Kronika otępienia - ebook
Kronika otępienia - ebook
Nie całkiem werystyczny i nie całkiem chronologiczny, z nadzieją jednak, że uczciwy, zapis tego, co ze spraw świata, jaki nam się zdarzył, domaga się opowiedzenia. Próba ocalenia perspektywy indywidualnej pod presją doświadczeń i perspektyw wspólnotowych, a także próba penetracji narastających warstw zobojętnienia. Wyraz poczucia winy kogoś, kto obserwuje, być może bezpowrotną, utratę wrażliwości. Ostatecznie, poszukiwanie w obrazach i rytmie poezji remedium, będącego czymś więcej niż łatwą terapią.
Kategoria: | Poezja |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-67139-59-5 |
Rozmiar pliku: | 1,9 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
czuję że w kruchych formach mróz
mógłby mnie dzisiaj odnaleźć
jest tak jak gdyby tylko one
więziły płynność nieokreśloną
w kałużach nad ranem czas
chwilową twarz wystawia do słońca
i moja własna unosi się w górę
napina się na niej powoli skóra
niezagrabionych liści łamliwy chrzęst
wzmacnia odgłos niezgrabnych kroków
coś w końcu wie o sobie ten kto idzie
a może nawet dowie się dokąd
po kręgosłupie wędruje dreszcz
i rezonuje w szczęce i w zębach
chorągiew pleców się rozpościera
łudzi kształtem żywego banera
oddech jak gdybyś łychą żarł
zgęstniałe powietrze kęs po kęsie
a w głowie mieści się myśl prosta
jak widmo ułomnego wciąż sensu
ciało mi opowiada nową baśń
o głupim facecie w mrozie zaklętym
i póki słońce wątku nie skończy
utożsamiony słucham z przejęciemSTARY PIES
słońce lwią łapą przyciska
ten przyćmiony krajobraz
wzrok łagodnie przecina
pępowinę pamięci
łatwo bierze się życie
stawia czajnik na kawę
męczy się z papierosem
w lustrze zgaduje twarz
łatwo gubi się w mieście
w prostych kreskach sylwetek
kiedy mówić nie trzeba
i nie trzeba wybierać
tak łatwo że w śmierci mocy
nie jest niczego odbierać
śmierć ma tylko sposobność
zawyć na dystans jak pies
ale i psa całkiem łatwo
głaskać po starej głowie
oddać mu chwilę uwagi
czekać że nie zaszczekaZROBIĆ MIEJSCE MARKOWI HOLLISOWI1
gdzieś tam
nad głowami świętych
jaśnieją aureole
a nam tutaj
obwódki wokół oczu
i zmarszczki
wżerają się w żywe ciało
jak włosiennica
i zaczynamy uczyć się
starości
to zasługa
takie uparte trwanie
gdy przychodzi wciąż żegnać
i jeśli ktoś mądrzejszy
o kilka śmierci
przekonywałby że należy
cieszyć się jeszcze
to jednak radość
jak każda ostateczność
poniża
a przecież
niejednemu zależy
by z ostatniego rzędu
trafić wysoko do chóru
gdzieś tam
gdzie ciepło uściśnie dłoń
dawno niewidziany
który nie zdążył wysłuchać
bo objęła go
światłość