- promocja
Krwawe pozdrowienia z Rosji - ebook
Krwawe pozdrowienia z Rosji - ebook
Myśleli, że znaleźli bezpieczną przystań na zielonych wzgórzach Anglii. Mylili się. Rosyjscy oligarchowie, dysydenci i gangsterzy, którzy uciekli do Wielkiej Brytanii po dojściu do władzy Władimira Putina, umierali jeden po drugim w dziwnych lub podejrzanych okolicznościach. Podobnie przerażający koniec stawał się udziałem ich brytyjskich prawników i pomocników. Jednak władze brytyjskie zamykały każde dochodzenie, dobre stosunki z Kremlem były ważniejsze.
"Krwawe pozdrowienia z Rosji " to nieopowiedziana dotąd, przerażająca historia o tym, jak Kreml, w bezwzględnej pogoni Putina za globalną dominacją, udoskonalał sztukę zabijania nieprzychylnych sobie obywateli za granicą, na co szpiedzy i rządy zachodnich państw mogły tylko patrzeć z przerażeniem i bezradnością.
Kategoria: | Literatura faktu |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-280-8863-4 |
Rozmiar pliku: | 2,6 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Dziennikarskie śledztwo BuzzFeed News
Wgrudniu 2014 roku poleciałam do Nowego Jorku na spotkanie z Markiem Schoofsem, legendarnym dziennikarzem, który kierował wówczas działem śledczym BuzzFeed News. Mieliśmy rozmawiać o zorganizowaniu nowego zespołu w brytyjskiej sekcji tego serwisu informacyjnego. Wiozłam ze sobą wycinek z gazety z pierwszymi wskazówkami mogącymi doprowadzić do wyjaśnienia tajemnicy, której zbadania miałaby się podjąć ta grupa. Była to notatka prasowa o śmierci pewnego multimilionera, poważnego gracza na rynku nieruchomości, który kilka dni wcześniej wypadł z okna mieszkania na czwartym piętrze londyńskiej kamienicy. Dopisałam jego nazwisko do stale wydłużającej się listy osób – obejmującej między innymi skłóconego z Kremlem rosyjskiego oligarchę Borisa Bieriezowskiego – które zmarły w niejasnych okolicznościach. Zarówno mnie, jak i Marka zafrapowała ta seria zagadkowych zgonów w sercu Londynu.
Wkrótce po dołączeniu do BuzzFeed News, kiedy właśnie zaczynałam dobierać sobie współpracowników, niespodziewanie zostałam zaproszona na tajemnicze spotkanie w prywatnym apartamencie w eleganckiej dzielnicy Londynu. Dopiero na miejscu zorientowałam się, że osobą, która chciała się ze mną zobaczyć, jest była żona nieżyjącego milionera ze wspomnianej notatki prasowej. Uważała, że padł ofiarą morderstwa, i tak się złożyło, że postanowiła powierzyć zbadanie tej sprawy tworzonemu przeze mnie zespołowi. Szczęśliwym trafem okazało się, że posiada ona duży zbiór materiałów szczegółowo dokumentujących działalność byłego męża i jego partnerów biznesowych w latach poprzedzających ich przedwczesną śmierć.
Wkrótce dołączyła do mnie grupa fantastycznych kolegów i wspólnie wyruszyliśmy na poszukiwanie prawdy. Tom Warren, Jane Bradley i Richard Holmes wspierali mnie w Londynie, a Jason Leopold i Alex Campbell podjęli trop po drugiej stronie Atlantyku. W ciągu dwóch lat pracy pod inspirującym przewodnictwem Marka nasz zespół powiązał śmiertelny upadek z okna potentata nieruchomości z czternastoma innymi zgonami, trzynastoma w Wielkiej Brytanii i jednym w Stanach Zjednoczonych. We wszystkich przypadkach ślady prowadziły do Rosji. O dziwo, żaden z nich nie wzbudził podejrzeń brytyjskiej policji. Dotarliśmy do kilkuset pudeł dokumentów, setek godzin nagrań z monitoringu i podsłuchów, ogromnego zasobu cyfrowych plików odzyskanych przez techników kryminalistycznych z telefonów komórkowych i komputerów oraz całych worków odrzuconych przez policję materiałów dowodowych, które zadawały kłam oficjalnej wersji zdarzeń.
Te nowo odkryte materiały wraz z tysiącami stron upublicznionych dokumentów wprowadziliśmy do zaprojektowanej specjalnie na nasze potrzeby bazy danych i przeprowadziliśmy zaawansowane przeszukiwania. Dzięki temu udało nam się poskładać z kawałków skomplikowaną historię ogromnych pieniędzy, zdrad i morderstw, która rozgrywała się na terenie wielu krajów. Następnie odszukaliśmy ponad dwieście osób w jakiś sposób związanych z piętnastoma nieżyjącymi mężczyznami i wysłuchaliśmy ich opowieści. Rozmawialiśmy z ponad czterdziestoma obecnymi i byłymi pracownikami wywiadu i organów ochrony bezpieczeństwa publicznego po obu stronach Atlantyku. Uzyskaliśmy dostęp do wielu tajnych dokumentów amerykańskiego wywiadu, w tym do tajnego raportu o Putinowskiej kampanii likwidowania przeciwników w krajach Zachodu, przesłanego Kongresowi USA przez wysokiego rangą oficera amerykańskiego wywiadu.
Każdy z członków naszego zespołu w istotny sposób przyczynił się do powodzenia tego projektu. Richard własnoręcznie zeskanował tysiące stron dokumentów, żeby można je było zdygitalizować i wprowadzić do bazy danych. Dotarł też do kluczowych źródeł w agencjach ochrony porządku publicznego. Tom stworzył gigantyczną bazę danych i dzięki swoim kryminalistycznym umiejętnościom przebił się przez skomplikowany labirynt finansowych manewrów, które stanowiły clou całej sprawy. Jane wykazała niezrównany talent do odnajdywania ludzi i przekonywania ich, by mimo wielkich oporów zgodzili się mówić. Alex zdarł buty podczas poszukiwań w Ameryce. Jason (rockandrollowy reporter znikający na chwilę w przerwach między poufnymi rozmowami z agentami wywiadu, by wrócić z nową dziarą), nakłoniwszy liczne źródła w amerykańskim wywiadzie do ujawnienia informacji wskazujących, że w przypadku każdego ze zgonów w Wielkiej Brytanii ślady prowadzą do Moskwy, sprawił, że runął zbudowany przez oficjalne czynniki domek z kart.
Momentami nasza praca stawała się niebezpieczna. Przez kilka miesięcy pod domem jednego z reporterów co noc stał czarny samochód, w którym siedział jakiś facet. Inny kolega, wróciwszy do mieszkania, zorientował się, że ktoś poprzekładał rzeczy w sypialni. Jedno z nas było śledzone. Dla zapewnienia sobie bezpieczeństwa stosowaliśmy urządzenia naprowadzające, przyciski napadowe (panic buttons), alarmy przeciwwłamaniowe, szyfry i metody antyobserwacyjne, a w ostatniej fazie niektórzy z nas przenieśli się do tajnych lokalów.
W czerwcu 2017 roku BuzzFeed News opublikowało wstępne wyniki naszego śledztwa, wywołując trzęsienie ziemi opisane na kartach tej książki. Od tamtej pory nieprzerwanie gromadzimy nowe dowody wskazujące na to, że piętnaście zabójstw, od których ujawnienia zaczęliśmy, wpisuje się w znacznie szerszy program likwidowania wrogów Kremla poza granicami Rosji.
Niniejsza książka powstała na podstawie wyników naszej pracy. Szczegóły przedstawionych wydarzeń pochodzą z ogromnego zbioru papierowych i cyfrowych dokumentów, do których dotarliśmy, a także z relacji ich bezpośrednich uczestników. Przytoczone dialogi brzmią tak, jak zostały zapamiętane.
Niejeden rząd wolałby, żeby ta historia nigdy nie ujrzała światła dziennego. I mogłaby na zawsze pozostać zagrzebana w tajnych archiwach, gdyby nie ciężka praca moich wspaniałych kolegów z BuzzFeed News.
Heidi BlakeWprowadzenie
Salisbury, Anglia, 4 marca 2018 roku
W porze obiadu mgła, która w nocy spowiła miasto, rozpłynęła się i nieliczni niedzielni spacerowicze na Castle Street mogli podziwiać katedrę zawadzającą iglicą o chmury. Było chłodne, spokojne popołudnie, na dachy średniowiecznych domów siąpił drobny deszczyk. Z flankowanych kolumienkami drzwi restauracji Zizzi na Castle Street wyszło dwoje ludzi. O tej porze w lokalu panował tłok i pewnie nikt nie zwróciłby uwagi na wytwornego, zażywnego jegomościa o siwych włosach i młodszą od niego o ćwierć wieku blondynkę, popijających białym winem risotto, gdyby nie to, że nagle zaczęli się głośno kłócić. Kobieta i mężczyzna pospiesznie opuścili lokal i szybkim krokiem przeszli przez plac, lecz kiedy kamery monitoringu ponownie uchwyciły ich na moście nad wezbraną rzeką Avon, szli już zwyczajnym, spacerowym krokiem. Na okolonym drzewami placu zabaw na drugim brzegu rzeki grupka dzieci karmiła w deszczu kaczki. Mężczyzna przystanął, żeby dać maluchom resztkę chleba z obiadu, a potem razem ze swoją towarzyszką ruszył w stronę drzew. Wtem oboje się zatrzymali. Kilka minut później przypadkowi przechodnie natknęli się na osobliwą scenę.
Mężczyzna i kobieta półleżeli bezwładnie na ławce. Ona była całkowicie nieprzytomna; on wpatrywał się nieruchomym wzrokiem w niebo i wykonywał dziwne, nieznaczne gesty dłonią. Kiedy przechodnie zbliżyli się ostrożnie do ławki, zastygł w bezruchu. Kobieta dostała drgawek, jej gałki oczne przekręciły się, ukazując białka, a na ustach pojawiła się piana.
Amatorzy niedzielnych zakupów, którzy pospieszyli z pomocą parze nieznajomych, nie domyślali się, jak potężne konsekwencje wywoła to zdarzenie. Nie zdawali sobie sprawy, że na ich oczach rozgrywa się najnowszy epizod tajnej wojny, którą wydało Zachodowi obce mocarstwo. Spokojne Wiltshire niespodziewanie stało się polem bitwy, miejscem pierwszego od czasów drugiej wojny światowej ataku chemicznego na terenie Europy. Co gorsza, dobrzy samarytanie, którzy czekając na przyjazd ratowników medycznych, stanęli przy ławce, żeby własnymi parasolami osłonić nieprzytomne ofiary przed deszczem, również otrzymali dawkę śmiertelnie niebezpiecznej trucizny.
Nieprzytomną parą na ławce byli sześćdziesięciotrzyletni Siergiej Skripal, były rosyjski szpieg pracujący jako podwójny agent dla brytyjskiego MI6, i jego trzydziestosześcioletnia córka Julia. Skripal przyjechał do Wielkiej Brytanii osiem lat wcześniej, po zwolnieniu z rosyjskiego więzienia, gdzie siedział za zdradę stanu. Oficer rosyjskiego wywiadu wojskowego został skazany w 2006 roku za sprzedawanie tajemnic Brytyjczykom i spalenie trzystu rosyjskich agentów. Cztery lata później Rosjanie wymienili Skripala i trzech innych zachodnich szpiegów na dziesięciu rosyjskich agentów, którzy przez długie lata mieszkali pod przykrywką na przedmieściach amerykańskich miast. Największa od czasów zimnej wojny wymiana szpiegów odbyła się na płycie lotniska w Wiedniu, ale gdy tylko Rosjanie wylądowali w Moskwie, Władimir Putin w prostych żołnierskich słowach zapowiedział, jaki los czeka ludzi, których właśnie wypuścił.
„Zdrajcy sami się wykończą”, oznajmił na antenie państwowej telewizji. „Możecie być tego pewni. Zdradzili swych przyjaciół, towarzyszy broni. Dla pieniędzy. Udławią się swoimi judaszowymi srebrnikami”.
Scena na miejskim zieleńcu w Salisbury dowodziła, że rosyjski prezydent nie rzuca słów na wiatr. Siergiej i Julia Skripalowie dusili się na ławce w parku wskutek działania paraliżującej nerwy substancji chemicznej, którą kilka godzin wcześniej zamachowcy posmarowali klamkę drzwi wejściowych ich domu na przedmieściach Salisbury.
W momencie przyjęcia na oddział intensywnej terapii miejscowego szpitala oboje mieli drgawki, płyn w jamie opłucnej i drastycznie spowolnioną pracę serca. Lekarze z początku nie wiedzieli, co o tym myśleć, ale kiedy dowiedzieli się od policjantów, że mają pod opieką rosyjskiego renegata korzystającego z ochrony brytyjskiego rządu, objawy nabrały przerażającego sensu. Wszystko wskazywało na to, że Skripalowie zostali otruci substancją paraliżującą, która atakuje ośrodkowy układ nerwowy, stopniowo blokując działanie narządów, najprawdopodobniej stworzoną na potrzeby wojska. Gazy, ciecze i opary o takich właściwościach stanowią zabójcze, nieselektywne środki bojowe, których produkcji i składowania zakazuje międzynarodowa konwencja podpisana ponad dwadzieścia lat temu przez większość państw świata. Jeśli doszło do czegoś tak niewyobrażalnego i Skripalów rzeczywiście zaatakowano bronią chemiczną na ulicy w Salisbury, czy ofiar nie będzie więcej?
Wkrótce okazało się, że te obawy są uzasadnione. Na oddziale intensywnej terapii pojawił się kolejny pacjent. Nick Bailey, zasłużony sierżant policji w Wiltshire, który przeszukał dom Skripalów, został przyjęty do szpitala z tymi samymi objawami co szpieg i jego córka. Niedługo potem na izbę przyjęć zgłosili się dwaj następni policjanci skarżący się na pieczenie oczu i trudności z oddychaniem. Kolejnymi pacjentami było troje dzieci karmiących wcześniej kaczki otrzymanym od Siergieja Skripala chlebem oraz lekarz i pielęgniarka, którzy przypadkowo znaleźli się w parku i przed przybyciem ratowników medycznych próbowali ratować nieprzytomnych metodą usta-usta. W krótkim czasie do szpitala trafiły dwadzieścia dwie osoby z objawami porażenia układu nerwowego.
Teraz było już aż nadto oczywiste, że Skripalów otruto śmiertelnie niebezpieczną substancją chemiczną, narażając jednocześnie życie setek brytyjskich obywateli. Personel medyczny szpitala rejonowego w Salisbury przygotowywał się do kryzysu na wielką skalę. Do miasta przybyli policjanci z wydziału Scotland Yardu do walki z terroryzmem, którzy przejęli śledztwo. Po ulicach Salisbury krążyli technicy kryminalistyczni w białych kombinezonach, szukający śladów środka paraliżującego system nerwowy; pomagało im stu osiemdziesięciu żołnierzy. Jednak dopóki nie wiedziano, jaką konkretnie substancją zostali zaatakowani Skripalowie, nie można było określić, skąd pochodzi ani w jaki sposób zneutralizować jej przerażające działanie.
Na północny wschód od Salisbury, pośrodku ogrodzonego drutem kolczastym otwartego terenu o powierzchni trzech tysięcy hektarów, znajduje się zespół rządowych laboratoriów i bunkrów. Pozbawione okien budynki ukrywają pilnie strzeżone tajemnice brytyjskiego państwa. Do ataku na Skripalów doszło zaledwie kilka kilometrów od Porton Down, siedziby Defence Science and Technology Laboratory, jednego z najlepszych na świecie ośrodków badania broni chemicznej i biologicznej. Kiedy lekarze ze szpitala w Salisbury zorientowali się, że para Rosjan została najprawdopodobniej zaatakowana bojowym środkiem paralityczno-drgawkowym, natychmiast przesłali pobrane od nich próbki do tajnego laboratorium.
Wojskowi naukowcy szybko zidentyfikowali toksyczną substancję. Był to nowiczok o wysokiej czystości, zabójcza broń chemiczna produkowana w Rosji. Naukowcy z Porton Down od lat badają tego rodzaju bojowe środki paralityczno-drgawkowe. Nowiczoki powstały w ramach programu „Foliant” prowadzonego w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych ubiegłego wieku w radzieckim wojskowym ośrodku badawczym w Szychanach w południowo-zachodniej Rosji. Świat dowiedział się o ich istnieniu w 1992 roku, kiedy po rozpadzie Związku Radzieckiego Rosja przystępowała do międzynarodowej Konwencji o zakazie broni chemicznej. Dwaj rosyjscy chemicy ujawnili, że w państwowych obiektach nadal składowane są zapasy tych zabójczych substancji. Z danych wywiadowczych pozyskanych przez MI6 wynikało, że w ostatnich latach Rosjanie pracują nad wykorzystaniem toksyn z grupy nowiczoków, których można użyć do selektywnej eliminacji wrogów władzy. Odkrycie, że za dramatyczny stan Skripalów odpowiada radziecki środek bojowy, przyjęto w Wielkiej Brytanii z bezbrzeżnym zdumieniem. Nie tylko oznaczało to, że Rosjanie wyrównują swoje rachunki na obszarze Zjednoczonego Królestwa, lecz także było jawnym, celowym aktem agresji. Otrucie Siergieja i Julii Skripalów stanowiło wiadomość dla brytyjskich władz z wyraźnym podpisem Kremla.
Pani premier potrzebowała dokładnych informacji. Theresa May zwołała spotkanie z szefami wywiadu, którzy przedstawili jej materiały świadczące o tym, że agenci Putina próbowali zlikwidować Skripalów na obszarze Wielkiej Brytanii. MI6 uzyskało dane wywiadowcze, z których niezbicie wynikało, że w ostatnim dziesięcioleciu Putin osobiście nadzorował prace nad przystosowaniem rosyjskiego arsenału broni biologicznej i chemicznej do celów eliminacji wrogów państwa. Pod okiem prezydenta Federacji Rosyjskiej powstały specjalne zespoły agentów przeszkolonych do selektywnego zabijania pojedynczych osób. Jedną z opracowanych w tym celu metod było smarowanie zabójczymi substancjami klamek, tak jak w domu Skripalów, gdzie największe stężenie trucizny wykryto na zewnętrznej klamce drzwi wejściowych. Szpiedzy Putina interesowali się Skripalami od 2013 roku; rosyjski wywiad wojskowy zhakował wtedy konta mejlowe Julii. Co więcej, żona i syn Siergieja zmarli niespodziewanie po przeniesieniu się do rodziny w Wielkiej Brytanii. Niewykluczone, że również zostali otruci.
Brytyjski rząd nie miał wyboru, musiał zareagować. Dwunastego marca, osiem dni po zamachu na Skripalów, Theresa May oświadczyła w Izbie Gmin, że „wedle wszelkiego prawdopodobieństwa” za atakiem stoi Władimir Putin. Stwierdziła, że „był to akt agresji skierowany bezpośrednio przeciwko naszemu państwu, chyba że rosyjski rząd utracił kontrolę nad niezwykle niebezpiecznym środkiem paralityczno-drgawkowym”. Premier Wielkiej Brytanii zażądała od Moskwy udzielenia wyjaśnień, wyznaczając termin do północy następnego dnia. Rosjanie odpowiedzieli ciosem na cios, nazywając wypowiedź May prowokacją i „cyrkowym przedstawieniem w brytyjskim parlamencie”. Wyraźnie nie zamierzali niczego wyjaśniać. Dwa dni później Theresa May ogłosiła decyzję o wydaleniu dwudziestu trzech rosyjskich szpiegów operujących w Londynie pod przykrywką dyplomatów. W odpowiedzi Rosjanie natychmiast kazali się spakować dwudziestu trzem członkom brytyjskiego korpusu dyplomatycznego.
Oskarżenie Rosji o użycie broni chemicznej na obszarze innego kraju wywołało bezprecedensową reakcję międzynarodowej społeczności. Dwadzieścia osiem zachodnich państw wydaliło łącznie ponad stu pięćdziesięciu rosyjskich dyplomatów. Przywódcy Stanów Zjednoczonych, Francji i Niemiec we wspólnym oświadczeniu potępili Rosję za „pierwsze po drugiej wojnie światowej użycie bojowego środka paraliżującego na terenie Europy”, nazywając zamach „atakiem na suwerenność Zjednoczonego Królestwa” oraz pogwałceniem prawa międzynarodowego, „które zagraża bezpieczeństwu nas wszystkich”. W relacjach Zachodu z Rosją zapanowała lodowata atmosfera niczym w czasach zimnej wojny. Demonstracja międzynarodowej solidarności miała istotne znaczenie dla Wielkiej Brytanii, która wskutek swojej decyzji o opuszczeniu Unii Europejskiej znalazła się w izolacji. Pani premier, ostro krytykowana w Londynie za fiasko „rozwodowych” negocjacji, znów mogła uchodzić za polityczkę światowego formatu. Tymczasem w Moskwie Putin z ledwie skrywaną uciechą zacierał ręce.
Reakcja Zachodu na próbę zabójstwa Skripalów była spełnieniem życzeń gospodarza Kremla. Dwa tygodnie po zamachu, 18 marca, w Rosji odbywały się wybory prezydenckie i Putin chciał zmobilizować swój elektorat, choć trzeba przyznać, że nie miał poważnej konkurencji. Symboliczny przywódca opozycji, Aleksiej Nawalny, wielokrotnie aresztowany w czasie kampanii prezydenckiej, ostatecznie otrzymał zakaz kandydowania, a dawny główny rywal Putina, Boris Niemcow, trzy lata wcześniej zginął na moskiewskim moście od kul zamachowca. Wynik wyborów był z góry przesądzony. Jednak Putin, szykujący się do kolejnych sześciu lat u sterów państwa, marzył o miażdżącym zwycięstwie, a do tego potrzebna była wysoka frekwencja. Należało wprowadzić Rosjan w nastrój patriotycznego wzmożenia i odwrócić ich uwagę od dramatycznego stanu osłabionej sankcjami gospodarki, rozbuchanej korupcji, rozpadającej się infrastruktury, chronicznego niedofinansowania opieki zdrowotnej i kulejącego systemu edukacji. A cóż lepiej nadawało się do tego celu od wzrostu poczucia zagrożenia ze strony zagranicznych wrogów, przed którym tylko on mógł obronić Matuszkę Rossiję?
To właśnie było głównym przesłaniem orędzia o stanie państwa, które Putin wygłosił trzy dni przed zamachem na Skripalów. Prezydent Rosji oświadczył, że Rosja zbudowała nowy arsenał pocisków jądrowych, zdolnych przeniknąć przez amerykańską tarczę obronną. W czarnym garniturze z usztywnionymi ramionami i intensywnie czerwonym krawacie wstąpił na mównicę i oświadczył: „Chciałbym powiedzieć ludziom, którzy od piętnastu lat próbują eskalować wyścig zbrojeń i uzyskać jednostronną przewagę nad Rosją, którzy nakładają na nas restrykcje i sankcje (…), że nie uda im się zmusić Rosji do uległości”. Na dwóch ogromnych telebimach za plecami prezydenta Federacji Rosyjskiej ukazały się okryte śniegiem wyrzutnie rakietowe wystrzeliwujące pociski we wrogie niebo, a następnie animacja trajektorii balistycznej opasującej cały glob.
Wojownicze orędzie o stanie państwa było pierwszym punktem starannie przygotowanego wyborczego show, który miał ukazać prezydenta Rosji jako globalnego mocarza. Zamach na Skripalów stanowił idealny ciąg dalszy. Kiedy Wielka Brytania, a po niej kraje Sojuszu Północnoatlantyckiego pod przewodnictwem Stanów Zjednoczonych obarczyły odpowiedzialnością Kreml, rosyjska machina propagandowa ruszyła pełną parą, rozpętując ogólnonarodową histerię na punkcie niegodziwości zachodnich wrogów Moskwy. Fabryki trolli, farmy fake newsów i reżimowe media produkowały oszałamiającą – nawet jak na rosyjskie standardy – liczbę teorii spiskowych. Brytyjczycy jakoby celowo wprowadzili Skripalów w śpiączkę i sfabrykowali dowody, żeby wrobić Rosję i odwrócić uwagę społeczeństwa od niepowodzenia negocjacji związanych z brexitem. Oczerniali Putina w przededniu rosyjskich wyborów prezydenckich, chcieli podważyć rolę Rosji w „negocjacjach pokojowych” w Syrii albo po prostu mścili się za to, że to nie oni zostali gospodarzem mistrzostw świata w piłce nożnej w 2018 roku. MI6 otruło Skripala ze strachu, że znów zmieni front i sprzeda Moskwie brytyjskie tajemnice. Za atakiem stały prozachodnie władze Ukrainy, Szwecja, Słowacja albo Czechy. Była to próba zabójstwa na zlecenie mafii. Nowiczok pochodził z laboratorium w Porton Down, Stany Zjednoczone wyprodukowały własną wersję środka paralityczno-drgawkowego lub ukradły go podczas inspekcji składów broni chemicznej w jednym z byłych krajów Związku Radzieckiego. Podobnym teoriom nie było końca.
Siergiej Naryszkin, dyrektor Służby Wywiadu Zagranicznego Federacji Rosyjskiej, stwierdził, że otrucie Skripalów było „groteskową prowokacją, prymitywnie zainscenizowaną przez brytyjskie i amerykańskie służby”, sam Putin zaś zbył oskarżenia, nazywając je lekceważąco „delirycznymi bredniami”. Jednocześnie jednak prezydent Rosji i jego propagandziści dawali do zrozumienia, że podejrzenia Brytyjczyków są słuszne.
Trzy dni po zdarzeniu w Salisbury, zanim jeszcze Wielka Brytania oskarżyła o odpowiedzialność za zamach Rosję, w głównym wydaniu wiadomości kontrolowanej przez Kreml stacji Pierwyj Kanał padła niezawoalowana groźba. Prowadzący program nazwał Skripala „zdrajcą ojczyzny” i dodał: „Nie życzę nikomu śmierci, ale w celach czysto wychowawczych chciałbym ostrzec każdego, komu marzy się taka kariera, że zawód zdrajcy to najbardziej niebezpieczna profesja na świecie”. Olśniewająco piękna Anna Chapman, kluczowa postać dziesięcioosobowej siatki uśpionych rosyjskich szpiegów, zdemaskowanej w 2010 roku w Stanach Zjednoczonych, publicznie zarzuciła Skripalowi zdradę ojczyzny. W szczycie kampanii prezydenckiej Putin osobiście wypowiedział ostrzegawcze słowa, wykorzystując do tego wywiad, którego udzielił zaprzyjaźnionej telewizji. Zapytany przez starannie wyselekcjonowanego dziennikarza, czy potrafi wybaczać, kiwnął potakująco głową. Następnie na jego twarzy pojawił się lodowaty uśmiech.
– Ale nie wszystko.
Dziennikarz był ciekaw, czego prezydent nie potrafi wybaczyć.
– Zdrady – warknął Putin.
Rosjanie są przyzwyczajeni do takich dysonansów poznawczych. Władza hipnotyzuje naród, siejąc zamęt poprzez rozpowszechnianie teorii spiskowych i sprzecznych oświadczeń, wypaczając debatę publiczną za pomocą dezinformacji, przesłaniając fakty kłamstwami; zdezorientowana świadomość zbiorowa Rosjan błądzi w wiecznej mgle wieloznaczności, w której nic nie jest prawdziwe i nikt za nic nie odpowiada. Siergiej Skripal zdradził ojczyznę, sprzedając rosyjskie tajemnice Zachodowi, a Putin jest mocarzem, więc zdrajcy sami ściągną na siebie zgubę. Zachód nęka Rosję fałszywymi oskarżeniami, żeby ją osłabić, a Putin jest mocarzem, więc tylko on może obronić naród. Takie wykluczające się przesłania serwowano Rosjanom i większość w nie wierzyła.
Putin wygrał 18 marca wybory prezydenckie miażdżącą przewagą 77 procent głosów przy frekwencji sięgającej dwóch trzecich uprawnionych do głosowania. Tuż po zamknięciu lokali wyborczych spin doktorzy rosyjskiego prezydenta przypisali ten sukces jednemu wydarzeniu.
– Frekwencja była wyższa od oczekiwanej mniej więcej o osiem procent, za co musimy podziękować Wielkiej Brytanii – oznajmił Andriej Kondraszow. – Kiedy na Rosję spadają niesprawiedliwe, niepoparte dowodami oskarżenia, rosyjski naród zawsze jednoczy się wokół ośrodka władzy. A ośrodkiem władzy jest dzisiaj Putin.
Zamach na Skripalów był jawną prowokacją, która miała na celu zmuszenie Zjednoczonego Królestwa – i całego Zachodu – do jedynej możliwej reakcji, i trzeba przyznać, że to się Rosjanom udało. Jednocześnie jednak była elementem większego i znacznie bardziej groźnego projektu.
W rzeczywistości Putin pozbywał się oponentów za pomocą brutalnej siły od pierwszych dni swojej prezydentury, tylko Zachód długo zdawał się tego nie zauważać. W Rosji nieprawomyślni politycy, dziennikarze, kontrkandydaci w wyborach prezydenckich i ludzie publicznie krytykujący władzę ginęli od kul, trucizny, w wypadkach samochodowych, wypadali z okien, umierali wskutek pobicia i wylatywali w powietrze od 1999 roku, kiedy to Putin rozpoczął swoją pierwszą kadencję. Przymykanie oka na brutalne metody sprawowania władzy było ceną za prowadzenie intratnych interesów z odradzającą się gospodarczo potęgą nuklearną, kontrolującą zaopatrzenie Europy w energię, i z jej bajecznie bogatymi oligarchami, pompującymi miliardy dolarów i euro w zachodnie gospodarki. Kolejni przywódcy wmawiali sobie, że Putin jest człowiekiem, z którym można się porozumieć i który, odpowiednio do tego zachęcony, da się w końcu wywabić z krainy lodu i wprowadzi swój bezkresny kraj do cieplejszego, liberalnego świata, opartego na przestrzeganiu zasad i umów. Te nadzieje okazały się katastrofalną omyłką.
Naprawdę Putin nigdy nie chciał się przyłączyć do klubu. Pozostał tym, kim był od początku: produktem totalitarnego radzieckiego państwa policyjnego. Dla Putina rozpad ZSRR z jego masowymi zbrodniami, cenzurą, prześladowaniem dysydentów i buńczucznym izolacjonizmem był „największą katastrofą geopolityczną dwudziestego wieku”, za którą odpowiadał Zachód. Prezydent FR uważał rewolucje demokratyczne 1989 roku, zerwanie żelaznej kurtyny, ponowne zjednoczenie Europy i wstąpienie byłych państw bloku wschodniego do Unii Europejskiej oraz NATO za domagające się pomsty zniewagi. Piął się po szczeblach kariery w KGB i objął władzę na Kremlu gotowy wykorzystać wszystkie środki z arsenału radzieckich służb specjalnych, by przywrócić Rosji chwałę. Gdy przywódcy Stanów Zjednoczonych i krajów Unii Europejskiej zabiegali o jego względy, zapraszając go na spotkania na szczycie i składając oficjalne wizyty w Moskwie, zapraszając do grupy G8, powołując do życia Radę NATO-Rosja, by zacieśnić relacje wojskowe i polityczne, Putin uśmiechał się do kamer, ściskał wyciągane do niego dłonie i w tym samym czasie przygotowywał się do tajnej wojny z instytucjami liberalnej demokracji i sojuszami, na których opiera się stabilność Zachodu. Lis wśliznął się do kurnika.
Systematyczne eliminowanie wrogów, zdrajców i przeciwników politycznych to jeden z zasadniczych elementów tajnej kampanii Putina. Skrytobójstwo było wpisane w metody działania radzieckiego państwa; stanowiło skuteczny instrument władzy, przez ponad pół wieku spoczywającej w rękach budzącego grozę aparatu bezpieczeństwa, z którego wywodził się Putin. Komitet Bezpieczeństwa Państwowego (Komitiet Gosudarstwiennoj Biezopasnosti – KGB) z własnymi laboratoriami i fabrykami trucizn produkującymi takie cuda, jak rozpylacze epidemii, nafaszerowane cyjankiem kule, pistolety w kształcie szminki i parasole wstrzykujące śmiertelną dawkę rycyny, był światowym liderem w dziedzinie niewykrywalnych morderstw. Po upadku ZSRR możliwości tajnych służb zaczęły maleć, ale Putin odwrócił ten proces. Fetowany przez Zachód prezydent FR wskrzesił radziecki program selektywnej eliminacji wrogów. Państwo wznowiło finansowanie ze środków publicznych prac nad bronią chemiczną i biologiczną, substancjami psychoaktywnymi, słabo znanymi kancerogenami i innymi niepozostawiającymi śladów truciznami oraz szkoliło specjalne zespoły agentów do tropienia wrogów w kraju i za granicą. Putin zapewnił Federalnej Służbie Bezpieczeństwa, która zastąpiła KGB, stały dopływ pieniędzy i dał jej agentom licencję na bezkarne zabijanie niepożądanych jednostek w dowolnych miejscach globu. Jakakolwiek osoba, która zdradziła Matuszkę Rossiję, rzuciła wyzwanie wszechwładzy państwa albo po prostu za dużo wiedziała, mogła znaleźć się na muszce Kremla. Każde kolejne zwłoki wzmacniały przekaz: ten, kto nadepnął na odcisk Władimirowi Putinowi, w żadnym miejscu na Ziemi nie może się czuć bezpiecznie.
Kampania skrytobójstw była jednym z głównych elementów szeroko zakrojonego programu podkopywania stabilności Zachodu. Gdy dzięki zwyżkującym cenom ropy kasa państwa była pełna, Putin przeznaczał ogromne sumy nie tylko na prace nad cyberbronią, która po jednym naciśnięciu klawisza mogła sparaliżować infrastrukturę całego państwa, lecz także na hakerskie laboratoria zbierające kompromaty (kompromitujące materiały) na jego przeciwników. Zintensyfikował aktywność szpiegów do poziomu z czasów zimnej wojny: umieścił w Stanach Zjednoczonych siatkę „śpiochów” Anny Chapman, wysłał szpiegów do wszystkich liczących się europejskich stolic i rozbudował sieć agentów wpływu, którzy w zachodnich kuluarach władzy forsowali interesy Moskwy. Dozbroił brutalną rosyjską mafię, zacieśniając powiązania rządu i służb bezpieczeństwa z przestępczością zorganizowaną, która za przyzwoleniem prezydenta FR rozpostarła swoje macki na cały świat, stając się nieoficjalną agendą rosyjskiego państwa. Zbudował potężną machinę propagandową służącą dezinformowaniu opinii publicznej za granicą; zwerbował armię internetowych trolli z milionami fałszywych kont w mediach społecznościowych, szerzącą teorie spiskowe i siejącą chaos na Zachodzie; stworzył kanały przepływu brudnych pieniędzy, które wykorzystuje do sponsorowania ekstremizmu, terroru i despotycznych rządów w obcych krajach. Podwoił wydatki na wojsko i wdrożył wielomiliardowy program modernizacji armii, by zastąpić przestarzały poradziecki arsenał najnowocześniejszymi samolotami bombowymi, okrętami podwodnymi i wojennymi oraz pociskami o zasięgu międzykontynentalnym.
Przez kolejne kadencje Putin konsekwentnie wzmacniał swoją pozycję i rozbudowywał państwowy aparat przemocy, coraz bezczelniej poczynając sobie poza granicami własnego kraju. W 2006 roku wprowadził nowe prawo, które wprost zezwala agentom FSB na zabijanie wrogów Rosji na obszarze obcych państw. Od tamtej pory dysydenci, przeciwnicy reżimu Putina i renegaci, którzy przeszli na stronę Zachodu, giną gwałtowną lub zagadkową śmiercią zarówno w Stanach Zjednoczonych, jak i w Europie. Ale nigdzie Putin nie likwiduje swoich wrogów tak energicznie – i bezkarnie – jak w Wielkiej Brytanii.