Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Książę i aktorka - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 sierpnia 2019
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
15,99

Książę i aktorka - ebook

Książę Darius Carlyle nie chce, by jego kuzyn poślubił aktorkę, ponieważ taki mezalians byłby długo komentowany w towarzystwie. Poza tym uważa, że każda aktorka to cyniczna łowczyni tytułów. By udowodnić tę tezę, zamierza przekonać do małżeństwa Calistę Fairmont, gwiazdę londyńskich teatrów, która często publicznie ogłasza, że nigdy w życiu nie poślubiłaby arystokraty. Jeżeli w ciągu miesiąca uda mu się namówić ją na ślub, kuzyn będzie musiał zerwać ze swoją narzeczoną. Już pierwsze spotkanie z Calistą uświadamia księciu, że chyba zbyt pochopnie zaproponował kuzynowi ten zakład.

Kategoria: Romans
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-276-4522-7
Rozmiar pliku: 732 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Covent Garden, Londyn 1852

– Żadnych kolacji z książętami – oznajmiła Calista stanowczo, wyswobadzając się z kostiumu. – Znasz moje zasady – dodała, wciągając na siebie kolejne warstwy halek.

– Proszę cię, Calisto – odezwała się błagalnie Mabel zza malowanego parawanu. – To wytworny posiłek w niewielkim gronie.

Calista drżącymi palcami zapięła haftki paska. W ostatnim czasie znów straciła na wadze, więc musiała zaciągnąć go mocniej.

– Kolacja w małym gronie brzmi jeszcze gorzej – powiedziała, starając się zachować spokój.

Narzuciła na gołe ramiona lekką bawełnianą pelerynkę i luźno związała wykończone falbanką brzegi. Miała świadomość, że powinna założyć suknię, a nawet okryć się wełnianym szalem, jednak skórę wciąż miała rozgrzaną od gazowych świateł rampy.

Głos Mabel zaczął przypominać żałosne chlipanie.

– Nie będę mogła pójść, jeśli nie zechcesz mi towarzyszyć. Kolacja ma się odbyć „Pod Powozem i Końmi”, w jednej z tych zacisznych jadalni na piętrze. Od dawna chciałam zobaczyć, jak tam jest. Zamierzasz mnie rozdzielić z sir Herbertem?

Calista wyszła zza parawanu i usiadła przed toaletką, opierając łokcie na blacie, między słoiczkami kremów i pudrów.

– Miesiąc temu szalałaś za jakimś markizem – przypomniała przyjaciółce, wyciągniętej na szezlongu w jedwabnym różowym szlafroczku. – Teraz słyszę o baronecie. To przez takie jak ty wszystkie aktorki zyskują złą sławę.

Okrasiła szorstkie słowa uśmiechem, bo Mabel była dobrą dziewczyną, mimo iż poświęcała więcej uwagi flirtom, niż uczeniu się roli.

– Wraz ze złą sławą wiele aktorek zyskało tytuł lady albo księżnej – odpowiedziała jej Mabel, chichocząc.

Calista westchnęła. Odkąd kilku aktorkom rzeczywiście udało się poślubić arystokratów, wiele młodych kobiet zaczęło postrzegać teatr jako rodzaj rynku matrymonialnego. Utrudniły tym życie osobom takim jak Calista, które pragnęły realizować swą artystyczną pasję i doskonalić sceniczne umiejętności. Panowie z widowni często wyczekiwali przy wyjściu dla aktorów i pozwalali sobie na awanse, które Calista musiała odpierać, czasami grzecznie, czasami korzystając z pomocy portiera, bardziej szorstkiego w odprawianiu natrętów. Im dłużej pracowała w teatrze, tym większej nabierała pewności, że najgorsi są przedstawiciele tych najwyższych sfer. Sprawiali wrażenie przekonanych, że prawo do towarzystwa aktorki poza sceną po prostu im się należy z racji samej pozycji społecznej. Kilku takich pożal się Boże dżentelmenów próbowało ją traktować tak, jakby była kobietą na jedną noc. W istocie niektórzy z nich nie widzieli różnicy pomiędzy aktorką a kurtyzaną.

Calista niemal się otrząsnęła na wspomnienie incydentu sprzed kilku tygodni, po którym postanowiła jeszcze bardziej niezłomnie trwać przy swoich zasadach. Nie powiedziała nikomu o tym, co się stało, nawet Mabel. Aż ją ściskało w środku na samą myśl o tamtej sprawie, ale musiała nadal pojawiać się w teatrze i wychodzić na scenę. Nie miała innego wyjścia.

– Wiem, że masz swoje zasady, Cally, ale może się okazać, że wyświadczyłam ci przysługę, namawiając na udział w tej kolacji – podjęła niezrażona Mabel. – Mój Herbie rzeczywiście jest tylko baronetem, ale jego kuzyn ma tytuł księcia i ogromną fortunę. Mówię o księciu Albury!

– Nigdy o nim nie słyszałam.

Mabel jęknęła.

– Wygląda, że jest po prostu niesamowity. Herbie polecił mi przyprowadzić jakąś koleżankę aktorkę, żeby dotrzymywała mu towarzystwa. Od razu pomyślałam o tobie. Z każdym umiesz sobie poradzić.

Calista sięgnęła po słoiczek ulubionego kremu, którym dało się zmyć nawet najgrubszą warstwę pudru i farby. Chciała pomóc przyjaciółce. Mimo iż Mabel utrzymywała zawadiacką pozę, jej serce nie jeden raz zostało boleśnie zranione.

– Nie możesz zaprosić którejś dziewczyny z chóru? – spytała Calista z wahaniem.

– Mogłabym – powiedziała Mabel z rezygnacją – ale ty jesteś najlepsza. Herbie mówił, że książę jest piekielnie inteligentny, więc powinnam wybrać kogoś naprawdę zabawnego, kto zdoła sprostać jego oczekiwaniom.

– Nie mam ochoty zabawiać żadnego księcia – oznajmiła kwaśno Calista. – Może zapłacić za bilet i obejrzeć moją grę w przedstawieniu, jak wszyscy inni.

– Proszę cię. – Mabel znów przybrała błagalny ton. Patrzyła na Calistę szeroko otwartymi niebieskimi oczyma, które przyciągały całe zastępy adoratorów. Przy ruchach głowy jej jasne loki opadały wdzięcznie na ramiona. – Boję się stanąć oko w oko z tym księciem bez ciebie. Ty zawsze wiesz, co należy powiedzieć. Chodź na tę kolację, Cally. Herbie jest mężczyzną wprost stworzonym dla mnie, ja to po prostu wiem!

– Przykro mi, Mabel… – zaczęła Calista, ale urwała wpół zdania, z palcem uniesionym nad słoiczkiem, z którego zamierzała zaczerpnąć kremu.

Róż z jej policzków miał zaraz zniknąć, podobnie jak kostium, jak rola, którą odgrywała na scenie. Zawsze czuła to samo po burzy oklasków i opadnięciu kurtyny. Kiedy kłaniała się publiczności, następował moment, gdy przestawała być postacią ze sztuki i znów stawała się sobą, przedziwne wrażenie, jakby wracała do swojego ciała. Przysięgła sobie, że jeśli to poczucie kiedyś zaniknie, zrezygnuje z aktorstwa. Szukanie aplauzu dla siebie samej, Calisty Fairmont, byłoby czystą próżnością. Brawa i okrzyki uznania należały się postaci, którą kreowała w spektaklu, tej innej osobie, w którą się wcielała, wchodząc na deski sceny.

Tego wieczoru grała Rozalindę w „Jak wam się podoba” Szekspira. Od pierwszej do ostatniej sceny wcielała się w córkę księcia, zmuszoną udawać chłopca i ukrywać się w Puszczy Ardeńskiej. Krytycy zgodnie twierdzili, że doskonale sprawdza się w tej roli, nie tylko ze względu na swój ponadprzeciętny wzrost i smukłą sylwetkę, ale też dzięki zdolnościom, pozwalającym jej oddać bystrość i dowcip Rozalindy. Sama także wyjątkowo mocno przywiązała się do tej postaci.

Ostatnio jednak powrotowi do własnego „ja” po zakończeniu przedstawienia towarzyszyły szczególne emocje. Tego wieczoru doświadczyła bardzo nieprzyjemnego uczucia, jakby uszło z niej powietrze, kiedy stawała się ponownie panną Calistą Fairmont ze wszystkimi jej kłopotami. Jakby na tło idealnie czystego, błękitnego nieba wpłynęła ciemna chmura.

Przyjrzała się swemu odbiciu w lustrze, palcom zaciśniętym kurczowo na słoiczku z kremem. Grając postać chłopca miała włosy upięte ciasno wokół głowy. Odłożyła krem na blat i zaczęła jedną po drugiej wyciągać spinki.

Czarne kędziory opadły na ramiona, ale wydawały się mniej sprężyste niż powinny. I błyszczały jakoś słabiej. Kiedyś lśniły jak śliwki o granatowoczarnej skórce, tak przynajmniej twierdził jej ojciec. Columbine dopytywała, czy również smakują jak śliwki, na co ojciec brał ją na ręce i ze śmiechem zapewniał, że jego córki, Calista i Columbine, są słodsze od wszystkich owoców.

Columbine. Młodsza siostra ostatnio się przeziębiła i dostała wysokiej gorączki. Przez cały dzień miała rozpalone policzki, a do tego ciągle kaszlała i świszczało jej w gardle.

Calista skupiła wzrok na swoich czerwonych policzkach. Warstwa różu przynajmniej ukrywała ich bladość, tak jak puder maskował cienie zmęczenia pod oczyma. Gdyby lepiej sypiała… Od jakiegoś czasu całymi nocami bezsennie przewracała się na łóżku. Ledwie udało jej się uspokoić po wspomnieniu jednej troski, pojawiała się następna.

Musiała sobie jakoś radzić. Może odrobina rozrywki by jej w tym pomogła? Proszona kolacja stanowiłaby miłą odmianę od codziennych obowiązków i zmartwień. A Columbine i tak spała o tej porze; od jakiegoś czasu ona i Martha nie czekały już na powrót Calisty. W dawnych, szczęśliwszych czasach zdarzały się wspólne kolacje przy kominku, okazje, by porozmawiać i omówić te lepsze i gorsze momenty przedstawienia. Teraz jednak wracała do domu sama.

Sama.

Miała wrażenie, że trudno jej wypuścić powietrze ze ściśniętych płuc. Strach nie opuszczał jej od czasu…

Nie. Nie zamierzała o tym myśleć.

Przyłożyła dłoń do piersi starając się panować nad oddechem. Właśnie takiego uczucia dławienia musiała doświadczać Columbine podczas swoich strasznych ataków.

Calista pomyślała, że może tego wieczoru dobrze by jej zrobiło towarzystwo, a poza tym po kolacji część drogi do domu mogłaby odbyć z Mabel.

Może bezpieczniej byłoby pójść inną trasą.

Nie miała powodu się spieszyć. Źle sypiała, a do tego była głodna. Mimo iż dostawała główne role kobiece w Prince’s Theatre i zarabiała więcej niż w czasach, gdy grywała epizody z dosłownie paroma słowami do wypowiedzenia na scenie, wypłata nie na wszystko starczała. Ogrzewane mieszkanie, jedzenie, rachunki za lekarza, na wszystko to musiała sama zarobić. Często udawała, że zjadła kolację przed powrotem do domu, by zaoszczędzić koszt dodatkowego posiłku. Nic więc dziwnego, że warstwa różu skrywała zapadłe policzki, a przywdziewanie chłopięcego kostiumu przychodziło Caliście coraz łatwiej.

Nagle perspektywa samotnej drogi do domu i nocy spędzonej na zmaganiach z czarnymi myślami wydała jej się nie do zniesienia. Wyświadczenie przysługi Mabel mogło jej pomóc na chwilę odetchnąć od trudnej codzienności.

– Dobrze – powiedziała, odkładając szczotkę do włosów.

Przyjaciółka, która siedziała skulona żałośnie na szezlongu i w zadumie nawijała na palec długi złoty kosmyk, podniosła głowę wyraźnie ożywiona.

– Co?

– Pójdę zjeść kolację z księciem Albury, ale nie mogę obiecać, że będę go zabawiać.

– Pójdziesz? – Mocny różany zapach owionął Calistę, kiedy Mabel poderwała się z miejsca, by ją uściskać. – Och, jestem ci taka wdzięczna, Cally. Mój Herbie też się ucieszy. Nie będziesz żałować!

Calista z westchnieniem zakręciła słoiczek. Już w momencie wyrażenia zgody zaczęła podejrzewać, że jednak pożałuje swej decyzji.

Darius Carlyle, książę Albury, wyciągnął przed siebie długie nogi i w swobodnej pozie czekał, aż zaproszone aktorki wejdą do prywatnej jadalni w zajeździe „Pod Powozem i Końmi”. Niewielkie wyłożone drewnem pomieszczenie, z miejscami mocno wytartą i podrapaną dębową boazerią, znajdowało się na piętrze, z dala od zatłoczonego baru, ale przez otwarte okno do środka docierały hałasy z biegnącej w dole ulicy. Tego wieczoru mgła opadła wcześniej, jednak nie zdołała stłumić okrzyków i śmiechów rozbrzmiewających przez całą noc w tej części Londynu.

Stłumił w sobie jęk żalu na myśl, że mógłby być w klubie, albo w łóżku, w swoim domu w Mayfair, za szczelnie zaciągniętymi zasłonami. Dlaczego znów dawał się wciągnąć w romanse swojego młodszego kuzyna? Nie po raz pierwszy był zmuszony ratować Herberta z opałów. Ciągnęło się to od czasów dzieciństwa, gdy obaj wylądowali w tej samej szkole z internatem… i nic nie zapowiadało, by szybko miało ustać. Herbert wyróżniał się głupotą, ale nosił nazwisko Carlyle. A jako głowa rodu Carlyle Darius, jak zwykle, czuł się zobowiązany mu pomoc. Postanowił jednak nie dopuścić, by tego rodzaju kłopoty się powtarzały.

Aktorki. Że też kuzyn Herbert miał do nich takie upodobanie… Były jak barwne ptaki, pięknie upierzone, w tanich kolorowych strojach, zbyt mocno umalowane.

I wszystkie miały ostre szpony.

A teraz jedna z nich wbiła je w Herberta i wszystko wskazywało na to, że nie zamierza go puścić.

Darius zamierzał dopilnować, żeby jednak wypuściła.

Wziął do ręki kieliszek i zamieszał pozostające na dnie resztki whisky. Planował wykorzystać kolację do oceny sytuacji, musiał się zorientować, jak daleko sprawy zaszły. Uznał, że najlepiej będzie zdusić problem w zarodku, nawet brutalnie. Lubił kuzyna bardziej niż to okazywał, lecz uważał za swój obowiązek dopilnować, by nazwisko Carlyle nie zostało ponownie oblepione błotem skandalu. To, co miał zrobić, nie zapowiadało się przyjemnie, ale było nieuniknione, jako że Darius nigdy nie wzdragał się przed wypełnianiem swoich powinności.

Herbert wyobrażał sobie, że jest zakochany, ale jeszcze nie zgłupiał na tyle, by oświadczyć się tej dziewczynie. Zresztą, nie miałoby to większego znaczenia. Takie oświadczyny zawsze dało się anulować, wystarczyła odpowiednia suma, żeby wyciszyć plotki. Aktorki zawsze dawały się przekupić.

Darius zabębnił palcami w blat stołu. Pozostawało jedynie pytanie, ile pieniędzy trzeba przeznaczyć na załatwienie sprawy. Tego wieczoru miał się dowiedzieć, na ile chytra i ambitna jest aktorka, która zagięła parol na Herberta.

Tego wieczoru niefortunny romans Herberta miał się zakończyć.

Klątwa rodu Carlyle musiała zostać złamana.

Drzwi jadalni otwarto i w progu ukazały się aktorki, dwie, a za nimi Herbert.

Darius wygiął wargi w uśmiechu.

Jako pierwsza weszła kobieta, pod urokiem której od jakiegoś czasu pozostawał Herbert. Darius miał okazję widzieć ją wcześniej przelotnie u boku kuzyna. Teraz miała fioletowe pióro w nieprawdopodobnie złocistych włosach i suknię z głęboko wyciętym dekoltem, który odsłaniał obfite piersi.

Herbert wysunął się naprzód, promieniejąc dumą. Pod płową czupryną pozostała okrągła twarz, dokładnie taka sama jak w dzieciństwie. Wyglądał jak uczniak poczęstowany lukrowaną bułeczką.

– Dariusie, pozwól, że ci przedstawię pannę Mabel Coop.

– Wasza książęca mość – odezwała się blondynka z akcentem, który aż zazgrzytał Dariusowi w uszach. Następnie przykucnęła w głębokim ukłonie, odsłaniając głębię przedziałka między piersiami.

Herbertowi oczy o mało nie wyszły z orbit.

– Miło mi – mruknął Darius. Przez moment zastanawiał się, czy jego kuzyn aby nie postradał zmysłów. Czyż jakikolwiek mężczyzna mógł chcieć spędzić życie, słuchając takiego głosu?

Odwrócił się do drugiej, wyższej z kobiet i zmarszczył czoło, widząc, jak mocno jest wymalowana. Jej policzki miały jaskrawy odcień czerwieni, a cerę, niewątpliwie świeżą, pokrywała gruba warstwa pudru. Dlaczego aktorki „upiększały” się w taki dziwny sposób? Nie znosił tego rodzaju sztuczności.

Ubrana była jednak mniej krzykliwie niż jej towarzyszka, w szarą wełnianą pelerynę, a pod nią w ciemnoniebieską suknię, sięgającą dość wysoko pod szyję. Była szczupła, zbyt szczupła jak na gust Dariusa, choć linia obojczyków, jak zauważył, rysowała się pod okryciem wyjątkowo delikatnie.

Powrócił wzrokiem do jej twarzy. Ku swemu zdumieniu napotkał śmiałe spojrzenie ciemnoniebieskich oczu okolonych gęstymi ciemnymi rzęsami. Jej mina świadczyła o lekkim rozbawieniu, jakby się domyślała, że oglądał ją po to, by ocenić.

Nieoczekiwanie mu się spodobała, ale natychmiast stłumił w sobie to odczucie.

– Nazywam się Fairmont – odezwała się po chwili, jako że zahipnotyzowany wdziękami panny Coop Herbert nie kwapił się z prezentacją. Głos miała dość niski i matowy, bez wyczuwalnego akcentu.

– Że co? – wydukał Herbert, ocknąwszy się wreszcie. – Najmocniej przepraszam, proszę pozwolić, panno Fairmont, że przedstawię panią mojemu kuzynowi księciu Albury.

Darius skinął głową.

– Jestem zachwycony.

Odpowiedziała szybkim dygnięciem.

Darius ponownie zmarszczył czoło. Odniósł wrażenie, że panna Fairmont odebrała staranną edukację w zakresie manier. Jej ukłon miał w sobie naturalne dostojeństwo – żadnego błyskania dekoltem, jedynie nieznaczny ruch z wyprostowanymi plecami, który uszedłby za nienaganny nawet na dworze. Jednak było też w nim jakby wyzwanie – mimo iż całkowicie pozbawiony nonszalancji, świadczył o opanowaniu i niezależności.

Patrzył, jak ściąga pelerynę i układa ją na skrzyni przy drzwiach. Tak, jest stanowczo zbyt szczupła, pomyślał, kiedy skierowała się do stołu ustawionego na środku pomieszczenia. Poruszała się z niezwykłą gracją i choć nie dorównywała urodą pannie Coop, to ona przykuła uwagę Dariusa.

– Proszę usiąść – zachęcił Herbert. – Kolacja zaraz będzie podana. – Niczym kelner odsunął krzesło dla panny Coop, za co został nagrodzony kolejnym błyskiem dekoltu.

Darius wrócił na swoje miejsce u szczytu stołu, na którym leżał już biały obrus oraz talerze i sztućce. Panna Fairmont usiadła po jego prawej stronie, panna Coop po lewej. Od lewej dolatywał go kwiatowy zapach, tak mocny, że mógł zepsuć bukiet przedniego wina. Prawa strona, na szczęście, nie dostarczała mu tego rodzaju wrażeń – najwidoczniej panna Fairmont nie miała zwyczaju zlewać się tanimi perfumami. Siedziała sztywno wyprostowana, z rękami złożonymi na kolanach.

– Może mają panie ochotę na szampana? – odezwał się Herbert, wskazując na butelkę wetkniętą w kubełek z lodem.

– O, tak – podchwyciła ochoczo panna Coop.

Panna Fairmonrt zaprzeczyła ruchem głowy. Darius także odmówił. Dolał sobie whisky z butelki, którą wcześniej zamówił. Potrzebował czegoś mocniejszego. Wprawdzie zwykle nie pito tego trunku przed posiłkiem, ale uznał, że w takim towarzystwie nie ma sensu sztywno trzymać się zasad. Zauważył jednak, że panna Fairmont spojrzała przelotnie na jego kieliszek.

– Zamówiłem homara – zwrócił się Herbert do panny Coop, strzepnięciem rozwijając serwetkę.

– Och, to moje ulubione danie, Herbie! – wykrzyknęła i z radości aż klasnęła w dłonie.

Zatem gruchamy sobie, zdrabniając imiona, pomyślał Darius ponuro. Miał już obmyślaną sumę, którą planował zaproponować pannie Coop. Zaokrąglił ją o kilka setek.

– Pani też ma ochotę na homara, panno Fairmont? – spytał kobietę siedzącą po jego prawej stronie.

– Owszem, dziękuję – odpowiedziała zwięźle.

– Zawsze umieramy z głodu po zejściu ze sceny, prawda, Cally? – zachichotała panna Coop.

– Nic dziwnego, to ciężka praca – powiedział rozanielony Herbert. – Muszę przyznać, że byłyście dziś znakomite.

– Miałam dwie linijki tekstu – pochwaliła się panna Coop.

– Cudownie ci poszło – rzekł z zachwytem Herbery. – Pani także, panno Fairmont – dodał pośpiesznie.

Odpowiedziała mu uśmiechem, całkiem zwyczajnym, bez cienia próżności, raczej zaskakującym u aktorki.

– Dziękuję.

Kiedy Darius spojrzał na nią z ukosa, znów napotkał jej spokojny wzrok.

– Pani także miała mówioną rolę? – spytał.

– Mówioną? – pisnęła panna Coop. – Calista gra główną rolę!

Darius uniósł brew.

– Doprawdy?

Przytaknęła skinieniem.

– Panna Fairmont cieszy się sporą sławą – wyjaśnił kuzynowi Herbert. – Myślałem, że o tym wiesz.

– Proszę mi wybaczyć – rzekł przepraszająco Darius.

– Nic nie szkodzi. – Uniosła kąciki ust w ledwie widocznym uśmiechu. – Ja także nie znałam pańskiego nazwiska.

Wyprostował się sztywno, jakby zaskoczony.

– Domyślam się, że nie jest pan wielbicielem teatru – powiedziała, wyraźnie niezrażona faktem, że nigdy o niej nie słyszał. Nie stroiła dąsów ani się nie oburzała jego niewiedzą. Sięgnęła po szklankę z wodą i upiła mały łyk. Usta miała pełne i różowe.

– Nie interesuje mnie odgrywanie wymyślonych ról, panno Fairmont – oznajmił Darius.

Miał świadomość, że odstawiając szklankę, uważnie mu się przyjrzała. Głowę trzymała lekko opuszczoną, ale czuł na sobie czujne spojrzenie jej niebieskich oczu.

– Panna Fairmont grała wiele znaczących ról – ciągnął Herbert. – Julię, Rozalindę, Ofelię…

– I pokutnicę Calistę? – podsunął Darius.

Gwałtownie uniosła głowę.

– Zatem odgadł pan pochodzenie mojego imienia. Czyż dopiero co pan nie mówił, że nie lubi teatru?

– Nie teatru, panno Fairmont. – Zerknął na pannę Coop. – Nie znoszę wcielania się w zmyślone postacie.

– Rozumiem – odpowiedziała tonem tak szorstkim, że popatrzył na nią z zaciekawieniem.

W końcu poczuł jej zapach, kiedy panujące w pomieszczeniu ciepło rozgrzało jej policzki, od czego przybrały jeszcze głębszy odcień czerwieni. Rozpoznał delikatny aromat lawendy.

– A ja nie rozumiem! – wykrzyknęła panna Coop. – O czym wy dwoje, u licha, mówicie?

– O moim imieniu, Mabel – wyjaśniła jej pośpiesznie panna Fairmont. – Pochodzi ze sztuki Nicholasa Rowe’a The Fair Penitent.

– Główna postać męska nazywała się chyba Lothario – ciągnął Darius.

– W istocie, był niepoprawnym uwodzicielem – odpowiedziała bez namysłu. – Mężczyzną, który postrzega jednakowo wszystkie kobiety.

– Mówiłem ci, że mój kuzyn jest mądry – zwrócił się Herbert do Mabel z nieskrywaną dumą.

– To prawda, Herbie, mówiłeś – potwierdziła z promiennym uśmiechem.

– Może nie aż tak mądry, jak mu się wydaje – skomentowała cierpko panna Fairmont.

Przy wysoko uniesionej głowie jej obojczyki wyglądały na jeszcze bardziej kruche, a szyja wydawała się niezwykle długa. Darius nagle przypomniał sobie łabędzia, który pływał po stawie w jego wiejskiej posiadłości. Kiedyś ptak boleśnie go udziobał.

Herbert patrzył to na jedno z nich, to na drugie.

– O co chodzi? – spytał wyraźnie skołowany.

– Coś jest nie tak, Cally? – zainteresowała się panna Coop.

– Zostałyśmy tu zaproszone bynajmniej nie po to, by miło spędzić czas przy kolacji, Mabel – odpowiedziała Calista drwiąco. – Przy swojej deklarowanej niechęci do aktorstwa, książę odegrał całkiem niezłe przedstawienie.

Mabel Coop w geście bezradności przyłożyła dłoń do dekoltu.

– Herbie, o co jej chodzi?

– Nie mam zielonego pojęcia – wyznał osłupiały Herbert.

– Niech pan poprosi kuzyna o wytłumaczenie – poradziła mu Calista.

Rozległo się dyskretne pukanie do drzwi, po czym do środka weszło dwóch kelnerów; w uniesionych rękach nieśli półmiski zakryte srebrnymi pokrywami. Ustawili je na stole.

– Proszę nie odkrywać – zarządził Darius, kiedy chcieli się brać do serwowania posiłku. Odczekał, aż wyjdą, choć z pewnością przystanęli tuż za drzwiami, by podsłuchiwać o czym też dwaj dżentelmeni będą rozmawiać z towarzyszącymi im aktorkami. Tym bardziej należało jak najszybciej zakończyć sprawę.

– Myślę, że możemy od razu przejść do sedna, panno Coop – zaczął książę. – Miałem nadzieję załatwić to w miarę możliwości elegancko, ale skoro panna Fairmont sama poruszyła temat… – Spojrzał na Calistę z irytacją i napotkał jej równie gniewny wzrok. Z pewnym wysiłkiem skupił uwagę na jasnowłosej towarzyszce Herberta. – Jest pani młodą kobieta o niezaprzeczalnym wdzięku, panno Coop, ale jeśli roi sobie pani o poślubieniu mojego kuzyna Herberta, obawiam się, że muszę panią pozbawić złudzeń.

– Co takiego? Och! – Wielkie oczy Mabel natychmiast zaszkliły się od łez.

– Darius, doprawdy… – obruszył się Herbert – Przyszliśmy tu na miłą kolację. Daj spokój.

Darius puścił jego protest mimo uszu.

– Jestem głową rodziny Carlyleów. Mój kuzyn w żadnym razie nie ożeni się z aktorką.

– A co pan ma przeciw aktorkom? – odezwała się po jego prawej stronie panna Fairmont.

Odwrócił się, żeby na nią popatrzeć.

– Zmusza mnie pani do brutalnej szczerości.

– Proszę, śmiało. Nie udawajmy niczego. – Zadarła podbródek.

Darius wzruszył ramionami.

– Aktorki znane są z polowania na tytuły.

Panna Coop wydała z siebie piskliwy okrzyk.

– To oburzające, co pan mówi. – Panna Fairmont podniosła głos tylko nieznacznie, ale dawało się w nim wyczuć złość. – Kobiety występują na scenie od czasów króla Karola Drugiego. Ile jeszcze potrzeba czasu, żeby nasza sztuka zyskała szacunek?

– Aktorstwo nie jest sztuką – oznajmił Darius tonem nieznoszącym sprzeciwu. – Dla kobiet stanowi jedynie wersję tego najstarszego zawodu, w którym są nadzwyczaj biegłe.

– Są też mężczyźni aktorzy – przypomniała mu Calista.

– Aktorzy mężczyźni grają – stwierdził Darius, zerkając pogardliwie na przesadnie głęboki dekolt Mabel. – Natomiast kobiety występujące na scenie prezentują swoje wdzięki.

– Dariusie – odezwał się Herbert z drugiego końca stołu. – Chyba trochę przesadziłeś.

Darius wziął do ręki swój kieliszek z whisky.

– Panna Fairmont ma rację co do powodu, dla którego tu jestem. Nie mam ochoty spędzać czasu z aktorkami. Chcę poznać cenę, która pozwoli mi unikać takiego towarzystwa na przyszłość. Przejdźmy do rzeczy. Ile pieniędzy skłoni panią do zostawienia w spokoju mojego kuzyna, panno Coop?

Po tych słowach łzy zaczęły spływać po policzkach blondynki cienkimi strumykami. Pierś jej falowała w wytężonym oddechu.

Panna Fairmont poderwała się zza stołu. Poza plamami czerwonych wypieków jej cera wydawała się blada, niemal kredowa.

– Zachowuje się pan jak wyjątkowy gbur. Proszę nie mówić w taki sposób do mojej przyjaciółki. Nie ma pan do tego prawa. Nie zna jej pan.

Darius głośno odstawił kieliszek i również wstał. Panna Fairmont sięgała czubkiem głowy nieco powyżej jego barku.

– Wiem wystarczająco dużo o aktorkach. Każda aktorka w Covent Garden chce poślubić lorda albo księcia. To już zakrawa na epidemię. Być może jesteście takie same. Pani też poluje na jakiś tytuł?

– Jak pan śmie!

– Lady Calista. Hrabina Calista. Księżna Calista – szydził. – Po to pani tu dziś przyszła? Taką żywi pani sekretną nadzieję, jak wszystkie aktorki?

Na tle pobladłej twarzy niebieskie oczy panny Fairmont błyszczały niczym szafiry.

– Nie mieści się panu w głowie, że niektóre aktorki mogą wcale nie chcieć tych rzeczy? Jestem jedną z nich. Pociąga mnie scena, nie żaden książę.

– Jasne, jasne – kpił. – Teraz pani gra jak z nut.

– Bynajmniej. Moja rodzina jest związana z teatrem od czterech pokoleń. Mogę być dumna z moich przodków, tak samo jak pan ze swoich. Moja matka i babka były aktorkami, a ojciec… – głos lekko jej zadrżał – …pisał sztuki. Nigdy pan nie zrozumie, co znaczy dla mnie scena. Mówi pan o aktorkach, które z niej zeszły, żeby przez małżeństwo wejść do arystokracji. Jestem pewna, że wiele z nich tego żałowało i tęskniło za sceną, na której mężowie nie pozwolili im więcej występować.

– A ja jestem pewien, że wielu arystokratów żałowało swego ożenku z aktorką – odpalił bez namysłu. – Sam widziałem takie sytuacje w kręgach moich znajomych. To się nigdy nie sprawdza. Prowadzi do katastrofy. Jako głowa rodziny mam obowiązek dopilnować, by żaden Carlyle nie wpakował się w tego rodzaju tarapaty.

W oczach panny Fairmont zapłonął niebieski ogień.

– Wydaje się panu, że bycie utytułowaną żoną stanowi wielką nagrodę. Doprawdy, wolałabym już być kochanką niż żoną arystokraty takiego jak pan.

– Moją kochanka? – Uniósł brew. – Przynajmniej pani jasno określiła cenę.

– Przekręca pan moje słowa – wycedziła przez ściągnięte usta. – Chciałam jedynie powiedzieć, że nie każda aktorka pragnie zostać żoną księcia.

– Każda aktorka ma swoją cenę. – Odwrócił się na pięcie i stanął przodem do płaczącej panny Coop. – Zatem ile wynosi pani cena, panno Coop?

– Chciałam tylko zjeść trochę homara – odpowiedziała drżącymi ustami zapytana.

Darius zaśmiał się pogardliwie.

Panna Fairmont szybko okrążyła stół. Nawet w złości jej krok zachował pełną gracji posuwistość.

– Chodź, Mabel. Idziemy do domu.

– Herbie…

Herbert wstał, serwetka zsunęła mu się z kolan na podłogę.

– Przyjdę do ciebie jutro, Mabel – odezwał się niepewnym tonem. – Obiecuję.

– Chodźmy – ponagliła panna Fairmont; pomogła przyjaciółce wstać i wetknęła jej do ręki białą chusteczkę. – Proszę cię. Nie zostawaj tu, żeby słuchać obelg. – Ponad ramieniem rzuciła Dariusowi wyniosłe spojrzenie. – Mogę mieć tylko nadzieję, że żadna aktorka nie będzie miała pecha zostać pańską żona.

– Cóż za przedstawienie. – Darius podniósł kieliszek w geście toastu. – Była pani niemal przekonująca, panno Fairmont. Brawo.

Wychodząc razem z przyjaciółką, panna Calista Fairmont głośno zamknęła za sobą drzwi.

Już na ulicy Calista otuliła się mocniej peleryną. Idąca obok niej Mabel wciąż pochlipywała.

Calista jeszcze nigdy nie czuła takiej wściekłości.

Łowczynie tytułów! Jak on śmiał!

Książę Albury potraktował ją tak, jakby nie zasługiwała na szacunek, jakby sztuka, w którą wkładała życie i duszę, nic nie znaczyła. Zarzucił jej, że pożąda tytułu, podczas gdy zadała sobie tyle trudu, by uniknąć tego rodzaju uwikłania!

Gdyby wiedział…

Łzy zakłuły ją pod powiekami. Zmęczenie całymi tygodniami troski i niedostatku snu, połączone z przeżyciem momentu gwałtownej złości sprawiły, że cała się trzęsła. Nie mogła znieść świadomości, że musi bronić swojego zawodu przed tak niegodziwymi oszczerstwami.

Żadnych kolacji z książętami, przyrzekła sobie ponownie Calista.

Nigdy, nigdy więcej.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: