- W empik go
Krytyk jako artysta - ebook
Krytyk jako artysta - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 230 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Zawierająca kilka uwag o znaczeniu nierobienia niczego
DIALOG
Osoby: Gilbert i Ernest. Rzecz dzieje się w pewnym domu przy ul. Piccadilly, na wprost Green Parku w Londynie.
GILBERT
przy fortepianie
Co cię tak ubawiło, drogi Erneście?
ERNEST
podnosząc oczy
Kapitalna historyjka. Natrafiłem na nią w tych Wspomnieniach, które znalazłem na twoim biurku.
GILBERT
Czyje? Aha, nie czytałem tego jeszcze. Dobre?
ERNEST
Wertowałem kartki słuchając twej gry i nieźle się ubawiłem, choć na ogół nie jestem amatorem współczesnych pamiętników. Piszą je przeważnie ludzie, którzy albo zupełnie stracili pamięć, albo też nigdy nie zrobili nic godnego pamięci. Tym się, bez wątpienia, tłumaczy ich popularność, bo Anglicy najlepiej się czują w obliczu miernoty.
GILBERT
Racja. Ludzie są niesłychanie pobłażliwi. Wybaczają człowiekowi wszystko prócz genialnego talentu. Wracając do pamiętników, muszę wyznać, że je lubię: pociąga mnie ich forma i treść. Czysty egotyzm jest czymś zachwycającym w literaturze. To on właśnie urzeka nas w listach tak różnych indywidualności, jak Cycero i Balzak, Flaubert i Madame de Sevign. Ilekroć stykamy się z nim – dziw doprawdy, że tak rzadko – nie potrafimy oprzeć się uczuciu przyjemności i długo zachowujemy go w pamięci. Ludzkość zawsze będzie kochała Rousseau za to, że wyspowiadał się ze swych grzechów przed światem, a nie przed księdzem; spoczywające nimfy, wykute przez Celliniego w brązie dla Franciszka I, ba! nawet zielonozłoty Perseusz z otwartej loggii florentyńskiej, wyciągający do księżyca martwą głowę Meduzy, na której widok życie ongiś skamieniało – żadne z tych dzieł nie dało ludzkości tyle rozkoszy co owa autobiografia, w której arcyłotrzyk Odrodzenia opowiada dzieje swej chwały i hańby. Poglądy, charakter, osiągnięcia autora pamiętnika nie wiele znaczą. Może sobie być sceptykiem jak wytworny sieur de Montaigne, świętym jak zgorzkniały syn Moniki – wystarczy jednak, by zaczął zwierzać nam swe tajemnice, a zawsze słuchamy go urzeczeni i z zapartym tchem. Sposób myślenia kardynała Newmana – jeśli można nazwać sposobem myślenia metodę rozstrzygania problemów intelektualnych przy jednoczesnej negacji wyższości intelektu – nie ostoi się, nie może, moim zdaniem, się ostać. Lecz świat nigdy nie znuży się tą niespokojną duszą zmierzającą z mroku w mrok. Opuszczony kościołek w Littlemore, gdzie „tchnienie poranka jest wilgotne a wiernych mało”, zawsze drogi będzie światu; ilekroć też patrzymy na żółty kwiat wyżlinu, pnący się po murze Trinity College, staje nam przed oczami ten pełen wdzięku student, dla którego ów odradzający się kwiat oznaczał nieomylne proroctwo, że on sam na wieki pozostanie przy swej Dobrotliwej Matce; proroctwo, któremu Wiara w mądrości swej czy szaleństwie nie pozwoliła się ziścić. O, tak! Autobiografii nie sposób się oprzeć. Biedny, niemądry, zadufany w sobie pan sekretarz Pepys paplaniną zdobył miejsce w kręgu nieśmiertelnych, i wiedząc, że lekkomyślnością głównie męstwo stoi, krząta się wśród nich z największą swobodą, przybrany w ten swój „fioletowy, miękki frak ze złotymi guzami i misterną koronką”, który z taką lubością opisuje; paple ku własnej i naszej wielkiej uciesze o ciemnobłękitnej halce kupionej dla żony, o „mięsku dobrego prosiaczka”, o „rozkosznych frykasikach cielęcych przyrządzonych po francusku”, za którymi przepadał, o grze w kule z Willym Joyce'em, o „wałęsaniu się za ślicznotkami”, o recytowaniu Hamleta w niedzielę, o wygrywaniu na, altówce w dnie powszednie i o tylu innych płaskich czy nieważnych sprawach. Nawet w prawdziwym życiu egotyzm ma swój urok. Mówiąc o innych ludziach pamiętnikarze zazwyczaj są nudni, opowiadając o sobie niemal zawsze są interesujący; i gdyby tak można było zamknąć im usta, kiedy zaczynają nudzić, z tą samą łatwością, z jaką zamyka się książkę w takich wypadkach – byliby wręcz nieocenieni.
ERNEST
Wielka jest cnota w tym „gdyby”, jak by powiedział Touchstone. Lecz, czy ty naprawdę wymagasz, żeby każdy człowiek był swym własnym Boswellem? Cóż by się stało z naszymi pilnymi kompilatorami „żywotów” i „wspomnień”?
GILBERT
Cóż się z nimi stało w istocie? Są plagą naszego wieku, nie mniej i nie więcej. Każdy wielki człowiek naszych czasów ma swych uczniów, lecz jego biografię zawsze pisze Judasz.
ERNEST
Ależ, mój kochany!
GILBERT
To prawda, niestety. Dawniej kanonizowaliśmy naszych bohaterów, dziś wulgaryzujemy ich. Tanie wydania wielkich książek mogą być wspaniałe, ale tanie wydania wielkich ludzi są absolutnie wstrętne.
ERNEST
Czy wolno zapytać, kogo masz na myśli?
GILBERT
Och, wszystkich naszych drugorzędnych „literateurów”. Jesteśmy osaczeni przez zgraję, która po śmierci poety czy malarza spada na jego dom wraz z karawaniarzami zapominając przy tym, że jedynym ich obowiązkiem jest milczeć jak grób. Proszę cię, nie mówmy o nich. Potrafią jedynie zbezcześcić trupa literatury. Prochy jej przypadają w udziale jednym, popioły – innym, lecz dusza jej wymyka im się z rąk. Co ci mam zagrać: Chopina czy Dworzaka? Chcesz posłuchać Fantazji Dworzaka? Ten człowiek pisze jakąś namiętną, przedziwnie kolorystyczną muzykę.
ERNEST
Nie mam ochoty słuchać muzyki w tej chwili. Jest zbyt nieuchwytna. Przypomina mi poza tym wczorajszy obiad, kiedy musiałem asystować baronowej Bernstein. Urocza pod każdym innym względem kobieta uparła się, żeby mówić o muzyce w takim duchu, jakby muzyka była literalnie pisana, w języku niemieckim. Otóż jakkolwiek muzyka brzmi, nie brzmi na szczęście ani trochę jak niemiecki język. Pewne przejawy patriotyzmu są doprawdy poniżające. Proszę cię, Gilbercie, przestań grać. Odwróć się od instrumentu i rozmawiaj ze mną. Rozmawiaj tak długo, aż… białopióry dzień zajrzy do pokoju. Masz taki cudowny głos.
GILBERT
wstając od fortepianu
Nie jestem dziś w nastroju do rozmów. Ten twój uśmieszek jest nikczemny. Naprawdę nie jestem w nastroju. Gdzie papierosy? Dziękuję ci bardzo. Te pojedyncze żonkile są niezrównane. Rzekłbyś, bursztyn i chłodna kość słoniowa. Przypominają greckie wazy z najlepszego okresu. Jakie to historyjki opowiadano w pamiętnikach z najlepszego okresu? Co wywołało twój uśmiech w pamiętniku skruszonego akademika? Opowiedz mi, proszę cię. Po wysłuchaniu muzyki Chopina chciałbym opłakiwać grzechy, których nigdy nie popełniłem; rozdzierać szaty z powodu tragedii, które nie były moimi tragediami. Muzyka zawsze, moim zdaniem, wywołuje taki efekt. Stwarza przeszłość, której nie znaliśmy, napełnia nas bólem, który leżał ukryty przed naszymi łzami. Mogę sobie wyobrazić człowieka prowadzącego najbanalniejsze życie, który wysłuchawszy przypadkowo jakiejś niezwykłej muzyki odkrywa nagle, że dusza jego – choć sam o tym nie wiedział – przeżyła straszliwe wstrząsy, poznała najgłębsze uniesienia, gwałtowną romantyczną miłość lub smak wielkich wyrzeczeń. Opowiedz mi więc tę historyjkę, Erneście. Chciałbym się pośmiać.
ERNEST