Krzysia i ptasie klopoty - ebook
Krzysia i ptasie klopoty - ebook
Strażniczka mieczy: Krzysia i ptasie klopoty
Zbliżają się urodziny lady Beaty. Z tej okazji sir Water planuje wielkie trzydniowe uroczystości. Każdy na zamku ma pełne ręce roboty… oprócz gołębia. Kiedy wreszcie trafia się dla niego kluczowe zadanie, nie można go nigdzie znaleźć. Plany sir Waltera mogą się przez to nie powieźć! Czy ktoś uratuje sytuację?
Duże litery i dynamiczna opowieść. Polecana dla początkującego czytelnika.
Kategoria: | Dla dzieci |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-944895-6-4 |
Rozmiar pliku: | 8,4 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
– Sir Walter…
Brzdęk!
…na wielkim dziedzińcu.
Brzdęk!
Krzysia odłożyła na ławę miecz, który właśnie trzymała w ręku.
– Słyszałaś coś Lilu? – spytała czarno-białą kotkę siedzącą na kamiennej podłodze sali mieczy.
Lila, która właśnie pielęgnowała swoje wąsy, przerwała zabieg.
– Chyba słyszałam coś o sir Walterze – powiedziała.
Krzysia podeszła do wejściowych drzwi sali mieczy i zobaczyła pazia stojącego przed kowalem.
Przeszywający uszy dźwięk uderzeń młota o metal zamilkł.
– Co tam mówiłeś chłopcze? – dopytywał kowal.
– Sir Walter Łysy wzywa wszystkich, by się stawili na wielkim dziedzińcu – ogłosił chłopiec.
Krzysia i Lila spojrzały na siebie. Dlaczego sir Walter Łysy, szlachcic będący właścicielem Zamku Jutrzenki, miałby wzywać wszystkich na raz do stawiennictwa?
– Czy wiesz, z jakiej przyczyny mamy się tam stawić chłopcze? – Najwyraźniej Mistrza intrygowało to samo pytanie.
– Nie wiem. Sir Benedykt jedynie poprosił mnie i pozostałych paziów, by roznieść tę wieść do wszystkich na zamku. – Po czym paź błyskawicznie się oddalił.
Kowal odłożył swój młot.
– To dość dziwne – wymamrotał. – I to na rozkaz sir Benedykta – dopowiedział.
Sir Benedykt był najdzielniejszym rycerzem na Zamku Jutrzenki.
– O co chodzi, Mistrzu? – spytała Krzysia. – Czy sądzisz, że atakują nas jacyś wrogowie? – jej serce zaczęło bić mocniej.
Kowal pokręcił swą siwą głową.
– Nie wiem, Strażniczko. Lepiej dołączmy do pozostałych, to się dowiemy – i nie zwlekając, zawołał – Rufus!
Z sali łuków nie odezwał się żaden głos.
– Rufus! – powtórzył kowal głośniej.
W końcu ze swojej sali ziewając i rozcierając oczy, wyłonił się Strażnik Łuków.
– O co chodzi? –spytał zrzędliwie rudowłosy chłopak. – Byłem zajęty.
Krzysia miała wątpliwości, czy mu wierzyć. Chłopak wyglądał na zajętego, ale … spaniem.
– Sir Walter chce się z nami wszystkimi widzieć.
Krzysia słyszała pomruk odgłosów dochodzących z dziedzińca przed zbrojownią, który powoli wypełniany był przez wszystkich mieszkańców zamku. Już zamierzała pójść za kowalem i Rufusem, gdy uświadomiła sobie, że wciąż trzyma w ręku szmatkę do polerowania mieczy. Wbiegła z powrotem do sali z Lilą tuż przy nodze.
– Jak sądzisz, co się mogło stać? – Krzysia spytała Lilę, odkładając szmatkę obok dzbana z olejem goździkowym.
– Nie mam pojęcia – odpowiedziała kotka. – Ale to musi być coś bardzo ważnego. Nie przypominam sobie, kiedy ostatni raz sir Walter kazał wszystkim zgromadzić się na dziedzińcu.
– Co się dzieje ważnego? – odezwał się głos z zaciemnionego końca sali. – Powiedz, kochanie.
Krzysia spojrzała na niewielki stelaż z mieczami ustawiony w najciemniejszym kącie. Gdy została mianowana Strażniczką Mieczy na Zamku Jutrzenki z zadaniem dbania o wszelką zamkową białą broń, z zaskoczeniem stwierdziła, że jest w niej kilka porzuconych i zakurzonych mieczy, które nazywano Starym Żelastwem. Rycerze nigdy z nich nie korzystali. Krzysia odkryła jednak, że miecze te zamieszkują duchy ich pierwotnych właścicieli i podobnie jak wiele zamkowych zwierząt, Stare Żelastwo potrafiło mówić. Była to tajemnica, którą znała tylko ona i sir Benedykt.
– Sir Walter wezwał wszystkich, by się stawili na wielkim dziedzińcu – Krzysia odparła Ninie, szabli, która ją zaczepiła.
– Co też moje kochanie wymyśliło? – zastanawiała się Nina. – To z pewnością będzie miła niespodzianka dla wszystkich, jestem o tym przekonana.
Dawno temu Nina była piastunką sir Waltera, gdy ten był małym chłopcem i zawsze nazywała go swoim kochaniem.
– Wcale nie byłbym tego taki pewien – skomentował głębokim basem sztylet z długą rękojeścią. – Sprawa brzmi dość poważnie, jak dla mnie.
– A co ty niby wiesz, Gwidonie Groszu? – zapytała szabla. – Byłeś przecież kupcem. Z pewnością wiem więcej o życiu na zamku niż ty.
Zanim sprzeczka rozgorzała na dobre, Kacper Łabędź, smukły miecz należący swego czasu do giermka mającego tyle lat co Krzysia, powiedział:
– Lepiej już idź Krzysiu.
W tym momencie kowal zawołał zniecierpliwiony:
– Idziesz, Strażniczko?
– Wrócę, jak tylko będę mogła – obiecała Staremu Żelastwu Krzysia i pobiegła dołączyć do reszty zebranych.