- promocja
- W empik go
Kruchy Jedwab - ebook
Wydawnictwo:
Data wydania:
24 lutego 2024
Format ebooka:
EPUB
Format
EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie.
Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu
PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie
jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz
w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną
aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego,
który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire
dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy
wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede
wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach
PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną
aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego,
który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla
EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Pobierz fragment w jednym z dostępnych formatów
Kruchy Jedwab - ebook
Opowieść o różnorodności znaczeń miłości, o niejednakowym jej pojmowaniu przez każdego, przedstawiona w wielu, wydawać by się mogło, niezwiązanych ze sobą historiach bohaterów z różnych czasów. W całość wplątane są różne wątki filozoficzne na temat samego uczucia, jak i nas — społeczeństwa.
Kategoria: | Opowiadania |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
Rozmiar pliku: | 1,3 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
1
POCZĄTEK
_Czas Nieznany_
— Słuchaj, jesteś oskarżony o samobójstwo, nie zabijesz również i mnie — powiedział przez zaciśnięte zęby pan X — albo zaczniesz współpracować i pomożesz mi to naprawić, albo cię stąd nie wypuszczę.
— Niczego żem nie uczynił! — wykrzyknął pan Y, próbując kolejny raz uwolnić się z więzów metodą siłową.
— Doprowadziłeś do tego, zezwoliłeś na wszystko jak dziecko…
— Nie! Ktoś inny jest przyczyną całego tego cierpienia, które ciągle wkręca się w moje serce niczym wiertło jakieś!
— Tak? — zapytał z niedowierzaniem X — to opowiedz mi o tym, bo ja postrzegam to inaczej… I nawet nie próbuj grać na zwłokę, mamy wieczność — dodał zimno zauważając opieszałość rozmówcy.
— Dlaczego miałbym począć ci wszystko tłumaczyć? Wszakże i tak zrozumieć nie potrafisz, tyś w ogóle mało pojętny jest, za zimny jestże. Jak… Jakbyś w sercu nosił lodowca odłamek, nie masz uczuć, wszystko przychodzi ci z łatwością maszyny, nic tylko byś analizował, kalkulował, przewidywał, Tyś, Tyś jest mym przeciwieństwem jawnym! — jednak, widząc brak reakcji na twarzy X’a postanowił kontynuować zrezygnowany — Ach, może i mi dobrze zrobi wyrzucenie tego wszystkiego z siebie…2
ONA
_Czas Główny_
Kiedy dowiedziałem się o balu maskowym coś czułem w sercu, że będzie tam ona. Może to znak od Boga lub po prostu mityczny szósty zmysł narodził w moim umyśle tę myśl, w każdym razie nie zdziwiłem się, kiedy ją ujrzałem, nawet z maską rozpoznałem ją bez problemu — jej szafranowe włosy i niebieskie oczy sprawiały, że nogi się pode mną uginały, a na twarzy pojawiały się wypieki. Bal był świetną okazją do rozpoczęcia znajomości, łatwo było zagaić rozmowę, a i przy okazji potańczyć. Szybko okazało się, że słowa, w naszym przypadku, same układały się w zdania, a niezręczna cisza między nami wydawała się nie istnieć. Nad wyraz było to widać, kiedy woźnica musiał nas pośpieszać, stojąc pod jej domem jakieś dwadzieścia minut i słuchając naszej rozmowy, której nie potrafiliśmy skończyć. W końcu ona wysiadła, a ja pojechałem dorożką dalej, rozmyślając o niej bez przerwy. Dni i noce mijały, prowadziliśmy codzienną korespondencję listową, jednakże rzadko się spotykaliśmy, a jeżeli już tak — to na krótko i spontanicznie. Moje serce grało niczym szpilman w trasie, a z głowy znikły wszystkie me frasunki. Dla jednych piękna, dla innych straszna jest to sprawa. Miłość mnie omiotła, tego być pewnym można. Kiedy z domu wychodziłem, to uśmiechu nie skąpiłem, a gdy ją w świetle ujrzałem, to za serce się łapałem. Miłość w taki stan mnie wprowadziła, miłość to rzecz osobliwa, miłość stwarza piękne chwile, miłość daje szczęścia tyle! Znalazłem się w stanie nieopanowanej euforii spowodowanej drugą osobą. Takie rzeczy najznamienitszym filozofom się nie śniły. Codzienność odeszła w zapomnienie, pogrążyłem się w niej… Na moje szczęście opatrzność chciała, abyśmy czas spędzali częściej, aniżeli tylko spotykając się przelotne na ulicy. Jedno mieszkanie w mojej kamienicy zostało parę tygodni wcześniej zwolnione przez pewnego niesfornego lokatora, który zalegał z czynszem. Wyobrazić sobie można moją radość, kiedy to naprzeciwko mnie zaczęła mieszkać moja luba. Wtedy to też wszystko nabrało rozpędu. Zamiast wysyłać listy i czekać, cały dzień na odpowiedź, po prostu spotykaliśmy się przy wywarze zwanym herbatą. Potrafiliśmy rozmawiać całymi godzinami, a czasami nawet zasypiać koło siebie, nie wiedząc, kiedy i budząc się następnego dnia z uśmiechem na ustach. Pewnego razu postanowiłem zabrać ją do teatru. Specjalnie na tę okazję wyszykowałem się godnie, zakładając dystyngowany frak oraz biorąc ze sobą srebrny zegarek po moim ojcu, który włożyłem do kieszonki, tak aby było widać srebrny łańcuszek przyczepiony do wewnętrznej strony marynarki. Włosy odpowiednio zaczesałem do tyłu, wspomagając się wodą, a buty napastowałem tak, że aż lśniły. Wcześniej zjadłem porządny obiad, jednak, mimo to, ledwo ustałem na nogach, kiedy ją zobaczyłem. Była ubrana w wykwintną białą suknię, piękne pantofelki i czarny gorset, którego skrawek można było spostrzec dopiero po głębszym przypatrzeniu się dekoltowi. To wszystko jednak miało się nijak do jej rozpuszczonych, falowanych włosów i niebieskich oczu, w których można było utonąć, i co nie raz mi się zdarzało będąc szczerym. Wzięła mnie pod rękę i powolnym krokiem ruszyliśmy w kierunku teatru. Sztuka podobno była świetna. Ja nie pamiętam nawet jej tytułu. Całą moją uwagę skradła ona. Patrzyłem się na nią przez cały czas, jak z przejęciem ogląda spektakl. Broń Boże z nieczystymi intencjami — jej widok mnie po prostu uspokajał — patrząc na nią nie myślałem o niczym, to była ucieczka od rzeczywistości. Parę razy spostrzegła moje zachowanie i za każdym razem obdarowywała mnie swoim przepięknym uśmiechem. Tak mi to oto dwie godziny dramatu zleciały jak parę minut, aż się zdziwiłem jak wszyscy zaczęli się zbierać — w taki stan mnie wprawiała. Wychodząc z teatru, zaproponowałem przejście na skróty małymi, krętymi uliczkami. Niezbyt się jej to spodobało wnioskując po mimicznej reakcji, jednakże coraz bardziej nasilający się deszcz przekonał ją do mojego planu. Szybko pokonaliśmy parę przecznic, ona bezpiecznie pod moim parasolem, ja w trochę bardziej niedogodnej pozycji na skraju zadaszenia. Przemieszczaliśmy się tak żwawym krokiem, prowadząc przy okazji miłą dysputę, kiedy to w jednej z uliczek jakiś rzezimieszek zaszedł nam drogę. Grzecznie zamierzałem przeprosić, jednakże jej reakcja dała mi do zrozumienia, że doskonale wie, kto to jest. Mimo wszystko zachowałem zimną krew i spokojnie przemówiłem do waćpana.
— Dobry wieczór — ściągnąłem kapelusz i się ukłoniłem — Czy byłby waszmość tak uprzejmy i przepuścił mnie i tę jakże piękną panienkę? Zimno się robi i nie chciałbym, aby dopadła ją choroba wierutna.
Człowiek ten, nie dosyć, że nie odpowiedział, to jeszcze splunął mi pod nogi. Posłał mi groźne spojrzenie i nie ruszył się z miejsca. Przy takim obrocie spraw zamierzałem jak najszybciej się ulotnić — w końcu nie byłem sam, a jej mogłoby się coś stać — chwyciłem moją lubą i zamierzałem już wrócić tą samą drogą, gdy spostrzegłem kolejnych mężczyzn spod ciemnej gwiazdy zaczynających nachodzić do uliczki. Uznałem, że czasu nie mogę marnować. Nie, gdy grozi nam niebezpieczeństwo. Wykorzystałem sposobność, ów pierwszy jegomość stał w rozkraczonej pozycji, jak gdyby udawał kowboja, uznałem za najlepsze w tej chwili wymierzyć kop pomiędzy jego nogi. Nawet największe zbiry miękną przy takim ciosie, jednakże nie na wieczność. Szybko chwyciłem ją za rękę i pognaliśmy wzdłuż uliczki. W tamtym momencie biegliśmy do utraty tchu niczym Filippi des do Aten. Zatrzymaliśmy się dopiero pod naszą kamienicą, na klatce począłem wypytywać ją o ludzi, którym chwilę wcześniej uciekliśmy. Dowiedziałem się jedynie, iż byli to jej znajomi, po czym zamknęła mi drzwi przed nosem, mówiąc, że chce pobyć sama. Wszystko to dla mnie było niezrozumiałe, ale nie oponowałem — w końcu nie łączyła nas na tyle głęboka relacja, aby się ze sobą na tyle spoufalać — przynajmniej miałem wrażenie, jak gdyby ona tak to odczuwała. Na drugi dzień postanowiłem nie drążyć tematu, w końcu dawała mi jasne znaki, że nie ma ochoty o tym rozmawiać. Zaczęło być tak jak dawniej, do czasu…3
MAPA
_Czas Alfa_
Artur spoglądał na niebieską planetę przez szybę, która dzieliła go od nieprzerwanej pustki. Myślał o całym dorobku ludzkości i o tym, jak to wszystko się potoczyło. Czasami tak miał, nazywał takie momenty „Czasem Refleksji”, był wtedy co prawda poważniejszy, ale za to i coś mądrego udało się niekiedy wywnioskować. Kontemplacje Artura przerwał dochodzący odgłos kroków, który rozchodził się echem po pustym korytarzu. Chłopiec nie odwrócił się, doskonale rozpoznał nieregularność w stąpaniu wynikłą z niedawnego skręcenia kostki, odezwał się, dopiero kiedy Michał stanął przy nim.
— Pomyśl, że jeszcze 150 lat temu ludzkość bawiła się sztuczną inteligencją… Ark zmienił wszystko na lepsze.
— No nie wiem, ja żałuję, że wszystko tak się potoczyło, to takie… Nieludzkie…
POCZĄTEK
_Czas Nieznany_
— Słuchaj, jesteś oskarżony o samobójstwo, nie zabijesz również i mnie — powiedział przez zaciśnięte zęby pan X — albo zaczniesz współpracować i pomożesz mi to naprawić, albo cię stąd nie wypuszczę.
— Niczego żem nie uczynił! — wykrzyknął pan Y, próbując kolejny raz uwolnić się z więzów metodą siłową.
— Doprowadziłeś do tego, zezwoliłeś na wszystko jak dziecko…
— Nie! Ktoś inny jest przyczyną całego tego cierpienia, które ciągle wkręca się w moje serce niczym wiertło jakieś!
— Tak? — zapytał z niedowierzaniem X — to opowiedz mi o tym, bo ja postrzegam to inaczej… I nawet nie próbuj grać na zwłokę, mamy wieczność — dodał zimno zauważając opieszałość rozmówcy.
— Dlaczego miałbym począć ci wszystko tłumaczyć? Wszakże i tak zrozumieć nie potrafisz, tyś w ogóle mało pojętny jest, za zimny jestże. Jak… Jakbyś w sercu nosił lodowca odłamek, nie masz uczuć, wszystko przychodzi ci z łatwością maszyny, nic tylko byś analizował, kalkulował, przewidywał, Tyś, Tyś jest mym przeciwieństwem jawnym! — jednak, widząc brak reakcji na twarzy X’a postanowił kontynuować zrezygnowany — Ach, może i mi dobrze zrobi wyrzucenie tego wszystkiego z siebie…2
ONA
_Czas Główny_
Kiedy dowiedziałem się o balu maskowym coś czułem w sercu, że będzie tam ona. Może to znak od Boga lub po prostu mityczny szósty zmysł narodził w moim umyśle tę myśl, w każdym razie nie zdziwiłem się, kiedy ją ujrzałem, nawet z maską rozpoznałem ją bez problemu — jej szafranowe włosy i niebieskie oczy sprawiały, że nogi się pode mną uginały, a na twarzy pojawiały się wypieki. Bal był świetną okazją do rozpoczęcia znajomości, łatwo było zagaić rozmowę, a i przy okazji potańczyć. Szybko okazało się, że słowa, w naszym przypadku, same układały się w zdania, a niezręczna cisza między nami wydawała się nie istnieć. Nad wyraz było to widać, kiedy woźnica musiał nas pośpieszać, stojąc pod jej domem jakieś dwadzieścia minut i słuchając naszej rozmowy, której nie potrafiliśmy skończyć. W końcu ona wysiadła, a ja pojechałem dorożką dalej, rozmyślając o niej bez przerwy. Dni i noce mijały, prowadziliśmy codzienną korespondencję listową, jednakże rzadko się spotykaliśmy, a jeżeli już tak — to na krótko i spontanicznie. Moje serce grało niczym szpilman w trasie, a z głowy znikły wszystkie me frasunki. Dla jednych piękna, dla innych straszna jest to sprawa. Miłość mnie omiotła, tego być pewnym można. Kiedy z domu wychodziłem, to uśmiechu nie skąpiłem, a gdy ją w świetle ujrzałem, to za serce się łapałem. Miłość w taki stan mnie wprowadziła, miłość to rzecz osobliwa, miłość stwarza piękne chwile, miłość daje szczęścia tyle! Znalazłem się w stanie nieopanowanej euforii spowodowanej drugą osobą. Takie rzeczy najznamienitszym filozofom się nie śniły. Codzienność odeszła w zapomnienie, pogrążyłem się w niej… Na moje szczęście opatrzność chciała, abyśmy czas spędzali częściej, aniżeli tylko spotykając się przelotne na ulicy. Jedno mieszkanie w mojej kamienicy zostało parę tygodni wcześniej zwolnione przez pewnego niesfornego lokatora, który zalegał z czynszem. Wyobrazić sobie można moją radość, kiedy to naprzeciwko mnie zaczęła mieszkać moja luba. Wtedy to też wszystko nabrało rozpędu. Zamiast wysyłać listy i czekać, cały dzień na odpowiedź, po prostu spotykaliśmy się przy wywarze zwanym herbatą. Potrafiliśmy rozmawiać całymi godzinami, a czasami nawet zasypiać koło siebie, nie wiedząc, kiedy i budząc się następnego dnia z uśmiechem na ustach. Pewnego razu postanowiłem zabrać ją do teatru. Specjalnie na tę okazję wyszykowałem się godnie, zakładając dystyngowany frak oraz biorąc ze sobą srebrny zegarek po moim ojcu, który włożyłem do kieszonki, tak aby było widać srebrny łańcuszek przyczepiony do wewnętrznej strony marynarki. Włosy odpowiednio zaczesałem do tyłu, wspomagając się wodą, a buty napastowałem tak, że aż lśniły. Wcześniej zjadłem porządny obiad, jednak, mimo to, ledwo ustałem na nogach, kiedy ją zobaczyłem. Była ubrana w wykwintną białą suknię, piękne pantofelki i czarny gorset, którego skrawek można było spostrzec dopiero po głębszym przypatrzeniu się dekoltowi. To wszystko jednak miało się nijak do jej rozpuszczonych, falowanych włosów i niebieskich oczu, w których można było utonąć, i co nie raz mi się zdarzało będąc szczerym. Wzięła mnie pod rękę i powolnym krokiem ruszyliśmy w kierunku teatru. Sztuka podobno była świetna. Ja nie pamiętam nawet jej tytułu. Całą moją uwagę skradła ona. Patrzyłem się na nią przez cały czas, jak z przejęciem ogląda spektakl. Broń Boże z nieczystymi intencjami — jej widok mnie po prostu uspokajał — patrząc na nią nie myślałem o niczym, to była ucieczka od rzeczywistości. Parę razy spostrzegła moje zachowanie i za każdym razem obdarowywała mnie swoim przepięknym uśmiechem. Tak mi to oto dwie godziny dramatu zleciały jak parę minut, aż się zdziwiłem jak wszyscy zaczęli się zbierać — w taki stan mnie wprawiała. Wychodząc z teatru, zaproponowałem przejście na skróty małymi, krętymi uliczkami. Niezbyt się jej to spodobało wnioskując po mimicznej reakcji, jednakże coraz bardziej nasilający się deszcz przekonał ją do mojego planu. Szybko pokonaliśmy parę przecznic, ona bezpiecznie pod moim parasolem, ja w trochę bardziej niedogodnej pozycji na skraju zadaszenia. Przemieszczaliśmy się tak żwawym krokiem, prowadząc przy okazji miłą dysputę, kiedy to w jednej z uliczek jakiś rzezimieszek zaszedł nam drogę. Grzecznie zamierzałem przeprosić, jednakże jej reakcja dała mi do zrozumienia, że doskonale wie, kto to jest. Mimo wszystko zachowałem zimną krew i spokojnie przemówiłem do waćpana.
— Dobry wieczór — ściągnąłem kapelusz i się ukłoniłem — Czy byłby waszmość tak uprzejmy i przepuścił mnie i tę jakże piękną panienkę? Zimno się robi i nie chciałbym, aby dopadła ją choroba wierutna.
Człowiek ten, nie dosyć, że nie odpowiedział, to jeszcze splunął mi pod nogi. Posłał mi groźne spojrzenie i nie ruszył się z miejsca. Przy takim obrocie spraw zamierzałem jak najszybciej się ulotnić — w końcu nie byłem sam, a jej mogłoby się coś stać — chwyciłem moją lubą i zamierzałem już wrócić tą samą drogą, gdy spostrzegłem kolejnych mężczyzn spod ciemnej gwiazdy zaczynających nachodzić do uliczki. Uznałem, że czasu nie mogę marnować. Nie, gdy grozi nam niebezpieczeństwo. Wykorzystałem sposobność, ów pierwszy jegomość stał w rozkraczonej pozycji, jak gdyby udawał kowboja, uznałem za najlepsze w tej chwili wymierzyć kop pomiędzy jego nogi. Nawet największe zbiry miękną przy takim ciosie, jednakże nie na wieczność. Szybko chwyciłem ją za rękę i pognaliśmy wzdłuż uliczki. W tamtym momencie biegliśmy do utraty tchu niczym Filippi des do Aten. Zatrzymaliśmy się dopiero pod naszą kamienicą, na klatce począłem wypytywać ją o ludzi, którym chwilę wcześniej uciekliśmy. Dowiedziałem się jedynie, iż byli to jej znajomi, po czym zamknęła mi drzwi przed nosem, mówiąc, że chce pobyć sama. Wszystko to dla mnie było niezrozumiałe, ale nie oponowałem — w końcu nie łączyła nas na tyle głęboka relacja, aby się ze sobą na tyle spoufalać — przynajmniej miałem wrażenie, jak gdyby ona tak to odczuwała. Na drugi dzień postanowiłem nie drążyć tematu, w końcu dawała mi jasne znaki, że nie ma ochoty o tym rozmawiać. Zaczęło być tak jak dawniej, do czasu…3
MAPA
_Czas Alfa_
Artur spoglądał na niebieską planetę przez szybę, która dzieliła go od nieprzerwanej pustki. Myślał o całym dorobku ludzkości i o tym, jak to wszystko się potoczyło. Czasami tak miał, nazywał takie momenty „Czasem Refleksji”, był wtedy co prawda poważniejszy, ale za to i coś mądrego udało się niekiedy wywnioskować. Kontemplacje Artura przerwał dochodzący odgłos kroków, który rozchodził się echem po pustym korytarzu. Chłopiec nie odwrócił się, doskonale rozpoznał nieregularność w stąpaniu wynikłą z niedawnego skręcenia kostki, odezwał się, dopiero kiedy Michał stanął przy nim.
— Pomyśl, że jeszcze 150 lat temu ludzkość bawiła się sztuczną inteligencją… Ark zmienił wszystko na lepsze.
— No nie wiem, ja żałuję, że wszystko tak się potoczyło, to takie… Nieludzkie…
więcej..