-
W empik go
Kronika nieformalna - ebook
Kronika nieformalna - ebook
Książka dla młodzieży i dorosłych w formie rymowanej. Wszystkie opisane w niej sytuacje i przemyślenia powstały w oparciu o informacje pozyskane jako w 100% prawdziwe.
| Kategoria: | Poezja |
| Zabezpieczenie: |
Watermark
|
| ISBN: | 978-83-8104-043-3 |
| Rozmiar pliku: | 1,0 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Najprawdziwsza opowieść o wyprawie Kapitana Milo
Wszyscy w porcie się zebrali
na przystani tam gdzie okręt
się kołysał pod żaglami
wystrzelono raz z armaty
grały trąby i fanfary
to Kapitan Milo płynął
na wyprawę z piratami
w świat daleki i nieznany
kompas na nic i busola
wystarczyła stara mapa
na niej wyznaczona droga
i płynęli przez rok cały
między fale i bałwany
dziwne dziwa napotkali
latające wieloryby
tarantule głębinowe
mewy śmieszki i delfiny
węże morskie i pingwiny
waniliowe kry lodowe
w dzień ich słońce przypiekało
a nocami w świetle meduz
stado syren im śpiewało
tak to trwało trwało trwało…
poprzez sztormy wichry fale
odpływali coraz dalej…
kiedy wiarę już tracili
kiedy już zawracać mieli
w dali wyspę zobaczyli
otoczoną złotą plażą
wyspę piękną i nieznaną
gdy do brzegu jej przybili
spakowali swe narzędzia
i na plażę zeskoczyli
rozejrzeli się dokoła…
— nigdzie nie ma żadnej ścieżki
co robimy Kapitanie? —
głośno któryś z nich zawołał
Milo rozwinąwszy mapę
wyjął sekstans i busolę
coś pomnożył coś podzielił
w zamyśleniu potarł czoło
i odczytał w końcu drogę
powinniśmy iść — powiedział —
tam gdzie rośnie tajemnicze
słynne drzewo inkaustowe
po tym je poznamy że jest
wielkie i że rosną na nim
wieczne pióra kolorowe
jak powiedział tak zrobili
lecz choć cel wyprawy znali
nie od razu tam dotarli
pokąsani przez komary
poparzeni pokrzywami
przedzierali się przez chaszcze
i ostępy niezbadane
dzikie liany ich dusiły
kłuły osty i kaktusy
oblepiały pajęczyny…
nieraz pomylili drogę
i z powrotem iść musieli
lecz choć zeszło im ciut dłużej
cel szczęśliwie osiągnęli
najpierw wiecznych piór narwali
co dojrzalsze wybierając
naciągnięte atramentem
o stalówkach pozłacanych
platynowych albo złotych
a gdy z tym się uporali
innej jęli się roboty
pochwycili za łopaty
i zaczęli kopać w miejscu
wyznaczonym według mapy
trochę przy tym się zmęczyli
ale w końcu wykopali
wielką ciężką starą skrzynię
z damasceńskiej słynnej stali
zaraz ją otworzyć chcieli
żeby sprawdzić co jest w środku
wszystkich kluczy próbowali
śrubokrętów drutów młotków
scyzoryków i wytrychów
i prosili… i głaskali…
lecz otworzyć nie zdołali
wtedy wstał Kapitan Milo
dłoń z kieszeni wolno wyjął
w dłoni trzymał mały kluczyk
(co go odziedziczył w spadku
razem z mapą i wierszami
po niedawno zmarłym dziadku)
wsadził klucz do dziurki w zamku
nacisnął… lekko obrócił
coś tam cicho zazgrzytało
wieko z trzaskiem odskoczyło
skarby w skrzyni odsłoniło
złoto srebro i klejnoty
kosztowności i dolary
lody w proszku baloniki
soki pyszne ze słomkami
samochody nakręcane
parowozy rozkładane
meble ze słoniowej kości
oraz inne przeróżności…
nie marnując czasu ciężką
skrzynię zawlekli na okręt
pióra w pęczki powiązali
złoty piasek z plaży
w kufry worki skrzynie nesesery
i skarpetki nasypali
wyruszyli w rejs powrotny
znów płynęli przez dni wiele
aż port stary zobaczyli
gdzie czekali przyjaciele
Milo wszystkim się ukłonił
w pięknym geście powitania
potem wieko skrzyni podniósł
przewspaniały skarb pokazał
sznur korali szmaragdowych
dał swej ukochanej Mamie
złoty brelok z brylantami
dał ukochanemu Tacie
nie zapomniał też o żadnym
(a ponoć ich wielu było)
młodszym czy też starszym Bracie
resztę skarbów sprawiedliwie
wszystkim piraci rozdali
każdy dostał wieczne pióro
łopatami złoty piasek
do kieszeni im sypali
każdy poczuł się szczęśliwy
beczkę rumu wytoczyli
rozpalili wielkie grille
jedli pili i tańczyli
wesoło śpiewali — Wiwat
niech nam żyje Milo pirat
nasz kapitan ukochany!
Londyn, 18—24 maja 2011 r.
Wszyscy w porcie się zebrali
na przystani tam gdzie okręt
się kołysał pod żaglami
wystrzelono raz z armaty
grały trąby i fanfary
to Kapitan Milo płynął
na wyprawę z piratami
w świat daleki i nieznany
kompas na nic i busola
wystarczyła stara mapa
na niej wyznaczona droga
i płynęli przez rok cały
między fale i bałwany
dziwne dziwa napotkali
latające wieloryby
tarantule głębinowe
mewy śmieszki i delfiny
węże morskie i pingwiny
waniliowe kry lodowe
w dzień ich słońce przypiekało
a nocami w świetle meduz
stado syren im śpiewało
tak to trwało trwało trwało…
poprzez sztormy wichry fale
odpływali coraz dalej…
kiedy wiarę już tracili
kiedy już zawracać mieli
w dali wyspę zobaczyli
otoczoną złotą plażą
wyspę piękną i nieznaną
gdy do brzegu jej przybili
spakowali swe narzędzia
i na plażę zeskoczyli
rozejrzeli się dokoła…
— nigdzie nie ma żadnej ścieżki
co robimy Kapitanie? —
głośno któryś z nich zawołał
Milo rozwinąwszy mapę
wyjął sekstans i busolę
coś pomnożył coś podzielił
w zamyśleniu potarł czoło
i odczytał w końcu drogę
powinniśmy iść — powiedział —
tam gdzie rośnie tajemnicze
słynne drzewo inkaustowe
po tym je poznamy że jest
wielkie i że rosną na nim
wieczne pióra kolorowe
jak powiedział tak zrobili
lecz choć cel wyprawy znali
nie od razu tam dotarli
pokąsani przez komary
poparzeni pokrzywami
przedzierali się przez chaszcze
i ostępy niezbadane
dzikie liany ich dusiły
kłuły osty i kaktusy
oblepiały pajęczyny…
nieraz pomylili drogę
i z powrotem iść musieli
lecz choć zeszło im ciut dłużej
cel szczęśliwie osiągnęli
najpierw wiecznych piór narwali
co dojrzalsze wybierając
naciągnięte atramentem
o stalówkach pozłacanych
platynowych albo złotych
a gdy z tym się uporali
innej jęli się roboty
pochwycili za łopaty
i zaczęli kopać w miejscu
wyznaczonym według mapy
trochę przy tym się zmęczyli
ale w końcu wykopali
wielką ciężką starą skrzynię
z damasceńskiej słynnej stali
zaraz ją otworzyć chcieli
żeby sprawdzić co jest w środku
wszystkich kluczy próbowali
śrubokrętów drutów młotków
scyzoryków i wytrychów
i prosili… i głaskali…
lecz otworzyć nie zdołali
wtedy wstał Kapitan Milo
dłoń z kieszeni wolno wyjął
w dłoni trzymał mały kluczyk
(co go odziedziczył w spadku
razem z mapą i wierszami
po niedawno zmarłym dziadku)
wsadził klucz do dziurki w zamku
nacisnął… lekko obrócił
coś tam cicho zazgrzytało
wieko z trzaskiem odskoczyło
skarby w skrzyni odsłoniło
złoto srebro i klejnoty
kosztowności i dolary
lody w proszku baloniki
soki pyszne ze słomkami
samochody nakręcane
parowozy rozkładane
meble ze słoniowej kości
oraz inne przeróżności…
nie marnując czasu ciężką
skrzynię zawlekli na okręt
pióra w pęczki powiązali
złoty piasek z plaży
w kufry worki skrzynie nesesery
i skarpetki nasypali
wyruszyli w rejs powrotny
znów płynęli przez dni wiele
aż port stary zobaczyli
gdzie czekali przyjaciele
Milo wszystkim się ukłonił
w pięknym geście powitania
potem wieko skrzyni podniósł
przewspaniały skarb pokazał
sznur korali szmaragdowych
dał swej ukochanej Mamie
złoty brelok z brylantami
dał ukochanemu Tacie
nie zapomniał też o żadnym
(a ponoć ich wielu było)
młodszym czy też starszym Bracie
resztę skarbów sprawiedliwie
wszystkim piraci rozdali
każdy dostał wieczne pióro
łopatami złoty piasek
do kieszeni im sypali
każdy poczuł się szczęśliwy
beczkę rumu wytoczyli
rozpalili wielkie grille
jedli pili i tańczyli
wesoło śpiewali — Wiwat
niech nam żyje Milo pirat
nasz kapitan ukochany!
Londyn, 18—24 maja 2011 r.
więcej..