Książę pustyni - ebook
Książę pustyni - ebook
Po przybyciu na zaręczyny przyjaciółki Natasha z miejsca wdaje się w konflikt z mężczyzną, którego bierze za ochroniarza. Arogant okazuje się właścicielem rezydencji, znanym i szanowanym szejkiem Kazimem. Szejk chce poznać bliżej piękną Angielkę, bez trudu zdobywa jej adres i umawia się z nią na randkę. Gdy zostają sfotografowani przez papparazich, Kazim wie, że zamachowcy, którzy na niego czyhają, zainteresują się teraz jego nową znajomą. Dla jej własnego dobra postanawia ją... porwać!
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-238-7594-9 |
Rozmiar pliku: | 937 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Nowy Jork to raj dla cierpiących na bezsenność, pomyślała Natasha Lambert, wyglądając z okna hotelowego. To miasto nigdy nie śpi. Niech żyje Nowy Jork!
Dochodziła piąta rano, lecz mimo to chodniki były pełne ludzi, a po mokrych od deszczu ulicach ciągnęły się sznury samochodów.
Kim są ci ludzie? Idą do pracy? Wracają z nocnych klubów? Z hotelu wyszła właśnie jakaś para, a portier zaniósł do taksówki całą górę walizek.
Para… Pomimo działającego bez zarzutu centralnego ogrzewania, zadrżała. Przestań! – zganiła się w duchu.
Wróciła do założonego papierami biurka. Stało ono w niejakiej sprzeczności z jej wyglądem, bo w starym swetrze i ulubionych kapciach w kształcie kotów w niczym nie przypominała profesjonalnej bizneswoman.
Spojrzała na ekran laptopa, zastanawiając się, jakiego koloru powinno być tło slajdów, które przygotowywała na swoją prezentację. Niebieskie? Za zimne. Czerwone? Zbyt agresywne.
Tak jak ja, pomyślała. Jej ostatni chłopak po dokładnej analizie jej charakteru stwierdził, że jest istotą bez serca, a kiedy ochoczo przyznała mu rację, sarknął gniewnie:
– To nie miał być komplement.
– Może nie dla ciebie. Ja ciężko pracowałam na to, by stać się taką, jaką jestem.
W tym momencie wyszedł. Zadzwonił telefon.
– Tak?
– Cześć, Natasha.
– Cześć, Izzy – przywitała swoją najlepszą przyjaciółkę.
A może niebieski i czerwony? Taki mariaż może okazać się całkiem dobry. Może rzeczywiście jest bez serca, ale za to radzi sobie całkiem nieźle.
– Ojej, nie obudziłam cię? Która u was godzina?
– Kilka minut po piątej rano.
– O rany! Przepraszam. Ale nie spałaś?
– Lambert Research nigdy nie śpi.
– Zaraz, czasami jednak sypiasz. Co się stało?
– Mam rano spotkanie z szefem Head Honcho. Muszę przygotować prezentację.
– Jaki on jest? – dopytywała się Izzy.
– Kto?
– Ten cały Head Honcho.
– Daj spokój. David Frankel jest niskim, grubym pracoholikiem, który nie potrafi trzymać przy sobie rąk, jeśli pozwolisz mu podejść zbyt blisko.
– Brzmi okropnie.
– Bo tak jest. Dlatego został szefem. Mężczyźni, którzy mają władzę, są okropni. To należy do ich obowiązków.
– Co ty, przesadzasz.
– Ani trochę. Wciąż takich spotykam w mojej pracy. Nieustannie dokładają mi roboty, to jedna ich cecha, a druga, że z żadnym z nich nie umówiłabym się za żadne skarby. Poza tym są w porządku. – Roześmiała się. – A teraz powiedz mi, z czym dzwonisz.
– Chodzi o weekend… – Izzy sprawiała wrażenie zakłopotanej.
– Nie mogę się go już doczekać. Chętnie się wybiorę na babskie spotkanie. Mam za sobą ciężki tydzień.
Zmieniła tło na jasnozielone. Ekran rozjaśnił się jak jarzeniówka. Natasha przechyliła głowę. Energetyzujący czy może zbyt frywolny?
– Jest mała zmiana planów. A konkretnie miejsca.
– Co za problem? Więc gdzie się spotkamy?
– Cóż. To prywatny dom. Można powiedzieć, że go wypożyczyłam. Zapisz adres. – Podyktowała go. – Natasha, jest coś jeszcze.
Ton jej głosu zaniepokoił Natashę. Przerwała zabawę myszką.
– Dobrze, Izzy. Mów, o co chodzi. Masz jakiś problem? To jakaś ruina? Nie ma centralnego ogrzewania? Czy może muszę wynająć helikopter, aby się tam dostać?
– Gdyby tak było, na pewno byś to zrobiła.
– Jasne, że tak. Jesteś moją najlepszą przyjaciółką i nie widziałam cię ponad pół roku. Mam zacząć szukać pilota?
– Nie, dojedziesz samochodem. To godzina drogi od lotniska.
– W takim razie nie widzę problemu.
– Dobrze. Wracaj do pracy, zobaczymy się jutro. Masz zarezerwowany lot?
– Tak.
– To dobrze. Będziemy miały cały dzień, żeby pogadać, zanim tam dotrzemy.
– Izzy, co się dzieje? Masz jakieś kłopoty?
– Nie, chodzi tylko o to, że… Możesz mieć pewne trudności z odnalezieniem Serenaty. Przyślę ci mailem mapę – stwierdziła nienaturalnie radosnym głosem, jakby chciała coś powiedzieć, lecz nie mogła się zdobyć na odwagę.
Natasha zmarszczyła brwi. Izzy nigdy się tak nie zachowywała. Przynajmniej od czasu, gdy.
Otrząsnęła się ze złych wspomnień. To już przeszłość. Obie wydostały się z dżungli żywe, podobnie jak reszta. Wszystko skończyło się dobrze. Za jakiś czas znikną też nocne koszmary.
To jednak nie tłumaczyło dziwnego zachowania Izzy.
– Powiesz mi wreszcie, co się stało?
– Wychodzę za mąż.
– Co?!
– Za mąż. Wiem, wiem. To wszystko stało się tak nagle. Tylko że on musi wyjechać i w ten weekend chcemy zrobić zaręczynowe przyjęcie.
Natasha nic nie powiedziała. Izzy była rozsądną, mocno stąpającą po ziemi kobietą, ale jak wszyscy, miała słaby punkt. Ona wiedziała, co nim było. Izzy była w biurze, a ponieważ pracowała z nią również jej kuzynka Pepper, na pewno nie chciała przy niej zdradzać osobistych tajemnic.
– Posłuchaj, zobaczymy się w piątek i wtedy wszystko ci opowiem. Dobrego lotu. – Izzy rozłączyła się.
Dobrze. Poczeka do piątku, ale wtedy Izzy będzie musiała powiedzieć jej wszystko ze szczegółami.
Tymczasem musi zająć się swoją prezentacją. Ponownie przeniosła wzrok na monitor i zdecydowała się na purpurowe tło dla swoich slajdów.
Sala tronowa była jedną z najbardziej okazałych sal w całym pałacu. Emir Saraq siedział we francuskim fotelu, który nie bardzo pasował do wystroju wnętrza, i zaprosił nowo przybyłych, aby zajęli miejsce na niewielkiej sofie.
– Dziadku, wiesz, że nie podlegam twoim rozkazom – powiedział wysoki ciemnowłosy mężczyzna.
– Podlegasz, kiedy tu przebywasz.
– Przyjechałem tylko na chwilę.
Ich spojrzenia spotkały się. Wzrok emira był spokojny i władczy. Ze spojrzenia młodego mężczyzny nie sposób było nic wyczytać. Potrafił doskonale maskować swoje uczucia.
– Nie kłóćmy się, Kazim. To bardzo ważne.
Taka łagodność nie leżała w naturze emira, jednak Kazim znał jego talenty aktorskie.
– Chodzi o kolejne zaaranżowane małżeństwo?
– Nie. Ustaliliśmy już, że sam zdecydujesz, kiedy się ożenisz.
– Jeśli w ogóle się ożenię.
– Jeśli się ożenisz – powtórzył z wyraźną niechęcią dziadek.
– I z kim się ożenię.
– Tak.
Emir dodał coś pod nosem, ale Kazim udał, że tego nie słyszy. Czasem tak było lepiej, jeśli w ogóle miał zachować poprawne stosunki z dziadkiem.
– Łamiesz tradycję i nikogo nie słuchasz, ale dobrze wypełniasz swoje obowiązki.
– Dziękuję.
– Chciałem się z tobą widzieć, bo pojawiły się pewne groźby.
– Pod twoim adresem? – Kazim wyraźnie się zaniepokoił.
– Nie. Pod twoim. – Gdy Kazim nie odpowiedział, dodał: – A więc wiedziałeś o tym.
– To nie pierwszy raz, kiedy zdarza się coś takiego.
– Jesteś dla nich doskonałym celem, nie rozumiesz tego?
Emir od dawna nalegał, by Kazim wrócił do Saraq, gdzie byłby bezpieczny. Nie podobało mu się, że następca tronu podróżuje po świecie, angażując się w działalność pacyfistyczną.
– Ta twoja Międzynarodowa Rada Pojednawcza to świetny pomysł. Bardzo wzniosły. – Zrobił pauzę. – Tylko przedwczesny o jakieś pięćdziesiąt lat.
– Nie mogę tyle czekać. – Kazim wiele razy kłócił się z dziadkiem o swoją polityczną działalność.
– Uważam, że nie dbasz o swoje bezpieczeństwo. Zwolnienie ochrony i służących na cały weekend to bardzo nierozsądne posunięcie.
– Mam chyba prawo do odrobiny prywatności.
– Ja dbam o swoją.
– Tak, zatrudniając całą armię ochroniarzy.
– Jeśli to kobieta, przyprowadź ją do pałacu. Tu będziecie bezpieczni i nikt nie zakłóci wam spokoju.
– Nie chodzi o kobietę
– A zatem szkoda. Zbyt dużo pracujesz. Powinieneś się trochę rozerwać. – Po raz pierwszy dziadek uśmiechnął się.
Obaj wiedzieli, że Kazim nie zamierza zatrzymać się w pałacu. Nigdy tak nie robił. Na spotkanie z dziadkiem zjawił się prosto z samolotu, który już był szykowany do powrotnej drogi.
Emir wiedział ponadto, że jeśliby doszło między nimi do konfrontacji, Kazim bez wahania opuściłby Saraq, gdyby był pewny, że racja jest po jego stronie. Tym razem jednak nie chodziło o zwykłą sprzeczkę. Dziś nie był emirem, tylko dziadkiem, który troszczy się o bezpieczeństwo wnuka.
– Przynajmniej zostaw straż w Serenacie.
– To, w jaki sposób przyjmę swoich przyjaciół, to moja prywatna sprawa.
– Przyjaciół! – wybuchnął emir, nie kryjąc głębokiej troski o wnuka. – Co to za przyjaciele, którzy narażają cię na niebezpieczeństwo?
– To tylko dwa dni – powiedział miękko Kazim.
– A wiesz, ile czasu trzeba snajperowi, by wycelować i pociągnąć za spust?
– Poproszę Toma, żeby dokładnie sprawdził teren. I sprowadzę ochroniarzy. Ale nie mogę pozwolić, aby przyjęcie zaręczynowe mojego przyjaciela zakłócał pluton uzbrojonych żołnierzy.
– Sprawdziłeś listę gości?
– Dominik to mój przyjaciel. Razem wspinaliśmy się w górach. Moje życie zależało od niego, a jego ode mnie. Oczywiście, że nie sprawdzałem listy gości.
– Odwołaj przyjęcie!
– Zrobiłbyś to na moim miejscu? – Wiedział wiele o przeszłości dziadka. Odwaga i lojalność zawsze liczyły się dla niego najbardziej. – To, jaki jestem, to spuścizna po moich wspaniałych przodkach. Także i po tobie.
– Ot, mądrala – mruknął emir. – Nim się obejrzysz, a dostaniesz od życia po głowie.
– Kiedy to się stanie, pierwszy się o tym dowiesz – odparł z figlarnym uśmieszkiem Kazim, po czym skłonił lekko głowę i wyszedł.
Jego osobisty sekretarz czekał na zewnątrz, obok klimatyzowanego pojazdu.
– I co?
– Dziadek szpieguje mnie w moim domu. Chce, żebym obstawił Serenatę ochroną. Daj mi kluczyki.
Martin podał mu je z pewnym wahaniem.
– Chodzi o przyjęcie zaręczynowe Dominika, tak?
– Tak.
– No cóż, nie można odmówić mu pewnej racji.
– Posłuchaj, Martin. Przez całe życie jestem otoczony ochroniarzami. Choć raz chcę mieć normalne przyjęcie, jak zwykły człowiek.
– To twoja decyzja – powiedział z westchnieniem sekretarz, wiedząc, że tym razem nic nie wskóra.
– Jeśli nie mogę zaufać człowiekowi, z którym się wspinałem, nie mogę zaufać nikomu.
Martin rozumiał go, ale do jego obowiązków należało przypominanie szefowi o grożących mu niebezpieczeństwach.
– Nie wspinałeś się z jego dziewczyną ani z jej przyjaciółmi.
– Sądzisz, że Synowie Saraq mogą nasłać na mnie zamachowca? – Kazim nie krył zdumienia.
– To mało prawdopodobne, ale musimy być gotowi na wszystko.
– Daj spokój. – Uśmiechnął się. – Teraz myślę tylko o tym, że być może narzeczona Dominika jest piękną blondynką.
Wsiedli do auta i ruszyli w drogę.
Ku rozpaczy Martina i Toma Soltano, który był szefem bezpieczeństwa, przez całą powrotną drogę do Londynu Kazim pozostawał we frywolnym nastroju. W pewnej chwili, gdy powiedział coś szczególnie absurdalnego, Martin nie wytrzymał.
– Chyba żartujesz! – wybuchnął.
– Wręcz przeciwnie. Nigdy nie żartuję na temat swojej pracy.
Rzeczywiście, Kazim traktował swoją misję pokojową z największą powagą. Od lat prowadził mediacje w rozlicznych konfliktach, w które jego kraj był uwikłany.
Martin pomagał mu w tym dziele. Teraz rozłożył przed Kazimem rozkład zajęć. Były tam wypisane wszystkie spotkania na sześć miesięcy naprzód.
– Tylko zobacz. Nie masz ani chwili wolnego czasu.
– W takim razie będę go musiał wygospodarować.
– Może dlatego jesteś taki dobry w negocjacjach pokojowych, że wszyscy zaczynają cię nienawidzić i chcą jak najszybciej kończyć rozmowy.
Tom Soltano roześmiał się, po czym szybko zakasłał, aby ukryć swoją reakcję.
– Dobry sposób, bo skuteczny.
– Spójrz na ten miesiąc. Nowy Jork, Paryż, Saraq, Indonezja, Turcja. Nie wiesz nawet, czy zdołasz dojechać na ślub Dominika.
– Mam być pierwszym drużbą. Po prostu podam Dominikowi obrączki. Ile to może zająć czasu?
– Byłeś kiedykolwiek na angielskim ślubie?
– Naturalnie.
– Na takim prawdziwym, hucznym ślubie? Z ciotkami w ogromnych kapeluszach i zapłakanymi matkami?
Kazim zacisnął usta.
– Matki zawsze płaczą na ślubach, czy to w Bombaju, czy na Ziemi Baffina.