- W empik go
Krwawiące serce Azji. Korzenie Kalifatu - ebook
Krwawiące serce Azji. Korzenie Kalifatu - ebook
Polski dyplomata, a w rzeczywistości agent, wyjeżdża do Kazachstanu i sąsiednich krajów, przygotowując wizytę polskiego dostojnika.
W trakcie podróży wypełnia również inne zadanie – w imieniu amerykańskiego wywiadu ma skontaktować się z człowiekiem, który nie jest tak przyjazny jankesom, jak im się wydawało.
Sytuacja przybiera niezwykle niebezpieczny obrót, a jedynym wyjściem jest prosić o pomoc rosyjskie siły specjalne…
Niedługo później bohater powieści wydobywa z opresji porwanego na Wschodzie polskiego dziennikarza, co ostatecznie kończy się piekłem, bo nic z czym mamy do czynienia nie jest takie, jakim nam się wydaje.
Gry prowadzone przez wywiady, służby specjalne i terrorystów to nieustanne balansowanie na linie, którą w każdej chwili mogą przeciąć politycy. To oni, dla „wyższych racji”, są gotowi narażać życie agentów, a ci, żeby przetrwać, muszą być lojalni wobec siebie, choć pochodzą z wrogich obozów.
Leszek Bugajski
Kategoria: | Podróże |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-64378-40-9 |
Rozmiar pliku: | 1,4 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Paweł – radca ambasady polskiej w Moskwie, oficer wywiadu Urzędu Ochrony Państwa.
Pozostali bohaterowie:
(w kolejności alfabetycznej)
Bahar – Ujgur, muzułmanin, obywatel Chińskiej Republiki Ludowej, „potrójny” agent
Dubynin – rosyjski pułkownik, dowódca grupy operacyjnej Specnazu w Uzbekistanie
Dżihadysta – terrorysta ISIS (Daesz), samozwańczego kalifatu, symboliczny „następca” Bahara
Dżyrobali (tadż. miotła) i jej koleżanka – współpracownice Bahara,Tadżyjki, pracownice kontraktowe w bazie wojskowej 201 Federacji Rosyjskiej w pobliżu stolicy Tadżykistanu Duszanbe oraz
Dżungali (powodujący konflikty) i Gurdak (wilk) – terrorystyczni wspólnicy Bahara
Gromow Wasilij – pułkownik, weteran Specnazu, sił specjalnych, na usługach SWR (Służby Wywiadu Zagranicznego) Rosji
Ismaił – mułła, wysłannik „guru” talibów – mułły Omara, następcy Osamy bin Ladena
Kozatchuk Allan – minister pełnomocny, zastępca ambasadora USA w Moskwie
Kucharski Zbigniew – pełnomocny przedstawiciel władz polskich, negocjujący oswobodzenie porwanego przez Czeczenów polskiego dziennikarza
Lawson Timothy – agent, „antena” CIA (Centralnej Agencji Wywiadowczej), pracujący „na przykryciu” biznesmena w Duszanbe
Paolo – jezuita włoski, jeniec ISIS, samozwańczego Państwa Islamskiego (Daesz) na terenie Syrii
Rahman – mułła, łącznik mułły Ismaiła z Baharem
Shu-Lin – generał, szef Guoanbu, wywiadu wojskowego Chińskiej Republiki Ludowej
Taałaj (kirg. szczęście) – młoda Kirgizka, „przygoda” Pawła, sprzedawczyni z bazaru Osz w Biszkeku, stolicy kraju
Tenet George – szef CIA
Trubnikow Wiaczesław – generał, szef SWR Rosji
Umarali – kierowca i współpracownik Lawsona
Istotne miejsca akcji:
Moskwa, Jasieniewo – miejscowość pod Moskwą, siedziba Służby Wywiadu Zagranicznego (SWR) Rosji
Langley – w Wirginii, pod Waszyngtonem, siedziba kwatery głównej Centralnej Agencji Wywiadowczej (CIA) USA
Ałmaty – stolica Republiki Kazachstanu
Biszkek – stolica Kirgistanu
Duszanbe – stolica Republiki Tadżykistanu, graniczącego z Afganistanem państwa powstałego po rozpadzie Związku Radzieckiego, będącego na pierwszej linii konfrontacji z wojującym, również terrorystycznymi metodami, fundamentalistycznym islamem
Baza 201 – baza wojskowa Federacji Rosyjskiej koło Duszanbe, TadżykistanPROLOG
Paweł siedział za biurkiem w swoim gabinecie polskiej ambasady w Moskwie. Widok zza nieco przybrudzonych szyb pierwszego piętra głównego bloku placówki nie był zbyt inspirujący. Naprzeciwko, wzdłuż Bolszoj Gruzinskoj, perspektywę zamykały brunatnoczarne od smogu, ceglane budynki służb technicznych metra. Były tam zainstalowane stałe punkty obserwacyjne FSB (Federalna Służba Bezpieczeństwa Rosji) oraz systemy podsłuchowe, także mikrofony kierunkowe, wycelowane w to skrzydło polskiego przedstawicielstwa, gdzie mieściły się gabinety pracowników pionu politycznego. Miało to tę zaletę, że jeśli chciało się inspirować i dezinformować rosyjskie służby, wystarczyło uchylić dolną część dwójdzielnego okna pod pretekstem wietrzenia i prowadzić głośną rozmowę telefoniczną bądź dialog z pracownikiem. Oczywiście nie należało z tym przesadzać, bo po drugiej stronie też byli fachowcy.
Dalej, bardziej na prawo, wzdłuż ulicy Klimaszkina ciągnął się szereg szarych, anonimowych kamienic, przerwany jaskrawą czerwienią fasady apartamentowca dla nowobogackich. Graniczył on ze skwerem, na którego środku wznosił się pomnik Szoty Rustawelego, średniowiecznego poety i dworzanina królowej Tamary, autora eposu narodowego Gruzinów „Rycerz w tygrysiej skórze”.
Wiosna przechodziła już w lato i powinno być zielono, choć trudno to było w sercu tej metropolii zauważyć. Zniechęcony depresyjnym obrazem, na który chcąc nie chcąc musiał stale spoglądać, chyba że zmieni ustawienie biurka, na co nie mógł się jakoś zdecydować, Paweł zaczął przerzucać stos notatek, piętrzący się na rozległym blacie.
Były wśród nich szkice raportów dotyczące sytuacji na południowo-wschodniej flance WNP (Wspólnoty Niepodległych Państw). Tę sztuczną nieco formację stanowiły państwa, które wyemancypowały się z byłego Związku Radzieckiego po jego rozpadzie. Po zachłyśnięciu się niepodległością, szybko wziętą w karby przez byłych sekretarzy partii tych krajów, którzy w czarodziejski sposób przeobrazili się w nacjonalistów – kazachskich, uzbeckich czy tadżyckich, przyszły chwile opamiętania. Sieć związków z Rosją była tak gęsta, że jej natychmiastowe rozerwanie nie wchodziło w rachubę. Również Rosja chciała zachować swe wpływy, chociaż święto obchodzone z okazji powstania Federacji Rosyjskiej jako odrębnego państwa niektórzy członkowie jej establishmentu nazywali złośliwie „świętem wyzwolenia Rosji od republik radzieckich”.
W każdym razie we wspomnianym już Tadżykistanie sprawy nie miały się dobrze. Używając dyplomatycznej nowomowy, można tam było mówić o chwiejnej równowadze lub destabilizacji. Po ludzku mówiąc, raz wybuchała tam jasnym płomieniem, a raz przygasała wojna domowa, podsycana przez islamistów starających się pokonać słaby rząd.
Paweł trafił do Moskwy na stanowisko radcy polskiej ambasady niejako z automatu, bo wcześniej w Ministerstwie Spraw Zagranicznych odpowiadał właśnie za sektor WNP i zajmował się analizą relacji tych nowo powstałych państw z Rosją i vice versa.
Medytował teraz, które papiery zmienić w depeszę do MSZ, a które powinny dotrzeć do Urzędu Ochrony Państwa. Praca była dla niego zawsze podwójnym ciężarem, musiał bowiem wywiązywać się ze swych obowiązków dyplomaty wobec gmachu na Szucha, a jako oficer służb zobligowany był do zasilania zasobów informacyjnych centrali polskiego wywiadu. Nie narzekał jednak, rozumiał, że przechodzące transformację państwo polskie musi okrzepnąć, a jednym z elementów jego siły powinna być solidna baza danych, dotycząca działań i zamiarów sąsiadów Rzeczypospolitej, mogących wpływać na jej losy.
Wieści z południowo-wschodniej części pękniętego imperium, z „miękkiego podbrzusza” Rosji, interesowały też nowych sojuszników Polski, szczególnie tych zza Atlantyku. W dodatku Polacy znali i rozumieli historię i stosunki panujące w byłym globalnym mocarstwie – ZSRR i jego spadkobierczyni – Federacji Rosyjskiej. Byli w stanie dostrzec to, co umykało tęgim głowom waszyngtońskich think tanków, umieli też poruszać się po tym skomplikowanym obszarze, na którym Amerykanie czuli się zagubieni. Paweł natomiast czuł się tu jak ryba w wodzie. Po „szalonych latach dziewięćdziesiątych”, gdzie jeden typ o byczym karku z grubym złotym łańcuchem na krótkiej szyi rozwalał z lubością wygolony łeb podobnego sobie, gdy rozszarpywano niezmierzone bogactwa największego państwa świata, gdy uwłaszczano się za marne kopiejki na wielomiliardowych dobrach, miał okazję oglądać to z bliska. Nic go już nie dziwiło. W porównaniu z przełomem lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych, gdy szalały tu mafie, druga połowa lat dziewięćdziesiątych wydawała się dla Moskwy i całej Rosji zwiastunem zbliżania się czasów spokoju. Z tym spokojem było jednak jak z horyzontem – im bardziej się do niego zbliżyć, tym bardziej się oddalał.
W każdym razie Paweł, mimo nawału zajęć, nudził się prawie, nie czując żadnych zewnętrznych stymulujących impulsów. Jakby moskiewskie życie na wysokich obrotach nagle straciło impet i wchodziło w koleiny zbliżone do normalności. Tak mu się przynajmniej wydawało. Nic nie wskazywało na wydarzenia, w których centrum niebawem miał się znaleźć. – Jak mawiają żeglarze, nadmierna cisza, „sztil”, często zwiastuje nadciągający sztorm.1
Samolot kazachskich linii lotniczych Air Kazakhstan schodził do lądowania na lotnisku Osokin koło Ałmaty szarpany gwałtownymi turbulencjami. Przypominały one bardziej jazdę arbą, dwukołowym wozem, na ogół ciągniętym przez osła po środkowoazjatyckich bezdrożach zabitych deskami aułów – wiosek, w tutejszym interiorze. Ten lot z Moskwy był swego rodzaju odkryciem dla Pawła, który już od ponad trzech lat zajmował się, jako radca ambasady polskiej, krajami należącymi do powstałej po rozpadzie Związku Radzieckiego Wspólnoty Niepodległych Państw. Odkryciem dość szokującym. Pasy bezpieczeństwa w samolocie nie dopinały się, zagłówki siedzeń żyły własnym, niezależnym od fotela, życiem. Na dodatek widział przez brudny iluminator skrawki duraluminiowej blachy, które w czasie lotu unosił znad skrzydła potok powietrza. Ił-62 jakoś jednak dał sobie radę z długą trasą. Podobnie jak tęgie stewardesy z obsługą pasażerów. Podawały im wodę w głębokich, plastikowych czarkach wielokrotnego użytku i niejadalne kanapki z ogórkiem kiszonym oraz czymś, co przypominało kiełbasę. Ił przyziemił ostro i wyhamował, powodując skrzypienie i drgania konstrukcji maszyny. Paweł odetchnął. Pomyślał, że chyba przeżył najniebezpieczniejszy moment swego zadania w poradzieckiej Azji Środkowej. W porównaniu z zagrożeniem życia przy takich lotach reszta wydawała się nic nie znaczącym epizodem. Podkołowały schodki, po których leniwie, w słoneczny żar, zaczęli schodzić pasażerowie. Ostatnim etapem udręki było odnalezienie bagaży, zjeżdżających z luku taśmociągiem wprost na betonową płytę lotniska. Większość podróżnych udała się już pieszo do budynku terminala. Paweł, którego przylot zaanonsował tutejszemu Ministerstwu Spraw Zagranicznych protokół dyplomatyczny polskiej ambasady w Moskwie, czekał na przybycie mających go przywitać urzędników. Powinni odebrać go samochodem z pokładu statku powietrznego. Tymczasem schronił się przed parzącymi promieniami w cieniu skrzydła. Załoga też już zakończyła pracę i rozklekotanym gazikiem odjechała. Paweł zrozumiał, że jest w Azji, że pojęcie punktualności jest tu relatywne, i że będzie miał dużo czasu na rozmyślania.