Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Kroniki Grega Meyera. Tom I. Transformacja - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
5 sierpnia 2016
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
21,00

Kroniki Grega Meyera. Tom I. Transformacja - ebook

Świat ten, istniejący obok ludzkiego świata, dotychczas był dla śmiertelników zamknięty i niedostępny. Jednak Greg Meyer to zmienia. Ta znajomość kieruje śledztwo na zupełnie nowe tory... teraz oba światy są zagrożone przez pradawne zło. Gregowi i grupie jego przyjaciół udaje się ocalić Świat, jednak to doświadczenie całkowicie go odmienia. Dołącza do świata istot, których istnienia do niedawna nie podejrzewał, a nawet staje się jednym z jego kluczowych graczy. Świat ten jednak boryka się z własnymi problemami i teraz Greg Meyer musi się zmierzyć z nowym wrogiem ...

Autorka ukończyła studia w zakresie zarządzania i marketingu, zdobywając tytuł mgr inż. na Politechnice Śląskiej. Jednak zainteresowania zaprowadziły ją w kierunku terapii naturalnych i ezoteryki. Zaowocowało to ukończeniem Akademii Feng Shui i wielu szkoleń w tej tematyce. Za namową przyjaciół w wieku 16 lat zaczęła pisać pierwszą książkę. Niestety niedokończoną. W czasie studiów pisała wiersze, a teraz po latach, ponownie pod wpływem przyjaciół, wróciła do pisania książek.

Kategoria: Kryminał
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-65482-28-0
Rozmiar pliku: 2,7 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

I

Wieczorną ciszę przerwał stukot obcasów na chodniku, pośpieszny i natarczywy w leniwej ciszy majowego wieczoru. Greg Meyer oderwał się od rozmyślań o swoim spieprzonym życiu. Postawił drinka na stoliku i podszedł do otwartego okna, wyjrzał – odetchnął z ulgą, to nie ona. Czekał na kolejną byłą, która miała odebrać resztę swoich rzeczy i oddać klucze do jego mieszkania. Podobał się kobietom, był wysoki, wysportowany, miał krótkie ciemne włosy, orzechowe oczy i ciemną karnację. Po ojcu Turku odziedziczył orientalny urok, po matce Słowiance – rysy i charakter. Ale to nie wystarczało by jakikolwiek jego związek przetrwał. Praca zabijała je wszystkie. Miał 39 lat i ciągle był sam.

Pod oknem przemknęła obca kobieta, ale dziwna jakaś. Biegnąc, co chwilę oglądała się za siebie jakby ją ktoś gonił, choć ulica była pusta. Skręciła za róg, stukot obcasów oddalał się w kierunku parku.

Greg wrócił do swojego drinka i smętnych rozmyślań. Nagle ciszę przerwał mrożący krew w żyłach krzyk, krzyk kobiety. Zerwał się z miejsca, chwycił pistolet i pobiegł do drzwi.

– Cholera, co ja im powiem – zawahał się i spojrzał na niemal opróżnioną butelkę wódki – a co tam, nie jestem na służbie, to moja sprawa jak spędzam czas wolny. Czyżby – rozległ się cichy głos w jego głowie – chlejesz od roku, odkąd ona cię zostawiła. Spóźnienia do pracy, zawalone raporty – wylecisz jak się nie weźmiesz w garść.

Wybiegł z mieszkania. Przeczucie skierowało go w stronę parku, gdzie przed chwilą pobiegła nieznajoma kobieta. Leżała tam, w połowie alejki, a powiększająca się plama krwi w zachodzącym słońcu wyglądała jak gęsta zupa. Podbiegł do ciała. Było jeszcze ciepłe. Wokół cisza i ani żywego ducha. Jak to możliwe, że to coś, co ją zaatakowało, tak szybko znikło. Miała rozerwane gardło, jak tamte, ale nie wyglądała na prostytutkę. Elegancka, zadbana, ubrana jak pracownice biur. W zaciśniętej dłoni coś trzymała, wyglądało jak... sierść. Powie technikowi żeby to zabezpieczył. Wyciągnął telefon i zadzwonił. Zaraz tu będą i zajmą się wszystkim. Czekając na ekipę zastanawiał się czy to morderstwo łączy się z jego śledztwem. Te same obrażenia, ale ofiara była inna. Przyjechali. Zaczęli zabezpieczać miejsce. Patrzył na to z boku zmęczony upałem, śledztwem i swoimi własnymi problemami. A propos problemów, w kieszeni zabrzęczał mu telefon.

– Cholera, to Cara – mruknął do siebie, zupełnie o niej zapomniał – Cześć Cara – tak wiem – zaraz będę – gdzie jestem? – w pobliżu, mam robotę – tak, znowu – poczekaj, będę za jakiś kwadrans.

Niekończąca się litania pytań i odpowiedzi, zawsze to samo, ciągłe tłumaczenie, dlaczego nie ma go tam gdzie powinien być.

Już po wszystkim. Kolejna kobieta spoczywa w plastikowym worku. W walizeczkach pochowane są próbki a jego czeka napisanie kolejnego raportu. I jeszcze Cara. Może już sobie poszła i nie będzie musiał po raz kolejny wysłuchiwać jej narzekań. Powlókł się w stronę mieszkania z cichą nadzieją, że może tam też jest już po wszystkim. Zanim otworzył drzwi, wiedział, że to jeszcze nie koniec męczącego dnia. Cara wciąż tam była.

– Znowu piłeś – jej palec oskarżycielsko wskazywał niemal pustą butelkę – Jak ty wyglądasz, aż dziw, że jeszcze cię nie wylali.

– Miło cię widzieć Cara – skrzywił się mówiąc to jakby przełknął sok z cytryny – Jak dobrze wiedzieć, że jest coś na tym świecie, co nigdy się nie zmienia. Zawsze mogę liczyć na twój zły humor.

– Kiedyś ci to nie przeszkadzało – powiedziała obrażonym tonem Cara.

– Kiedyś nie było tego blondasa o aryjskim wyglądzie – odwarknął Greg.

– Przestań się czepiać Jonasa, on przynajmniej jest, kiedy go potrzebuję. A właściwie gdzieś ty teraz był?

– To już nie twoja sprawa – głos Grega zdradzał irytację. Miał nadzieję, że załatwią to szybko a zanosiło się na kolejną kłótnię – Spakowałem twoje rzeczy. Są tam – wskazał ręką kąt pokoju – i nie zapomnij o kluczach. Nie chciałbym żeby Jonas zrobił mi niezapowiedzianą inspekcję.

Tego było już za wiele. Cara z miną wściekłej kotki podbiegła do torby z rzeczami, złapała ją w biegu, w drodze do drzwi zatrzymała się tylko po to żeby rzucić mu klucze na stolik. Uderzyły z brzękiem w butelkę. Zdążył ją złapać zanim się wywróciła. Przynajmniej refleks mam wciąż dobry – stwierdził z ironią.

II

Budzik wciąż uparcie dzwonił. Greg Meyer był znowu nie w humorze, wczorajsza kłótnia pożegnalna z Caro, morderstwo niedaleko jego domu i do tego potworny kac. Wstał, w głowie wciąż dudniło mu brzęczenie budzika. Popatrzył na zegarek. Jest jeszcze wcześnie, ale przynajmniej dziś się nie spóźni. W drodze do łazienki potknął się o pustą butelkę, zagrzechotała tocząc się po podłodze. Jeszcze i to – pomyślał. Prawie nie rozpoznał się w lustrze: trzydniowy zarost, wory pod oczami.

– Wyglądam jak menel wyciągnięty z kubła – mruknął do siebie. Szybko się ogarnął, prysznic, golenie i tylko wory pod oczami zostały. Na to już nic nie poradzi.

W drodze do pracy myślał już tylko o raporcie z wczorajszej sprawy i jak szybko dostanie wyniki autopsji żeby mógł porównać z poprzednimi sprawami. Przy biurku czekał na niego partner, detektyw Tobias Engler, Szczupły 45-latek, blondyn, niższy od Grega z lekko falistymi włosami sięgającymi ramion spiętymi w kucyk. W tej chwili świdrował go swoimi niebieskoszarymi oczami:

– Gdzieś ty był? – od razu naskoczył na Grega – Stary wścieka się od rana.

– A gdzie miałem być? – odwarknął Greg – Starego ciśnie prasa to chce szybko zamknąć sprawę.

– Szybko to się chyba nie da.

– Słyszałeś o wczorajszym?

– A jak myślisz? Mam już dane denatki – pochwalił się Engler – to Lina Vogel. Pracowała w agencji nieruchomości. Znaleźliśmy jej samochód zaparkowany niedaleko mieszkania, które wczoraj miała pokazać niejakiemu Paulowi Fischerowi.

– Miała samochód? – zdziwił się Greg – Kiedy ją widziałem biegła w stronę parku jakby ją coś goniło. Myślałem, że spieszy się na autobus. A ten Fischer, co to za jeden?

– Chłopaki sprawdzają w systemie. Jedziesz do tego mieszkania czy czekasz na raport z autopsji. Doktor Olsen miał ciężką noc, ale powinien niedługo skończyć. Ta sprawa to priorytet.

– Jadę z tobą Tobias. Samochód już zwieźli?

– Taak – mruknął zamyślony Engler – jest na naszym parkingu. A co? Chcesz się w nim rozejrzeć? Chłopaki już sprawdzili i nic nie znaleźli.

– Może później – uciął Greg – Masz adres?

– Jasne – Tobias wyciągnął swój notes – Może po drodze wpadniemy coś zjeść?

– Co? Pewnie pączki? A za parę lat nie będziemy mieścić się w drzwiach do samochodu? – zażartował Greg.

– A przy biurku postawią nam kanapy zamiast krzeseł – roześmiał się Engler.

Napięcie, które wisiało między nimi od rana prysło jak bańka mydlana. Znów byli dobrymi kumplami, a nie tylko pracującymi razem detektywami policyjnymi.

***

Przed drzwiami mieszkania czekała na nich właścicielka agencji nieruchomości z kluczami, pani Schmidt. Miała ponurą minę. Całą sobą zdawała się mówić – kto teraz będzie chciał zamieszkać w tej okolicy po tak potwornej zbrodni? Przywitali się z nią krótko, drobna prezentacja, wymiana uprzejmości, zwykłe banały.

– Zaglądała pani do mieszkania? – zapytał Greg.

– Jeszcze nie – odparła pani Schmid otwierając kluczem drzwi – Czekałam na was. Czy wiadomo już coś w sprawie Liny Vogel?

– Nie wolno nam rozmawiać o śledztwie – odpowiedział detektyw Engler.

Weszli do mieszkania. Puste, zakurzone pokoje zdradzały, że dawno tu nikt nie mieszkał. Mieszkanie było małe, żadnych śladów walki. Pani Schmid weszła do jednego z pokoi i wydała zduszony okrzyk. Obaj detektywi natychmiast stanęli przy niej. Wpatrywała się w ścianę, na której widniał wymalowany na czerwono dziwny symbol.

– Co to jest? – zapytała drżącym głosem – Czy to krew?

– Tak wygląda, ale trzeba to potwierdzić – powiedział Greg wyciągając telefon – Dzwonię po ekipę. Wyprowadź panią, trzeba zabezpieczyć teren.

– Dziękujemy pani za współpracę, pani Schmid – powiedział Engler wypychając ją z mieszkania – gdyby sobie pani coś przypomniała związanego ze sprawą, proszę zadzwonić – podał jej wizytówkę ze swoim numerem.

– Zaraz, zaraz.... ! – oburzyła się pani Schmid – Tak łatwo się mnie nie pozbędziecie, a co z mieszkaniem! Jak sprawa się rozniesie nikt go nie będzie chciał nawet za darmo. Czy to miejsce zbrodni?

– Na razie nic nie wiadomo – powiedział lekko poirytowany Engler – Jak zbadamy mieszkanie i zabezpieczymy dowody, powiadomimy panią.

Pani Schmid stała jeszcze na klatce schodowej chwilę, jakby chciała coś dodać, ale detektyw Engler bezceremonialnie zamknął drzwi do mieszkania.

– Okropna baba – mruknął do siebie. Razem z Meyerem obejrzał jeszcze raz dokładnie mieszkanie. Niczego więcej nie znaleźli, pozostało już tylko poczekać na ekipę. Stali w milczeniu przyglądając się rysunkowi na ścianie. Wyglądał jak podwójny okrąg lub obręcz, ale dopiero po bliższych oględzinach widać było, że to wąż trzymający w pysku własny ogon. Był namalowany czymś, co przypominało zaschniętą krew.

Po dłuższej chwili rozległo się walenie do drzwi – no tak przyjechali technicy – mruknął Meyer idąc do drzwi. Wpuścił ich do środka:

– Nie spieszyliście się chłopaki – rzucił na powitanie Engler.

– Straszny ruch w interesie – odparł wesoło jeden z techników – Cholerna pełnia, wszyscy świrują. Nie nadążamy z robotą.

– Tu nie będziecie chyba mieli dużo pracy, rysunek i może jakieś inne ślady, jeśli w ogóle jakieś znajdziecie.

Engler i Meyer popatrzyli na siebie porozumiewawczo i niemal równocześnie się odezwali – no to cześć chłopaki. Czas na nas. Bawcie się dobrze. W odpowiedzi usłyszeli jakieś niewyraźne mruknięcia z komentarzami w stylu jak to niektórym jest dobrze, bo mogą się zerwać z roboty. Przed opuszczeniem mieszkania Meyer zrobił komórką zdjęcie krwawego grafity. Pokaże je znajomemu antropologowi z uniwersytetu, może będzie miał jakiś pomysł.

***

Późnym popołudniem Meyer spotkał się z antropologiem, doktor Gretą Witt. Szczupłą, niewysoką szatynką po czterdziestce. Długie włosy jak zwykle spięła w kok dodający jej staromodnego uroku. Czasami z nią współpracował konsultując różne sprawy. Umówili się w małej kafejce koło uniwersytetu.

– Świetnie wyglądasz Greto – Greg uśmiechnął się na powitanie.

– Pochlebca – odparła kokieteryjnie Greta – Dawno się nie widzieliśmy. Pewnie znowu masz do mnie interes?

– Dlaczego zakładasz, że tylko dlatego się z tobą spotykam? – zapytał – Może nie mam śmiałości inaczej się umówić?

– Śmiałości masz aż za nadto Greg – odgryzła się Greta – Podobno straszny z ciebie flirciarz. Nawet do mnie dochodzą wieści o twoich podbojach.

– Ee.. tam, mocno przesadzone. Cara mnie rzuciła dla jakiegoś gogusia w garniturku. Makler jakiś, czy coś tam. Ma super brykę i wypasioną chatę. Nie moja liga.

– Biedaku, mam cię pocieszyć? Nie jestem w nastroju. Mąż mnie rzucił po 20 latach małżeństwa dla sekretarki w wieku naszej córki.

– Jak pech, to pech. Widać nie było nam pisane.

– Od kiedy zostałeś filozofem? – spytała Greta – A wracając do sprawy. Masz coś dla mnie?

– Chciałbym żebyś na to rzuciła okiem – powiedział Greg szukając w komórce zdjęcia graffiti – Co o tym myślisz?

Greta chwilę w milczeniu przyglądała się zdjęciu. Nawet w przytulnej kafejce, w blasku dnia budziło grozę.

– Co to jest? – zapytała Greta.

– Myślałem, że ty mi powiesz – odparł Greg – Wiesz co to za rysunek?

– Tak, wiem co to za symbol. Ale czy to... czy to krew?

– Jeszcze nie wiadomo. Możesz powiedzieć mi coś o tym rysunku czy raczej symbolu?

– Oczywiście. To uroboros, bardzo stary symbol, znany od starożytności. Wąż trzymający swój ogon w pysku, pożera sam siebie i odradza się na nowo. Ma wiele znaczeń, najczęściej dotyczy zjednoczenia przeciwieństw lub cyklicznie powtarzającego się procesu. Czasem jak feniks, uważany jest za symbol odrodzenia, czy też odradzania się w nieskończoność po destrukcji. Czy to było wyrysowane na miejscu zbrodni?

– Wiesz, że nie mogę ci za dużo powiedzieć. Podejrzewam, że może mieć związek z morderstwem. Czy ten symbol ma jakieś zastosowania, na przykład rytualne?

– Rytualne? Ma wiele zastosowań, ale tylko symbolicznych, nie słyszałam o rytuale, szczególnie krwawym, z zastosowaniem uroborosa. Mogę popytać, może pojawiła się jakaś nowa sekta. Dam znać jak się czegoś dowiem.

– Dzięki, będę ci zobowiązany – Meyer pożegnał się krótko z Gretą – Do zobaczenia, zdzwonimy się.

– Do zobaczenia Greg – rzuciła Greta za wychodzącym Meyerem.

III

Wczesnym rankiem obudziło Grega natarczywe walenie w drzwi. Psia krew! – pomyślał Meyer idąc do drzwi – kogo niesie!? Wyjrzał przez wizjer, za drzwiami stał Tobias Engler. Otworzył drzwi i wpuścił go do środka:

– Pogięło cię człowieku!? – wykrzyknął Greg – Co tu robisz o tej porze?

– Teściowa przyjechała – odparł Tobias robiąc nieszczęśliwą minę – Musiałem ewakuować się z domu. Przez tą sprawę zupełnie zapomniałem, że Mari ją zaprosiła.

– No to wpadłeś chłopie. Długo zostanie?

– To zależy. Tydzień, dwa. Wiesz, nie za bardzo się lubimy. Ciągle nie może mi darować ślubu z Mari. Uważa, że nie jestem dość dobry dla jej córki.

– Witaj w klubie – uśmiechnął się krzywo Greg – Też tak miałem dopóki teściowa nie namówiła Evy na rozwód. Nie mieliśmy dzieci to łatwo poszło.

– Co u niej? – spytał.

– Nie wiem. Poznała kogoś, wyjechali za ocean robić karierę w Stanach.

– Słyszałem o Caro.

– Chyba już wszyscy słyszeli.

– Widziałeś się z Gretą?

– Wczoraj. Pokazałem jej zdjęcie tego bazgrołu ze ściany. To podobno jakiś starożytny symbol. Uroboros czy jakoś tak.

Greg opowiedział pokrótce Tobiasowi czego się dowiedział od niej, pomijając szczegóły o sprawach osobistych. Jakoś nie czuł się upoważniony do komentowania życia Grety. Obaj ją znali i cenili, konsultowali z nią różne sprawy. Jeśli będzie chciała to sama powie Englerowi o rozwodzie.

Tobias zaprosił Grega na śniadanie po drodze do pracy. Rozmowa znowu wróciła do śledztwa:

– Myślisz, że to morderstwo ma coś wspólnego z zabójstwami prostytutek? – zapytał Engler – Ta też miała rozerwane gardło.

– Też o tym myślałem, ale tam nie było rysunków – odparł Meyer.

– Od początku roku mamy pięć trupów porzuconych w różnych częściach miasta. Co miesiąc morderstwo.

– Ale tamte były kurwami – żachnął się Greg.

– Może mordercę znudziły dziwki ?

– A może coś przeoczyliśmy? Ciągle nie mamy motywu. Tamte ofiary nic nie łączyło poza profesją. Nawet się nie znały.

– Tej nie łączy z nimi nawet profesja – dodał Tobias.

– Może po cichu się puszczała, jako call girl, żeby dorobić do pensji. Sam mówiłeś, że ta Schmidt to wredna baba. Może nie płaciła jej jak należy?

– Chłopaki ją prześwietlą, dowiemy się czy miała jakieś dziwne wpływy na konto albo wydatki. Olsen mówił żebyśmy wpadli, ma dla nas raport z sekcji.

Pośpiesznie skończyli śniadanie. W drodze na posterunek nie rozmawiali za wiele. Każdy z nich pogrążył się we własnych rozmyślaniach.

***

Wizyta u patologa nie należała do najprzyjemniejszych. Kostnica to ostatnie miejsce, które Greg chciał dziś odwiedzić. Razem z Englerem zmierzał do królestwa doktora Klausa Olsena. Patolog był niskim, korpulentnym facetem po pięćdziesiątce, lekko łysiejącym. Greg zawsze zastanawiał się jak udaje mu się tak zręcznie lawirować między stołami do autopsji upchniętymi na małej powierzchni. Sam zawsze o coś zawadził.

Po upale jaki panował na zewnątrz, chłód prosektorium wydawał się zbawienny.

– Witaj Klaus – Engler przywitał się z doktorem Olsenem, znali się dobrze, czasami razem chodzili na piwo – Podobno masz coś dla nas ciekawego?

– A żebyś wiedział, Tobias. Zbadałem rany na gardle, zobaczcie – powiedział Olsen wysuwając szufladę ze zwłokami – Nie zostały zadane żadnym znanym mi narzędziem. To wygląda na ugryzienie.

– Co?! – wykrzyknęli naraz obaj detektywi – Jak to możliwe?

– Nie wiem. Cokolwiek ją ugryzło miało duży rozstaw paszczy i zrobiło to jednym kłapnięciem. Zebrałem próbki z brzegów rany do testów DNA, wyniki powinny być za parę dni. Może uda się je z czymś porównać.

– Jakieś podobieństwo do zabójstw prostytutek? – zapytał Meyer.

– Spore. Miały tak samo rozszarpane gardła, ale ciała nie były tak świeże. Zabezpieczyłem do badań co się dało, ale niewiele tego było. Jest jeszcze coś... – powiedział z wahaniem patolog – Tamte dziewczyny też miały wypalony znak na ramieniu, ale każda inny.

– Wiem, znam akta sprawy. Jaki znak miała wypalony denatka? – zapytał Greg – Tamte miały jakieś trójkąty.

– To coś innego – doktor Olsen lekko odchylił ramię kobiety. Widniał na nim wypalony uroboros, taki sam jak na ścianie w mieszkaniu.

– Kurde, ale się porobiło – przeklął Greg – Muszę pokazać Grecie tamte znaki. Myśleliśmy, że nie znaczą nic szczególnego. Zabójca lubi trójkąty czy coś. Ale to może się łączyć. Zadzwonię do Grety, a ty – Meyer zwrócił się do Tobiasa – poszukaj akt tamtych spraw i zrób mi kopie wypalonych znaków. Chyba mamy trop.

Pożegnali się szybko z doktorem Olsenem. Teraz mieli punkt zaczepienia. Na biurku czekał na Grega wstępny raport techników. Na ścianie w mieszkaniu była rzeczywiście krew ludzka. Testy DNA pomogą ustalić czy należała do Liny Vogel. Wyniki będą za kilka dni. Zabezpieczony kłębek sierści, który zaciskała w dłoni Lina należy do nieznanego gatunku zwierzęcia. Było kilka cebulek włosowych – może uda się ustalić, co ją zaatakowało. Na wynik trzeba poczekać kolejne kilka dni. Zanim spłyną wyniki dowie się czegoś o tych trójkątach i może powiąże ze sobą jakieś dane. Dobrze, że zbliża się koniec tego pieprzonego tygodnia – pomyślał Greg – jeszcze trochę tego gówna i mi odbije. Zadzwonił do Grety Witt. Była zajęta, powiedziała, że przyśle po zdjęcia swoją asystentkę Lili Johansen. Ma przyjść do tej samej kafejki, co ostatnio i zaczekać na nią. Cholera – jęknął Greg – mam spotkanie z jakąś siksą – miał nadzieję na rozmowę z Gretą, potrzebował pogadać z kimś, kto by go zrozumiał. Trudno, jakoś to zniesie.

***

Godzinę później siedział w kafejce, tej samej, w której całkiem niedawno spotkał się z Gretą. Teraz czekał na jej asystentkę. Znudzonym spojrzeniem taksował wchodzących ludzi. Po kwadransie do kafejki weszła wysoka, szczupła brunetka, lekko kręcone włosy sięgały jej do ramion. Wyglądała na jakąś trzydziestkę, elegancko ubrana. Rozejrzała się, zatrzymując spojrzenie na Gregu. Miała niesamowite, turkusowe oczy. Gdy ich spojrzenia się spotkały przeszył go zimny dreszcz. Te oczy były niesamowite, ale była w nich ukryta groźba. Szybko opanował się i odzyskał rezon, kobieta zmierzała w jego stronę.

– Detektyw Meyer? – zapytała stając przy stoliku.

– Tak, a o co chodzi? – odpowiedział Greg.

– Jestem Lili Johansen, asystentka doktor Witt.

– Detektyw Greg Meyer. Może pani usiądzie, zamówić coś?

– Dziękuję, chętnie wypiję espresso – powiedziała siadając przy stoliku naprzeciw Grega – Doktor Witt powiedziała, że mam od pana odebrać jakieś zdjęcia.

Greg ruchem głowy przywołał kelnerkę i zamówił kawę. Po czym podjął przerwany wątek rozmowy.

– Mów mi Greg – wyciągnął dłoń – Może zamówię coś mocniejszego i wypijemy brudzia?

– Lili – powiedziała ściskając mu rękę – To nie będzie konieczne.

– Doktor Witt nie mówiła, że ma taką ładną asystentkę.

– Ale mnie powiedziała, że jest pan... że jesteś niepoprawnym flirciarzem.

– Doprawdy? – zaoponował Greg – Połowa z tego, co o mnie słyszałaś to nieprawda.

– Nie bądź taki skromny. Taki przystojniak pewnie ciągle wyrywa jakieś laski – zażartowała Lili.

– Chciałbym. Może miałabyś czas w weekend, zjedlibyśmy kolację, poszli do kina czy coś... ?

– Zwłaszcza coś... – zaśmiała się dziewczyna – Może dam się skusić na kolację, ale obiecaj, że będziesz się zachowywał. Słyszałam, że niezłe z ciebie ziółko.

– Słowo skauta. Może być sobota, o 19.00.

– To jesteśmy umówieni. Daj mi jeszcze te zdjęcia dla doktor Witt.

– A ty daj mi adres żebym po ciebie przyjechał.

Lili dopiła kawę. Wymienili się numerami telefonów. Ona dała mu swój adres, mieszkała w pobliżu uniwersytetu w wynajętym mieszkaniu. Greg dał jej zdjęcia. I sprawa była załatwiona.

Meyer zdążył już zapomnieć o pierwszym wrażeniu, jakie na nim zrobiła Lili Johansen. O tej ukrytej groźbie w jej spojrzeniu. Czuł lekki zawrót głowy, tak łatwo jeszcze nigdy mu nie poszło. Zwykle umówienie się na randkę kosztowało go więcej zachodu niż kawa i kilka dowcipnych uwag. I do tego taka lala. Coś mu tu nie pasowało, ale za bardzo był podekscytowany sobotnim wieczorem żeby to analizować.

IV

Dzień wlókł się niemiłosiernie, leniwie zbliżało się sobotnie popołudnie. Greg doprowadził i siebie i mieszkanie do jakiego takiego porządku. Na wypadek gdyby randka zakończyła się u niego, nie chciał przerazić Lili syfem jaki miał w mieszkaniu. Pozbierał walające się wszędzie ubrania, odkrył że w łazience ma kosz na rzeczy do prania. Najwyraźniej to zasługa Caro, starała się zająć jego mieszkaniem po kobiecemu i od czasu do czasu sprzątała. Ze wszystkich jego eksdziewczyn tylko ona choć trochę dbała o jego lokum. Od jej odejścia podłoga nie była ruszana. W jednej z szaf znalazł nawet odkurzacz i zrobił z niego użytek tuż po tym, jak wyniósł do kubła dwa wory butelek po wódce i piwie. Nawet nie wiedział, że aż tyle wypił w ciągu ostatnich trzech tygodni. Odnotował to w pamięci, trzeba wziąć się w karby to już nie przelewki. Prawie udało mu się domyć blaty w kuchni, na parapecie odkrył suchy kwiatek w doniczce – prezent od Caro. Miał dbać o kwiatek, ale jak odeszła to go olał, kobiety zawsze urządzają jakieś durne testy żeby sprawdzić zaangażowanie faceta zanim się do niego wprowadzą, nie wiedzieć po jaką cholerę. Pozbył się z ulgą suchego badyla. Zmienił nawet zmiętą, przepoconą pościel na łóżku. Ogolił się, poszukał świeżego ubrania, odnotowując kolejną rzecz w pamięci, trzeba zrobić pranie bo szafy już prawie opustoszały. Znowu pomyślał o Caro, dbała o takie drobiazgi. Zajrzał do lodówki, jak w każdej lodówce porządnego faceta, było tam obowiązkowo piwo i jeszcze więcej piwa, lód do drinków i kilka plasterków sera robiących za przekąski do piwa. Zwykle jadał poza domem, nie potrzebował zapełniać lodówki. Do diabła z zakupami – mruknął do siebie – jeśli zostanie do śniadania zamówimy pizzę czy inny szajs na wynos. Uspokojony tym stwierdzeniem spojrzał na zegarek, było po 18.00. Stojąc już w drzwiach omiótł spojrzeniem mieszkanie, nie jest idealnie, ale ujdzie. No mała – pomyślał – szykuj się, nadchodzę.

***

Kwadrans przed 19.00 zapukał do drzwi mieszkania Lili Johansen. Drzwi lekko się uchyliły. Spłoszona Lili wyjrzała na korytarz:

– O... Greg – bąknęła pod nosem – Nie ma jeszcze 19.00. No wiesz, spodziewałam się ciebie później i tak jakby nie jestem jeszcze gotowa.

– Nie ma sprawy – odparł niezrażony Greg – Poczekam. Mogę wejść? – w tej chwili dotarł do niego zapach przyrządzanych potraw – Gotujesz? Myślałem, że gdzieś wyjdziemy. Znam fajną knajpkę w pobliżu.

– Tak pomyślałam, po co mamy plątać się gdzieś po mieście skoro możemy zostać u mnie. Za chwilę będzie gotowe.

Lili wprowadziła Grega do niezbyt dużego pokoju z aneksem kuchennym. Pod oknem stał stół zastawiony na dwie osoby. Stały na nim też kieliszki do wina. Oho – pomyślał Greg – zapowiada się niezła zabawa. Ciekawe, po którym kieliszku wylądujemy w łóżku. Jeszcze nigdy nie spotkałem tak napalonej laski – rozejrzał się dyskretnie wokół i zaczął studiować topografię mieszkania, takie skrzywienie zawodowe detektywa. Przez otwarte drzwi widział stąd wąski przedpokój i drzwi wejściowe, było tam też dwoje innych drzwi, za jednymi właśnie zniknęła Lili. To pewnie sypialnia – wydedukował – te drugie mają małe szybki u góry, zapewne to łazienka. Podszedł do stołu i usiadł na jednym z przygotowanych krzeseł. W przeciwległym krańcu pokoju znajdował się narożnik, niski stoliczek i duży plazmowy telewizor. Po chwili Lili wróciła przebrana w niebieską suknię na ramiączkach, z głębokim dekoltem i rozcięciem z boku. Wyglądała jeszcze bardziej kusząco. Kurde – pomyślał – albo jej się naprawdę podobam albo jest zdesperowana.

Na stole pojawiła się pieczeń z dodatkami, Lili równie sprawnie rozlała wino do kieliszków. Greg nie mógł wyjść z podziwu jak sprawnie i szybko ze wszystkim się uporała.

– Jak ci smakuje? – zapytała Lili – To stary rodzinny przepis. Trochę go unowocześniłam.

– Dawno nie jadłem czegoś równie dobrego – szczerze przyznał Greg – Skąd jesteś?

– Z Kopenhagi. To w Danii.

– Wiem. Czemu tak daleko od domu?

– Daleko? Moi rodzice byli antropologami, zjeździli chyba cały świat. Zaczęłam studiować antropologię w Danii, potem dostałam stypendium i przeniosłam się do Wiednia. Po studiach zostałam, lubię to miasto, mam tu przyjaciół. Teraz piszę doktorat i jestem asystentką doktor Witt. A propos mam coś od niej dla ciebie.

– Od Grety? – zapytał Greg.

– Tak, od doktor Witt. Przejrzała te zdjęcia, zresztą ja też. To symbole alchemiczne. Oznaczają żywioły.

Lili podeszła do małego sekretarzyka i wyjęła z niego teczkę. Greg smętnie pomyślał, że dziewczyna nie jest napalona tylko ciekawska, a już miał nadzieję na śniadanie w towarzystwie Lili. W teczce były kopie zdjęć, które przesłał Grecie Witt. Na każdym zdjęciu było prawe ramię innej dziewczyny z wypalonym trójkątem. Zupełnie jakby dziewczyny były znakowane jak bydło. Lili ułożyła zdjęcia obok siebie na stoliku przy kanapie:

– Popatrz Greg – machnęła do niego ręką wskazując miejsce obok siebie – Wszystkie znaki są wykonane tak samo.

– Niezupełnie – odparł Greg – Każdy trójkąt jest inny.

– Ależ oczywiście. Ten zwrócony wierzchołkiem do góry to ogień, ten podobnie zwrócony, ale z poprzeczką to powietrze. Ten zwrócony do dołu to woda, a taki sam tylko z poprzeczką to symbol ziemi.

– Chcesz powiedzieć, że ten psychopata ma coś wspólnego z alchemią czy okultyzmem?

– Trudno powiedzieć, to twoje śledztwo. Może powinieneś zasięgnąć rady kogoś z branży ezoterycznej?

– Uhm.... – mruknął Greg – tylko tego mi brakowało, nawiedzonej wróżki

– Myślisz, że tylko szaleńcy zajmują się magią? – spytała Lili.

– Raczej oszuści.

– Znam kogoś, kto ani nie jest szalony ani nie jest oszustem. Ma zdolności paranormalne i wiedzę. To moja przyjaciółka ze studiów. Jest również antropologiem, ale ją interesują wierzenia, magia i rytuały. Jeszcze na studiach dorabiała sobie wróżeniem i rzucaniem zaklęć. Teraz ma własny gabinet. Nie jest tania, ale skuteczna.

– Co ty nie powiesz? I myślisz, że dam się tam zaciągnąć? Nie wierzę w takie bzdury.

– Ale morderca wierzy, a chyba zależy ci na rozwiązaniu sprawy?

Z tym argumentem Greg nie mógł się kłócić. Siedzieli na narożniku, obok siebie, pili wino i zrobiło się tak jakoś dziwnie. Rozmowa przestała się kleić:

– Zrobiło się już późno – Greg spojrzał na zegarek – To ja chyba już sobie pójdę. Wstał i ruszył niepewnie w stronę drzwi.

– Już wychodzisz? – zdziwiła się Lili – Zostawisz mnie samą.... z niedokończoną butelką wina?

– Powinienem.

– Nie sądzę – Lili wstała z narożnika i błyskawicznie znalazła się przy nim – Tak ci spieszno? Ktoś na ciebie czeka? Dziewczyna? Żona?

– Nie... to nie tak – odparł Greg.

Lili stała blisko, za blisko. Czuł jej perfumy, wino. Dostawał zawrotu głowy od tego wszystkiego. Dziewczyna spojrzała mu w oczy i utonął w ich głębi. Nawet nie zauważył kiedy jej ramiona oplotły jego szyję. Ich usta się spotkały. Greg poczuł elektryzujące mrowienie i nagle ogarnęła go fala gorącego podniecenia. Wszystko potoczyło się tak szybko. W jednej chwili znaleźli się nago w jej sypialni. Dziewczyna rzuciła go na łóżko. Była agresywna i brutalna. Nawet gdyby chciał nie zdołałby się jej przeciwstawić. Po kolejnym dzikim pocałunku poczuł metaliczny posmak w ustach. Krew sączyła się z rozciętej wargi. Greg nie zwracał na to większej uwagi. Bardziej niepokoiło go, że Lili na przemian gryząc i ssąc, schodziła coraz niżej. I bez tego był gotowy. Jego męskość sterczała w oczekiwaniu spełnienia. Próbował się ruszyć. Chciał przetoczyć dziewczynę na plecy i zagłębić się w niej. Lili pchnęła go z powrotem na łóżko. Wiedział już kto tu rządzi. Dotarła do jego członka. Poczuł skubnięcie zębami. Przyjemność zabarwiona bólem wyrwała z niego jęk rozkoszy. Wzięła go do ust, ssąc i lekko skubiąc doprowadzała go do szaleństwa. W końcu eksplodował. Wraz z orgazmem zaczął odpływać na fali euforii. Ale to nie był koniec. Zanim go zamroczyło poczuł, że znowu zalewa go fala podniecenia. Tym razem Lili usiadła okrakiem na nim. Wsunęła go w siebie i zaczęła ujeżdżać. Jej kształtne piersi zakołysał się w jego polu widzenia. Greg wyciągnął ręce. Chciał ich dotknąć. Pieścić. Lili chwyciła go za nadgarstki i z niespotykaną siłą unieruchomiła jego ręce na pościeli. Zawirowało mu w głowie. Odpłynął na fali kolejnego orgazmu.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: