Księga ziaren - ebook
Księga ziaren - ebook
Odkąd pamiętam, byłem słuchającym uczniem: czy w szkole, czy na studiach, czy w samodzielnych poszukiwaniach. Wsłuchując się w głos mędrców, filozofów i nauczycieli chciałem przejść przez wszystkie dziedziny wiedzy, wszystko próbując zrozumieć. Ale przejść przez wszystkie dziedziny, tym bardziej rozumiejąc wszystko i dogłębnie, to prawdopodobnie zadanie niewykonalne - ja sam przynajmniej nie dałem rady.
Niemniej trochę zrozumiałem, i wiele przeszedłem, starając się przynajmniej dostrzec to, co w rzeczy istotne, szukając związku między rzeczami i porządku rzeczy. Jestem też przekonany, że dotarłem do tego, co najważniejsze, dlatego ośmieliłem się stwierdzić, że znalazłem mądrość - nie w tym sensie, że ją posiadłem, ale że znalazłem jej źródło.
W tej książce zebrałem szkice na różne tematy, z którymi zetknąć się może poszukiwacz mądrości, szczególnie taki, któremu - tak jak mi - wydaje się, że mądrość powinno się znaleźć w filozofii.
Kategoria: | Wiara i religia |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-970069-2-8 |
Rozmiar pliku: | 478 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Respice finem.(łac. ‘Patrz końca’)
Słyszałem anegdotę o człowieku, który ma w zwyczaju po powrocie z dalekiej podróży zapraszać przyjaciół na szczególny pokaz zdjęć. Pokazuje tylko kilkanaście kadrów, ale za to barwnie o nich opowiada. Mógłby pokazać i tysiąc zdjęć, rzetelniej dokumentując przebieg podróży, mógłby pokazać filmy, pokazując całą perspektywę opisywanych miejsc, ale on ogranicza opowiadanie do tych kilkunastu kadrów.
I ja także wybrałem się w daleką podróż, w poszukiwaniu mądrości, i znalazłem ją.
Nie byłem pierwszy. Podążałem za wskazówkami wielu, którzy znaleźli mądrość przede mną – znanych i nieznanych, profesorów i rybaków, logików i mistyków, filozofów i dziennikarzy, spekulujących i działających.
Nie dotarłem do celu jedyną możliwą drogą. Wiele jest pytań, na które odpowiada mądrość, a my różnimy się zainteresowaniami, potrzebujemy więc różnych dróg. Ale te drogi nie biegną w sposób dowolny. Są wartości, prawdy i tajemnice, w których świetle lub cieniu spotykają się podążający różnymi drogami do mądrości.
Nie jestem mędrcem, przewodnikiem w mądrości uznanym przez jakąś wspólnotę lub instytucję, ale miłośnikiem mądrości. Stąd charakter tej książeczki, zbioru szkiców, który przypomina właśnie wspomniany zbiór kadrów z podróży. Choć jednak są to tylko wybrane kadry, a ja jestem tylko miłośnikiem, dołożyłem wszelkich starań, aby pokazać mądrość w rozpiętości zagadnień i porządku rzeczy.
Wsłuchując się bowiem w mędrców, filozofów i nauczycieli chciałem przejść przez wszystkie dziedziny wiedzy, wszystko próbując zrozumieć. Ale przejść przez wszystkie dziedziny, tym bardziej rozumiejąc wszystko i dogłębnie, to prawdopodobnie zadanie niewykonalne – ja sam przynajmniej nie dałem rady. Niemniej trochę zrozumiałem, i wiele przeszedłem, starając się przynajmniej dostrzec to, co w rzeczy istotne, szukając związku między rzeczami i porządku rzeczy. Jestem też przekonany, że dotarłem do tego, co najważniejsze, dlatego ośmieliłem się stwierdzić na początku, że znalazłem mądrość – nie w tym sensie, że ją posiadłem, ale że znalazłem jej źródło.
Podział książki na części oddaje porządek chronologiczny tych poszukiwań: od refleksji nad poznaniem, przez próbę ogarnięcia kosmosu, przez zajęcie stanowiska względem Boga – które, ze względu na potencjalne skutki, uważam za najważniejsze zadanie poszukiwacza mądrości – aż do próby sformułowania spójnego poglądu na los człowieka, w rodzinie i w społeczeństwie, patrząc z perspektywy końca życia.
Ze smutkiem chce wspomnieć tu o największym zawodzie w poszukiwaniu mądrości, a mianowicie zetknięciu z kursami historii filozofii. Moim zdaniem, nie da się z nich nauczyć mądrości. Podobnie jest z popularnymi wprowadzeniami do filozofii, które są pisane jako przegląd poglądów. Ja sam zwątpiłem w rozum i straciłem wiarę w efekcie ich lektury. Filozofia już dawno odbiegła od sensu swojej greckiej nazwy philosophia, czyli ‘umiłowania mądrości’. W zasadzie poznawanie historii filozofii doprowadziło mnie do przekonania, że filozofowie tylko bywali miłośnikami mądrości.
Postępowanie w zgodzie z mądrością jest jednym z kryteriów oceny mądrości człowieka, ale tak często słyszałem mądre myśli od niemądrze postępujących ludzi, że przestałem przywiązywać wagę do autorstwa cytatów. Trochę z tego powodu, a trochę idąc za przykładem Bocheńskiego w Podręczniku mądrości tego świata, tylko w nielicznych przypadkach przytaczałem myśli w sformułowaniach autorów.
Spisując szkice przypominałem sobie, o czym myślałem na różnych etapach poszukiwań, stąd mam nadzieję, że książka znajdzie odzew u podobnie do mnie poszukujących mądrości. A jestem z tych, którzy bardziej cenią odpowiedzi niż pytania i którzy gotowi są zmienić odpowiedzi, jeśli znajdą ku temu dość powodów. Nade wszystko chcą jednak mądrość znaleźć, a nie tylko jej szukać, i gotowi są przyjąć choćby odblask mądrości, jeśli światło jest poza zasięgiem ich możliwości.Część I. Poznanie
Rozdział 1. Realność poznania
Fakt
Czasami warto zacząć od tego, co wydaje się oczywiste, i to jest właśnie taki przypadek. Otóż poznanie jest faktem, poznanie jest faktycznie poznaniem.
Nie jest to wcale oczywiste, a tylko wydaje się, bo niektórzy potrzebują dowodu, że poznanie jest właśnie poznaniem. Dla nich oczywiste jest to, że mylę się, że błądzę, że raczej coś mniemam, niż faktycznie poznaję.
Jedni wskazują, że zmysły mnie mylą, więc nie mogę ufać niczemu poza moimi myślami (albo ich myślami, tego akurat nie jestem pewien). Drudzy, stwierdzając błędy w dowodach lub brak dowodów, wątpią w wiarygodność moich przekonań. Inni zauważają, że wszystko się zmienia, a z tego wnioskują, że nic pewnego o rzeczach nie wiem (może poza tym, że rzeczy się zmieniają). Jeszcze inni podsumowują rezultaty mojego poznania i wyrażają przypuszczenie, że więcej nie wiem, niż wiem, a to stawia pod znakiem zapytania przekonanie, że dotarłem do istoty rzeczy.
Jeżeli przyjmę, że prawdziwym poznaniem może być tylko poznanie doskonałe – bezbłędne i pełne – to jestem w kłopocie. Istotnie, takie poznanie nie jest dla mnie dostępne. Ale jeśli dostrzegę, że to niedoskonałe poznanie pozwala jednak najpierw stwierdzić błąd, a potem znaleźć sposób jego uniknięcia, to mogę odrzucić karkołomne wnioski, płynące ze słusznych skądinąd obserwacji, i odpowiedzieć tak: „Owszem, nie poznaję doskonale, ale mogę poznanie doskonalić”. A skoro tak, poznanie jest faktycznie poznaniem, nie zaś tylko błądzeniem lub mniemaniem.
Istota
Kiedy wypowiadam się o istocie rzeczy, mam wtedy na myśli jedno z trzech: po pierwsze, to „coś”, co istnieje, i co jest różne od samego aktu istnienia; po drugie, kompletną, wyczerpującą definicję tego „cosia”; po trzecie, ujęcie charakterystycznych cech tego „cosia”, czyli taką definicję, która pozwala „cosia” rozpoznać i spotkać się z nim.
Co do pierwszego znaczenia, niektórzy twierdzą, że nie ma takich dwóch odrębnych „rzeczy”, jak istota i istnienie. Owszem, nie są to dwie różne rzeczy, jak groch i kapusta, i nie występują osobno. Ale nie jest tym samym to „coś”, co istnieje, i sam akt istnienia „cosia”. Bez rozróżnienia istoty od istnienia nie można sensownie oddzielić tego, co jest, od tego, czego nie ma.
Niektórzy popełniają taki błąd: jeżeli potrafią wyobrazić sobie jakąś istotę, traktują ją tak, jakby istniała. Na przykład wyobrażają sobie kosmitów, i już szukają funduszy na plan obrony przed ich najazdem. A przecież wyobrażalne to nie to samo, co możliwe, a możliwe to nie to samo, co istniejące.
Istota w pierwszym znaczeniu odnosi się więc do samej rzeczy – w tym, co poznawane, dostrzegam takie oto właśnie złożenie z istoty i istnienia. Dwa pozostałe znaczenia terminu „istota” odnoszą się do mnie jako poznającego i mojego pojmowania istoty (tej w pierwszym znaczeniu).
Mogę bowiem rozumieć istotę jako kompletną, ścisłą definicję rzeczy, czyli posługiwać się znaczeniem drugim. Niekiedy tylko udaje się taką definicję zbudować. Zwykle wtedy, gdy chodzi o rzeczy stosunkowo proste lub o twory wyobraźni. Poza tym, definicja jest ściśle związana z pewną klasyfikacją rzeczy. Rzecz, która w jednej szafie klasyfikującej rzeczy będzie zajmować osobną szufladę, w drugiej szafie klasyfikującej rzeczy będzie leżała razem z innymi rzeczami.
Z powodu tych trudności, czasami pojmuję istotę jako taką definicję, która ustala cechy dla rzeczy charakterystyczne, których rozpoznanie pozwala się z rzeczą spotkać – czyli posługuje się znaczeniem trzecim.
Jeśli rzecz jeszcze nie istnieje lub już nie istnieje, to nie mam oczywiście dostępu do istoty rzeczy w znaczeniu pierwszym. Mogę tylko udoskonalać poznanie istoty rzeczy w znaczeniach drugim i trzecim.
Poszukiwanie ścisłości i precyzji w definicji (czyli istoty w znaczeniach drugim i trzecim) jest samo w sobie cenne, dopóki nie przesłoni zasadniczego celu, czyli poznania rzeczy (istoty w znaczeniu pierwszym). Jeśli bowiem pomimo braku precyzyjnych pojęć, braku kompletnych dowodów, a nawet braku możliwości ustalenia charakterystycznych cech mogę rzecz poznać, to dotarłem do istoty rzeczy. „Potoczna metafora często wciska się w szczelinę, w której nie zmieściłaby się żadna definicja”, jak pisał Chesterton. Nawet jeśli więc poznałem niewiele – czasami niewiele to wystarczająco dużo.
(W projektowaniu oprogramowania stosuje się wariant tej mądrości znany pod skrótem YAGNI, od ang. You Ain’t Gonna Need It, czyli: ‘nie będziesz tego potrzebował’. Kierujący się ta zasadą nie dodają do programu funkcji, póki nie jest ona faktycznie potrzebna).
Rozdział 2. Poznawane i poznające
Środowisko
Nawet jeśli skupię uwagę na rzeczy lub zjawisku, to poznaję je w otoczeniu innych rzeczy lub zjawisk. Ogólnie biorąc, zwykle poznaję coś w jakimś środowisku. Środowisko jest tłem dla aktorów sceny poznania, czyli wybranych przeze mnie rzeczy lub zjawisk. Ale będąc tłem zarazem wpływa na ich kształt i ruch, ogranicza je i oddziałuje z nimi. Na przykład wybrana przestrzeń geometryczna decyduje o sumie kątów w trójkącie: na płaskiej kartce będzie to 180°, ale na kuli suma będzie większa.
(Dla niewierzących – uzasadnienie: proszę narysować trójkąt, którego podstawa będzie położona na równiku kuli, a boki będą południkami, czyli zbiegną się na biegunie; ponieważ południki przecinają równik pod kątem 180°, suma kątów w trójkącie wynosi co najmniej 180°).
Niektórzy uznają środowisko za niepodzielne poznawczo. Przekonują mnie, że nie ma elementów dających oddzielić się od całości. „Wszystko jest Jednością”, twierdzą. Jest to pogląd co najmniej bezpłodny, sprowadza bowiem poznanie do stwierdzenia istnienia tylko jednego, czyli właśnie środowiska. Można przyjmować go wyłącznie dla zabawy. Gdyby ktoś praktycznie ten pogląd przyjmował, to ani nie kupiłby w sklepie jedzenia, ani by dzika nie upolował, ani by korzonków nie pożuł, i szybko umarłby z głodu.
Jestem ze środowiskiem w nieustannym kontakcie poznawczym, ale ponieważ poznanie jest związane z uwagą skupioną na czymś, to generalnie nie mogę poznawać środowiska w całości. Zwykle nie mogę skupić uwagi na całości. Poznaję zatem środowisko w poszczególnych elementach, w sekwencjach zdarzeń, przez związki między rzeczami i zjawiskami.
Z punktu widzenia mnie jako poznającego, środowisko jako całość jest nieogarnialnym naczyniem pełnym rzeczy i zjawisk, które mogę chcieć poznać. Mogę też nie chcieć poznać, ale to już inne zagadnienie.
Poznawane
Dopóki nie zetknąłem się z refleksją filozoficzną, poznawałem to, co poznawałem. Ale zetknąwszy się z pewnymi filozofami – uznanymi za kluczowych w historii myśli ludzkiej, z którymi zatem trzeba się liczyć – jak posłuszny uczeń odczułem presję wywartą na mnie, by wątpić, co istotnie poznałem.
Jedni twierdzą, że poznaję tylko obraz w wyobraźni, że w żadnym razie nie poznaję tego, co ten obraz przedstawia, a w szczególności nie wiem stąd, czy w ogóle jakaś rzecz istnieje poza wyobraźnią. Drudzy twierdzą, że nie ma niczego w umyśle, co nie byłoby poznane w zmysłach, czego więc nie miałem w zmysłach, tego nie ma w ogóle. Inni dzielą na kategorie to, czego istnienie w swoim życiu zarejestrowali, a po tej operacji wydają wyroki, odmawiając istnienia temu, co w ich garniturze kategorii się nie mieści. Jeszcze inni twierdzą, że nie da się poznać tego, co nie istnieje tu i teraz. Są tacy, co twierdzą, że poznaję tylko rzeczy – bo przecież żadne zjawiska same w sobie nie istnieją – i tacy, co twierdzą, że poznaję tylko zjawiska – bo nie ma rzeczy oderwanych od zjawisk.
Wszystko to są tylko pozorne trudności. Poznaję przecież nie tylko jabłka (czyli konkretne rzeczy), ale także ich kolor (cechy); obserwuję dojrzewanie i spadanie (zjawiska); dbam o jabłonie i sady (czyli poznaję jabłka w relacjach z innymi rzeczami). To, co poznawane, nie musi wcale istnieć tu i teraz; tymczasowa nieobecność Aleksandra Wielkiego nie przeszkadza naukowcom pisać opasłych tomów na jego temat. Jeśli chodzi o kategoryzację tego, co poznawane, jest to czynność podobna do pakowania ubrań w szafy, a przecież jeśli komuś brakuje szafy na kolejne ubranie, to nie stwierdza: „Zatem takie ubranie nie istnieje”, ale dostawia następną szafę lub oddaje zbędne ubranie temu, kto szafę ma (a jeszcze piękniej uczyni oddając temu, kto nie ma ani szafy, ani ubrania). Co do zmysłów, z jednej strony, często poznaję nimi coś, co nie przechodzi mi przez wyobraźnię – i bardzo dobrze, bo bym oszalał z nadmiaru danych; z drugiej strony, w wyobraźni projektuję rzeczy, które dopiero po realizacji mogą zostać zarejestrowane przez zmysły. W kwestii dowodu na nieistnienie czegokolwiek poza umysłem, jeśli ktoś ten dowód znalazł, to cieszy się nim w absolutnej samotności, skutkiem prawdziwości tegoż dowodu jest przecież niemożność przekazania dowodu, a tym bardziej jego utrwalenia.
Niech tyle wątpliwości wystarczy. Wniosek: mądrze jest przyjąć, że faktycznie poznaję, i że poznaję to, co jest poznawalne – w tym wymienione trudności.
W kwestii niepoznawalnego nie da się zaś powiedzieć nic więcej ponad to: faktycznie niepoznawalnego nikt i nigdy nie pozna. W zasadzie mogę sobie niepoznawalnym w ogóle głowy nie zawracać.
Poznające
Poznając inne istoty żywe posługuję się potężnymi narzędziami, m.in. analogią, wyobraźnią i dedukcją, ale ściśle rzecz biorąc, nie wiem, jak poznaje np. mrówka.
Co więcej, nie mogę być pewny nawet tego, jak poznają bliźni. Zakładam, że tak samo, ale nie mam przecież bezpośredniego wglądu w poznanie innych. Wątpliwość wzmaga pewna obserwacja z lektury historii filozofii: często miałem poczucie, że poznaję jakoś inaczej, niż opisują to filozofowie.
Kiedy dzielę się rezultatami poznania, posługuję się wprawdzie uwspólnionymi komunikatami, np. w języku mówionym, ale czy mogę powiedzieć, że zawsze byłem dobrze zrozumiany? Lub że nigdy nie pomyliłem się w interpretacji komunikatu? Na oba pytania muszę odpowiedzieć przecząco. Ale kłopoty z interpretacją w żadnym razie nie wykluczają sukcesu komunikacji, tym bardziej poznania. Są tym, czym są, czyli kłopotami z interpretacją.
Co mnie, człowieka, czyni poznającym? Posiadam różne zmysły, czyli detektory wrażeń, bodźców lub stanów. Potrafię wykonać narzędzia, które udoskonalą naturalne zdolności zmysłów, a czasami dostarczą – poprzez zmysły – informacji o bodźcach, których w naturalny sposób w ogóle uzyskać bym nie potrafił, np. o promieniowaniu spoza pasma widzialnego. Posiadam umysł, na który składa się szereg takich zdolności jak pamiętanie i zapominanie, tworzenie znaków i wyobrażeń, operowanie tymi znakami i wyobrażeniami itp. Posiadam także różne fascynujące interfejsy między umysłem, zmysłami, narządami i narzędziami.
Moja konstrukcja poznawcza jest dość złożona, można by dodać jeszcze niejedno, a na koniec dochodzę do wniosku, że w poznaniu uczestniczę jako cały człowiek. Wspaniałym przykładem tej obserwacji jest Archimedes, którego duch i ciało uczestniczyły w odkryciu prawa wyporu: od zanurzenia w wodzie, poprzez namysł, aż do ekstatycznego opuszczenia wanny.
Różnię się od innych ludzi zdolnościami i ograniczeniami poznawczymi, a te zdolności i ograniczenia ulegają zmianom w ciągu życia. Wyszedłem z łona matki dysponując pewnym zasobem wiedzy i umiejętności – nie zaczynałem od czystej pamięci i niezdolnych do ruchu organów. Uczę się, popełniam błędy, dotykam granic możliwości, przesuwam te granice i doskonalę poznanie. Może być też inaczej: na skutek choroby lub z upływem lat mogę wiedzę i umiejętności tracić.
Zarówno czynność poznania, jak i jego rezultaty, zależą od kondycji fizycznej, charakteru i motywacji. Jako człowiek cherlawy, o słabej woli i nastawiony do świata cynicznie będę miał inne możliwości i ograniczenia, niż jako człowiek wysportowany, o silnej woli i wierzący. Przy różnej konstrukcji poznawczej mogę – ale nie muszę – czego innego szukać i, w efekcie, co innego znaleźć.
Będąc poznającym, mogę być zarazem poznawanym. Co więcej, jest to jedno z najbardziej doniosłych zadań nas jako poznających, zwięźle ujęte w starożytnej delfickiej maksymie: „Poznaj samego siebie”.
Perspektywy
Poznając rzecz lub zjawisko w innej perspektywie nie tylko poznaję to samo, ale inaczej. Czasami w jednej perspektywie poznaję więcej, a w innej – mniej. Czasami w jednej perspektywie poznaję niewiele, ale z pożytkiem, w innej zaś wiele, ale bez istotnej korzyści.
Niektórzy przyjmują więc pogląd, że jeśli rzeczy lub zjawiska nie zbada się ze wszystkich perspektyw, to nie można powiedzieć, że rzecz lub zjawisko zbadało się rzetelnie. Niektórzy zwolennicy tego poglądu w praktyce powstrzymują się jednak od zbadania wszystkich perspektyw, gdy chodzi o zdrowie lub życie. (Co najmniej wtedy, gdy chodzi o ich zdrowie lub życie).
Przeciwnicy tego poglądu twierdzą, że istnieje tylko jedna słuszna perspektywa, przy czym przeważnie jest to perspektywa ich samych. Jeżeli byłaby to mowa o Bogu, Jego perspektywa z pewnością jest jedyną słuszną – wszak wie wszystko. Jeśli jednak chodzi o jakiegoś człowieka, cóż, kwestia jest sporna.
Niektórzy próbują obejść tę sporność i podstawiają za człowieka naukę, tj. twierdzą, że pojedynczy człowiek nie ma jedynej słusznej perspektywy, ale za to ma ją nauka. Mógłbym na upartego zgodzić się z tym poglądem, tylko że nauka nie chce lub nie może wypowiadać się na wiele tematów, które akurat mnie interesują, a tam, gdzie się wypowiada, też nie ucieknę od różnic w poglądach, które wypowiadają zwykle poszczególni naukowcy, mający wszak różne perspektywy.
Mądrze jest przyjąć, że nikt z nas nie posiada jedynej słusznej perspektywy, i że nie posiada jej też nauka. Mądrze jest więc poznawać inne perspektywy. Ale jeśli ryzykuje bez mocnego uzasadnienia swoje zdrowie, życie lub zbawienie dla uzyskania kolejnej perspektywy poznania, to jestem głupcem. Jak uczy przysłowie: „Mądrej głowie dość dwie słowie”, tj. mądry człowiek nie musi poznać wszystkich perspektyw poznania rzeczy lub zjawisk, by znaleźć właściwy do nich stosunek.
Co więcej, jest wręcz jedną z miar mądrości: być mądrym przed szkodą. Mądrość zobowiązuje nie tylko lekarzy, ale także polityków, sędziów i naukowców, aby przede wszystkim nie szkodzić (łac. primum non nocere). Chociaż bycie tym, który szkodę poniósł, jest istotną perspektywą (nie da się ukryć), to mądrość zaleca unikać niepotrzebnej szkody, nawet kosztem utracenia tej ważnej skądinąd perspektywy.