- W empik go
Krwawa cisza - ebook
Krwawa cisza - ebook
Istnienie Miriam Sinclair od zawsze było tajemnicą. Jej niejasne pochodzenie i burzliwa przeszłość zaintrygowały władcę Alterisu, czym na zawsze związał jej życie ze służbą dla kraju. Jednak od samego początku coś było z nią nie tak. Od kiedy pamięta, Miriam śniła głos, który dręczył, przemawiał do niej każdej nocy i nie dawał spokoju.
Po upływie kilkunastu lat Miriam zyskuje stanowisko generała gwardii królewskiej. Gdy ziemie jej ojczyzny i wrogiego Teriasu, zaczyna nawiedzać wspólny wróg z szeptanych nocami legend, zaczyna nasilać się ogólna panika. Legion, na którego czele stoi owiany złą sławą Przywódca, nie oszczędza nikogo. Niesie spustoszenie, strach i Krwawą Ciszę.
Miriam zostaje wyznaczona do niemalże samobójczej misji odnalezienia i rozprawienia się z nim raz na zawsze. Jednak, gdy przeznaczenie ma inne plany, nic nie jest w stanie go powstrzymać.
Kategoria: | Fantasy |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-965796-7-6 |
Rozmiar pliku: | 2,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
_„Zaprowadzę cię na granicę życia i śmierci”._
_Poczuła delikatne muśnięcie na policzku i z przestrachem odskoczyła, dotykając drobną rączką rozgrzanej skóry . Gdy się rozejrzała, jej oczom ukazała się olbrzymia łąka usiana intensywnie pachnącymi kwiatami. W innych okolicznościach urokliwy widok wypełniłby ją błogim spokojem i radością. Może zaplotłaby wianek z maków i przetkała mleczami. Któraś z pokojówek zapewne zganiłaby ją za to, że użyła tych żółciutkich kwiatków. Jednak ona nic by sobie z tego nie robiła. W nosie miałaby plamy, po których jej liliowa sukienka najprawdopodobniej nadawałaby się jedynie do wyrzucenia. Może łapałaby motyle, które później podarowałaby pokojówce. Jednak Miriam była zupełnie sama, choć nie do końca. Nie tak naprawdę. Mimo pięknej pogody i bezchmurnego nieba dziewczyna drżała i opiekuńczo gładziła nagie ramiona._
_– Kim jesteś? – szepnęła, nie bardzo wiedziała, jak ma wybudzić się z tego złowrogiego snu, który nawiedzał ją praktycznie każdej nocy._
_„Kim ty jesteś?”_
_Usłyszała w odpowiedzi, a po chwili poczuła mocny uścisk na ramieniu. Wrzasnęła przejęta i gwałtownie otworzyła oczy. Zaczęła łapczywie chwytać powietrze i rozglądać się ze strachem wypisanym na jej dziecięcej twarzyczce._
– Panienko! – dobiegł do niej zaniepokojony pisk Idy. – Ma panienka gorączkę!
Poczuła chłodną dłoń na czole i z jękiem z powrotem padła w skotłowaną, spoconą pościel. Nadal nie udało jej się opanować galopującego serca, a niechciane łzy uporczywie cisnęły się do zielonkawych, opuchniętych oczu.
– Ida, co tu robisz? Dlaczego nie jesteś w zamku? – Głos Miriam delikatnie drżał, jednak starała się nie pokazywać po sobie targających nią emocji.
Pokojówka patrzyła na Miriam bez przekonania.
– Twój wuj, król Andras, prosił, abyś niezwłocznie się u niego stawiła. – Ida odchrząknęła, wstała i odsłoniła grube, szare zasłony.
Miriam momentalnie otrzeźwiała, unosząc się na łokciach. Wuj chciał ją zobaczyć? W jakim celu? Przecież trening przebiegał bez żadnych większych problemów. Mistrz Henry ostatnio nawet pochwalił, że macha mieczem nie gorzej niż chłopcy. Poklepał ją wtedy po plecach i uśmiechnął się, co robił naprawdę nieczęsto.
– Nie marszczy panienka tak brwi, bo panience zostanie – upomniała Ida, na co Miriam zmarszczyła je jeszcze bardziej, po czym z trudem rozprostowała czoło.
– Czy… – zaczęła niepewnie, jednak kobieta pokręciła przecząco głową.
– Nie wiem, ale im szybciej wygramoli się panienka z łóżka, tym szybciej się dowie.
Wszystkie czynności, jakie wykonywała Miriam od momentu nagłej pobudki, były nerwowe i pospieszne. Bała się spotkania z wujem z wielu powodów. A głównym z nich były jej sny. Czuła wściekłość na Idę, że po którejś nocy wystraszona powtarzającymi się nagłymi pobudkami pokojówka poleciała do króla i wypaplała mu wszystko. A przynajmniej tyle, ile wiedziała. Dlatego, teraz gdy pokonywała już drugi kilometr w kierunku zamku, Miriam miała przyklejoną do twarzy maskę spokoju i opanowania. Za każdym razem, gdy spoglądała na zamek, ten jawił jej się jednocześnie straszny i zjawiskowo urokliwy. Strzeliste lodowe wieże wydawały się niknąć w gęstych chmurach, przez co Miriam niejednokrotnie zastanawiała się, czy zamek wyrasta z ziemi, czy właściwie to z nieba.
Nim zdążyła zapukać do drzwi, te już stanęły przed nią otworem. Gdy weszła do środka, starała się ukryć zdziwienie obecnością Livię. Córka króla siedziała na olbrzymim fotelu przy regale z książkami i konsekwentnie unikała spojrzenia Miriam.
– Usiądź, proszę – stanowczy głos wuja wyrwał ją ze zdziwienia.
Spojrzała na niego niepewnie. Nie wiedziała do końca, gdzie powinna podziać dłonie. Zaplotła je więc za plecami, dzięki czemu ukryła trzęsące się palce. Po chwili jednak przypomniała sobie, że wuj kazał jej usiąść, więc szybko zajęła puste krzesło. Przez dłuższą chwilę panowała cisza, podczas której król Andras przemierzał pokój, a jedynym odgłosem wewnątrz były jego kroki i ich mieszające się oddechy. Zatrzymał się w końcu.
– Livia powiedziała mi, że miewasz sny – rzekł.
A więc to ona, pomyślała, mordując wzrokiem ciemnowłosą dziewczynkę. No jasne, to musiała być ona. Nagle gardło Miriam się zacisnęło, a ona, nie była w stanie wykrztusić słowa, jedynie pokiwała głową.
– Opowiedz mi o nich.
Wuj jak gdyby nigdy nic wrócił do okrążania gabinetu, jednak czuła mrowienie jego spojrzenia na spoconym karku.
Wytarła ukradkiem dłonie o lniane spodnie. Myślała intensywnie, a raczej starała sobie przypomnieć, czy kiedykolwiek chlapnęła Livii treść swoich snów. Było to mało prawdopodobne, dlatego odetchnęła z ulgą, gdy nie przypomniała sobie nic podobnego.
– Nie wiem dokładnie, o co pytasz, wuju – zaczęła niepewnie.
Król Andras nagle znalazł się tuż obok Miriam i nie minęła chwila gdy zasiadał już po przeciwnej stronie ciężkiego drewnianego stołu.
– Chyba nie muszę tłumaczyć ci tego kolejny raz, prawda? – Głos władcy był ostry i stanowczy. – Jeżeli widzisz, słyszysz, czujesz w śnie Krwawą Ciszę, muszę to wiedzieć.
Miriam zrobiło się nagle nieprzyjemnie gorąco. Biła się z myślami i nie miała pojęcia, co powinna zrobić. Słyszała w snach jeden cichy szept, zawsze powtarzający te same słowa: „Zaprowadzę cię na granicę życia i śmierci”. Nie dopuszczała do siebie myśli, że to mógł być Legion. Skazałaby wszystkich na śmierć.
– Wygląda na to, że jednak muszę odświeżyć ci pamięć, moja droga. – Wzrok wuja stał się zamglony, a Miriam wiedziała, że to będzie setny raz, kiedy usłyszy tę historię. – Daleko stąd. Tam gdzie nigdy nie dopłynął żaden statek, gdzie nigdy nie stanęła ludzka stopa, na niezbadanych burzliwych wodach jest wyspa. Wyspa owiana tajemnicą, o jej istnieniu szepcze się w burzowe noce, by głos przypadkiem nie przedarł się przez grzmoty i błyskawice. Wyspa ta jest zamieszkiwana przez Legion. Jest on dla wielu tak samo mityczny, jak i sama wyspa. Jednak i ląd Sarra i Legion są prawdziwe.
Miriam pierwszy raz o Legionie usłyszała, gdy tylko zaczęła jako tako odróżniać słowa. Mogłaby przysiąc, że pierwszym słowem, jakie powiedziała, była Krwawa Cisza, a pierwsze dobrze zapamiętane uczucie to strach i niepewność. Legionem straszy się każde dziecko. Jeżeli nie zjesz, to Legion po ciebie przyjdzie, kładź się spać, bo w innym wypadku Legion cię dopadnie i wiele innych gróźb.
– Krąży wiele plotek, jakoby byli oni recydywistami, upiorami, marami nocnymi. Ja jednak czuję, gdzieś podskórnie wiem, że to demony na usługach Pana Ciemności. Wiesz zapewne dlaczego Legion jest tak niebezpieczny i dlaczego tak ważne jest byś była ze mną całkowicie szczera?
Miriam przełknęła ślinę i energicznie pokiwała głową, co widocznie usatysfakcjonowało króla Andrasa, bo zaraz wrócił do opowieści.
– Nie wiadomym jest dlaczego Legion atakuje i jakie ma w związku z tym korzyści.
Nigdy nic nie zabiera, ani nie kradnie. Jednak morduje całe wioski. Jednego dnia wszyscy żyją swoim zwyczajnym, prostym życiem. Kolejnego ktoś zaczyna szaleć i mam na myśli dosłowne szaleństwo. Kilka godzin później zjawia się Legion i zabija wszystkich, i to nazywamy Krwawą Ciszą. Jeżeli spytasz mnie dlaczego, odpowiem, że nie wiem. Jednak nie chcę ryzykować niczyim życiem. Znasz zasady Miriam, to nie są żarty.
Przez ułamek sekundy chciała powiedzieć prawdę. Tak, myślę, że przemawia do mnie Legion. Jednak z tego, co mówiły plotki, sen może pojawić się jeden, maksymalnie dwa razy. Miriam miała je codziennie od kilku lat. To był jeden z powodów, dla których wolała zatrzymać prawdę dla siebie. Poza tym samolubnie bała się, że ją wyrzucą.
– Mówię ci prawdę wuju, nigdy bym cię nie okłamała.
Kilka lat później
Zdyszana, wytarła mokry od gorącej lepkiej krwi miecz o fragment koszuli poległego mężczyzny. Już mu się nie przyda, a z pewnością w zaświatach, o ile jakieś istnieją. To dziwne, naprawdę zdumiewające, że imię osoby, którą woła się przed śmiercią, zaskakuje nawet samą osobę wzywającą. Wielu wrogów, jak i towarzyszy broni mimo zagorzałych kłótni rodzinnych, wyzwisk, problemów, wołali właśnie ich imiona. Jakby mimo wszystko tylko oni mogli wyzwolić ich od cierpienia. Jakby tylko te ręce były w stanie wyrwać ich z paskudnych szponów śmierci. Ten, który leżał pod stopą Miriam, wzywał matkę. Ciekawe czy byłby w stanie wyobrazić sobie zaskoczenie, jakie pojawiło się na jego twarzy. Te rozmyślenia nie zajęły jej więcej niż kilka uderzeń serca, gdy z chwilowego zamyślenia wyrwał ją kolejny napastnik. Niezdarnie ciął mieczem. Zawirowała i ugodziła go poniżej kolan. Coś nieprzyjemnie chrupnęło, ale on mimo niesprawnej nogi wrzeszczał hardo i kuśtykał w jej stronę. Miecz niebezpiecznie wirował w zaciśniętej pięści rozjuszonego przeciwnika. Słyszała poruszenie za sobą i nim zraniony zdążył wyrzucić z siebie kolejne przekleństwo, już stała przed kolejnym z jego pobratymców. Ten był o wiele starszy. Może to jego ojciec, wuj, rodzina. W jednej chwili wirowała jak w jakimś śmiercionośnym tańcu, a w kolejnej sparowała jego zadziwiająco silny cios. Łatwo było odczytać zamiary napastnika. Przez ułamek sekundy patrzył w miejsce, w które będzie chciał uderzyć za chwilę, także jego półobrót zdradził jego zamierzenia. Ukradkiem zerkał na odsłonięty kawałek ramienia Miriam, a ona bez braku jakichkolwiek emocji wykrzywiła usta, co mogłoby uchodzić za parodię śmiechu. Łatwo było odparować jego cios, a jeszcze łatwiej było zadać kolejny, który pozbawił go tchnienia. Padł na suchą, martwą ziemię z zaskoczeniem w wodnistych oczach. Obróciła się szybko do poprzedniego przeciwnika i gwałtownie powaliła go na ziemię. Ostrzem miecza przeszyła jego oko, czemu towarzyszyło mlaśnięcie. Niemal się zaśmiała.
Zdjęła na chwilę hełm z głowy i pośpiesznie odgarnęła z czoła mokre od potu i krwi włosy. Delektowała się przyjemnym chłodnym wiatrem nadciągającym z Alterisu. Jej domu. Przesunęła wzrokiem po masakrze odgrywającej się na jej oczach. Słyszała wrzaski umierających i tych, którzy zwyciężali. Nad głowami ich wszystkich latała chmara pokrakujących wron. Nasunęła hełm z powrotem i zatrzasnęła przyłbicę, po lewej zobaczyła ruch. Ktoś wspinał się na wzniesienie, na którym właśnie stała. Było to przemyślane położenie. Tuż za nią towarzysze walczący zaciekle o wolność. Przed Miriam wrogowie, którzy łaknęli łatwego starcia. Bo co może im zrobić niepozorna dziewczyna, mimo iż pod jej stopami rozciągał się dywan z trupów. Żołnierzy owładniętych narkotykiem nic nie było w stanie powstrzymać. Parli naprzód bez opamiętania, jakby nie byli we własnych ciałach, jakby mogli umrzeć, a potem obudzić się bez żadnych konsekwencji. Co więcej, widok czternastoletniej dziewczynki w nikim nie budziłby strachu, czy pod wpływem narkotyków, czy nie. Kolejny przeciwnik miał może dwadzieścia lat, może mniej. Ich jest najbardziej żal. Oni mają najwięcej do stracenia. Dopiero próbują życia, a już czują na szyi miecz. Nie zdążyli wyrosnąć, ani się zestarzeć. Czują, że są nieśmiertelni, a śmierć czyha za ich nieosłoniętymi plecami. Zaskoczenie i strach, który pojawił się na jego twarzy, obudził w dziewczynie znane emocje wszechogarniającego spokoju. Wyłączyła się, gdy grot strzały utkwił w jego szyi. Żal go nie dlatego, że umiera, nie dlatego, że nie przeżyje tysiąca małych, pięknych chwil. Smutek ogarnia ją w chwili, gdy widzi, że nie jest w stanie ułożyć tego jednego słowa, ponieważ nie może mówić, bezgłośnie rusza ustami, z których wypływa gęsta krew. Podeszła do niego.
– Mamo – szepnęła, a on z zaskoczeniem patrzył jej w oczy i życie z niego uleciało.
W kolejnej chwili usłyszała krzyk Lucasa. Momentalnie się obróciła i gorączkowo szukała go w plątaninie walczących ciał. Gdy już jej rozbiegany wzrok zatrzymał się na mężczyźnie, zobaczyła jak z jego barku wystawała strzała. Niewiele myśląc, rzuciła się w jego stronę. Odpychała na boki tłoczących się żołnierzy w ferworze bitewnym. Porwała z ziemi samotną tarczę, zasłoniła ich i pociągnęła rannego towarzysza w wyższe zarośla. Czuła jak opiera się temu, jak za wszelką cenę chciał walczyć dalej pomimo rany, która mogła doprowadzić do osłabienia wydajności w walce. W najśmielszych myślach nigdy nie pomyślała, że ta bitwa wydarzy się naprawdę. Alteris wypowiedział wojnę Teriasowi kilka miesięcy temu. Gdyby zwykli ludzie dowiedzieli się o niechlubnym powodzie tej wojny, musieliby być zmuszani do podnoszenia mieczy i bojowego ryku. Ich zdania mogłaby nawet nie zmienić perspektywa złota obiecanego przez króla. Nawet ono mogłoby wtedy nie wystarczyć. Historia o zabójcy wysłanym podczas Ciszy na ich władcę była jednym wielkim paskudnym stekiem bzdur. Wtedy król odezwał się w listach czytanych przez posłańców we wszystkich wsiach. Mówił o straszliwym zamachu na jego życie. Zapewnił wtedy gorąco o wojnie z tymi niegodziwcami i obiecał wynagrodzenie dla każdego, kto stanie do walki. Wspominał nawet, że gdy żołnierz zginie w chwalebnej walce, pieniądze miała dostać jego rodzina. Każdy mężczyzna, który przeżył siedemnaście lat, wpisywał się na listę. Chciał w ten sposób nie tyle wesprzeć króla, ile utrzymać rodzinę. Ale nawet wtedy nadchodząca wojna była tylko cichym szeptem na wietrze, dopiero po jakimś czasie wiatr zawiał mocniej. Prawda była taka, że władca Alteriasu dostał prezent od władcy ziem wroga. Była to piłka. Sugestywny dar, który miał podkreślić dziecinność władcy i jego brak stanowczości. Królewscy doradcy namawiali do odpowiedzi, by król nie okazywał skruchy, by nie ignorował takiego znaku zniewagi. Jednak nikt nie spodziewał się, że jej wuj zarządzi wojnę. Jako trzynastoletnia dziewczynka myślała, że Ci posłańcy wprawdzie ogłoszą możliwość wybuchu wojny, w razie gdyby był tam jakiś szpieg, by mógł potem donieść o tym Teriasowi. Jednak, gdy kilka tygodni po czternastych urodzinach obudził ją zgiełk na zewnątrz, wiedziała, że nadzieje wszystkich spełzły na niczym. Pamiętała widok śniegu, który spadał powoli na grzbiety koni i ich jeźdźców. We wspomnieniach widziała błysk wysuwanych z pochew mieczy. Mieniły się w bladym blasku wschodzącego słońca. O jej głowę obijał się dźwięk otwieranych drzwi do jej sypialni.
Spojrzała szybko na strzałę, której grot przeszedł na wylot. Choć jeden plus, powiedziała do siebie w myślach, chyba tylko po to, by podnieść się na duchu. Oparła Lucasa o pień drzewa najdelikatniej jak potrafiła w tych okolicznościach, a on zaklął pod nosem, skrzywił się i ścisnął w ręce trzon strzały.
– Wyciągnij to cholerstwo ze mnie – warknął przez zęby.
Kiwnęła głową, szybko rozejrzała się wokół. Nikt nie zwracał na nich uwagi. Jeszcze raz przyjrzała się ranie, tym razem dokładniej.
– Zaboli, ale tylko chwilę.
Chwyciła za trzon strzały i złamała go na pół, a część z grotem odrzuciła w krzaki. Lucas jęczał z bólu.
– Na Niebo dziewczyno! Chcę jeszcze trochę pożyć!
Wykrzywiła usta, chciała by choć trochę przypominał uśmiech. Nigdy jednak nie była w tym jakoś wybitnie dobra. Szybko podniosła się z kolan i obeszła mężczyznę i lekko odgięła by ułatwić mu pochylenie się.
– Policzę do trzech i wyciągnę strzałę. – Podała mu grubą gałąź, a on posłusznie włożył ją między zęby. – Raz…
Miriam nie liczyła dalej i zdecydowanym, prostym ruchem wyciągnęła drugą część strzały. Ledwo zdusił krzyk bólu, jednak nie mógł powstrzymać się od siarczystych przekleństw. No tak, teoria Lucasa w sprawie bólu ograniczała się do wiary im więcej rzuconych kurw, tym ból był łagodniejszy. Zdumiewające, że nie tylko w jego przypadku to działało. Podała mu kawałek względnie czystego materiału.
– Przyłóż do rany, jak przeżyjemy zajmę się tym.
Sama nie wiedziała czemu, gdy siedziała przy obozowym ognisku czekała jego powrotu. Patrzyła w ogień, który wspinał się do góry, jakby chciał zanieść jakąś wiadomość. Mogłaby być o śmierci wielu ludzi, jak i głupocie tej wojny, o zmarnowanych żywotach i potencjałach. Patrzyła na tych, którzy razem z nią obsiedli ognisko. Na ich wyzute z emocji oczy, usta nie potrafiły wydobyć z siebie niczego, co byłoby w stanie podnieść na duchu innych, jak i ich samych.
– Słyszałem plotki, że ta wojna nie skończy się szybko. Może potrwać nawet kilka lat. Jeden z konających rzęził coś o jakiejś niespodziance prosto od Teriasu.
– Powybijamy skurwysynów z ich niespodzianką, czy bez. – Gdy usłyszała ten pogardliwy głos poczuła, jak jej ciało zalewa spokój.
Obróciła głowę w bok i zmarszczyła nieznacznie brwi. Może jej się jedynie wydawało, ale chyba widziała zarys ludzkiej postaci. Zbliżała się ona do rzeki Serus od strony Teriasu. Widok ten był dziwnie nieprzyjemny, a zarazem smutny. Schowana w cieniu postać niosła coś ze sobą, jednak Miriam nie była w stanie dostrzec, co to było. Ów człowiek ukląkł nad zwierciadłem wody i zaczął wkładać coś do wody. Trwało to na tyle długo, że przemknęło jej przez myśl, by powiadomić innych. Jednak postać szybko się podniosła i zniknęła w zaroślach. Miriam jedynie zmarszczyła brwi i powróciła do rozmowy.NASZE WYDAWNICTWA
------------------------------------------------------------------------
FANTASTYKA
BARTOSZ EJZAK
-
SZARLATAN I HERMAFRODYTA
Rzeczywistość pokracznieje i staje się coraz dziwniejsza. Po traumatycznych przeżyciach dwoje rodzeństwa postanawia wrócić do rodzinnego miasteczka, by zmierzyć się z przeszłością. Podczas podróży ożywają wspomnienia. To właśnie tutaj, w Tszczycach, pewien szarlatan, opętany pragnieniem nadludzkiej potęgi, zawiązał niegdyś pakt z diabłem i zabił swoją ukochaną.
NASZE WYDAWNICTWA
------------------------------------------------------------------------
FANTASTYKA
BARTOSZ MATKOWSKI
-
SZCZURZE HARCE
Jest rok 1916, środek pierwszej wojny światowej, trwa bitwa pod Verdun. Niemiecki batalion szturmowy pod wpływem żądnego sławy majora Matthiasa rzuca się do kolejnego już natarcia na francuskie pozycje. Wśród nich jest Reinhard i Ingo, dwójka przyjaciół, którzy przemaszerowali wspólnie całą Europę.
NASZE WYDAWNICTWA
------------------------------------------------------------------------
FANTASTYKA
MICHAŁ J. SOBOCIŃSKI
-
SREBRNY KRUK
Srebrny Kruk to opowieść osadzona w autorskim świecie Oculum Mundi. Historia o zakulisowych rozgrywkach największych stronnictw Cesarstwa Ingradyjskiego. To pięć pozornie niepołączonych ze sobą historii, prowadzących do ukrytego celu. Zanurz się w splot kłamstw, niepewnych aliansów i krzywoprzysięzców, gdzie wszystko, co spontaniczne – zostało dokładnie zaplanowane.
NASZE WYDAWNICTWA
------------------------------------------------------------------------
FANTASTYKA
PAWEŁ R. OFIARSKI
-
KSIĄŻĘCY GAMBIT
Kawaler Castor von Wulfhof, bohater i weteran buntu przeciw Cesarstwu Ingradyjskiemu, otrzymuje okazję objęcia stanowiska doradcy wojskowego w Księstwie Flavoux, kraju będącego na uboczu wielkich intryg. Gdy wraz ze swoim wiernym sługą przybywa na dwór książęcy, zasłona ułudy pada, obrazując świat pełen zawistnej szlachty, sztyletów w plecy i pięknych, acz niebezpiecznych kobiet.