- W empik go
Książę niezłomny - ebook
Książę niezłomny - ebook
„Książę niezłomny” to swobodny przekład dramatu Pedro Calderóna dokonany przez Juliusza Słowackiego, jednak na tyle wzbogacony i rozbudowany, że stanowiący niemal autonomiczne dzieło. Opowiada o dziejach portugalskiego infanta wziętego do mauretańskiej niewoli za to, że nie chciał poddać muzułmanom miasta. Jego niezłomność urosła do rangi ewangelicznego symbolu.
Kategoria: | Powieść |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8115-047-7 |
Rozmiar pliku: | 2,3 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Ogród nad morzem w Maurytanii. – NIEWOLNICY pracują – Wchodzi ZARA, służebna królewnej Fezu.
ZARA
Zaśpiewajcie, niewolnicy.
Moja pani śród łazienki
W perłowej igra miednicy
Jak łabędzie bałamutne,
I prosi was o piosenki,
Ale tęskne, ale smutne.
PIERWSZY NIEWOLNIK
Czyliż naszych brzęk kajdanów,
Czyliż pieśni niewolników
Rozweselić mogą panów?
ZARA
Ona lubi śpiew słowików,
Kiedy się po laurach gubi.
I piosenki wasze lubi.
Zaśpiewajcie, Feniks słucha.
NIEWOLNIK
Nasza pierś boleścią głucha.
Ach! Najgorsze przeznaczenie!
I najgorsze to cierpienie
Śpiewać, kiedy serce boli!
Śpiewać temu, co w niewoli.
Trzeba na to być ptaszkami
Bez rozumu.
ZARA
Czyż wy sami
Nie śpiewacie bez rozkazu?
NIEWOLNIK
Każda boleść chce wyrazu,
Kiedy w sercu jej za ciasno.
I my tłumim boleść własną.
Gdy nas z kajdan pieśń unosi.
ZARA
Zaśpiewajcie, Feniks prosi.
NIEWOLNICY
śpiewając.
Czas jest panem tego świata,
Czas jest panem i mąk duszy;
Czegóż srogi czas nie skruszy,
Nad grobami gdy przelata!
ZARA
Dosyć pieśni, Feniksana,
Już umyta i ubrana.
Sama schodzi do ogrodu
Użyć porannego chłodu.
Niech się każdy kwiatek lęka,
Że pięknością go zagasi,
Bo wychodzi jak jutrzenka.
Wchodzi FENIKSANA, córka króla Fezu i niewolnice jej ESTRELLA, ROZA i SELINA.
ESTRELLA
do Feniksany.
Wstałaś, piękna?
ZARA
Wdzięk twój krasi
Cały ogród, oko pali.
Niech się jutrzenka nie chwali,
Że ten ogród nie ciemnieje,
Bo nie ona światło leje;
Bo ogród ten pośród gmachów
Nie od drzew nabrał zapachów,
Nie od róż nabrał rubinów,
Białości nie od jaśminów,
Lecz od ciebie.
FENIKSANA
do Estrelli.
Daj zwierciadło.
ESTRELLA
Nie dziw, piękna, żeś ciekawa
Tej płci, na którą nie padło
Żadnej plamki.
FENIKSANA
Głosi sława,
Że ja piękna, że ja mila.
Gdyby to i prawda była,
Cóż mi po tym? Kiedy źle mi!
Niewesoło na tej ziemi!
SELINA
Cóż ci jest?
FENIKSANA
Co jest, Selino?
Ach! Gdybym ja to sama zgadła!
Gdyby mi to od zwierciadła
Powiedziano!... Ach! Dziewczyno,
Wnet bym sama boleść własną
Nakarmiła do przesytu
I widziała w sercu jasno.
Ale teraz, w mgle przedświtu,
Czuję tylko, że mnie kruszy
Jakiś smutek i tęsknota;
I że to jest męka duszy,
Męka duszy i zgryzota,
Gdy w uczuciach się tych miota,
Których czuciem czuć nie może.
ZARA
Jeśli cię, pani, nie bawią
Te ogrody w barw ubiorze,
Gdzie wiośnie posągi stawią
Róże, w poplątanych czołach,
Na jaśminowych kościołach;
Obróć twe oczy na morze,
Kędy dla twojej tęsknoty
Płynie wóz ze słońca złoty.
ROZA
Gdy taki zachód zobaczy
Na morza ognistym łonie,
Ten cały ogród w rozpaczy
I melancholiach utonie,
I zawoła, idąc w cień:
Ach! Jak krótki był ten dzień!
FENIKSANA
Ani się tym rozweselę,
Ani tym żądań ukorzę,
Że moje smutki podzielę
Pomiędzy ziemię i morze,
Że pójdę z myślami w tan
I sprzęgnę te oba światy,
Z pianami równając kwiaty,
Kwiaty równając do pian.
Bo ogród, kiedy zazdrosny
Spojrzy na fale szalone,
Chciałby tak płynąć jak one:
I zaraz zefir miłosny
Dwa razy miłośniej dysze;
I szaleniej rozkochany,
Z gałęzi, które kołysze,
Czyni kwiatów oceany.
A morze, gdy się zasmuci,
Spojrzawszy na te ogrody,
Wnet ucisza szklane wody;
Z fal wysokich pianę zrzuci
I drugim prawom poddane,
Równe zdobywa uroki,
Z szmaragdów mając zatoki,
Z błękitów piersi ulane.
I tak, tu kwiatowy łan
I ogród pełen szkarłatów
Wydaje się morzem kwiatów
Tam morze – ogrodem pian.
Ach! Cóż to za smutek głęboki,
Ten smutek, co w sercu ma łoże?
Że nie dba na kwiatów uroki,
Na niebo, na ziemię i morze.
ZARA
Wielki smutek twój! Ach! I głęboki!
Wchodzi KRÓL FEZU, ojciec Feniksany, z miniaturą w ręku.
KRÓL
Jeśli, moja Feniksano,
Na piękność i smutek chora,
Chcesz być zdrowszą dziś niż wczora,
I zdrowszą niż byłaś rano:
Oto jest portret Infanta
Maurytanów, Tarudanta,
Który cię uleczy pewnie
Na długo... Cóż to, tak blada?...
Infant u nóg twoich składa
Koronę, jako królewnie,
A ten portret, choć nie gada
Za niego, u nas zagości.
Każda niema ambasada
Ambasadą jest miłości.
Za Infantem najgoręcej
Wstawiam się... bowiem mieć będę
Zięcia i dziesięć tysięcy
Przyprowadzonych łuczników,
Z którymi Ceutę zdobędę.
Płoń się, córko... tych płomyków
Miłosnych tobie pozwolę...
Owszem... serce puść na wolę,
Niech kocha przyszłego Pana.
FENIKSANA
O Boże!
KRÓL
Cóż tak zmieszana?
FENXANA
na stronie.
Wyrokiem śmierci!
KRÓL
Cóż, przecie?
Trwogi te łatwo ukoim.
FENIKSANA
Jestem twe posłuszne dziecię,
Ty ojcem... ty królem moim.
Na stronie.
Cóż mu powiem?... ach, kochanku,
Muleju, straciłeś żonę!
O! Nieszczęśliwy poranku!
O! Chwile nie w czas stracone!
Głośno.
Ojcze! Pokora mnie łamie
Aż tu. Klęka. Aż do twych obuwi.
Na stronie.
Dusza, co to myśli... kłamie!
Kłamie głos, który to mówi!
KRÓL
Weź portret.
FENIKSANA
biorąc miniaturę.
Ojciec przymusza?
Na stronie.
Ręce go biorą, nie dusza.
Wchodzi SELIM, dozorca niewolników.
SELIM
Mulej, twój wódz, królu panie,
Prosi cię o posłuchanie.
Z Fezańskiego morza wraca.
KRÓL
Niech wejdzie.
Wchodzi MULEJ, wódz galer fezańskich.
MULEJ
Gdzie zorza ozłaca
Tak wysokie pańskie progi,
Gdzie człowieka czeka z drogi
Taka zorza, córka słońca,
Któż czoła nie rozpogodzi?
Nie uczyni z siebie gońca,
Za którym pomyślność nie chodzi?
Pozwól mi twej ręki, pani.
Niechaj dar taki otrzymam,
Jak najwierniejsi poddani,
Pełni serca i przymiotów:
Bo dla usług twych miecza się imam
I dla usług twych zginąć jam gotów.
FENIKSANA
na stronie.
Cóż mu powiem? O chwilo boleści!
Cóż mu powiem? Ach, umrę z rozpaczy!
Głośno.
O Muleju, czy dobre są wieści?
MULEJ
Czy są dobre, sam król to zobaczy
I osądzi... podług mnie, będą dobre.
KRÓL
Cóż tam przecie?
MULEJ
Lecz serce miej chrobre
I na wszystko, o panie, odważne,
Bo czas ważny i wieści są ważne.
KRÓL
Gadaj wszystko, co wiesz, gadaj śmiało.
Kto ma duszę na wszystko wytrwałą,
Złe i dobre... z równą twarzą powita.
Siadaj, córko...
MULEJ
Czyż mu wszystko obwieszczę?...
KRÓL
Niech twarz złego nie będzie mi skryta.
MULEJ
Trudno mówić... milczeć trudniej mi jeszcze.
Jakoś mi, panie, polecił,
Wziąwszy tylko dwie galery,
Wypłynąłem z tego portu
Zwiedzić brzegi barbaryjskie.
A jakoś chciał, bym podstąpił,
Aż pod to miasto przesławne,
Przed wiekami zbudowane
U Herkulesowych słupów,
Ceutą u ludzi nazwane.
Które słowo u Hebreów
I u Arabów znaczyło:
Piękność... Jakoż miasto owo
I dzisiaj w piękność rozkwita;
A na hańbę naszej wierze
I na wstyd Mahometanom,
Na murach dziś portugalskie
Sztandary nosi i krzyże,
I przeciwko flotom naszym
Obrócone trzyma spiże
I wieczny opór stanowi
I wieczną skałę zakłada
Twych zwycięstw wielkiemu Nilowi;
A z Hiszpanią aż przez morze gada...
Pod to miasto podpłynąłem,
Abym obaczył rynsztunek
I wierny ci zdał rachunek:
Ile wież z krzyżowym czołem
Grozi ci marnymi trwogi,
Ile w nim stoi załogi....
Abym wypatrzył, jakimi
Siłami weźmiesz je, panie,
Czy od morza, czy od ziemi,
Czy przez głód, czy szturmowanie...
I wiem, że niebo ci chowa
To zwycięstwo i tę chwałę;
Abyś to miasto wspaniałe
Przywrócił do swej korony...
Ale dzisiaj trwoga nowa,
Inna troska, z innej strony,
Czeka cię, panie: i siły
Na Ceutę przygotowane
Będą Tangieru broniły...
A to wiem... bo fale szklane
Depcąc jednego poranku,
O tej godzinie, gdy zorza
Wyziera nad szafir morza,
A na chmur ognistych wianku
Słońce swe rozwiesza włosy
Po różach i po jaśminach,
Śnieg i ogień udając i kłosy,
Sypiące się na fale... w bursztynach
Owej zorzy, gościńcem odmętów
Szła girlanda szarawa okrętów,
Niby stado tak nikłe, że zrazu
Oczy moje powiedzieć nie śmiały,
Czy okręty to były, czy skały...
Bo jak na płótnach obrazu
Malarz, udawca natury,
Jedną kreską czyni góry,
Albo miasta, wielkie grody:
Tak i na błękitach wody,
Gdy cień się ze światłem pomięsza,
Niebiosa do wód się nachylą,
Myśl różne straszydła wskrzesza
I błąka i oczy się mylą...
Otóż zrazu myśl ciekawa
Obaczyła tylko tłum
I parę, i mgłę, i szum,
Tak blisko przy nawie nawa
I tak z daleka płynęły...
Potem... gdy niebios dotknęły,
Najwyższymi żaglów pióry,
Pomyśleliśmy, że chmury,
Chmury wielkie, czarne, chyże,
Co po niebie lotem gonią
I deszcze poczną w szafirze,
A tu kryształy uronią.
I tak długośmy mniemali;
Bo zdawała się tak wielka
Gromada ludzi... że z fali
Mórz nie zostanie kropelka,
Kiedy ją w hełmy rozbiorą...
Potem statki z piany runem,
Jak potwora za potworą,
Kiedy idą za Neptunem
I z pod skał ciągle wychodzą
Nowe i nowe straszydła...
Nagle!... gdy podniosły skrzydła,
Całe w słonecznych opalach
I otrząsły je na falach,
Myśleliśmy, że fale je rodzą...
Wtem bliżej... ujrzały wzroki
Wyraźniej, już nie obłoki,
Już nie skrzydła, nie trytony,
Ale jakieś Babilony,
Idące po złotej ziemi
Z chorągwiami ognistymi...
Wtenczas spostrzegły i żebra
Okrętów, tłukące je wały,
Pod nimi, jak góry ze srebra,
Pod nimi z kryształu – jak skały.
Wtenczas poznawszy, że flota
Tak wielka i tak przemożna,
Kazała rycerska cnota,
W niebezpieczeństwach ostrożna,
(Bo i to w rycerzu waży,
Gdy się dobrze ma na straży),
Kazała mi, mówię, panie,
Jako świadomszemu morza,
Skryć się w tajemne przystanie,
Między dwa skalne wydroża,
Gdziem bezpiecznie mógł stać z galerami.
Otóż ta flota przed nami
Przepłynęła... nie spostrzegła.
A ja chcąc wiedzieć, gdzie biegła?
Komu niosła miecz zagłady?
Wypłynąłem za nią w ślady
I tu... Bogu memu chwała...
Spotkałem jeden z Armady
Okręt,
Wiadomo, że cała
Flota, na morzu odkryta,
Była srogą burzą bita...
Otóż jedna smętna nawa,
Co większej doznała szkody,
Potrzaskana i dziurawa.
Chwiejąca się, pełna wody,
Nie mogąca jej wyzionąć.
Za każdym nowym bałwanem
Już, już... już zdająca się tonąć,
Stała na morzu... O! panie,
Choć ja jestem Maurytanem,
Sądzę, że politowanie
W takim nieszczęściu i stanie
Od Maurytan się należy...
Przybiegłem, jak sokół bieży,
I stanąłem jej przy boku...
A ci rozbici... ach! Jaka
Chęć życia w ludziach!... gdy nagle
Ujrzeli mnie jako ptaka,
Ze skrzydłami, ze skrą w oku,
Mimo bojaźń, sznury, żagle,
Przemieniali na drabiny
I szli w klatkę jak ptaszyny
I sami łańcuchy brali...
A drudzy im urągali,
Widząc schronionych bezpiecznie
I drabiny tnąc toporem,
Krzyczeli: że umrzeć z honorem
I wolnym – jest to żyć wiecznie...
I w morze rzucali ciała –
Portugalska próżna chwała!!!
Od jednego więc z tych wziętych
Wiem, że owe pawilony
Wypłynęły aż z Lizbony,
I po falach idą wzdętych
Tu na Tangier; klnąc się Bogiem
I rycerstwem, że Dej stary
Tu, nad wieżyc swoich rogiem,
Ujrzy te same sztandary,
Co są w Ceucie.... los batalii
To pokaże, że się mylą!...
Podług nich, król Portugalii,
Przed którym światy się chylą,
Którego zwycięska sława
Sztandary swoje zatyka,
Aż tam, gdzie ziemi nie stawa,
Gdzie rzymski orzeł lot traci,
Wysłał obu swoich braci,
Fernandesa i Henryka,
Aby tu ich wiek ciekawy
Ujrzał obu w słońcach sławy;
I za wielkie nasze klęski
Przyklasnął, jako wiek klaszcze.
Fernand to mistrz Awiceński,
Henryk to mistrz Chrystusowy;
Oba noszą białe płaszcze,
Rządzą wielkie dwa zakony:
Jeden krzyż ma purpurowy,
Drugi wielki krzyż zielony;
Oba wiodą różnej broni
Do czternastu aż tysięcy;
A niepłatnych jeszcze więcej,
Co idą jak na popisy:
A do tysiąca aż koni
Poprzebieranych w tygrysy,
Na jednorożce przekutych...
Taka fantazja jest u tych
Hiszpanów!!!
Te więc szeregi
Depcą może nasze brzegi,
Albo już u lądu stoją.
Spieszmy, o panie, z obroną.
Weź miecz i okryj się zbroją.
Weź tę chorągiew zieloną,
Podobną do gromów obłoka,
Chorągiew naszego Proroka.
Niech ze mną straż idzie przednia
I niech się sprawdzi nad nimi
Morabitów przepowiednia:
Że tu, w tych piaskach, w tej ziemi,
Co nas nosi na swym łonie,
Jest grób portugalskiej koronie.
I niech widzą nasze oczy,
Jak ta ćma czarnego sokoła
Przefarbuje nasze zioła
I morze krwią na czerwień przebroczy.
KRÓL
Muleju, dość! Nie mów dalej,
Bo mi żyły krwią wybryzną,
Bo dla serca, co się pali,
Każde słowo jest trucizną.
Pomyślę, aby te franty,
Ci dumni, zostali w Afryce.
Pomyślę, by tu ciemnice
I grób znaleźli infanty.
Muleju, weź nieco konnych,
Ruszaj zaraz na mórz brzegi
I broń, aby te szeregi
Brzegów naszych nieobronnych
Nie wzięły bez krwi. Krew ci powie,
Jak uczynić w tym razie należy;
I uczynisz, jak czynili ojcowie.
Ja tymczasem zgromadzę rycerzy
A pośpiechu i sił nie poskąpię,
I po tobie krok w krok tam nastąpię.
I pokażę, że dzień jeden zakończy
Krwawe nasze wiekowe turnieje;
Że mi Ceutę do korony przyłączy,
A tu Tangier krwią hiszpańską obleje.
Wychodzi.
MULEJ
O! Feniksano! Bliski czy daleki,
Tak skarg już moje nauczyłem wargi,
Że zawsze one gotowe do skargi,
I śmierć je chyba zagłuszy na wieki.
A choć nie umiesz zazdrości ocenić,
Choć mnie obwiniasz, że uchybiam tobie,
Na próżno chciałbym wyrazy odmienić,
Bo zazdrość o słów nie myśli ozdobie.
Cóż to za portret? O! Dziewczyno sroga!
Cóż to za portret ręka twoja pieści?
Któż to jest? Powiedz, kto to jest, na Boga!...
Ach, nie powiadaj! Dosyć już boleści...
Dość, że go twoja biała ręka trzyma,
Że nim jak różą zerwaną kołysze,
Ach, dosyć dla mnie, że widzę oczyma,
Niechaj przynajmniej z twoich ust nie słyszę.
FENIKSANA
Pozwoliłam ci, abyś mnie miłował,
Nie pozwoliłam, abyś mnie obrażał.
MULEJ
Jam już wyrazów prędkich pożałował,
Bom w żalu mówił i na styl nie zważał.
Ja wiem, że mówić potrzeba inaczej,
Ale któż myśli o słowach w rozpaczy?
Milczeć?... Ach, miłość potrafi ogłuchnąć,
Milczeć... Lecz zazdrość... ta musi wybuchnąć,
Musi wybuchnąć.
FENIKSANA
Chociaż mi się zdaje,
Żeś nie zasłużył, bym się tłumaczyła,
Ponieważ różnych mam wymówek siła,
A mam ich wiele... najlepszą ci daję.
MULEJ
Więc masz wymówkę?
FENIKSANA
Mam.
MULEJ
O! Bogu dzięki.
FENIKSANA
Ten portret z ojca mojego mam ręki.
A przysłał mi go...
MULEJ
Kto?
FENIKSANA
Fezki królewic.
MULEJ
W jakim zamiarze?
FENIKSANA
Bo mój ojciec stary,
Który się nie zna nic na sercu dziewic...
MULEJ
Co?
FENIKSANA
Pretenduje oraz ma zamiary
Te dwa królestwa Fezu i Tangieru...
MULEJ
Dość! Ta wymówka jest podobna zeru.
Taką wymówkę dajesz? O! Nie dzięki!
Nie dzięki tobie... Czy masz lepszą inną?
FENIKSANA
Ale ten portret ja mam z ojca ręki
I sądzę, żem jest zupełnie niewinną.
MULEJ
Winnaś! Bo trzeba było... trzeba było...
Choćby ci ojciec zagrażał mogiłą
Portret odrzucić.
FENIKSANA
Jakąż dać przyczynę?
MULEJ
Nie wiem... co skłamać.
FENIKSANA
Z kłamstwa ja nie słynę.
Cóż miałam czynić?
MULEJ
Co? Umrzeć w potrzebie,
Ja bym to łatwo uczynił dla ciebie.
FENIKSANA
Przymus był wielki.
MULEJ
Ach! Serca zmienienie!
FENIKSANA
Przymus i siła.
MULEJ
Któż się podda sile?
FENIKSANA
Cóż więc być mogło?
MULEJ
Moje oddalenie!
Ach, oddalenie podobne mogile,
Które mnie w grobie ciemnym położyło.
A teraz jeszcze drugi raz odjadę,
A ty mnie drugą nakryjesz mogiłą.
FENIKSANA
Otóż, Muleju, dam ci jednę radę:
Abyś tu zaczął skarżyć się w Tangierze
I aż do Fezu ciągnął to stękanie.
MULEJ
Zaprawdę boleść moję tak rozszerzę,
Że aż do Fezu za tobą dostanie.
FENIKSANA
A teraz bądź zdrów, jedź, bo już nie rano.
Przymus ci każe opuścić te mury.
MULEJ
I odsyłasz mnie? O! Feniksano?
I nie oddasz mi tej miniatury?
FENIKSANA
Ach, jak smutna to chwila... ach, smutna
Miniatura ta na mnie spoziera!
Wychodzi.
MULEJ
Więc ci z ręku ją wyrwę, okrutna,
To, co serce mi z piersi wydziera.
Wychodzi.