Facebook - konwersja
Przeczytaj fragment on-line
Darmowy fragment

  • nowość
  • promocja

Kroniki Pogodaru. Czas czarodziejów. Tom 1 - ebook

Wydawnictwo:
Format:
EPUB
Data wydania:
12 listopada 2025
2719 pkt
punktów Virtualo

Kroniki Pogodaru. Czas czarodziejów. Tom 1 - ebook

W Pogodarze każdy nosi w sobie magię jednej z czterech pór roku: wiosny, lata, jesieni lub zimy. To niezwykły świat, w którym siły przyrody przenikają codzienne życie, a zmieniające się sezony wpływają na zdolności i charakter ludzi. Jednak tylko nieliczni rodzą się jako Zaklinacze – ci wyjątkowi czarodzieje potrafią władać wszystkimi czterema żywiołami.

To właśnie w takim świecie dorastają bliźnięta Juniper i Rafferty, którzy niespodziewanie zaczynają odkrywać swoje niezwykłe moce. Z każdą kolejną porą roku ich zdolności nabierają siły, a wraz z nimi pojawiają się pytania i sekrety, które domagają się rozwiązania.

„Kroniki Pogodaru. Czas czarodziejów” autorstwa Anny James to porywający początek serii, która łączy w sobie elementy klasycznej opowieści fantasy z intrygującymi wątkami kryminalnymi. Autorka w mistrzowski sposób kreuje wyjątkowy świat oparty na czterech porach roku – barwny, tajemniczy i pełen życia. To przestrzeń, która wciąga czytelnika od pierwszych stron, tworząc klimat sprzyjający zarówno wielkim przygodom, jak i odkrywaniu własnej tożsamości.

To idealna propozycja dla dzieci w wieku 9-12 lat. Napisana przystępnym, ale wciągającym językiem, zachęca do samodzielnej lektury i pozwala młodym czytelnikom przenieść się w świat, gdzie magia splata się z przyjaźnią, odwagą i zagadką do rozwiązania. „Kroniki Pogodaru” to opowieść, która nie tylko bawi, ale też inspiruje, pokazując, że odkrywanie własnych mocy to początek największej przygody.

Ta publikacja spełnia wymagania dostępności zgodnie z dyrektywą EAA.

Kategoria: Dzieci 6-12
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8425-795-1
Rozmiar pliku: 9,2 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

„Sytuacja się zmienia:

autorom i czarnoksiężnikom nie zawsze można ufać:

nikt nie potrafi wyjaśnić smoka”

(Ursula K. Le Guin, Opowieści z Ziemiomorza, przeł. Agnieszka Sylwanowicz)

„– Gdzie zniknęli?

– Tam, gdzie dawniej znikali magowie. Poza nieboskłonem. Za zasłoną deszczu”

(Susanna Clarke, Jonathan Strange i pan Norrell, przeł. Justyna Gardzińska)

„Rzecz w tym, że korzystać może każdy – za darmo”

(George Orwell, Kilka myśli o ropusze szarej, przeł. Dawid Czech),PROLOG

Dawno, dawno temu, a może wcale nie dawno, tylko kiedyś w przyszłości – albo i w tej właśnie chwili – była sobie wyspa nazywana Pogodarem. Niektórzy powiadają, że spadła wprost z nieba, inni – że wyłoniła się z wodnych głębin. Bywają i tacy, których zdaniem to trzęsienie ziemi sprawiło, że kawałek lądu odłamał się i podryfował w swoją stronę. Lecz skądkolwiek by się wzięła, jedno wiemy na pewno. Można by płynąć lub iść, lub lecieć cały rok i o jeden dzień dłużej, i nigdy nie dotrzeć do Pogodaru.

– To niemożliwe – stwierdza dziecko.

To dziewczynka, jedna ze stadka wnuków siedzących po turecku przed starszym mężczyzną o pobielałych włosach, ubranego w bordowy sweter z kaszmiru i sztruksowe spodnie. Dziadek siedzi w obitym atłasem fotelu, którego podłokietniki starły się aż do lśniącej miękkości. Wszystkich zgromadzonych w pokoju zalewa jasne światło wiosennego słońca. Piją domową lemoniadę.

– Gdy mowa o Pogodarze, niemożliwe jest równie zwyczajne co kanapka na śniadanie – oznajmia dziadek. – Dlatego to miejsce ukrywa się przed resztą świata. Chroni w ten sposób siebie i swoją magię.

– Mają tam magię? – pyta inne wnuczę, a oczy ma pełne zachwytu, zazdrości i nadziei.

– Naturalnie – odpowiada dziadek. – W Pogodarze każdy ma odrobinę magii tylko dla siebie. Lecz co roku rodzi się kilkoro czarodziejów, czyli ludzi, którzy dostrzegają magię we wszystkim. Chcecie usłyszeć, co się stało, gdy ktoś odkrył, że jest czarodziejem?

Wnuczęta kiwają głowami i przysuwają się bliżej. Dziadek pochyla się z uśmiechem i podnosi oprawioną w skórę książkę, a ta otwiera się, skrzypiąc, jak powinny skrzypieć stare książki. Przejęte dzieci podnoszą na niego wzrok. Nie ma wątpliwości, że dziadek najlepiej z całej rodziny opowiada historie – a jednak nigdy dotąd nie widziały tej konkretnej książki.

– Dobrze więc – mówi mężczyzna. – Oto pierwsza Kronika Pogodaru, w której mowa o czasie czarodziejów. A zaczyna się ona pierwszego dnia wiosny, gdy w Pogodarze mierzy się i waży magię każdego trzynastolatka.1

Juniper Quinn siedziała zwinięta w kłębek przy kominku i czytała książkę. Jej brat-bliźniak, Rafferty, całkowicie skupił się na robieniu ptaszka z origami. Wtem w progu ich rodzinnej introligatorni zjawił się bardzo posępny mężczyzna w towarzystwie równie posępnego psa.

– Zgubiliście ją! – ryknął, wymachując w ich stronę laską. – Zgubiliście moją książkę! Zawsze powtarzałem, że bliźnięta nie przynoszą nic dobrego, tylko dwa razy więcej psot! Nawet was nie odróżniam! To mnie denerwuje!

Choć Rafferty i Juniper z całą stanowczością byli bliźniętami, mieli identyczny rudy odcień kręconych włosów, identyczne zielone oczy i identyczne piegi oraz bladą cerę, nie pomyliłby ich nikt, kto zwracałby na nich choćby minimalną uwagę. Tak się składa, że Rafferty był chłopcem, Juniper zaś dziewczynką, poza tym Juniper była o kilka centymetrów wyższa, a Rafferty miał garb na nosie, który został mu po pewnym niefortunnym wypadku z udziałem dyni piżmowej.

– Bardzo nam przykro, panie…? – odezwał się uprzejmie Rafferty, a Juniper usiadła prosto, wciąż z trudem odrywając się od świata z książki, gdzie ludzie chodzili w lśniących czerwonych płaszczach i tworzyli magię z drutów oraz czegoś, co nazywano elektrycznością.

– Panie Griffith! Bryn Griffith! – wykrzyknął mężczyzna. – A wy zgubiliście moją książkę! Gdzie są wasi rodzice?

– Nasz ojciec poszedł do piekarni, a matka stoi przy maszynie drukarskiej – wyjaśniła grzecznie Juniper i stanęła przy biurku obok Rafferty’ego. – Może moglibyśmy pomóc panu znaleźć książkę? Oddał pan ją do oprawienia?

– Naturalnie! – odparł Bryn. – A po co innego miałbym tu przychodzić! To książka kucharska mojej zmarłej żony, a wy ją zgubiliście, zgubiliście przepisy mojej żony! Zgubiliście część… część jej. Taką, której już nie zdołam odzyskać.

Gdy to mówił, gniew odpływał z niego, aż mężczyzna oparł się ciężko o laskę. Rafferty i Juniper wymienili spojrzenia i w milczeniu kiwnęli do siebie głowami.

– Proszę wejść, usiąść, panie Griffith – zaproponował łagodnie Rafferty i poprowadził go do fotela, który przed chwilą opuściła Juniper.

– Zrobię panu herbaty z rumianku – dodała jego siostra. – Znajdziemy pańską książkę. Na pewno.

Kilka chwil później wróciła z parującym kubkiem i usłyszała, jak Bryn opowiada Rafferty’emu o tym, jak poznał swoją żonę.

– …przyniosła mi kawałek ciasta marchewkowego, a ja się chyba z miejsca zakochałem. Robiła najlepsze ciasto marchewkowe, jakie można sobie wyobrazić – objaśniał. – Zrobiłaby je na moje urodziny, które wypadają jutro, pierwsze bez niej. Chciałem, widzicie, ładnie oprawić wszystkie jej przepisy, żeby nigdzie nie przepadły.

– Rozumiem – powiedziała Juniper i ostrożnie pogładziła rękę Bryna, podając mu herbatę. – Przykro mi bardzo, że przysporzyliśmy panu trosk… ale jestem pewna, że nie zgubiliśmy tej książki. Kiedy ją pan przyniósł?

– Miesiąc temu! – Bryn znowu zaczął się denerwować. – Minął cały miesiąc, odkąd ją oddałem! Poprosiłem małą Peppermint, żeby wam ją zaniosła, a ona mi powiedziała, że dziewczyna w recepcji powiedziała jej, że książka będzie gotowa za tydzień! Dwa srebrniaki, płatne przy odbiorze!

Rafferty poszedł sprawdzić księgi introligatorni. Zaczął przerzucać grube stronice aż do okolic miesiąca temu. Pomagając sobie palcem, przeglądał wpisy w poszukiwaniu Bryna Griffitha albo choćby wzmianki o spisanej ręcznie książce kucharskiej, lecz nic nie znalazł.

Spojrzał zaniepokojony na Juniper.

– Widzi pan, panie Griffith, obawiam się, że nie mam tu żadnego zapisu na jej temat – zaczął ostrożnie. – Ale na pewno ją znajdziemy. Rozmawiał pan o tym z Peppermint?

– Oczywiście – prychnął mężczyzna. – Przysięgała, że ją przyniosła, że dała ją tej niskiej pannie z żółtawymi włosami.

– Niskiej, z żółtawymi włosami? – powtórzyła skonsternowana Juniper, nikt bowiem w ich rodzinie nie wyróżniał się niskim wzrostem, może poza ośmioletnią Blossom, i absolutnie żadne z siedmiorga Quinnów nie miało blond włosów. Cała piątka dzieci była albo rudzielcami po ojcu, albo brunetami po matce.

– Spójrzcie tylko – powiedział pan Griffith, wydobywając coś z kieszeni kamizelki. – Byłbym zapomniał! Oto dowód!

Pomachał im różową karteczką, w której nagłówku widniał napis Niezłomna Drukarnia. Bliźniaki odetchnęły z ulgą.

– Przykro mi, Peppermint musiała zamotać – wyjaśniła łagodnie Juniper. – Wzięła pańską książkę do większego drukarza na osiedlu. Do nas pańska książka nie dotarła.

– Czyli to oni ją zgubili! – powiedział pan Griffith.

– Z pewnością po prostu odłożyli ją gdzieś i zapomnieli – odparła. – Tam nie zajmują się ręcznym oprawianiem książek. To tylko drobne nieporozumienie, które łatwo rozwiązać.

– Moje stare nogi nie zaniosą mnie do Niezłomnej – westchnął zmęczony pan Griffith. – Będę musiał znaleźć jeszcze pensa dla Peppermint.

– Proszę się nie martwić – zapewnił zaraz Rafferty. – Pójdziemy tam i ją panu znajdziemy. Proszę powiedzieć, jak mamy ją oprawić, a my to zapiszemy w księgach, żeby nie musiał pan przychodzić ponownie.

– Zrobicie to dla starego człowieka, który wparował tu i nakrzyczał na was z powodu nie waszego błędu? – zapytał zaskoczony Bryn.

– Naturalnie – odparła Juniper. – To nic takiego. Ma pan jakieś szczególne życzenia co do oprawy?

– Coś prostego, ale pięknego, takiego jak moja Heulwen – poprosił Bryn. – Może słońce; cała była letnią magią. A może wiciokrzew, symbol czerwca. Urodziła się w czerwcu.

– Brzmi doskonale – zapewnił Rafferty, notując wszystko w księdze i już wyobrażając sobie piękne zdobienie haftowanym wiciokrzewem.

Nadal uczył się rodzinnego fachu, przyszło mu jednak do głowy, że mógłby poprosić ojca, by ten pozwolił mu samodzielnie zaprojektować tę okładkę. Rafferty uwielbiał haftowanie. Juniper zaś mniej fascynował proces tworzenia książek, a bardziej – czytanie ich zawartości.

– A teraz proszę posiedzieć i wypić herbatę – poprosiła mężczyznę, który wyglądał, jakby miał zaraz się zdrzemnąć wraz z psem. – Pójdę do mamy, żeby wszystko dla pana załatwiła. Któreś z nas wpadnie jutro do drukarni, po…

Lecz ani Bryn Griffith, ani jego pies, ani nawet bliźnięta nie mieli czasu się zrelaksować po rozwiązaniu zagadki zaginionej książki. W tym samym bowiem momencie drzwi introligatorni otworzyły się na oścież i do środka wpadł Rowan Quinn, ojciec Juniper i Rafferty’ego, dysząc ciężko.

– Nadchodzą! – wykrztusił. – Są szybciej! Czarodzieje zaraz tu będą!
mniej..

BESTSELLERY

Menu

Zamknij