- W empik go
Kryminał tango - ebook
Kryminał tango - ebook
Jedenaście krótkich opowiadań, które pokażą Ci, jak wygląda życie za kratami. To opowieści o ludziach, którzy z różnych powodów znaleźli się za więziennym murem. Każdy dzień ma wyznaczony rytm, ale nie oznacza to, że nic nie jest w stanie ich zaskoczyć. Opowiadania odsłaniają brutalne kulisy więziennych układów, metody karania osadzonych i codzienne życie, które odbiega od naszych wyobrażeń.
„Kryminał tano" to przykład mocnej literatury, która zostaje z czytelnikiem jeszcze długo po zakończeniu lektury.
Kategoria: | Proza |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-87-269-1117-6 |
Rozmiar pliku: | 318 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Dwa nowsze opowiadania, które wzbogaciły poprzednie wydanie, zostały przeniesione do _Brudnych historii_. Zbiór ten jest w przygotowaniu i niebawem (po raz drugi) ukaże się na rynku wydawniczym.
Janina Granas-Olewińska, redaktor i wydawca
I co tam, młody, znowu bazgrzesz w tym swoim kajeciku? Że też chce ci się ruszać ręką tyle czasu. Przyjemniej byś lepiej wykorzystywał tę energię. Jak? Jak? Jak? Siak. A zwaliłbyś konia. Pisarzem chcesz zostać czy jaki chuj?
O czym tu pisać? Pudło, jak pudło. Beton i kraty. My i klawisze. I ciągła nuda. I tylko czasami jakieś historie. Ale nawet jak je napiszesz, to kto w nie uwierzy? Kto z porządnych obywateli uwierzy, że w przeddzień XXI wieku, w cywilizowanym kraju, za pewnym murem odbywają się takie harce? Nikt, kurwa, przy zdrowych zmysłach. Lepiej więc odłóż pisak i wypierdol ten kajet.
Najlepiej nie odsłaniać tutejszych tajemnic.DOŁEK
Budzisz się z chwilą, gdy przekroczysz jego próg. Trzask drzwi, zgrzyt zamka za plecami i to, co przed tobą: półmrok i deski. I oddalające się kroki na korytarzu za ścianą. Dopiero wtedy dociera do ciebie, gdzie jesteś i że to wcale nie jest zły sen. Rozglądając się nerwowo się uśmiechasz. Jeśli masz szczęście, ktoś już tam jest, leży albo siedzi, albo stoi na drewnianym, szerokim podeście, który przez kilkadziesiąt godzin będzie twoim krzesłem i łóżkiem, z głową zwróconą w zakratowane okno, przez które, jak sam się później przekonasz, prawie nic nie widać. Jedynie kawałek nieba i coś jeszcze, jeżeli masz szczęście: fragment jakiegoś budynku, drzewa... Okno jest wysoko i zwykle nie widzi się niczego więcej. Żadnej ulicy, ludzi, samochodów. Jeśli masz szczęście i areszt nie znajduje się na zadupiu, życie miasta dociera do ciebie poprzez uszy. Chłoniesz to życie wyłącznie tym zmysłem. Przez kilkadziesiąt godzin będzie to twój jedyny kontakt ze światem zewnętrznym.
Naprawdę dobrze, gdy ktoś już tam jest. Przywitanie trwa krótko, uścisk dłoni, wymiana imion, ewentualnie ksywek, jeżeli już jakiejś się dorobiłeś. Nazwiska nie są ważne. Niektórzy z tych, co tam trafiają, przedstawiają się paragrafem. Każdy obstukany w temacie od razu wie, z kim ma do czynienia. Wtedy niepotrzebne są pytania. Numer paragrafu mówi ci wszystko, co powinieneś wiedzieć o swoim towarzyszu.
Jeśli jesteś zielony, a ten kto tam siedzi, jest starym wyjadaczem, w ciągu kwadransa wprowadza cię w nową rzeczywistość. Oznajmia ci pory posiłków, godziny zmian strażników i robi mały wykład o celi, w której będziesz musiał spędzić trochę czasu. Pokazuje ci skrytki (zwykle jakieś są, najczęściej pod deskami w podłodze) i miejsce, w którym będziesz mógł się odlać, bez obawy, że zalejesz podłogę, kiedy wredny strażnik nie będzie chciał cię wypuścić do kibla. Zwykle gdy naprawdę przyciśnie, leje się na zakratowany kaloryfer, znajdujący się w głębokiej wnęce w ścianie. Szczyny gromadzą się w niecce pod nim i nie wypływają. Jeżeli akurat kotłownia grzeje, po pewnym czasie zaczyna tu śmierdzieć jak w zapuszczonym miejskim szalecie. Ale wkrótce przestajesz ten smród czuć... Przyzwyczajasz się do niego. Zresztą zapach, który wita cię w celi, gdy do niej trafiasz, jest zupełnie taki sam. Tylko bardziej stęchły. Wiedz, że przed tobą w to samo miejsce lało wielu. Większość strażników ma leniwe dupy i nie chce im się przychodzić na twoje wezwania. Są dwa kaloryfery. Po jednym z każdej strony drzwi. Najlepiej lać na ten przy drewnianej ławie pod ścianą. Drugi znajduje się przy podeście, na którym będziesz spał. Jeśli na niego naszczysz, będzie ci śmierdzieć pod samym nosem.
W tym miejscu najważniejsze są papierosy. Pragniesz ich, nawet jeżeli nie palisz. Jedynie one uspokajają i pozwalają w miarę jasno myśleć. Jeśli w chwili zatrzymania masz fajki, trafiają z tobą do celi. Co najwyżej profos wysypie ci je z paczki i sprawdzi, czy niczego w nich nie ukrywasz. Zapałki i zapalniczkę też pozwalają ci wziąć... To najczęściej jedyny ludzki gest z ich strony. Jeżeli jednak w chwili aresztowania nie masz fajek, a w kajucie oprócz zapisanych, odrapanych ścian, nikt cię nie wita, pozostaje ci jeszcze ją przeszukać. Od strażnika papierosa nie dostaniesz, zaśmieje ci się w twarz, gdy go poprosisz. Pozostaje więc kajuta... Jest wiele miejsc do przeszukania. Wszystkie zakratowane elementy, to jest okna, kaloryfery i świetlik nad drzwiami, w którym nieustannie jarzy się małowatowa żarówka, oraz poluzowane deski w podłodze... Jeśli będziesz miał szczęście, znajdziesz w którymś z tych miejsc fajkę ewentualnie kilka niedopalonych petów, a nawet kawałek draski i pojedyncze zapałki. Starzy więźniowie czasami chowają coś z tych rzeczy dla następnych, co trafiają tu po nich. W popielniczce, która zwykle jest na ławie, nie ma co grzebać. Zwykle leżą w niej pety wypalone aż po ustnik. Popielniczka spełnia też inną rolę. Gromadzi materiał wykorzystywany do więziennego graffiti. Petami świetnie pisze się po ścianach. Zresztą odczytywanie napisów przez kilka godzin będzie stanowić twoją rozrywkę Jest ich na ścianach bez liku, a niektóre są nawet całkiem zabawne...
Jeżeli masz szczęście, jesteś tam z kimś albo nawet z kilkoma osobami. Rozmowy są wybawieniem od myślenia. A myśli dopadają cię w każdej chwili ciszy, natarczywe i okrutne, i całkowicie burzą twój spokój. Staraj się więc gadać jak najwięcej. Nie ma sensu analizowanie tego, co zrobiłeś i za co tu trafiłeś, ani okazywanie skruchy przed samym sobą. To w niczym ci nie pomoże, jedynie pognębi jeszcze bardziej. Nawet jeśli będziesz bez przerwy płakał i przepraszał, nikt cię stamtąd nie wypuści. Wzbudzisz tylko szyderczy śmiech u wszystkich. A wiedz, że śmiech ten pójdzie za tobą dalej, jeśli zrobiłeś coś poważnego i dołek jest tylko twoim pierwszym etapem na więziennej drodze. A dalej dla miękkich facetów jest tylko droga przez mękę...
Aha... to już na koniec... Jeśli zależy ci na żołądku, przez te czterdzieści osiem godzin, które mogą cię tam trzymać, żarcia lepiej nie ruszaj. Sraczka po nim murowana. A klawisz, jak to klawisz, na twój dzwonek raz przyjdzie, raz nie. Zależnie, jaki akurat ma humor.NOC W ARESZCIE
Przywieźli ją późnym wieczorem w niedzielę. Jej histeryczny płacz postawił na nogi chyba wszystkich. Dyżurujący strażnik wydarł się na nią, a policjantki, które ją eskortowały, zawtórowały mu. Płacz kobiety wzmógł się. Jeszcze przez chwilę próbowali ją uciszyć słowami, potem w ruch poszły gumy. Siedziałem trzy cele od nich i wyraźnie słyszałem głuche uderzenia. Raz, dwa, trzy... Nawet nie pisnęła. Uciszyła się momentalnie.
Po przyjęciu zaprowadzili ją do czwórki, zaraz obok mojej. Kobieta była półprzytomna, musieli ją podtrzymywać, profos wprowadził ją więc do środka razem z policjantką.
– Nachlana – skomentował szeptem chłopak, który ze mną siedział. Odszedł od drzwi i wrócił na deski. Gdy w celi obok szczęknęły zamki i ciężkie buty klawisza przemierzyły korytarz, a głosy policjantek ucichły na schodach prowadzących do wyjścia z aresztu, ja również wróciłem na łoże, które bardziej przypominało taneczny, podwyższony parkiet w wiejskiej tancbudzie niż cokolwiek, na czym można by zmrużyć oko. Ale było to „łóżko” niezwykłe, pięcioosobowe. Pięciu rosłych mężczyzn mogło rozłożyć na nim swoje zaszczane, nigdy nie czyszczone materace, pożółkłe poduszki oraz nigdy nie prane koce i spędzić noc, leżąc jeden obok drugiego. Na szczęście spało nas tam tylko dwóch.
Pierwszy raz przymknęli mnie za pobicie. Miałem osiemnaście lat i byłem pijany. Nie za bardzo, ale na tyle, żeby hamulce, które zwykle miałem, puściły mi całkowicie. Efekt – dwóch porozbijanych facetów. Jeden z nich oberwał zasłużenie, a drugi miał pecha, bo stanął w obronie tamtego. I choć w gębę dostał tylko raz, smrodził najwięcej. Okazał się jakimś muzykiem, grał chyba na flecie i twierdził, że mój cios, po którym wypadł mu ząb, pozbawił go najbliższego koncertu.
To niestety koniec bezpłatnego fragmentu. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki.