Facebook - konwersja
Przeczytaj fragment on-line
Darmowy fragment

Krzyk letniej ciszy - ebook

Wydawnictwo:
Format:
EPUB
Data wydania:
1 sierpnia 2025
28,27
2827 pkt
punktów Virtualo

Krzyk letniej ciszy - ebook

Grupa młodych dorosłych z Warszawy ucieka na Kaszuby, by odetchnąć od zgiełku miasta i spróbować poskładać na nowo relacje, które z czasem zaczęły się kruszyć. Kiedy nad ogniskiem pojawia się tajemnicza dziewczyna z żółtym tulipanem, niespodziewanie wracają wspomnienia, o których chcieli zapomnieć. A rozmowy, które miały ich uleczyć, stają się pretekstem do rozpoczęcia kolejnych bitew — i wojny w nich samych.

Ta publikacja spełnia wymagania dostępności zgodnie z dyrektywą EAA.

Kategoria: Proza
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8431-127-1
Rozmiar pliku: 2,9 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Prolog

_KRAINA TULIPANÓW — PRZERAŻAJĄCA PRAWDA CZY MISTYFIKACJA?_

_Użytkownik: TAJEMNICE MITÓW, 30.01.2025, 21:02_

„Kraina Tulipanów” to legenda, która od lat porusza umysły zagorzałych fanatyków. Teoria istnienia krainy w okolicach kaszubskiego Jeziora Grabowskiego przyprawiała o zawrót głowy nie tylko mieszkańców, ale także turystów. Ci byli zarówno zachwyceni możliwością odkrycia czegoś nowego, jak i przerażeni przeżyciem koszmaru w podziemnej krainie. W dzisiejszym blogu chciałbym przedstawić wam teorię oraz pokazać, że prawdopodobieństwo istnienia tej krainy jest inne, niż dotychczas myśleliśmy.

Lokalne źródła pokazują, że pierwsze wzmianki o tzw. Krainie Tulipanów pojawiły się w latach dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku. Piotr Janowiecki — mieszkaniec Grabowa Kościerskiego, wsi położonej w pobliżu akwenu — zgłosił się do lokalnej gazety w Kościerzynie. Poprosił wtedy o możliwość opublikowania swojego artykułu, który jednocześnie miał zawierać hipotezę dotyczącą istnienia pewnego zjawiska w okolicach Jeziora Grabowskiego. Piotr Janowiecki napisał obszerny artykuł na ten temat, a kościerzyńska gazeta — z nadzieją, że teoria okaże się prawdziwa — opublikowała go, wywołując tym niemałą sensację wśród lokalnej społeczności.

Sprawą zaczęli się interesować mieszkańcy, którzy początkowo — w obawie przed napływem reporterów — zaprzeczali istnieniu dziwnych zjawisk w pobliżu jeziora. Jednak kiedy okazało się, że sława jeziora może przyciągnąć tysiące turystów, mieszkańcy zaczęli wierzyć we wszystko, co opisał Piotr Janowiecki, i chętnie zapraszali ludzi do zbadania tej sprawy. Tym samym wieś Grabowo Kościerskie stała się jednym z najchętniej odwiedzanych miejsc w roku 1997.

Zainteresowało się również miasto Gdańsk, które zaczęło wysyłać na Kaszuby naukowców, nurków oraz przedstawicieli wojska, którzy mieli potwierdzić istnienie czegokolwiek w okolicy. Jednakże poszukiwania nie przyniosły rezultatów, a przypadek Jeziora Grabowskiego zaczęto nazywać wielką mistyfikacją. Natomiast Piotr Janowiecki był oskarżany przez społeczność o kłamstwa. Temat został zamknięty w roku 2000, kiedy Grabowo Kościerskie ponownie stało się spokojną wioską z niewyjaśnionym epizodem z przeszłości. Turyści wybierali inne regiony Kaszub, a baza turystyczna w okolicach jeziora powoli upadała. Mogło się zdawać, że to koniec i temat został zamknięty na zawsze.

Okazuje się jednak, że sprawa jeziora nigdy nie została zamknięta i od lat pojawiają się nowe publikacje, w tym relacje świadków, na temat dziwnych zjawisk w okolicach słynnego niegdyś Jeziora Grabowskiego. Media nie nagłaśniają tych spraw, bo obawiają się, że zła opinia z lat dziewięćdziesiątych doprowadzi do odkopania starych artykułów i ponownego grzebania w tej sprawie.

Pierwszym świadkiem jest 33-letni Paweł, który był na kempingu w pobliżu Jeziora Grabowskiego z całą swoją rodziną. Poniżej zamieszczam jego wypowiedź, którą umieścił na jednym z serwisów społecznościowych. Co ciekawe, komentarz został usunięty bez podania przyczyny.

_PAWEŁ ROMAŃSKI_

_RODZINA_

_6.08.2014 R._

_Byłem na wakacjach z moją żoną Malwiną, 6-letnim synkiem Tymkiem i 12-letnią córką Wiktorią. Wybraliśmy Jezioro Grabowskie ze względu na brak tłumów oraz jego odległe położenie od dużego miasta. Chcieliśmy trochę odpocząć na łonie natury. W pobliżu znajdowało się Grabowo Kościerskie, gdzie był sklep spożywczy, więc mogliśmy zrobić potrzebne zakupy. Pierwsze dziwne zdarzenie miało miejsce, kiedy Tymek przybiegł do mnie z płaczem. Nie mógł nic z siebie wydusić i był cały roztrzęsiony. Myśleliśmy z żoną, że przestraszył się jakiegoś dźwięku, ale to, co nam oznajmił po uspokojeniu się, było wstrząsające. Stwierdził, że w lesie spotkał wysoką dziewczynę w białej sukni ślubnej, która kazała mu pójść z nią do lasu. Tymek był nauczony, że nie może rozmawiać z nieznajomymi, więc grzecznie odmówił i przybiegł do nas. Wszedłem do lasu, żeby szukać tej dziewczyny, ale nikogo nie znalazłem. Dwa dni później moja córka stwierdziła, że znalazła na plaży dwa żółte tulipany ułożone w formę krzyża. Nigdzie tu nie widziałem takich kwiatów, więc się zdziwiłem. Uznaliśmy to za głupi żart, ale Wiktoria twierdziła, że gdy wracała ze spaceru, przed nią przebiegła dziewczyna… w białej sukni. Rozmawialiśmy na ten temat z właścicielami kempingu, którzy potwierdzili, że czasami zdarzają się tu takie rzeczy, ale zagwarantowali nam, że nic nam nie grozi. Do dziś myślę, co to mogło być, a kiedy trafiłem na artykuł z Kościerzyny… pojawiły się kolejne pytania._

Kolejnym niepokojącym dowodem, że w okolicach Jeziora Grabowskiego dzieje się coś dziwnego, jest krótkie nagranie wideo 18-letniej Leny, która przebywała na tym samym kempingu ponad rok później. Na nagraniu szlocha i opowiada o dziwnym zdarzeniu. Oto dokładny zapis słów nastolatki:

_Jestem przerażona… Jestem na Kaszubach ze znajomymi, wyszłam na krótki spacer… Zaraz się popłaczę, nie mogę chyba oddychać… Dziewczyna w białej sukni pojawiła się przede mną… uciekałam, uciekałam, a kiedy powiedziałam Michałowi, żeby jej poszukał, wszedł do lasu i nie wraca już od kilku minut. Boję się, cholernie się boję._

Pojawiła się aktualizacja, w której nastolatka oznajmiła, że Michał powrócił z lasu i nikogo nie znalazł. Po rozmowie z właścicielami dowiedzieli się, że to nic takiego i że mają nie zwracać uwagi oraz dobrze się bawić.

Trzecim i ostatnim dowodem w sprawie jest rozmowa użytkowników na pewnym forum internetowym. Poniżej przedstawiam dokładny zapis tej rozmowy:

UŻYTKOWNIK ULA54X ROZPOCZĄŁ WĄTEK: _Cześć. Czy ktoś z was był na kempingu w okolicach Jeziora Grabowskiego? To dobre miejsce na wypad ze znajomymi czy polecacie inne miejsca na Kaszubach?_

UŻYTKOWNIK KAMILTAS12 DODAŁ KOMENTARZ: _Jak najbardziej. Byłem tam dwa lata temu z dziewczyną i jestem zachwycony spokojem, który tam panuje. Kemping też niczego sobie. Wszystko, co było nam potrzebne, mieliśmy w zasięgu ręki. Niedaleko też jest sklep, więc piwko na wyciągnięcie ręki :)_

UŻYTKOWNIK GRZEGX787 DODAŁ KOMENTARZ: _Dla koneserów strachu i paranoi to idealne miejsce. Jeśli chcesz naprawdę odpocząć, wybierz inne miejsce. Kaszuby są duże i piękne. Nad Grabowskim byłem raz i nigdy więcej tam nie pojadę… to nie dla mnie._

UŻYTKOWNIK KAMILTAS12 ODPOWIEDZIAŁ NA KOMENTARZ GRZEGX787: _Co masz na myśli, pisząc, że to idealne miejsce dla „koneserów strachu i paranoi”? Byłem tam ponad tydzień i nie zauważyłem, żeby owi tam przebywali :)_

UŻYTKOWNIK GRZEGX787 ODPOWIEDZIAŁ NA ODPOWIEDŹ KAMILTAS12: _A to mam na myśli, że to nie miejsce dla normalnych ludzi. Jeżdżą tam tylko wariaci albo właśnie koneserzy. Nie zapomnę tych wakacji nigdy…_

UŻYTKOWNIK KAMILTAS12 ODPOWIEDZIAŁ NA ODPOWIEDŹ GRZEGX787: _Doprecyzuj. Byłem tam i nie jestem ani wariatem, ani koneserem. Super się bawiłem :)_

UŻYTKOWNIK GRZEGX787 ODPOWIEDZIAŁ NA ODPOWIEDŹ KAMILTAS12: _Dziwne odgłosy w nocy dochodzące z lasu. I nie, nie chodzi o igraszki słodkich par. To brzmiało jak jakieś rytuały. Pytaliśmy właścicieli, czy w pobliżu zaobserwowano istnienie jakiejś sekty, ale zaprzeczyli. Pewnie bali się utraty turystów. Ponadto rozmawiałem z mieszkańcami pobliskiego Grabowa Kościerskiego, którzy twierdzili, że od lat w tutejszych lasach obserwują tajemniczą dziewczynę w białej sukni. I nie, nie chodzi o białą damę, tylko o prawdziwą osobę…_

UŻYTKOWNIK KAMILTAS12 ODPOWIEDZIAŁ NA ODPOWIEDŹ GRZEGX787: _Bujdy. I co takiego sam zaobserwowałeś, że nigdy więcej tam nie pojedziesz? :)_

UŻYTKOWNIK GRZEGX787 ODPOWIEDZIAŁ NA ODPOWIEDŹ KAMILTAS12: _Wystarczy mi świadomość, że w lesie działo się coś dziwnego i nie raz czułem, że ktoś w nocy krążył wokół naszych namiotów. Jeśli mam myśleć, że to właśnie ta dziewczyna, to wolę jechać gdzie indziej…_

UŻYTKOWNIK ULA54X ODPOWIEDZIAŁ NA ODPOWIEDŹ GRZEGX787: _Teraz to się boję. Pojedziemy gdzie indziej._1 | Oliwia

Stoję przed ogromną, drewnianą szafą i z całych sił próbuję przesunąć ciężkie drzwi. Gdy wreszcie udaje mi się nimi poruszyć, uderza mnie piskliwy i nieprzyjemny dźwięk, który sprawia, że na chwilę gubię własne myśli. Podnoszę wzrok i dostrzegam walizkę, której dosięgnięcie wydaje się niemożliwe. Przyglądam się wnętrzu zakurzonej szafy. Mam do niej ogromny sentyment. Przypomina mi najlepsze chwile mojego dzieciństwa, kiedy beztrosko bawiłam się z przyjaciółmi w chowanego. Ta szafa była tylko moją kryjówką, bo nikt inny nie potrafił przesunąć tych masywnych drzwi. Uśmiecham się na myśl, że gdy byłam dzieckiem, udawało mi się to bez problemu, a dziś wymaga to ode mnie znacznie większej siły. Wtedy rozumiałam, że nie chodzi o siłę, lecz o technikę. Teraz nie ma to dla mnie znaczenia, bo obecnie toczę grę z przemijającym czasem.

Odwracam się w stronę mojego młodszego brata, który siedzi na drugim schodku z opuszczoną głową i o czymś myśli, ale na pewno nie o pomocy starszej siostrze.

— Czy mógłbyś, z łaski swojej, pomóc ściągnąć mi tę walizkę?

Chłopak podniósł głowę i uśmiechnął się do mnie żałośnie. Już myślałam, że mi nie pomoże, tylko zacznie się śmiać, ale wstał i leniwym krokiem podszedł do ogromnej szafy. Stanął na palcach (nikt w naszym domu nie jest wystarczająco wysoki, aby dosięgnąć na samą górę szafy) i wyciągnął swoje długie ręce, aby chwycić walizkę. Czerwona torba wylądowała przy moich nogach. Coś, co dla mnie było niemożliwe, jemu przyszło niemal bez trudu. Spojrzałam na niego z lekkim zaskoczeniem, a jego wyraz twarzy sugerował, że za chwilę pokaże mi biceps i zacznie chwalić się swoim wysportowanym ciałem. Jednak on tylko ponownie się uśmiechnął i wrócił na schody. Owszem, Bartek był silniejszy ode mnie, ale młodszy i na pewno głupszy.

— Dziękuję — powiedziałam, próbując nie pokazać, że jestem zazdrosna.

— I tak się w nią nie zmieścisz — stwierdził mój brat.

— Nie przesadzaj, to tylko kilka dni — przewróciłam oczami. — O mnie się nie martw, bardziej jestem ciekawa, czy ty zabierzesz wszystkie niezbędne rzeczy — uśmiechnęłam się.

— Nawet jeśli nie, to i tak ty będziesz miała wszystko — stwierdził z ironią.

Prychnęłam i przewróciłam oczami, ale brat miał rację. Nikt nie znał mnie tak dobrze jak on. Przeważnie zabieram ze sobą rzeczy zbędne. Po prostu wolę mieć nadmiar niż niedobór. To kwestia zabezpieczenia na wypadek nieprzewidywalnych sytuacji. W przeciwieństwie do Bartka, który zawsze źle kalkuluje i zabiera za mało ubrań. Wtedy na pomoc przychodziłam ja z moim genialnym pomysłem, żeby przeprać ubrania w misce. Założę się, że tym razem będzie podobnie. Bartek nie uczy się na błędach, woli twierdzić, że ich nie popełnia.

Wyciągnęłam plastikową rączkę walizki i zaczęłam ciągnąć ją za sobą po schodach. Nawet pusta sprawiała wrażenie bardzo ciężkiej. Mogłam poprosić Bartka o pomoc, ale stwierdziłam, że dam sobie radę. Muszę być silną i niezależną kobietą, a nie ciągle liczyć na pomoc brata, do tego młodszego o kilka lat. To ja powinnam dbać o jego bezpieczeństwo, a nie odwrotnie. Udowodnię sobie i rodzicom, że potrafię się nim zaopiekować.

Bartek jedzie ze mną na kilkudniowy biwak na Kaszuby. Będziemy odpoczywać pośród leśnej natury i malowniczych jezior. Ja nie chciałam, żeby jechał ze mną, i on chyba też nie był przekonany do tego pomysłu, ale rodzice powiedzieli, że albo wezmę młodszego brata ze sobą, albo sama nigdzie nie pojadę. Musiałam przekonać Bartka, że to super pomysł, abyśmy jechali razem. To on decydował o moim losie. Gdybym nie pojechała, wszyscy pomyśleliby, że boję się konfrontacji z problemami, które zdążyły się wytworzyć w naszej paczce. Czasami mam wrażenie, że więcej nas dzieli, niż łączy, dlatego nie mogłam tego przegapić. Przekonałam Bartka, a rodzice zgodzili się na wycieczkę z uśmiechem na twarzy.

Chłopak gwizdnął z podziwu, kiedy byłam już prawie na samej górze schodów. Gdyby zrobił to ktoś inny, pomyślałabym, że się ze mnie wyśmiewa. Jednak wiedziałam, że Bartek zawsze mnie wspiera i jego gwizdanie było oznaką zachwytu moją determinacją. Wiedział, że się męczę tylko dlatego, że moje kobiece ego nie pozwala mi go ponownie poprosić o pomoc. Jestem uparta, a Bartek to rozumie i pozwala mi żyć z tą cechą charakteru.

Kocha mnie i zrobiłby dla mnie wszystko. Taki właśnie jest Bartek.

— Gdzie my właściwie jedziemy? — zapytał mój brat, który powoli zaczął wchodzić po schodach.

— Jakiś las na Kaszubach — powiedziałam obojętnie. — Sama nie wiem, gdzie to dokładnie, Hubert nie raczył zdradzić nam takich szczegółów.

Wszystkim zajął się Hubert, czyli organizator wyjazdu na Kaszuby. Można powiedzieć, że jako jedyny postanowił dopiąć wszystko na ostatni guzik. Reszta stwierdziła, że pojedzie, jeśli nie będzie musiała się niczym zajmować. Najłatwiej było oddać tylko pieniądze i zapomnieć o wszystkich logistycznych kwestiach. Hubert nie podał nam dokładnego miejsca, dlatego jestem zobowiązana podać je rodzicom od razu po dotarciu na Kaszuby. Hubert to ten typ osoby, który nie odpuści, dopóki nie zrobi czegoś na sto procent. Niesamowicie mi to zaimponowało — nie powiem, że nie.

Chłopak jest ode mnie rok starszy, ale to nie wiek wytworzył między nami granicę, której boimy się przekroczyć. Hubert jest po prostu nieprzewidywalny, często podejmuje dziwne i nielogiczne decyzje, ale muszę przyznać, że nigdy nie zawodzi. Wszyscy mogą nie mieć pojęcia, dlaczego coś wyszło tak, a nie inaczej, ale on nigdy nie doprowadzi do tego, aby ktokolwiek zwątpił w jego racje — nawet przez chwilę. Więc w tych dziwactwach jest nutka logiki. Po prostu za sobą nie przepadamy, od pewnego, bardzo burzliwego czasu. Wolałabym, żeby ktoś inny zajmował się organizacją tego wyjazdu. Może nawet chciałabym, żeby go tam nie było. Sama nie wiem, jakie emocje odczuwam, gdy jest w pobliżu. Nie potrafię się pozytywnie do niego nastawić, choć bardzo bym chciała. Z drugiej strony, gdyby ktoś inny zorganizował tę wycieczkę, to prawdopodobnie nie targałabym teraz tej walizki do góry.

Jego ostatnia decyzja jednak wywołuje u mnie lekki niepokój. Postanowił, że nasz wyjazd odbędzie się samochodem. Ten plan nie byłby zły, gdyby nie fakt, że on będzie kierowcą. To nie tak, że mu nie ufam, ale Hubert jest świeżo upieczonym kierowcą. Nie ma jeszcze niezbędnego doświadczenia na tak długą podróż. Chciałabym się mylić, oczywiście. Po prostu boję się młodych kierowców. Sama boję się zapisać na kurs prawa jazdy. Przerażają mnie te wszystkie wypadki samochodowe — nie chciałabym w takim zginąć. Zaproponowałam więc podróż pociągiem, ale wszyscy jednogłośnie stwierdzili, że to nie ma sensu, skoro mamy kierowcę. Nie miałam szansy wygrać. Musimy jechać samochodem. Kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana. No cóż, obym to ja go wypiła, a nie moja rodzina na stypie po mnie…

Najbardziej boję się o Bartka. Choć chłopak stwierdził, że będzie mnie chronił, nie mogę przywiązywać większej wagi do jego słów. Przecież ma piętnaście lat. Zresztą nie wiadomo, czy będzie trzeba mnie chronić. Może po prostu zbyt panikuję, próbując jednocześnie wciągnąć mojego brata w moje obawy. Mam ogromne nadzieje, że w końcu przekonam się do Huberta. Albo przynajmniej Bartek się do niego przekona. Może to on namówi mnie do zmiany myślenia. Wiem, że nadzieja może zabijać, ale tym razem wierzę, że będzie dla mnie litościwa.

Otworzyłam drzwi do mieszkania, a kilka sekund później dołączył do mnie Bartek. Wjechałam walizką do środka i postawiłam ją przed drzwiami do mojego pokoju. Obróciłam się do brata, gdy ten zamykał drzwi do swojego pokoju.

— Ruszamy jutro z samego rana!

Trzask. Drzwi zamknęły się z delikatnym hukiem. No cóż, pozostało mi wierzyć, że brat mnie usłyszał i będzie gotowy jutro rano do wyjazdu. Informowałam go wielokrotnie o godzinie wyjazdu… Nie mógłby zapomnieć. Wzięłam głęboki wdech, chwyciłam za rączkę od walizki i wjechałam nią do pokoju. Muszę się pośpieszyć, bo do rana nie zostało zbyt wiele czasu, a jeśli dalej będę się tak obijać, nie zdążę się spakować.2 | Hubert

Jadę drogą wojewódzką numer siedem, kierując się z centrum Warszawy do Ochoty. Dzisiejszego poranka nie miałem trudności ze wstaniem, bo wiedziałem, że czeka mnie przygoda. To pierwszy taki poważny wyjazd z moimi znajomymi. Nie wiem dokładnie, o której godzinie dotrę na Ochotę, ale tam czekają na mnie wszyscy uczestnicy wyjazdu. Najpierw zabiorę swojego najlepszego przyjaciela, Dawida, który czeka na mnie przy samym wjeździe. Cieszę się, że to on wsiądzie pierwszy, bo będzie mógł zająć miejsce pasażera obok mnie.

Wciskam sprzęgło i zmieniam bieg z czwartego na piąty. Okazuje się to niepotrzebne, bo przed sobą widzę tworzący się korek. Niedawno zdałem prawo jazdy, dlatego jeżdżę jeszcze bardzo ostrożnie. Tym bardziej że dzisiaj nie liczy się tylko moje życie. Jak żyć ze świadomością, że zabiłem niewinne osoby? Czy życie z wyrzutami sumienia jest możliwe?

Pomysł podróży samochodem z Warszawy na północ Polski narodził się w mojej głowie i wszystko było dość spontaniczne, choć początkowo nie byłem przekonany, czy dam radę. Chciałem znaleźć pociąg i zarezerwować bilety, ale wszyscy stwierdzili, że wygodniejsza będzie podróż samochodem. Tylko Oliwia nic nie powiedziała. Na pewno nie była przekonana co do słuszności tego pomysłu, ale nie miała szans na zwycięstwo. Nawet się nie odezwała, co tylko potwierdziło moje obawy. Przestałem żyć w fałszywym przekonaniu, że nic mi się w życiu nie udaje, i uwierzyłem w siebie. Dlatego teraz jadę tym samochodem.

Droga ciągnęła się w nieskończoność, a ja co chwilę musiałem hamować. Korek coraz bardziej się wydłużał. Obawiałem się, że nie dotrę na czas. W mojej głowie pojawiła się myśl, że cały plan może nie wypalić, a moi znajomi stwierdzą, że do niczego się nie nadaję i nie uda mi się odbudować z nimi relacji. Tak… odbudować, chociaż niektóre z nich chyba już dawno się skończyły, tylko nie chcę sobie tego uświadomić.

Sznur samochodów ciągle się wydłużał. Typowe warszawskie korki w sobotnie przedpołudnie. Słońce mnie oślepiało, więc mimo że stałem w miejscu, założyłem okulary przeciwsłoneczne. Nienawidzę korków. Nie mogę się rozpędzić, bo muszę co chwilę hamować. Nie po to zdawałem prawo jazdy, żeby teraz tracić czas w korkach. Jednak co mogę na to poradzić?

Jazda samochodem jest jak życie… Rozkręcasz się, a potem musisz zwolnić, bo na twojej drodze pojawiają się przeszkody — zazwyczaj gorsze niż samochody na tej trasie.

— _Jadę po was, ale są korki _— napisałem i schowałem telefon do kieszeni.

Nie zapowiadało się, że sytuacja ulegnie zmianie. Szczerze mówiąc, nawet w to nie wierzyłem. Czas uciekał, więc miałem go coraz mniej. Moi znajomi na pewno czekają zniecierpliwieni na przystanku, a przed nami jest kilkugodzinna podróż. Każda dodatkowa minuta spędzona w podróży to minuta mniej w tym rzekomym raju — pięknych okolicach Jeziora Grabowskiego.

Użyłem klaksonu, ale to nie sprawiło, że sznur samochodów przyspieszył. Mam wrażenie, że teraz nie tylko droga jest zatłoczona, ale także w każdym pojeździe panowała gęsta atmosfera.3 | Oliwia

Czekałam z Bartkiem na umówionym przystanku, niedaleko Parku Zasława Malickiego na warszawskiej Ochocie. Hubert miał tu przybyć za piętnaście minut, ale otrzymałam od niego wiadomość, że będziemy musieli poczekać nieco dłużej. No cóż, taki urok podróży samochodem. Chociaż kto wie, czy podróż pociągiem nie byłaby podobnie długa albo nawet dłuższa.

W oddali dostrzegłam zbliżającą się przyjaciółkę.

— Cześć, Ania! — krzyknęłam.

Urocza brunetka o brązowych oczach szeroko się uśmiechnęła i odkrzyknęła z radością. Weszła pod wiatę przystanku, postawiła walizkę i mocno mnie uściskała. Ukradkiem spojrzała na Bartka, a kiedy ten się uśmiechnął, nieśmiało to odwzajemniła.

Na początku bałam się, że pomyliliśmy przystanki. Czekaliśmy tu już naprawdę długo, ale kiedy zobaczyłam wiadomość od Huberta, zrozumiałam, dlaczego jeszcze nikogo nie ma — nikt się nie śpieszył, kiedy chłopak stał w korku. Wszyscy wiedzą, że korek to nie kwestia pięciu minut. Teraz na szczęście przyszła Ania.

— Chyba jeszcze trochę poczekamy — stwierdziła dziewczyna, sprawdzając, czy przyszły jakieś nowe wiadomości od Huberta.

Pokręciła głową, dając znak, że nic więcej nie wie.

Ania ubrana była w piękną niebieską sukienkę, idealnie dopasowaną do letniej pogody i bezbłędnie wpasowującą się w klimat miejsca, w którym będziemy za kilka godzin. Brunetka szeroko się uśmiechała na samą myśl o wyjeździe w tamte rejony. Ja również. Tylko Bartek miał pewne zastrzeżenia, ale doskonale go rozumiałam. Pojechał w tę podróż tylko dla mnie, żeby mi nie było smutno. Uważam, że to urocze.

Dziewczyna uwielbiała Kaszuby — jak sama mówiła — kojarzą się jej z beztroskim dzieciństwem. Osobiście wolę morze, ale propozycja Kaszub cieszyła się większym poparciem. Przyjaciółka powiedziała mi nawet, że północ Polski to północ Polski — bez znaczenia, czy będziemy nad jeziorem na Pomorzu, czy nad morzem. Ja mam inne zdanie, ale nie chciałam się kłócić. Nic by to przecież nie zmieniło.

— A gdzie reszta? — zapytała Ania zaniepokojonym głosem.

— Też się zastanawialiśmy — odpowiedziałam i spojrzałam ukradkiem na brata. — Podejrzewam, że skoro Hubert się spóźni, oni też nie zamierzają być na czas.

Ania skinęła głową, przystając na to trochę śmieszne wyjaśnienie. Tylko Hubert nie był z tej okolicy. Mieszkał w samym centrum Warszawy i prowadził dość luksusowe życie — przynajmniej ja tak uważałam, on niekoniecznie. Twierdził, że prowadzi życie przeciętnego warszawiaka, ale to brzmi jak typowy stereotyp ludzi spoza stolicy. Myślą, że mieszkamy w luksusowych apartamentach, a na kolację jemy homary i popijamy kieliszkiem prosecco. Jednak w rzeczywistości życie w Warszawie jest drogie i czasami mam wrażenie, że jest przeciwieństwem luksusu. Nie można zaprzeczyć, że Hubert żyje lepiej od nas, ale dla mnie to nie ma większego znaczenia. Mimo że w stolicy bez pieniędzy nie da się przetrwać, to właśnie dlatego jadę na Kaszuby, a nie lecę na Malediwy. Zresztą nie rozumiem ludzi, którzy komuś czegoś zazdroszczą. Na wszystko trzeba sobie zapracować i cieszyć się tym, co się ma, bo dla niektórych to nasze życie może być luksusem.

Moje rozmyślania na temat luksusów przerwał dźwięk hamującego samochodu. Pomyślałam, że warszawskie ulice się rozluźniły i chłopak przybył wcześniej, niż wszyscy się spodziewali. Moje marzenie o dalszej podróży rozwiała dziewczyna wychodząca z czerwonego samochodu. Blondynka o niebieskich oczach z gracją zamknęła drzwi, założyła błyszczącą torebkę na ramię, a lśniące okulary przeciwsłoneczne przysłoniły jej oczy. Podeszła do bagażnika i wyciągnęła dużą czerwoną walizkę, która idealnie pasowała zarówno do samochodu, jak i letniej sukienki, którą miała na sobie.

To Hania, obiekt westchnień Huberta, i to jedyny powód, dla którego z nami jedzie. Nie była zbyt lubiana w grupie za swój dziwny sposób bycia.

— Dzień dobry wszystkim — przywitała się z wymuszonym uśmiechem.

— Ona też jedzie? — zapytał Bartek ściszonym głosem, aby dziewczyna pod żadnym pozorem nie usłyszała, co powiedział, i przenigdy nie doszła do wniosku, że była tematem rozmów z moim bratem.

Zaiste, nie mówiłam Bartkowi o wszystkich uczestnikach wycieczki. Nie czułam takiej potrzeby. Wolałam, żeby sam wszystkich poznał. Natomiast Hania niejednokrotnie pojawiała się w naszych rozmowach. Niestety, raczej nie z tej pozytywnej strony. Wielokrotnie krytykowałam Hanię za jej sposób bycia, a mój brat doskonale wiedział, że nie pałałam do niej sympatią.

— Cześć — odpowiedziała Ania, przerywając niezręczną ciszę, która przez chwilę zapanowała nad ochockim przystankiem.

— Długo będziemy musieli czekać? — zapytała Hania i spojrzała podejrzliwie na Bartka. — Chciałabym być już na Kaszubach…

— Kto by nie chciał — powiedziałam z ironią.4 | Hubert

Na szczęście udało mi się wydostać z uciążliwego korku i kilka minut później do mojego samochodu wsiadł pierwszy pasażer. Oczywiście był nim Dawid, mój najlepszy przyjaciel, któremu zarezerwowałem miejsce z przodu. Włożył swoją niewielką torbę do bagażnika i otworzył drzwi po stronie pasażera.

— Siema, stary! — wykrzyknąłem, szeroko się uśmiechając.

— Siema, nie wierzę, że tam jedziemy — powiedział podekscytowany chłopak i zajął miejsce pasażera.

— To uwierz — odparłem. — Gotowy? — zapytałem, a kiedy skinął głową, puściłem sprzęgło i dodałem gazu.

Pierwsze metry w warszawskiej dzielnicy Ochota minęły, a mój samochód zmierzał w głąb osiedla. Dawid miał czekać na mnie na pierwszym możliwym przystanku. Według niektórych nie kwalifikował się on jeszcze do Ochoty, ale zdania w tej kwestii były podzielone. Po prostu nie było sensu, żeby szedł na ten sam przystanek, co wszyscy, skoro mogłem odebrać go po drodze. Miałem jeszcze tylko kilka przystanków do pokonania, a wkrótce zabiorę resztę towarzystwa. Tym samym miniemy granicę miasta stołecznego Warszawy i będziemy coraz bliżej przepięknych Kaszub. Wierzę, że to będzie podróż mojego życia — wyjazd, dzięki któremu znów będziemy patrzeć na siebie jak na przyjaciół, a nie wrogów. Przynajmniej mam taką nadzieję.

Na szczęście nadzieja nie zabija.

Powoli zbliżałem się do przystanku położonego w pobliżu Parku Zasława Malickiego. W oddali dostrzegłem cztery osoby i przypuszczałem, że to oni na mnie czekają. Możliwe, że to jacyś przypadkowi pasażerowie wyczekujący autobusu, ale szczerze — jaka jest na to szansa? Mam nadzieję, że nikt mnie nie zawiedzie i wszyscy zjawili się w umówionym miejscu. Na razie dostrzegłem Hanię, Anię, Oliwię i jej młodszego brata. Wpatrywali się w moje auto. Zaparkowałem samochód na miejscu dla autobusów (co było nielegalne) i przyciskiem otworzyłem bagażnik.

Dziewczyny i Bartek podeszli do bagażnika i zaczęli wkładać swoje bagaże. Oczywiście wszystko trzeba było przepakować, bo walizka Hani była tak duża, że bagażnik nie chciał się zamknąć. Na szczęście, po kilku zdecydowanych, taktycznych ruchach Bartka, udało się go zamknąć i wszyscy mogli zająć swoje miejsca. Hania jako pierwsza otworzyła tylne drzwi i nie odpuściła sobie komentarza.

— Witam pana spóźnionego — rzuciła.

— Jak siadamy? — zapytała Oliwia, wychylając głowę zza niej.

— Wszystko jedno — powiedziałem obojętnie, zauważając na twarzy Oliwii zawód. Chyba liczyła, że wszystko będzie zaplanowane w stu procentach.

Hania zamierzała zająć miejsce po prawej stronie, ale Oliwia skutecznie to uniemożliwiła, każąc jej usiąść na samym tyle. Samochód był siedmioosobowy, a dwa miejsca na końcu były bardzo ciasne.

— Niby dlaczego? — zapytała oburzona.

— Chcę siedzieć obok Bartka i Ani — odpowiedziała Oliwia.

— No i? — zapytała Hania.

Zapanowała nieznośna cisza, którą przerwała Ania, twierdząc, że jej to w sumie obojętne, gdzie będzie siedzieć. Oliwia ją uciszyła, przyciskając palec wskazujący do ust.

— No dalej — dodawała dziewczynie otuchy.

Hania przewróciła oczami, ale ostatecznie posłuchała Oliwii i usiadła na samym tyle, mamrocząc coś pod nosem; nikt jednak nie zwrócił na to większej uwagi. Ucieszona Oliwia usiadła po prawej stronie, Ania, najmniejsza z całej trójki, zajęła środkowe siedzenie, a po lewej stronie usiadł Bartek. Spojrzałem na chłopaka w lusterku — wyglądał na starszego, niż był w rzeczywistości.

Pomyślałem, że mamy komplet i chciałem zapytać wszystkich, czy mogę ruszać, gdy przypomniałem sobie, że uczestników powinno być siedmioro, a zajętych było tylko sześć miejsc.

— Gdzie jest Franek? — zapytałem zaskoczony.

— Nie było go na przystanku — stwierdziła Hania.

— Nie miałeś przypadkiem odebrać go z innego? — zapytała zatroskana Oliwia, widocznie zaniepokojona nieobecnością chłopaka.

— Nie, na pewno nie — odparłem, a Oliwia wzruszyła ramionami.

Wkrótce zapanowała cisza. Słychać było tylko cichy monolog Hani, niezadowolonej, że znowu musi czekać oraz że nie może wyprostować nóg, bo z tyłu jest na to zbyt mało miejsca. Czułem na sobie wzrok wszystkich. Oczekiwali, że wyciągnę telefon i zadzwonię do Franka albo ruszę i zapomnę, że chłopak miał z nami udać się w tę podróż. Tak naprawdę mógł to zrobić każdy, ale reakcji oczekuje się właśnie od organizatora wycieczki. Jeden z pierwszych kroków mógł przynieść mi porażkę, a moje ego nie poradziłoby sobie z poczuciem niewystarczalności.

Na szczęście dostrzegłem Franka w lusterku, bo wkrótce wszechobecna cisza zaczęłaby działać na moje nerwy. Wypuściłem głośno powietrze, co zwróciło uwagę wszystkich pasażerów. Dawid również zauważył smukłego chłopaka w lusterku i uśmiechnął się pod nosem. Wkrótce wszyscy spojrzeli w tylną szybę, oczekując nadejścia Franka. Właściwie — nadbiegnięcia.

Chłopak prawie wpadł na samochód. Zatrzymał się w ostatnim momencie i dał mi znak, żebym otworzył bagażnik. Wrzucił tam tylko mały plecak. Podziwiam, że zmieścił tam wszystkie niezbędne rzeczy. Oby, bo nie zamierzam mu nic pożyczać. Chłopak nie męczył się z przepychaniem przez tylne drzwi i postanowił zająć swoje miejsce przez bagażnik. Zamknął go od wewnątrz, przeskoczył nad siedzeniem i usiadł obok Hani. Szeroko się uśmiechnął, choć dostrzegłem w jego radości wyrzuty sumienia. Zobaczył niesmak na twarzach innych pasażerów i natychmiast zaczął się tłumaczyć.

— Przepraszam, korki były — powiedział.

— Szedłeś pieszo? — wyjaśniła Oliwia.

Chłopak podrapał się po głowie.

— Możemy jechać — stwierdził.

Hania spiorunowała go wzrokiem, lecz on udawał, że tego nie widzi. Wzruszyłem tylko ramionami i odpaliłem samochód. Tym sposobem rozpoczęła się nasza długa podróż na Kaszuby. Spóźniony Franek był pierwszą nietypową sytuacją, która nas spotkała. Oczywiste jest, że możemy spodziewać się większych niespodzianek. Aczkolwiek chłopak nieco rozluźnił atmosferę, bo nic tak nie bawi, jak śmianie się z samego siebie. Gdy silnik zaczął mruczeć, a samochód powoli ruszał, w lusterku widziałem, jak wszyscy zaczynają się uśmiechać. Może to właśnie Franek, z jego nonszalancją i humorem, był brakującym elementem, który zdoła zjednoczyć naszą grupę i sprawi, że ta podróż będzie niezapomniana. W końcu przed nami jeszcze wiele godzin drogi i mnóstwo miejsc, które czekają na odkrycie.

— No mówię, że korki były!

— Babcie poszły szturmować markety, była podwójna linia i nie mogłeś ich wyprzedzić? — przedrzeźniał go Dawid.

— Mniej więcej — odpowiedział, i wszyscy wybuchnęli śmiechem.

Były też chwile ciszy, w których czułem się bardzo niekomfortowo. Słyszałem tylko dźwięk zmienianych biegów. Miałem wrażenie, że nikt tak naprawdę nie chce tu być, a moja jazda jest po prostu bezcelowa. Pojawiały się też obawy, że ta cisza zwiastuje nadchodzące problemy. Za chwilę coś pójdzie nie tak i nadzieja na spokojny weekend pryśnie… Nie, nie mogę myśleć w ten sposób. Jednak prawda jest taka, że ci ludzie to tykające bomby zegarowe. Niby się znamy, nawet niektórym z nich kiedyś ufałem bezgranicznie. Wiem o nich prawie wszystko, ale czasami czuję, że wiozę obcych. Ponadto mam z nimi wytrzymać kilka dni. Żyję z ludźmi, którzy mogą zamienić spokojne życie w szalony rollercoaster. Starałem się skupić na prowadzeniu i nie dać ponieść się tym myślom. Może ta podróż będzie okazją do odbudowania starych relacji i poznania ich na nowo. W końcu mamy przed sobą kilka dni wspólnych przygód i doświadczeń. To może być zarówno wyzwanie, jak i szansa.5 | Oliwia

Cisza, która zdawała się trwać wieczność, wreszcie się skończyła, co bardzo mnie ucieszyło. Być może to koniec etapu, w którym nie mieliśmy o czym ze sobą rozmawiać. Jednak boję się, że to tylko złudne oczekiwanie, bo nie da się od razu naprawić czegoś, co zaniedbywało się przez miesiące.

Wszystko wydawało się czarno-białe. Teraz mam wrażenie, że nałożyliśmy kolorowy filtr, żeby choć na chwilę poczuć się jak grupa przyjaciół, którą kiedyś byliśmy. Staliśmy się ofiarami czasu, który pokazał, na kogo możemy liczyć, a od kogo powinniśmy uciekać. Cóż, nie ma co ukrywać — ten wyjazd okazał się strzałem w dziesiątkę.

Rozmawiałam z Anią, moją najlepszą przyjaciółką. Nasza przyjaźń miała wiele wzlotów i upadków, ale wciąż uważam ją za bardzo ważną osobę w moim życiu. Jestem dumna, że nie zostawiłam jej samej w potrzebie. Prawdziwi przyjaciele są przy nas nie tylko w dobrych chwilach, ale także w trudnych. Chyba nigdy nie powinnam w to wątpić. Ania i ja nie byłyśmy typowymi przyjaciółkami dzielącymi się westchnieniami o miłości. Nasze więzi wzmacniały wspólne przeżycia. Każdy kolejny dzień był dla nas lekcją, choć dziś możemy powiedzieć, że więcej nas dzieli niż łączy. Bez względu na wszystko, zawsze będę dla Ani, kiedy będzie mnie potrzebować. Mam nadzieję, że ona również będzie dla mnie…

Tak naprawdę to ja namówiłam Anię na ten wyjazd. Nie była do niego przekonana, zwłaszcza że z nami jechał Dawid. Ania nie ma z nim dobrych relacji — jeśli w ogóle można to nazwać relacją. Obiecałam jej, że ten wyjazd zmieni wszystko. Nie wiem jednak, czy nie skłamałam. Mam nadzieję, że oni mnie nie zawiodą i pozwolą wszystkim poczuć się bezpiecznie.

Ania powiedziała mi rok temu, że jest w związku z Dawidem. Trochę się zdziwiłam, bo myślałam, że są tylko przyjaciółmi. Później przypomniałam sobie, że przyjaźń często przeradza się w miłość. Nie zawsze rozumiem ten proces, ale wielokrotnie byłam świadkiem, że tak właśnie bywa. Pojawiły się komplikacje w naszej grupie, gdy zaczęły rodzić się uczucia między różnymi osobami. Mam wrażenie, że mogło być więcej takich par, ale nikt nie chciał dodatkowo zaburzać już i tak napiętych stosunków.

Ich związek nie trwał długo. Po kilku miesiącach okazało się, że nie są dla siebie stworzeni i zgodnie postanowili się rozstać. Nikomu oczywiście nie życzyłam tego dramatu. Chciałam, by zarówno Ania, jak i Dawid byli szczęśliwi. To zakończyło się dramatycznie i wprowadziło niepokój w naszej grupie.

Teraz rzekomo są w zgodzie, choć trudno w to uwierzyć.

— Daleko jeszcze? — zapytała Hania.

Prawie wybuchnęłam śmiechem, ale na ostatnią chwilę się powstrzymałam. Nie jestem pewna, ale chyba nawet jeszcze nie wyjechaliśmy z województwa.

Hania to dziewczyna, która dla nas wszystkich jest wielką zagadką. Nie do końca rozumiem, skąd się wzięła w naszej grupie. Nieoficjalnie wiadomo, że spodobała się Hubertowi i dlatego dziś w ogóle musimy dzielić z nią przestrzeń w samochodzie. Nikt inny na pewno by jej nie zaprosił na wyjazd. Z drugiej strony jakoś szczególnie mi nie przeszkadzała. Może czasami irytowała swoim zachowaniem, ale umówmy się — kto z nas nie zachowuje się czasem denerwująco? Dziewczyna jest śliczna, ma piękne blond włosy i intrygujące oczy. Nic dziwnego, że spodobała się Hubertowi. Chłopak ma gust do dziewczyn, choć sam nie jest idealnym kandydatem na chłopaka. Choć z drugiej strony… Hubert patrzy tylko na wygląd. Nie dostrzega tego, co w środku. A wszyscy wiemy, że najciekawsze u kobiet jest wnętrze…

— Nawigacja pokazuje, że jeszcze niecałe dwie godziny — powiedział Hubert, patrząc na dziewczynę w lusterku.

— Możemy się na chwilę zatrzymać? — zapytała Hania.

Spojrzałam zaskoczona na Anię, a potem w lusterko na Huberta. Dlaczego mielibyśmy się zatrzymać? Przebycie tej drogi bez toalety nie powinno być trudne.

— Nie przewidujemy przerw — wyprzedził Huberta Dawid.

Hubert zgodzi się dla niej. Wszyscy o tym wiedzieliśmy.

— Trudno — powiedział obojętnie Dawid.

Hania skrzyżowała ręce.

— Nie wytrzymam i nasikam pod siebie — oznajmiła.

Wszyscy zrobili zniesmaczone miny.

— Dobra, bez przesady — ostrzegł Hubert. — Jak coś będzie po drodze, to się zatrzymam — dodał, patrząc na Hanię.

— Dziękuję — powiedziała udawanym słodkim głosem.

Spojrzałam ukradkiem na Hanię i dostrzegłam smutek na jej twarzy. Udawany uśmiech i słodki głos to jedno, a to, co miała w środku, pozostawało dla nas niedostrzegalne. Czułam, że dziewczyna poważnie namiesza. Nie tylko swoją obecnością — zrobi coś, co nie skończy się dobrze. Hani nie zależy na nas, tylko ewentualnie na Hubercie, więc nie będzie miała wobec nas żadnych zahamowań. Teraz pytanie, czy coś między nimi będzie? Czy ta miłość jest jednostronna, czy Hania też coś czuje do Huberta? Nie powiem, jestem bardzo ciekawa.

Spojrzałam na mojego brata, uświadamiając sobie, że jeszcze na niego nie spojrzałam od początku podróży. Jak czuł się w naszym towarzystwie? Samochód pędził dopuszczalne sto czterdzieści kilometrów na godzinę, a Bartek siedział wśród obcych mu ludzi. Nie wiem, czy ma szansę się z nimi dogadać. Mam wrażenie, że za bardzo się od nich różni. Z drugiej strony… może lepiej, by pozostał wobec nich neutralny. Jest jeszcze dzieckiem i nie chcę, żeby codziennie przeżywał to, co ja — zastanawiał się, czy za chwilę wszystko nie wywróci się do góry nogami, kiedy znów odkryje, że nie wszyscy są z nim szczerzy. Nie chcę, by martwił się nocami o swoje relacje, wiszące na cienkiej linie, które mogą się zerwać w każdej chwili. Do niczego mu to nie było potrzebne. Bartek powinien jeszcze cieszyć się dzieciństwem. Choć tak naprawdę to przeze mnie tu jest. Wykorzystałam go, bo inaczej nie mogłabym jechać. Było mi trochę głupio, ale czy ten wyjazd nie będzie też częścią naszej integracji? Mogę poprawić stosunki z bratem, choć były one całkiem dobre.

Po około pół godziny szybkiej jazdy od momentu, kiedy Hania zapragnęła wizyty w toalecie, Hubert zjechał na skrajny prawy pas i skręcił na parking, gdzie był znak o toalecie. Spełnił prośbę Hani, jak można było się spodziewać. Jestem ciekawa, czy dla innych też zrobiłby wyjątek.

— Mam nadzieję, że nadal musisz do toalety i nie straciliśmy cennych minut na zjazd? — zapytał dziewczynę, a ta skinęła głową.

Doskonale wiedział, że kobiety są zmienne, więc wolał się upewnić. Gdyby Hania się rozmyśliła, nic nie przywróciłoby nam straconego czasu. Dziewczyna ironicznie się uśmiechnęła, rozumiejąc żart chłopaka.

W samochodzie zapanował lekki chaos, bo Hania mogła wysiąść tylko wtedy, gdy wszyscy opuszczą swoje miejsca. Nie chcieliśmy jej robić problemów i posłusznie wysiedliśmy. Hubert zgasił silnik i sięgnął po telefon. Hania poszła w stronę toalet, a ja postanowiłam rozprostować kości. Chodziłam po parkingu, podczas gdy Ania i Bartek wrócili do samochodu. Nikt inny nie miał ochoty na przerwę, wszyscy chcieli kontynuować podróż. Podeszłam do samochodu i spojrzałam na Bartka przez otwarte drzwi.

— Nie chcesz do toalety? — zapytałam.

Spojrzał na mnie z ukosa.

— Nie mam dziesięciu lat, nie musisz się o mnie martwić — odparł.

— Masz piętnaście, niewielka różnica — odparłam złośliwie.

— A jednak — uśmiechnął się i wyszedł z samochodu. — Zaraz wracam.

— Czyli jednak potrzebujesz? — zapytałam z ironicznym uśmiechem.

— Nie powiedziałem, że nie — odparł i ruszył w stronę toalet.

Parsknęłam śmiechem. Rzeczywiście, nic nie mówił, a ja naiwnie myślałam, że tym razem wygrałam. Nic bardziej mylnego. Dziecko, ale sprytne. Rozejrzałam się po przydrożnym parkingu. Nie było tu wiele samochodów — jakby autostrada była trasą wyścigu i nikt nie chciał tracić czasu na zbędne przerwy. Oprócz toalet można było tu coś zjeść i wypić w pobliskiej fastfoodowej knajpie.6 | Bartek

Jestem zmęczony — nie tylko podróżą autostradą, która ciągnie się w nieskończoność, ale tymi ludźmi, z którymi nie potrafię rozmawiać. To straszne. Rozmawiają ze sobą tak naprawdę o wszystkim, ale nie zauważyłem, żeby te rozmowy były szczere. Nie wkładają w nie całego swojego serca, tylko jakąś cząstkę, która dla nich nie ma żadnego znaczenia. Jestem wykończony słuchaniem ich żmudnych rozmów o niczym, bo na kilometr czuć, że nie potrafią ze sobą rozmawiać. I zdecydowanie nie mają o czym. Chociaż… i tak wygląda to lepiej niż na samym początku podróży.

Hubert na początku nie przypadł mi do gustu. Siostra dużo mi o nim mówiła, więc byłem po prostu uprzedzony. Jednak wydaje się najbardziej ludzki spośród nich wszystkich. Myślę, że uda mi się z nim porozmawiać jeszcze wielokrotnie. Dawida nie znałem i nie jestem do niego przekonany. Wydaje się złośliwy wobec każdego, kto ośmieli się odezwać. Mam wrażenie, że tylko on chce być w centrum uwagi, a tym upartym dążeniem robi z siebie idiotę. Ania to taka cicha myszka. W jej przypadku nie wiadomo, co czuje, co myśli i jakie ma życiowe cele. Zaskoczyło mnie, że zaprzyjaźniła się z Oliwią — na pierwszy rzut oka to obce dla siebie światy. Franka od razu polubiłem. Bardzo sympatyczny chłopak. I oczywiście Hania, na temat której nie zostawię zbyt rozległego komentarza. Strasznie dziwna, momentami irytująca, ale w ostatecznym rozrachunku — po prostu zagubiona.

Oliwia wyjaśniła mi, że to wyjazd integracyjny. Taki, który ma coś zmienić w ich pogmatwanych relacjach. Chciałbym być dobrej myśli, ale nic nie zwiastuje, żeby cokolwiek miało się zmienić. Obawiam się, że ten wyjazd jeszcze wszystko pogorszy. Nie wyobrażam sobie, żeby mieli przebywać ze sobą całą dobę. I żebym ja miał to przetrwać z nimi. To ludzie, którzy są cały czas w stanie jakiejś wojny — nie tylko z innymi, ale też ze sobą samymi. Każde wypowiedziane przez nich słowo wydaje się przemyślane, pozbawione naturalności i ludzkich emocji. Jakby każdy wyraz był analizowany przez maszyny, które wkrótce zamieniają te słowa w obojętność. Rozumiem, że chcą stworzyć grupę przyjaciół, ale nie tędy droga. Podkładanie sobie kłód pod nogi na pewno nie polepszy sytuacji, ale sam świata nie zbawię. I nie zamierzam mieszać się w ich życie. To ich sprawa i zmienią teraźniejszość tylko wtedy, jeśli odważą się zaryzykować.

Szedłem w kierunku dużego, starego budynku, w którym były toalety, myśląc o tym, co powiedziała Oliwia. Stwierdziłem, że skoro i tak stoimy przez Hanię, to wykorzystam sytuację i skorzystam z toalety. Jeszcze by mi się nagle zachciało w dalszej drodze i byłby problem. Hubert na pewno by się wkurzył, bo ten postój był wyjątkiem zrobionym specjalnie dla Hani. Podszedłem do dużych stalowych drzwi, które wyglądały bardziej jak wejście do magazynu z bronią nuklearną niż do przydrożnych toalet. Ale nie zamierzałem się tym teraz przejmować. Pociągnąłem drzwi w swoją stronę, ale nawet nie drgnęły. Dla pewności pchnąłem je jeszcze raz, bo wiadomo — złota zasada otwierania drzwi mówi, że nigdy nie otwierasz ich prawidłowo. Nic z tego. Drzwi były zamknięte albo za ciężkie dla mnie. Stawiam na to pierwsze, bo bez przesady — dałbym sobie z nimi radę.

Rozejrzałem się, czy nie ma jakiejś wskazówki, jak otworzyć to stalowe coś. Dostrzegłem mężczyznę, który właśnie wychodził z damskiej toalety. Spojrzał na mnie zaskoczony, ze wstydem w oczach. Kiedy przełamałem strach i chciałem zapytać, czy mógłby mi pomóc, wyprzedził moje pytanie.

— Młody, idź do damskiej — powiedział i delikatnie się uśmiechnął. — Te drzwi są zamknięte.

Odwzajemniłem uśmiech i skinąłem głową w podziękowaniu. Gdyby tamten facet się nie pojawił, pewnie siłowałbym się z tymi drzwiami jak głupi, albo poszedł załatwić się w krzaki. Wstydziłbym się wejść do damskiej łazienki bez potwierdzenia, że inni mężczyźni tak robią. Obecność tego faceta dała mi ulgę.

Otworzyłem drzwi damskiej toalety i wszedłem do środka. Panowała tam nieznośna cisza i delikatny zapach kobiecych perfum. Czułem się trochę jak przestępca, który nielegalnie wszedł do kobiecej jaskini, ale starałem się tym nie przejmować. Chciałem wejść do jednej z kabin, ale szybko cofnąłem się i ukryłem za ścianą, gdy zobaczyłem, że przy lustrze stoi Hania i grzebie w swojej torebce. Będzie zaskoczona i stwierdzi, że na pewno Oliwia mnie nasłała, żeby ją śledzić. Albo co gorsza, pomyśli, że ją podglądam.

Dziewczyna była spanikowana. Stanie za ścianą było ryzykowne, więc po cichu wszedłem do najbliższej kabiny i przymknąłem drzwi tak, żeby widzieć, co się dzieje dookoła. Hania była wyraźnie niespokojna, nerwowo się obracała, jakby bała się, że ktoś ją obserwuje. Kiedy utwierdziła się, że jest sama, wyjęła z torebki opakowanie.

Chyba były to tabletki. Z tej odległości nie mogłem zobaczyć nic więcej. Nie wiedziałem, co to za tabletki, ale sądząc po dziwnym zachowaniu dziewczyny, to nie była zwykła apteczna rzecz. Substancję zamierzała zażyć w tajemnicy przed światem. Tak, żeby nikt nigdy się o tym nie dowiedział. Bałem się nawet oddychać, żeby mnie nie usłyszała. Czy to był prawdziwy powód jej przerwy w podróży? Czy te tabletki to coś, od czego się uzależniła i nie potrafi bez nich normalnie funkcjonować? Czy to narkotyki? Tyle pytań, a tak mało odpowiedzi, bo niczego nie widziałem z tej kabiny. Cokolwiek zamierzała zażyć Hania, na pewno nie było to nic dobrego. Jednak nie zamierzałem teraz się ujawniać i krzyczeć, żeby nie robiła głupot. To byłoby bezmyślne.

Hania wysypała kilka białych tabletek na dłoń i szybko je łyknęła, jakby bała się, że ktoś nagle wejdzie do łazienki. Odkręciła kran i nabrała wody do ust. Dostrzegłem, jak schowała opakowanie do torebki. Potem ruszyła w stronę mojej kabiny. Zacząłem się trząść, ale na szczęście wybrała kabinę tuż obok.

Miałem nadzieję, że Hania nie domyśli się, że ktoś ją widział. Albo co gorsza, że to byłem ja. Kiedy wyszła z toalety, odczekałem chwilę i pobiegłem do samochodu, zastanawiając się, czy ja też kiedyś skończę tak samo? Czy stanę się dzieckiem w świecie dorosłych? Czy stanę się świadkiem patologicznego życia, gdzie będą dominować alkohol i narkotyki? Czy tak właśnie będzie wyglądał ten obóz integracyjny?
mniej..

BESTSELLERY

Menu

Zamknij