- W empik go
Krzyż Na Tarczy - ebook
Krzyż Na Tarczy - ebook
Utwór jest kontynuacją „Wieży Łuckiej”, fascynująca lektura dla amatorów prozy nietuzinkowej. Demaskująca niewygodne fakty z historii ojczyzny i Kościoła. Napisane z werwą i bez przynudzania. Polecam obie książki, czas nie będzie zmarnowany. „…W niektórych miejscach sufitu kaplicy przez dziury widać było niebo. Może dlatego ubogim kaplicom bliżej nieba od pysznych katedr. I samej rzymskiej świątyni, gdzie pilnują grób Św. Piotra zamiast jego sprawy, polecanej przez Galilejczyka Tułacza…”
Kategoria: | Proza |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8104-164-5 |
Rozmiar pliku: | 1,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Nieznanym Bohaterom nieznanych walk o Niepodległość
„Oto dałem wam władzę stąpania po wężach i skorpionach, i po całej potędze przeciwnika, a nic wam nie zaszkodzi.
Jednak nie z tego się cieszcie, że duchy się wam poddają, lecz cieszcie się, że wasze imiona zapisane są w niebie”.
Łk. 10:19,20
„Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich”.
J. 15:13
„Opisane zdarzenia należą nie tyle do historii, ile do teraźniejszości”.
AutorProlog
— ...nie byłeś dobrym synem, mój Mieczysławie…
Siwy, przygięty wiekiem starzec westchnął. Błękitny żupan z najdroższego brokatu weneckiego otulał luźno bardzo chude ramiona. Drżące białe pomarszczone dłonie z sinymi sznureczkami żył opierał na drewnianych, pokrytych czarną skórą podłokietnikach fotela inflanckiej roboty. W wyblakłych, kiedyś ciemno-karych oczach pojawiły się łzy, spłynęły głębokimi bruzdami bladych policzków na przerzedzoną brodę, zatrzymując się na siwych wąsach.
— …a teraz jestem na krawędzi mogiły. I powiem ci, umiłowany mój synu: nie byłem także ja dobrym ojcem…
Na wprost starca na takim samym inflanckim fotelu z czarnego dębu w czarnej skórze, przybitej mnóstwem srebrnych gwoździków, siedział Mieczysław, niemalże tak samo blady i siwy, jak jego ojciec pan Stanisław. Był już ubrany nie we wschodnią chlamidę z kraju Nippon, a w czerwony magdeburski jedwabny żupan z szerokim słuckim pasem, który zdobiły wyszyte czyimiś mistrzowskimi rękoma dziwne zwierzęta, ryby, ptaki i rośliny, kolorowe oraz srebrne nici.
— Ojcze… Wiem żem umiłowany przez pana, również byłem i będę. Nawet kiedyśmy kłócili się, a pan groził wykluczeniem mnie ze spadku… Wiem żem zły syn. Kłóciłem się z panem, za szablę chwytałem nawet, co będzie moim wstydem dozgonnym. Ale moja do pana miłość nigdy nie ustawała…
Pan Stanisław z trudem machnął drżącą dłonią, sama cienka pomarszczona skóra i kostki…
— Dajże spokój, synu. Teraz to wszystko zdaje się takimi drobiazgami… Przeklinałem ciebie, a nawet biłem, potem ty szablą mi groziłeś, — a przez co to wszystko? Pycha, mój Mietusiu. Pycha i głupota ludzka. Z wiekiem to przechodzi, chociaż nie u wszystkich. U mnie przeszło. Przed Sądem Pańskim rychło przyjdzie mi stanąć. Niedługo. Bardzo niedługo. A jeszcze za życia ziemskiego Pan Jezus najsłodszy za wstawiennictwem Matki Boskiej taką łaskę mi okazał! Taką łaskę niespodziewaną! Toż to cud, prawdziwy cud…
Wytarł łzy z oczu, i rzadkiej siwej brody.
— …opłakałem cię, wielki grzech popełniłem, żebyś wiedział: zamawiałem Msze żałobne w twej intencji. I to nie jedną! A Bóg co na to? Pokazał mi, żem marnym pyszałkiem, głupcem, grzesznikiem. I pozwolił mi zobaczyć ciebie, i powtórzyć teraz tobie żywemu to co mawiałem po nocach w łożu, i przy grobie świętej pamięci pani Grażyny: przebacz mi, mój drogi, umiłowany Mietusiu…
Oczy Mieczysława zasnuły się łzami. Chciał coś powiedzieć. Ale ojciec podniósł wychudłą drżącą dłoń.
— …jakbym pozostał marnym durniem, krzyczałbym teraz jak wariat: nie udzielę mojego błogosławieństwa na ten ślub z mieszczanką nikczemną, precz ode mnie… Ale nie będę krzyczał…
Niespodziewanie na twarzy z pieczęcią ciężkich chorób pojawił się zmęczony uśmiech.
— …ona tam stoi, tam, za plecami, słucha sobie…
Chudym palcem wskazał za czarny inflancki fotel.
— ...przy tobie też stała, niejeden raz, i tutaj też, na ziemi ojczystej. Zabrałaby ciebie, jakby nie Bóg, lekarz ostrogski — i ta mieszczanka. Niech się stanie tak jak Bóg chce. Nie moja wola, lecz Twoja. Lepiej tak aniżeli ta schizmatyczka z jej familiantami heretyckimi podstępnymi. Chciałem dla ciebie szlachciankę, to prawda, przebogatą, królewskiego rodu. Ale myślisz sobie czasem że z taką bierzesz ślub, a tak naprawdę — z tamtą…
Ponownie skierował palec wskazujący za fotel.
— ...przeszedłeś piekło ziemskie, więc, nie ja, twój ojciec, mam urządzać ci drugi krąg piekieł. Pan Jezus przywrócił mi ciebie przed samym zgonem moim, wielki jest i święty Pan nasz, nie takiemu, jak ja, naruszać wolę świętą…
Pan Stanisław zebrał resztki sił, spróbował się wyprostować, na ile mógł.
— Macie moje błogosławieństwo. Przekaż tej dziewczynie moje ojcowskie podziękowanie i ukłon. Bo dniem i nocą czuwała przy tobie konającym. Bez przerwy, bez odpoczynku, bez snu. Bo zaleczyła rany, nie oddała ciebie gorączce, po jakiej mało kto przeżył. Jej nie oddała…
Znów gestem dłoni wskazał za fotel.
Mieczysław ukląkł i na klęczkach, ucałował zimną chudą drżącą dłoń z sinymi żyłkami pod cienką pergaminową skórą. Pan Stanisław położył drugą dłoń na głowę syna. Tak obaj zastygli w bezruchu i milczeniu na kilka minut: siedzący siwy starzec i klęczący młody na pół siwy mężczyzna, stara dłoń na siwej młodej głowie.
— …podaj mi szkatułkę. Tak, tę samą, wiesz, o co mi chodzi…
Scena ta rozgrywała się w sali kominkowej, przy ogromnym kominie, wykonanym z szarego kamienia. Komin był zimny, przecież jest lato. Mieczysław podniósł się z podłogi z takiego samego kamienia Karpackich gór i podszedł do ściany, we wskazane miejsce za kominem. Nacisnął dłonią cegłę, skrzypiąc otwarła się nisza w ścianie. W niszy schowana była wielka szkatuła z zielonego kamienia. Mieczysław wyjął ją, była dosyć ciężka. Postawił ją na podłokietniki fotela na którym siedział ojciec. Pan Stanisław zdjął drżącymi dłońmi łańcuch z szyi, na którym był miedziany klucz. Otworzył kluczem szkatułkę i uniósł wieczko.
— ...Dziwny jest nasz ród. Mężczyźni to szlachcice, a kobiety… Świętej pamięci pani Grażyna, twoja mama, pochodziła ze znanego szlacheckiego rodu, a przykładowo, prababcia…
Pan Stanisław wskazał na ceglaną ścianę kominowej sali, gdzie wisiały dwa bardzo stare, pociemniałe, skrzyżowane miecze bez pochw.
— Pradziadek pan Olgierd walczył tymi mieczami pod Grunwaldem, nie jednemu krzyżakowi łeb nimi odciął. Był sławnym rycerzem, a żonę wziął z kowieńskich mieszczanek, tylko nie karczmarkę, a ogrodniczkę… Weź sobie potem jeden miecz, ten z prawej, drugi niech pozostanie tutaj…
Czegoś długo szukał drżącymi palcami w szkatułce, wreszcie znalazł. W palcach ojca pojawił się pierścionek z białego metalu, cały jak koronka, z intensywnie niebieskim szlachetnym kamieniem.
— …ten pierścionek jest z prostego srebra. Ale roboty wielkiego Benvenuta Celliniego, mistrza włoskiego. Wykonał go na moje zlecenie dla twej mamy, a mojej żony, pani Grażyny. Ale ona go nie nosiła, „szafir to nie mój kamień”, mawiała. Też była wiedźmą, czy wiesz…
Słaby uśmiech na bladej, usianej głębokimi zmarszczkami twarzy.
— ...to dar mój i ojcowskie błogosławieństwo dla Janiny Kozickiej, mieszczanki ostrogskiej, twej przyszłej żony…
W palcach drugiej dłoni pana Stanisława ukazał się skórzany ciemno-brązowy woreczek na srebrnym pociemniałym łańcuszku.
— ...to relikwiarz z Ziemi Świętej. Tam jest kawałek rzymskiego bicza, którym biczowano Syna Bożego i Pana naszego. Przywiózł go z Wyprawy Krzyżowej nasz przodek pan Leopold, sławny rycerz i wojownik za Wiarę. Był ten relikwiarz przy pradziadku mym panu Olgierdzie w czasie Bitwy Grunwaldzkiej. To dar mój i ojcowskie błogosławieństwo dla ciebie, mój Mieczysławie. Niech broni ciebie przez niego Pan Bóg wszechmogący i Maryja Panna wobec wszelkiego nieszczęścia i wroga…
Starzec zamknął szkatułkę, przekręciwszy kluczyk. Łańcuch z kluczykiem schował za białą koszulę pod żupanem.
— Weź szkatułkę i postaw z powrotem.
W trakcie tego ceremoniału Mieczysław stał przy inflanckim fotelu ojca. Wziął ciężką szkatułkę z rodzinnymi klejnotami i relikwiami, odniósł do niszy w ścianie. Nacisnął na cegłę, nisza zakryła się. Podszedł do pana Stanisława, padł na kolana. Przyjął z drżących dłoni szlachetne dary i ojcowskie błogosławieństwa. Ucałował dary i ręce darczyńcy. Relikwiarz na łańcuszku zawiesił na szyję, schował pod koszulę. Do tajemnej kieszeni pod żupanem schował dzieło rąk włoskiego geniusza, dar i błogosławieństwo ojcowskie dla jego ukochanej, która nie oddała go piekłu ziemskiemu. Ani tej co nie odstępując, niewidzialna stała za fotelem swego łupu, i wkrótce miała go zabrać…
— Ojcze nieoceniony… Nie ma i nie będzie dla mnie większego daru, lepszego błogosławieństwa. To jest od Samego Boga przez pana. Będziemy się za pana modlić, do samej naszej śmierci, a po śmierci również, tam gdzie się znajdziemy…
Pan Stanisław niemal niewidocznie skinął siwą głową.
— …módlcie się. Modlitwę dzieci Bóg wysłucha, a dla mnie nie ma sprawy ważniejszej… A teraz… Kto o duchownym gada aby nie gadać o rzeczowym, hipokrytą prawdziwym zaiste jest…
Mieczysław zrozumiał intencję ojca. Usiadł znowu w inflanckim fotelu, uważnie słuchając.
— ...kiedy odejdę, w tym zamku zamieszka jako gospodarz Konrad, brat twój starszy. On cię lubi i zawsze lubił, a kiedy myśleliśmy żeś zaginął na wojnie, stał się ponury, cały czas ciebie wspominał. Teraz jest w Krakowie, przy dworze, jeszcze nie wie że żyjesz. A kiedy się dowie, wszystko porzuci, znajdzie cię, gdzie byś nie był…
Mieczysław uśmiechnął się, wyobrażając sobie reakcję brata Konrada, wykształconego i śmiałego, emocjonalnego człowieka, bardzo podobnego do ich mamy pani Grażyny, zarówno z twarzy, jak emocjonalnych zachowań i umiłowania sprawiedliwości. To on, Konrad, wstawiał się za nim w dzieciństwie wobec zawadiaki Mundusia, jak też wobec surowego ojca…
— …tak, tak, spotkanie będzie ciepłe. Ba, gorące. Konrad zostanie gospodarzem zamku z przyległymi okolicami, więc, tutaj będziesz w domu, jak byłeś mimo wszystko, oraz jesteś. Zaś do ciebie dołączą majątki w Szczawinie, Czaczce, Szeligu i Dąbrówkach, Szczawiński zamek też. Swędowa, Glinnik, Lućmierz będą należały do waszej siostry Aldony…
Ojciec mówił spokojnie, jakby wydawał rutynowe codzienne rozporządzenia, a nie przewidywał to co się ma stać po jego zgonie. A ten miał nastąpić już wkrótce…
— …zamek na Litwie ma być także własnością Aldony, w taki sposób każdy z was będzie posiadaczem zamku. Sześć majątków w Koronie i na Litwie macie podzielić równo między siebie…
Pan Stanisław z zadowoleniem przytaknął.
— …taka jest zawartość mego testamentu. Lecz pamiętajcie dzieci: mienie, bogactwo, jak i wszystkie rzeczy na świecie, nie są wieczne. Palą się, wytracają się, niszczą je powstania, rokosze, wojny. Co się stanie, to Pan Bóg jeden wie, a nam nie powie. A na pychę z arogancją są naturalne sposoby: podeszły wiek i ta co za nim stoi, a młodych też odwiedzi. Nieubłagana ona jest, nieoczekiwana, nie zna litości, nie patrzy na tytuły, mienie, skarby i zasługi, a przychodzi bez wszelkich zaproszeń, na rozkaz jej i naszego Pana. Strzeżcie, więc, główny skarb wasz: miłość do Boga, do siebie i do naszej Macierzy Najjaśniejszej. Wtedy będziecie mieli wszystko.
Głos starca niespodziewanie stał się twardy, surowy i donośny.
— Zapamiętaj, synu mój, to co teraz ode mnie usłyszysz, na całe życie zapamiętaj. Na płaszczach krzyżaków, jakich rąbał tymi mieczami nasz przodek pan Olgierd, był krzyż. Na tarczy samego pana Olgierda i pana Leopolda, przodków naszych i sławnych wojowników o Chrystusa, także był krzyż. A więc: nie każdy z krzyżem jest od Tego Który na nim wisiał i cierpiał! A są jeszcze tacy, którzy noszą krzyż by na nim powtórnie ukrzyżować Odkupiciela i Zbawiciela naszego!
Twarde spojrzenie śmiertelnie chorego starca przeraziło Mieczysława. On zrozumiał: ten testament ważniejszy od zamków i majątków z tytułami.
— A w ten sam sposób nie każdy oskarżony o odstępstwo czy wiedźmostwo jest od przeklętego na wieki wieków Lucyfera. Ciemnogród jest podjudzany przez intrygantów i awanturników od jezuitów i franciszkanów na zlecenie Stolicy Apostolskiej, a dlatego nie wie że „wiedźma” czy „wiedźmin” to od słowa „wiedza”…
Mieczysław zrozumiał o czym będzie teraz mowa. A raczej o kim…
— …zaś prawdziwa wiedza jest tylko od Boga. Od szatana są wyłącznie kłamstwa, obłędy, pohybel. Znam twoją Janinę od jej dzieciństwa. Takie sobie malutkie, chudziutkie dziewczynisko było, oczy przeogromne… Skarciłem, a nawet biłem cię za przyjaźń z jej świętej pamięci braciszkiem Rajmundem nie tylko przez pychę magnacką… Przecież od dnia twych narodzin marzyłem o sławnej partii szlacheckiej dla ciebie, a wiedziałem: marzy to dziewczynisko chude i blade o tobie od dziecka, a kiedy wyrośnie, nie możesz w niej się nie zakochać. Bo niemożliwym to dla człowieka, w takiej się nie zakochać! Uroda jej i wiedza bowiem są od Boga. A to silniejszym od wszelakich piekielnych laleczek… Taka była i pani Grażyna… Jedna szlachcianka, druga mieszczanka, jedna Grażyna, druga Janina, cała różnica…
Darmowy fragment