- promocja
- W empik go
Krzyk za oknem - ebook
Krzyk za oknem - ebook
W piątkowy wieczór nastoletnia Ela wybiera się na imprezę organizowaną przez koleżankę. Ma u niej spędzić noc, ale zmienia zdanie i postanawia wrócić do siebie. Maks proponuje dziewczynie, że podwiezie ją samochodem. Jednak Ela nie dociera do domu, a jej rodzice wkrótce dostają wiadomość o tragedii, która się wydarzyła. Śledztwo prowadzą Pawelec i Szuba. Kiedy przesłuchują świadków, okazuje się, że wielu mieszkańców słyszało krzyki, ale nikt nie zareagował… Co wydarzyło się feralnej nocy? Kto stoi za zbrodnią? Małgorzata Rogala ponownie zabiera nas do środowiska nastolatków oraz ich zawiłych relacji z rówieśnikami, nauczycielami i rodziną.
Kategoria: | Kryminał |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-83290-31-7 |
Rozmiar pliku: | 2,0 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
ROZDZIAŁ 1
Maj 2018
Kiedy Weronika podniosła ciężkie od snu powieki, do alarmu brakowało dziesięciu minut. Zza drzwi sypialni dobiegały krzątanina i szmer włączonego radia, znak, że Szymon jest już na nogach. Nowacka, podłożywszy ramiona pod głowę, wspomniała dzień, gdy Pawelec zaproponował jej, by razem zamieszkali. Kilka godzin wcześniej Weronika trafiła do szpitala po tym, jak biegnąc na ratunek znajomej nastolatce, upadła i uderzyła głową o betonowy kosz. Zawiadomiony o zajściu mężczyzna pojechał do kliniki i kiedy upewnił się, że z Niką wszystko w porządku, wyartykułował swoje pytanie. Najwyraźniej czytał w jej myślach, ponieważ i ona od pewnego czasu rozważała zrobienie kolejnego kroku w ich związku. Kochała Szymona, było jej z nim dobrze, czuła się przy nim bezpiecznie i wiedziała, że może na niego liczyć. Do tamtego momentu pomieszkiwali nawzajem u siebie, a chęć zakotwiczenia razem pod jednym dachem walczyła w nich o lepsze z potrzebą posiadania na wyłączność swojej przestrzeni. Po wypadku Weroniki Pawelec przeniósł rzeczy do mieszkania partnerki, zaś dotychczas zajmowaną kawalerkę udostępnił córce. Zosia, chcąc się usamodzielnić, postanowiła wyprowadzić się od matki i zacząć żyć na własny rachunek. Po znalezieniu pracy, której wykonywanie mogła łączyć ze studiami, szukała pokoju do wynajęcia. Decyzja ojca i jego partnerki była dla dziewczyny niczym bibilijna manna z nieba.
Rozmyślanie o niedawnej przeszłości przerwał dźwięk budzika. Nowacka dotknęła przycisku, wstała, podniosła rolety. Pokój zalało majowe słońce, zwiastując piękny dzień. Weronika otworzyła drzwi sypialni i czując aromat świeżo parzonej kawy, postanowiła w drodze do łazienki zajrzeć do kuchni. Szymon, ogolony i ubrany, ze ścierką zatkniętą za pasek, smażył naleśniki.
– Cześć. – Nika wspięła się na palce i pocałowała go w policzek. On musnął wargami jej skroń, następnie podrzucił cienki placek, który obrócił się w powietrzu i opadł z powrotem na patelnię. – Nie mam pojęcia, jak to robisz. – Nowacka się zaśmiała, kręcąc głową. – Mnie na pewno wylądowałby na podłodze. – Objęła mężczyznę w pasie.
– Za ile minut będziesz gotowa? – spytał.
– Piętnaście?
– Okej. Akurat skończę.
Kwadrans później usiedli do śniadania. Szymon postawił na stole talerz ze stosem naleśników, pojemnik ze śmietaną i drugi z konfiturą. Weronika napełniła kubki kawą. Jedli z apetytem, rozmawiając o błahostkach, słuchając radiowych wiadomości, a później audycji poświęconej twórczości Anny Jantar, przeplatanej piosenkami z jej repertuaru.
– Dziś piątek – uświadomiła sobie Weronika, kończąc posiłek. – Kiedy pomyślę, że jeszcze tylko sześć tygodni do zakończenia roku szkolnego, ogarnia mnie euforia.
– A jednak zgodziłaś się zostać na kolejny rok – przypomniał Pawelec.
– Mówiłam ci dlaczego. Uległam prośbie pani Słowik. Przecież wiesz, że ona ma nauczycielstwo w genach i było jej szkoda oddawać dzieciaki po siódmej klasie. Chce doprowadzić towarzystwo do końcowego egzaminu, a potem powie Biedrzyckiemu, że wraca na przerwaną emeryturę.
– Hej, nie musisz się tłumaczyć. – Szymon wziął ją za rękę. – Akceptuję wszystko, co postanowisz.
– Po historii z Kamilą Jesionowską reszta roku szkolnego aż do teraz upłynęła całkiem spokojnie – stwierdziła Nika. – Oby tak zostało do końca. Ale nauczyciele są coraz bardziej niezadowoleni. Kiedy na wiosnę dyrektor zaczął układać przyszłoroczny grafik i przydzielać godziny, kilka osób złożyło wypowiedzenie. Nie chcą już pracować w zawodzie, mają dość kolejnego eksperymentu oświatowego.
– Będziecie strajkować?
– Nie wiem. – Weronika spojrzała na zegarek. – Niedługo wakacje. Podobno na jesieni mają być przeprowadzane ankiety w sprawie wyboru formy protestu, więc jeśli zapadnie decyzja o strajku, to najwcześniej za parę miesięcy. – Włożyła naczynia do zmywarki. – Muszę wychodzić, dziś zaczynam o dziewiątej.
– Ja też się zbieram. – Szymon dopił kawę. – Mogę cię podwieźć.
– Dziękuję, mam ochotę na spacer. – Nika go pocałowała. – Zobacz, jak jest pięknie na zewnątrz. – Poszła do przedpokoju, wzięła torebkę. – Do zobaczenia.
– Kino wieczorem? – spytał, zanim zamknął za nią drzwi.
– Chętnie. Sprawdzę repertuar.
Weronika zbiegła po schodach i stanęła na moment przed klatką. Zrobiła wdech, powiodła spojrzeniem po okolicy, po czym ruszyła między blokami w stronę szkoły. Wiosna trwała już na całego, kwitły drzewa i krzewy, w powietrzu czuć było odurzający zapach ich różowych lub białych kwiatów. Przyjemnie było iść plątaniną bocznych ulic Starego Mokotowa, mrużyć oczy drażnione słońcem, patrzeć na ulubione domy. Kiedy Nowacka dotarła na miejsce, miała dobry nastrój i rozpierała ją energia. Weszła do budynku i skierowała kroki do gabinetu. Właśnie zabrzmiał dzwonek i zaczęła się przerwa po pierwszej lekcji. Z sal wybiegli uczniowie i wypełnili korytarze gwarem rozmów. Niesiona falą przemieszczających się dzieci, Nika poczuła dłoń na ramieniu. Zerknęła za siebie i zobaczyła przyrodniczkę Alicję Popowicz, wychowawczynię piątej b, która po wdrożeniu reformy uczyła biologii i geografii.
– Masz teraz chwilę? – Ala próbowała przekrzyczeć hałas.
– Tak. Chodźmy do mnie, bo tutaj nie da się wytrzymać – zaproponowała Weronika.
– Zaraz mam lekcję, więc będę się streszczać – powiedziała nauczycielka, a gdy weszły do środka, spytała: – Kojarzysz Huberta Iwanowicza z mojej klasy?
– Tak. Co z nim?
– Znów zasnął na lekcji.
– Jak to znów? – Szkolna pedagog położyła torebkę na biurku i otworzyła okno. Wraz z ciepłym podmuchem wiatru do pokoju napłynęły odgłosy wrzawy na boisku: śmiechu, nawoływania, uderzeń piłki o podłoże. Słońce było już wysoko na niebie, świeciło teraz wprost do pomieszczenia, więc Nika zmieniła położenie pionowych żaluzji.
– Noo, zdarzyło mu się już kilka razy, kiedy przychodził na ósmą – wyjaśniła Popowicz. – Na różnych przedmiotach, wczoraj u mnie.
– Rozmawiałaś z nim?
– Jasne, że tak. Pytałam, o której chodzi spać, o której wstaje, czy je śniadanie przed wyjściem, czy bierze do szkoły kanapkę, czy ma jakieś problemy. Z jego odpowiedzi wynikało, że wszystko jest w porządku. Zaprowadziłam go do naszej pielęgniarki, żeby z nim pogadała, zmierzyła ciśnienie i tak dalej.
– Pisałaś do rodziców?
– Wysłałam maila, kiedy to się zdarzyło drugi raz. Matka mi odpisała, że Hubert zaprzeczył, jakoby spał, podobno oparł na chwilę głowę na ramionach, a nasza Mariola od polskiego błędnie to zinterpretowała.
– I co ty na to?
– Pomyślałam, że okej, może tak było, chociaż Wawrzyniak trwała przy swojej wersji. Przez jakiś czas był spokój, ale przedwczoraj i wczoraj znów usnął w połowie zajęć. – Alicja urwała na dźwięk dzwonka. – Muszę lecieć, bo zaraz Majewska będzie się czepiać.
– Odprowadzę cię do sali, po drodze dokończysz. – Weronika wzięła klucz do pokoju.
– Słowo daję, że spał – podjęła Popowicz, kiedy poszły ku schodom. – Musiałam potrząsnąć jego ramieniem, żeby się ocknął. Wreszcie otworzył oczy i popatrzył na mnie półprzytomny.
– Dobrze, rozumiem, w czym rzecz. – Nowacka odsunęła się, żeby uniknąć zderzenia z biegnącym szóstoklasistą. – Jak mogę ci pomóc?
– Zamierzałam ponownie napisać do Iwanowiczów, ale dziś przed ósmą skontaktowała się ze mną matka jednej z uczennic z naszej klasy. Po wczorajszym zdarzeniu córka opowiedziała w domu o Hubercie. Kobieta od razu chciała zadzwonić do Iwanowiczów, ale dziewczynka prosiła, żeby tego nie robić. Nie chciała też przyjść do mnie. W obydwu przypadkach chodziło o to, żeby nikt z kolegów i koleżanek nie dowiedział się, że „donosi”. – Przyrodniczka odwzorowała w powietrzu znak cudzysłowu. – Wiesz, że oni są przewrażliwieni na tym punkcie. Summa summarum poprosiła matkę, żeby zrobiła to zamiast niej. – Alicja wpuściła uczniów do sali i poleciła, by powtórzyli ostatni temat. – Kobieta nalegała na zachowanie dyskrecji, więc ci nie powiem, o kogo chodzi. – Nauczycielka ściszyła głos. – Zresztą to nieistotne. Rzecz jest w tym, że podobno Hubert w nocy gra na komputerze, czasem nawet do drugiej albo trzeciej rano. Potem pisze do innych dzieci na komunikatorze.
– To pewne?
– Siedzenie na czacie? Owszem. Matka pokazała mi telefon córki. Rzeczywiście na Messengerze było kilka wiadomości od Huberta, typu „elo”, „czy już śpisz”, a godzina nie pozostawiała wątpliwości. Zatem nic dziwnego, że jeśli musi wstać o siódmej, później nie daje rady i odpływa. – Popowicz położyła rękę na klamce. – Muszę iść, bo zaczynają gadać. – Zajrzała do sali. – Proszę o ciszę! – zawołała i wróciła spojrzeniem do Weroniki. – Zajmiesz się tym? Najlepiej jeszcze dziś. Będą mieli czas podczas weekendu, żeby porozmawiać z synem i coś zrobić.
– Dobrze. Zaraz zadzwonię do Iwanowiczów i ustalę, czy któreś z nich może dziś wpaść do szkoły.
– Dzięki. Dasz mi znać później, co i jak?
– Na pewno.
Weronika wróciła do gabinetu i włączyła komputer. Zalogowała się do Librusa, żeby znaleźć dane kontaktowe opiekunów Huberta. W skrzynce odbiorczej czekało kilka maili. Powstrzymała się od czytania, chcąc najpierw załatwić sprawę chłopca. Znalazłszy numer komórki jego matki, wybrała w telefonie dziewięć cyfr.ROZDZIAŁ 2
Grażyna Iwanowicz przygotowała pojedyncze kwiaty różniące się długością, kształtem i kolorem, dodała sporo zieleni i w ciągu kilkunastu minut ułożyła kolejny bukiet. Lubiła naturalne, swobodne, lekkie w wyglądzie wiązanki. Każdego dnia realizowała pomysły na gotowe kompozycje, które trafiały do sprzedaży niczym danie dnia w restauracji i do popołudnia nie zostawał po nich ślad. Tworzenie, popuszczanie wodzy fantazji przywracało Grażynie spokój, a właśnie dziś go potrzebowała.
Od rana wszystko szło nie tak. Mąż ją ubiegł i pierwszy poszedł się umyć, ponieważ wczesnym rankiem miał spotkanie z klientem. Pracował jako agent nieruchomości i nie mógł ryzykować utraty prowizji, więc skoro potencjalny nabywca wystawionego na sprzedaż mieszkania miał czas jedynie o siódmej trzydzieści rano, Lucjan musiał się dostosować do jego możliwości. Potem łazienkę zajęła Ela i okupowała ją przez pół godziny, nie reagując na ponaglenia matki. Iwanowicz, zdenerwowana, biegała między kuchnią, sypialnią a pokojem Huberta, panikując, że nie zdąży na czas do pracy. Mimo że szefowa ceniła talent Grażyny, nie szczędziła jej przykrych słów w przypadku spóźnienia lub uchybień w utrzymywaniu porządku. „Magnolia” była jedną z największych i najpopularniejszych kwiaciarni w mieście i aby mieć bukiet na specjalną okazję wykonany przez jedną z jej pracownic, należało złożyć zamówienie wiele tygodni wcześniej. Wiedziały o tym potencjalne panny młode i ich matki. Pieniądze płynęły wartkim strumieniem, właścicielka płaciła dobrze i w terminie, dlatego Iwanowicz zaciskała zęby, żeby nie wybuchnąć, gdy czuła się traktowana niesprawiedliwie.
Pożegnawszy Lucjana i czekając, aż córka umożliwi jej wzięcie prysznica, prawie siłą ściągnęła z łóżka dwunastoletniego syna. Hubert snuł się półprzytomny w piżamie po mieszkaniu, a później marudził podczas śniadania. Kiedy wreszcie Grażynie udało się wyprawić dzieci do szkoły, wsiadła do samochodu i przycisnęła gaz. Dziś to ona otwierała kwiaciarnię i nie mogła pozwolić, żeby ktoś czekał przed zamkniętymi drzwiami. Niestety, zabrakło jej szczęścia i zatrzymała ją policja. Iwanowicz dostała mandat oraz punkty karne i w efekcie dotarła do pracy dziesięć minut po czasie. Przed wejściem do oszklonego lokum była zainstalowana kamera, a zarejestrowany obraz wyświetlał się na komputerze właścicielki. Grażyna była pewna, że kobieta nie ominie okazji, by wytknąć pracownicy spóźnienie, zwłaszcza że sama była już od dawna na nogach, o czym świadczyła obecność świeżych kwiatów na zapleczu.
Po wykonaniu kilku wiązanek Iwanowicz poczuła się lepiej. Spadło z niej napięcie spowodowane pośpiechem i uświadomiła sobie, że w tym tygodniu wypada jej wolny weekend. Synoptycy zapowiadali, że w sobotę i w niedzielę temperatura powietrza ma przekroczyć dwadzieścia stopni Celsjusza. Grażyna cieszyła się, że będzie mogła odpocząć, iść na spacer, poczytać książkę na ławce w parku. Teraz, ponieważ ruch był na razie znikomy, postanowiła wypić drugą tego dnia kawę. Fakt, szefowa była surowa i wymagająca, ale nie żałowała na udogodnienia dla pracownic, takie jak ekspres do kawy, czajnik, mała lodówka i dwupalnikowa płyta elektryczna. Iwanowicz skierowała kroki do aneksu socjalnego, lecz w połowie drogi zatrzymał ją dźwięk dzwoniącego telefonu. Sięgnęła do leżącej na krześle torby i spojrzała na wyświetlacz. Rozpoznała numer rejonowej szkoły podstawowej.
– Dzień dobry, mówi Weronika Nowacka, pedagog szkolna – przedstawiła się rozmówczyni.
– Dzień dobry. – Serce Grażyny zaczęło bić szybciej. Przecież syn od ponad godziny miał lekcje, więc dlaczego kontaktowała się z nią pedagożka? Oby to nie oznaczało kłopotów.
– Wiem, że proszę w ostatniej chwili – zaczęła tamta – ale czy miałaby pani możliwość, żeby jeszcze dziś ze mną się spotkać?
– Dzisiaj? – Grażyna zmarszczyła brwi. – Co jest takie ważne, że nie może poczekać do poniedziałku?
– Chodzi o Huberta. Niepokoi nas jego zachowanie i wolałabym przekazać pani informacje przed weekendem. W sobotę lub w niedzielę będą państwo mieli więcej czasu, żeby o tym porozmawiać ze sobą oraz z synem.
– Co takiego się stało? – Florystka przycisnęła smartfon do ucha. – Hubert coś zmalował? Pobił się z kimś? Zachował arogancko?
– Nie, nie w tym rzecz.
– Dobrze, widzę, że nic z pani nie wyciągnę. – Westchnęła. Zdenerwowała ją ta pedagog. Grażyna nigdy nie miała z nią do czynienia; do tej pory nie było takiej potrzeby, więc nie wiedziała nawet, jak kobieta wygląda. – Jestem w pracy, muszę spytać szefową o możliwość wyjścia i poczekać na koleżankę, która mnie zastąpi.
– W porządku, będę u siebie. Dziękuję i do zobaczenia.
Kiedy dwie godziny później Iwanowicz parkowała przed budynkiem placówki, właśnie skończyła się kolejna lekcja i przez drzwi wypłynęła fala młodszych uczniów, których odbierali rodzice lub dziadkowie. Grażyna poczekała, aż plac trochę opustoszeje, następnie weszła do budynku i spytała woźną o drogę do gabinetu szkolnej pedagog. Wciąż żywiła nadzieję, że Nowacka przesadza i wkrótce się okaże, że chodzi o błahostkę. Niektórzy nauczyciele byli zbyt wymagający i za bardzo się przejmowali zwykłymi wybrykami dzieci. Grażyna wierzyła, że w tym przypadku tak właśnie jest i ona niebawem wróci do pracy z poczuciem, że straciła czas, ale i uspokojona.
***
Po rozmowie telefonicznej z Iwanowicz Weronika miała dwa zastępstwa za nieobecne osoby, a kiedy wróciła do gabinetu, ponownie otworzyła skrzynkę odbiorczą na Librusie. Pierwsze trzy wiadomości były prawie identyczne i dotyczyły tego samego tematu. Zbliżał się koniec roku szkolnego i jak zawsze przy takiej okazji zaczynała się walka o stopnie. W imieniu dzieci występowali rodzice, którzy prośbą, groźbą lub obwinianiem innych próbowali wymóc na belfrach podwyższenie oceny z zachowania lub z danego przedmiotu. Kiedy te pertraktacje nie przynosiły oczekiwanego efektu, niektórzy opiekunowie prosili o pomoc szkolną pedagog. Weronika nauczyła się odmawiać interwencji w takich przypadkach i odsyłała niezadowolone osoby z powrotem do nauczycieli. Teraz zrobiła to samo. Kiedy kończyła pisać ostatnią odpowiedź, rozległo się pukanie do drzwi i w progu stanęła kobieta. Miała na sobie romantyczną bluzkę z dekoltem ściąganym tasiemką oraz rozszerzane spodnie z lnu. Upięte z tyłu głowy włosy odsłaniały uszy ozdobione długimi kolczykami.
– Dzień dobry, ja do pani pedagog – powiedziała, posyłając Nowackiej pytające spojrzenie. – Grażyna Iwanowicz.
– Zapraszam. – Weronika podała jej dłoń i wskazała miejsce przy stole. – Dziękuję, że udało się pani dotrzeć.
– Nie mam zbyt dużo czasu – zastrzegła przybyła. – Wyszłam z pracy.
– Oczywiście. Już mówię, o co chodzi. O spotkanie z panią poprosiła mnie wychowawczyni Huberta, pani Popowicz, która zresztą już raz kontaktowała się z panią w tej sprawie. Otóż... – Nowacka odchrząknęła i przekazała kobiecie treść rozmowy z Alicją.
Iwanowicz w milczeniu wysłuchała relacji, po czym oświadczyła:
– To niemożliwe. Zabieramy młodemu na noc smartfon, co do laptopa, wyłączamy przenośny router i chowamy go do szafki.
– Chyba jednak syn znalazł sposób, żeby państwa przechytrzyć. Matka uczennicy, która przyszła dziś do wychowawczyni, pokazała czat na telefonie swojej córki. Rzeczywiście niektóre wiadomości od Huberta zostały wysłane między godziną drugą a trzecią.
– Nie wierzę. – Kobieta oparła łokcie na stole i ukryła twarz w dłoniach.
– Mam świadomość, że to trudne, ale im prędzej państwo się z tym skonfrontują, tym szybciej będzie można coś zrobić. Proszę porozmawiać z synem, sprawdzić jego komórkę oraz komputer. Przecież nie muszę pani wyjaśniać, do czego doprowadzi chłopaka nocny tryb życia. Już jest niedobrze.
– Wiem, wiem. – Iwanowicz opuściła ręce. – Ale to... – Pokręciła głową. – Jestem w szoku. Nie dociera do mnie, że nasze dziecko może nas tak oszukiwać.
– Nie zauważyli państwo zmiany w zachowaniu Huberta?
– On zawsze rano jest nieprzytomny, od małego nie lubił wcześnie wstawać i wolno się rozkręcał, dlatego uważaliśmy z mężem, że ten typ tak ma. Fakt, siedzi przy komputerze zbyt długo, czasem kończy grać dopiero po awanturze, gdy zagrozimy mu szlabanem na elektronikę. Wtedy odpuszcza, ale jest obrażony na cały świat. Jednak wszystkie dzieciaki teraz... – Urwała na chwilę. – Na szczęście uczy się dobrze, ma niezłe stopnie.
– Do czasu – skwitowała Nowacka. – Żaden organizm na dłuższą metę czegoś takiego nie wytrzyma, a już na pewno organizm dojrzewającego nastolatka. – Umilkła na moment, a potem dodała: – Proszę tego nie bagatelizować.
– Nie zamierzam. – Iwanowicz zacisnęła ręce na blacie stołu. – Czy może mi pani powiedzieć, o którą koleżankę Huberta chodzi? Zadzwoniłabym do jej matki i może dowiedziałabym się więcej.
– Niestety, nie znam jej nazwiska. Tamta kobieta poprosiła wychowawczynię o dyskrecję. Jak wspomniałam wcześniej, dziewczynka ma obawy, że ktoś z klasy się dowie, że opowiedziała o Hubercie rodzicom, przekaże wieść dalej i ona straci dobre relacje z rówieśnikami. Wie pani, jak to jest. Mimo że wciąż tłumaczymy dzieciom, że należy zgłaszać dorosłym, kiedy dzieje się coś złego, wyjaśniamy różnicę między proszeniem o pomoc a skarżeniem, dla nich i tak to jest donoszenie, a taka osoba dostaje łatkę „konfidenta”. – Nowacka rozłożyła ręce.
– Rozumiem. – Grażyna wstała. – Porozmawiam z mężem, a później weźmiemy w obroty syna. Muszę tylko to sobie poukładać. Naprawdę jestem w szoku i wciąż trudno mi uwierzyć, że Hubert... – Zawiesiła torbę w zgięciu łokcia. – Dziękuję pani, do widzenia.
– Do widzenia. – Weronika posłała jej ciepłe spojrzenie. – Mam nadzieję, że wszystko się ułoży.
------------------------------------------------------------------------
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
------------------------------------------------------------------------