Kryptonim "Banany" - ebook
Kryptonim "Banany" - ebook
Rok 1940
Druga wojna światowa
Jedenastoletni Eryk spędza całe dnie tam, gdzie czuje się najszczęśliwszy – w ogrodzie zoologicznym. Zwierzęciem, z którym łączy go szczególna więź, jest przedstawicielka małp człekokształtnych o imieniu Gertruda.
Kiedy od śmierci będzie dzielił ją tylko jeden zastrzyk lub strzał, chłopiec nie zawaha się nawet przez chwilę. Musi ocalić ulubienicę!
Razem z wujkiem Sidem opracowują plan misji ratunkowej.
Uciekają do małej nadmorskiej miejscowości.
Ale senne miasteczko wcale nie zapewni im bezpieczeństwa.
| Kategoria: | Dla dzieci |
| Zabezpieczenie: |
Watermark
|
| ISBN: | 978-83-62745-95-1 |
| Rozmiar pliku: | 32 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
BABCIA RABUŚ
BABCIA RABUŚ. WYDANIE JUBILEUSZOWE
PAN SMRODEK
CHŁOPAK W SUKIENCE
DEMONICZNA DENTYSTKA
WIELKA UCIECZKA DZIADKA
SZCZUROBURGER
CWANA CIOTUCHNA
MAŁY MILIARDER
GANG GODZINY DUCHÓW
TREFNY TATUŚ
POTWÓR Z ARKTYKI
CÓŚ
BESTIA Z PAŁACU BUCKINGHAM
GLUCIAK
BABCIA RABUŚ POWRACA!
MEGAMONSTRUM
Zbiory opowiadań z kolorowymi ilustracjami:
NAJGORSZE DZIECI ŚWIATA
NAJGORSZE DZIECI ŚWIATA 2
NAJGORSI NAUCZYCIELE ŚWIATA
NAJGORSI RODZICE ŚWIATA
ERYK
Niski, nieśmiały jedenastolatek z odstającymi uszami. Nosi okulary z pękniętym szkłem. Niestety, tak jak inne dzieci, Eryk stracił na wojnie oboje rodziców. Stał się smutny i zamknięty w sobie. Jedyne, co przynosi mu radość, to wizyty w LONDYŃSKIM ZOO. Nawiązał tam wyjątkową znajomość z wielką włochatą przyjaciółką. Więcej o niej za moment.
WUJ SIDNEY
Wujeczny dziadek Eryka i najstarszy wiekiem opiekun zwierząt w LONDYŃSKIM ZOO. Pracuje tam od niepamiętnych czasów – nawet on sam nie potrafiłby powiedzieć, ile to już lat. Podobnie jak większość mężczyzn w momencie wybuchu pierwszej wojny światowej wuj Sid zaciągnął się do wojska. Ale pierwszego dnia walk, podczas bitwy we Francji, nastąpił na minę i stracił obie nogi. Obecnie porusza się na blaszanych protezach, lecz jego bitewny zapał ani trochę nie przygasł. Mężczyzna oddałby wszystko, żeby móc stanąć do walki z nazistami i raz na zawsze dowieść swojego bohaterstwa.
BABKA
Babka Eryka to groźna postać. Chadza od stóp do głów odziana w czerń. Ma czarne buty, czarną jesionkę, a na głowie czarny toczek. Przygłucha staruszka nie rusza się nigdzie bez swojej trąbki do ucha, dzięki której nie tylko lepiej słyszy, lecz także ma czym przyłożyć komuś, kto stanie jej na drodze. Przygarnęła osieroconego wnuka, a choć Eryk kocha babcię, trudno mu znieść jej surowe metody wychowawcze.
BIETKA
Wyjątkowa kobieta, tryskająca radością i miłością. Pracuje jako lekarka w szpitalu wojskowym w Londynie, gdzie dzień i noc opiekuje się rannymi żołnierzami. Bietka i Sid mieszkają w sąsiadujących ze sobą szeregowcach. Podczas jednego z bombardowań pocisk wyrwał dziurę w płocie dzielącym ich ogródki, więc pani doktor może swobodnie składać staruszkowi wizyty o każdej porze.
NINA, STRAŻNICZKA CYWILNEJ OBRONY PRZECIWLOTNICZEJ
Nina dołączyła do setek londyńskich strażników obrony przeciwlotniczej, którzy podrywają się do działania, kiedy nadlatują wrogie bombowce. Zadaniem strażników jest dopilnować, żeby mieszkańcy Londynu opuścili ulice i udali się do schronów, gdy tylko zaczną wyć syreny alarmowe. To idealna praca dla dziewczyny, która uwielbia wszystkimi dyrygować.
SIR FRYDERYK OBAWA
Być może zdziwi cię fakt, że chociaż sir Fryderyk pełni funkcję dyrektora LONDYŃSKIEGO ZOO, szczerze nie lubi zwierząt. Niezależnie od kształtu i rozmiaru, wszystkie przyprawiają go o dreszcze. Obawa żyje w wiecznej obawie, że zostanie obśliniony, skubnięty lub, co gorsza, obsiusiany. Dlatego prawie przez cały czas chowa się w swoim gabinecie, byle jak najdalej od tych wszystkich ohydnych bestii. To człowiek niesłychanie wyrafinowany. Kiedy się odzywa, zawsze brzmi tak, jak gdyby coś deklamował i jednocześnie ssał śliwkę w czekoladzie.
KAPRAL TŁUCZEK
Emerytowany żołnierz, walczący niegdyś na froncie pierwszej wojny światowej, teraz pracuje w LONDYŃSKIM ZOO jako nocny stróż. Mężczyzna ma duże krzaczaste wąsy, nosi przypięty do piersi rząd medali i nigdy nie rozstaje się ze swoim hełmem, a co ważniejsze – z karabinem. Kapral ma rozkaz strzelać do każdego niebezpiecznego zwierzęcia, które próbowałoby uciec z ogrodu zoologicznego podczas nalotów.
PANNA UŚPIJ
Wysoką, barczystą weterynarkę z LONDYŃSKIEGO ZOO wzywa się, ilekroć zajdzie potrzeba uśpienia któregoś ze zwierząt. Panna Uśpij uwielbia swoją pracę. Zjawia się zawsze uzbrojona w strzykawkę pełną trutki. Im grubsza zwierzyna, tym lepiej. Persona ta budzi wszechobecny niepokój, ponieważ porozumiewa się tylko warknięciami.
HELENA i BERTA
Tajemnicze siostry bliźniaczki, które na południu Anglii, w miejscowości Bognor Regis, prowadzą pensjonat Z Widokiem na Morze. Od wielu lat nikt się w nim nie zatrzymywał. Co zatem para osobliwych starszych dam tam porabia? Czyżby ich na pozór nieskazitelna aparycja skrywała mroczne postępki?
KAPITAN LANCA
Lanca to dystyngowany, ale i bezwzględny dowódca U–Boota – niemieckiego okrętu podwodnego. Adolf Hitler, demoniczny przywódca nazistów, osobiście wydelegował kapitana na ściśle tajną misję w okolice południowego wybrzeża Anglii. Tam przyczaił się jego okręt, który w każdej chwili gotów jest do ataku. Jeśli Lancy uda się wypełnić zadanie, przechyli szalę zwycięstwa na korzyść wojsk hitlerowskich i odniosą one miażdżący sukces nad oddziałami brytyjskimi.
WINSTON CHURCHILL
Premier Wielkiej Brytanii. Zwalisty, łysiejący jegomość – zawsze nienagannie ubrany w trzyczęściowy garnitur, który uzupełniają mucha i filcowy kapelusz z podwiniętym rondem. Winston Churchill słynie z porywających przemówień, niezłomnej determinacji oraz zamiłowania do brandy i cygar. Wielu upatruje w nim jedynego przywódcę zdolnego poprowadzić Anglię do zwycięstwa nad hitlerowskim najeźdźcą.
I ostatnia, choć nie mniej ważna…
GORYLICA GERTRUDA
Gertruda to jedno z najstarszych zwierząt zamieszkujących londyński ogród zoologiczny. Jest też wśród nich najpopularniejsza. Prawdziwa gwiazda. Dzieci uwielbiają obserwować harce starej gorylicy, która bardzo chętnie – za banana lub dwa – popisuje się i stroi do zwiedzających przekomiczne miny. Małpa nawiązała szczególną więź z drobnym, nieśmiałym chłopcem w pękniętych okularach. Na imię mu Eryk.
ROZDZIAŁ 1
WAŃKA-WSTAŃKA
Życie.
Miłość.
Śmiech.
Światem zawładnęła wojna, siejąc niewyobrażalne spustoszenie. Jej okrucieństwo uczyniło te trzy wartości jeszcze ważniejszymi niż kiedykolwiek wcześniej.
Odegrają one istotną rolę także i w tej opowieści.
Nasza przygoda rozpoczyna się w Londynie w mroźne grudniowe popołudnie 1940 roku. A dokładniej, w LONDYŃSKIM ZOO, gdzie pewien chłopiec dokonał właśnie odkrycia, dzięki któremu roześmiał się po raz pierwszy od naprawdę długiego czasu.
— HA! HA! HA!
Mowa tu o osieroconym jedenastoletnim Eryku. Ze względu na niski wzrost i odstające uszy zawsze towarzyszyło mu nieodparte wrażenie, że odstaje od reszty. Chłopak nosił okulary, w których pękła jedna z soczewek, ale z powodu braku pieniędzy nie mógł ich naprawić.
Gdy dzwonek obwieszczał koniec lekcji, Eryk wybiegał z klasy tak szybko, jak tylko zdołały go nieść jego krótkie nóżki. Nienawidził chodzić do szkoły, bo — z powodu wielkich uszu — koledzy znęcali się nad nim i przezywali „Nietoperzem Gackiem”.
Eryk dostał od swojej babci przykaz, żeby po zajęciach pędzić prosto do domu. Jednak nie mógł oprzeć się pokusie, aby nie zbaczać z drogi. Szedł od szkolnej bramy między hałdami gruzu, a w zgliszczach zbombardowanych budynków, w spalonych dwupiętrowych autobusach i we wrakach zestrzelonych hitlerowskich myśliwców czekały na niego przeróżne przygody. Niemniej wcale się nie ociągał. O nie. Spieszyło mu się bowiem do najulubieńszego miejsca na Ziemi.
Do LONDYŃSKIEGO ZOO.
Co najlepsze, Eryk mógł wchodzić do ogrodu zoologicznego zupełnie ZA DARMO! To dlatego, że jego wujek pracował tam jako opiekun zwierząt. Wuj Sidney był tak naprawdę wujkiem mamy Eryka, ale chłopiec od zawsze nazywał staruszka po prostu „wujem Sidem”. Czasem nawet pomagał mu w pracy i wtedy zupełnie zapominał o swoich smutkach. Eryk marzył, że pewnego dnia również zostanie opiekunem zwierząt, które wydawały się o wiele milsze od ludzi. Przede wszystkim żadne z nich nie nabijało się z jego odstających uszu. Ba! Niektóre natura także obdarzyła odstającymi uszami! I nie miało to wcale znaczenia, ponieważ każde z nich odznaczało się własnym niepowtarzalnym pięknem.
Chłopiec uwielbiał karmić i kąpać zwierzęta, nie przeszkadzało mu nawet czyszczenie klatek. Niektóre z odchodów słonia ważyły tyle, co potężne głazy, i przerzucanie ich wymagało siły czterech rąk.
Sid cichaczem wpuszczał Eryka do zoo tylnym wejściem. Tym sposobem chłopak nie musiał płacić sześciu pensów za bilet wstępu, co dla jedenastolatka oznaczało przecież fortunę. Eryk nie miał pensa przy duszy, a co dopiero mówić o sześciu.
Codziennie, punktualnie o czwartej po południu, Eryk stawiał się przy wejściu dla personelu. Jak podczas specjalnej operacji wojskowej pukał trzy razy i znikał, by pozostać w ukryciu.
PUK! PUK! PUK!
Czekał w ciszy, dopóki nie odpowiedziało mu przeciągłe: „Hu-huuu!”. To wujeczny dziadek naśladował głos sowy, dając tym samym znać, że droga wolna. Za chwilę słychać było kroki zbliżającego się staruszka. Wuj nosił blaszane protezy, bo w czasie pierwszej wojny światowej mina przeciwpiechotna pozbawiła go obu nóg. Kiedy chodził, zawsze towarzyszyło mu wyraźne stukotu-klekotanie.
KLEKOTU-STUK! KLEKOTU-STUK! KLEKOTU-STUK!
— Hasło! — szeptał mężczyzna przyczajony po drugiej stronie furtki.
— Wańka-wstańka! — odpowiadał chłopak.
— Ha! Ha! — Sid otwierał mu ze śmiechem. — Właź!
Tajne hasło codziennie się zmieniało. Eryk za każdym razem wymyślał coś nowego, żeby wuja rozśmieszyć.
Do ich ulubionych należały:
— Dzięki, wujku.
— Jak tam w szkole? — spytał starszy pan. W oczy rzucało się ich rodzinne podobieństwo. Sidney również był niski i także odstawały mu uszy. Oprócz tego miał wielkie krzaczaste brwi i jeszcze gęstszą brodę. Ponieważ protezy wuja (razem ze stopami!) zostały wykonane z blachy, stał na nich dość niepewnie. W zasadzie wyglądał tak, jakby lada chwila mógł się przewrócić.
— Nienawidzę szkoły! — prychnął chłopak.
— Po co w ogóle dopytuję!
— Dzieciaki dokuczają mi, bo mam odstające uszy.
— Według mnie prezentują się całkiem zwyczajnie! — stwierdził staruszek, chwycił w palce własne uszy i pomerdał nimi, żeby rozbawić Eryka.
— Ha! Ha!
— Nie dręcz się docinkami! Liczy się to, co jest tutaj — dodał Sid, kładąc rękę na sercu. — Morowy z ciebie chłopak. Nigdy o tym nie zapominaj!
— Postaram się.
— Nie masz w szkole żadnych kumpli?
— Nie bardzo — odparł smutno Eryk.
— Za to wszyscy nasi podopieczni są twoimi wiernymi przyjaciółmi. Widać, że kochasz te zwierzaki, i zapewniam cię, że one równie mocno kochają ciebie.
Wnuczek uściskał staruszka i wtulił głowę w jego duży krągły brzuch.
— Hola, hola! — zawołał Sid, wymachując rękami jak pingwin, który próbuje odlecieć.
— Wybacz! Ciągle zapominam o tych protezach…
— Nie przejmuj się. Kiedy odejdę z tego świata, zaniesiesz mnie do skupu złomu!
— Z wujka jest żartowniś! — odrzekł chłopak z uśmiechem.
— Nawet pośród wojennej zawieruchy nie wolno nam tracić poczucia humoru. Należy się śmiać. Walczymy o prawo do szczęścia na własnych warunkach!
— Nigdy o tym nie myślałem w ten sposób — zastanowił się Eryk. — Ale masz rację, wujku. Potrzebujesz dziś pomocy?
— O! Uczynne z ciebie dziecko, ale nie trzeba. Wybiegi dla zwierząt już oporządziłem. Idź i baw się dobrze!
— Dzięki! Tu zawsze jest ekstra!
— Sądzę, że po ubiegłej nocy wszyscy bardzo się ucieszą na twój widok!
Eryk od razu wiedział, co Sid miał na myśli. Minionej nocy doszło do najbrutalniejszego bombardowania przez hitlerowskie siły powietrzne (inaczej Luftwaffe), jakiego doświadczył Londyn od początku wojny.
— Gdy tylko odezwały się syreny, pobiegłem zbudzić Babkę. Ona coraz gorzej słyszy.
— Wiem! Jest głucha jak pień.
— Potem, ja w piżamie, a Babka w koszuli nocnej, ruszyliśmy na STACJĘ BLACKFRIARS. Wraz z setkami innych mieszkańców przespaliśmy noc na peronie.
— I jak było? — spytał staruszek. — Pewnie hałaśliwie?
— I smrodliwie. Marne warunki do spania.
— Przynajmniej bezpieczne.
— A wujek gdzie się schował?
— Ja? Zamiast do schronu pognałem prosto do zoo, żeby zająć się zwierzętami. Próbowałem je uspokoić.
Chłopiec skrzywił się na samą myśl o tym, jak musiały się nacierpieć.
— Poradziły sobie jakoś?
— Robiłem, co mogłem, ale bomby uparcie waliły jedna za drugą. BUM! BUM! BUM! Obawiam się, że twoja ulubienica odczuła to najdotkliwiej. Ona nie znosi huku bomb. Omal nie oszalała ze strachu.
— Lepiej od razu do niej pójdę — postanowił mocno zaniepokojony Eryk.
— Koniecznie. Nikt inny nie poprawia jej humoru tak jak ty!
Starszy pan pieszczotliwie potargał mu czuprynę, zanim chłopak pobiegł odszukać przyjaciółkę.
Dla Eryka LONDYŃSKIE ZOO stało na równi z najwspanialszymi baśniowymi krainami. Chociaż nigdy w życiu nie opuścił Londynu, to w tym zakątku pośrodku miasta mógł spotykać absolutnie magiczne stworzenia z całego świata.
Gatunkiem, który Eryk ukochał najbardziej ze wszystkich, był
A dokładniej, gorylica Gertruda.ROZDZIAŁ 2
ZAMĘT
Zabawne w Gertrudzie było to, że bardzo przypominała człowieka, ale zarazem wyraźnie różniła się od ludzi.
Całe jej ciało pokrywały czarne i gęste włosy, jakby stale nosiła obszerny futrzany płaszcz. Głowę miała ogromną, z bardzo wydatnym czołem, które rozmiarem dorównywało reszcie twarzy. Po bokach łepetyny, tuż powyżej oczu, sterczały wyjątkowo duże uszy. Goryle zwykle cechują się niewielkimi małżowinami usznymi, ale nie Gertruda. Może właśnie dlatego chłopiec poczuł, że łączy ich szczególna więź. A może to zasługa dobroci, jaka biła z jej ciepłych piwnych oczu.
Szeroki nos Gertrudy przecinały bruzdy głębokich zmarszczek jak na wiekowej twarzy starowinki. Cóż, pięćdziesiąty rok życia u osobników jej gatunku oznaczał przecież sędziwy wiek. Ale gdy tylko gorylica otwierała paszczę, wnet pryskało złudzenie, że to słodka, potulna babuleńka.
KŁY!
Gertruda mogła pochwalić się przewspaniałym zestawem wielkich kłów, po dwa na górze i na dole szczęki.
Kolejną cechą odróżniającą ją od leciwych dam były ramiona i ręce — niemal tak szerokie jak nogi, które były o wiele szersze, niż moglibyście przypuszczać. Wielki brzuch ulubienicy Eryka przypominał beczkę. Jednak jemu najbardziej podobały się dłonie i stopy przyjaciółki. Podobne do jego własnych, tyle że OGROMNIASTE.
Gertruda może i była największą ze wszystkich małp w LONDYŃSKIM ZOO, ale odznaczała się przy tym niezwykłą łagodnością. Zdarzało się, że do klatki wlatywał wróbelek i przysiadał na jej głowie. Wydawało się, że mocarny goryl zgniecie w garści nieproszonego gościa. Lecz Gertruda obchodziła się z ptaszyną jak z niemowlęciem. Trzymała ćwirka delikatnie w dłoni i głaskała. Czasem nawet naśladowała jego ptasi szczebiot.
— ĆWIR! ĆWIR!
Na koniec cmokała stworzonko w tyci dzióbek.
— CMOK!
Zgromadzeni wokół wybiegu zwiedzający nie posiadali się z zachwytu. Gorylica jaśniała jak GWIAZDA
na nieboskłonie atrakcji ogrodu zoologicznego.
Osierocone dziecko najbardziej tęskni za przytulaniem. Eryk stracił Mamę i Tatę podczas wojny. Rodzice chłopca umieli cudownie tulić. Czasami robili sobie we trójkę rodzinne przytulasy z Erykiem pośrodku. Tak powstały TULIPĄCZKI. Mama jako jedna część pączka, Tata jako druga, a Eryk niczym konfitura w środku.
Chłopiec uwielbiał tulipączki. Gdy otrzymywał miłość i ciepło od najbliższych mu osób, czuł się naprawdę bezpiecznie. Wojna ograbiła go z tego, co najcenniejsze.
Na zawsze.
Eryk wiedział, że już nigdy nie zazna niczego podobnego. Dlatego kiedy spoglądał przez pręty klatki Gertrudy, często marzył, że magicznym sposobem uda mu się dostać do środka, a wtedy gorylica obejmie go silnymi ramionami i mocno do siebie przytuli. Gertruda była tak duża jak oboje rodzice, kiedy stali obok siebie. Eryk przypuszczał, że potrafiłaby zaserwować mu nie lada tulipączka.ROZDZIAŁ 3
SZTUCZKI
Eryk w pośpiechu mijał kolejne wybiegi dla zwierząt, aż wreszcie dotarł do klatki swojej przyjaciółki. Ze smutkiem przekonał się, że gorylica przykucnęła w rogu, odwróciła się plecami do zwiedzających i kołysała, to w przód, to w tył.
Stało się coś niedobrego.
Bardzo niedobrego.
Staruszka zachowywała się zupełnie inaczej. Zwykle uwielbiała zabawiać tłum, pokazywać różne sztuczki, szczególnie w zamian za banana. Lub dwa. Albo trzy. Albo lepiej za tyle, ile udało jej się naraz wpakować do paszczy. Czyli sporo.
Do ulubionych numerów Gertrudy należało:
Chłopiec nie mógł znieść widoku tak przygnębionej ulubienicy. Nocne bombardowanie z pewnością śmiertelnie ją wystraszyło. Wśród zebranych wokół klatki londyńczyków usłyszał pomruki i narzekania.
— Słono zapłaciłem za bilet!
— Nie na wiele zda się taki goryl!
— Co za strata czasu!
Erykowi nie udało się przecisnąć przez tłum, więc wdrapał się na pobliską ławkę i zawołał:
— GERTRUDO!
Gorylica, gdy tylko usłyszała głos przyjaciela, przerwała kołysanie i wstała. Potem z łatwością wspięła się po linie za pomocą chwytnych dłoni i stóp i z góry rozejrzała się ponad głowami gapiów.
— UUU-AAA! — zakrzyknęła na widok Eryka. Chociaż jej ryk rozdzierał zgromadzonym uszy, był bez wątpienia
okrzykiem radości.ROZDZIAŁ 4
STROJENIE MIN
Gapie rozglądali się dokoła, ciekawi, na czyj widok gorylica się ożywiła. Eryk należał do osób wyjątkowo nieśmiałych. Skrępowany tyloma spojrzeniami, zarumienił się tak bardzo, że zrobił się czerwieńszy niż pomidor.
Chłopiec pomachał przyjaciółce, a gawiedź rozstąpiła się, żeby go przepuścić.
Gertruda zwinnie zeszła po linie i zbliżyła się do ogrodzenia. Eryk przyłożył dłoń do metalowych prętów.
— Ostrożnie! — krzyknął ktoś z tłumu.
— Goryle są niebezpieczne! — dodał inny.
— Wyrwie ci rękę szybciej, niż zdążysz powiedzieć: „ence-pence”! — ostrzegł trzeci.
Naśladując chłopca, gorylica dotknęła ogrodzenia od środka. Ich dłonie delikatnie się zetknęły.
Eryk się uśmiechnął, a Gertruda odpowiedziała mu tym samym. Na widok jej szerokiego, pociesznego uśmiechu chłopak zachichotał. Gorylica wnet zaczęła go papugować.
— Ha! Ha!
— Hii-Haa! Hii-Haa!
Potem wystawił język.
Małpa pokazała mu swój!
Gawiedź zareagowała śmiechem.