- nowość
- promocja
- W empik go
Książę Liam i Zakon Smoków - ebook
Książę Liam i Zakon Smoków - ebook
Zostań obrońcą starożytnej mądrości
Książę Liam zostaje osierocony w bardzo młodym wieku. Skrupulatnie zaplanowane skrytobójstwo jego rodziców sprawia, że władzę w królestwie Eridal przejmuje jego bezwzględny stryj. Książę uchodzi z życiem tylko dzięki pomocy członków tajemniczego Zakonu Smoków.
Dorastając wśród nich, Liam zgłębia tajemną wiedzę. Stary mędrzec Molinder uczy go władania mieczem, odkrywa przed nim sekrety jego rodu oraz zasady Zakonu, którymi należy się kierować. Książę szybko pojmuje, że żadna z tych nauk nie jest bezcelowa. Już wkrótce Liam będzie miał do odegrania kluczową rolę w historii Eridalu. Podróż na mroczną, owianą tajemnicą Wyspę Cieni będzie dopiero początkiem czyhających na niego wyzwań…
Gdy nad królestwem Eridalu zbiorą się czarne chmury, napięcie między smokami a ludźmi wzrośnie. Żeby je rozładować, może być potrzebne coś więcej niż spryt, siła i odwaga: na przykład starożytna moc.
Kategoria: | Fantasy |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8373-280-0 |
Rozmiar pliku: | 1,5 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
W dalekim królestwie Eridal, znajdującym się na pograniczu Nowej Fundlandii i Labradoru, żył młody książę o imieniu Liam. Był to chłopiec pełen odwagi i ciekawości, z sercem, które tęskniło za przygodą.
Królestwo Eridal to majestatyczna kraina położona między górami i szerokim morzem, znana ze swoich zielonych równin, tajemniczych lasów i licznych rzek. Jest to miejsce, w którym magia i natura współistnieją w harmonii, a ludzie żyją w zgodzie z różnorodnymi rasami i kulturami. Stolica królestwa, Eloria, jest wielkim, zabytkowym miastem z wysokimi wieżami, ozdobnymi pałacami i rozbudowanym systemem kanałów.
Królestwem Eridal rządził mądry i sprawiedliwy król Aramand i królowa Betise, która była kochana przez swoich poddanych. Królestwo słynęło z zaawansowanych osiągnięć w dziedzinie magii, sztuki i nauki. Tu mieściły się słynne akademie i biblioteki, w których gromadzone były dziedzictwo i wiedza.
Król Aramand i królowa Betise mieli jedynego syna, którego od najmłodszych lat fascynowały legendarne smoki. Historie i podania o nich były pełne tajemnic.
Książę Liam to młody i odważny arystokrata z królestwa Eridal, pełen ciekawości i zamiłowania do przygody. Jego serce było związane z tajemnicami i mądrościami na temat wspaniałych stworzeń, jakimi są smoki. Wybrany przez ostatniego mistrza Zakonu Smoków Liam odkrył swoje przeznaczenie jako Strażnik Smoków i Wartości Smoczego Zakonu. Stał się nie tylko dzielnym wojownikiem, lecz także uczonym i mędrcem, dążącym do zrozumienia smoczej mowy i kultury.
Liam posiadał unikalne zdolności, takie jak komunikacja ze smokami i umiejętność zrozumienia starożytnych map, prowadzących do zaginionych artefaktów. Jego serce było szlachetne i pełne współczucia. Chłopak nie szukał chwały, ale harmonii i porozumienia między smokami a ludźmi. W swoich działaniach wykazywał się sprytem, odwagą i determinacją, zawsze dążąc do osiągnięcia wyznaczonego celu, z poszanowaniem dla innych.
Książę Liam stał się legendą, nie tylko jako bohater i wojownik, lecz także jako mędrzec i przyjaciel smoków, który po śmierci swego ojca Aramanda miał przejąć władzę nad całym królestwem Eridal.
Los wybrał dla niego jednak inne przeznaczenie. Liam w bardzo młodym wieku stracił oboje rodziców, w wyniku czego nie mógł objąć władzy w królestwie Eridal i kontynuować linii dynastycznej rodu królewskiego.
Zgodnie z obyczajem królestwa władzę mógł objąć jedynie pełnoletni członek rodu królewskiego.
Tragiczna śmierć rodziców księcia Liama – króla Aramanda i królowej Betise – stała się bolesnym rozdziałem w historii królestwa Eridal. Król i królowa byli ukochanymi władcami, słynącymi z mądrości i sprawiedliwości, lecz ich panowanie zakończyło się nagle i brutalnie.
W tym miejscu rozpoczyna się historia chłopca, który musi spełnić misję, aby zjednoczyć królestwo, przywrócić swoją władzę oraz doprowadzić do pojednania wszystkich smoków, których część po śmierci króla Aramanda zerwała przymierze z ludźmi i opuściła królestwo Eridal, stając się mrocznym postrachem Wyspy Cieni.ROZDZIAŁ I
Książę Emerik, stryj Liama, był postacią znaną w całym królestwie Eridal ze swojego okrucieństwa i bezwzględności. Po tragicznej śmierci króla Aramanda i królowej Betise, w wyniku najazdu na królestwo, to właśnie on przejął władzę, korzystając z chaosu i bezradności narodu.
Rządy Emerika były pełne tajemnic i intryg. Często szeptano o jego związku ze smoczymi zabójcami i tajemniczymi organizacjami, które pomogły mu w zamachu na brata i szwagierkę.
Emerik o przeciwieństwo swojego brata Aramanda. Jak wiadomo, król był mądry i sprawiedliwy, Emerik zaś – chciwy i złośliwy. Jego rządy były pełne ucisku, strachu i nieufności. Ludzie żyli w cieniu jego tyranii, a sądy i prawo były narzędziem w jego rękach.
A jak doszło do tego, że król i królowa zginęli?
Król Aramand i królowa Betise zorganizowali doroczny bal w pałacu królewskim, na który zapraszano możnowładców z sąsiednich królestw i krain. Wszyscy bawili się wspaniale, wiwatując na cześć następcy tronu, którym miał zostać Liam. Król Aramand i jego żona byli dumni ze swojego potomka. Po balu stanowił, gdy wszyscy możnowładcy udali się z powrotem do swoich krain, na zamku zapanowała dziwnie głucha cisza. Nie słychać było pracy służby oraz straży zmieniających regularnie wartę. Przy królu, królowej i młodym księciu pozostała jedynie straż przyboczna.
Nagle do sali tronowej wpadły zamaskowanane postacie w czarnych uniformach. Straż przyboczna wraz z królem Aramandem próbowała odeprzeć atak. Królowa umknęła w tym czasie z małym Liamem na rękach. Liczebność tajemniczych skrytobójców była jednak tak duża, że straż przyboczna króla, wraz z nim samym, poległa podczas walki. Królowa została odnaleziona w swojej królewskiej komnacie, gdzie trzymając dziedzica na rękach, została brutalnie zgładzona. Zabójcy myśleli, że chłopiec umarł, ponieważ nie dawał oznak życia. Szybko uciekli więc z pałacu królewskiego, nie pozostawiając po sobie śladu.
Po całej sytuacji późnym wieczorem w pałacu na uprzednie wezwanie króla pojawił się jeden z ważniejszych dostojników Zakonu Smoków. Gdy zobaczył, co się stało, wpadł w rozpacz i zawiadomił o tym fakcie stryja Liama Emerika oraz mieszkańców królestwa Eridal. Po chwili spostrzegł jednak, że jedna osoba przeżyła atak. Małe zawiniątko zaczęło wydawać delikatne kwilenie. Dostojnik zakonny zabrał więc maleństwo z pałacu, gdyż od wielu lat znał Emerika i bał się o życie przyszłego dziedzica tronu. Uciekał nocą poprzez królestwo Eridal, omijając skupiska lamentujących po śmierci króla mieszkańców, aż dotarł do chaty starego Molindera, któremu przekazał chłopca w opiekę. Następnie sam potajemnie udał się na Wyspę Cieni, aby uniknąć starcia z księciem Emerikiem, który nienawidził całego Zakonu i jego dziwacznych reguł. Był on zupełnym przeciwieństwem króla Aramanda, który aktywnie wspierał Zakon i był jego członkiem.
To wydarzenie odcisnęło piętno na życiu Liama, dając mu nie tylko smutek i strach, lecz także determinację i odwagę, a tragedia jego rodziców stała się jego przeznaczeniem i drogą, którą miał podążać wraz ze swoim nowym opiekunem Molinderem, który mieszkał w gąszczach królestwa Eridal z dala od ludzi.
Nie bez powodu Molinder, który był tajnym członkiem Zakonu Smoków odpowiadającym za bezpieczeństwo tajemnic i reguł zakonnych na terenie królestwa Eridal i stanowił tajną świtę zakonną króla Aramanda, zaraz po śmierci pary królewskiej zabrał chłopca z dworu. Chciał ukryć go przed złością i nienawiścią stryja. Emerik wiedział bowiem, że prawowity dziedzic tronu może stanowić zagrożenie dla jego władzy i obudzić nadzieję wśród ludzi. Gdyby lud królestwa Eridal dowiedział się, że mały książę żyje, władzę do czasu jego pełnoletniości przejęłaby Rada Królewska jako organ gremialny w czasie tzw. bezkrólewia, a stryj nie mógłby liczyć na odziedziczenie tronu. Ludowi Eridal ogłoszono, że chłopiec zginął razem ze swoimi rodzicami.
W dniu dwunastych urodzin niedoszłego dziedzica tronu starzec Molinder przygotował dla niego ceremonię inicjacji strażnika smoczych tajemnic przekazywaną z pokolenia na pokolenie w rodzie królewskim. Chłopiec nie wiedział jeszcze wtedy, że to dopiero początek jego nauki jako przyszłego pełnoprawnego członka Zakonu.
Wyjątkiem w zakresie przekazywania smoczych tajemnic było natomiast władanie Emerika, który jako jedyny władca od przeszło tysiąca pięciuset lat nie przeszedł takiej inicjacji.
Proces inicjacji strażnika Smoczego Zakonu był starożytnym rytuałem, głęboko zakorzenionym w historii rodziny królewskiej Eridalu. Pierwszy etap odbywał się zazwyczaj na terenie królestwa Eridal. Drugi etap, zgodnie z tradycją, musiał odbyć się w Zakonie Smoków na Wyspie Cieni. Ceremonia inicjacji stanowiła przejście duchowego związku z dziedzictwem smoków, przekazywana z pokolenia na pokolenie. Tym razem to młody książę Liam miał przejść przez ten wyjątkowy proces pod okiem mędrca Molindera.
Oto, jak przebiegała cała ceremonia:
1. Przygotowanie: Dzień przed ceremonią Liam spędził w ciszy i kontemplacji, przygotowując umysł i ducha na nadchodzący rytuał. Molinder nauczył go specjalnych technik medytacji, które miały pomóc mu połączyć się ze światem smoków.
2. Czystość: W dniu ceremonii Liam został obmyty w świętym źródle, znanym jako Łzy Smoka. Woda miała oczyszczać i odnawiać, przygotowując ciało na duchowe przejście.
3. Ubranie: Molinder ubrał Liama w tradycyjne szaty strażnika, wykonane z naturalnych materiałów, ozdobione smoczymi symbolami. Były to znaki honoru i odwagi, symbolizujące jego nową rolę.
4. Wędrówka: Następnie obaj wyruszyli na szczyt Smoczej Góry, czyli w miejsce, gdzie niebo styka się z ziemią. Ta wędrówka była metaforą duchowej drogi i próbą wytrwałości.
5 Ogień Smoka: Na szczycie, przy ołtarzu, Molinder zapalił święty ogień, wywołując ducha smoka. Liam musiał przejść przez ogień bez strachu, co symbolizowało jego odwagę i determinację.
6. Przysięga: Po przejściu przez ogień Liam złożył przysięgę strażnika, obiecując strzec tajemnic smoków, służyć z honorem i mądrością. Jego słowa zostały zapieczętowane starożytnym smoczym amuletem, który Molinder przekazał mu jako znak jego nowej roli.
7. Wizja: Następnie Liam wszedł w głęboką medytację pod okiem Molindera, połączywszy się z duchem smoków. W tej wizji poznał swoje przeznaczenie, misję i głęboką mądrość świata smoków.
8. Akceptacja: Na koniec ceremonii Molider przyjął Liama jako młodego strażnika Smoczego Zakonu – nowicjusza, błogosławiąc go i ogłaszając jego nową rolę. Było to nie tylko zakończenie ceremonii, lecz także początek nowej drogi dla młodego księcia.
Proces inicjacji był nie tylko fizycznym przejściem, ale głębokim duchowym doświadczeniem, łączącym Liama z dziedzictwem jego rodziny i tajemnicami smoków. Było to kluczowe wydarzenie w jego życiu, które wyznaczyło mu ścieżkę i dało narzędzia, aby stać się prawdziwym strażnikiem Zakonu Smoków.
Na tym jednak rozwój młodego księcia się nie zakończył.
Wychowanie Liama opierało się również na nauce czytania, pisania i sztuki wojennej. Molinder nauczył go także sztuki medytacji, zrozumienia natury i, co najważniejsze, tajemnic smoczej mowy i zwyczajów. Długie wieczory spędzali przy kominku, słuchając opowieści starca o dawnych czasach, kiedy smoki i ludzie żyli w harmonii.
Molinder pokazywał Liamowi stare księgi i rysunki smoków, uczył go rozpoznawać różne gatunki i rozumieć ich unikalne cechy. Wspólnie wędrowali po górach i lasach, obserwowali smoki z ukrycia, słuchali ich pieśni i uczyli się ich języka.
Stary Molinder nauczył też Liama cierpliwości, szacunku i odwagi, nie tylko wobec smoków, lecz także wobec ludzi i całego świata. Jego wiedza była nauką oraz filozofią życia, w której harmonia i zrozumienie były kluczowe.
W tych latach, spędzonych pod okiem mądrego nauczyciela, Liam wyrósł na młodego mężczyznę, gotowego na przyjęcie swojego przeznaczenia. Molinder wiedział, że chłopiec jest gotów, i z ufnością przekazał mu ostatnie nauki oraz błogosławieństwo.
Molinder pozostał nie tylko nauczycielem, ale i drogim przyjacielem Liama. Młody chłopak nigdy nie zapomniał o cennych latach spędzonych u jego boku ani o tajemniczej mądrości, która otworzyła mu drzwi do świata smoków.
W wieku piętnastu lat młodego księcia spotkała jednak kolejna życiowa tragedia. W wyniku długiej i ciężkiej choroby zmarł jego mentor i nauczyciel – stary Molinder.
Choroba, która dopadła Molindera, była zarówno tajemnicza, jak i nieubłagana. Przez długie miesiące stary mędrzec z dnia na dzień tracił siły, a jego ciało poddawało się chorobie. Mimo to jego umysł pozostał sprawny i pełen determinacji do nauczania Liama do ostatnich chwil.
W tych smutnych dniach Liam nie opuszczał Molindera, starając się ulżyć jego bólowi i czerpiąc z jego mądrości, ile się jeszcze dało. Molinder, choć osłabiony, wiedział, że jego czas się kończy, i starał się przekazać ostatnie nauki i sekrety, którymi dysponował.
Starzec leżał w swoim łożu, jego twarz ukazywała ból i zmęczenie, ale oczy świeciły spokojem i pewnością. Wiedział, że jego czas się kończy, ale miał jeszcze jedno ważne zadanie do wykonania. Liam siedział obok niego, trzymając jego zimną dłoń, słuchając każdego słowa z nabożną uwagą.
– Liam, moje dziecko, nadszedł czas, bym opuścił ten świat. Ale zanim odejdę, muszę ci coś powiedzieć. Jest pewna tajemnica, którą musisz poznać. Tajemnica Zakonu Smoków – mówił schorowanym głosem Molinder.
– Nauczycielu, nie mów tak. Masz mi jeszcze wiele do przekazania. Nie opuszczaj mnie jeszcze – odpowiedział wyraźnie zasmucony chłopiec.
– Nie bój się, Liamie. Moje nauki są już w tobie. Ale teraz musisz poznać coś, co może zmienić twój los i dzieje całego królestwa. Słuchaj uważnie – ciągnął dalej starzec.
– Jestem gotów, mistrzu. Co to za tajemnica? – zapytał z ciekawością w głosie Liam.
– Zakon Smoków jest strażnikiem starożytnej mądrości, mocy, która może zarówno uzdrowić, jak i zniszczyć. Istnieje artefakt, klucz do tej mocy. Tylko prawdziwy strażnik może go znaleźć. Tylko ty to możesz zrobić, Liamie – powiedział do chłopca Molinder.
– Artefakt? Czy to, o czym mówisz, jest związane z mapą, którą znalazłem? – Liam zadawał pytania jedno po drugim.
– Tak, Liamie. Mapa prowadzi na Wyspę Cieni, ale to tylko początek twojej podróży. Artefakt jest strzeżony przez złowrogie smoki. Czeka on na prawdziwego strażnika, który będzie w stanie pokonać potwory i odzyskać przedmiot. Liamie, musisz nauczyć się mówić językiem smoków, zrozumieć ich serce i duszę – mówił Molinder z coraz większym zaangażowaniem.
– Ale jak? Jak mogę to zrobić bez ciebie, mistrzu? – pytał całkowicie zdezorientowany chłopiec.
– W tobie jest mądrość i odwaga, których potrzebujesz. A ja zawsze będę z tobą, w twoim sercu, w naukach, które ci przekazałem. Szukaj odpowiedzi w naturze, w smokach, w sobie. I pamiętaj, Liamie, jesteś ostatnią nadzieją Zakonu Smoków. Nie zawiedź mnie – powiedział Molinder pełen nadziei i optymizmu.
– Przyrzekam, mistrzu. Nie zawiodę ani ciebie, ani smoków. Pójdę na Wyspę Cieni i znajdę artefakt – odparł z wiarą w głosie Liam, mimo że nie wiedział jeszcze, jak trudną misję będzie musiał wykonać.
– Wiem, że tak zrobisz, moje dziecko. Jestem dumny, że byłem twoim nauczycielem. Teraz… teraz musisz iść sam. Bądź odważny i nigdy nie zapominaj, kim jesteś – rzekł Molinder.
Noc przed swoją śmiercią Molinder wezwał Liama do siebie i wręczył mu starożytną księgę zawierającą największe tajemnice Zakonu Smoków.
– To teraz twoja odpowiedzialność – powiedział z łagodnym uśmiechem. – Jesteś gotów, Liamie. Nie lękaj się ścieżki, którą musisz obrać – dodał umierający starzec.
Kiedy nastał świt, Molinder wyzionął ducha z delikatnym uśmiechem na twarzy, będąc jakby w błogim uniesieniu. Jego śmierć była spokojna i godna, jak życie, które prowadził.
Dla Liama była to ogromna tragedia. Kolejna strata bliskiej osoby w jego niedługim młodzieńczym życiu.
Chłopiec płakał nad ciałem swojego nauczyciela, świadom, że teraz musi kroczyć przez życie samotnie. Ale w sercu czuł także odwagę i determinację. Wiedział, że Molinder żył, by nauczyć go, jak stać się prawdziwym strażnikiem, i że teraz jego misją będzie wypełnić obietnicę i dziedzictwo, które nauczyciel mu powierzył.
Podczas ceremonii pogrzebowej, w której uczestniczyło tylko kilku najbliższych przyjaciół Molindera, podszedł do niego wysoki mężczyzna przypominający maga o imieniu Thalorian. Był on ostatnim członkiem Zakonu Smoków mieszkającym w granicach królestwa Eridal. Jako potężny członek Zakonu, był postacią owianą legendą.
Był to czas, kiedy Zakon Smoków był w pełni swej chwały, a smoki i ludzie żyli w zgodzie, chroniąc tajemnice i mądrość prastarych czasów.
Thalorian był nie tylko znakomitym wojownikiem, ale i mędrcem który znał język smoków i zdołał nawiązać z nimi głęboką więź. Jego największym przyjacielem był smok o imieniu Sylferion, potężna bestia o łuskach błyszczących jak szmaragdy i oczach pełnych mądrości.
Razem podróżowali przez krainy, broniąc Zakonu przed tymi, którzy chcieli wykorzystać smoczą moc dla swoich mrocznych celów. Thalorian stał na straży artefaktów, które kryły w sobie energię mogącą zarówno uzdrowić, jak i zniszczyć świat, a które znajdowały się w obrębie królestwa Eridal.
Thalorian był łącznikiem między królestwem Eridal a Zakonem Smoków znajdującym się na Wyspie Cieni. Jednak na Wyspie Cieni pojawiło się zagrożenie w postaci czarodzieja Varkara, który pragnął zawładnąć smoczą mocą i podporządkować sobie cały świat. Varkar wiedział o tajemnicach Zakonu i był zdecydowany je zdobyć.
Bitwa między Thalorianem a Varkarem była pełna zaskakujących zwrotów. Wykorzystując swoje umiejętności i mądrość smoków, Thalorian stawił czoło czarodziejowi, który nie cofał się przed żadnym okrucieństwem, chcąc przejąć dziedzictwo Zakonu w królestwie Eridal.
Walka zakończyła się zwycięstwem Thaloriana, który pokonał Varkara i zapobiegł katastrofie.
Jednak cena była wysoka, gdyż Sylferion został śmiertelnie ranny podczas bitwy.
W ostatnich chwilach życia smoka Thalorian przyrzekł, że nigdy o nim nie zapomni i że zawsze będzie strzegł smoczej mądrości. Sylferion odleciał wówczas do smoczej wieczności, a Thalorian pozostał jako niezłomny strażnik Zakonu Smoków, symbol odwagi, mądrości i prawdziwej przyjaźni między smokami a ludźmi.
Thalorian wiedział o tym, że książę Liam żyje. Widział w nim nie tylko dziedzica tronu, ale i prawdziwego strażnika smoczych tajemnic, mogącego zwyciężyć złowrogie zbuntowane smoki zamieszkujące Wyspę Cieni. Chciał, aby chłopiec kontynuował misję wyznaczoną przez Molindera, a było nią odnalezienie smoczego artefaktu. Molinder przekazał Thalorianowi wszystko, czego nauczył chłopca, i namaścił go do kontynuowania nauki młodego księcia.
– Książę Liam – zagadnął Thalorian, podchodząc do chłopca po zakończonej ceremonii pogrzebowej. – Jestem Thalorian, będę twoim nowym nauczycielem, kontynuatorem nauk przekazanych ci przez Molindera – kontynuował. – Nadszedł czas, byś poznał prawdę o Sercu Drakonis. To artefakt o niezwykłej mocy, symbol naszej wiecznej więzi ze smokami. Liamie, zostałeś wyznaczony do jego odnalezienia.
Liam spojrzał na legendarnego strażnika z mieszaniną zdumienia i determinacji.
– Dlaczego ja, Thalorianie? Czym jest to Serce i dlaczego akurat mnie wybrano? – dopytywał wyraźnie zmieszany całą sytuacją chłopiec.
Thalorian uśmiechnął się tym razem dość tajemniczo.
– Twoje serce jest czyste, a moralność niezachwiana. Wierzysz w siłę miłości i zostałeś nią obdarzony bezgranicznie. To właśnie te cechy uczyniły cię godnym strażnikiem Serca Drakonis – tłumaczył wyraźnie zdezorientowanemu całą sytuacją chłopcu.
Po chwili jednak Liam poczuł w sobie narastające zrozumienie i odpowiedzialność.
Czy jestem gotów na taką misję? Jak mogę odnaleźć coś tak potężnego i tajemniczego? – mówił do siebie w duchu.
Thalorian położył dłoń na ramieniu młodego księcia, przesyłając mu energię i wiarę.
– Nie obawiaj się, Liamie. Twoja droga została już wyznaczona. Musisz nauczyć się słuchać swojego serca i smoków, które będą ci towarzyszyć. Serce Drakonis jest nie tylko przedmiotem, ale też duchem, duszą. Odnajdziesz je, gdy będziesz gotów – mówił spokojnie Thalorian, tak aby jego słowa dotarły do umysłu chłopca.
Liam spojrzał w oczy Thaloriana i poczuł w nich siłę i wsparcie.
– Obiecuję, że spełnię to, do czego zostałem powołany. Nie zawiodę Zakonu ani ciebie, Thalorianie – powiedział z wiarą w głosie.
Thalorian uśmiechnął się ciepło.
– Wiem, że tak będzie, młody strażniku. Twoja podróż dopiero się zaczyna, ale wiesz już, dokąd zmierzasz. Idź teraz, a smocza moc będzie z tobą – odpowiedział.
I tak, z błogosławieństwem legendarnego strażnika, Liam miał rozpocząć swoją podróż, pełen wiary i determinacji, by odnaleźć Serce Drakonis i spełnić przeznaczenie jako prawdziwy strażnik Zakonu Smoków.
Thalorian zaczął wyjaśniać chłopcu znaczenie tego artefaktu i jego historię:
– Smoczy Artefakt, znany również jako Serce Drakonis, to jeden z najbardziej tajemniczych i pradawnych przedmiotów, których istnienie opisuje legenda krążąca wśród członków Zakonu Smoków. Ojciec założyciel Zakonu, mędrzec Kirigian, rozsławiał tę legendę jako przestrogę i nadzieję dla wszystkich, którzy służyli Zakonowi – mówił. – Serce Drakonis to nie tylko przedmiot, ale symbol, reprezentujący siłę, mądrość i miłość, które łączą smoki i ludzi. Jest to piękny i złożony artefakt w kształcie kryształu, wyglądający jak płonące serce, z wbudowanymi runami i symbolami, które świecą tajemniczym, niebieskim światłem – dodał jeszcze. – Według legendy Serce Drakonis zostało stworzone przez pierwszego smoka Kirigana, który obdarował ludzkość mądrością i miłością. Artefakt ten zawiera w sobie esencję wszystkich smoków i potęguje moc tego, kto go posiada – ciągnął dalej. – Serce Drakonis nie jest przedmiotem, który można zdobyć siłą czy chciwością. Może je odnaleźć jedynie osoba o czystym sercu i niezachwianej moralności, która wierzy w siłę miłości i została nią obdarzona bezgranicznie. Każda próba wykorzystania artefaktu w celach egoistycznych lub zniszczenia go kończyła się katastrofą dla tego, kto się tego podjął. Serce Drakonis, zgodnie z zapowiedzią prasmoka Kirigiana, oczekuje na swojego prawdziwego strażnika, kogoś, kto będzie miał odwagę stanąć na straży smoczej mądrości i używać jej dla dobra wszystkich. Legenda o tym artefakcie była nie tylko przewodnikiem dla strażników Zakonu Smoka, lecz także inspiracją i nadzieją. Była to obietnica, że prawdziwa dobroć, miłość i mądrość zawsze zwyciężą, że smocza moc będzie zawsze chroniona przez tych, którzy są jej godni, a jego odnalezienie zwiastuje powrót szczęścia, dobrobytu i przyjaźni pomiędzy wszystkimi smokami i ludźmi – tłumaczył z zapałem Thalorian.
Po wyjaśnieniu znaczenia Serca Drakonis i namaszczeniu Liama na godnego kandydata do odnalezienia artefaktu Thalorian zwrócił się ponownie do młodego księcia, tym razem z jeszcze poważniejszą miną:
– Liamie, to, co ci przed chwilą przekazałem, to dopiero początek twojej drogi. Musisz iść za mną i przyjąć moje nauki, gdyż przed tobą wielkie zadanie. Zanim osiągniesz szesnasty rok życia, wyruszysz w najstraszniejszą i najmroczniejszą podróż na Wyspę Cieni, by odnaleźć Serce Drakonis.
Liam spojrzał na Thaloriana z niepewnością, ale w jego oczach lśniła także odwaga i determinacja.
– Będę gotów, Thalorianie. Uczyń mnie godnym bycia strażnikiem smoczych tajemnic – powiedział z wiarą w głosie.
Thalorian prowadził Liama przez rok, zamieszkując z nim w odległym, ukrytym schronieniu, otoczonym przez starodawne lasy, gdzie echo smoczych pieśni nadal brzmiało w powietrzu. Był to rok intensywnego treningu, pełen męstwa, odwagi, sztuki władania mieczem, orientacji w terenie, rozpoznawania prawdy od fałszu, oraz, co najważniejsze, zgłębiania tajemnicy i mocy własnego serca.
Thalorian był surowym, ale mądrym nauczycielem. Jego metody były niekonwencjonalne, często wykraczające poza granice zwykłego treningu. Wprowadzał Liama w świat magiczny i duchowy, w którym smocza moc była żywa i pulsująca. Uczył go, jak komunikować się ze smokami, jak rozumieć ich mowę i działać z nimi w harmonii.
Jednak Thalorian nie ograniczał się tylko do fizycznych i duchowych umiejętności. Uczył Liama również etyki i mądrości, pokazując mu, że prawdziwy strażnik musi być nie tylko silny, lecz także sprawiedliwy i współczujący.
Pod okiem Thaloriana Liam stał się nie tylko zdolnym wojownikiem, ale i mądrzejszym, świadomym siebie mężczyzną. Nauczył się, że prawdziwa siła płynie z serca, a mądrość z miłości do ludzi i innych stworzeń.
W końcu nadszedł czas, aby Liam wyruszył na przeznaczoną mu wyprawę na Wyspę Cieni.
Thalorian odprowadził Liama w pobliskie góry, gdzie ukryta była jaskinia, w której miał spędzić ostatnią noc przed wyprawą.
Thalorian, dumny ze swojego ucznia, odprowadził go do jaskini i pożegnał słowami:
– Idź teraz, Liamie, i odnajdź to, co ci przeznaczone. Pamiętaj o tym, czego cię nauczyłem, i że smocza moc zawsze będzie z tobą. A tutaj, w tym oto jaju, jest twój towarzysz. Zaufaj mu, a pomoże ci w wielu trudnych sytuacjach – powiedział, wskazując na ogromne jajo stojące na środku jaskini.
– Czy… czy to smocze jajo? – zapytał lekko zdziwiony i podekscytowany Liam.
– Tak, Liamie, to twój smoczy towarzysz – odpowiedział Thalorian z wyraźnym zadowoleniem na twarzy.
Po chwili sięgnął do torby, którą miał ze sobą, i wyciągnął zwój papieru.
– Oto też i mapa, która pozwoli ci dotrzeć na Wyspę Cieni – oznajmił Thalorian, przekazując ją Liamowi. – Powodzenia Liamie, chwała ci – dodał jeszcze na pożegnanie. – Bywaj zdrów, Zakon Smoków liczy na ciebie. Pozdrów naszych braci zakonnych, kiedy dotrzesz na miejsce – krzyknął Thalorian, znikając w gęstwinie puszczy.
Noc w jaskini była cicha, a jedynym dźwiękiem był delikatny szelest wiatru na zewnątrz. Liam, zmęczony przez myśli i emocje krążące w jego głowie, zasnął, otulony ciepłem smoczych tajemnic. Przytulony do swojego ekwipunku, marzył o przygodach, które miały nadejść.
O świcie, kiedy pierwsze promienie słońca zaczęły przebijać się przez szczeliny jaskini, coś się zmieniło. Delikatne trzaskanie i skrzypienie rozległo się w powietrzu, a Liam obudził się nagle, serce mu w piersiach mocniej zabiło.
Podszedł ostrożnie do jaja, które teraz zaczęło drżeć i pękać, a z wnętrza dobiegały dźwięki, jakby coś w środku się poruszało. Oczy Liama rozszerzyły się ze zdumienia, a dłonie zadrżały z emocji.
Pęknięcie w jaju stawało się coraz większe, a z wnętrza wydobywały się jakby warknięcia. Nagle, z trzaskiem, fragment skorupy odpadł, odsłaniając ślepia malutkiego stworzenia, które błyszczały w świetle wschodzącego słońca.
Liam spojrzał w te oczy, pełne ciekawości i inteligencji, i poczuł natychmiastowe połączenie. To było coś więcej niż zwierzę; to była istota, która znała go głęboko i rozumiała.
Z trudem złapał oddech, gdy reszta skorupy odpadła, a mały smok, pokryty błyszczącymi łuskami i wyposażony w delikatne skrzydła, wyszedł na zewnątrz. Obejrzał się wokół, z ciekawością obserwując nowy świat, a potem spojrzał na Liama i wydał z siebie miękki dźwięk, który brzmiał jak śmiech.
– Ardagon – wymamrotał do siebie Liam, uśmiechając się szeroko. Tak, będziesz miał na imię Ardagon – powtórzył z entuzjazmem.
Smok odpowiedział, podnosząc swoją małą głowę i łypiąc na niego oczami, które wydawały się świecić wewnętrznym światłem.
W tym momencie Liam wiedział, że znalazł nie tylko towarzysza, ale i przyjaciela. Wiedział, że są połączeni w sposób, którego nie mógł w pełni zrozumieć, ale który czuł w każdej komórce swojego ciała, że obaj tworzą jedność.
Stał tam, patrząc na swojego nowego smoczego towarzysza, czując, że ich przygoda właśnie się zaczęła, a ich przeznaczenie czekało na nich, aby je odkryć.
Liam zamknął oczy, przytulając się do małego smoka i skupiając się na ciepłej energii, która pulsowała w jego sercu. Słowa Thaloriana i Molindera echem odbijały się w jego umyśle, prowadząc go ku głębokiej medytacji. Poczuł, jak jego myśli tworzą most, połączenie z Ardagonem. Smok był równie podekscytowany i zafascynowany pierwszym spotkaniem ze swoim nowym przyjacielem.
W myślach Liam zwrócił się do Ardagona, starając się przekazać swoje pragnienia i uczucia:
– Ardagonie, jestem twoim towarzyszem i przyjacielem. Potrzebuję twojej pomocy, aby przygotować się do wyprawy i znaleźć drogę do Wyspy Cieni. Czy mi pomożesz? – zwrócił się chłopiec do smoczego przyjaciela.
Odpowiedź przyszła niemal natychmiast w postaci ciepłej fali zrozumienia i akceptacji. Ardagon nie używał słów, ale Liam poczuł, jak mały smok wyraża swoje wsparcie i gotowość do działania.
Otworzyli oczy, spoglądając na siebie z nowym zrozumieniem. To nie była zwykła rozmowa, to był dialog dusz, wymiana myśli i uczuć tak głęboka, że nie wymagała słów.
Ardagon rozwinął swoje skrzydła, a jego ciało zaczęło wydzielać subtelny, niebieskawy blask. Zaczął biec wokół jaskini, podnosząc różne przedmioty, które Liam przygotował na wyprawę, i organizując je według jakiegoś własnego, smoczego porządku.
Liam obserwował to z zachwytem, dostrzegając nie tylko inteligencję, ale i zręczność swojego nowego towarzysza. Razem spakowali wszystko, co potrzebne, a potem wyruszyli na szlak, który prowadził na północ, w kierunku Wyspy Cieni.
Ardagon oraz Liam skoro świt wyruszyli przez góry w stronę Wyspy Cieni. Wiatr smagał okrutnie, słońce paliło ich ciała jednak pełni determinacji szli naprzód.
Podążali razem ramię w ramię obok siebie. Liam kroczył pewnie z mieczem i zbroją przekazaną mu przez Thaloriana, Ardagon natomiast leciał po jego prawej stronie. Jego małe skrzydła błyszczały w świetle dnia. Mieli przed sobą trudną i niebezpieczną podróż, ale wiedzieli, że razem mogą pokonać każdą przeszkodę.
W sercach obu tliła się iskra nadziei i determinacji. Wyprawa właśnie się zaczęła, a ich przeznaczenie czekało na nich gdzieś na Wyspie Cieni, skrywając tajemnice, które tylko oni mogli odkryć.
Po zachodzie słońca zeszli z trzeciego szczytu gór Kaburi do wąwozu, w którym postanowili rozbić obóz i odpocząć.
Zmęczeni, ale pełni zadowolenia z przebytego dystansu, spuścili się do wąwozu, który oferował im schronienie przed wiatrem i chłodem nadciągającej nocy. Wąwóz był wąski, lecz jego ściany były pełne małych jaskiń i zakamarków, co dawało poczucie bezpieczeństwa.
Ardagon, wykorzystując swoją smoczą zdolność do zionięcia ogniem, rozpalił ognisko w wybranym przez siebie miejscu. Ogień zatańczył, rzucając ciepłe światło na twarze przyjaciół i rzucając cienie na skaliste ściany wąwozu.
Liam zaczął przygotowywać posłania, rozkładając koce i maty na miękkim, suchym piasku. Chociaż był zmęczony, poczucie odpowiedzialności za to, że jest strażnikiem Zakonu Smoków, dawało mu siłę i energię.
Ardagon, zadowolony z rozpalonego ogniska, usiadł obok Liama. Jego niebieskawe oczy błyszczały ciekawością i inteligencją. Spoglądał na młodego księcia z zainteresowaniem, jakby pragnął zrozumieć, co się kryje w głębi jego duszy.
Rozpoczęli kolację, która składała się z prowiantu spakowanego na wyprawę oraz z kilku dzikich owoców, które znaleźli po drodze. Ardagon smakował je z ciekawością, a Liam obserwował go z uśmiechem, czując, że ich więź się pogłębia.
Podczas posiłku rozmawiali bez słów, wymieniając myśli i uczucia, zgłębiając swoje wzajemne zrozumienie i zaufanie. Byli sobie bliscy, nie tylko jako strażnik i smok, ale jako prawdziwi przyjaciele, zjednoczeni wspólnym celem.
Liam zaczął zadawać Ardagonowi pytania poprzez telepatyczne otwarcie serca i umysłu:
– Czy znałeś Thaloriana i jego smoka, zanim mnie spotkałeś? – zagadnął chłopiec.
– Tak, znałem Thaloriana i jego smoka, Sylferiona. Ich relacja była pełna wzajemnego szacunku i zrozumienia. Działali jak jedność, zarówno w walce, jak i w codziennym życiu. Ich więź była inspiracją dla innych – zaczął wspominać Ardagon.
– Jak wygląda tak naprawdę życie smoków? – zapytał Liam, który dotąd znał historie o nich jedynie z książek i opowiadań.
– Nie znam prawdziwego życia smoków, gdyż niedawno wyklułem się z jaja. Ale smoki przekazują w genach poprzez pamięć ducha mądrość i dziedzictwo przodków, dlatego wiem o wszystkich zwyczajach smoków. Smoki mają swoje społeczeństwo i pewien rodzaj hierarchii, choć różni się ona od ludzkiej. Opieramy się na mądrości, sile i odwadze, a nie na dominacji. Współdziałamy ze sobą i z naszymi strażnikami w harmonii i równowadze – opowiadał Ardagon.
– Musimy udać się na Wyspę Cieni – zagadnął podczas rozmowy Liam.
– Brzmi mrocznie i zagadkowo – odpowiedział smok.
– Czy jest coś, co powinienem o tobie wiedzieć? – zapytał podchwytliwie chłopiec.
– Jestem twoim smokiem, ale także dozgonnym przyjacielem i towarzyszem. Thalorian, który ocalił jajo ze mną w środku, wyznaczył mnie, abym był twoim opiekunem i przekazał ci smocze jajo. Moi rodzice natomiast zginęli w walce z Varkarem. To, co najbardziej cenię, to szczerość i odwaga. Bądź zawsze wierny sobie i swoim przekonaniom, a będę ci służył najlepiej, jak potrafię. Nasza więź będzie się pogłębiać, im bardziej będziemy się nawzajem rozumieć i szanować – mówił z głębi serca smok.
Obaj zasypiali z poczuciem, że są na właściwej drodze, dążąc ku przeznaczeniu, które kryło się gdzieś na tajemniczej Wyspie Cieni.
Po tej pasjonującej rozmowie obaj zasnęli.
Wiatr nucił kołysankę, a ognisko mieniło się iskrami, gdy Liam i Ardagon zanurzyli się w głęboki sen, świadomi, że ich przygoda właśnie się rozpoczęła, a przed nimi wiele jeszcze nieodkrytych tajemnic i wyzwań.
Nagle tuż przed wschodem słońca obudził ich dziwny dźwięk wydobywający się z pobliskich zarośli.
Zobaczyli w gąszczu otaczającym ich obozowisko wielkie, szaro-czarne oczy, przepełnione agresją i nienawiścią. Po chwili zaczęła wyłaniać się cała sylwetka postaci.
– Co to za stworzenie, Ardagonie? Te oczy, te skrzydła… Jestem pewny, że nigdy wcześniej nie widziałem niczego takiego – wypowiedział w myślach zlękniony chłopiec.
– To jest Lupohum, Liamie. Jest to niezwykłe i rzadkie stworzenie, połączenie człowieka i wilka ze skrzydłami orła. Zamieszkują one te tereny wraz ze swoją watahą. Są to dzikie i tajemnicze istoty, ale także dumne i szlachetne. Ich agresja i nienawiść wynikają często z błędnego postrzegania przez ludzi – odpowiedział myślami Argodon.
– Czy są dla nas niebezpieczne? Co powinniśmy zrobić? – pomyślał całkowicie zdezorientowany Liam.
– Mogą być niebezpieczne, jeśli poczują się zagrożone lub jeśli zobaczą w nas wroga. Musimy zachować spokój i pokazać im, że nie mamy złych zamiarów. Nie zapominaj, że możesz się ze mną komunikować telepatycznie, więc możemy zachować cichą konwersację – odparł smok, starając się zachować spokój.
– Czy są to stworzenia, które zrozumieją naszą misję? Czy mogą nam pomóc, czy tylko utrudnią drogę? – ciągnął dalej w telepatycznej rozmowie Liam, a postać zza krzaków zaczęła się powoli wynurzać.
– Lupohumy są tajemnicze i trudno je zrozumieć. Ich motywacje i cele są często zagadką. Jednakże, jeśli pokażemy im szacunek i zrozumienie, mogą okazać się neutralne lub nawet pomocne. Nie zapominaj o mądrości Molindera i Thaloriana; zawsze traktuj inne istoty z godnością i empatią – odpowiedział w sercu Ardagon.
W tej chwili Lupohum zaczął się zbliżać, a jego oczy błyszczały intrygującym światłem.
Liam i Ardagon spojrzeli na siebie, wiedząc, że teraz będzie to próba ich odwagi, mądrości i umiejętności komunikacji, które tak pilnie ćwiczyli.
Liam sięgał już po miecz, żeby odgonić złowieszczo wyglądające stworzenie, gdy nagle Ardagon zerwał rękaw na jego prawej ręce.
– Co robisz, Ardagonie?! – wrzasnął zdezorientowany chłopiec.
– Zaufaj mi, Liamie – odpowiedział Ardagon.
Oczom atakującego ich Lupohuma ukazał się znamienny symbol, będący dziełem Thaloriana, a był nim znak członków Zakonu Smoków.
Lupohum natychmiast wstrzymał się z atakiem i głośno zaryczał donośnym głosem:
– Co tutaj robicie, czego chcecie? – wrzasnął rozzłoszczony.
Liam podszedł do niego drżącymi nogami oraz rękami i powiedział niepewnie:
– Przepraszam za naruszenie waszej ziemi, wielki Lupohumie. Jestem Liam, strażnik Smoczego Zakonu, a to jest Ardagon, mój smoczy towarzysz. Jestem tutaj w szlachetnej misji, aby odnaleźć smoczy artefakt na Wyspie Cieni. Nie mamy zamiaru wyrządzić nikomu krzywdy.
– Strażnik Smoczego Zakonu, mówisz? Dlaczego miałbym wam ufać? Wiele istot przemierzało te tereny, obiecując nie wyrządzić krzywdy, a potem łamało obietnice – wyryczał donośnym głosem Lupohum.
– Rozumiem twój strach i nieufność, Lupohumie. Moje serce jest jednak czyste, a misja szlachetna. Wszystko, czego się uczę, opiera się na zasadach honoru, miłości i prawdy. Mogę ci obiecać, że nie zniszczę twojej ziemi ani nie zaszkodzę twojemu ludowi. Czy jest coś, co mogę zrobić, aby udowodnić swoją szczerość? – ciągnął dalej niepewnie chłopiec.
– Twoje słowa mają w sobie coś niezwykłego, młody strażniku. Czuję w tobie prawdziwość, jakiej dawno nie widziałem. Ale jak mogę być pewny twoich intencji? – odrzekł z nutą niedowierzania Lupohum.
– Znam wartość obietnic i uczciwości. Jeśli tylko pozwolisz, mogę się z tobą podzielić wiedzą i tajemnicami, które posiadam. Może to pomoże ci zrozumieć, że moje serce i zamiary są prawdziwe – odpowiedział z dostojnością i powagą Liam. – Spójrz na moje przedramię. Mam znak członka smoczych tajemnic i Zakonu Smoków – dodał łagodnie chłopiec.
– No dobrze, przyjmijmy, że ci ufam, ale jeden fałszywy ruch i zmiotę was z powierzchni ziemi – powiedział Lupohum, chcąc wzbudzić respekt pośród intruzów.
Po chwili w oczach Lupohuma pojawiło się ciekawe światło. Wydawało się, że rozważał słowa Liama i był gotów dać im szansę. To spotkanie mogło okazać się kluczowe dla misji Liama i Ardagona, a także dla relacji między ludźmi a tajemniczymi stworzeniami, jakimi byli Lupohumowie.
– Jak ci na imię, Lupohumie? – zapytał z lękiem i ciekawością Liam.
– Grossenlord. Jestem Grossenlord – rzekł wyraźnie zdumiony odwagą chłopca Lupohum. – Jestem dowódcą watahy Lupohumów w wąwozie Fidelherum – ciągnął dalej Grossenlord. – Widzę twoje dobre serce, Liamie, i czysty umysł. Niebywały i odważny z ciebie okaz. My, Lupohumy, mamy dar prześwietlania serc i umysłów ludzkich. Jako członek Zakonu Smoków wiem, że jesteś człowiekiem prawym i uczciwym. Patrząc w twoje oczy, spostrzegłem głębię twojego serca oraz twoje myśli. Sprawdzałem cię, czy mówisz prawdę. Przepraszam, że was przestraszyłem, ale pełno w tej okolicy dziwnych typów i rzezimieszków. Zanim ruszycie w dalszą podróż, chodźcie ze mną do naszego obozowiska, tam przygotujemy wam strawę i uzupełnimy wasz ekwipunek – kontynuował Lupohum.
– Dobrze, dziękujemy za twoją pomoc – odrzekł Liam.
Liam, Ardagon i Grossenlord ruszyli w kierunku obozowiska Lupohumów oddalonego o pół godziny drogi od miejsca, gdzie Liam i Ardagon spędzili noc.
Po przejściu przez ciemną puszczę pełną obrzydliwych, gigantycznych, jadowitych pająków oraz węży ich oczom ukazała się niewielka polana otoczona z trzech stron skałami porośniętymi drzewami i dziką roślinnością, a od północy terenami bagiennymi.
– Witajcie w naszym świecie – rzekł z delikatnym uśmiechem rosły Lupohum.
Wszyscy trzej weszli żwawym krokiem do wioski. Inne Lupohumy zamieszkujące to miejsce przyglądały im się z niedowierzaniem i niezrozumiałą agresją. Stworzenia te bowiem nigdy nie ufały zanadto obcym.
– Trzymajcie się mnie, zaprowadzę was do mojego ojca Grossoldera, który jest naszym wodzem. On da wam wskazówki na dalszą drogę, strawę i ekwipunek – rzekł Grossenlord.
Wioska Lupohumów była zjawiskiem niepodobnym do żadnego innego, jakie Liam kiedykolwiek widział. Położona w głębokim zakątku zalesionej doliny, otoczona wapiennymi skałami i zasłonięta gęstym mchem, była prawdziwym cudem natury i architektury.
Budowle w wiosce były unikalne, stanowiąc połączenie ludzkiego kunsztu i dzikiej natury. Domy były częściowo wykute w skalistych zboczach, a częściowo zbudowane z gęsto splecionych gałęzi i liści, tworząc organiczne struktury, które doskonale wpisywały się w krajobraz. Dachy pokryte były trawą i mchem, tworząc w ten sposób żywe dachy, które sięgały aż do koron drzew.
Ścieżki między domami wyłożone były płaskimi kamieniami, a na ich bokach rozkwitały dzikie kwiaty i zioła. W centrum wioski znajdowało się otwarte miejsce zgromadzeń z dużym ogniskiem w środku, wokół którego Lupohumowie gromadzili się na narady i święta.
Wzdłuż strumienia, który przepływał przez wioskę, rosły ogrody, w których Lupohumowie uprawiali swoje zioła i warzywa. Wykorzystywali swoje smukłe, silne ręce do uprawy ziemi, a skrzydła orła pozwalały im z łatwością przemieszczać się między różnymi częściami wioski.
Jednak to, co sprawiało, że wioska była naprawdę wyjątkowa, to harmonia, która panowała między jej mieszkańcami. Wszyscy Lupohumowie żyli w zgodzie, dzieląc się zadaniami i odpowiedzialnościami, dbając o siebie nawzajem i o swoją ziemię. Ich społeczeństwo było wolne od hierarchii i podziałów, a każdy miał równy udział w decydowaniu o losach wspólnoty.
Liam i Ardagon, obserwując życie w wiosce, poczuli głęboki szacunek i podziw dla tego niezwykłego miejsca, gdzie natura i kultura współistniały w doskonałej harmonii, a ludzie i stworzenia żyli razem, szanując się i czerpiąc z tego, co każdy miał do zaoferowania.
Na końcu wioski ujrzeli największy z domów, który swoim bogactwem i wielkością wyróżniał się na tle pozostałych widzianych przez Liama i Ardagona w wiosce.
Dom wodza Lupohumów, Grossoldera, był strażnikiem nad całą wioską i zarazem jej sercem. Stał na niewielkim wzgórzu, dominując nad pozostałymi budynkami, a jednak jego obecność nie była przytłaczająca. W porównaniu z pozostałymi domami w wiosce był ogromny, ale ten rozmiar nie miał na celu zastraszenia, lecz raczej służył jako symbol służby i odpowiedzialności wodza dla swojego ludu.
Struktura była wyjątkowa, łączyła w sobie dzikość natury z ludzkim dostojeństwem. Skaliste ściany były misternie rzeźbione, przedstawiając sceny z historii Lupohumów, a dach pokryty był złocistym mchem, który mienił się w słońcu. Drzwi, wykonane z ciemnego, starożytnego drewna, były ozdobione wyjątkowymi rzeźbami, a ich uchwyty miały kształt głów wilków.
Wewnątrz domu Grossoldera panowała atmosfera surowej elegancji. Posadzki były wyłożone płaskimi, polerowanymi kamieniami, a ściany zdobiły tapiserie z naturalnych materiałów, przedstawiające smoki, wilki i orły. Meble były proste, ale solidne, wykonane z drewna drzew rosnących w okolicznych lasach.
W centrum budynku znajdowała się wielka sala zgromadzeń, gdzie Grossolder przyjmował swoich gości i prowadził narady. Sala ta była oświetlona blaskiem naturalnego światła, wpadającego przez wysokie okna, a w jej środku stał duży, kamienny stół, wokół którego zgromadzili się starsi i doradcy wodza.
Jednak to, co najbardziej wyróżniało dom Grossoldera, to była jego prostota i skromność. Mimo swojego bogactwa i dostojeństwa nie było w nim niczego zbytecznego czy wygórowanego. Każdy element, każda rzeźba i każdy przedmiot miały swoje miejsce i znaczenie.
W ten sposób dom Grossoldera odzwierciedlał ducha całego ludu Lupohumów: był zarazem potężny i pokorny, dziki i dostojny, pełen życia i mądrości. Był miejscem, gdzie natura spotykała się z kulturą, a siła łączyła się z łagodnością, tworząc niepowtarzalny kontrast i harmonię, która była esencją całej wioski.
Gdy doszli do największej sali gościnnej, Grossenlord zaczął wołać swojego ojca Grossoldera. Zza ściany odpowiedział mu gruby i donośny głos sędziwego i doświadczonego życiem Lupohuma.
– Czego chcesz, mój synu? – zapytał lekko poirytowany Grossolder.
– Ojcze, przyprowadzam ci naszych gości, których spotkałem w puszczy. To Liam i jego smok Ardagon – powiedział dźwięcznym głosem Grossenlord.
– Dzień dobry, wodzu Lupohumów – rzekł nieśmiało Liam. – Słyszeliśmy wiele dobrego o tobie od twojego syna – ciągnął jeszcze bardziej speszony całą sytuacją.
– Po co ich tutaj ściągnąłeś, głupcze? Czy nie wiesz, jakie niebezpieczeństwo przed wiekami ściągnęli na nas ludzie?!!! – wrzeszczał rozzłoszczony Grossolder. – Precz z nimi, do lochów. Straże!!! – krzyknął głośno wódz, a straż przyboczna zaraz przybiegła i pojmała Liama i jego smoczego przyjaciela.
– Ojcze, zostaw ich, proszę, to członkowie Zakonu Smoków – krzyczał błagalnym głosem Grossenlord.
– „Członkowie Zakonu Smoków”? O czym ty bredzisz, synu? – odparł wyraźnie zaskoczony wódz Lupohumów.
– Spójrz na jego przedramię, to pradawny znak członków Zakonu, ojcze… – powiedział ściszonym głosem Grossenlord.
– Synu, to… to… Ty jesteś członkiem Zakonu Smoków… – powiedział złamanym głosem Grossolder, wyraźnie poruszony całą sytuacją.
– Tak, ja nim jestem, wodzu – rzekł z dumą i błyskiem w oku Liam.
– Chodź, musisz zatem coś zobaczyć… – oznajmił z natchnieniem Grossolder i kazał odejść straży przybocznej.
Udali się wszyscy do świętej groty Lupohumów zwanej Luposacrum. Na ścianach groty wymalowana była cała historia Lupohumów od dnia, gdy zostali wygnani z królestwa ludzi, które wówczas nie było jeszcze we władaniu rodu przodków księcia Liama.
– To, na co patrzysz, mój synu, to historia gatunku Lupohumów, naszych przodków. Od początku istnienia naszej nacji, kiedy królestwem, z którego pochodzisz, rządził jeszcze zły ród Kacheldorfów, którzy to tak nienawidzili ludzi mieszkających na skraju puszczy, że niszczyli i plądrowali ich dobytki. W związku z tym pradawny przywódca Lupohumów kazał naszym przodkom uciekać do puszczy i zbratać się z wilkami, aby nigdy więcej nie atakowały nas złowrogie hordy mrocznych rycerzy rodu Kacheldorfów – mówił Grossolder i dodał: – Tak nasz lud zbratał się z wilkami. Nasze geny połączyły się ze sobą, tworząc rasę Lupohumów, którzy żyją w tej puszczy do dziś – mówił dalej.
Po chwili przeszli kilka kroków, a ich oczom ukazał się wielki mityczny posąg Lupohuma.
– Oto, mój synu, wielki prorok i protoplasta naszego rodu, Lupohum Wielki I. On to zapowiedział, że pewnego dnia w brzasku poranka przyjdzie do nas młodzieniec, który da powtórne wyzwolenie rodowi Lupohumów, tak aby na powrót mogli żyć w zgodzie z ludźmi z królestwa – opowiadał pełen podziwu dla przodka Grossolder.
Liam zaś słuchał z uwagą słów wodza Lupohumów, czując, że to właśnie on może został wybrany do tego, aby wyzwolić lud od wygnania i ucisku.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji