Kroniki Archeo. Skarb Atlantów. Tom 2 - ebook
Grecja, zagadka Atlantydy i skarbu Atlantów.
Stara legenda mówi, że przed tysiącami lat mieszkańcy Santorini ukryli na Krecie wielki skarb. Podobno był to posąg Posejdona ze świątyni na Atlantydzie.
Ta opowieść sprawi, że Ostrowscy i Gardnerowie znów znajdą się w samym centrum niezwykłych wydarzeń. A mieli spędzić spokojne wakacje w Grecji…
Kiedy jednak Bartek znajdzie starożytną gemmę, dzieciaki kolejny raz wyruszają na poszukiwanie skarbów. Tylko dlaczego po piętach depcze im prywatna detektywka?
I kim okaże się profesor Flemming?
Ta publikacja spełnia wymagania dostępności zgodnie z dyrektywą EAA.
| Kategoria: | Dzieci 6-12 |
| Zabezpieczenie: |
Watermark
|
| ISBN: | 978-83-8425-669-5 |
| Rozmiar pliku: | 13 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
W SZPONACH STRACHU
– Jim, przesuń się! – szepnął Martin zduszonym głosem.
– Nie mam już gdzie! – odparł jego brat bliźniak.
– Nie może nas zobaczyć!
– Auć! Uważaj, wbijasz mi floret w stopę! – syknął Jim.
– To się przesuń! Zaraz tu wejdzie i nas znajdzie!
Jim podkurczył nogi.
– Ale tu jest ciemno! I duszno! – Westchnął przeciągle.
– Gdybyś rano zmienił skarpetki, toby chociaż tak nie cuchnęło! – Martin zatkał sobie nos.
– Przecież były jeszcze czyste – bronił się Jim.
– Bądź cicho, bo słyszę jakieś kroki. – Martin uciął sprzeczkę.
W tej samej chwili złowieszczo zatrzeszczały drewniane schody…
– Zaplątałem się w coś – jęknął Jim. Przez moment szamotał się z płachtą materiału. – Nie mogłeś znaleźć lepszej kryjówki? – zwrócił się z wyrzutem do brata.
– Ta jest najlepsza! Tu nas nie znajdzie! – szepnął z przechwałką Martin.
Rzeczywiście, w tych iście egipskich ciemnościach widać było jedynie białka oczu bliźniaków.
– Gdzie jesteście? – W bliskiej odległości rozległ się ostry, nieprzyjemny głos.
Jim i Martin niemal przestali oddychać.
Usłyszeli zbliżające się kroki…
Martin ścisnął spoconą dłonią uchwyt floretu.
– Prędzej czy później was znajdę. Więc lepiej sami wyjdźcie! – przywoływał ich ten sam groźnie brzmiący głos.
Chłopcy wiedzieli, że tym razem to już nie przelewki.
Jimowi ze strachu zaschło w gardle. Na dokładkę jakiś pyłek kurzu zaczął okropnie łaskotać go w nosie. Próbował powstrzymać kichnięcie, ale odruch był silniejszy od niego i rozległo się potężne…
– A-psik! A-psik!
Martin zbladł.
Ich doskonała kryjówka przestała być kryjówką…
Drzwi od starej, obszernej szafy otworzyły się gwałtownie i ujrzeli nad sobą wściekłą twarz potwora pokrytego glutowatym śluzem…
– Aaaaaaa!!! – wrzasnęli przeraźliwie.
– Tu was mam! – Stwór natarł na nich z siłą huraganu.
Obrzydliwy glut ściekł z jego twarzy na wrzeszczącego Martina.
– To miały być moje najszczęśliwsze wakacje! – wydzierało się straszydło, potrząsając jasnymi lokami. – Jak ja przez was wyglądam?!
– Całkiem ła-ła-ładnie – wyjąkał z nieszczerym uśmiechem Martin.
– ŁADNIE?! – Straszne indywiduum zakipiało z gniewu.
– Ma pani świetną spódnicę. – Jim próbował ratować sytuację, choć tak naprawdę zwiewny strój również był ubrudzony zieloną substancją.
Panna Ofelia Łyczko, ich opiekunka, chociaż nie była prawdziwym potworem, w tej chwili czuła się jednak potwornie zła.
– Który z was to zrobił? – Pokazała niebieską plastikową buteleczkę. – Kto wlał do mojego kremu do opalania zieloną ciecz? I co to w ogóle, u licha, jest?
– To tylko farbka, szybko zejdzie! – zapewnił Jim. – Ale to nie my zrobiliśmy – dodał zaraz, jak to miał w zwyczaju, gdy przeskrobali coś razem z bratem.
– A kto inny wpadłby na tak głupi pomysł?! – Panna Ofelia nie miała jednak najmniejszych wątpliwości, że ma przed sobą właściwych winowajców.
– Eee… – jąkał się Martin – tylko Ania ma tutaj farby… – Rzucił pannie Łyczko wymowne spojrzenie.
– Już ja wiem, kogo powinnam ukarać. Jazda do kuchni! – Panna Ofelia rozkazującym gestem wskazała kierunek. – Za karę wyszorujecie podłogę! Ja w tym czasie wezmę prysznic. A gdy wrócę, podłoga ma lśnić! – przykazała.
Jim z Martinem westchnęli głęboko. Wiedzieli, że tę wiekową terakotową podłogę w kuchni trzeba szorować wielką, ohydną szczotką ryżową.
– Może Alkmena ją za nas odpicuje – mruknął z nadzieją Jim, mając na myśli sympatyczną gospodynię, panią Zarkadakis, właścicielkę domu, w którym mieszkali Ostrowscy i Gardnerowie.
– Alkmena na pewno wam nie pomoże! Uprzedziłam ją! – odpowiedziała Ofelia, która właśnie znikała w łazience.
Musiała mieć chyba szósty zmysł, bo zawsze wszystko słyszała i doskonale przewidywała.
Niestety, nie przewidziała, że zieloną farbę tak trudno będzie zmyć ze skóry. Bliźniacy mieli dzięki temu więcej czasu na pucowanie podłogi. Zazdrościli jedynie Mary Jane, Ani i Bartkowi, którzy siedzieli na plaży nad szafirowym morzem i zapewne dobrze się bawili, bo przecież właśnie po to przyjechali tego lata na Kretę…ROZDZIAŁ II
TAJNE BADANIA
Na pokładzie jachtu wpływającego do portu w greckim Pireusie zadzwonił telefon satelitarny. Smukły, elegancki mężczyzna od razu rozpoznał numer, który ukazał się na wyświetlaczu.
– Znaleźliście? – zapytał bez zbędnych wstępów i uprzejmości.
– Panie profesorze – odpowiedział mu podekscytowany głos w słuchawce – chyba na coś trafiliśmy. Wygląda jak okręt handlowy, ale zachował się tylko ładunek, drewno całkiem już zbutwiało i…
– Jaki ładunek? – przerwał niecierpliwie profesor, któremu serce zaczęło bić mocniej.
– Tego dokładnie nie wiemy. Widać dziesiątki amfor, ale żadnej jeszcze nie wydobyliśmy. Na razie badamy wszystko z wnętrza Selene. Nurkowie zejdą później, gdy stwierdzimy, że jest bezpiecznie.
– Dobrze – zgodził się profesor. – Sonar wykazał jakieś anomalie? – spytał szybko. – To, czego szukamy, może być zagrzebane głęboko w mule – przypomniał.
– Mieliśmy małą awarię sonaru, ale już wszystko jest w porządku – relacjonował głos w słuchawce. – Na razie nie wykazał niczego nadzwyczajnego.
– Może należy poszerzyć obszar poszukiwań – zasugerował profesor.
– To zwiększy koszty – odpowiedział mu rozmówca.
– O finanse niech cię głowa nie boli, tym ja się zajmę – rzekł profesor z naciskiem. – Nasz sponsor jest bardzo bogaty i hojny. Zainwestuje każdą kwotę, ale pod warunkiem, że ten posąg się znajdzie!
– Postaramy się zrobić wszystko, co w naszej mocy.
– Będę u was za kilka dni – zawiadomił. – Osobiście zapoznam się z postępem prac i obejrzę odkryty wrak. Przywiozę także najnowocześniejszy skaner akustyczny. Pomoże wam stworzyć trójwymiarowy obraz dna morskiego i ułatwi poszukiwania.
– O, wszyscy się ucieszą. – Mężczyzna w słuchawce się roześmiał, choć jego radość wzbudziła raczej wiadomość o skanerze niż zapowiedziana wizyta dosyć surowego profesora.
– I pamiętaj – podkreślił naukowiec – prowadzimy badania w tajemnicy. Nie chcę tam żadnych niepożądanych świadków ani gapiów! – rzucił twardo do słuchawki i się rozłączył.ROZDZIAŁ III
SPOTKANIE NA AKROPOLU
Atena Papadopulis stała na szczycie Akropolu, u wejścia do kompleksu słynnych świątyń. Po jej lewej stronie znajdowała się Pinakoteka, a po prawej – mała świątynia Nike, upamiętniająca zwycięstwo nad Persami.
Tego dnia niebo było bezchmurne, a powietrze wyjątkowo czyste i przejrzyste. Atena osłoniła dłonią oczy i spojrzała na widoczny stąd port w Pireusie. Profesor Flemming powinien już być na miejscu. Przypłynął do Grecji poprzedniego dnia i był z nią umówiony właśnie na Akropolu, w pobliżu słynnego Partenonu. Atena nie miała pojęcia, czemu profesor nie chciał się spotkać w jakiejś przytulnej restauracji, gdzie podają chłodne napoje, tylko akurat na szczycie tego wzgórza, na którym roiło się od turystów, a temperatura sięgała trzydziestu stopni Celsjusza. Ale z tego, co słyszała, naukowiec był wielkim oryginałem i miłośnikiem starożytności. Tłumaczyłoby to, dlaczego wybrał na rozmowę akurat to miejsce.
„Może już na mnie czeka” – pomyślała i wolno ruszyła w stronę Partenonu.
Propyleje: monumentalna brama, wejście na Akropol.
Akropol: wapienne wzgórze wznoszące się nad ateńską polis. Pierwotnie stanowiło naturalną fortecę obronną, a w późniejszych wiekach stało się także miejscem kultu. Wzniesiono na nim wiele budowli o charakterze sakralnym. Na Akropolu mieścił się także skarbiec.
Partenon: świątynia wzniesiona ku czci Ateny Partenos w latach 447–432 p.n.e. We wschodniej części sanktuarium znajdował się mierzący około 12 m posąg Ateny dłuta Fidiasza. Na jego wykonanie zużyto przeszło tonę złotego kruszcu i nie mniej kości słoniowej. Górną część ścian Partenonu zdobiły wspaniałe rzeźbione fryzy.
Pinakoteka: galeria obrazów. Znajdowały się w niej dzieła najwybitniejszych greckich malarzy. Do naszych czasów żadne jednak nie przetrwały.
Świątynia Nike: świątynia zbudowana w V wieku p.n.e. na cześć zwycięstwa nad Persami.
Szczerze mówiąc, nigdy wcześniej nie widziała profesora i nie miała pojęcia, jak go rozpozna.
– Partenon to ucieleśnienie wizji Peryklesa – dobiegł ją głos jednego z wielu przewodników prowadzących grupkę spoconych turystów. – Świątynię ku czci patronki Aten wzniesiono na tym trudno dostępnym wzgórzu, aby była widoczna już z daleka, a w czasie wojny stanowiła schronienie dla mieszkańców miasta – mówił, a uczestnicy wycieczki pstrykali zdjęcia i kręcili filmy smartfonami.
Perykles – żył w V wieku p.n.e. Był wybitnym ateńskim politykiem i dowódcą wojskowym. W czasie swoich trzydziestoletnich rządów umocnił demokrację ateńską i wprowadził wiele reform.
Po wojnie z Persami odbudował zniszczone Ateny i port w Pireusie. Był mecenasem sztuki i nauki. Skupiał wokół siebie sławnych filozofów i artystów.
Z jego inicjatywy na Akropolu wzniesiono Partenon, Propyleje i wiele innych monumentalnych budowli, w których zastosowano wiele nowatorskich rozwiązań. Budowę powierzył znamienitym architektom, rzeźbiarzom i malarzom, takim jak Iktinos, Kallikrates i Fidiasz. Perykles zmarł w czasie zarazy szalejącej w Atenach.
– Ach, ci turyści! – Atena pokręciła głową. – Przybyłem, zobaczyłem i zdjęcie zrobiłem! – prychnęła pogardliwie, wymijając zwiedzających.
W końcu stanęła przed Partenonem. To tutaj w starożytności znajdował się słynny posąg jej imienniczki, bogini Ateny. Niestety, nie zachował się do współczesnych czasów.
Partenon jest dziś zaledwie cieniem wspaniałej budowli wzniesionej przez Peryklesa, niemniej jednak nadal zachwyca klasyczną formą i pięknem. Atena z dumą patrzyła na ozdobne fryzy i smukłe kolumny, będące wzorem do naśladowania oraz inspiracją dla pokoleń artystów i architektów. Dopiero po chwili ocknęła się z zamyślenia i przypomniała sobie, po co tak naprawdę tu przybyła.
Profesor Barry Flemming z Centrum Badawczego Archeologii Podwodnej na Uniwersytecie w Nottingham przybył specjalnie z Anglii, żeby prowadzić badania na Krecie.
Atena była geoarcheologiem i naukowiec zaprosił ją do współpracy. Czuła się zaszczycona, że brytyjski naukowiec wyłowił ją spośród grona innych pracowników Greckiego Instytutu Archeologii Morskiej.
Rozejrzała się uważnie. Wyobrażała sobie profesora jako nobliwego starszego pana z laseczką. Dlatego bardzo się zdziwiła, gdy podszedł do niej przystojny mężczyzna, wcale nie siwy i ani trochę nobliwy. Miał wysportowaną sylwetkę i ujmujący uśmiech dżentelmena. Mimo upału był ubrany w jasny, elegancki letni garnitur. Nosił ciemne okulary i pomarańczową muszkę w złote cętki.
– Pani Atena Papadopulis? – spytał i nie czekając na odpowiedź, przedstawił się: – Jestem Barry Flemming.
– Bardzo mi miło. – Atena podała rękę na powitanie. – Jak mnie pan poznał? – Zamrugała.
– Jest pani najpiękniejszą kobietą na Akropolu, więc od razu wiedziałem, do kogo podejść – odrzekł profesor z wyjątkową kurtuazją.
Atena uśmiechnęła się zakłopotana i odruchowo poprawiła kruczoczarne kręcone włosy. Jeszcze nikt jej nie powiedział, że jest piękna, bo też pięknością raczej nie była. Miała nieco garbaty nos, była niskiego wzrostu, a i z figury nie przypominała modelki. Poświęcała się pracy i nie dbała o wygląd zewnętrzny. Jedyną ekstrawagancją i słabością, na jaką sobie pozwalała, była biżuteria stylizowana na antyczną. Dlatego jej uszy były ozdobione przez długie kolczyki, a na przegubach dłoni brzęczały bransoletki.
– Może pójdziemy na spacer do Jaskini Nimf? – zaproponował profesor i uprzejmie podał jej ramię, które chętnie przyjęła.
Następnie udali się na dłuższą przechadzkę deptakiem wokół Akropolu.
– Czym dokładnie zajmuje się pan w tej chwili na Krecie? – spytała Atena.
Wcześniej nie udało jej się za wiele na ten temat dowiedzieć.
– Prowadzę podwodne badania archeologiczne – odparł profesor.
– To fascynujące – powiedziała z uznaniem. – A w czym mogłabym panu pomóc?
Mężczyzna odczekał, aż minie ich grupka turystów, a potem ściszonym głosem rzekł:
– Przeczesuję dno morskie w poszukiwaniu pewnego bardzo ważnego okrętu. Na jego pokładzie mógł być niezwykły ładunek, ale to… – Urwał, poprawił okulary i spojrzał na kobietę znacząco. – Potrafi pani dochować sekretu?
– Och, naturalnie. – Atena energicznie pokiwała głową.
– Tak myślałem, dlatego właśnie panią wybrałem. – Uśmiechnął się, po czym ciągnął ściszonym głosem: – Szukamy pewnego ogromnego posągu, w całości wykonanego z najczystszego złota…
Atena wytrzeszczyła oczy.
– Chyba domyśla się pani, że te informacje są poufne i nikt nie może się o nich dowiedzieć. Gdy znajdę ten bezcenny ładunek, w całości przekażę go do greckiego muzeum. Ale jeśli wcześniej jacyś łowcy skarbów zwietrzą łatwy łup, rozkradną wszystko, zanim cokolwiek zdążymy zbadać. Sama pani rozumie, że dyskrecja jest w tej sprawie niezbędna…
Atena głośno przełknęła ślinę.
– Ależ oczywiście! – zapewniła przejęta. – Mój kraj wiele by zyskał na tym odkryciu. – Na tę myśl poczuła nagły przypływ patriotyzmu.
Jednocześnie gdzieś w zakamarkach jej duszy pojawiło się coś jeszcze… pragnienie sławy. Ona, Atena Papadopulis, byłaby znana na całym świecie! Ten uroczy profesor doprawdy spadł jej z nieba.
Heinrich Schliemann urodził się 6 stycznia 1822 roku w Niemczech. Od wczesnego dzieciństwa marzył o odnalezieniu mitycznej Troi, opisywanej przez Homera. Ze względów finansowych ukończył jedynie szkołę podstawową, jednak niezwykła siła charakteru i fenomenalne zdolności lingwistyczne sprawiły, że samodzielnie uzupełnił braki w wykształceniu. Władał czternastoma językami obcymi, w tym łaciną i greką. Opracował specjalną metodę, dzięki której przyswajał kolejny język w zaledwie kilka tygodni. Pracę zaczynał jako ubogi subiekt, lecz dzięki niezwykłej sumienności i pracowitości prędko dorobił się w Rosji majątku. Kolejną fortunę Schliemann zbił w czasie gorączki złota w Kalifornii.
Stał się bardzo zamożnym człowiekiem i od tej pory zaczął realizować swoje dziecięce marzenie. Zamieszkał w Atenach i ożenił się z piękną Zofią Engastromenos. W latach 1871–1882 razem z żoną, jako archeolog amator, rozpoczął wykopaliska w Hisarlik, w Azji Mniejszej, na terenie dzisiejszej Turcji. Z Iliadą Homera w dłoni szukał Troi, choć nawet uczeni nie wierzyli w jej istnienie i uważali ją jedynie za wytwór fantazji starożytnego poety. Ku zdumieniu całego świata Schliemann, mimo wielu trudności, odkopał ruiny Troi i odnalazł „Skarb Priama”, na który składało się ponad osiem tysięcy przedmiotów ze złota, srebra i brązu. Były to wspaniała biżuteria, naczynia i broń.
Heinrich Schliemann zmarł w 1890 roku.
Przez moment poczuła się jak Sophia Engastromenos, która została żoną sławnego odkrywcy Heinricha Schliemanna. Historia lubi się powtarzać, więc może i ją czeka szczęście i sława u boku profesora Flemminga. „Nie jest on co prawda Niemcem, tylko Anglikiem, ale może to i jeszcze lepiej?” – rozmyślała.
Czuła, że zrobi wszystko, by pomóc mu odnaleźć ten cudowny skarb…
O pojedynku Ateny z Posejdonem
Jak głosi legenda, założycielem Aten był król Kekrops. Pod jego mądrymi rządami miasto-państwo rozkwitało i się rozwijało. Dlatego zainteresowali się nim bogowie olimpijscy – Atena i Posejdon. Każde z nich chciało zostać patronem zamożnej polis.
Bogowie nie chcieli wszczynać kłótni, więc poprosili mieszkańców Aten, aby sami wybrali. Śmiertelnicy wykazali się sprytem i uznali, że wybiorą tego, kto ofiaruje im cenniejszy dar. Posejdon wbił swój trójząb w skałę Akropolu, dzięki czemu natychmiast trysnęło z niej źródło. Woda była jednak słona i nie nadawała się do picia.
Atena uderzyła włócznią obok słonego źródełka i wtedy wyrosła pierwsza oliwka. Ten dar był bardzo cenny. Nic więc dziwnego, że to właśnie ona została patronką miasta.
ROZDZIAŁ IV
STOKROTKI I STAROŻYTNE TAJEMNICE
W czasie gdy Ania, Mary Jane i bliźniacy wylegiwali się na złocistej plaży w zacisznej zatoczce, Bartek postanowił obejrzeć ruiny starożytnej świątyni wznoszącej się na szczycie urwistego klifu.
– Za pół godzinki będę z powrotem! – rzucił optymistycznie do przyjaciół i pomaszerował na samotną wycieczkę.
– Ja nie mam dzisiaj ochoty na wspinaczkę – mruknęła Mary Jane. Spięła włosy w kitkę, żeby odsłonić szyję, sprawdziła, czy nowy kostium kąpielowy dobrze na niej leży, i położyła się plackiem na ręczniku. – Wolę poleniuchować i opalić się na boski brąz.
– Przecież ty zawsze spiekasz się jak rak! – przypomniał jej Martin, ledwo widoczny zza góry piachu.
Razem z Jimem budowali zamek.
– Kupiłam dobry olejek do opalania i tym razem będę miała piękną opaleniznę – rzuciła z przekonaniem.
Bracia uznali, że lepiej z nią nie zadzierać, i skupili się na swoim zamku. Tym bardziej że na palcach u rąk mieli jeszcze pęcherze od szczotki ryżowej – pamiątkę po ich ostatnim wybryku, kiedy to podpadli pannie Ofelii.
Gdy Jim z Martinem wznosili warowną twierdzę, Ania w słomkowym kapelusiku na głowie, ubrana w pomarańczową sukienkę, malowała farbami morze koloru indygo i białe klify, które z dwóch stron otaczały zatokę. Obraz znajdował się w Kronice Archeo – dzienniku, w którym dzieci zapisywały swoje przygody podczas podróży. Na szczycie wzgórza za jej plecami znajdował się uroczy dom, w którym, z dala od zatłoczonych hoteli, zamieszkali Ostrowscy i Gardnerowie. Ania czuła się w nim prawie tak dobrze jak w Bursztynowej Willi w rodzinnym Zalesiu Królewskim.
Kiedy po godzinie mozolnej wspinaczki w okropnym upale Bartek stanął wreszcie u stóp świątyni, stwierdził, że niewiele z niej pozostało. Jedynie fragmenty murów i dwie marmurowe kolumny, które zdawały się podtrzymywać błękit nieba. Najpierw obszedł ruiny dookoła, a potem przysiadł na przewróconym fragmencie kolumny i się zamyślił. Zastanawiał się, jak starożytni wznieśli tę budowlę na urwistych zboczach klifu. „Pewnie pomógł im jakiś heros” – wyobraził sobie z uśmiechem. Gdy odwrócił głowę, dostrzegł, że mali Gardnerowie zaczęli dokazywać w płytkiej wodzie zatoczki. Sam również nabrał ochoty na orzeźwiającą kąpiel w morzu, dlatego postanowił wrócić do przyjaciół.
Schodził raźno wąską ścieżką ze szczytu klifu, nadal uśmiechając się do swoich myśli. Tuż przy krawędzi zbocza zauważył bladoróżowe stokrotki. Pomyślał, że Ania i Mary Jane będą pewnie trochę złe, że go tak długo nie było, postanowił więc zerwać dla nich kilka kwiatów.
– Bukiety powinny je udobruchać – uznał.
Ostrożnie przykucnął i zaczął zrywać stokrotki. Tuż obok kępki trawy, na której rosły, czerniła się warstwa sypkiej sadzy. Bartek przyjrzał się jej uważniej.
– Hm… – mruknął i zmarszczył brwi, zaintrygowany.
Roztarł ciemną substancję między palcami. Nagle przypomniał sobie, gdzie widział już coś podobnego. Kiedyś, gdy był mały, wspinał się z rodzicami na Wezuwiusz we Włoszech. Pamiętał dobrze, jak wtedy wyglądał osad. Dlatego teraz był niemal pewien, że ma przed sobą jakiś rodzaj pyłu wulkanicznego.
Strzepnął palce i już zamierzał wrócić do stokrotek, gdy zauważył błyszczącą płytkę, wystającą spod wulkanicznej masy. Zaciekawiony, zaczął ją odgrzebywać. Musiał się przy tym zachowywać wyjątkowo ostrożnie, ponieważ klif w tym miejscu był bardziej stromy niż od strony zatoki, a w dole rozciągał się głęboki wąwóz.
W końcu udało mu się wydłubać z czarnego pyłu niewielki owalny przedmiot przypominający broszkę.
– To chyba gemma! – Olśniło go.
Widział coś podobnego w muzeum w Atenach kilka dni temu. Ta gemma wyglądała jednak zupełnie inaczej niż ozdoby w gablotach muzealnych. Był to oprawiony w złoto różowawy agat, którego powierzchnię zdobił wypukły relief. Przedstawiał on głowę byka ze złotymi rogami, a pod nią widniał niezrozumiały napis. Obok natomiast z wielką precyzją wyrzeźbiono starożytny okręt, który wznosił się na grzywie ogromnej, wzburzonej fali, jakby zmagał się ze straszliwym sztormem.