Kroniki Grega Meyera. Tom 2. Śladem wilka - ebook
Kroniki Grega Meyera. Tom 2. Śladem wilka - ebook
Jednak dzielny detektyw to zmienił. Greg Meyer zostaje samcem alfa i prowadzi spokojne dostatnie życie razem ze swoją watahą, która znacznie powiększyła się przez lata. Wszystko układa się idealnie – współpraca z innymi alfami, dobre relacje z wampirami i nawet była dziewczyna nie daje mu się aż tak bardzo we znaki. Do czasu... Powraca stary wróg i zaczyna się mścić. Życie Grega i jego bliskich wywraca się do góry nogami. Zagrożeni są nie tylko nadprzyrodzeni, ale również ludzie. Ponownie wampiry, wilkołaki i inne rasy jednoczą siły by dopaść renegata. Jakby tego było mało Greg Meyer musi stawić czoła swoim własnym problemom wynikłym z ostatecznej transformacji w wilkołaka i samotnemu rodzicielstwu, a jego przyjaźń z wampirami zostaje wystawiona na próbę.
Autorka ukończyła studia w zakresie zarządzania i marketingu, zdobywając tytuł mgr inż. na Politechnice Śląskiej. Jednak zainteresowania zaprowadziły ją w kierunku terapii naturalnych i ezoteryki. Zaowocowało to ukończeniem Akademii Feng Shui i wielu szkoleń w tej tematyce. Za namową przyjaciół w wieku 16 lat zaczęła pisać pierwszą książkę. Niestety niedokończoną. W czasie studiów pisała wiersze, a teraz po latach, ponownie pod wpływem przyjaciół, wróciła do pisania książek.
Kategoria: | Fantasy |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-66149-86-1 |
Rozmiar pliku: | 2,0 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Greg Meyer siedział w fotelu przed kominkiem w swoim gabinecie. Sączył whisky i wspominał minione lata. U jego stóp na puszystym dywanie wylegiwała się czarna pantera. Jedno z dwojga bliźniąt panterołaków adoptowanych przez Maraiel. Jesienny wiatr hulał za oknami. W domu panowała gorączkowa krzątanina, jak zwykle przed jego urodzinami. Za kilka dni na uroczystej kolacji mieli zjawić się przywódcy wilkołaków i wampirów, a także wysłannicy Norn, jego obecnych zwierzchniczek. Minęło już 10 lat, odkąd wataha zamieszkała w okazałej rezydencji. Interesy szły mu całkiem dobrze. Vlada Radu miała dryg do inwestycji. Wataha się powiększyła. Byli teraz bogaci i wpływowi. I wszystko byłoby idealnie, gdyby nie Sylvia Müller. Przed laty próbowała wrobić Grega w małżeństwo, później oskarżyła go o gwałt. Ostatecznie stanęło na tym, że płacił alimenty na syna i widywał się z nim w co drugi weekend. Jednak „słodka” Sylvia nadal zatruwała mu skutecznie życie. Nastawiała przeciw niemu ich syna Alexandra. Każde spotkanie z nim było dla Grega ciągłą walką z kłamstwami Sylvii. Nie takiego życia chciał dla swojego dziecka. Zamyślił się… jakby to było, gdyby jednak ożenił się z Sylvią – wrrr… wzdrygnął się na wspomnienie krótkich chwil spędzonych z tym okropnym babskiem. W tym momencie otwarły się drzwi do gabinetu i do środka bez zaproszenia wtargnęła Vlada:
– Greg, podjąłeś już decyzję w sprawie zlecenia z Egiptu? Ten Ifrit długo nie będzie czekał na odpowiedź. Przypominam ci, że to dobry klient.
– W stodole się wychowałaś! – warknął Greg – zamknij drzwi. Nie z tej strony. Z tej drugiej. I najpierw zapukaj…
– Jak chcesz pobyć sam to powiedz, a nie wyżywaj się na mnie – fuknęła na niego obrażona Vlada trzaskając drzwiami na odchodnym.
– Te baby kiedyś mnie wykończą – powiedział do siebie Greg patrząc na przeciągającą się panterę – Nigdy się nie żeń. Zapamiętaj Noel – zwrócił się do panterołaka – One są miłe tylko, kiedy czegoś chcą, a potem zmieniają się we wredne jędze.
***
Dzień urodzin zbliżał się nieubłaganie. Jedyny dzień w roku, którego Greg szczerze nienawidził. Za każdym razem przypominał sobie śmierć rodziców. Zwykle ten dzień spędzał w parku Schönbrunn wspominając rodzinne spacery z dzieciństwa. Przez wiele lat unikał obchodzenia urodzin, ale odkąd stał się przywódcą watahy, z roku na rok było mu coraz trudniej unikać urodzinowej imprezy. A tym razem miała być wielka feta. Vlada Radu uparła się, że to również dobry moment, żeby uczcić dziesięciolecie powstania watahy. Zaprosiła swojego ojca Desmira i wuja Gora stojących na czele najpotężniejszego klanu wampirów w Europie. Zaprosiła też Conalla i Borisa Krála z małżonką Ylvą, przywódców alf z terenu Austrii i Czech. Norny miała reprezentować Sigmunda Ỳmirdóttir i tajemniczy wysłannik z Islandii. Każdy z przywódców zabierał ze sobą liczną świtę. Maraiel i Virág zajęły się przygotowaniem sali balowej. Virág wysoka, smukła driada o zielonych oczach i rudych włosach, była partnerką Maraiel odkąd podczas jednej z akcji przeciw Rannulfowi wpadły na siebie. Obie dwoiły się i troiły robiąc dekoracje. W tym czasie bliźnięta Nora i Noel psociły pozbawione dozoru ze strony swoich opiekunek. Amarog wyjechał do Egiptu zająć się zleceniem od Ifrita. Zaginęła mu Laska Ozyrysa, magiczny artefakt o dużej mocy dający obfitość plonów. Dżin płacił klejnotami wysokiej jakości, był starym znajomym Vlady, zrobili dla niego już wcześniej małe zlecenie. Greg olałby tą sprawę, wataha była wystarczająco bogata i wpływowa, ale Vlada tak lamentowała, że Amarog postanowił się rozejrzeć.
Greg Meyer właśnie przeglądał dokumenty związane z Jubileuszem, gdy zadzwonił telefon. Z westchnieniem ulgi sięgnął po telefon – cokolwiek byle nie umrzeć z nudów – papierologia stosowana była jego słabą stroną jeszcze za czasów pracy w policji. Niestety na wyświetlaczu widniał numer Sylvii Müller – co ta baba znowu chce? – jęknął w myślach odbierając telefon.
– Czego?! – warknął Greg.
– Jak zwykle ociekasz wręcz uprzejmością – syknęła w odpowiedzi – musimy porozmawiać. Mam do ciebie sprawę.
– Jak zwykle masz do mnie interes. Czemu mnie to nie dziwi. Słucham, co tym razem wymyśliłaś, żeby umilić mi życie?
– Cały przyszły tydzień, z weekendem włącznie, mam nocne dyżury i nie mam z kim zostawić Alexa.
– A co ja mam z tym wspólnego? – zdziwił się Greg – Nie pierwszy raz masz nocki. Zawsze wynajmowałaś opiekunkę.
– Myślisz, że nie próbowałam – w głosie Sylvi słychać był rosnącą irytację – Jesteś jego ojcem. Musisz się nim zająć. Myślisz, że cieszy mnie narażanie Alexa na wpływ tej twojej sekty. Gdybym miała inny wybór…
– To nie żadna sekta – przerwał jej Greg – Ile razy mam ci to powtarzać. Jesteśmy wspólnotą biznesową. Poza tym mam plany na przyszły tydzień. Nie mam czasu na zabawę w niańkę.
– To je zmień! – odwarknęła Sylvia rozłączając się.
Greg bezskutecznie próbował oddzwonić na numer Sylvii. Konsekwentnie ignorowała jego telefony. W końcu dał sobie spokój. Wybrała jak zwykle najgorszy moment na strzelanie focha. Myśl, chłopie myśl – Greg masował skronie z coraz większą irytacją – Cholerna Sylvia! Zawsze coś wymyśli, żeby mi spieprzyć życie. Skąd ja wezmę teraz opiekunkę? Zaraz, zaraz… gdzie jest telefon do Tobiasa Englera. Może jego córka posiedzi z Alexem. Wybrał numer do starego przyjaciela z policji.
– Witaj Greg – odebrał Tobias – szmat czasu. Coś mi mówi, że nie chcesz umówić się na piwo.
– Niestety – odparł smutno Greg – mam teraz dużo spraw na głowie i z jedną z nich do ciebie dzwonię. Chodzi o mojego syna Alexandra. Sylvia chce mi go wcisnąć w przyszłym tygodniu. Ma nocki. Twierdzi, że nie może znaleźć żadnej opiekunki na ten czas. Może twoja Lena by mi pomogła? Będę wdzięczny.
– Zobaczę co da się zrobić. Pogadam z nią. Nie mogę niczego obiecać, wiesz jak jest. Dam ci znać.
– Dzięki. Bardzo mi zależy. Zapłacę podwójną stawkę i zwrócę wszelkie koszty.
– Gdzie jest haczyk? – zapytał Tobias.
– Będzie musiała zabrać go do siebie. Gor Radu załatwi upoważnienie. Alex nie może teraz przebywać w rezydencji. Za dużo tu się dzieje
– To komplikuje trochę sprawy – westchnął Engler – Jeśli się zgodzi wisisz mi kolejkę. Na razie Greg.
– Do usłyszenia Tobias.
Przynajmniej mógł liczyć na starego druha. Nawet jeśli Lena się nie zgodzi, to razem, jak zwykle znajdą jakieś rozwiązanie. Uspokojony tą myślą Greg wrócił do stosu papierów piętrzących się na biurku.II
Wreszcie nadszedł ten dzień. Najgorszy koszmar Grega Meyera. Jubileusz 10-lecia watahy połączony z jego 50-tymi urodzinami. Od rana w rezydencji panowała napięta atmosfera. Vlada Radu dwoiła się i troiła, żeby wszystko było dopięte na ostatni guzik. Amarog wrócił niemal w ostatniej chwili. Oczywiście z sowitą zapłatą za rozwiązanie sprawy. Alexander był pod opieką Leny Engler, mimo sprzeciwów Sylvii. Niby wszystko było w porządku, a jednak Greg czuł, że coś wisi w powietrzu, coś nieuchwytnego, ale złowrogiego.
Wieczorem pod rezydencję zaczęły podjeżdżać limuzyny, wszędzie pełno było ochrony. Jako pierwszy przyjechał Desmir Radu ze swoim bratem Gorem, kilkunastoma wampirzymi ważniakami z różnych podległych im klanów i oddziałem straży przybocznej. Nieruchomość wcześniej należała do jego „rodziny” i teraz podziwiał zmiany wprowadzone przez Grega. Vlada była w siódmym niebie oprowadzając ojca i wuja po rezydencji. Żaden z nich nie był tu po wprowadzeniu się watahy. Boris Král przybył ze swoją uroczą małżonką Ylvą, kilkoma wilkami ze swojej watahy i obstawą, tuż po Conallu, który choć nadal solo, przyjechał niemal z całą swoją watahą. Na samym końcu pod rezydencję podjechały samochody oznaczone złotym triskelem – znak, że pojawili się wysłannicy Norn. Sigmunda Ỳmirdóttir wysiadała z ostatniego z nich w towarzystwie tajemniczego mężczyzny. Pozostałymi gośćmi były głównie elfy i selkie z dworu Norn. Greg Meyer zdumiał się pierwszy raz widząc Sigmundę w towarzystwie mężczyzny. Nie zdążył jednak o nic zapytać, bo w holu rezydencji zrobiło się małe zamieszanie. Jak wcześniej wrzało w nim jak w ulu, tak nagle zapadła głucha cisza. Oczy wszystkich, a zwłaszcza wampirów zwrócone były na towarzysza Sigmundy. Zewsząd rozległy się szepty:
– Nefilim! To nefilim!
Wampiry zaczęły ciasnym kręgiem otaczać reprezentantów Norn, wśród których skryła się Sigmunda ze swoim przyjacielem. Pierwsze opamiętały się wilkołaki. Szybko rozgoniły podekscytowane wampiry. Dopiero teraz Greg mógł przyjrzeć się dobrze nieznajomemu. Wysoki, smukły z prostymi, długimi, srebrnymi włosami spiętymi w kucyk wymyślną spinką i srebrzysto niebieskimi oczyma, o jasnej cerze i regularnych, zbyt regularnych rysach twarzy. Wyglądał tak nieludzko atrakcyjnie, że był aż nierzeczywisty. Ubrany w garnitur od Armaniego wyglądał zjawiskowo. Greg oderwał spojrzenie od nefilima i rozejrzał się wokół. Kobiety pożerały go wręcz wzrokiem, zwłaszcza wampirzyce. Vlada Radu miała minę jakby doznała objawienia.
Kiedy emocje opadły, a towarzystwo uspokoiło się trochę i przeszło do sali bankietowej Greg podszedł do Sigmundy:
– Witaj! Cudownie dziś wyglądasz! – omiótł wzrokiem jej wieczorową suknię – przepraszam, za to zamieszanie. Gdybym wiedział, że tak będzie…
– To ja cię przepraszam – przerwała mu Sigmunda – powinnam cię uprzedzić.
W tym momencie podszedł do niej nefilim zajęty wcześniej rozmową z jakimś wilkiem. Na widok Grega zrobił ruch jakby chciał się wycofać.
– Poznajcie się – Sigmunda zatrzymała go chwytając za rękę – to Greg Meyer, nasz gospodarz i alfa dość niezwykłej watahy mieszkającej w tej rezydencji. Gregu, to Nu`man Ma`d. Mój stary przyjaciel
– Miło cię poznać – Greg wyciągnął rękę do nefilima
– Bądź pozdrowiony – Nu`man z ociąganiem odwzajemnił gest – nie wiedziałem, że będzie tu tyle wampirów – dodał półgłosem
– To za sprawą Vlady – odparł Greg uścisnąwszy mu dłoń – Jest córką Desmira Radu. Mam z wampirami dobre stosunki
– To twoja kobieta? – zapytał Nu`man
– Nie… – zaśmiał się Greg – należy do mojej watahy. Jestem jej alfą.
– Jak to? – zdziwił się nefilim – Nigdy nie słyszałem, żeby wampir dołączył do wilkołaków?
– Mówiłam ci, że to niezwykła wataha – Sigmunda spojrzała na niego z rozbawieniem – Nie tylko wilki do niej należą.
– Więc kto jeszcze jest w twoim stadzie? – dopytywał Nu`man.
– Trzon grupy stanowi Vlada, Amarog i Maraiel. Amarog jest wilkołakiem, a Maraiel elfem, właściwie wieszczką. Cała nasza czwórka związana jest kontraktem z Nornami – zaczął wyliczać Greg – oprócz tego są wilkołaki, panterołaki, wampiry i driada.
– Więc Norny sobie ze mnie zakpiły – westchnął smutno nefilim – przysłały mnie do ciebie jako ambasadora. A tu roi się od wampirów – i aż wzdrygnął się przy ostatnich słowach.
– Nie będzie tak źle – pocieszała go Sigmunda – Przecież to nie jest stały przydział. Ani się nie obejrzysz jak wrócisz na dwór.
– Zaraz, zaraz… – zirytował się Greg – może tak łaskawie wyjaśnicie mi o co tu chodzi? Po pierwsze, co masz do wampirów, bo wyraźnie ich nie lubisz. Po drugie, nikt ze mną nie ustalał twojej obecności ani w moim stadzie ani przy moim stadzie?!
– Nie denerwuj się Greg – Sigmunda próbowała łagodzić sytuację – Nie mieliśmy czasu cię powiadomić. Nu`man przyjechał dopiero dziś rano. Ma dla ciebie list.
– Sam się zdziwiłem – nefilim podał Gregowi kredową kopertę z odbitą w laku pieczęcią w kształcie trikela – Nie prosiłem się o to. A co do wampirów. Nasza krew działa na nich jak narkotyk. Wielu spośród nas zginęło przez to… nawet moja siostra Hurija.
– Wybacz. Nie wiedziałem – powiedział Greg otwierając kopertę. Przebiegł szybko wzrokiem wiadomość – Wygląda na to, że zostaniesz z nami na jakiś czas. Gdzie się zatrzymałeś?
– Jeszcze nigdzie. Moje rzeczy są w samochodzie.
– W takim razie zaraz po kolacji zostanie ci przydzielona kwatera – zawyrokował Greg – Jak rozumiem, jak najdalej od wampirów.
– Byłbym wdzięczny.
***
Kolacja przebiegała bez zakłóceń. Greg postarał się by Sigmunda i Nu`man siedzieli jak najdalej od wampirów. Usadowił ich między wilkołakami, ku niezadowoleniu tych ostatnich. Trudno, wszystkim dogodzić się nie da – mruknął pod nosem Greg. Firma cateringowa polecona przez Klub dla nadprzyrodzonych spisała się na medal. Stoły uginały się od wyszukanych potraw, a zwiewne nimfy z łatwością lawirowały z tacami między gośćmi. Zaczęto wznosić toasty. Pierwszy toast wzniósł Conall:
– Wypijmy za Grega Meyera, alfę najdziwniejszej watahy świata i mojego przyjaciela!
– Za Grega! Za Grega! – rozległo się zewsząd.
Następnie wstał Desmir Radu:
– Wznoszę toast za owocną współpracę między wampirami i wilkołakami! To dzięki Gregowi i mojej córce Vladzie udało się znieść wielowiekową niechęć między naszymi rasami!
– Za współpracę! Za Grega i Vladę! – powtórzyła jak echo sala.
Kiedy przebrzmiał toast przywódcy wampirów, wstał Boris Král i znosząc kryształowy kieliszek powiedział:
– To prawda! Dzięki świeżemu spojrzeniu Grega Meyera na nasze rasy udało się pokonać dzielące nas bariery! Zjednoczył nas wszystkich we wspólnej sprawie! Zacieśniła się również współpraca między alfami poszczególnych watah, czego dowodem jest moja obecność tutaj. Kiedyś byłoby to nie do pomyślenia! Dziś obchodzimy nie tylko jubileusz powstania tej watahy, ale również półwiecze Grega Meyera! Wypijmy więc za niego, by nadal wskazywał nam nowe kierunki rozwoju!
– Za Grega! Sto lat! Niech żyje! – chóralnie odpowiedzieli goście.
Na koniec wstała Sigmunda Ỳmirdóttir:
– Padło tu sporo wielkich słów. Greg Meyer na nie wszystkie zasłużył. Jego dokonania wykraczają daleko poza walkę z rasizmem i ksenofobią. Gdyby nie jego odwaga nie siedzielibyśmy tu dzisiaj, a świat spowijałby mrok. Dziś, kiedy minęła już dekada od tych wydarzeń mogę je nareszcie ujawnić. Greg Meyer pomógł powstrzymać czarnoksiężnika, który poprzez czarny rytuał próbował otworzyć portal do zakazanego interioru i wypuścić czającą tam się grozę. Za te właśnie zasługi został doceniony przez Norny. Sprawa Rannulfa była drugorzędna wobec większego zagrożenia. W krytycznym momencie, człowiek jakim był Greg Meyer uwierzył w niemożliwe, uwierzył w magię i tak zrobił pierwszy krok do tego kim jest teraz. Pijąc za Grega Meyera uczcijmy człowieka jakim był zanim stał się jednym z nas!
Po słowach Sigmundy na sali zapadła kompletna cisza. Wielu w osłupieniu wpatrywało się w Grega. Sigmunda uniosła kielich:
– Za Grega, który nie bacząc na swoją kruchą śmiertelność stanął przeciw mrocznej potędze! Za Grega, który stał się alfą dla wszystkich nie pasujących gdzie indziej!
– Niech żyje Greg! – chóralnie wszyscy wznieśli toast.
Przez chwilę Greg siedział oszołomiony całym tym zamieszaniem wokół jego osoby. W końcu zdecydował się zabrać głos i wstał. Jak tylko to zrobił momentalnie wszyscy się uciszyli:
– Nie jestem dobry w przemówieniach. To prawda, kiedyś byłem człowiekiem, już prawie o tym zapomniałem. Do dobrego można się szybko przyzwyczaić – w tym momencie przez salę przetoczył się śmiech – dziękuję Sigmundzie za przypomnienie mi o tym, bo choć brzmi to paradoksalnie, to właśnie moje człowieczeństwo było siłą napędową wielu wydarzeń sprzed dziesięciu lat. Faktem jest, że prowadząc sprawę zagadkowych morderstw wpadłem na trop czegoś większego. Byłem wtedy detektywem w policji. Musiałem uwierzyć w nieprawdopodobne, bo logika dowodów załamała się pod naporem faktów. Właśnie podczas akcji przeciw czarnoksiężnikowi wpadłem na trop Rannulfa. Nie działałem wtedy jednak sam. Byli przy mnie kumple z policji a także Sigmunda i Lili Johansen. Chciałbym wznieść za nich toast, zwłaszcza za Lili, która zapłaciła najwyższą cenę. W prawdzie nic nie zwróci jej życia, ale teraz kiedy sprawa została ujawniona chcę uczcić jej pamięć. Za Lili! – Greg upił z kielicha.
– Za Lili! – powtórzyli goście.
Greg kontynuował swoje przemówienie:
– Dziękuję wam wszystkim za przybycie! Cokolwiek uczyniłem przez wszystkie te lata, nie byłem wtedy sam. Wspierali mnie przyjaciele! Niczego nie dokonałbym bez was! Chcę podziękować Vladzie Radu i Amarogowi, że stali przy mnie i nigdy nie zwątpili, choć dawałem im nieraz popalić – kolejny chichot obiegł salę – to dzięki nim powstała ta wataha, dlatego chcę wznieść za nich toast i za słodką Maraiel, która dzielnie od lat znosi moje humory! Za tych wszystkich, którzy uwierzyli, że mogę ich poprowadzić jako przywódca, jako alfa i dołączyli do mnie! A wreszcie, nic bym nie wskórał bez współpracy ponadrasowej i międzynarodowej. Dlatego chcę wznieść toast, za przywódców którzy nawiązali ze mną współpracę. Zwłaszcza za Conalla, Desmira Radu i Borisa Krála. Dziękuję też Gorowi Radu za wyciąganie mnie z prawnych tarapatów. Nie zliczę, ile razy uratowałeś mi tyłek, bo nieźle bym go umoczył – znów śmiech przetoczył się przez salę – Zaakceptowaliście mnie choć nie urodziłem się jednym z was. Wypijmy za przyjaźń i współpracę!!
– Za przyjaźń i współpracę! – rozległo się zewsząd.
Przemówienie Grega zostało przyjęte gorącym aplauzem na stojąco. Niektórzy ukradkiem obcierali łzy. Kiedy zagrała muzyka i rozpoczęły się tańce, Greg jako pierwszy wszedł na parkiet prowadząc Vladę Radu, dając tym samym przykład innym. Po chwili wokół niego wirowały na parkiecie inne mieszane rasowo pary. Nawet Sigmunda puściła się w tany z nefilimem, któremu najwyraźniej przestało przeszkadzać towarzystwo krwiopijców. Choć śledziły ich ukradkowe spojrzenia wampirów. Najwyraźniej jednak wszyscy doskonale się bawili. Od czasu do czasu pojedyncze parki oddalały się do pokoi gościnnych na piętrze, które Greg przezornie udostępnił gościom. Doświadczenie minionych lat nauczyło go, że jest to niezbędne minimum na każdej dobrej imprezie.
***
Był środek nocy. Przyjęcie całkiem się rozkręciło. Podczas gdy jedni tańczyli lub oddawali się miłości piętro wyżej, niektórzy zbierali się w małych grupkach by porozmawiać. Greg stał z drinkiem w rogu sali i obserwował gości, gdy podszedł do niego jakiś mężczyzna. Wysoki, szczupły o aparycji modela, z krętymi ciemnymi włosami do ramion i turkusowymi oczami. Meyer spojrzał na niego ze średnim zainteresowaniem. Nie przypominał go sobie z części oficjalnej. Ale te oczy nie dawały mu spokoju, poruszały dawne wspomnienia… takie same miała Lili.
– Kim jesteś? – zapytał go Greg – Jakoś sobie ciebie nie przypominam? Byłeś zaproszony?
– Nie, ale zanim wezwiesz ochronę wysłuchaj mnie – odparł nieznajomy – Proszę. To zajmie tylko chwilkę, a potem sam zdecydujesz co zrobić.
– Dobrze – zgodził się niechętnie Greg – Ale się streszczaj. Nie mamy całej nocy. Zacznij od tego kim jesteś i skąd się tu wziąłeś, skoro nie byłeś zaproszony?
– Jestem Elias Johansen. Lili była moją młodszą siostrą. Jak pewnie się domyślasz jestem Inkubem. Wślizgnąłem się razem z wysłannikami Norn. Wiedziałem, że delegatów oficjalnej władzy nikt nie będzie sprawdzał. Słyszałem, co mówiłeś o mojej… – głos mu się załamał – o Lili. Dziękuję, że nie zapomniałeś o niej.
– Była moją dziewczyną. Zaryzykowała życie dla dobra całego świata. Wskrzesiła mnie, kiedy zginąłem od ran odniesionych w walce z czarnoksiężnikiem i jego poplecznikami. Jak mógłbym zapomnieć.
– Byliście razem? – Elias wyglądał na zszokowanego – Jak to możliwe? Byłeś wtedy przecież tylko człowiekiem?!
– Ty mi to powiedz. Skoro jesteś jej bratem powinieneś TO wiedzieć – powiedział z naciskiem Greg – Co w tym takiego dziwnego?
– Bo ludzie źle znoszą bliskie relacje z nami.
– Co za eufemizm! – stwierdził Greg – Dobrze wiem, jak ludzie znoszą kontakty z wami. Lili twierdziła, że się hamowała, ale i tak byłem ledwo żywy.
– Powiedziała ci kim jest? – zdziwił się Elias.
– Przed czy po? – zapytał rozbawiony Greg.
– A co za różnica? Skoro byliście razem.
– Istotna. Z resztą, to już nieważne. Lili nie żyje. Właściwie co cię do mnie sprowadza?
– Zanim odpowiem, chcę wiedzieć czy nadal ścigasz jej zabójcę?
– Rannulfa? Mam na niego kontrakt od najwyższej władzy – Greg rozpiął mankiet koszuli i pokazał złoty triskel na nadgarstku – został wyjęty spod prawa i będę go ścigał, aż dopadnę.
– W takim razie przyjmij mnie do watahy – powiedział zdecydowanym tonem Elias – Chcę pomsty za śmierć siostry. Zrobię wszystko, co każesz, tylko mnie nie odprawiaj.
– Czy zdajesz sobie sprawę o co prosisz? – upewnił się Greg – Możesz zginąć? A co z resztą twojej rodziny?
– Nie mam nikogo więcej i nie mam nic do stracenia. Lili była moją jedyną rodziną. Nasi rodzice zginęli wieki temu. Miałem się nią opiekować i zawiodłem… – po pięknej twarzy Eliasa spłynęła łza.
– Zostań – powiedział Greg – Wrócimy do tej rozmowy jutro. Na razie możesz zająć któryś z pokoi gościnnych.
W tym momencie do Grega i Eliasa podszedł wilk z ochrony:
– Przyjechali jacyś policjanci. Chcą rozmawiać z tobą alfo. Mówią, że to ważne.III
Przy drzwiach w holu stało dwóch policjantów, w towarzystwie trzech wilkołaków z ochrony. Wyglądali na nieco zakłopotanych. Greg podszedł do nich.
– Dobry wieczór panowie. Jestem Greg Meyer. Co was o tej porze do mnie sprowadza?
– Jestem komisarz Postel – powiedział starszy z nich – a to podkomisarz Kessler. Niestety nie mamy dla pana dobrych wieści. Wczoraj w godzinach wieczornych została potrącona ze skutkiem śmiertelnym Sylvia Müller.
– Co? Jak to? – zdumiał się Greg – Gdzie to się stało? Przecież w tym tygodniu miała nocne dyżury w szpitalu?!
– Nieznany sprawca potrącił ją na parkingu szpitalnym – powiedział podkomisarz Kessler – Prowadzimy śledztwo w tej sprawie. Dlatego musimy pana zapytać, gdzie był pan wczoraj między 19.00 a 21.00?
– Tutaj! A gdzie miałbym być? – zirytował się Greg.
– Czy ktoś to może potwierdzić? – zapytał komisarz Postel.
– Jak widzicie, trwa bankiet. Wczoraj o tej porze zaczynaliśmy przyjęcie. Witałem gości. Może to potwierdzić ze setka osób. Czy jeszcze macie panowie do mnie jakąś sprawę?
– Pozostaje nam tylko jedno – powiedział podkomisarz Kessler – Wiemy, że Sylvia Müller miała syna Alexandra. Nie zastaliśmy nikogo pod jej adresem zamieszkania. Czy orientuje się pan, gdzie on teraz przebywa?
– Tak – stwierdził Greg – Jest z opiekunką. Jak zapewne sprawdziliście, jestem jego ojcem, a tak się składa, że ze względu na okoliczności nie mogłem się nim teraz zająć. Porozmawiam z synem rano. To wszystko? Mogę już wrócić do moich gości?
– Na razie to wszystko, panie Meyer – potwierdził komisarz Postel – Jeśli będziemy mieli jeszcze jakieś pytania zwrócimy się do pana. Jutro przyjadą rodzice pani Müller, więc nie będziemy fatygować pana do kostnicy na okazanie ciała. Kończymy już naprzykrzanie się panu.
– W takim razie dobranoc panom – Greg pożegnał chłodno policjantów.
Wracając do sali bankietowej Greg wpadł niby przypadkiem na Gora Radu.
– Widziałem policję? – zapytał bez ogródek Gor – Jakieś kłopoty?
– Sylvia nie żyje – odparł ponuro Greg – Najwyraźniej byłem na liście podejrzanych. Szukali też Alexa.
– Tak mi przykro. Jeśli będziesz czegoś potrzebował… – Gor zawiesił głos, kiedy mijała ich jakaś parka – wal śmiało do mnie.
– A mnie nie jest przykro. Nie wiem tylko jak Alex to przyjmie. Trzeba będzie załatwić sprawy prawne związane z przeniesieniem całkowitej opieki nad synem na mnie. Nie oddam go dziadkom.
– Nic się nie martw. Wszystkim się zajmę.
***
Greg Meyer szczerze nienawidził poranków po hucznych imprezach. Bo choć przestał być człowiekiem kac męczył go jak za starych dobrych czasów. Nie pamiętał nawet jak znalazł się w łóżku ani z kim. Rozejrzał się ostrożnie wokół. Obok leżała jakaś szatynka z długimi lokami, mrucząc coś przez sen obróciła się na plecy. Teraz Greg mógł podziwiać jej bujne piersi. Usiadł na łóżku przyglądając się nieznajomej. Po chwili postanowił jednak ogarnąć się trochę. Idąc do łazienki zauważył na podłodze skórkę z krótkim futerkiem przykrytą lekko suknią wieczorową. Uhmm… – odnotował w myślach Greg – chyba wyrwałem foczkę. Tylko kiedy? I jak? Wszedł pod prysznic, oparł się dłońmi o ścianę i zamknął oczy próbując jakoś poskładać to, co pamiętał z przyjęcia. Nagle poczuł na plecach dotyk dłoni. Błyskawicznie się odwrócił. Stała za nim spłoszona selkie. Najwyraźniej już się obudziła. A co mi tam – mruknął do siebie Greg. Objął dziewczynę jedną ręką w tali, a drugą zanurzył w jej długie loki, przyciągnął do siebie i namiętnie pocałował. Zaczął schodzić niżej, przesuwając ustami po jej szyi aż do piersi. Przyszczypnął zębami jeden z sutków i chwilę possał. Potem zajął się drugim. Dziewczyna zajęczała w odpowiedzi. Położył dłonie na jej biodrach i obrócił ją twarzą do ściany. Oparła dłonie o kafelki wyginając się wdzięcznie. Gregowi więcej nie było trzeba. Wsunął się w nią od tyłu. Selkie pojękiwała w rytmie jego ruchów. Dopiero kiedy skończył dotarło do niego, że nie użył prezerwatywy i w nocy prawdopodobnie też nie. Dziewczyna odwróciła się i widząc jego niewyraźną minę uspokoiła go:
– Spokojnie. My nie roznosimy żadnych chorób.
– Wiem – wychrypiał Greg – Tylko, że… jedno dziecko już mam i nie planuję więcej…
– W ciążę też nie zajdę – przerwała mu – Nie mam teraz okresu płodnego.
Widząc zdumienie na twarzy Grega dodała:
– Selkie są płodne tylko na wiosnę, a teraz mamy listopad.
– Rozumiem – odetchnął z ulgą Greg – A właściwie to jak masz na imię?
– Lavena. Lavena Gunnardόttir.
– Miło mi cię poznać Laveno. Jestem Greg Meyer.
– Wiem. Zawsze pytasz dziewczyny o imię dopiero rano?
– Ja po prostu niewiele z nocy pamiętam – przyznał Greg.
Nie zdążył nawet zauważyć, kiedy dostał w twarz. Poczuł, że zapiekł go policzek, a potem trzasnęły drzwi od łazienki. Stał jeszcze chwilę sam pod prysznicem analizując, co takiego powiedział, że Lavena się wściekła. W końcu wzruszył ramionami – a kto zrozumie te baby – i poszedł się ubrać. Po Lavenie nie było nawet śladu w pokoju. Jedynie zmiętolona pościel na łóżku przypominała mu, że nie spał sam.
***
Jubileusz byłby prawie udany, gdyby nie trzy sprawy, a właściwie to nawet cztery – rozmyślał Greg po śniadaniu siedząc w swoim gabinecie – Jak zwykle przeczucie go nie myliło. Znowu tkwił po uszy w kłopotach. Po pierwsze Nu`man Ma`d – ambasador Norn, po drugie – Elias Johansen, brat Lili. Po trzecie śmierć Sylvii Müller i czekająca go w związku z tym rozmowa z Alexem, a do tego perspektywa pogrzebu i cały ten bałagan prawny. Na szczęście Gor pomoże mu to ogarnąć. Czwarty problem pojawił się dopiero rano, to Lavena Gunnardόttir. Zdecydował, że ją odnajdzie i wszystko wyjaśni. Głupio to jakoś wyszło…
Najpierw postanowił pojechać po syna do Leny Engler. Wynajmowała jego dawne mieszkanie. Mimo przeprowadzki do luksusowej rezydencji ciągle nie mógł się zdecydować, by się go pozbyć – chyba tylko z sentymentu. Kiedy Lena postanowiła się usamodzielnić jego dawne mieszkanie okazało się idealne. Właściwie dał jej preferencyjne warunki – musiała opłacić sobie tylko sama wszystkie rachunki. W końcu jej ojciec był jego starym kumplem. Z nim też jakoś nie mógł się rozstać mimo przynależności do innego świata. Zaparkował samochód przed domem. Miał w prawdzie zapasowe klucze, ale zadzwonił domofonem. Wolał uprzedzić Lenę, żeby zdążyła się ogarnąć. Alex już nie spał. Najwyraźniej jeszcze nic nie wiedzieli o śmierci Sylvi. Greg stał, patrzył na syna i nie wiedział, jak zacząć. W końcu Lena przerwała niezręczną ciszę:
– Jesteś jakiś dziwny, czy coś się stało?
– Sam nie wiem, jak to powiedzieć… – zaczął Greg – chodzi o to… chodzi o to, że… Alex. Twoja mama nie żyje.
– To nie prawda! Kłamiesz! – Alex zerwał się z fotela i uciekł do drugiego pokoju.
– To prawda? Sylvia nie żyje? – zapytała ostrożnie Lena.
– Niestety. Wczoraj wieczorem ktoś potrącił ją śmiertelnie.
– To straszne! – jęknęła Lena zakrywając sobie usta dłonią – Co będzie teraz z Alexandrem?
– Ja się nim zajmę. Powinienem pójść do niego.
Greg poszedł poszukać Alexa. Dziecko siedziało skulone na podłodze przy łóżku i płakało. Podszedł do syna i przyklęknął:
– Wiem, co czujesz. Ja straciłem oboje rodziców, kiedy byłem w twoim wieku – spróbował przytulić syna, ale ten go odepchnął.
– Zostaw mnie – wychlipał – to przez ciebie mama nie żyje.
– Nie mam z jej śmiercią nic wspólnego – powiedział spokojnie Greg – Skąd taki pomysł?
– Mama zawsze mówi, że wszystkie nieszczęścia są przez ciebie…, że gdybyś się z nią ożenił byłoby wszystko dobrze…
– Wiesz, że to nie prawda. Wcale nie byłoby lepiej. A teraz weź swoje rzeczy, zabieram cię do mnie.
– Nigdzie z tobą nie jadę! Nienawidzę cię! – Alexander zaczął okładać Grega pięściami – Chcę do mamy!…
– Uspokój się – warknął zirytowany Greg – Gdyby twoja matka cię naprawdę kochała nie opowiadałaby takich bzdur na mój temat. Traktowała cię jak pionka w grze… Zawsze wszystkimi manipulowała. I tobą też. Mściła się na mnie buntując ciebie, bo nie spełniłem jej kaprysu i nie ożeniłem się z nią. Jesteś już dużym chłopcem czas żebyś przejrzał na oczy. Czy ja kiedykolwiek buntowałem cię przeciw matce?
– Nie – odburknął Alex.
– A jak myślisz, dlaczego? – drążył dalej Greg. Alex milczał, więc Greg mówił dalej – Bo cię kocham i nie chciałem wciągać cię w rozgrywki twojej matki. Chciałem żebyś miał tak normalne życie jak tylko mogłeś mieć w tej sytuacji. Nie pogrywałem tobą przeciw twojej matce. Gdyby zależało jej na tobie dała by ci to samo co ja i zachowałaby neutralność. Widzisz różnicę?
Alexander milczał. Przestał płakać. Wyglądał na nieco zszokowanego. Ojciec nigdy tak do niego nie mówił. Więc kiedy Greg spakował jego rzeczy i wziął go za rękę, poszedł z nim bez dalszych protestów. Dla Grega to była najtrudniejsza decyzja. Nie chciał źle mówić o Sylvii, ale ona sama nie zostawiła mu wyboru. Jeśli miał ułożyć sobie życie z synem musiał zburzyć kłamstwa, którymi karmiony był Alexander. A to wymagało potrząśnięcia synem i zmuszenia go do konfrontacji z prawdą.
Przez całą drogę do rezydencji watahy Alex milczał, a po przyjeździe zamknął się w pokoju, który Greg mu kiedyś przygotował.
***
Greg Meyer odetchnął z ulgą. Rozmowę z synem miał już za sobą. Teraz mógł się zająć Eliasem Johansen, a czas naglił. Pełnia tuż, tuż… Greg przed podjęciem decyzji chciał się naradzić ze swoim sztabem, dlatego wezwał na naradę Vladę, Amaroga i Maraiel.
– Wiecie, że Elias Johansen złożył na moje ręce wniosek o przyjęcie go do naszej watahy? – zaczął Greg.
– Coś mi się obiło o uszy – stwierdził Amarog – Nie mam nic przeciw.
– To inkub? – zainteresowała się Vlada – Niezłe z niego ciacho. Jestem za.
– A ja mam wrażenie Greg, że czegoś nam nie powiedziałeś – Maraiel jak zwykle przejrzała Meyera – Jesteś Alfą, ty tu rządzisz, ale bądź z nami szczery, jeśli pytasz nas o opinię.
– No cóż – odparł Greg – Jest taki mały szczegół, o którym nie wiecie.
– Jak mały? – zapytała Vlada – Czegoś brakuje temu inkubowi?
– A to podobno mężczyźni myślą niewłaściwą częścią ciała – zażartował Amarog – odpuść sobie…
– Zamknij się! – syknęła na niego Vlada pokazując mu środkowy palec.
– Dość! – przerwał im Greg – Sprzeczacie się jak stare małżeństwo. Chodzi o to, że Elias jest bratem mojej byłej dziewczyny Lili i pragnie ją pomścić.
– A więc o to chodzi – zatarł ręce Amarog – Pomoże nam ścigać Rannulfa.
– Nie ciesz się – odparł Greg – Możemy mieć przez niego kłopoty. Zemsta zaślepia. Co ty na to Maraiel?
– Myślę, że w odpowiednim momencie jego zaangażowanie może być przydatne. Teraz ja też jestem za, ale trzeba będzie mieć go na oku.
– Dobrze. Więc postanowione – skwitował Greg – Ceremonia przyjęcia odbędzie się w najbliższą pełnię. Drugim punktem spotkania jest Nu`man Ma`d.
– Ambasador Norn – stwierdziła Vlada – Po co właściwie przyjechał? Do tej pory działaliśmy sami i było dobrze.
– Może Norny się niecierpliwią – podsunął Amarog.
– Nie. To nie w ich stylu – zaoponowała Maraiel – Chyba ma jakiś trop i ma dopilnować żebyśmy niczego nie spieprzyli.
– Też tak myślę. On coś wie – przytaknął Greg – Tylko jak go wybadać?
– Może Vlada by się tym zajęła – zaproponował Amarog – Leci na wszystko, co ma fiuta… – W tym momencie oberwał od Vlady z pięści w przeponę, aż go zgięło w pół – No co?… – wystękał – Tylko tak żartowałem… na żartach się nie znasz?
– Jak dzieci – pokręciła głową Maraiel.
– Skupcie się – dyscyplinował ich Greg – Ten nefilim jest jak wrzód na tyłku. Im szybciej się dowiemy, o co mu chodzi, tym szybciej się go stąd pozbędziemy. Macie jakieś poważne propozycje?
– Ja też uważam, że Vlada najlepiej sobie z tym poradzi – powiedziała Maraiel – Wampiry mają zdolność sugestii. Może jest podatny.
– W reszcie sensowna propozycja – ucieszył się Greg – Spróbuj z nim porozmawiać Vlada i sprawdź, czy jest podatny na sugestię. Może uda się z niego coś wyciągnąć. Jeśli nie. Trudno. Znajdziemy inny sposób.
– Dobrze, ale robię to tylko dla ciebie – odparła udobruchana Vlada Radu – i wcale nie lecę na każdego faceta…
Na tym obrady się zakończyły. Greg odhaczył z listy dwa kolejne punkty. Teraz zostało mu już tylko znalezienie selkie. Miał nadzieję, że delegacja Norn jeszcze nie wyjechała. Dzięki Sigmundzie Ỳmirdóttir wiedział, gdzie się zatrzymali.
***
Limuzyna Grega Meyera podjechała pod jeden z najdroższych hoteli w Wiedniu. Kiedyś nie mógłby tu nawet postać, ale teraz był szychą. W ciągu minionych lat zdążył przywyknąć do luksusu. Raźnym krokiem podszedł do recepcji:
– Dzień dobry. W czym mogę panu pomóc? – zapytała uprzejmie kobieta za kontuarem.
– Szukam Laveny Gunnardόttir – odparł Greg – Mogłaby pani sprawdzić, czy jest jeszcze w swoim pokoju?
– Nie udzielamy informacji o naszych gościach. Był pan umówiony?
– Chyba się nie rozumiemy – warknął zirytowany Greg – Ja nie pytam, gdzie ją znajdę ani czy ją znajdę, bo wiem, że tu się zatrzymała. Chce wiedzieć, czy jest u siebie, bo nie będę nadaremno biegał po piętrach. Ma pani jakiś problem z udzieleniem mi prostej informacji?
– Nie mogę panu udzielić takiej informacji.
– To może porozmawiam z kimś kto może – zagroził Greg.
Kobieta zbladła, zmieszana spuściła głowę i wyszeptała:
– To nie będzie konieczne. Nie oddała jeszcze kluczy. Tylko proszę nie mówić nikomu…
– O czym? – zdziwił się Greg i ruszył za swoim nosem prosto do windy, a potem pod drzwi Laveny.
Zapukał. Odpowiedziała mu cisza, ale jego zmysły wyczuwały selkie. Była w pokoju. Był tego pewien. Zapukał jeszcze raz, bardziej natarczywie. Teraz wyraźnie usłyszał jak podeszła pod drzwi:
– Kto tam? – zapytała Lavena.
– Obsługa – Greg postanowił się z nią trochę podroczyć.
– To pomyłka. Niczego nie zamawiałam.
– Ktoś zamówił dla pani – Greg kontynuował zabawę.
– Kto? – wyraźnie ją zaintrygował.
– Nie wiem, nie przedstawił się, ale wyglądał jak ktoś, kto nie przyjmie odmowy.
Zapadła pełna napięcia cisza. W końcu Greg usłyszał szczęknięcie zamka i drzwi się uchyliły. Lavena wyjrzała nieufnie na korytarz.
– Nie wierzę własnym oczom! Czemu zawdzięczam tą wizytę? – zdziwiła się selkie.
– Chciałem cię przeprosić. Na kacu nie jestem sobą. Jakoś tak głupio wyszło. Mogę wejść? – zapytał Greg.
– Jeśli musisz – Lavena otworzyła szerzej drzwi i wpuściła go do środka.
Wszedł do apartamentu. Wszędzie były porozrzucane rzeczy. Greg patrzył na to z rozrzewnieniem – Tak kiedyś wyglądało jego kawalerskie mieszkanie. Selkie najwyraźniej nie była fanką porządku. Dziewczyna podparła się pod boki:
– Jeśli przyszedłeś mnie przeprosić, to gdzie są kwiaty?
– Mam coś lepszego – Greg wyjął z kieszeni małe pudełeczko od jubilera i podał je Lavenie – Mam nadzieję, że ci się spodoba.
– Co to? – zapytała zdziwiona.
– Otwórz i się sama przekonaj – odparł Greg z zadowoloną miną. Na szczęście Vlada coś nieco wiedziała o selkie i poradziła mu odwiedzić jubilera.
Lavena nieufnie rozpakowała pudełko. Otwarła je i z piskiem rzuciła się Gregowi na szyję:
– Jest cudowny! Skąd wiedziałeś!
– Spokojnie, bo mnie udusisz – wysapał Greg. Nie spodziewał się tyle siły po tak kruchej i wiotkiej dziewczynie – Jak chcesz, to ci go założę.
Selkie podała mu naszyjnik i odwróciła się odgarniając włosy z szyi. Jeszcze dobrze go nie zapiął, a już pobiegła do lustra. Z błyskiem w oczach gładziła diamenty i szafiry:
– Jest naprawdę piękny… przepiękny… – szeptała rozmarzona wodząc palcami po naszyjniku.
– Jak gwiazdy przeglądające się w morskiej toni – powiedział cicho Greg stając za nią – Kiedy go zobaczyłem od razu pomyślałem o tobie. Na szyi żadnej innej kobiety nie wyglądałby tak dobrze. Dodajesz mu blasku swoją urodą – musnął wargami jej włosy.
Lavena odwróciła się twarzą do Grega. Spojrzała mu głęboko w oczy. Świat zawirował. Greg nigdy czegoś takiego nie poczuł. W jednej chwili stał w apartamencie hotelowym, a w drugiej czuł morską bryzę, słony powiew wiatru znad oceanu i szum fal rozbijających się o skalisty brzeg. Kiedy się ocknął leżał na podłodze. Po selkie nie było nawet śladu. Spojrzał na zegarek – nie minęła nawet godzina. Siedział chwilę oszołomiony próbując zrozumieć co się stało i dlaczego.
***
Po powrocie do rezydencji od razu poszedł do Vlady Radu. W końcu to ona mu doradziła, jak udobruchać selkie. Opowiedział jej całą historię. Pod koniec Vlada zaczęła się wręcz histerycznie śmiać.
– Co cię tak bawi? – fuknął na nią Greg – Dałem jej naszyjnik, a ona mnie ogłuszyła i znikła! Nie mówiłaś, że selkie to wariatki!
– Nie bój się, wróci… – wykrztusiła Vlada zanosząc się śmiechem – i to szybciej niż myślisz… chyba będziemy potrzebować basenu z morską wodą…
– Że co? O czym ty do cholery do mnie mówisz?! – wkurzył się Greg.
Vlada nie mogła już ustać na nogach. Popłakana ze śmiechu tarzała się po podłodze. Amarog wszedł na to i aż zaniemówił z wrażenia. Nigdy nie widział opanowanej Vlady w takim stanie.
– Co się tu dzieje? – zapytał zdumiony.
– Sam chciałbym wiedzieć – irytował się Greg – Poszedłem przeprosić tą selkie, która się na mnie wściekła po wspólnej nocy. Za radą Vlady kupiłem jej naszyjnik…
– Miałeś ją przeprosić! PRZEPROSIĆ!… A nie się jej oświadczać – Vlada próbował złapać oddech między kolejnymi atakami śmiechu.
– Oświadczyłeś się selkie? – zdziwił się Amarog.
– Skończcie ze mnie łacha drzeć! Chyba bym kurwa wiedział gdybym się oświadczał?! – ryknął na nich Greg.
– Spokojnie stary – uspokajał go Amarog – Po prostu pytam. Z czym był ten naszyjnik?
– Szafiry i diamenty – odburknął Greg.
– No to masz przesrane – powiedział wilk – Jeśli jej nie chcesz, to módl się, żeby odrzuciła oświadczyny.
– Właśnie próbowałam mu to powiedzieć – wysapała Vlada.
– A nie mogłaś mnie uprzedzić, żebym unikał połączenia diamentów z szafirami? – Greg spojrzał na nią spod oka.
– Jakoś mi to uleciało z głowy – westchnęła wampirzyca – Jak wróci zrób coś typowo gregowego, zachowaj się jak ostatni cham i gbur, to może sobie odpuści…
– Dzięki, że masz o mnie takie dobre zdanie – warknął Greg i trzasnął drzwiami na odchodnym.
Problem miał się rozwiązać, a popierdoliło się jeszcze bardziej. Greg wkurzony zamknął się w swoim gabinecie. Nie dane mu było jednak cieszyć się spokojem. Jeszcze dobrze nie usiadł, a rozległo się pukanie do drzwi.
– Czego?! – Greg w swoisty sposób zaprosił intruza do środka.
– A coś ty taki wściekły? – zapytał Gor Radu stając w progu – Stało się coś?
– Jeszcze nie, ale mam ochotę udusić twoją bratanicę.
– Vladę? – zapytał Gor.
– A masz inne?
– Nie. A co tym razem zrobiła?
– Poradziła mi żebym kupił selkie naszyjnik. I ja jak ostatni kretyn kupiłem. Z szafirami i diamentami…
– Haha… uh… uh… – Gor próbował stłumić śmiech, ale z kiepskim skutkiem – haha…
– Ciebie też to bawi? – zirytował się Greg.
– Wybacz. Ciągle zapominam, że nie urodziłeś się jednym z nas. Powinna cię ostrzec, że to kamienie godowe dla selkie. A naszyjnik jest jak pierścionek zaręczynowy.
Greg popatrzył na niego z kompletnym brakiem zrozumienia.
– No wiesz… – kontynuował Gor – Jak ona zmieni postać, to może nadal mieć go na szyi. To jedyna błyskotka, którą może nosić w każdej postaci.
– Teraz rozumiem – westchnął Greg – Co mi radzisz? Jest coś czego one nie lubią? Tak żeby od razu zerwała ze mną, zażądała rozwodu i takie tam…
– Myślisz, że to takie proste. Jesteś Alfą, a to nie lada gratka. Będzie wyrozumiała aż do bólu. Popytam trochę. Niczego nie obiecuję…
– Dzięki. Kamień spadł mi z serca. Przynajmniej ty mnie rozumiesz.
– Od czego ma się przyjaciół. A do rzeczy. Twoi niedoszli ludzcy teściowie złożyli wniosek o przyznanie im opieki nad wnukiem.
– Spodziewaliśmy się tego.
– Owszem, ale jako powód podali, że chcą wyrwać wnuka z sideł sekty i wychować zgodnie z życzeniem matki na porządnego obywatela.
– Czy to komplikuje sprawę? – zapytał Greg.
– Trochę. Jeśli są to tylko ich słowa. I bardzo, jeśli Sylvia zostawiła na piśmie dyspozycje na wypadek swojej śmierci.
– A myślisz, że zostawiła?
– Nie wiem – odparł Gor.
– Nie oddam im Alexa. Nie chcę, żeby skrzywili mu psychikę, jak Sylvii. To przez nich była niezrównoważona.
– Będziemy walczyć.
– To za mało. Obaj dobrze wiemy, że jeśli mają dokument, mogą wygrać. Może dałoby radę wybadać ich. Odrobina sugestii…, jeśli mają jakiś papier… może mogli by go oddać… zapomnieć o nim, czy coś…
– Wiesz, że takie działania są nielegalne.
– Już kiedyś namieszaliśmy ludziom w głowach. Tu chodzi o mojego syna. Mam zdać się na system? A jeśli mi go odbiorą?
– Są jeszcze ekspertyzy psychologiczne. Jeśli Alex będzie chciał zostać z tobą…
– Sylvia opowiadała mu brednie na mój temat przez lata. Jak myślisz, co stwierdzi psycholog?
– Jestem twoim przyjacielem. Stoję po twojej stronie. Jeśli nie będzie innego wyjścia… sam to załatwię. Będę cię reprezentował. Cały czas będę na sali. Rozumiesz…
– Tak. Nie wiem jak ci się odwdzięczę.
– Przestań, bo się obrażę. Jeśli naprawdę chcesz coś dla mnie zrobić, to po wszystkim urządź wielką imprezę, koniecznie z orgią…
– Masz to u mnie jak w szwajcarskim banku.
Po wyjściu Gora Radu Greg był w znacznie lepszym nastroju. Po całym gównianym dniu zobaczył wreszcie światełko w tunelu. A właściwie refleksy na dnie szklanki whisky.