Facebook - konwersja
Przeczytaj fragment on-line
Darmowy fragment

Krzysia i potworny psotnik - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Format:
EPUB
Data wydania:
25 maja 2016
12,72
1272 pkt
punktów Virtualo

Krzysia i potworny psotnik - ebook

Ktoś płata figle na Zamku Jutrzenki. Na początku jest to zabawne, choć nie dla sir Benedykta. O niecodzienne poczucie humoru  podejrzewa samą Krzysię, grożąc jej nawet wydaleniem z zamku! Nie ma w nim miejsca dla psotników! Dość tego! Trzeba koniecznie znaleźć tego figlarza.


Strażniczka Mieczy to seria małych książeczek o dużym uroku. Dzięki Krzysi, niektóre dzieci przekonały się do czytania, a inne znalazły inspiracje do zabawy.

Kategoria: Dla dzieci
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-944895-0-2
Rozmiar pliku: 8,0 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Rozdział 1

Klik-klak, klik-klak, klik-klak.

Krzysię obudził odgłos końskich kopyt stukających o bruk wielkiego dziedzińca Zamku Jutrzenki.

Wyskoczyła z łóżka, martwiąc się, że zaspała, jednak przez niewielkie okno umieszczone wysoko w grubej, kamiennej ścianie nie dochodziło żadne światło. Zdziwiona wróciła z powrotem do łóżka.

Kto mógłby przybywać w środku nocy? Zapewne posłaniec, pomyślała. A wiadomość, którą wiezie, musi być bardzo ważna, skoro przybywa o tej godzinie. Straż zamkowa z pewnością nie opuściłaby mostu, by go wpuścić, gdyby było inaczej.

Nasłuchiwała odgłosów mogących dochodzić z dziedzińca. Koniuszy byłby wezwany, by odprowadzić konia do stajni, no i posłano by po pazia, aby zaprowadził posłańca do sir Benedykta, najdzielniejszego rycerza zamku. Gdyby wiadomość była bardzo ważna, może zostałby zbudzony nawet sir Walter Łysy, szlachcic będący właścicielem zamku.

Jednakże wciąż panowała cisza poza szeptem wypowiedzianym ‘prrrrrr’, po którym słychać było stukot kopyt oddalających się w kierunku stajni.

Krzysia leżała rozbudzona, rozmyślając o tym, co właśnie usłyszała. Skąd przybył posłaniec? I dlaczego nikt nie wyszedł mu na spotkanie? Pytania wciąż mnożyły się w jej głowie. W końcu zasnęła niespokojnym snem.

Gdy się przebudziła, promienie słońca wpadały już przez niewielkie okno.

Słyszała, jak koła wozów należących do kupców dostarczających towary do kuchni klekotały po bruku dziedzińca.

O, nie! Zaspała!

Krzysia wyskoczyła z łóżka i czym prędzej włożyła tunikę i legginsy. Nie chciała się spóźnić do pracy w zbrojowni. Od dnia, gdy na Zamku Jutrzenki została Strażniczką Mieczy, Krzysia odpowiadała za wszelką znajdującą się na nim białą broń. To było bardzo odpowiedzialne zajęcie, ponieważ rycerze, których zadaniem było bronić zamku, polegali na jej pracy. To na niej spoczywał obowiązek polerowania i ostrzenia ich mieczy. Wykonując swoją pracę bez zarzutu, Krzysia miała nadzieję, że zostanie kiedyś giermkiem, by w przyszłości stać się rycerzem.

– Dzień dobry, Pyzo – powiedziała Krzysia, wchodząc do kuchni. Chociaż od dawna nie była kuchenną, wciąż posiłki jadała przy długim stole, przy którym kiedyś obierała warzywa, marząc, że któregoś dnia w ręku będzie trzymała miecz zamiast obieraczki.

– Dzień dobry, Krzysztofo – odpowiedziała kucharka. Ukroiła kromkę chleba z ogromnego bochenka. – Muchy ci tam wpadną, jeśli nie będziesz uważać – dodała, patrząc, jak Krzysia szeroko otworzyła usta, ziewając.

– Przepraszam – powiedziała Krzysia i natychmiast zasłoniła dłońmi usta. – Obudziłam się w środku nocy, gdy ten posłaniec przybył. Musiał przywieźć jakąś ważną wiadomość.

– Posłaniec w środku nocy? – Pyza miała poważne wątpliwości. – Może ci się przyśniło?

Krzysia zjadła chleb, wypiła mleko i pobiegła przez dziedziniec do zbrojowni. Czy to możliwe, że odgłosy kopyt jej się przyśniły? Jakby w odpowiedzi na te pytania, usłyszała niepokojące rżenie konia. Po czym kolejne i kolejne. Wydawało się, jakby wszystkie zamkowe konie były czymś zaniepokojone!

Krzysia natychmiast pobiegła drogą pod arkadami do stajni. Musiała sprawdzić, czy z Bellą wszystko w porządku.

Chociaż Bella była klaczą sir Benedykta, Krzysi wolno było ją dosiadać, kiedy tylko chciała, od czasu, gdy wspólnie walczyły w turnieju.

Mały dziedziniec przed stajnią wypełniony był końmi, które były zaniepokojone. Koniuszy i stajenni robili wszystko, by je uspokoić. Zauważyła Bellę stąpającą nerwowo przy wodopoju.

– Czy wszystko w porządku? – Krzysia spytała kasztankę. – Rżenie słychać aż na dużym dziedzińcu.

– To ten gniady ogier, który pojawił się nocą – powiedziała Bella. – Zuchwały z niego drań. Od kiedy się pojawił, ciągle są z nim kłopoty. Wszystkich zaczepia, wciąż chce się bawić i kradnie innym siano. Nie ma chwili spokoju.

– To pewnie koń posłańca, którego słyszałam w nocy – powiedziała Krzysia. – Pogadam z koniuszym na jego temat. Może uda się go trzymać gdzie indziej, by nie przeszkadzał zamkowym koniom.

Krzysia odszukała wysokiego, szczupłego koniuszego w odległym rogu podwórza. Rozmawiał właśnie z sir Benedyktem.

– Nie wiem, co w nie wstąpiło – powiedział koniuszy. – Po prostu wszystkie konie dostały bzika.

– Przepraszam, sir – odezwała się Krzysia – to gniady ogier sprawia kłopoty, koń posłańca.

Obaj mężczyźni spojrzeli na Krzysię zaskoczeni jej widokiem.

– Nie powinnaś być teraz w zbrojowni, Krzysiu? – spytał rycerz.

– Tak, sir Benedykcie. Właśnie tam szłam, gdy usłyszałam konie. Chciałam się upewnić, że z Bellą jest wszystko w porządku.

– Czuje się dobrze – powiedział koniuszy. – Nie jest aż tak zdenerwowana jak pozostałe konie. – Wskazał głową w kierunku czarnego wałacha, który wierzgał i kopał pośród otaczających go stajennych. – O co chodzi z tym gniadym ogierem? Przecież, nie ma w stajni żadnego gniadego ogiera.

– To koń posłańca – powtórzyła Krzysia. – Tego, który przybył w nocy.

Koniuszy spojrzał pytająco na sir Benedykta.

Rycerz pokręcił głową.

– Nie wiem, co masz na myśli, Krzysiu. W nocy nie było żadnego posłańca. Osobiście rozmawiałem ze strażą zamkową nie dalej jak dziesięć minut temu i z pewnością zameldowaliby mi pojawienie się nieznajomego.

– Och – Krzysia zmrużyła oczy. – Proszę wybaczyć. Musiałam… musiało mi się coś przyśnić.

Zawstydzona, pochyliła głowę i przeszła pod arkadami w kierunku dziedzińca. Cóż, Pyza miała rację. Żaden koń ani jeździec nocą się nie pojawili. To musiał być sen.

Stanęła. Zaraz, ale jeśli to był sen, to skąd ten gniady ogier, o którym wspomniała Bella?
mniej..

BESTSELLERY

Menu

Zamknij