uwieszoną u jego ramienia, gdy wychodził z jednego ze swych klubów.
Serce jej zamarło. Cały świat się zatrzymał.
To było jedynie zdjęcie.
Natomiast na żywo…
Był piękny, ale nie w konwencjonalnym tego słowa znaczeniu. Był na to zdecydowanie zbyt męski. Potężny niczym skała, o kwadratowej i idealnie rzeźbionej szczęce. Jego czarne oczy były niczym odłamki obsydianu, w których tonęły teraz światła parkietu. Nie odezwał się, ale i tak nie byłaby w stanie go usłyszeć. Wyciągnął jednak rękę, a ona podała mu dłoń i poczuła, jak przez jej ciało przepływa fala ognia. Ostra i gwałtowna.
Jego usta musnęły jej ucho.
– Nie widziałem cię tu wcześniej – wyszeptał zmysłowym głosem.
Odsunęła się i uniosła głowę, żeby móc spojrzeć mu w oczy, ale od razu spuściła wzrok.
On jednak ujął ją za brodę i zmusił, żeby znów na niego spojrzała. Gdyby nie szpilki, które miała na nogach, jeszcze bardziej by nad nią górował. Opuścił głowę.
– Bo jestem tu po raz pierwszy.
– Zawsze miło zobaczyć nową twarz – odparł, odgarniając włosy z jej twarzy.
– Zatańcz ze mną – powiedziała.
Uśmiechnął się i już wiedziała, że zrozumiał.
Wpatrywał się w nią płonącymi oczami, chwycił ją za biodra i przyciągnął do siebie. Poruszali się w rytm muzyki; czuła na sobie jego dotyk, nie tylko tam, gdzie spoczywały jego dłonie, ale na całym ciele i tam głęboko, w najbardziej intymnych zakamarkach ciała. Tańczyła już z mężczyznami, ale nigdy w ten sposób. Eleganccy arystokraci o nienagannych manierach, którzy bywali na tych samych balach co ona, w niczym nie przypominali tego mężczyzny.
Było w nim coś niebezpiecznego, co przyciągało ją do niego jeszcze bardziej.
Zawsze jej powtarzano, że musi być silna, ale jednocześnie żyła pod kloszem. Znała świat tylko w teorii. Teraz miała rządzić krajem, wciąż jednak zmagając się z tym samym przekleństwem.
Władza skuta kajdanami.
Chciała się sprawdzić, zobaczyć, jak silne są te kajdany.
Właśnie po to tu przyszła.
– Może oprowadzisz mnie po klubie?
Przycisnął ją jeszcze mocniej i patrzył na nią przez dłuższą chwilę, a potem wziął ją za rękę i sprowadził z parkietu. Przytrzymywał jej dłoń, gdy schodziła po schodach, oddalając się od pulsującej muzyki. Nie wrócili jednak do wejścia, gdzie tłoczyli się ludzie. Poprowadził ją wąskim korytarzem wyłożonym czarnymi płytkami, spomiędzy których połyskiwały złote światła, i nagle otworzył drzwi wyglądające jak kolejny fragment ściany.
– Przyda ci się płaszcz – powiedział, podając jej śnieżnobiałe okrycie, dla siebie jednak nie biorąc nic.
– Dziękuję – odparła, okrywając się płaszczem.
Zastanawiała się, czy w obliczu jej planu ukrycie się pod płaszczem było dobrym pomysłem, ale to on ją prowadził, więc uznała, że powinna postępować zgodnie z instrukcjami. Kolejna rzecz, w której nie była dobra, jednak w przeciwieństwie do czekania tego akurat wymagano od niej dość często.
Choć akurat dzisiaj chciała tego uniknąć.
Sala, do której ją wprowadził, była zrobiona w całości z lodu. Niemal przezroczyste ściany były misternie rzeźbione, ukazując rozmyty obraz tego, co działo się w sali obok.
– Jesteś naprawdę odważna – powiedział – prosząc mnie o oprowadzenie.
– Jednak się zgodziłeś.
– Nawet nie wiesz, jak rzadko przystaję na taką propozycję.
– A ja myślałam, że robisz to praktycznie co wieczór. Czytałam o tobie.
Jego usta wykrzywił cyniczny uśmiech.
– No tak, oczywiście, że czytałaś.
– Przepraszam – odparła. – Powinnam udawać, że nie wiem, kim jesteś? Że to przypadkowe spotkanie, a ja przyszłam do klubu, nie mając pojęcia, kim jest właściciel?
Wzruszył ramionami.
– Wiele kobiet by tak zrobiło.
– Może one mogą sobie na to pozwolić. Ja nie mam czasu.
– Nie masz chyba bomby przypiętej do piersi?
Przełknęła nerwowo i rozsunęła poły płaszcza, a wiszący na jej piersi szmaragd momentalnie zrobił się lodowato zimny.
– Możesz sam sprawdzić.
Przemknął wzrokiem po jej ciele.
– Rozumiem. Ktoś czeka na ciebie w domu, tak?
Było to dość zbliżone do prawdy.
– Tak – potwierdziła.
– Mogę wiedzieć, jak się nazywasz?
– Alice.
– Alice – powtórzył. – Skąd jesteś?
Wiedziała, że jej angielski jest dość dobry, ale dało się wyczuć obcy akcent. Podobnie jak w jego przypadku. Podobało jej się, jak brzmiał. Chciała usłyszeć, jak mówi w ojczystym języku. A potem w jej języku. Ciekawe, jaki miałby akcent? I co by powiedział…?
– Z Anglii – odparła. – Urodziłam się gdzie indziej, ale tam spędziłam większość życia.
– Co cię sprowadza do Włoch?
– Twoja impreza – odparła.
– Rozumiem. Tak bardzo uwielbiasz kluby, czy jesteś seks turystką?
Były to mocne słowa, ale wiedziała, że w taką grę postanowiła zagrać.
– Przypuszczam, że w tej sytuacji można nazwać to seks turystyką.
– Czy mam rozumieć, że zobaczyłaś moje zdjęcie w gazecie i postanowiłaś przyjechać aż tutaj, żeby się ze mną przespać?
To, co powiedział, było prawdą, choć jej powody były bardziej skomplikowane.
– Chemia to naprawdę potężna rzecz.
– Potrafisz poczuć chemię, patrząc jedynie na zdjęcie?
– Nie musiałam cię nawet szukać – odparła. – Sam do mnie przyszedłeś. Więc teraz ja pytam, czy to możliwe?
Była z nim szczera.
Nie spodziewała się, że Mauro Bianchi sam do niej podejdzie, była pewna, że będzie się musiała bardziej wysilić. A on po prostu się zjawił, a potem zabrał do sali VIP. A więc, czy chemia naprawdę mogła być aż tak oczywista?
Coś w jego twarzy się zmieniło, choć nie potrafiła stwierdzić, co dokładnie. Wyglądał na zirytowanego, lecz jednocześnie był jakby pod wrażeniem jej odwagi. Poza tym nie mógł przecież zaprzeczyć, w końcu siedzieli razem w prywatnej sali, dwoje obcych sobie ludzi, którzy poznali się raptem chwilę temu.
– W takim razie pozostaje nam jedynie sprawdzić twoją teorię w praktyce – powiedział, zniżając głos do aksamitnego szeptu.
– Dlatego tu jestem – odparła, z trudem panując nad głosem.
– Więc może zechcesz odwiedzić mój prywatny apartament?
– Bardzo chętnie – powiedziała.
Wszystko działo się dużo szybciej, niż oczekiwała, ale jednocześnie zgodnie z planem. Spodziewała się… trudności. Oporu.
Może dlatego, że ostatni rok składał się z samych problemów. Niekończący się opór doradców jej ojca. Niezliczone oświadczenia, naciski, by wyszła za mąż. Obawy, czy dostarczy dynastii dziedzica, ponieważ w przeciwieństwie do mężczyzny nie mogła czekać z tym zbyt długo.
Jednego nie przewidzieli, bo nie edukowali się wystarczająco, przynajmniej nie tak dokładnie, jak ona.
Mężczyźni i ich arogancja. Ich niezachwiane przekonanie o własnej racji. Byli pewni, że nikt ich nie pokona, a już na pewno nie ona. Astrid natomiast studiowała prawo. Upewniła się, że jest gotowa do swojej roli i nic jej nie zaskoczy. W ramach ochrony królowej i tronu miała prawo ogłosić, że dziecko należy wyłącznie do niej i nie ma ojca. Nikt nie będzie mógł zakwestionować pochodzenia następcy tronu. Nadal funkcjonowało prawo wprowadzone po to, by chronić królową przed najeźdźcami, wikingami i barbarzyńcami – kimkolwiek, kto mógł próbować wykorzystać ją do sięgnięcia po władzę.
Obecnie chroniło królową przed przymusem małżeństwa oraz politykami, którzy nadużywali władzy.
Ona natomiast potrzebowała swego najeźdźcy.
I znalazła go.
– Tak – powiedziała – chodźmy do twojego apartamentu.