Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • nowość
  • Empik Go W empik go

Krzyk ciszy - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
15 stycznia 2025
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Krzyk ciszy - ebook

Tam, gdzie zacierają się granice między życiem a śmiercią, przeszłość powraca, by upomnieć się o swoje

Dwudziestosiedmioletni Franek jest przytłoczony codziennością. W poszukiwaniu ucieczki od monotonii, postanawia wyjechać na spontaniczny urlop do zapomnianej miejscowości. To, co miało być chwilowym odpoczynkiem, szybko zamienia się w koszmar. Pensjonat prowadzony przez starsze małżeństwo skrywa mroczne sekrety, a odkrycie starego pamiętnika uruchamia lawinę przerażających zdarzeń. Próby ucieczki stają się desperacką walką o przetrwanie, a sytuację komplikuje pojawienie się Michaliny, koleżanki Franka, która nie może dotrzeć do niego, mimo że są w tym samym miejscu. Bariera między światami jest nieprzenikniona, a próby ratunku napotykają na opór mrocznych sił.

„Krzyk ciszy” to opowieść o granicach między życiem a śmiercią, o miłości, która może przeniknąć mrok i o tajemnicach, które nigdy nie powinny zostać odkryte.

Kategoria: Horror i thriller
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8373-513-9
Rozmiar pliku: 1,4 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

ROZDZIAŁ 1

Piątkowy wieczór. Franek wracał właśnie do domu, jadąc jednym z tych przepięknych żółto-czerwonych nocnych autobusów. Słuchał swojej ulubionej playlisty, na którą składał się cały wachlarz muzycznych gatunków, od rockowych ballad, przez ciężki drum and bass, po symfoniczne interpretacje Doorsów. W tym wszystkim musiał pojawić się również Ostry, jak przystało na „łódzki styl”. Podróż przeciągała się w nieskończoność. Przejazd autobusem z jednego krańca miasta na Zarzew do wynajmowanego mieszkania nawet w nocy zajmowała grubo ponad trzydzieści minut. Podczas podróży dużo rozmyślał. Piątkowa nocna wyprawa do domu była zwieńczeniem kolejnego beznadziejnego tygodnia, który, jak każdy poprzedni i zapewne wiele następnych, nie przyniósł i nie przyniesie upragnionej nadziei czy widoków na jakąkolwiek zmianę w jego życiu. O tak, Franz (jak mawiał na niego jego wierny przyjaciel) lubił sobie „pofilozofować”. Skupiał się przede wszystkim na tym, na jakim etapie swojego istnienia właśnie się znajduje i czy do końca będzie wiódł nudne życie, tracąc najlepsze lata w firmie kurierskiej. Świadomość tego, że nie wykorzystuje w pełni swojego potencjału, potęgowała wyrzuty sumienia i poczucie pewnego rodzaju bezsilności. Czuł, że stoi w miejscu, że przegrywa życie, coraz cięższa zdawała się mu myśl, że jeżeli teraz nie odważy się na to, aby spróbować zmienić swoje podejście i sięgnąć po więcej, to już będzie za późno, będzie żył życiem marudy i frustrata, którym powoli się stawał.

Podczas podróży często przyglądał się jadącym razem z nim pasażerom i zastanawiał się, jak wygląda ich życie, czy są spełnieni zawodowo i czy to, czym się zajmują, przynosi im radość, satysfakcję. Patrząc na zmęczone trudami codzienności twarze niektórych współpasażerów, zyskiwał przekonanie, że przynajmniej niektórzy znają jego ból. Z pewnością mógłby im się wyżalić i spotkałby się ze zrozumieniem. Ale co z tego? Czy to przyniosłoby mu ukojenie? Całkiem możliwe, byłoby to jednak tylko chwilowe pocieszenie. Właściwie dlaczego tak było? Miał dwadzieścia siedem lat, skończył studia dziennikarskie na AHE w Łodzi, rodzinnym mieście, co od zawsze było jego marzeniem, gdyż lubił pisać, a szukanie prawdy zawsze było jego priorytetem. Co więcej, mógł pochwalić się jednym z najlepszych wyników na egzaminach końcowych w historii uczelni, ale, jak widać, nie stanowiło to jednak gwarancji odniesienia sukcesu w jakiejkolwiek dziedzinie, do tego potrzebne było życiowe zawzięcie, które Franek utracił jakiś czas temu. Równolegle do dziennikarstwa dokształcał się z ekonomii, chciał tym samym wnieść konkretne wsparcie do firmy prowadzonej przez jego ojca. Po śmierci rodziców plany te legły w gruzach. Tak po prawdzie stało się to znacznie wcześniej…

Praca nie była naturalnie jedyną rzeczą, o jakiej myślał, szczerze mówiąc, o tym starał się myśleć jak najmniej. Właściwie, nienawidził zajęcia, które codziennie musiał wykonywać. Był jednym z najdłużej pracujących pracowników w sekcji zajmującej się sortowaniem paczek w firmie kurierskiej. Wysoki wskaźnik rotacji pracowników sprawiał, że nawet nie próbował zapamiętywać ich imion. Rozwijanie swoich zdolności komunikacji w społeczeństwie w tym miejscu mijało się z celem. Zdawał sobie sprawę, że dzieje się to z tego powodu, iż większość osób pracę na podobnym stanowisku traktuje jako zajęcie dorywcze, na start swojego dorosłego, zawodowego życia, czasami jako dodatkowy sposób na zarobek w wakacje czy weekendy. Fakt ten jeszcze bardziej go przygnębiał, bo kiedy inni szli do przodu, on tkwił nieruchomo w miejscu. Pomimo całego rozgoryczenia do tej pory nie znalazł w sobie chociaż krzty odwagi czy odrobiny motywacji, aby ten stan odmienić. Nie można było nazwać tego życiem… To była istna wegetacja.

Autobus sennie skręcił obok rynku w prawo w ulicę Tatrzańską, kierując się w stronę ostatniego przystanku na trasie chłopaka. Kiedy pojazd zatrzymał się obok osiedlowego sklepu z oświetleniem, Franek zarzucił swój plecak i wysiadł z pustego przegubowca. Plecak wyglądał na pusty, skrywał na wpół wypitą butelkę wody z cytryną, pudełko po drugim śniadaniu i książkę, której Franek zasadniczo nie czytał. Brał lekturę tylko po to, aby móc wyciągnąć ją podczas przerwy w pracy, licząc, że inni zrozumieją aluzję, iż nie życzy sobie, aby ktoś mu przeszkadzał w czytaniu i porzuci pomysł o tym, by się do niego dosiąść i zacząć jedną z tych niekończących się rozmów o niczym, przynajmniej o niczym dla niego istotnym.

Gdy wychodził z autobusu, kierowca, którego dobrze znał, bo jeździł praktycznie codziennie tą linią, powiedział do niego:

– Musisz się pospieszyć, chłopcze – w tym momencie na zmęczonej twarzy Franka pojawił się szczery uśmiech, już coraz rzadziej ktoś zwracał się do niego w ten sposób – jeżeli chcesz wrócić do domu przed ulewą, którą zapowiadali na wieczór.

– Dzięki, tak zrobię. Do zobaczenia w poniedziałek – rzucił, unosząc prawą rękę i próbując nie dać po sobie poznać, że jest mu w zasadzie wszystko jedno i możliwość przebycia reszty drogi powrotnej w deszczu nie robi już na nim specjalnego wrażenia.

Może właśnie tego chciał, odegrać umęczonego, przemokniętego do suchej nitki, samotnego, pokrzywdzonego przez los… i w głównej mierze przez samego siebie. Mieszkał w końcu sam, nikt nie będzie mu suszył głowy o to, że przemókł i zaraz się przeziębi, i przede wszystkim, dlaczego nie zabrał ze sobą parasolki, skoro wiedział, jaką pogodę zapowiadają. W głębi duszy chyba właśnie tego mu brakowało, „marudzenia” wynikającego z troski. Chciałby, żeby ktoś przywitał go pocałunkiem, jednocześnie kiwając z dezaprobatą głową na widok przemoczonych ubrań i dodając, że w kuchni czeka na niego ciepła herbata, a w łazience gorąca kąpiel.

Wiatr przybierał na sile, a w oddali słychać było przytłumione odgłosy nadchodzącej burzy. Idąc brukowaną ścieżką między blokami, nie spotkał nikogo, było puściutko, czyli idealnie. Do mieszkania zostało mu około dziesięciu minut marszu, postanowił więc przyspieszyć kroku, aby jednak uniknąć nadciągającej ulewy. Kiedy już zbliżał się do bloku, w którym mieszkał, zaczynało delikatnie kropić, deszcz z każdą chwilą przybierał na sile i intensywności. Zanim wszedł do klatki, spojrzał w okno swojej kuchni i zobaczył, że firanka jest odsunięta, a przez szparę wygląda włochaty stwór. Stwierdzenie, że Franek mieszkał sam, nie do końca było prawdziwe. Ktoś zawsze na niego czekał – Mieszko, polski owczarek nizinny, jego wierny i niesamowicie lojalny kompan w niedoli. Kiedy Franz tylko otworzył drzwi, poczciwy kudłacz rzucił się na niego, machając nie tyle ogonem, co w zasadzie całym sobą. Zabrał smycz i wyszli na dwór. Smycz była tylko na wszelki wypadek, bo Franek nie miał zamiaru przypinać do niej psa, ograniczając mu swobodę, w końcu na zewnątrz nie było żywego ducha. Schował się pod zadaszeniem z poliwęglanu, znajdującym się przed wejściem do klatki schodowej, i odpalił papierosa. Lubił taką pogodę, była tak samo przygnębiająca i nostalgiczna jak całe jego życie. No, może nie całe, ale ostatnie lata z pewnością. Mieszko stał i czekał na towarzysza swojego życia, moknąc, bo mężczyzna nie chciał się dać namówić na spacer i wolał zostać pod zadaszeniem. W końcu ciśnienie w pęcherzu u zwierzęcia wygrało batalię i pies odszedł na stronę. Franek zaciągnął się cudownie ciepłym, letnim powietrzem, nasyconym zapachem deszczu i powoli dopalił papierosa. Patrzył, jak cały brud miasta spływa wraz z wodą do ścieków. Kiedy skończył, wyrzucił niedopałek w krzaki rosnące nieopodal bloku. Mieszko biegał jak oszalały, pluskając się w powstających kałużach. Gdy już wrócił pod klatkę, weszli razem do środka i skierowali swe kroki do mieszkania. Franek wytarł psa jego ulubionym ręcznikiem, który w pogodne dni służył jako legowisko albo najlepsza pod słońcem zabawka, i przeszedł do kuchni, aby przygotować sobie coś na ząb. Wyciągnął z podwieszanej nad zlewem szafki kukurydziane płatki i zalał je zimnym mlekiem. Zabrał miskę do salonu, gdzie miał już włączyć telewizor, by zapchać czas telewizyjną szmirą, porzucił jednak ten pomysł i odwrócił fotel frontem w kierunku okna, przez które widać było panoramę miasta skąpanego w deszczu. Usiadł i obserwował istny festiwal rozgrywający się za jego oknami. Nie myślał o niczym istotnym, po prostu jadł i oglądał przepiękny widok, jakim był pokaz siły matki natury.

Nie planował nic na weekend, nie miał też zbyt wielu znajomych, z którymi mógł dzielić wolny czas. Chciał jedynie odpocząć i odciąć się od swojej pracy i codziennych obowiązków. Po skończonej kolacji odstawił pustą miskę na stolik znajdujący się obok fotela, w którym spędzał większość wolnego czasu. Chciał jeszcze posiedzieć w spokoju i ciszy, przerywanej słabnącymi dźwiękami oddalającej się burzy. Z każdą chwilą jego świadomość odpływała wraz z odchodzącą nawałnicą. Zasnął w fotelu, co nie zdarzało mu się zbyt często. Po trzeciej zbudził go hałas spadającej pustej butelki, która stała tuż przy otwartym oknie. Pogoda była niespokojna, przez okolicę kolejny raz przechodziła wichura. Zdziwił się, że zasnął w fotelu, wcześniej zazwyczaj udawało mu się dotrzeć do łóżka znajdującego się w sąsiednim pokoju, zanim zmorzył go sen. Odniósł pustą miskę do kuchni i wstawił ją do zlewu, w którym stał już kubek po porannej kawie. Umył zęby, wziął szybki prysznic i położył się do łóżka. Prysznic, tak jak sądził, podziałał na niego orzeźwiająco, więc zanim udało mu się ponownie zasnąć, zastanawiał się, jak chociaż na chwilę oderwać się od tego wszystkiego, przede wszystkim od ciągłej frustracji monotonią dnia codziennego. Pomyślał o urlopie i zdał sobie sprawę, że od początku pracy nie wykorzystał nawet jednego wolnego dnia. Zasnął.

Sobota przywitała go brzydką, deszczową pogodą, za oknem panowała wszechobecna szarówka. Potrzebował takiego dnia, zero palących obowiązków i brak jakichkolwiek planów. Na śniadanie przygotował sobie jajecznicę ze szczypiorkiem i kiełbasą, a także kawę, za którą właściwie nie przepadał, ale pił ją z przyzwyczajenia. Mieszka uraczył tradycyjnym zestawem, czyli suchą karmą wymieszaną z aromatycznym jedzeniem z saszetki. Musiał przyznać, że zapach był naprawdę zachęcający. Podczas jedzenia po raz kolejny zrezygnował z oglądania telewizji, chciał przemyśleć kwestię ewentualnego urlopu i co w tym czasie zamierzałby robić. Zanim jednak zaczął przeszukiwać Internet w poszukiwaniu celu swojej wyprawy, musiał wyjść na spacer, bo kudłacz siedział już przy drzwiach z wyrzutem w oczach.

Po solidnym spacerze zasiadł w końcu do laptopa, otworzył go i zaczął szukać możliwego kierunku swojej wyprawy. Zawsze chciał pojechać nad jezioro, dlatego takie oferty przeglądał w pierwszej kolejności. Cena nie była najważniejszym czynnikiem, zależało mu przede wszystkim na tym, aby miejsce, w które się wybierze, znajdowało się na uboczu, z dala od turystycznego centrum rozrywki i oczywiście takie, które zezwalało na pobyt ze swoim pupilem. Przypadkiem na popularnym serwisie internetowym znalazł serię filmów dotyczących miejsc z mazurskich regionów i ich okolic. Później w podpowiedziach proponowanych filmów trafił na publikacje kanału o nazwie „urbexParanormal Polska”. Kiedy wszedł w listę udostępnianych treści, jego oczom ukazało się długie zestawienie różnego rodzaju nagrań ukazujących uznane za nawiedzone miejsca w całym kraju. Kiedy ustawił filtrowanie „od najnowszych”, na szczycie listy znalazła się seria trzech filmów noszących tytuły: _Malownicze i bardzo niepozorne miejsce, Wieś widmo_ z oznaczeniami „1”, „2” i „3”. Ostatni filmik z serii był live’em i jednocześnie ostatnią publikacją na kanale. Obejrzał go, przeskakując kawałek po kawałku. Film ukazywał środek lasu, w niedalekiej odległości znajdowało się jezioro. Prowadzący kanał gadał coś o nawiedzonym domu w okolicy. Frankowi nie chciało się jednak zgłębiać paranormalnej historii tego miejsca, choć musiał przyznać, że okolica wyglądała dość malowniczo. Na sam koniec już od niechcenia włączył ostatni film z serii. Na nagraniu panowała noc, typ opowiadał jakieś niestworzone historie, na co Franek zareagował irytacją i przewinął film o dobrych kilka minut, zbliżając się do jego końcówki. Nagranie stało się chaotyczne, jego akcja się zagęściła, widać było jakieś ognisko. Obraz skakał, wyglądało to tak, jakby operator kamery biegł, jego głos przerywał szybki, ciężki oddech. Po chwili nagranie się urwało – nagle i bez żadnego konkretnego zakończenia.

Franek przez moment analizował to, co zobaczył, ale nie brał tego na poważnie. Potraktował to bardziej jako dobrze sprzedający się kontent i próbę najefektywniejszego zmonetyzowania publikowanych treści przez sztuczne podkręcenie akcji. Niestety widział już niejedno i w mało co wierzył, zwłaszcza jeśli chodziło o internetowe treści. Pod filmem znalazł jeszcze kilka informacji o tym, że jest to szczególne miejsce na mapie Polski, zwłaszcza dla amatorów wszelkiego rodzaju strachów i widziadeł. Franek zawsze przepuszczał podobne brednie przez palce, interesowały go jednak takie historie, lubił poczytać sobie straszne historie czy posłuchać „creepypasty” na portalach streamingowych.

Postanowił, że zajmie się tą sprawą pod wieczór, bo temat trochę go zaintrygował. Widząc, że pogoda zaczyna się klarować, wziął do ręki telefon i zadzwonił do Daniela. Mężczyzna był jednym z niewielu przyjaciół Franciszka, na którego ten zawsze mógł liczyć. Umówili się na wieczorne piwo. Spotkania Franka ze znajomymi należały zawsze do bardzo kameralnych, najczęściej umawiali się wieczorami na osiedlu, gdzie popijali piwo, prowadząc często dojrzałe rozmowy o różnorakiej tematyce, przerywane co jakiś czas głupimi, sytuacyjnymi żartami.

Około godziny osiemnastej Franek zszedł do komórki, by wyciągnąć swój rower. Popołudnie wbrew temu, co oferował poranek, było wyjątkowo upalne. Kiedy wyszedł na dwór, temperatura wynosiła około dwudziestu siedmiu stopni. Zabrał ze sobą plecak, do którego schował bluzę, gdyby pod wieczór nagle się ochłodziło. Wyruszył powolnym tempem w stronę umówionego miejsca. Po drodze wstąpił jeszcze do sklepu, w którym kupił cztery piwa w butelce. Wybrał te najbardziej schłodzone i schował je do plecaka. Do celu miał jeszcze sześć kilometrów. Podczas jazdy rozmyślał o kwestii wyjazdu i o miejscu, w które się wybierze. Pierwszy raz od dłuższego czasu był zadowolony, zaryzykowałby nawet stwierdzenie, że myśl o urlopie i wyjeździe sprawiła, że czuł namiastkę szczęścia.

Podczas przeciągającego się spotkania z Danielem poruszył również temat planowanej wyprawy, wspomniał, że chciałby pojechać nad jezioro. W głowie bezustannie krążyła mu myśl o miejscu, nad którego szukaniem spędził większość poranka, a o którym nie omieszkał napomknąć kumplowi.

Gdy wybiła północ, zaczął szykować się do drogi powrotnej.

– Zrobiło się późno, będę się zbierał, stary – rzucił, zakładając plecak.

– No jak uważasz, ale wiesz… jutro jest niedziela, to może wypijemy po jeszcze jednym piwku? – zapytał Daniel. Na jego twarzy pojawiał się coraz szerszy uśmiech mający zachęcić przyjaciela. – Zawsze możesz przekimać się u mnie w salonie – dodał pospiesznie.

– Skończ – uciął szybko Franek. – Doskonale wiemy, jak to się skończy, po piwku będzie kolejne albo pojawi się coś mocniejszego, a jutro zamiast szykować się do wyjazdu, będę zbierał resztki swojej godności gdzieś na trasie między kiblem a kanapą w twoim dużym pokoju. – Zakończył przemawiać przy akompaniamencie głośnego beknięcia.

– Powiedział, co wiedział – skwitował Daniel. – Chociaż jakby się nad tym chwilę zastanowić, mogłoby być dokładnie tak, jak to opisałeś.

Roześmiali się jednocześnie, po czym Franek wsiadł na rower i pożegnał się z przyjacielem.

Daniel na odchodne jeszcze rzucił:

– Pamiętaj, żeby mi podesłać lokalizację tego miejsca, jak już ją ustalisz. Chociaż, skoro nie ma go na mapie, to musi być albo jakaś straszna pipidówa, albo miejsce dla OBŁĄKANYCH. W sumie do jednego i drugiego pasujesz jak ulał – dodał z głośnym śmiechem.

– Dobra, Rudy, koniec tego dobrego, jak tylko dowiem się czegoś więcej, to dam ci znać – odpowiedział Franek, powoli ruszając do domu.

– A możesz mnie jeszcze tylko oświecić, dlaczego ty zawsze mówisz do mnie Rudy? – zapytał Daniel, dopijając resztki ostatniego piwa.

– Chętnie, ale i tak byś nie zrozumiał, więc nie traćmy na to czasu – odpowiedział z przekąsem i pojechał do domu.

Droga powrotna zajęła mu około dwudziestu pięciu minut. Pospiesznie schował rower do piwnicy, poszedł po psa i wyszli razem na spacer. Był bardzo zmęczony, myślał tylko o tym, aby wziąć prysznic i położyć się spać. Po powrocie jednak zamiast iść się myć postanowił jeszcze włączyć komputer. Kiedy uruchomił przeglądarkę, ponownie włączył mu się ostatni z oglądanych filmików. Zostawił go i powrócił do poprzednich części. Wyłączył dźwięk, nie chciał słyszeć irytującego głosu autora filmu, tylko skupić się na pokazywanej okolicy. Faktycznie wyglądała bajecznie. Miał chęć tam pojechać, coś go tam ciągnęło.

Aby skontaktować się z autorem filmu, musiał się zalogować. W prywatnej wiadomości poprosił o dokładną lokalizację miejsca, o którym wspominano w filmiku, i o niezbędne wskazówki, jak tam dotrzeć.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: