Facebook - konwersja
Przeczytaj fragment on-line
Darmowy fragment

Kroniki Czarownic. Lustro Seleny - ebook

Wydawnictwo:
Format:
EPUB
Data wydania:
1 maja 2025
70,67
7067 pkt
punktów Virtualo

Kroniki Czarownic. Lustro Seleny - ebook

Sara wraz matką sprowadza się do rodzinnej posiadłości zmarłego niedawno ojca, położonej w Dolinie Jezior, nie wie co przyjdzie jej odkryć… Wszystko zaczyna się od złotego medalionu, który dziewczyna dostaje od babci. Medalion zsyła na dziewczynę dziwne sny. A gdy Sara poznaje Amelię i Wiolettę, które posiadają identyczne medaliony, ich przygoda dopiero się zaczyna, a tajemnice z przeszłości aż proszą aby je odkryć. Kim były legendarne Zalozycielki? Czy magia na prawdę istnieje? Kto wie…

Kategoria: Dla młodzieży
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8414-450-3
Rozmiar pliku: 1,3 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Skarb

_Nasz samochód mknął drogą pomiędzy wielkimi dębami, mijaliśmy pola, łąki i wrzosowiska._

_— Na pewno będzie tu nudno! — jęknęłam, odgarniając z twarzy kosmyk swych miedzianych włosów._

_Mój bury kot, Artemis przeciągnął się na tylnym siedzeniu._

_— Twój ojciec bardzo chciał tu wrócić i osiąść na stałe — odparła matka._

_Moja matka, Lidia Wilczewska, żona sławnego pisarza literatury młodzieżowej._

_Podziwiałam swoją matkę, za jej siłę. Mój ojciec zmarł niedawno w niewyjaśnionych okolicznościach. Przed śmiercią nalegał jednak na przeprowadzkę do jego rodzinnej siedziby, gdzie mieszka jego matka a moja babka._

_Teraz jednak ojca nie ma z nami, Ja z mamą jedziemy tam same, aby zamieszkać z babcią Sylvią._

_Mama świetnie potrafi maskować swoje uczucia przed innymi. Lecz podczas wielu nie przespanych nocy słyszałam często jej szlochy._

_Sama też bardzo cierpiałam i robiłam to otwarcie. Nie jestem tak twarda jak moja matka. Tata był dla mnie jak przyjaciel, a gdy pomyślę że już go nie ma…_

_— Wjeżdżamy do miasteczka, Saro. Do pałacu już niedaleko — oznajmiła matka._

_Wyjrzałam przez okno auta. Miasteczko wydawało się być bardzo stare, wręcz średniowieczne. Zupełnie jakby czas się tu zatrzymał. Zawiedziona opadłam z powrotem na siedzenie._

_W końcu nasze auto zatrzymało się przed wielkim, starym pałacem. Wysiadłam, a kierowca wniósł nasze bagaże do wnętrza pałacu._

_Artemis ocierał się o moje nogi. Rozejrzałam się. To, co zobaczyłam, spodobało mi się bardziej niż mogłam przypuszczać._

_Pałac był naprawdę piękny. Ujrzałam cudownie zielone wzgórza i doliny, jeziora, rozległy las, za którym, na niewielkim wzniesieniu majaczyły ruiny jakiegoś zamku._

_Wyglądało to nawet majestatycznie na tle olbrzymich gór._

_Na spotkanie wyszła nam babcia Sylvia. Uwielbiałam patrzeć na jej dobrą twarz. Wielkie zielone oczy, zupełnie jak moje, smutny uśmiech i siwiutkie włosy, upięte w kok na czubku głowy._

_— Wejdźcie, moje kochane — powiedziała — Chcę jeszcze z wami trochę pobyć, zanim wyruszę._

_Wnętrze pałacu było bogato zdobione wielkimi obrazami członków rodziny o surowych twarzach, którzy mieszkali tu na przełomie wieków._

_Podłogi wyłożone były grubymi dywanami a pod ścianami stały prawdziwe zbroje rycerskie._

_— Jak minęła podróż? — zagadnęła babcia, gdy już zasiadłyśmy w salonie, z filiżankami herbaty w dłoniach.- Bardzo spokojnie — odparła matka._

_Rozmawiałyśmy jeszcze przez chwilę, wspominając ojca i krótką podróż, w którą babcia wyruszała._

_Następnie zwróciła się do mnie :_

_— Saro, chciałabym z tobą pomówić, zanim odjadę — szepnęła — Chodźmy do biblioteki._

_Podążyłam za babcią, myśląc gorączkowo o co może chodzić starej kobiecie. Matka pozostała milcząca na swoim miejscu. Na jej twarzy zagościł dziwny uśmiech._

_Zdecydowanie, biblioteka spodobała mi się najbardziej. Była ogromna. Półki z książkami sięgały sufitu a samych książek było chyba z milion!_

_Babcia zamknęła ostrożnie drzwi i stanęła ze mną twarzą w twarz._

_— Nigdy nie miałam córki — zaczęła babcia — Twój ojciec był moim jedynym dzieckiem. Kochałam go tak bardzo jak tylko matka potrafi kochać swoje dziecko — zamilkła na chwilę — W naszej rodzinie jest pewien skarb, który przekazuje się z pokolenia na pokolenie. Ale tylko z matki na córkę — Spomiędzy fałd kołnierza swego płaszcza wydobyła złoty, misternie pleciony łańcuszek z zawieszonym na nim medalionem._

_Ułożyła go na swej dłoni tak, że ujrzałam wygrawerowaną na nim literę „S”._

_— Nie mogłam dać go twemu ojcu. Daję go tobie — rzekła, wyciągając dłoń z medalionem w moją stronę.- Dziękuję — szepnęłam — Ale chcę wiedzieć więcej — wypaliłam._

_— Wiedza to potęga — odparła babcia — A największą wiedzę czerpiemy z książek. Masz ich tu mnóstwo — pokazała na półki z książkami._

_— Dlaczego mówisz zagadkami, babciu?_

_— Namawiam cię do czytania…_

_— Ale co z tym medalionem? — upierałam się._

_— To nie tylko rodzinna tradycja. Ale reszty dowiesz się sama — ponownie wskazała na książki — Wrócę, gdy będziesz już gotowa — dodała, po czym ucałowała mnie w policzek na pożegnanie i już jej nie było._

_Wróciłam do salonu, gdzie nadal siedziała mama. Uśmiechnęła się smutno na widok medalionu na mojej szyi._

_Poinformowała mnie, że od poniedziałku będę uczęszczać do miejscowej szkoły. Wszystko załatwiła. Świetnie._

_Potem matka poszła się rozpakować. Postanowiłam zrobić to samo. Moja komnata była ogromna, z wielkim kominkiem i łożem z kolumienkami i dębową szafą z lustrem. Szklany blat stołu spoczywał na marmurowych nogach, przy oknie stało biurko._

_Wyszłam na balkon i spojrzałam jeszcze raz na ten piękny widok, który podziwiałam przed pałacem._

_*****************_

_Następnego dnia Pałac Wilczewskich przeżywał oblężenie._

_Siostry Sokołowskie, trzy siostry mojej matki, przybyły wraz ze wschodem słońca._

_Spośród wszystkich ciotek najbardziej lubiłam ciotkę Klarę, mimo że czasami zachowywała się zbyt dziecinnie. A może właśnie dlatego._

_Ciotka Simona miała głowę pełną nowych, zwariowanych pomysłów. Jej hobby były kłótnie z jej siostrą Klarą._

_Agata zaś, była bardziej podobna do najstarszej siostry, Lidii, mojej matki. Tylko że była od niej bardziej sztywna i pompatyczna._

_Ciotki spędziły cały dzień na plotkowaniu z mamą i opowiadały jej o każdym szczególe ich podróży do pałacu. Stare panny!_

_Ja zaś miałam czas pomyśleć w samotności, z Artemisem na kolanach. Drapiąc bezmyślnie kota za uszami, drugą dłonią bawiłam się medalionem na mojej szyi._

_Siedziałam w pokoju gościnnym. Telewizor grał w najlepsze, nie przyciągając mojej uwagi. Lecz gdy w „Wiadomościach” wypowiedziano nazwę doliny, w której teraz mieszkam, sięgnęłam po pilota, aby zrobić głośniej._

_— „Nieopodal Doliny Jezior rozbiła się prywatna awionetka. Znaleziono w niej ciała Anny i Aleksa Niedźwiedzkich, pary przyjaciół niedawno zmarłego pisarza, Sebastiana Wilczewskiego.”_

_Zaczerpnęłam głośno powietrza, gdy padło nazwisko mojego ojca. Tymczasem spiker kontynuował :_

_— „… Przyczyny katastrofy samolotu są nieznane. Czyżby kolejna niewyjaśniona śmierć wielkich ludzi, którzy pochodzili z Doliny Jezior? Tego nie wiemy. Natomiast szesnastoletnia córka Niedźwiedzkich pozostanie w dolinie pod opieka babki, hrabiny Adeli Von Rozen — Niedźwiedzkiej.”_

_Przyjaciele mojego ojca… ich córka… moja rówieśniczka… Tutaj?! Dlaczego nic nie wiedziałam?!_

_Tymczasem moja matka stała za fotelem, w którym siedziałam i wszystko słyszała._

_— O mój Boże! — zawołała, zakrywając twarz rękoma — Anna, Aleks!_

_— Mamo — zaczęłam — Czy…_

_— Niedźwiedzcy byli przyjaciółmi taty i moimi, ich córka jest w twoim wieku. Chyba to czas żebyś w końcu ją poznała._

_Świetna okazja, pomyślałam. Właśnie zginęli jej rodzice._

_Moi rodzice mieli przede mną wiele tajemnic. Spotkanie z tą dziewczyną może być początkiem ich odkrywania._

_Ciotki stały w progu i gapiły się na mnie. Ja patrzyłam na matkę, na jej zmartwioną twarz, oczy pełne strachu. Mama jest zawsze twarda. Musiało się stać coś strasznego, żeby wytrącić ją z równowagi._

_Matka wybiegła z pokoju, roztrącając po drodze ciotki._

_— Cholera, zaczęło się! — mruknęła, przekraczając próg — Muszę zadzwonić! — dodała głośniej — Szykuj się Saro, wychodzisz ze mną._

_Pałac Niedźwiedzkich był równie stary i piękny co pałac Wilczewskich. Gdy z matką stanęłam pod jego drzwiami, otworzyła nam pokojówka i poprowadziła do salonu._

_W fotelu siedziała dziewczyna. Była ubrana podobnie jak ja, dżinsy i bluzka z krótkim rękawem. Jej czarne, krótkie włosy lśniły od żelu. Smukłą twarz zdobiły brązowe oczy, teraz pełne łez._

_Przez długi czas gapiłam się na naszyjnik, który okalał jej szyję. Był łudząco podobny do mojego, tylko że na tym wygrawerowana była litera „A”._

_— Babci nie ma- oznajmiła dziewczyna — Wyjechała._

_— Myślałam że jeszcze ją zastanę -szepcze matka — Czy w takim razie mogła bym skorzystać z telefonu? Nie wzięłam komórki._

_— Oczywiście._

_Matka oddaliła się, a ja pozostałam sam na sam, z pogrążoną w smutku dziewczyną._

_— Jestem Amelia — przedstawiła się w końcu. Jej wzrok wzrok błądził po mojej twarzy, by w końcu zatrzymać się na medalionie._

_— Mam na imię Sara — powiedziałam — Widzę…_

_— Tak mam podobny. Dostałam od babci._

_Dociera do mnie że Amelia mówi o medalionie. Przytakuję jej._

_— Będziesz chodzić do szkoły w miasteczku? — pyta mnie._

_— Tak — odpowiadam — Chyba będziemy w tej samej klasie?_

_— Na to wygląda. Ale najpierw muszę zająć się… pogrzebem — szepcze Amelia._

_— Rozumiem. Przykro mi — mam w gardle wielką gulę, nie wiem co jeszcze mogłabym powiedzieć._

_— Najgorsze jest to, że wiedziałam że to się stanie — mówi Amelia, patrząc tępo w przestrzeń — Śniło mi się to. A gdy rano się obudziłam, usłyszałam te straszne wieści — spogląda na mnie oczyma pełnymi łez._

_Nie zastanawiając się co robię, przysiadam na podłodze u stóp jej fotela i ściskam mocno jej dłoń._

_Po chwili Amelia odwzajemnia uścisk. Jej łzy kapią na nasze splecione dłonie._

_**********_

_Wielkie gmaszysko, w którym mieści się Szkoła Wyższa imienia Ariany Mądrej, przytłacza mnie swoim ogromem i gotyckim stylem._

_Matka zostawiła mnie na parkingu i odjechała. A ja stoję przed wejściem do tego zamczyska i zastanawiam się jak wszystko się ułoży._

_W końcu wchodzę i idę długim korytarzem, w poszukiwaniu sekretariatu, potrącana przez innych uczniów i uczennice._

_Mija mnie grupka roześmianych dziewcząt. Postanawiam zasięgnąć u nich języka._

_— Przepraszam… — zaczynam. Dziewczyny przyglądają mi się, jakbym była nieznośną odrobiną błota na ich ulubionych butach i ruszają dalej._

_— Hej, laska! — woła do mnie jakiś chłopak oparty o ścianę, odpycha się od niej i rusza w moją stronę._

_Jego brązowe włosy powiewają w przeciągu. Uśmiecha się do mnie zawadiacko, odsłaniając równe, białe zęby. Orzechowe oczy błądzą po mojej sylwetce._

_— Mogę zaprowadzić cię dokąd tylko chcesz — mówi, znowu się uśmiechając._

_— Yyyy… — no pięknie, zatkało mnie!_

_Nagle ktoś chwyta mnie pod ramię. Jest to dziewczyna o ładnej trójkątnej twarzy, z brązowymi długimi włosami, związanymi w kitek i grzywką opadającą na twarz i zakrywającą prawe oko. Ma na sobie śliczne balerinki, mini spódniczkę i strasznie wydekoltowaną bluzkę. Między jej piersiami dynda medalion z literą „W”._

_— Nie czas na flirt, Ludomirski! — dziewczyna groźnie łypie na chłopaka swym lewym okiem, które jest elektryczno niebieskie — Ona potrzebuje pomocnej dłoni a nie złego dotyku!_

_Dziewczyna cały czas trzyma mnie pod ramię, odciąga mnie od chłopaka, nie przestając mówić :_

_— Jesteś nowa, tak? Świetnie, będziemy razem w klasie! Jestem Wioletta — przedstawia się w końcu._

_— Sara — chciała bym powiedzieć coś jeszcze, ale Wioletta mi na to nie pozwala, cały czas plecie._

_— Zaprowadzę cię do sekretariatu, w sumie lekcje zaczynają się za pół godziny, ale oczywiście musisz się tam zameldować i odebrać rozkład zajęć…_

_Zaczynam się zastanawiać jak długo tak może._

_— … facetka od języka angielskiego to w porządku babka, ale radziła bym uważać na nauczyciela łaciny. Jak się podłożysz na jego zajęciach to masz przechlapane — paple Wioletta — O! Jesteśmy._

_Wskazuje mi drzwi z tabliczką: SEKRET, resztę liter ktoś bezczelnie zdrapał z drzwi, ale widać na szybie jeszcze ich zarys: SEKRETARIAT._

_Gdy wychodzę z sekretariatu dziesięć minut później z rozkładem zajęć w garści, Wioletta nadal tam stoi i znów zaczyna nawijać jakby w ogóle nie przerywała. Czas zajęć to chyba jedyny czas, w którym nie odzywa się, jeśli nie jest pytana._

_W porze przerwy śniadaniowej siadamy razem przy stoliku na stołówce. Wioletta bombarduje mnie pytaniami._

_— Znasz może Amelię Niedźwiedzką?_

_— Tak- odpowiadam — Niedawno…_

_— To straszne, co jej się przytrafiło, nie uważasz?_

_— Okrop…_

_— W sumie Amelia jest OK, trochę taka kujonka, chodzi na dodatkowe zajęcia ze sztuki._

_Boję się odezwać. Co będzie, jeśli znowu nie da mi skończyć? Czuję się jak kretynka._

_— Idziesz na pogrzeb? — Wioletta przygląda się uważnie mojemu medalionowi. Chowam go pod bluzką._

_— Przepraszam — mówi — Pomyślałam… — ujmuje w dłonie swój medalion._

_— Tak? — zachęcam ją. O matko! Zachęcam Wiolettę do mówienia! A Wioletta milczy. To cud!_

_— Nie ważne — mówi cicho, patrząc mi w oczy — Więc idziesz? — pyta._

_— Chyba tak — odpowiadam._

_Nazajutrz w szkole również nie było Amelii. Przy drzwiach Wioletta natychmiast chwyciła mnie pod ramię, szczebiocząc wesoło._

_— W szkole nie można mieć makijażu, ale ja ni mogę żyć bez kredki do oczu — Wioletta z kieszonki plecaka wyciąga czarną kredkę do oczu — Chcesz? — pyta._

_— Nie dzięki, nie używam — dopiero dziś pozwala mi się wypowiedzieć całym zdaniem._

_— Masz bardzo ładne oczy, gdybyś podkreśliła je kredką uwydatniło by to ich urok — mówi, zbliżając kredkę do mojej twarzy. Na szczęście ratuje mnie dzwonek, wzywający na zajęcia._

_W przerwie między zajęciami Wioletta dopada mnie w łazience i natychmiast zaczyna maltretować moje oczy za pomącą swojej kredki. Poddaję się jej._

_Gdy chwilę później patrzę w lustro, efekt mnie powala, Wioletta tylko delikatnie podkreśliła brzegi powiek, co wydobyło głęboką zieleń moich oczu._

_Mam wrażenie że teraz jednym spojrzeniem mogłabym zniewolić, jak czarownica._Sny

_W dzień pogrzebu rodziców Amelii ubrałam swoją nową, czarną garsonkę, w której byłam na pogrzebie ojca. Włosy upięłam wysoko w kok, odsłaniając szyję. Medalion ukryłam pod kołnierzykiem białej koszuli. Pożyczoną od matki kredką próbowałam podkreślić oczy. Ale po dziabnięciu się nią w jedno z nich zrezygnowałam._

_Przed ceremonią pogrzebową Niedźwiedzkich odwiedzam grób taty, który spoczywa na miejscowym cmentarzu._

_W końcu staję u boku matki, przed dwiema trumnami, nad którymi przemawiał ksiądz._

_Widzę Wiolettę a obok niej stoi chyba jej babka, kładąc dłoń na ramieniu dziewczyny. Z drugiej strony Wioletty stoją jej rodzice._

_Amelia stoi samotnie, przykładając dłonie do trumien. Starsza kobieta w czerni delikatnie odciąga ją i mocno przytula._

_— To hrabina Adela Von Rozen — Niedźwiedzka — ktoś szepcze mi do ucha. Podnoszę wzrok i widzę smutną twarz babci Sylvii._

_Ceremonia trwa. Gdy pierwsza łopata ziemi opadana wieka trumien, leżących w wielkim dole, Amelia upada na kolana, zawodząc jak zranione zwierzę. Mimo że nie znałam tych ludzi, to widząc cierpienie Amelii, nie mogę powstrzymać własnych łez._

_Wioletta spogląda na załamaną Amelię, a po jej twarzy zamiast łez spływają dwie czarne smugi — jej kredka do oczu._

_Odprowadzam babcię do auta. Przyjechała tylko na pogrzeb. Dokąd jedzie? Gdzie była? Chcę zadać jedno z tych pytań, ale babcia mnie ubiega._

_— Gdzie twój medalion? — pyta mnie._

_Poklepuję miejsce pod koszulą, gdzie spoczywa medalion._

_— Świetnie._

_— Babciu, czy powiesz mi coś więcej?_

_Babcia całuje mnie w policzek i wsiada do auta. Opuszcza szybę i mówi :_

_— Wszystko co chcesz wiedzieć, znajduje się w pałacowej bibliotece — mówi, pomału podnosząc szybę. Kierowca odpala auto._

_— Ale… — protestuję._

_— Przecież tak lubisz czytać — rzuca babcia, zanim szyba przysłoni mi jej twarz. Chwilę potem samochód odjeżdża._

_Ruszam w stronę Amelii i Wioletty, stojących w towarzystwie swoich babć, rodziców Wioletty i mojej matki._

_***************_

_Nie mogłam zasnąć po tym pogrzebie. Wierciłam się w pościeli, cały czas mając przed oczami cierpiącą Amelię._

_Gdy w końcu znalazłam się w objęciach Morfeusza, nie przyniósł mi on spokojnego snu._

_Śni mi się kobieta, bardzo do mnie podobna. Na upartego mogłabym pomyśleć że to ja sama, ale jej oczy są brązowe a włosy bardziej płomienne._

_Nigdy nie śniłam w ten sposób. Zawsze w moich snach to ja odgrywałam główną rolę, a tu jestem tylko obserwatorem._

_Kobieta z mojego snu przemierza las. Kiedy chmury na niebie się przerzedzają widać księżyc w pełni. Zmierza w stronę zamku majaczącego na wzgórzu. Po drodze dołączają do niej dwie inne kobiety, które z jakiegoś powodu wydają mi się znajome._

_Gdy znajdują się w zamku, zmierzają do najwyższej wieży. Tam wita je przystojny wysoki mężczyzna o brązowych włosach i krótko przystrzyżonej brodzie. Ma na sobie szarą szatę i brązową kamizelę. Mężczyzna ten uśmiecha się tajemniczo i spomiędzy fałd swej szaty wyciąga trzy złote przedmioty. Wręcza je kobietom, a one zawieszają je na szyjach._

_Teraz widzę co to za przedmioty._

_To medaliony z wygrawerowanymi na nich literami: „A”, „S” i „W”._

_Zbudziłam się nagle, jakby przyśnił mi się jakiś koszmar. Do świtu została co najmniej godzina. Byłam pewna że już nie zasnę. Czułam się całkowicie rozbudzona._

_Dlaczego ten sen tak na mnie podziałał? Kobieta była bardzo do mnie podobna, ale to nie byłam ja._

_Wschód słońca przywitałam całkowicie odświeżona i ubrana. Odgoniłam ponure myśli i ruszyłam do szkoły._

_*_

_Przyzwyczaiłam się do tego, że jak tylko przekroczę próg szkoły, Wioletta chwyta mnie pod ramię. Lecz dziś ktoś do Wioletty dołączył, chwytając mnie za drugie ramię._

_— Amelia?! — wykrztusiłam._

_— Musimy pogadać — rzuciła tylko. Jej oczy były podpuchnięte. Zapewne miała gorszą noc ode mnie, pomyślałam. Na pewno w ogóle nie spała._

_Znalazłyśmy sobie wolny stolik na stołówce zaraz po pierwszych zajęciach._

_— Co ty robisz już dziś w szkole? — zapytałam natychmiast Amelię._

_— Nie mogłam wytrzymać sama w pałacu, skoro babcia znowu wyjechała._

_— Ale nie o tym chciałyśmy porozmawiać — wtrąciła Wioletta._

_— Więc o co chodzi?_

_— A, o nic takiego. Chciałyśmy tylko… — zaczęła Amelia._

_— Śniło ci się coś ostatnio? — przerwała jej Wioletta, bawiąc się kosmykiem moich włosów._

_— Eee… — co miałam powiedzieć_

_„Tak, śniła mi się laska, która wyglądała jak moja bliźniaczka i nosiła identyczny medalion.”_

_W końcu nie odpowiedziałam i zerkałam to na Amelię to na Wiolettę, udając że nie wiem o co chodzi._

_— A babcia coś ci mówiła może? — atakowała dalej Wioletta — Po pogrzebie?_

_— Niby co miałaby mówić? — zdziwiłam się._

_— Hmm… no nie wiem — mruknęła Amelia — Na przykład: „Ukrywaj medalion. To jeszcze nie czas.”_

_— Albo: „Podążaj za swoimi snami. One pokażą ci prawdę.” — szepnęła Wioletta._

_— Proszę?! — wykrztusiłam._

_Wioletta już otwierała usta żeby coś powiedzieć, ale nie było jej to dane. Do naszego stolika podszedł jakiś chłopak. Wysoki i barczysty. Oznajmił że Wioletta ma natychmiast zgłosić się w sekretariacie._

_Spojrzała po nas zdziwiona, pewnie zastanawiając się co nowego przeskrobała. Czy może znowu chodzi o to że przyszła umalowana na zajęcia?_

_Wioletta już nie wróciła na lekcje. Ani ja ani Amelia nie wiedziałyśmy co się z nią stało._

_********_

_W domu, po zajęciach nadal myślałam o tym, co mówiły mi dziewczyny i o tym, co mi się śniło. Czy miałam to wszystko traktować tak jak one, tak poważnie?_

_Fakt czytywałam książki fantastyczne z takim motywem. Takie pisała mój ojciec. Ale nie mogłam przecież uwierzyć, że ze mną dzieje się coś nadprzyrodzonego._

_Gdy kładłam się tego wieczoru do łózka, w mojej głowie wciąż krążyły myśli z całego dnia. Lecz zniknęły one, gdy tylko zamknęłam oczy._

_Niczym film, w mojej głowie, zaczął wyświetlać się sen. Kobieta z medalionem._

_Bohaterka moich snów i jej, dziwnie znajome mi, towarzyszki zmierzały przez mroczną polanę, oświetloną tylko sierpem księżyca. Wokół nich wirowały liście, czarne pośród mroku nocy._

_Na dnie doliny, niczym wyrastająca ze skały, piętrzyła się wieża zwieńczona strzelistą iglicą. Samotna jak palec._

_Kobiety kroczyły ku niej. Wspięły się po jej spiralnych schodach do okrągłej komnaty na szczycie. Tam, na samym środku podłogi narysowany był dziwny symbol w kręgu, który tworzyły kolorowe świece._

_Moja bohaterka machnięciem ręki sprawiła, że świece zapłonęły, wydobywając z mroku katedrę, na której leżała otwarta księga._

_Kobiety stanęły wokół księgi, złapały się za ręce, patrząc na jakiś wysoki przedmiot skryty w cieniu komnaty i zaczęły wypowiadać dziwne inkantacje._

_Nawet we śnie poczułam, jak powietrze wokół nich zadrżało, gdy skończyły przemawiać. Przedmiot ukryty w cieniu na chwilę rozświetlił złoty blask. Wyglądało mi to na ramy olbrzymiego obrazu…_

_***********************_

_Zdecydowałam, że dziś opowiem Amelii i Wioletcie wszystko. Tego dnia Wioletta, chwytając mnie pod ramię, była jakaś inna. Nie była tą rozgadaną i roztrzepaną Wiolettą. Amelia co chwilę zerkała na nią z troską._

_Domyśliłam się, że coś się stało. Coś co zapewne wytłumaczyłoby jej wczorajsze zniknięcie ze szkoły._

_Dowiedziałam się wszystkiego na przerwie śniadaniowej. Wioletta spojrzała na mnie i bez zbędnych wstępów powiedziała :_

_— Moi rodzice wybrali się po pogrzebie na wycieczkę. Wczoraj znaleziono ich w górach. Zostali przywaleni przez lawinę skalną. Są w złym stanie, ale lekarze mówią że z tego wyjdą._

_— O matko! — jęknęłam._

_— Wiem. To straszne — mruknęła Wioletta — Wy straciłyście rodziców. Amelia obojga a ty ojca. I tu właśnie powraca pytanie, które sama sobie zadaję od kilku dni: Czy nie sądzicie że dzieje się coś dziwnego? — łypnęła na nas swym niebieskim okiem — Coś lub ktoś krzywdzi nasze rodziny, a my dostajemy od babć prawie identyczne medaliony. I te sny na dokładkę._

_— Dla mnie najdziwniejsze jest to, że znamy się dopiero od niedawna, mimo ze nasze rodziny były ze sobą bardzo blisko od bardzo dawna — wtrąciła się Amelia._

_Zamyśliłam się. Tyle tajemnic. Tylko czy rozwiązanie musiało wiązać się z czymś nadprzyrodzonym?_

_W końcu zdobyłam się na odwagę, nie mogłam dłużej ukrywać przed dziewczynami że trawią mnie te same problemy. Opowiedziałam dziewczynom o tym jak babcia wręczyła mi medalion, o moich pytaniach bez konkretniej odpowiedzi, o moich snach i w końcu o tym, co mówiła do mnie babcia. Ze odpowiedzi szukać mam w bibliotece._

_Wioletta uśmiechnęła się triumfalnie, gdy usłyszała wszystko z moich ust, a potem powiedziała :_

_— Wiedziałam! Zaraz po zajęciach pójdziemy do twojej biblioteki i wszystko znajdziemy!_

_Amelia spojrzała na nią krytycznie._

_— Myślisz że tak po prostu wejdziemy sobie do biblioteki i halo, znajdziemy odpowiedzi na wszystkie nasze pytania?! O tak, po prostu — tu Amelia pstryknęła palcami — nic się nie dzieje!_

_Ale z nią się jednak coś stało. Gdy pstryknęła palcami, posypały się z nich iskry._

_— A ty co?! — pisnęła Wioletta._

_— Nie wiem! Chyba naelektryzowałam się przy szczotkowaniu włosów rano — wyjąkała amelia. — Daj spokój! Przecież woje włosy są zbyt krótkie, żeby naelektryzować całe twoje ciało! A poza tym ty ich nie szczotkujesz, ty nakładasz żel, czy lakier czy coś! — wysapała Wioletta._

_— No, to jak to wytłumaczysz? — spytałam osłupiała._

_— Nie wiem. Ale mam nadzieję że i na to pytanie znajdziemy odpowiedź w twojej bibliotece — powiedziała Wioletta._

_— Tylko nie wiemy nawet czego tam szukać — wykrztusiłam._

_— Jakoś musimy sobie poradzić — mruknęła Amelia, nadal przyglądając się końcówkom swoich palców._

_***_

_Po lekcjach wróciłam do domu, lecz nie zastałam ani matki ani ciotek. Nasza kucharka, pulchna pani Marta, poinformowała mnie że mama z ciotkami wyjechały do miasteczka na zakupy._

_Byłam więc sama w pałacu. Mimo że moja ciekawość ciągnęła mnie do biblioteki, to czułam, że sama nic tam nie znajdę. Postanowiłam zaczekać na Amelię i Wiolettę._

_Gdy dziewczyny przybyły pół godziny później, siedziałam w salonie z Artemisem na kolanach._

_Siedziałyśmy razem, przez chwilę nic nie mówiąc._

_— Więc? — spytała w końcu Wioletta._

_— Idziemy? — dodała Amelia._

_Nic nie mówiąc, skinęłam tylko głową i poprowadziłam dziewczyny w stronę biblioteki. Gdy otworzyłyśmy dębowe drzwi i wkroczyłyśmy do biblioteki, jej ogrom znowu mnie powalił._

_— No, no… — mruknęła z uznaniem Wioletta._

_— Przepiękna! — szepnęła Amelia._

_— Taaak. Ale czego my mamy w niej szukać? I i jak to znajdziemy?_

_— Widzę że macie tu komputer — zauważyła Amelia._

_Rzeczywiście, na biurku stał komputer._

_— Ale w czym pomoże nam komputer? — zapytała Wioletta._

_— Skoro stoi w bibliotece to pewnie jest w nim wykaz wszystkich znajdujących się tu książek. Jakieś katalogi, czy coś? — powiedziała Amelia._

_— A skoro tak, to świetnie! — uśmiechnęła się Wioletta — Odpalaj kompa, Saro!_

_Włączyłam komputer, a Amelia zasiadła przy biurku, chwytając za myszkę i klawiaturę. Ja i Wioletta przysiadłyśmy na brzegach biurka po obu stronach Amelii, przyglądając się jej wysiłkom i zaglądając w monitor komputera._

_Amelia długo milczała, grzebiąc w plikach i katalogach. W końcu odchyliła się w fotelu ze zrezygnowaną miną._

_— Chyba nie ma tu nic, co by mogło nas zainteresować — rzekła, przecierając oczy._

_— Chyba? — spytała Wioletta._

_— Jest jedna pozycja. Nie ma konkretnego tytułu — powiedziała Amelia._

_— Konkretnego tytułu? — zapytałam._

_— Podpisana jest trzema literami: „A”, „S” i „W”._

_— Czyli co? Amelia, Sara i Wioletta? Może to tego mamy szukać! — pisnęła Wioletta, podekscytowana._

_— Nie wiem, czy to właśnie to i nie wiem, czy to chodzi właśnie o nas. Ale warto spróbować._

_Amelia wskazała nam regał, na którym znajdowała się znaleziona przez nią książka. Podeszłyśmy i wpatrywałyśmy się w grzbiet najzwyklejszej książki. Lśniły na nim złoto wytłoczone litery: „A”, „S” i „W”._

_Gdy sięgnęłam po książkę, chcąc wysunąć ją spomiędzy innych tomów, coś cicho kliknęło a regał odstąpił od ściany, ukazując nam stare i mocno zniszczone drzwi z dziwnym zamkiem. Nie było dziurki od klucza tylko małe wgłębienie._

_— Medalion! — szepnęła Wioletta, próbując dopasować swój medalion do wgłębienia w drzwiach — Nie pasuje! Jest minimalnie za duży… — wykrzyknęła, a następnie spojrzała na mnie swym mocno wymalowanym okiem — Ty!_

_— Co? — zapytałam._

_— To twoja biblioteka. Więc to twój medalion otwiera te drzwi._

_Wioletta i Amelia patrzyły na mnie wyczekująco, więc wolnym ruchem ściągnęłam medalion z szyi i przyłożyłam do drzwi. Pasował idealnie._

_Kolejne ciche kliknięcie i drzwi ustąpiły. Przekroczyłyśmy próg i znalazłyśmy się w małej ciemnej komnacie. Na stoliku rzeźbionym w jastrzębie leżała mała książeczka, a raczej notes. Na ścianie za stolikiem wisiał ogromny obraz, a na nim…_

_— To ona! — wykrztusiłam._

_— Kto? — szepnęła Wioletta._

_— Kobieta z moich snów- wyjaśniłam._

_Amelia podeszła do obrazu i starła dłonią kusz, znajdujący się u dołu ramy portretu._

_— Tu jest napisane, że ta kobieta nazywała się Selena Potężna._

_Razem z Wiolettą podeszłyśmy do obrazu._

_— Jest do ciebie cholernie podobna — powiedziała do mnie Wioletta._

_— Wioletta! — zawołała Amelia._

_— Sytuacja jest, jaka jest, więc nie mów mi że mogę sobie zakląć!_

_— Nie, spójrz! — Amelia wskazywała na kolejna ścianę i kolejny obraz. Była na nim kobieta łudząco podobna do Wioletty._

_— Za to ta jest cholernie podobna do ciebie — syknęłam do Wioletty._

_— Walkiria Odważna — przeczytała Amelia._

_Odwróciłam się, rozśmieszona miną Wioletty i stanęłam twarzą w twarz z Amelią. Ale Amelia stała za mną, u boku Wioletty. A to był kolejny portret._

_— Amelio, chyba znalazłam i twojego sobowtóra — powiedziałam cicho._

_Amelia natychmiast znalazła się obok mnie, a za nią Wioletta. Amelia drżącą dłonią zebrała kusz i przeczytała:_

_— Ariana Mądra._

_Zapadła cisza. A następnie w oddali usłyszałam hałas i szczebioczące głosy. Dziewczyny spojrzały na mnie ze strachem._

_— To matka i ciotki — wyjaśniłam._

_— Lepiej stąd wyjdźmy — zaproponowała Amelia._

_— Weź notes — przypomniałam._

_Amelia ukryła notes pod tuniką i zamknęłyśmy ukryte drzwi, a także dosunęłyśmy regał. Wysunięta atrapa książki wróciła na swoje miejsce._Bal Jesienny

_— Wyglądasz olśniewająco, kochanie! — zawołała do mnie babcia, gdy stanęłam na szczycie schodów._

_Oczywiście miałam na sobie szmaragdowo-zieloną kreację, którą dostałam od niej. Włosy pozostawiłam rozpuszczone i wplotłam w nie ozdobne zielone piórka. Medalion spoczywał na moich piersiach, osłonięty gorsetem sukni. Udało mi się nawet umalować oczy, chociaż byłam pewna że Wioletta zrobiła by to lepiej._

_Suknia idealnie przylegała do mojego ciała, podkreślając moją sylwetkę. Małe rozcięcie u dołu sprawiało że prawie całkowicie przysłaniała mi stopy, ukryte w butach na stanowczo za wysokim obcasie._

_Pomyślałam że jeśli się gdzieś nie potknę i nie skręcę sobie karku, to będę miaławielkie szczęście._

_*_

_Podziwiałam Zamek hrabiego Ludomirskiego, gdy podjechał samochód z którego wysiadła Amelia w towarzystwie swojej babci._

_Miała na sobie zwiewną błękitną suknię, z którą współgrał jej cień do powiek._

_— Cześć — bąknęłam._

_— Hej — przywitała mnie — Wioletty jeszcze nie ma?_

_— Nigdzie jej nie widziałam — odparłam — A stoję tu dosyć długo i podziwiam Zamek._

_Amelia omiotła wzrokiem całą budowlę._

_— Piękny — zauważyła._

_— Przede wszystkim wielki — powiedziałam, spoglądając na dwie strzeliste wieże strzegące wejścia do zamku, u szczycie marmurowych schodów._

_— Wiesz, trochę się stresowałam — przyznała Amelia — Ale muszę przyznać że, wcale nie czuję się głupio w tej sukni._

_— Wyglądasz zabójczo! — uśmiechnęłam się._

_W tej chwili podjechało kolejne auto i wysiedli z niego państwo Krukowscy, babcia Wioletty i ona sama._

_— Nie — szepnęła Amelia — My wyglądamy co najwyżej świetnie. To ona wygląda zabójczo!_

_Wioletta miała na sobie bladoróżową sukienkę przed kolana z doczepionym trenem u dołu pleców. Jej włosy były wyprostowane i unosiły się delikatnie, gdy pewnie stawiała kroki w obcasach o wiele wyższych od moich._

_Z uśmiechem ruszyła w naszą stronę. Jej rodzina kroczyła za nią niczym straż._

_— Hej! — zawołała do nas, zarumieniona._

_— Cześć! — zawołałyśmy z Amelią._

_— Gotowe na Wielkie Poszukiwanie? — spytała Wioletta, gdy zostałyśmy same._

_— No, powiedzmy — mruknęła Amelia._

_Ruszyłyśmy z całymi rodzinami po schodach prowadzących do wrót zamku. Tam czekał na nas hrabia Olaf Ludomirski. Ubrany w pełen przepychu garnitur, uśmiechał się ciepło spod ogromnych wąsów, ręce wsparł na pięknie rzeźbionej lasce._

_Przywitałyśmy się grzecznie z gospodarzem Zamku, a nasze babcie wymieniły z nim przyjacielskie uściski._

_— Wasze wnuczki wyglądają czarująco! — zachwycał się hrabia._

_Moje ciotki wymieniły ponure spojrzenia. Jak dotąd nikt ni zwrócił uwagi na ich przesadnie bufiaste kreacje, pełne koronek i falbanek._

_— Ach Olafie! Nie ma w tym nic dziwnego, skoro są naszymi wnuczkami — zaśmiała się babcia, puszczając mi oko._

_— Tak piękne damy muszą mieć towarzystwo, zwłaszcza że są gośćmi honorowymi — rzekł hrabia._

_— Proszę? — wykrztusiłam._

_— Chyba nie myślałaś moja droga, że ten piękny wieczór spędzisz samotnie, snując się po zamkowych korytarzach?_

_Taką właśnie miałam nadzieję, pomyślałam._

_— Mój wnuk dotrzyma ci towarzystwa — rzekł hrabia, a ja poczułam jak na moje policzki wpełza rumieniec._

_Kątem oka ujrzałam jak Wioletta i Amelia teatralnie wznoszą oczy ku niebu, gdy hrabia uśmiechnął się na widok mojej reakcji. Lecz po chwili rzekł do moich przyjaciółek:_

_— Proszę się nie martwic. Przyjaciele mojego wnuka ochoczo zgodzili się służyć wam swoim ramieniem._

_Z satysfakcją patrzyłam jak złośliwe uśmieszki znikają z ich twarzy._

_*_

_Wiktor poprowadził mnie do Wielkiej Sali, gdzie były już tłumy ludzi. Najbardziej nie podobało mi się to, że zostałam rozdzielona z Wiolettą i Amelią._

_Hrabia Olaf nieświadomie popsuł nasze plany poszukiwawcze._

_Wiktor przerwał moje rozmyślania, zadając pytanie, którego obawiałam się od samego początku._

_— Może chciałabyś zatańczyć?_

_W tle rozmów i brzęku kieliszków usłyszałam muzykę. Nie taką jakiej słucham na moim i-podzie, ale jednak rytmiczną i łatwo wpadającą w ucho. Mimo to byłam zmuszona odmówić._

_— A wyobrażasz sobie że dam radę z taaaakimi obcasami? — mruknęłam, odsłaniając moje buty ukryte pod suknią._

_— Raczej nie — uśmiechnął się._

_— Ja też. Więc wolę nie ryzykować — wyszczerzyłam się do niego._

_— Tak naprawdę to dziadek zmusił mnie do tego, żebym poprosił cię do tańca — przyznał — Ale skoro mi odmawiasz to nie moja wina. I to ty będziesz się przed nim tłumaczyć — znów błysnął uśmiechem._

_— Nie ma sprawy._

_— To może chciałabyś się czegoś napić?_

_— O, tak! Przez ten stres strasznie zaschło mi w gardle — jęknęłam._

_— Nie masz się czym stresować. Wyglądasz zabójczo! Nigdzie się stąd nie ruszaj, bo dziadek obedrze mnie ze skóry. Ja idę po picie._

_— Nie mam zamiaru zostawać sama! — zawołałam za nim. Niezdarnie podciągając suknię, żeby nie zaplątała się w obcasy, i ruszyłam za Wiktorem — Idę z tobą._

_— Tak będzie wygodniej — powiedział oferując mi swoje ramie._

_Poddałam się i pozwoliłam mu wziąć się pod rękę. Ruszyliśmy stronę stołów z przekąskami i napojami, odprowadzani spojrzeniami innych gości. Zwłaszcza były to spojrzenia chłopców i młodych mężczyzn. Zarumieniłam się gdy uświadomiłam sobie że patrzą na MNIE!_

_Przecież nie ma we mnie nic wyjątkowego. Ot przeciętna ruda szesnastolatka. „Wyglądasz zabójczo!” Tak powiedział Wiktor. Czyżbym w jego oczach nie była wcale taka przeciętna? Dosyć! Powiedziałam sobie. Zbyt często myślę o Wiktorze Ludomirskim. Zwłaszcza teraz, gdy tak seksownie wygląda w wąskich spodniach z kantem i koszuli opinającej się delikatnie na jego piersi…_

_— Szampan? — spytał Wiktor._

_Staliśmy przed stołem, na którym królowała piramida kieliszków wypełnionych wesoło musującym szampanem._

_— Cokolwiek — wyjąkałam._

_Wiktor podał mi kieliszek z szampanem. Upiłam łyk, mało się nim nie krztusząc widząc jego natarczywe spojrzenie._

_— Co? — zapytałam wprost._

_— Jesteś jakaś spięta — zauważył._

_— Skądże…_

_— Ale wiem co ci dobrze zrobi — rzekł, i po raz kolejny tego wieczoru, zaoferował mi swoje ramię — Chodź, pokażę ci coś. Na pewno ci się spodoba._

_Wyszliśmy na zewnątrz, na olbrzymi taras a z niego przeszliśmy do ogrodu. Rozejrzałam się i poczułam jak zaczyna brakować mi tchu._

_Przede mną rozpościerał się labirynt żywopłotów i ozdobnych krzewów. W oddali pluskała fontanna otoczona rabatami kwiatów o przeróżnym kształcie i kolorze._

_Wiktor poprowadził mnie pomiędzy krzewami, sięgającymi nam do kolan, wprost do fontanny. Rzeźba na cokole pośrodku fontanny przedstawiała kobietę wspartą na mieczu. Wokół kobiety tryskały strumienie wody. Wiedziałam kogo przedstawia rzeźba._

_— To Selena Potężna — rzekł Wiktor, wskazując mi kamienną ławkę, na której przysiadłam, wpatrując się w posąg — Twoja przodkini– dodał._

_— Wiem — odpowiedziałam — Ale nigdy nie widziałam jej z mieczem._

_— A jak mogłabyś ją zobaczyć? Przecież ona nie żyje od bardzo dawna. Ta fontanna jako jedyna przedstawia ją z tym przedmiotem — powiedział zdziwiony Wiktor — Przynajmniej tak mi mówił dziadek._

_Już miałam mu opowiedzieć o moich snach, ale w porę ugryzłam się w język._

_— No tak, masz rację — powiedziałam, upijając kolejny łyk szampana._

_Siedzieliśmy przez chwilę w milczeniu._

_— Miałeś rację — odezwałam się._

_— W czym? — spytał Wiktor, patrząc mi w oczy._

_— Powiedziałeś że pokażesz mi coś, co na pewno mi się spodoba. Miałeś rację. Bardzo mi się podoba. Dziękuję._

_W odpowiedzi krótko skinął głową i posłał mi zabójczy uśmiech. Uśmiech, który zniknął w okamgnieniu gdy ujrzał mój medalion._

_— Coś nie tak? — spytałam szeptem._

_Podniósł na mnie wzrok. Jego spojrzenie było smutne._

_— Skądże — rzekł jednak._

_Przez jakiś czas znowu się nie odzywał, a ja podziwiałam fontannę._

_— A jak to jest z tobą, Amelią i Wiolettą? — zapytał nagle Wiktor — Jesteście takie jak one?_

_— Jak kto? — zdziwiłam się._

_— Wasze przodkinie._

_— Nadal nie rozumiem — posłałam mu głupkowaty uśmiech._

_— Nie udawaj! — żachnął się — Chyba wiesz co mówi legenda?_

_— Nooo… tak. I co w związku z tym?_

_— Mówi że Założycielki były czarownicami. Takimi dobrymi. Co prawda, dziadek mówi że to tylko bajka, ale ja…_

_— I myślisz że jestem… czarownicą? — wpadłam mu w słowo — To chyba trochę niedorzeczne, nie uważasz? — zaśmiałam się sztucznie._

_— Chyba masz rację — mruknął zawstydzony._

_Między nami znowu nastała cisza, która narastała z każdą minutą. W końcu zdecydowałam się ją przerwać._

_— Może pokażesz mi jeszcze jakieś inne ciekawe miejsca w zamku?_

_Wiktor otrząsnął się z zamyślenia na dźwięk mojego głosu._

_— Może chciałabyś zobaczyć… — urwał nagle._

_— Tak? — zachęciłam go._

_— Sala Pamięci. Pokażę ci Salę Pamięci — rzekł, wstając i przywołując mnie gestem._

_Gdy znaleźliśmy się znowu na tarasie, zauważyłam że ktoś tam stoi i bacznie się nam przygląda._

_Była to niesamowicie piękna kobieta o porcelanowej cerze i czarnych jak noc włosach w które wplotła złote elementy, tworzyły one coś na rodzaj korony, na czubku jej głowy. Krwistoczerwona suknia opinała się na jej smukłej sylwetce. Kreacji dopełniały złote kolczyki w uszach i łańcuszek ginący za dekoltem sukni. Spojrzenie jej stalowoszarych oczu napawało mnie dziwnym strachem. A Wiktor to zauważył._

_— Coś nie tak? — zmartwił się. Byliśmy już w Wielkiej Sali, wśród tłumu gości._

_— Kim jest ta kobieta? — spytałam, wskazując mu ją dyskretnie._

_— To hrabina Ksandra Żmijewska — oznajmił Wiktor — Osobiście uważam że nie jest żadną „hrabiną”, tylko życzy sobie żeby ją tak tytułować — dodał konspiracyjnym szeptem._

_Spojrzałam jeszcze raz na „hrabinę”. Nasze oczy znowu się spotkały, a mym ciałem wstrząsnął nieprzyjemny dreszcz._

_— Saro? — zatroskał się Wiktor._

_— Mam wrażenie — nie wiedziałam jak mu to powiedzieć, jak ubrać w słowa moje uczucia — Spojrzenie tej kobiety napawa mnie dziwnym strachem…_

_— Nie zwracaj na nią uwagi — pocieszył mnie Wiktor — Hrabina, że tak powiem, jest co najmniej dziwna. Mieszka w Dolinie Jezior odkąd pamiętam. I wcale się nie zmienia. Wciąż wygląda tak samo, wciąż piękna. Jednakże bardzo rzadko można ją spotkać w miasteczku. Mieszka na uboczu. Samotnie w wielkim zamku. Czy to nie dziwne?_

_— Istotnie — zamyśliłam się — Bardzo dziwne._

_— Zapomnij o niej, proszę — rzekł Wiktor — I pozwól że pokażę ci Salę Pamięci._

_Skinęłam głową. Wiktor odstawił nasze puste kieliszki po szampanie i po raz kolejny tego wieczoru opuściliśmy Wielką Sale, pełną gości._

_Wiktor otworzył przede mną drzwi do Sali Pamięci i przepuścił mnie przodem. Nie było tu nikogo oprócz nas i szklanych gablot, pełnych przedziwnych starych rzeczy._

_Rozejrzałam się szybko dookoła, kiedy Wiktor zamykał drzwi. W gablotach znajdowały się stare gliniane garnki, srebrne noże w kształcie księżyca, zwoje pergaminu a nawet całe księgi._

_Wiktor bez słowa poprowadził mnie w głąb sali, wskazując co ciekawsze eksponaty i opowiadając mi o nich wszystko co wiedział._

_— To prawdopodobnie były noże do zbierania ziół — rzekł mój przewodnik, wskazując na przedziwne sztylety z ostrzem w kształcie sierpa księżyca — zapewne ich kształt ma związek z samym księżycem…_

_Już go nie słuchałam. Moją uwagę przykuła wielka gablota w rogu sali. Czułam jak mnie przywołuje, pulsując zielonym światłem._

_— … Bardzo prawdopodobne że terminy zbierania niektórych ziół wiązały się z fazami księżyca…_

_— Co tam tak świeci? — pytałam szeptem Wiktora, przerywając jego wywód na temat ziół i faz księżyca._

_— Nie musisz szeptać — odszepnął żartobliwie — Gdzie świeci? — zapytał już normalnym tonem._

_— Tam — wskazałam mu gablotę palcem._

_— Saro, czy ty na pewno dobrze się czujesz? — spytał Wiktor, chwytając mnie za rękę. Gdy to zrobił, blask w gablocie zgasł. To był znak, wiedziałam to._

_Spojrzałam Wiktorowi w oczy i ujrzałam w nich strach i niepewność. Na pewno nie bał się o moje zdrowie. On zaczynał bać się mnie samej i tego że mam w sobie coś ze swojej przodkini._

_— Właściwie to nie czuję się najlepiej — skłamałam — Potrzebne mi Amelia i Wioletta — mój głos brzmiał niespodziewanie pewnie._

_— Rozumiem — rzekł krótko._

_— Czy mógłbyś…? Astma. Wioletta ma w torebce mój inhalator — kolejne kłamstwa gładko wyślizgiwały się z moich ust._

_— Oczywiście — i nie mówiąc nic więcej, opuścił Salę Pamięci, zostawiając mnie samą z poczuciem winy._

_Nie chciałam go okłamywać, ale czułam że muszę. Czułam że nikt nie może znać prawdy. A widziałam już przerażenie w spojrzeniu Wiktora. Nie chciałam żeby się mnie bał. Chciałam żeby… No właśnie, żeby co? Mimo że nie był mój, to bałam się go stracić. Nie chciałam żeby się ode mnie odwrócił._

_Odgoniwszy od siebie ponure myśli, powędrowałam do gabloty, która znowu pulsowała zielonym światłem. Zamrugałam gwałtownie. W gablocie było tylko kilka przedmiotów. Wśród nich znajdowała się zrolowana, postrzępiona i pożółkła kartka pergaminu. Obok niej w równym rzędzie kilka oprawionych w skórę tomów._

_To jeden z tomów i rolka pergaminu wydzielały ten blask. Gapiłam się na te przedmioty ze świadomością że właśnie znalazłam mapę._

_I chyba coś jeszcze. Ale wewnętrzny głos mówił mi że to coś jest przeznaczone tylko dla mnie._

_— Uwaga! — szepnął mi ktoś do ucha — Te przedmioty mogą być niebezpieczne. Podobno należały do czarownic._

__
mniej..

BESTSELLERY

Menu

Zamknij