Księga magii - ebook
Księga magii - ebook
Nowa antologia po bestsellerowej Księdze mieczy ze świata epickiej fantasy – tym razem w roli głównej wiedźmy, czarodzieje i mroczne obrzędy.
Każdy Frodo ma swojego Gandalfa. . . i Sarumana. Czym byłby Harry Potter bez Albusa Dumbledore'a. . . i Severusa Snape’a? Bohaterowie dysponujący odwieczną mądrością i różnymi mocami, posiadający tajemną, często zakazaną wiedzę, czarodzieje i czarodziejki są kształtowani - lub zniekształcani - przez potężną magię, którą chce nimi zawładnąć.
W tomie siedemnastu najlepszych pisarzy fantasy - w tym laureaci wielu nagród: Elizabeth Bear, John Crowley, Kate Elliott, KJ Parker, Tim Powers i Liz Williams - rzucają cudowne zaklęcia, które przywołują tajemnicze, niesamowite, a czasem wręcz przerażające światy, w których króluje magia.
A do tego klasyczne opowiadanie George’a R.R. Martina Noc w Oberży przy Stawie, w którym autor odwiedza świat Umierającej Ziemi Jacka Vance’a, prowadząc nas do Krainy Przewracającego się Muru.
Kategoria: | Fantasy |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8202-130-1 |
Rozmiar pliku: | 2,0 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
WSTĘP
Czarnoksiężnik, czarownica, szaman, czarodziej, jasnowidz, zielarka, magik... opowieści o użytkownikach magii, tych, którzy rozmawiają z duchami, którzy znają starożytne sekrety i potrafią przywoływać ukryte moce, którzy widzą zarówno świat duchów, jak i świat fizyczny, co pozwala im wpływać na oba, istniały od zarania ludzkich dziejów, a nawet w dawniejszych czasach. W wielu siedliskach neandertalczyków odkryto fascynujące ślady rytualnej magii: obrządki pogrzebowe, podczas których zmarłych chowano z ich ulubionymi narzędziami i potrawami, niekiedy pokrywając ciało kwiatami; otoczony niskim kamiennym murkiem placyk, na którym umieszczono siedem niedźwiedzich głów, wszystkie zwrócone w jedną stronę; ludzka czaszka wbita na palik i również otoczona kamieniami... Neandertalska magia.
Kilkadziesiąt tysięcy lat później, w głębokich jaskiniach Lascaux, Pech Merle i Rouffignac, kromaniończycy również uprawiali magię. Być może nauczyli się tego od swych wymarłych neandertalskich kuzynów. W najmroczniejszych głębinach jaskiń, takich jak La Mouthe, Les Combarelles czy Altamira, w ich najodleglejszych, najbardziej izolowanych galeriach, kromaniończycy pokrywali kolejne ściany pełnymi życia, symbolicznymi obrazami przedstawiającymi zwierzęta z epoki lodowej. Mało kto wątpi w to, że te malowidła — i inne pokrewne obiekty: realistyczne gliniane figurki żubrów, konie rzeźbione w kości słoniowej, enigmatyczne figurki „Wenus”, obrysowane farbą, nachodzące na siebie odciski ludzkich rąk, znane jako macaroni — miały magiczny charakter i wykorzystywano je w czarodziejskich rytuałach, choć zapewne nigdy się nie dowiemy, jak one wyglądały. Na tych starożytnych ścianach odkryto też być może pierwsze wyobrażenie czarodzieja w całej historii człowieka — tajemniczą postać z głową jelenia, masywną i kudłatą, przyglądającą się barwnym malowanym zwierzętom biegającym po skalnej powierzchni.
Znaczy to, że magia jest starsza od sztuki. Niewykluczone nawet, że sztukę wynaleziono po to, by stała się narzędziem wyrażającym magię, czyniącym ją dotykalną i w związku z tym skuteczną. Zatem jeśli cofniemy się w czasie wystarczająco daleko, artysta i czarodziej stają się tym samym. Ta opinia po dziś dzień pozostaje bliska prawdy.
Opowieści o magii również istnieją od bardzo dawna. Zapewne znano je już wtedy, gdy myśliwi z epoki lodowej kulili się przy ognisku, słuchając wycia bestii w nieprzeniknionym mroku otaczającym ich ze wszystkich stron. W epoce brązu, gdy Homer opowiadał swe historie słuchaczom siedzącym przy ognisku, zawierały one oczywiste fantastyczne elementy — olbrzymy pożerające ludzi, zaklęcia i ochronę przed nimi, czarodziejki zamieniające mężczyzn w świnie. Słuchacze — przynajmniej ci lepiej znający świat — zapewne wiedzieli już, że to fantastyczne historie i traktowali je z dystansem. Pod koniec osiemnastego wieku z wielotysiącletniej tradycji przekazów ustnych — ludowych bajań, baśni, mitologii, pieśni i ballad, opowieści podróżników, historii o cudach, o małym ludku, nawiedzanych przez duchy monolitach czy olbrzymach śpiących pod wzgórzami — zaczęło się kształtować coś przypominającego współczesną literaturę fantasy. Na początku były powieści gotyckie, historie o duchach czy arabeski, ale w połowie następnego wieku pojawiły się bardziej wyrafinowane literacko utwory autorów takich jak William Morris czy George MacDonald, którzy przetwarzali ustną tradycję, tworząc nowe wyobrażone światy na użytek odbiorców wystarczająco wyrafinowanych, by mogli traktować fantastyczne elementy opowieści jako fikcję literacką, a nie budzące strach, na wpół zapomniane elementy wierzeń ludowych. Dla takich ludzi zostawianie spodka mleka dla skrzatów było raczej zabawnym pomysłem, a nie czymś, co sami byliby skłonni zrobić.
Pod koniec dziewiętnastego i na początku dwudziestego wieku najbardziej szanowani pisarze — Dickens, Twain, Poe, Kipling, Doyle, Saki, Chesterton, Wells — pisali fantasy w takiej czy innej postaci, choćby tylko opowiadania o duchach czy powieści gotyckie. Niektórzy, jak Thorne Smith, James Branch Cabell i lord Dunsany, uczynili nawet z tego coś w rodzaju swej specjalności. W miarę zbliżania się drugiej wojny światowej literatura fantasy zaczęła jednak popadać w niełaskę. Coraz częściej uważano ją za niemodną, „antynowoczesną”, niepostępową, społecznie nieodpowiedzialną, a nawet pożałowania godną. W sterylnych, pobawionych poczucia humoru latach pięćdziesiątych publikowano bardzo niewiele fantasy w jakiejkolwiek postaci. W Stanach Zjednoczonych ten gatunek nie istniał jako odrębna kategoria wydawnicza.
Gdy zaczynał się ostatni glacjał i lodowce nadciągnęły z północy, pokrywając większą część północnoamerykańskiego kontynentu, tysiące gatunków roślin, a także owadów, ptaków i ssaków, które były z nimi powiązane, wycofały się do lasów mieszanych na południu, w regionie znanym obecnie jako Great Smoky Mountains. W tych lasach przetrwały one długotrwałe panowanie lodu, aż wreszcie, gdy klimat się ocieplił, wróciły na północ, by odzyskać obszary opuszczone przez lodowiec. W podobny sposób pogardzane pulpowe magazyny publikujące fantastykę — „Weird Tales” i „Unknown” w latach trzydziestych oraz czterdziestych, a „The Magazine of Fantasy & Science Fiction”, „Fantastic” oraz brytyjskie czasopismo „Science Fantasy” w latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych — stały się lasami, w których ukryła się fantasy podczas długotrwałego odwrotu przed lodowcami zaangażowanego społecznie realizmu. Dzięki nim mogła ona przetrwać do czasów, gdy cieplejszy klimat pozwolił jej powrócić na opuszczone tereny.
W połowie lat sześćdziesiątych, głównie dzięki wysiłkom pionierów, takich jak Don Wollheim, Ian i Betty Ballantine, Don Benson i Cele Goldsmith literatura fantasy zaczęła ostrożnie wyłaniać się z lasów, w których się skryła. Po ogromnym sukcesie trylogii J.R.R. Tolkiena Władca pierścieni założono Ballantine Adult Fantasy, pierwszy oddział dużego wydawnictwa w Stanach Zjednoczonych poświęcony wyłącznie literaturze fantasy. Z biegiem lat pojawiały się następne, i w dzisiejszych czasach fantasy jest potężnym, różnorodnym gatunkiem, odnoszącym wielkie sukcesy komercyjne. Pojawiło się wiele podgatunków, takich jak literatura miecza i magii, fantasy epicka, high fantasy, fantasy humorystyczna, historyczna, umieszczona w światach równoległych, a także wiele innych.
W kilku ostatnich dziesięcioleciach najpopularniejsze wyobrażenie użytkownika magii to z pewnością dobroduszny, białobrody czarodziej, noszący kapelusz z opadającym rondem i dzierżący laskę. Ta wizja z pewnością wywodzi się przede wszystkim od Gandalfa Szarego Tolkiena i Dumbledore’a J.K. Rowling, być może z niewielką domieszką Merlina T.H. White’a. W dawniejszych czasach czarodzieje mieli jednak wiele twarzy — niekiedy mądrych i dobrodusznych, w innych przypadkach złych i straszliwych, a w jeszcze innych niejednoznacznych, stanowiących połączenie obu tych skrajności. Starożytni Grecy zwali magię wielką nauką. Sławny mistyk Agrippa uważał, że jest ona prawdziwą ścieżką prowadzącą do Boga. Z drugiej strony, w średniowiecznej Europie użytkownik magii był współpracownikiem diabła, pomagającym mu szerzyć zło na świecie i prowadzić dusze chrześcijan ku upadkowi i zgubie. Przez parę stuleci w chłodnym jesiennym powietrzu unosiły się dymy pozostałe po spaleniu setek czarownic i czarowników. Dla niektórych plemion indiańskich mag mógł być dobry albo zły, zależnie od tego, jaki użytek robił ze swojej mocy. Niemal każde ludzkie społeczeństwo ma własne wyobrażenie tych, którzy posługują się magią. W Meksyku czarodziej to curandero, brujo albo bruja. Na Haiti to houngan bądź quimboiseur. Dla Indian z Ameryki Północnej jest szamanem albo śpiewakiem, w żydowskiej mistyce kabalistą, Romowie zwali czarownice chóvihánni, a w niektórych wiejskich okolicach współczesnej Ameryki używa się słów hoodoo, root woman i conjure man, Maorysi z Nowej Zelandii mówią o tohunga mahutu... I tak dalej na całym świecie, zarówno w „prymitywnych” społeczeństwach, jak i w tych „postępowych”.
Prawda wygląda tak, że w głębi duszy wszyscy jesteśmy czarodziejami i dla większości ludzi magia pozostaje nieodłączną częścią naszego intuicyjnego dziedzictwa kulturowego. Gdy odpukujecie w niemalowane drewno albo krzyżujecie palce dla odegnania pecha, nie chcecie zmienić przynoszącej szczęście bielizny przed ważnym meczem bądź też specjalnie nie stawiacie stóp na szczelinach między płytami chodnika, by waszą matkę przestały boleć plecy — czy właśnie złośliwie je tam stawiacie — wdziewacie płaszcz czarnoksiężnika, próbujecie wpłynąć na rzeczywistość za pomocą magii. Paracie się nią w takim samym stopniu jak średniowieczny alchemik ze swymi tłuczkami i alembikami albo kromanioński szaman z maską niedźwiedzia i porożem na głowie, odprawiający swe rytuały w mrocznych głębinach jaskiń w Rouffignac.
W tej antologii starałem się uwzględnić cały świat magii. Znajdziecie w niej dobrych białych czarodziejów i najczarniejszych z czarnych magów. Odwiedzicie nawiedzane przez trolle wzgórza osiemnastowiecznej Islandii... Irlandię ery wiktoriańskiej, gdzie zastępy Sidhe przygotowują się do wojny... Dalekie, dzikie regiony Appalachów i wzgórza Kentucky, gdzie nadal można spotkać starożytne duchy... a także ulice współczesnego Nowego Jorku i Los Angeles, gdzie niebezpieczna magia czai się za każdym rogiem. Ale odwiedzicie też zrodzone z wyobraźni światy leżące poza miejscami i czasami, które znamy... Sławną, zaczarowaną metropolię o nazwie Califa; posępne bagna i rozsypujące się miasteczka Mesoge, gdzie umarli wstają, by polować na żywych; położone na skraju świata złowrogie miasto Uzur-Kaden, w którym tragiczni poszukiwacze przygód zbierają się, by wyruszać w podróże, z których rzadko wracają... Odwiedzicie Krainę Upadającego Muru w ostatnich dniach Umierającej Ziemi, by jeść i pić w Oberży przy Stawie (słynącej ze swych syczących węgorzy!); zatrzymacie się na Matce Targowisk w Messaline, by spotkać się z dziwacznym symulakrum i poznać Twórczynię Bijou, weźmiecie udział w Sto Dziewiętnastym Wielkim Sympozjum, któremu przewodniczy sam Magnus Wspaniały, by być świadkami rywalizacji między najpotężniejszymi magami na świecie; przyłączycie się do niebezpiecznych poszukiwań zimnych magów, którym zawdzięczają swój prestiż Wielkie Domy, władające alternatywną wersją Rzymu po upadku Imperium... Traficie do siedziby elfów, skąd może nie być ucieczki... Odbędziecie przejażdżkę w diabelskim Terraplanie, będziecie towarzyszyli wioskowemu czarodziejowi, toczącemu z pozoru beznadziejną walkę z najbardziej złą ze wszystkich magii... Spróbujecie przekonać kometę, by nie niszczyła świata... Będziecie walczyli z ożywieńcami o gorejących spojrzeniach, zjadaczką zabawek, złowrogą zaczarowaną książką... Poznacie doktora Dee, sławnego uczonego i maga; Masquelayne’a Niezrównanego, Bezokiego, władcę Czarnego Pagórka, Molloqosa Melancholijnego; dżinny, trolle, elfy, osteomantów, egregory, deodandy, gruny, erby, ghule, mantykory o ogonach skorpionów; lordów Sidhe; duchy strzegące Islandii; świętych i grzeszników; śpiewające głowy na palikach znane jako kallistochowie, podtrzymujące istnienie magii dzięki swej nieustannej pieśni; Archanioła Boba, Świętą Nierządnicę Niebios, Terror Podskakującego Chłopca i zięcia diabła.
Inspiracją dla tego typu marzeń jest magia — w gruncie rzeczy można by bronić tezy, że same są magiczne. Nie znikają łatwo, przechodzą z pokolenia na pokolenie, a nawet pokonują straszliwą barierę grobu; przekraczają wszelkie granice rasy, wieku, klasy, płci czy narodowości; a nawet samego czasu. Mam szczerą nadzieję, że marzenia, które tu przedstawiam, będą wpływały na umysły i serca ludzi, zachęcając ich do tworzenia nowych marzeń, jeszcze długo po tym, jak wszyscy związani z tą antologią obrócą się w proch.
Przełożył Michał Jakuszewski
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki